NIE ZAWSZE DOBRZE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy rankiem Karolina otworzyła oczy, czuła się jakby nie przespała ani jednej minuty. Głowa ją bolała, oczy miała zapuchnięte, a budzik nie chciał przestać dzwonić. Pierwszą jej myślą tego dnia była chęć pozostania w domu i przespania następnych dwudziestu czterech godzin. To nie było zupełnie w jej stylu. Nawet w najgorszym czasie wstawała, ubierała się i szła do pracy bez chwili zawahania. Nakryła głowę kołdrą, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Nie odpowiedziała, więc drzwi same się otworzyły.

- Hey Młoda. Na pewno czujesz się nie najlepiej. Zostawiam Ci sok, a Ty zbieraj się, zawiozę Cię do pracy. – powiedział Jasiek, odsłonił okno, spojrzał na nią, po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Usiadła na łóżku, sięgnęła po szklankę i upiwszy spory łyk, pomyślała o tym co ją czeka. „To nie będzie przyjemne." – po chwili była już pod prysznicem, korzystając z dobroczynnego wpływu wody. – I jak tam? Gotowa? Zrobiłem Ci śniadanie. – usłyszała zza drzwi głos brata.

- Daj mi 5 minut. – spojrzała w swoje odbicie, a zaraz potem na zegarek. Doprowadziła się do porządku wyjątkowo szybko. – Jack miał mnie zawieźć do pracy. – powiedziała do brata, sięgając po kubek kawy, który dla niej przygotował.

- Raczej na to nie licz. Musi odespać. Miał wczoraj kiepski wieczór. – Jasiek spojrzał na nią jednoznacznie.

- Jasiek daj spokój. Nie mam zamiaru się z niczego tłumaczyć. – dokończyła szybko kawę, zaczęła ubierać płaszczyk. – Jedziesz? Troszkę mi się spieszy. – wyszła zanim zdążył odpowiedzieć. Wiedziała, że przeciąga strunę, ale atak był w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Inaczej musiałaby jeszcze raz przeżyć traumę ostatniego wieczoru, a to było ostatnim, na co miała teraz ochotę. Milczała całą drogę, patrząc za okno.

- Miłego dnia. – powiedział do niej Jasiek, gdy podjechali na parking. Karolina wysiadając z samochodu, spojrzała na niego znacząco.

- Brat, jeśli to miało być śmieszne, nie wyszło Ci.

- Nie chcesz się tłumaczyć, więc mniemam, że według Ciebie nic się nie wydarzyło. Udajesz, że wszystko jest w porządku. Stąd wnioskuję, że ten poniedziałek nie będzie się różnił niczym od wszystkich poprzednich, czyli będzie przyjemny. – patrzył prosto w oczy siostry, doskonale ją znając. Przygotował sobie tą mowę wcześniej, wiedząc, że da jej wiele do myślenia. Nie skomentowała nawet jednym słowem. Trzasnęła drzwiami i pomachała mu na pożegnanie.

Kiedy tylko podeszła do drzwi swojego biura, zobaczyła Bartka opierającego się o ścianę.

- A Oskara dostaje Karolina. – powiedział tylko. – Słyszałem, że niezłe przedstawienie zafundowałaś naszemu Brytyjskiemu koledze. – wszedł za nią do biura, nie czekając na zaproszenie.

- Cześć. – odłożyła torebkę na stolik. – Daruj mi, proszę. Chociaż Ty mi daruj. Wiem, że narozrabiałam. Nasłuchałam się już od Jaśka. Jestem pewna, że w przeciągu 15 minut zadzwoni Izka. Naprawdę nie mam na to wszystko siły. – popatrzyła na niego. W oku poczuła zbierającą się łzę. Bartek podszedł do niej bliżej, przytulił ją delikatnie mówiąc:

- Karo, a nie uważasz, że najlepszym rozwiązaniem, będzie opowiedzenie mu wszystkiego?

- Nawet nie wiem od czego miałabym zacząć. Zastanawiam się nad tym już bardzo długo. – powiedziała opierając brodę o jego ramię. – Dziękuję. – cmoknęła go w policzek, a w tym samym momencie rozdzwonił się jej telefon, utworem zapowiadającym rozmowę z Izką. – No i widzisz? – zajrzała do torebki w poszukiwaniu telefonu. Gdy tylko nacisnęła klawisz odbioru połączenia usłyszała:

- Czy Ty całkowicie straciłaś rozum? – nie musiała nawet przykładać słuchawki do ucha. Izka mówiła tak głośno, że nawet zestaw głośnomówiący byłby zbędny. Bartek dał znać, że wróci za jakiś czas. – Nie zdziwię się, jeśli Jacka nie będzie popołudniu – kontynuowała wywód Izka. – Masz zamiar tak milczeć, czy doczekam się jakiegokolwiek wyjaśnienia tego co się wczoraj wydarzyło, zaraz po wyjściu od nas. Obserwowałam Cię całe popołudnie. Nic nie zapowiadało katastrofy. Halo, jesteś tam? Nie mam ochoty mówić w próżnię. – wydawała się być poirytowana, co wcale Karolinę nie dziwiło.

- Oczywiście, że jestem. Nie musisz tak krzyczeć. Obudzisz Maksa. – skruszona odpowiedziała przyjaciółce – I nie jestem Ci w stanie wyjaśnić co się stało... Widziałam Jacka tak fajnie bawiącego się z Młodym i coś we mnie pękło. – dodała po chwili. – A teraz wybacz mi kochana, ale mam pracę do wykonania i nie chcę się rozkleić. Możesz być spokojna. Jasiek zadzwonił i do Ciebie i do Bartka. Przekaz dotarł. Jestem pod obstrzałem Was wszystkich, a uwierz mi, nie mam na to najmniejszej ochoty.

- Karo, nie pozwolę Ci znów popaść w ten stan. Zabraniam. Czy Ty mnie słyszysz?

- Musiałabym być głucha, aby Cię nie słyszeć. Izuś, kocham Cię, ale zadzwonię wieczorem, jak ogarnę ten bałagan, który sama zrobiłam.

- Jeśli będzie co ogarniać. Na razie. – rozłączyła się. Karolina dopiero teraz zrozumiała co przyjaciółka miała na myśli. Nie wzięła pod uwagę, takiego obrotu sprawy. Poczuła wielki ścisk w żołądku.

- Ty chyba nawet nie podejrzewasz jak bardzo jemu na Tobie zależy, co? – usłyszała zza pleców głos Bartka. – Przepraszam ale niechcący podsłuchałem ostatnie zdanie Izki. Ja uważam, że możesz być spokojna. Widziałem jak on na Ciebie patrzy. Tak łatwo się nie podda. To typ wojownika. – podał jej kubek z parującą kawą i wrócił do pracy. Karolina siedziała przy biurku i przez chwilę starała się uporządkować biegające po głowie myśli. Chwyciła telefon i wystukała na klawiaturze krótkiego sms: „Chciałabym porozmawiać." Nie minęła minuta, gdy dostała odpowiedź: „Masz mi wiele do wyjaśnienia." Nic więcej. Ani emotikony, ani życzeń miłego dnia. Ścisk wnętrzności nie puszczał. Dzień zapowiadał się jeszcze mniej przyjemnie niż wczorajszy.

Jak tylko mogła, starała się skupić na pracy. To był jej sprawdzony sposób na nerwy i smutki. Bartek zajrzał parę razy do jej biura, upewnić się czy wszystko jest w porządku – jeśli tylko takie może być w zaistniałej sytuacji. Gdy tylko spoglądała na niego, wiedział, że ma o czym myśleć, ale da sobie radę. Nauczyła radzić sobie w takich sytuacjach. Co chwila spoglądała jednak na wyświetlacz telefonu w oczekiwaniu na sms-a lub maila, na które po cichu liczyła.

- Wychodzisz normalnie? – zapytał Bartek zaglądając do niej pod koniec dnia.

- Nic nie zapowiada aby było inaczej. Zresztą lepiej abym nie została po godzinach. Mam jedną sprawę do wyjaśnienia i lepiej, jeśli załatwię to wcześniej, niż później. – spojrzała na niego. Wiedziała, że martwi się o nią tak samo jak Jasiek.

- Zabiorę Cię. Z tego co wiem, nie masz dziś samochodu, a Jack, raczej po Ciebie nie przyjedzie.

- Jesteś tego taki pewien, bo? – nie liczyła na to, że Jack się pojawi, ale była ciekawa skąd w Bartku tyle pewności, co do tego.

- Bo rozmawiałem z Jaśkiem. Siedział z nim cały wczorajszy wieczór i pół nocy, a troszkę go już poznał, więc oboje wnioskujemy, że raczej się tutaj nie pojawi.

- Byłabym zaskoczona, gdyby było inaczej. Dziękuję Bartek. – uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy. – Daj mi 10 minut i będę gotowa.

- Będę czekał na schodach.

W drodze do domu, Karolina była tak samo milcząca, jak podczas porannej trasy spędzonej w towarzystwie brata. Kiedy usłyszała, że w torebce dzwoni telefon, zapowiadający rozmowę z Izką, nawet nie starała się znaleźć go na czas. Bartek spojrzał na nią wymownie, nic nie mówiąc, ale Karo natychmiast powiedziała:

- Obiecałam jej zadzwonić wieczorem i dotrzymam słowa, ale teraz nie mam ochoty wysłuchiwać kolejnego wykładu.

- Może coś się stało?

- Jeśli coś się stało w ciągu następnych 30 sekund zadzwoni jeszcze raz, jeśli nie, nie mam co się martwić. – spojrzała na zegarek, a gdy minęło pół minuty, uśmiechnęła się do niego po czym odwróciła głowę w stronę okna.

Wysiadając pod blokiem, podziękowała Bartkowi za podwózkę a zamykając drzwi usłyszała:

- Zadzwoń proszę i daj znać, czy wszystko jest w porządku.

- Spotkajcie się może wszyscy razem, nie będę musiała wykonywać tylu telefonów. – zajrzała do samochodu od strony kierowcy. – Nie martw się. Nabałaganiłam, więc zrobię wszystko aby to naprawić. Dam znać. Na razie. – zamknęła drzwi i spojrzała w swoje okna. Wszystkie były pozamykane. Wchodząc po schodach, miała wrażenie nóg jak z waty. Kiedy otwierała drzwi, jej ręce się trzęsły a żołądek miała ściśnięty, tak mocno, że nabranie powietrza w płuca sprawiało jej ból.

- Jack. – zawołała kiedy była już w środku. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. W mieszkaniu było tak cicho, jakby wróciła do niego po miesiącach nieobecności. Usiadła pod drzwiami a po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Po chwili wstała energicznie i zajrzała do pokoju, gdzie Jack miał swoje rzeczy. Zobaczywszy, że wszystkie ubrania są w tym samym miejscu, gdzie je położyła, odetchnęła z ulgą. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo bała się, że przewidywania Izki okażą się prawdziwe. Zastanawiała się co by zrobiła, gdyby rzeczywiście, Jack spakował swoje ubrania i wyjechał. Spojrzała za okno na zachodzące już słońce. Stała tak w oknie przez dłuższą chwilę, myśląc gdzie mógł się podziać. Nigdy nie lubiła czekać. Godziny spędzone na oczekiwaniu na cokolwiek traktowała jak stracone w życiu. Tym razem jednak wiedziała, że sama jest sobie winna, a chłopak na pewno potrzebuje czasu, aby sobie wszystko poukładać. Chwyciła za telefon i szybciutko wystukała krótką wiadomość: „Czekam na Ciebie w domu." Nie dostała żadnej odpowiedzi, więc odłożyła telefon na półkę a sama poszła do kuchni. Gotowaniem często wypełniała czas. Pomyślała, że przy dobrej kolacji lepiej będzie się rozmawiać, o tym, o czym nie miała ochoty mówić. Była jednak pewna, że tym razem, jednak nie uda jej się tego uniknąć.

Po dwóch godzinach, gdy za oknem zrobiło się już całkiem ciemno, usłyszała brzęk kluczy. Podeszła do drzwi i otworzyła je zanim Jack włożył klucz do zamka.

- Cześć. – spojrzała mu prosto w oczy.

- Cześć. – patrzył na nią przez dłuższą chwilę.

- Jesteś głodny? – zapytała.

- Naprawdę? To jedyne co masz mi do powiedzenia? – powiedział niemal natychmiast, nadal wpatrując się w nią.

- Wiesz dobrze, że nie...

- Karolino, sęk w tym, że właśnie nie wiem. Niczego nie wiem. Myślałem cały dzień o tym, czy wczoraj zrobiłem cokolwiek, co mogłoby wpłynąć na Twoje wczorajsze zachowanie, ale nie wymyśliłem niczego mądrego. Czegokolwiek głupiego też nie wymyśliłem, więc nie wiem... Cały czas prosisz mnie o cierpliwość, ale na co liczysz, gdy dzieje się coś takiego jak wczoraj wieczorem? Nie miałem pojęcia jak zareagować. Wszyscy dookoła mówią mi, że Twoje „obiecuję" jest pewne. Chcę w to wierzyć. Ale czasami po prostu nie wiem co robić. – cały czas nie przestawał na nią patrzeć. Karo widziała w jego oczach smutek. – Wczoraj byłem całkowicie bezsilny. Jedyne co przyszło mi do głowy to telefon do Jaśka.

- Jack, chciałabym Ci wszystko powiedzieć, ale nie wiem od czego zacząć. Nie mam pojęcia, jak to wyjaśnić.

- Ciągle to powtarzasz. I wygląda mi na to, że niczego więcej od Ciebie nie usłyszę. – powiedział cicho, przechodząc obok niej. Usiadł na kanapie. – Prosisz mnie abym Ci zaufał. To powinno działać w obie strony, nie uważasz? – dodał, gdy siadła obok niego.

- Gdyby tylko o to chodziło... Jack, mój problem nie ogranicza się do zaufania. To wiele bardziej skomplikowane niż może Ci się wydawać. Mam za sobą wiele nieprzyjemności i chciałabym aby nigdy się nie wydarzyły. Gdyby tak było pewnie nigdy nie poznałabym Ciebie. Życie zawsze toczy się własnym torem. Zwykle innym niż ten, który wytoczylibyśmy sam. Na większość zdarzeń nie mamy żadnego wpływu. Musimy dostosować się do tego, co zgotuje nam los. Tak jest właśnie ze mną. Staram się każdego dnia ułożyć sobie wszystko po nowemu. Czasem jednak mała rzecz sprawia, że wszystkie rany otwierają się na nowo i nie mogę nic na to poradzić. Tak było wczoraj... - zakończyła prawie szeptem.

- Przez ostatnie parę godzin spacerowałem, chodziłem po parku. Próbuję sobie czasem wyobrazić co takiego stało się zanim mnie poznałaś, ale nie mam pojęcia, w którą stronę powinny biec moje myśli. Widziałem wiele zdjęć i tutaj, i u Twoich rodziców, i u Izki. Jedyne czego się domyśliłem, to że przede mną był facet, którego mocno kochałaś. Pierścionek, który nosisz na palcu, też może o tym świadczyć. Ale to są tylko moje domysły. Hipotezy, które sobie stawiam i do których mogę jedynie dopasowywać to co usłyszę przypadkiem od Ciebie, od Izki czy od Jaśka. Niczego nie wiem na pewno. Domyślam się, że nic z tego co się wydarzyło, nie było łatwe ani przyjemne. Chciałbym jakoś pomóc, wesprzeć Cię w takich chwilach jak wczoraj, wiedzieć do powiedzieć aby było dobrze, ale dopóki nie powiesz mi co takiego się wydarzyło, nie będę potrafił. – odwrócił się do niej, nadal patrząc w oczy. Znalazła w nich obok wcześniejszego smutku, zrozumienie.

- Jack... Doceniam, że się starasz. Cieszę się, że jesteś obok. – chwyciła go za rękę – Od kiedy Cię poznałam, mam wrażenie, że otworzyły się przede mną nowe drzwi, nowe możliwości... Uczę się Tobie ufać. Wiem, że to co mówię, brzmi jak banał... ale nie wiem co więcej Ci teraz powiedzieć. Oczekujesz ode mnie wyjaśnień i szczerze mówiąc, nie dziwię się. Będąc na Twoim miejscu, też wiele chciałabym wiedzieć, ale ...

- Czekałem na to „ale". – cały czas przyglądał jej się uważnie, chłonąc każde słowo. Czekał z nadzieją na ciąg dalszy, nie spodziewając się, że cokolwiek więcej usłyszy. Tym razem Karolina go zaskoczyła.

- To nie tak... Rzeczywiście, był ktoś w moim życiu zanim poznałam Ciebie, co nie powinno raczej Cię dziwić. Bardzo go kochałam. Ten pierścionek – dotknęła obrączki na swoim palcu – jest od niego. Nie potrafię go ściągnąć. Jest częścią mnie samej. Przypomina mi bardzo wiele dobrych chwil. Zobaczyć go możesz na bardzo wielu zdjęciach, bo stanowił sporą część mojego życia przez kilka lat. Nie chcę zapomnieć. Ale teraz go tutaj nie ma i to już się nie zmieni. – spojrzała jeszcze raz na niego. – Zrozum. To irracjonalne, ale dla mnie każde wspomnienie związane z nim jest jak otwarcie zasklepionych już ran. Przepłakałam mnóstwo dni. Byłam, można by to ująć, mało towarzyska, delikatnie określając to co się ze mną działo. Nie chcę aby to wróciło... wczoraj... wróciło w małej tylko cząstce... nie chcę o tym mówić. Nie chcę się tłumaczyć z tego, bo to jest niewytłumaczalne... Przynajmniej na razie. Jesteś w stanie mi wybaczyć? Zrozumieć w jakikolwiek sposób moje postępowanie? – patrzyła w jego zielone oczy, czekając na reakcję. – Jeśli Cię to pocieszy, nie było mi dziś łatwo. A jakby tego było mało, wszyscy na mnie się dziś uwzięli. Rano zaczęło się od Jaśka, który oczywiście nie omieszkał powiadomić Bartka i Izkę... więc jak tylko dotarłam do pracy dostałam po uszach jeszcze od nich. – zaśmiała się teraz na wspomnienie telefonu przyjaciółki.

- Martwią się o Ciebie. Tutaj nie ma się z czego śmiać. Gdybyś zobaczyła minę Janka, jak Cię zobaczył, gdy wczoraj tu przyjechał. Wystraszył się.

- Mogę się jedynie domyśleć i przeprosić Was wszystkich, ale to było silniejsze ode mnie. – cały czas nie puszczała jego ręki. – więc jak będzie? Wytrzymasz ze mną jeszcze troszkę?

- Nawet nie wiesz, ile jestem w stanie znieść, byle tylko zobaczyć Cię kiedyś całkowicie szczęśliwą. – powiedział tak poważnym tonem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszała. Przypomniała sobie poranne słowa Bartka.

- Chciałabym zasługiwać na takie poświęcenie. – odpowiedziała mu tak samo poważnie.

- Wygląda na to, że nie znasz wartości samej siebie. Zasługujesz na wiele więcej. Nie wiem tylko, czy ja jestem w stanie Ci tyle zapewnić. – wstał i przytulił ją mocno do siebie. – Kiedyś na pewno będzie dobrze, a ja postaram się być przy Tobie, jeśli tylko mi na to pozwolisz.

- Powiedziałam Ci ostatnio, żebyś starał się bardziej. Wychodzi na to, że ja powinnam starać się mocniej od Ciebie. Przepraszam. – szepnęła mu do ucha.

- Nie przepraszaj za to jaka jesteś. – tulił ją, uśmiechając się bardziej sam do siebie, niż do niej. Spacerując po parku, nie spodziewał się takiego rozwoju rozmowy. Zdawał sobie sprawę, że ani dla niego, ani tym bardziej dla niej, nie będzie ona łatwa. Okazało się, że było nienajgorzej.– A teraz bym coś zjadł. – Widział po minie Karoliny i po reakcji jej organizmu jak bardzo jej ulżyło.

- Dziękuję. – uśmiechnęła się szeroko, widząc jego spojrzenie. Poczuła, że chciałby dziś wiedzieć więcej, ale nie będzie naciskał. – Muszę podgrzać bo troszkę już wystygło. – Podeszła do kuchenki i po chwili nałożyła mu do miseczki pachnące leczo. – Smacznego. – powiedziała siadając obok niego z porcją dla siebie.

- Bardzo dobre. – pochwalił Jack.

- Pomyślałam, że przy dobrej kolacji przyjemniej będzie się rozmawiało.

- Wolałem wyjaśnić wszystko przed posiłkiem aby nie psuć wieczoru. – mrugnął do niej. Starał się dać jeszcze bardziej do zrozumienia, że nie ma jej niczego za złe. Po wszystkich jej słowach oraz po tym, czego dowiedział się od Jaśka, jeszcze bardziej obawiał się tego co finalnie może od niej usłyszeć. Już podczas spaceru, postanowił, że poczeka aż sama mu wszystko wyjaśni. Z takim nastawieniem wrócił z parku. Podejmowanie decyzji nigdy nie było dla niego łatwe, ale gdy już ją powziął, odczuwał ulgę. Patrząc na Karolinę podczas posiłku był pewien, że nie mógł inaczej postąpić.

- Przepraszam Cię na chwilkę, ale muszę jeszcze obdzwonić parę osób. – popatrzyła na niego, jak tylko skończyła jeść. – Nabroiłam wczoraj bardziej, niż mi się wydawało, a jeśli nie zadzwonię przez najbliższe 15 minut, jak nic będziemy tutaj mieli nalot całej mojej grupy wsparcia. – zażartowała wykręcając numer w pierwszej kolejności do brata. – Cześć Jaśku. – powiedziała na powitanie.

- O proszę, kogo moje szanowne uszy słyszą? Jednak postanowiłaś się do mnie odezwać? – zapytał brat nie całkiem poważnie.

- Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Dziękuję Ci za wczoraj a jeszcze bardziej za dziś rano. Przepraszam, że byłam niemiła. – powiedziała nie biorąc sobie do serca, powitania brata. – Wiesz, że bez Ciebie nie dałabym rady.

- I od tego jestem, siostra. Nie przepraszaj. – teraz był już całkiem poważny. – A jak sytuacja?

- Opanowana, nie wiem na jak długo, ale nie wszystko udało mi się przemilczeć, jak początkowo sobie zakładałam.

- Nie możesz się zachowywać jakby nic się nie stało. Nie po wczorajszej akcji.

- Wiem, że się przestraszyłeś. Dlatego chciałam Cię przeprosić.

- Prawda, przeraziłem się ale ja już Cię widziałem w gorszym stanie. Jack nie widział Cię jeszcze takiej jak wczoraj.

- Dopiero dziś zrozumiałam parę spraw. – powiedziała bardziej do siebie niż do słuchawki. Uśmiechnęła się patrząc na Jacka dokładającego sobie jeszcze jedną porcję leczo. – Jest u Ciebie jeszcze Bartek? – dopytała na koniec.

- Zrobiłaś sobie listę i odhaczasz kogo już masz z główki? – zaśmiał się brat. – Już Ci go daję, poczekaj momencik, przeżuwa. – przekazał słuchawkę.

- Hey Bartek. – powiedziała nadal się uśmiechając. – Nieźle namieszałam, co?

- Ciężko było? – zapytał z zaciekawieniem.

- Myślę, że możesz mieć rację co do Jacka.

- Karo, jestem tego pewien.

- Nie wiem tylko, czy zasługuję na to wszystko. Mimo wszystko chciałam Ci bardzo podziękować, bardziej za to, że wytrzymałeś dziś ze mną. Wiem, że nie było łatwo.

- No co Ty, bywało gorzej. – skomentował ze śmiechem. – Mam tylko jedną do Ciebie prośbę? Zadzwoń do Izki. Ona doskonale wie, że nie chcesz teraz z nią gadać, ale jeśli jeszcze raz zadzwoni do mnie, albo do Jaśka, wyłączymy telefony. – prosił prawie błagalnym tonem. Karolina zaśmiała się głośno, czym zwróciła uwagę Jacka. Patrzył na nią pytającym wzrokiem znad talerza.

- Dobrze, uwolnię Was od mojej kochanej Męczyduszy. Widzimy się jutro w pracy. Dziękuję jeszcze raz.

- Od tego jestem, trzymaj się Mała i pozwól się Izce wygadać, co?

- Myślisz, że będę miała ochotę się rozłączyć? – poczuła mały niepokój.

- Nawet więcej, jesteśmy tutaj tego pewni. No to pa! Nie trzymaj jej dalej w niepewności. – zaraz po tym usłyszała przerywany sygnał, świadczący o zakończeniu połączenia. Z telefonem w dłoni usiadła przy stole obok Jacka. Wiedziała, że Izka zamartwia się w domu, czekając na jakiekolwiek informacje od niej.

- Coś się stało? – zapytał chłopak z zatroskaną miną, odkładając pustą miskę do zlewu.

- Poza tym, o czym wszyscy wiemy, mam nadzieję, nic... Ale czeka mnie jeszcze rozmowa z Izką. Wydzwania cały czas do Jaśka. Dasz mi jeszcze chwilkę?

- Nawet dwie. Nie spiesz się. Prysznic dobrze mi zrobi. – pocałował ją w czoło, przechodząc obok niej. Cały czas trzymała telefon w dłoni, myśląc o wszystkim co usłyszała od Jacka. Po chwili połączyła się z Izką.

- No słucham, co masz mi do powiedzenia? – usłyszała zamiast powitania. Wyglądało na to, że jej nastawienie nie zmieniło się w ciągu dnia. – I zapowiadam Ci od razu, że jakakolwiek próba zbycia mnie, nie wyjdzie Ci na dobre. Wsiądę w samochód i już się mnie nie pozbędziesz, zanim mi wszystkiego nie wyjaśnisz. – zagroziła, a Karo była pewna, że nie zastanawiałaby się nawet chwili nad wprowadzeniem w życie przedstawionej właśnie propozycji.

- Jeśli tylko dopuścisz mnie do słowa, postaram się wytłumaczyć, ale nie mogę obiecać, że zrozumiesz. – powiedziała wychodząc na balkon. Odetchnęła świeżym powietrzem i kontynuowała, gdy Izka nie odezwała się ani słowem. – Nie potrafię logicznie wyjaśnić tego, dlaczego tak się wczoraj zryczałam. W tym momencie nawet nie chcę tego wspominać, o tym myśleć, ani mówić. Jedyne czym chciałabym się z Tobą podzielić to moja rozmowa z Jackiem. Szczęśliwie myliłaś się co do niego. Nie uciekł ode mnie. Wiem, że zostanie mimo wszystkich moich akcji. Nie wiem dlaczego, ale chce być obok mnie, takiej jaką jestem. Przestraszyłam się kiedy wróciwszy do domu, zobaczyłam, że go nie ma. Kiedy wrócił, rozmowa nie należała do tych najprzyjemniejszych, ale koniec końców wyjaśniliśmy sobie parę spraw i jak na razie jestem spokojna o ciąg dalszy.

- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – dopytała Izka jakby nie do końca wierząc w zapewnienia przyjaciółki. Miała wrażenie, że już kiedyś słyszała podobne słowa. Wtedy były wypowiedziane dla uspokojenia wszystkich dookoła. Iza martwiła się, że i w tym wypadku może być podobnie.

- Teraz tak. Izuś, naprawdę nie musicie się martwić. Nie mogę wykluczyć, że takie momenty nigdy się nie powtórzą. – dodała na koniec. – Możesz mi obiecać, że nie zadzwonisz już dziś więcej do chłopaków? Obiecali, że jeszcze jeden telefon od Ciebie i powyłączają telefony, a wiesz, że kontakt z nimi może się czasem przydać. – stwierdziła.

- Uspokoiłam się, więc już dziś nie będę do nikogo dzwonić. W końcu z czystym sumieniem mogę zająć się realizacją życia rodzinnego.

- I na tym powinnaś się skupić. Wycałuj Maksia od ciotki Wariatki, a my wpadniemy do Ciebie w środę.

- Tylko, aby ta wizyta nie zakończyła się znów tego typu przedstawieniem.

- A dacie mi spokój z tymi aktorskimi aluzjami? Wiesz, jakimi słowami przywitał mnie rano Bartek: A Oskar należy się...

- Dobre, muszę pogratulować mu pomysłu. Sama na to bym nie wpadła. Wyłączam się zatem i do zobaczenia w środę. Obiecuję nie zamęczać się jutro. Miłego wieczorku.

- Pa. – Karolina odłożyła telefon na półkę i usiadła wygodnie w fotelu, cały czas patrząc za okno. Ciemność pozwoliła wyłączyć się jej na chwilkę. Wsłuchała się w dźwięki domu. Szum wody w łazience, hałasy dobiegające z ulicy – wszystko to sprawiało, że po raz kolejny czuła się dobrze, będąc w domu. Po dłuższej chwili Jack z owiniętym wokoło bioder ręcznikiem, dołączył do niej, siadając obok. Oparła głowę o jego ramię. Ciepła po kąpieli skóra pachniała waniliowym żelem pod prysznic.

- Niczego więcej mi teraz do szczęścia nie brakuje. – powiedział cicho. Dziewczyna wtuliła się w jego gorącą klatę piersiową, uśmiechając się szeroko. Pocałował ją najpierw delikatnie, potem bardziej namiętnie, zupełnie zatracając się. Karolina oddała pocałunek z taką samą żarliwością. Oddychali ciężko. Coraz bardziej brakowało im powietrza w płucach, jednak z trudnością oderwali się od siebie. – Jednak się pomyliłem. – zażartował powracając do całowania jej ust, policzków, oczu oraz uszu.

- Czasem się Pan myli, Panie Robson. – zawtórowała mu, nie pozwalając na przerwanie pieszczot. Objął ją mocno, tuląc do siebie, jakby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobi w swoim życiu. Nie mógł myśleć o niczym innym jak tylko o tym jak piękna jest Karolina i jak cudownie się czuje. Dotykając jej krągłych bioder, czując jej piersi na swojej klatce piersiowej, zatracał się z każdą minutą głębiej. Chwyciła go za ręce, patrzyła mu głęboko w oczy i pociągnęła za sobą do łazienki. – To co teraz powiem, będzie pewnie nie na miejscu, ale możemy jeszcze poczekać prawda? – powiedziała zdejmując bluzkę i pociągając końcówkę ręcznika.

- Chciałbym zauważyć, że twoje czyny mówią coś zupełnie innego. – starał się opanować drżenie rąk i nóg. Cały czas wpatrywał się w nią jak w obrazek. Dotknął otwartą dłonią jej twarzy, tak delikatnie jakby dotykał płatka róży.

- A nie uważasz, że przeciąganie tego co nieuniknione może być jeszcze przyjemniejsze? – zapytała zalotnie, starając się ukryć swoje zdenerwowanie.

- Nie próbowałem tego.

- Może warto spróbować.

- Nie chcę Cię do czegokolwiek zmuszać. Jak zauważyłaś potrafię być całkiem cierpliwy. – powiedział, kiedy ona zdjęła z siebie bieliznę i pociągnęła go w kierunku kabiny prysznicowej. Zmierzył ją od czubka głowy aż po same palce u stóp, zapamiętując każdy kawałek ciała, który widział. Po raz pierwszy widział ją całą nagą. Woda kapiąca z deszczownicy, zaczynała powoli parować, otulając ich oboje gorącymi strumieniami. Karolina poczuła jak rumieni się czując na sobie jego pożądliwe spojrzenie – Troszkę nadwyrężasz moje hamulce. – dodał przysuwając się do niej jeszcze bliżej.

- Jestem ciekawa ile jesteś w stanie wytrzymać. – nie przestawała go zachęcać. Chwyciła gąbkę i podała mu. – Umyjesz mnie?

- Ty naprawdę chcesz mnie sprawdzić. – szepnął jej do ucha. Był lekko speszony, kiedy odsunęła się od niego i patrzyła na niego z taką samą zawziętością, z jaką on obserwował ją.

- Wiesz, że jesteś piękny. – powiedziała wracając w jego objęcia i całując jego rozchylone wargi.

- Doprowadzisz mnie do szaleństwa. – mówił na granicy szeptu.

- Wydawało mi się, że już to zrobiłam. – wykorzystała jego otwarte usta i wtopiła się w nie jeszcze bardziej zaciekle. Poczuła jak na niego działa, więc powoli zaczęła odwracać się do niego plecami. – Więc drogi Panie Robson, jak będzie? Zmyjesz ze mnie zmęczenie tego dnia i wszystkie jego trudy?

- Nie wiem czy będę w stanie. – dotknął jej ramion i pleców.

- Wiem, że potrafisz się starać, więc bardzo ładnie proszę. – wygięła rękę i dotknęła okolic jego podbrzusza.

- Raczej mi nie pomagasz. – szeptał.

- A znasz takie powiedzenie: trening czyni mistrza. – zaśmiała się, nie przestawiając go dotykać.

- Jeśli dziś osiągnę mistrzostwo, co będzie dalej?

- Wytrzymali zostaną nagrodzeni. – odwróciła się nagle i obejmując pocałowała go. Zaskoczyła go. Uniósł ją delikatnie w górę, błądząc rękoma po namydlonych plecach. Poczuł, że jeśli teraz go nie powstrzyma, z każdą następną chwilą może być już za późno. Ona jednak mu nie przerwała. Przyjemność niesiona jego dotykiem, wywołała ciarki na całym jej ciele. Dawno nie czuła się tak dobrze. Wiedziała do czego mogą doprowadzić ich pieszczoty. Nie chciała się spieszyć. Z drugiej jednak strony, dlaczego miałaby czekać. Czuła, że oboje tego pragną. Całowała go coraz bardziej namiętnie. Zaskakiwała go każdym dotykiem. Pieścił jej piersi, badając centymetr po centymetrze kobiece krągłości. – Siebie też będę musiała docelowo nagrodzić. – szepnęła mu do ucha gdy rozsądek wziął górę nad emocjami. Oboje byli już na granicy wytrzymałości, kiedy subtelnie odsunęła się od jego rozpalonego ciała.

- Jesteś niesamowita. – powiedział, siadając u jej stóp. Patrzył na nią zafascynowany.

- Też jesteś niezły. – mrugnęła do niego.

- Chyba przyda mi się zimny prysznic. – zaśmiał się, opierając głowę o szklaną ścianę kabiny, a kiedy to zrobił kucnęła obok niego i pocałowała go delikatnie w czubek nosa. Starał się, ale nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy myła włosy. – Jeśli tak będzie dalej, nie wiem ile będę w stanie wytrzymać... - skomentował jej ruchy.

- Dasz radę. – na tle porannego nastawienia, była w znakomitym humorze.

Przez jeszcze kilkanaście minut nie wychodzili z kabiny, ogrzewając się parą i zerkając na siebie co chwila. Karolina usiadła obok niego opierając się o jego klatkę piersiową.

Pomimo wszystkiego co wydarzyło się między nimi tego wieczora, zasnęła bardzo szybko, wtuliwszy się w jego ramiona. Wykończona emocjami i doznaniami, uśmiechała się przez sen. Jack patrząc na nią, zastanawiając się co takiego widzi na jawie. Patrząc na nią, po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo zaskoczyły go uczucia do niej. Kiedy poznał ją, nie podejrzewał nawet, że w taki sposób wypełni karty jego codzienności. Niesamowitym dla niego był fakt, ile tak zwykła a jak bardzo nietuzinkowa dziewczyna spotkana przypadkiem w parku, może pozmieniać w jego życiorysie. Dopiero teraz rozumiał co takiego miała na myśli Joan, mówiąc, że pewnego dnia dostrzeże sens w czymś innym niż tylko praca. Poczuł nieodpartą chęć podzielenia się tą myślą z młodszą siostrą, wiedząc jak bardzo ucieszy ją fakt, że przyzna jej rację. Jak najbardziej delikatnie się dało wyciągnął rękę po telefon: „Nie chciałem Cię budzić, ale dziś zamiast zdjęć, mam dla Ciebie złotą myśl, którą kiedyś sama podzieliłaś się ze mną. Wtedy nie bardzo Cię słuchałem, ale dziś wiem, że młodość czasem mówi coś mądrego: gdy przyjdzie odpowiedni moment będziesz wiedziała, że wszystko ma zupełnie nowy sens. Kocham Cię Joan." – wysłał sms, cmoknął Karolinę w czoło i zasnął.

***

- Widzę, że dziś humorek zupełnie inny niż jeszcze dobę temu. – powiedział Bartek gdy byli już na parkingu, po ośmiogodzinnej realizacji zadań służbowych.

- Oj tam, oj tam. Ty lepiej mi powiedz czy jesteś już przygotowany do wyjazdu, co? – zmieniła temat tak szybko, że przyjaciel zaczął się głośno śmiać.

- Karo, jedziemy w piątek, więc jeszcze mam czas. – powiedział, po czym zanucił słowa piosenki Kasi Sobczyk – „O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam."

- No proszę, Ciebie też humorek nie opuszcza. – cmoknęła go w policzek i wsiadła do samochodu. – Zmykam, bo umówiłam się z Jackiem na małe zakupy przed wyjazdem. W Inie już raczej do żadnego sklepu nie dotrzemy więc zabiorę go do bydgoskiego Focusa. Sama może też cosik sobie kupię. – mrugnęła do niego na pożegnanie.

- Tylko pamiętaj, że mega zakupy to zrobimy razem w Londynie. – zawołał za nią, kiedy zamykała okno.

- O to się nie martw. – zdążyła mu jeszcze odpowiedzieć, po czym połączyła się telefonicznie z Jackiem – Heyka Przystojniaku. Wyjeżdżam spod firmy, bądź na parkingu za ok. 20 minutek. – po czym bardzo szybko się rozłączyła. Uwielbiała jeździć samochodem. Kiedy kierowała potrafiła się zrelaksować, jednak rozmowy telefoniczne czasem były nieuniknione. Starała się ograniczać te bez zestawu słuchawkowego do minimum. Była przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa w samochodzie. O wypadek nie było trudno. Wystarczyła chwila nieuwagi, nieostrożny kierowca po drugiej strony drogi i wszystko mogło się zmienić. Sama doskonale wiedziała ile taka nierozwaga może namieszać w życiu. Dlatego teraz kierując robiła wszystko co tylko możliwe, aby zapewnić sobie i towarzyszom podróży maksymalne bezpieczeństwo. Także dlatego do dzisiejszego dnia wolała unikać jazdy, będąc w Anglii. Nie czuła się pewna swoich umiejętności w lewostronnym ruchu. Jack obiecał pomóc jej w przezwyciężeniu tej obawy, ale nie wierzyła, że mu się uda. Za wiele zależało od jej wewnętrznego nastawienia do tego tematu.

Podjeżdżając pod blok, widziała siedzącego na kamieniu przy parkingu Jacka. Uśmiechnęła się sama do siebie, na wspomnienie słów babci, która zwykła pouczać ją i Jaśka: „Nie wolno siadać na kamieniach i betonie, dostaniecie od tego wilka." Nigdy nie rozumiała co babcia miała na myśli, aż do dnia kiedy przeziębiła jajniki.

Zatrzymała samochód cały czas się patrząc na niego.

- Wsiadaj Piękny, jedziemy do Bydgoszczy.

- A może wpuścisz mnie za kółko? – zapytał z nadzieją, całując ją na powitanie.

- Nie ma mowy. W piątek będziesz musiał wytrzymać ze mną 400 km, więc musisz się przyzwyczajać.

- Rozumiem, że w samochodzie jeszcze ktoś z nami będzie jechał do Karpacza? – dopytał.

- Oczywiście. Zabieramy Jaśka i Bartka, ale oni nie pomogą Ci przekonać mnie do oddania sterów w samochodzie. Są na to zbyt wygodni. Ich wypad zaczyna się w momencie kiedy wsiadają. Przekonasz się o tym sam. – nie usłyszała od Jacka już słowa sprzeciwu. Całą drogę opowiadała mu o Karpaczu i o tym co fajnego może tam zobaczyć. Sama cieszyła się na parodniowy pobyt w stolicy Karkonoszy, a opowiadanie o jednym z jej ulubionych miejsc, sprawiało jej niepohamowaną radość. Jack obserwował ją całą drogę, co chwila dopytując o szczegóły wyjazdu.

- Na pewno przydadzą Ci się ciepłe spodnie. – powiedziała, gdy wchodzili na teren galerii handlowej – Co prawda wachlarz sklepów jest tutaj odrobinę mniej szeroki niż londyński, ale na pewno znajdziemy coś, co przypadnie Ci do gustu. – uśmiechnęła się. – Mam lekkie dejavu. – dodała po chwili.

- Mnie też się wydaje, że kiedyś już coś podobnego robiliśmy. Byłem wtedy maksymalnie zestresowany. – wspomniał dzień kiedy poznali się.

- Nigdy bym nie powiedziała, że przemawiały przez Ciebie nerwy.

- Gdybym się wtedy nie odważył do Ciebie zagadnąć, zastanawiałbym się cały czas, co by było gdyby. – ścisnął delikatnie jej dłoń.

- Odważni bywają nagrodzeni. Ze mną obok, zrobisz mega zakupy. Czas abym Ci się odwdzięczyła za pomoc tamtego dnia. – zaciągnęła go do sportowego sklepu, gdzie ekspedientka zgadnąwszy rozmiar spodni, podała im całe naręcze różnych kolorów i wzorów.

- Może skupmy się na tych kolorach, mniej rzucających się w oczy. – zasugerował delikatnie, gdy Karolina podała mu w przymierzalni kolejną parę, tym razem w kolorze soczystej czerwieni.

- Chociaż przymierz. Pamiętaj, że kolory tęczy nie ograniczają się do odcieni brązu i szarości.

- Krwistoczerwonego też w tęczy nie dojrzysz. – szukał dodatkowych argumentów i nie poddając się zapinał jednocześnie guzik trekingowych spodni. – I jak? – wyszedł się pokazać. Rozmiar był idealny, jednak sam nie mógł się przekonać do koloru.

- Nie wiem czy chcesz znać moje zdanie? – zażartowała. – Według mnie te są najfajniejsze. – zaprezentował się niczym model na wybiegu, obracając się przy tym kilka razy wokoło własnej osi.

- Jest chyba nienajgorzej. – uśmiechnął się zaciągając zasłonkę przymierzalni. Przy kasie poprosił o spakowanie czerwonej pary spodni i identycznego modelu w kolorze czarnym. – Będę miał alternatywę. – wytłumaczył patrząc na Karolinę.

- Tak jasne. Gdzieś kiedyś słyszałam już takie stwierdzenie. – nie przestała się przy tym uśmiechać. – Teraz kolej na mnie. Chciałabym kupić bluzę z kapturem i polar. Moje dotychczasowe troszkę już się zużyły. Wszystko inne jest jak z igły.

- Jesteście częstymi gośćmi Karpacza? – dopytał z zaciekawieniem

- Jeździmy kiedy tylko się da, latem chodzić po górach, zimą na narty. Jednak nie byłam już przeszło rok. Sprawy w Londynie tak mnie zajmowały, że nie dałam rady wybrać się z ekipą ostatnim razem. Jasiek nie mógł mi tego zapomnieć. Zresztą nie tylko on. Poznasz tam naprawdę fajnych ludzi. Zawsze jeździmy w to samo miejsce, jemy w tej samej restauracji, korzystamy z tych samych rozrywek za każdym razem. To na pewno kwestia przyzwyczajenia, ale czujemy się tam jak u siebie. Sam się przekonasz, że nie ma drugiego takiego miejsca. – wchodzili do następnego sklepu, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie. Karolina wybrała różowy, ciepły polar wykończony sztucznym futerkiem i czerwoną sportową ciepłą bluzę, a Jack dobrał do spodni wygodny golf. Kiedy chłopak skierował się w kierunku kas, Karolina zatrzymała się przy koszu z czapkami. Dołączyła do niego dopiero po dłuższej chwili.

- Co tam ciekawego jeszcze wybrałaś? – zapytał a ona założyła na głowę najbardziej zabawną damską czapkę jaką kiedykolwiek widział. – Poważnie? Bierzesz ją?

- Jeszcze nie wiesz o mnie wiele. – zaśmiała się zakładając czapę na głowę.

- Rewelacyjnie w niej wyglądasz. – powiedział, spodziewając się całkiem innego wrażenia, kiedy patrzył tylko na wybrane przez nią okrycie głowy.

- To moje małe uzależnienie. – pokazała na jeszcze jedną czapkę, która właśnie została nabita na kasę. – Uwielbiam wszelkiego rodzaju czapeczki, czapki i kapelusiki. Będziesz się śmiał, kiedy zobaczysz mnie i Jaśka w Karpaczu. W tym względzie jesteśmy tacy sami. Jego pierwszym pytaniem dziś wieczorem kiedy nas odwiedzi, będzie nie to jaką czapkę kupiłam, tylko ile i w jakim kolorze. – zaśmiała się będąc pewną tego co mówi. Od lat ona i Jasiek prześcigali się w ilości i różnorodności nakryć głowy.

- Każdy ma swoje udziwnienia. Ślicznie Ci w tej czapie. – dodał zafascynowany tym czego właśnie się dowiedział. Takie drobiazgi czyniły ją jeszcze bardziej wyjątkową i niepowtarzalną. – Zawsze mieliście takie upodobania? My zawsze toczyliśmy walki z rodzicami w dzieciństwie o noszenie czapek. Co prawda w Londynie nie ma wielkich mrozów. Nie przypominam sobie żebym którąkolwiek z moich sióstr widział kiedyś w czapce. Sam też raczej nie przepadam za chowaniem włosów pod czapę.

- No to zaraz to zmienimy. A co do Twoich sióstr. Mogę się założyć, że wystarczyłby mi jeden wypad na zakupy z Joan i wróciłaby z czterema różnymi czapkami do domu. – powiedziała z przekonaniem. – Chcesz się założyć?

- O co?

- Jak wygram założysz jedną z najśmieszniejszych czapek jakie Jasiek ma w swoim repertuarze i będziesz w niej chodził cały dzień.

- A jeśli to będzie latem?

- To nie stanowi żadnego problemu. Śmieszne czapki Jasia oferowane są zarówno w wydaniu zimowym jak i letnim. – odparła.

- A co będzie jeśli ja wygram?

- Nie ma takiej opcji, ale jeśli hipotetycznie się zdarzy, zgodzę się na wszystko co przyjdzie Ci do głowy. – wiedziała, że jej przegrana jest bardzo mało prawdopodobna, więc była w stanie zgodzić się na wszystko. Kiedyś podjęła podobny zakład z Izką, która ani myślała okryć zimą głowę. Teraz sama dobierała inną czapkę na każdy dzień tygodnia.

- Jestem w stanie się o to założyć. Może i masz dar przekonywania, ale Joan w czapce? Niemożliwe. – odpowiedział sam sobie.

- Zostaw to mnie, a teraz przymierz tą. – podała mu najzwyklejszy model jaki znalazła na terenie całego sklepu. – Początki przygody z czapką muszą być spokojne i oparte na zrozumieniu obu stron. – wyjaśniła ze śmiechem, po czym przyjrzała się jak prezentuje się w okryciu głowy. – Widzisz? Nie jest tak źle. Super. – ściągnęła mu ją z głowy energicznym ruchem, a on przeczesał włosy palcami poprawiając fryzurę. – Bierzemy jeszcze te. – dorzuciła jeszcze jedną wybraną na prezent dla brata i podała do uśmiechającej się do nich ekspedientki. Dziewczyna zerkała z zainteresowaniem na Jacka, przyglądając mu się coraz bardziej zaciekle. – Coś mi się wydaje, że koleżanka zza lady słyszy dzwony, ale nie wie raczej w którym kościele dzwoni. – szepnęła mu do ucha, kiedy wychodzili ze sklepu. Spojrzał na nią zaintrygowany, nie do końca rozumiejąc co miała na myśli. Karolina zaśmiała się, zapominając, że niektóre polskie słowa nie mają takiego samego znaczenia w języku angielskim. – Wyglądało na to, że przypominałeś kogoś Pani, która nas obsługiwała, tylko, nie dopuszczała do siebie myśli, że to co jej się wydaje może być realne. – wytłumaczyła. – Nie dziwię się. Na jej miejscu, też bym nie wierzyła, że Ty to Ty. – wspięła się na palce i pocałowała go w sam czubek nosa. – Masz ochotę jeszcze coś kupić? – dopytała.

- Trochę zgłodniałem. – powiedział patrząc w kierunku naleśnikarni.

- No to idziemy.

Do Inowrocławia wrócili dopiero bardzo późnym wieczorem. Jasiek oglądając mecz czekał na nich w mieszkaniu Karoliny.

- A Ty nie pomyliłeś czasem adresu. – zaśmiała się wieszając kurtkę. – Długo czekasz?

- Nie, pomyślałem, że warto byłoby ustalić parę szczegółów dotyczących wyjazdu. Dlatego jestem, a że włączając telewizor natrafiłem na mecz, straciłem rachubę czasu.

- Jaśko, naprawdę nie musisz się tłumaczyć. Jak dla mnie możesz tutaj być całe noce i dnie. – powiedziała witając go buziakiem.

- No nie wiem czy Jack jest tego samego zdania. – mrugnął do chłopaka. – Ale widzę, że zakupy udane? – wskazał palcem na torby pełne nowych rzeczy.

- Dla Ciebie też coś mam. – wyciągnęła z dna jednej z toreb czapkę w biało-czerwone pasy.

- Kiedy ją dorwałaś? – zdziwił się Jack.

- Kolego, Ty nie znasz naszych możliwości w tym temacie. Mamy do perfekcji opanowane kupowanie czapek tak aby nikt nie widział. – wyjaśnił przebijając piątkę z roześmianą siostrą. – Ej no Młoda, pełen szacunek, takiej jeszcze nie mam. Dziękas. – przymierzył ją od razu. – A teraz pochwal się jakie kupiłaś dla siebie? Niech zgadnę? Przynajmniej dwie? – zaśmiał się gdy przymierzyła najpierw jedną a potem następną.

- Niech moc będzie z nami. – powiedział, obserwując siostrę przeglądającą się w lustrze. – A teraz siadajcie. Trzeba ustalić co nie co, odnośnie wyjazdu. Wiem, że jutro idziecie do Izki, w czwartek nie bardzo będzie kiedy, a ja chcę wiedzieć czy dasz radę wyjść z pracy w południe. – zwrócił się do Karoliny.

- Zrobię co w mojej mocy. A Bartek?

- On załatwił sobie wolne.

- No proszę, słowem się nie odezwał. Może też bym wzięła wolne... - zamyśliła się. – Jutro Wam powiem co ustaliłam. Byłoby super wyjechać z samego ranka. A jak Beatka i Kuba i Majka i Patryk?

- Wyjeżdżają z Ina w samo południe. Zanim przyjechałem tutaj wybadałem temat u wszystkich. W końcu, siostra wiesz, Izka zajęła się stroną organizacyjną, ale ponieważ ona zostaje tutaj, ja jestem głównym dowodzącym podczas tego wyjazdu i ani myślę oddać kierownictwa komukolwiek innemu.

- No to może przekonasz ją aby dała poprowadzić mi? – skorzystał z okazji Jack. Jasiek spojrzał na niego zaskoczony.

- Jack, nie, nie pchaj się do tego. My już zaplanowaliśmy dla Ciebie rozrywkę podczas jazdy. Ja jako kierownik tej wycieczki, dojazd zrzucam na moją szanowną siostrę. – poklepał ją po plecach, po czym streścił im wszystkie ustalenia dotyczące wyjazdu. Kiedy już dopiął cały plan na ostatni guzik, chwycił plecak, założył na głowę nową czapkę i pożegnał się. – Widzimy się w takim razie w piątek. Rano przyjadę do Was i postanowimy o której będziemy ruszać. Karo, zajebista czapa! Jeszcze raz dziękas! – pocałował siostrę, a kiedy wstała żeby zamknąć za nim drzwi, szepnął jej do ucha będąc już w drzwiach – Widzę, że zupełnie panujesz nad sytuacją. – i już go nie było.

- Wariaci! Gdy jesteście razem, tylko tak można Was opisać. – skomentował ze śmiechem Jack, kiedy Karolina usiadła powrotem obok niego.

- Teraz dogadujemy się jak nigdy wcześniej. Czasem do wielu spraw trzeba dorosnąć. – szepnęła mu do ucha, a po chwili dodała – Panie Robson, uprzejmie proszę dokonać prezentacji zakupionych ubrań. Rola modela to doskonała okazja do zaprezentowania swoich aktorskich umiejętności. – zaśmiała się.

- A ja myślałem, że filmy wystarczą do udokumentowania moich zdolności. – śmiał się głośno.

- Dla kogoś innego pewnie tak, ale dla mnie to jednak za mało. Chcę więcej. – przekomarzała się z nim cały wieczór, oceniając jego kroki i sposób pozowania w ubraniach. Bawiła się przy tym świetnie, co chwila wydając opinię i komentarze do jego ruchów. Jack zachowywał profesjonalizm niczym na prawdziwym pokazie mody. Beztroska i radość potrzebne były obojgu.

***

Kiedy Karolina pojechała z samego rana do pracy, Jack siadł przy komputerze, odczytując korespondencję. Odpisał na maile do przyjaciół i managera. Na koniec zostawił sobie maila od Joan, która stwierdziła, że krótki sms, to za mało na opisanie tego co chciała przekazać bratu. „Dożyłam momentu przyznania przez mojego brata, że mam rację. Myślałam, że to zupełnie niemożliwe, a jednak okazuje się, że życie zaskakuje nas każdego dnia. Dobrze wiem, komu dziękować za takie wyróżnienie i wiemy oboje, że nie Ty jesteś tą osobą. Niesamowicie cieszę się, że w końcu znalazłeś kogoś, na kim zależy Ci tak mocno, że potrafisz dostrzec sens w byciu z nią. Świat wydaje się być wtedy zupełnie inny. Jack, masz wrażenie, że sprzyja Ci los a wszystko układa się po Twojej myśli? Jeśli tak, masz szczęście i nie wypuszczaj go z rąk. Trzymaj mocno i dbaj o nie bez przerwy. Gdy opowiedziałeś mi pierwszy raz o dziewczynie poznanej w galerii handlowej, zobaczyłam wtedy wielki błysk w Twoim oku, ale ani ja, ani pewnie Ty, nie spodziewaliśmy się, że ciąg dalszy tej historii będzie taki ciekawy. Twój sms nie zwalnia Cię z obowiązku przesyłania mi zdjęć. Nadal na nie czekam. Kocham Cię bardzo i uściskaj ode mnie Karolinę." – czytał maila od siostry kilka razy, zastanawiając się skąd taka młoda, niedoświadczona osóbka może mieć takie trafne pojęcie o tym co on teraz czuje i co myśli. Zawsze potrafiła czytać w nim jak w otwartej książce, zaskoczyła go jednak dojrzałość jej ostatnich słów. Zerknął na maila jeszcze raz, spojrzał za okno i nie zastanawiając się długo nad tym co chciał jej przekazać wyklikał kilka zdań: „Joan, przyznanie Ci racji w tym względnie, wcale nie było takie trudne, jakby wydawać się mogło. Masz całkiem nieźle poukładane w główce, tylko nieczęsto się nam wszystkim do tego przyznajesz. Teraz myślę, że robisz to specjalnie aby któregoś dnia nas mocno zaskoczyć i postawić w takiej sytuacji jak mnie teraz. Pewnie uśmiechasz się od ucha do ucha czytając mojego maila? Znam Cię na tyle, aby być tego pewnym. Co do zdjęć, w załączeniu masz udokumentowanie wczorajszych zakupów i uprzedzając twoje pytanie: to co mam na głowie: tak to jest czapka... wiem, nie wierzysz? Mi też ciężko się do tego przyzwyczaić, ale Karolina jest uparta a mam jeszcze trudności z odmawianiem jej czegokolwiek. W związku z tym mam do Ciebie wielką prośbę. Założyłem się z nią i wiem, że prosząc Cię o to, postępuję mało fair, ale bardzo chciałbym wygrać ten zakład. Jeśli kiedyś Karo zabierze Cię na zakupy i będzie namawiała do kupienia czapki, cokolwiek będzie mówiła, nie daj się przekonać. Wiem, że spróbujesz. Śmiejesz się teraz? Na pewno. Nie dziwię się, ale jako moja siostra, możesz mi obiecać? Pozdrawiam, ściskam mocno, wycałuj całą naszą rodzinkę i następnym razem odezwę się z polskich gór. Pa.Jack." – wysłał wiadomość z uśmiechem na ustach. Teraz mógł już być pewnym tego, że zakład nie zostanie wygrany przez Karolinę. Joan lojalnie wesprze go w staraniach. Uśmiechał się sam do siebie całe przedpołudnie. Odłożywszy komputer, zajrzał do lodówki i postanowił gotowaniem wypełnić czas oczekiwania na popołudniowy wypad do Izki. Gdzieś w podświadomości obawiał się tej wizyty. Nie mógł zapomnieć o tym czym zakończyły się ich poprzednie odwiedziny. Na samą myśl o tym, że mogłoby powtórzyć się to samo, wzdrygnął się. Miał jednak na uwadze to, że zorientowana w sytuacji Izka nie pozwoli aby coś podobnego miało miejsce. Pomyślał o małym Maksie i stwierdził, że jeszcze zanim Karolina wróci z pracy, musi zdążyć do sklepu aby tym razem nie iść w gości, z zupełnie pustymi rękoma. Niemowlak niedługo będzie mógł bawić się większymi zabawkami, a Jack doskonale wiedział co będzie najlepszym prezentem dla małego chłopca.

***

- Cześć Izka, pozwoliłem sobie upichcić coś smacznego. – podał jej półmisek gdy razem z Karoliną roześmiani wchodzili gościnnie do jej domu.

- Co Wam tak wesoło? – zapytała, patrząc na nich podejrzliwie. Pocałowała oboje w policzki na powitanie, po czym podała im ciepłe kapcie.

- Właśnie rozmawialiśmy o wypadzie do Karpacza. Piątek mam wolny, więc możemy wyjechać z samego rana. – wytłumaczyła Karolina, wciskając stopy w śmieszne futrzane bambosze.

- Ty wzięłaś dzień nieplanowanego wolnego? – zdziwiła się Izka. – No Jack, widzę, że masz na nią coraz lepszy wpływ.

- Staram się jak mogę. A to dla Maksymilianka. – podał jej wielką paczkę.

- Dziękujemy ale nie trzeba było.

- Na pewno jeszcze teraz tego nie wykorzysta, ale za parę miesięcy buźka będzie mu się pewnie śmiała przy zabawie. Każdy malec chce być strażakiem. – Izka wyciągnęła w paczki wielki samochód czerwonej straży pożarnej.

- Sam bym się takim pobawił. – powiedział Marek dołączając do nich w korytarzu. – Rewelacja. Dzięki Stary. – podał Jackowi rękę i zaczęli wymieniać się wspomnieniami z dzieciństwa dotyczącymi podobnych zabawek.

- Mareczku, pamiętaj tylko, że to prezent dla naszego synka, nie dla Ciebie. – skomentowała ze śmiechem Izka.

- Przecież nie może stać taka nierozpakowana przez najbliższy rok. Trzeba sprawdzić czy wszystko na pewno działa. – razem z Jackiem siedli do rozpakowania samochodu i testowania wszystkich jego opcji. – No wiesz, tak na wypadek konieczności złożenia ewentualnej reklamacji. – dodał po chwili, widząc rozbawione spojrzenia dziewczyn.

- W instrukcji jest napisane, że poza dźwiękiem syren i kołami, które się kręcą, jest gdzieś jakaś pompka, którą można pompować wodę. – wyjaśnił Jack, na co Marek zareagował wielkim zdziwieniem połączonym z boskim uwielbieniem dla zabawki.

- Musimy to rozpracować. – oboje odpłynęli w świat zabawek. Karolina stanęła nad nimi z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Panowie, zaczęłam się obawiać, że ta straż nie dotrwa czasów, kiedy Maks będzie mógł się nią bawić.

- Karo, ja jako ojciec muszę przed synem wyglądać na całkowitego profesjonalistę we wszystkim za co się wezmę. Więc jeśli teraz rozpracujemy działanie tego urządzenia, kiedy będę podłączał je przy starszym już nieco Maksie, on będzie pełen podziwu, że jego tatuś tak doskonale zna się na wszystkim, co tylko robi. Będę jego bohaterem. – wytłumaczył Marek, na co Izka robiąc herbatę krzyknęła z kuchni.

- Żebyś Ty był takim bohaterem zmieniając mu pieluchę.

- Jak to jest możliwe, aby z takiego małego ciałka wyszło tyle przetrawionego jedzenia... - wrócił do przyglądania się jak Jack rozbiera straż na części aby dojrzeć działanie tajemniczej jak na razie dla nich, pompki wodnej.

- A Mały śpi? – zapytała Karolina niosąc kubki do salonu.

- Pewnie za 10 minut się obudzi. – spojrzała Izka na zegarek. – Chodź zobaczymy. – zabrała ją pod rękę i pociągnęła w stronę łóżeczka. – Jak się dziś czujesz? – zapytała zaniepokojona.

- Może mi odpuścicie? Jack całą drogę był spięty jakby szedł na egzekucję.

- Nie dziwię się wcale. Naprawdę Karo, wszystko w porządku?

- Jak najlepszym. Szykuję się do wyjaśnienia mu wszystkiego. Zrobię to tak szybko jak to możliwe. Myślę, że najlepiej będzie gdy pozna moją niewesołą historię. Muszę tylko sobie ułożyć w głowie od czego mam zacząć. Pozwoli mu to spojrzeć szerzej na wszystko. Boję się tylko, że ucieknie ode mnie.

- Co Ty pleciesz? Przecież on jest w Tobie zabujany na amen. Czy Ty jesteś tak bardzo ślepa? Czy po prostu nie bierzesz takiej opcji w ogóle pod uwagę? Wystarczy zobaczyć jak on na Ciebie patrzy. Nie powinnaś w niego wątpić. Spotkanie Jacka, to najlepsze co mogło Ci się przytrafić. – przytuliła ją mocno. – Jak już będzie po wszystkim, chcę natychmiast usłyszeć relację.

- Obiecuję. Komuś będę musiała się wyżalić z mojej głupoty.

- Chciałabyś żeby Wam się udało?

- Bardzo. Tylko, że wydaje mi się, że to nie będzie takie proste...

- Nie szukaj dziury w całym. Wystarczy wierzyć i ufać. Bycie razem zawsze sprowadza się do zaufania, takiego czy innego.

- Pewnie masz rację. – powiedziała po czym pochyliła się nad Maksem, wpatrując się w jego zaspane oczka, które właśnie otworzył. – Nie ma niczego piękniejszego niż miłość i zaufanie dziecka do matki. Bezgraniczne i bezwarunkowe uczucia.

- Weźmiesz go na ręce? – zaproponowała Izka, zabierając przykrywający go kocyk. Karolina chwyciła malucha w objęcia i zabrała go do salonu. Wtulił się w jej pierś, otwierając coraz szerzej oczka.

- Zobacz Maksiu, co oni tam robią? – zapytała pokazując na bawiącego się tatę i wuja. – Izka, spójrz z jakim zafascynowaniem oni grzebią w tej straży.

- Spakowana? – zapytała Izka podając kawę i deser.

- Izuś, wiesz, że ja ubrania górskie mam zawsze przygotowane. Wystarczy wrzucić je do torby i będę gotowa. Dokupiłam sobie czapę, więc wypad będzie na pewno udany. Zbierzemy się z chłopakami z samego rana, a Beatka z Jakubem i Majka z Patrykiem wyruszą w południe z Ina. Chciałam abyśmy wszyscy jechali razem, ale w przypadku tego wyjazdu jestem tylko statystą. Jasiek zajął się dosłownie wszystkim i powiedział, że nie mam wyskakiwać ze swoimi pomysłami, tylko dostosować się do głosu ludu.

- Cały Jaś. Gdybyś Ty wiedziała ile my tutaj godzin spędziliśmy dogadując wszystko i dopinając na ostatni guzik. Miałam o czym myśleć, czekając aż ten Maluch wyjdzie mi z brzucha. – pocałowała synka w czoło, uśmiechając się przy tym szeroko. – Bardzo się cieszę, że oderwiesz się chociaż na troszkę. Wiem, jak Karpacz dobrze na Ciebie wpływa.

- Tak. Już jakiś czas tam nie byłam... - popatrzyła na przyjaciółkę. – Będzie troszkę inaczej...

- Karo, będzie tak samo. Możesz być pewna, że nikt nie będzie zadawał głupich pytań. Musisz wiedzieć, że Jasiek wszystko wyjaśniał gdy stało się to co się stało. Nie martw się. Wiem, jak kochasz to miejsce. Zawsze będzie pełne wspomnień, ale czas na nowe wspomnienia.

- Dziękuję Izuś... Nie wiem co ja bym bez Was wszystkich zrobiła. – przytuliła się do niej jak najdelikatniej się dało, trzymając chłopca w objęciach. – Szkoda, że nie jedziecie.

- Będziesz miała wystarczającą ilość ludzi dookoła siebie. Gwarantuję, że na brak emocji nie będziesz narzekała.

- Tego jednego to jestem pewna. Sama je sobie zafunduję. – popatrzyła na Jacka przykręcającego śrubkę w samochodzie strażackim.

Kiedy Marek i Jack rozpracowali pełną funkcjonalność zakupionej straży pożarnej, pełni dumy z siebie zaprezentowali działanie Maksowi. Odstawiając zabawkę na półkę, przyłączyli się do rozmowy dziewczyn o wypadzie do Karpacza, wspominając przy tym wcześniejsze wyjazdy. Marek opowiedział Jackowi o burzy, która złapała ich na szlaku, nie zapominając o szczegółowym opisie strachu dziewczyn i ich piskach towarzyszących każdemu grzmotowi i każdej błyskawicy.

- Teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy nie było nam do śmiechu. – powiedziała Izka. – Do dziś nie wiem skąd przyszły te chmury. Czyste niebo, a po chwili taka ciemność, jakby ktoś wyłączył nagle słońce. – Jack zafascynowany opowieścią, skupił całą swoją uwagę na Karolinie.

- Łzy mi leciały wtedy z oczu jak rzeka. – dodała Karolina. – Ale najbardziej panikowała ówczesna dziewczyna Jaśka. Jack, musisz wiedzieć, że swego czasu, mój wspaniały brat gustował w bardzo specyficznej grupie dziewczyn.

- Nie bądź taka delikatna Karo. – wtrąciła się ze śmiechem Izka. – Lalki Barbie – to idealny opis tej grupy dziewczyn. Dobrze, że chłopak ma ten etap za sobą i zaczął skupiać swoją uwagę na bardziej przyziemnych kobietach. Jack, mówię Ci, laska nie była w ogóle przygotowana do warunków panujących w górach. Nie chcę, żebyś pomyślał, że byłyśmy o nią zazdrosne. Boże broń!

- O jak ja często słyszałam to wtedy od niego. Cokolwiek powiedziałam negatywnego na temat Natalii, tak miała na imię, reakcja Jaśka była zawsze taka sama – wyjaśniła Karolina, dodając zaraz po tym, lekko zmienionym głosem – Jesteś zazdrosna i tyle. Prawda jest taka, że przed wyjściem w góry, dziewczyna spędzała pół godziny na makijażu.

- Nie zapomnij o tych sandałkach na koreczku. – Izka wybuchnęła śmiechem.

- Dla objaśnienia sytuacji. Nasze dziewczyny wtedy pobiły same siebie. – powiedział Marek, widząc, że Jack bardzo chce poznać całą historię słynnej już Natalii. Izka i Karolina nie przestawały się śmiać, a Maks patrzył w nie jakby oczarowany ich radością. – Karo, mam nadzieję, że nie będziesz mi tego miała za złe, ale wiesz dobrze, że wtedy Wasza złośliwość sięgnęła zenitu. Po tym wypadzie, kiedy złapała nas w górach burza, dziewczyny kupiły Natalii sandały trekingowe i to nie byle jakie, skórzane, jedne z porządniejszych jakie znalazły na terenie Karpacza.

- Proszę Cię Marek, bądź obiektywny – opanowała śmiech Izka. – Jack wyobraź sobie gwiazdę formatu lalki Barbie, która idzie po mokrych kamieniach szlakiem górskim w sandałkach na małym korku. Spowalniała nas. Wkurzone byłyśmy tak bardzo, że nawet teraz na wspomnienie jej narzekań, wzbierają we mnie negatywne emocje. Więc następnego dnia rano, wybrałyśmy się z Karo do pobliskiego sklepu i złożyłyśmy się na parę pięknego obuwia, nadającego się do chodzenia po górach. Dziewczyna okazała się bardzo odporna na sugestie i nie zrozumiała co miałyśmy na myśli, podarowując jej wygodne buty. Kiedy to wybierając się po raz kolejny na szlak, Natalka nie założyła sandałów, które z takim poświęceniem zakupiłyśmy, przekroczyła niewidzialną granicę.

- Nie wytrzymałam. – dopowiedziała Karolina - i prosto z mostu, bez żadnego wstępu powiedziałam co myślę o jej stroju. Oj nie było przyjemnie. Mina Natalii była bezcenna, za to reakcja Jaśka, ten kawałek wolę przemilczeć. Żałowałam potem tego co powiedziałam, ale było już za późno. – spojrzała na Jacka. – Jak widzisz, nie ma ludzi idealnych.

- Rozgrzeszyliśmy Cię wtedy wszyscy. – dodał Marek. – Karo powiedziała na głos, to co wszyscy mieliśmy w głowach od pierwszego dnia przyjazdu. Dała jej wtedy popalić.

- Domyślam się, że po tej akcji Jasiek i Natalia wyjechali. – skomentował Jack.

- Tego samego dnia. – potwierdziła Karolina. – Jasiek zapomniał mi tą akcję dopiero jak się rozstał z Natalią.

- Na co wcale długo nie musiałaś czekać. To było jakieś dwa tygodnie po naszym powrocie, dobrze pamiętam? – dopytała Izka.

- Dokładnie tak. – zaśmiała się. – Jack, zgodnie z tym co mówiłam Ci o moim bracie, kochliwy z niego osobnik. – tego typu historii mieli jeszcze wiele w zanadrzu, a Jack z wielkim zaciekawieniem słuchał ich wspomnień.

- Czas na nas. – powiedziała Karolina, gdy wieczór można było określić jako bardzo późny. – Czeka nas wiele emocji. – dodała ubierając się. Maks już dawno spał.

- No to bawcie się dobrze u stóp Królowej Karkonoszy i korzystajcie z uroków tego pięknego miejsca. – wyściskała Jacka a podszedłszy do Karo, dodała po cichu – Nie daj się ponieść zbytnio wspomnieniom. Pamiętaj, że to wspaniały fundament do codzienności. Nie pozwól aby to co działo się kiedyś, zakłócało to co czujesz teraz. Masz prawo korzystać z tego co stawia przed Tobą los. Tylko od Ciebie zależy czy skorzystasz z tego co życie podstawia Ci pod nos. – pocałowała ją w oba policzki.

- Od kiedy Ty tak mądrze mówisz, co? – dopytała ze śmiechem przyjaciółkę.

- Uczę się od najlepszych. Sama mi kiedyś tak powiedziałaś, więc czerp z własnej mądrości i nie oglądaj się za dużo za siebie.

- Będzie dobrze. Musi być.

- W końcu mówisz z sensem. – po czym dodała głośniej – Zadzwońcie kiedy już będziecie na miejscu.

- Tak jest. – obiecał Jack. – Mam nadzieję, że Karo nas dowiezie całych do Karpacza.

- Nigdy nie wątp w jej możliwości. Zaskoczy Cię jeszcze nie raz. Możesz być tego pewien. – stwierdziła Izka cały czas spoglądając na Karolinę. Znając dziewczynę tyle czasu, była pewna, tego co mówi.

***

Jack przysypiał, kiedy drzwi do mieszkania zaczęły się otwierać. W nocy długo niewiele spał, wparowując się w śpiącą obok niego Karolinę. Fascynowała go z każdym dniem coraz bardziej. Z każdą nowo słyszaną opowieścią, starał się przywołać przed oczy obrazy z jej przeszłości. Był pewien, że jego wyobrażenia, są dalekie od rzeczywistości, ale cieszyło go to, że poznaje ją coraz bliżej.

- Tutaj jestem. – powiedział – Chodź odpocznij troszkę koło mnie. – dodał gdy zajrzała do sypialni. Leżał pod kocem, skulony ale uśmiechnięty.

- Brzmi zachęcająco. – podniosła brwi, rozweseliła się, odłożyła torebkę i wskoczyła do łóżka obok niego. Pocałowała go namiętnie, po czym spojrzała w oczy i zapytała – Tęskniłeś za mną?

- Troszeczkę. – uśmiechnął się i pocałował ją jeszcze bardziej namiętnie – Może jednak troszkę bardziej niż troszeczkę. – dodał w trakcie pocałunku.

- Doskonale. – szepnęła i wtuliła się w niego mocniej. – Jutro o tej porze będziemy już w Karpaczu. Bardzo się cieszę na ten wyjazd. Ale teraz możemy wykorzystać czas jaki został nam do wieczora. Pakowanie odłożymy na później. Znam lepsze sposoby spędzania czasu. – pocałowała go, delikatnie w czubek nosa, potem w linię szczęki, szyję, zanurzając na koniec w gorące usta. Zaskoczyła go ponownie bezpośredniością. Przejmowanie przez nią inicjatywy bardzo mu się podobało i rozbudziło go w jednej sekundzie. Wsunęła mu dłonie pod koszulkę i okrężnymi ruchami pieściła mięśnie brzucha. Jednym szybkim ruchem, ściągnęła jego bluzkę i rzuciła na podłogę. Głaskała tors, wpatrując się w piękną twarz. Podniósł pośladki, aby ułatwić jej usunięcie kolejnej ubraniowej przeszkody, jaką stanowiły spodnie dresowe i bokserki. Uporała się z nimi bez żadnego problemu. Zatrzymała się dłońmi na nagim, delikatnie umięśnionym brzuchu i obserwowała chwilę, po czym nachyliła się i pocałowała go namiętnie, obiecując gestami i ruchami dłoni, ciąg dalszy. Nie musiała długo czekać na rewanż. Rozbierał ją powoli, bez zbędnego pośpiechu, delektując się każdym nagim fragmentem jej ciała. Spojrzał na nią z uwielbieniem w oczach. W tym spojrzeniu odnalazła odrobinę zaskoczenia połączoną z tym błyskiem, który był dla niej niesamowicie ujmujący. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo pragnie ponownie poczuć jego dotyk na swoim ciele. Nie chciała, aby przerwał, więc zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, choć wydawać by się mogło, że bliżej już nie można. „Dla chcącego nic trudnego." – pomyślała, ale zaraz odepchnęła wszelkie myśli, daleko, w głąb umysłu. Wyłączyła całkowicie myślenie i skupiła się na swoich pragnieniach, odczuciach, doznaniach. Każdy fragment jej ciała, każdy nerw prosił się o kontynuację pieszczoty. Chłonęła wrażenia całą sobą. Jack nachylił się nad nią delikatnie. Nie był pewien jak daleko może się posunąć. Zastanawiał się czy i tym razem Karolina wyznaczy dla nich granicę. Miał nadzieję, że nie. W jej oczach widział pragnienie, potwierdzenie swoich myśli, odpowiedź na nieme pytanie. Chcąc być pewnym, wpatrując się w nią nieprzerwanie zapytał:

- Jesteś tego pewna? – Sam bardzo pragnął pójść jeszcze kilka kroków wprzód. Nie chciał wywierać żadnej presji. Ważne było dla niego, aby oboje chcieli tego samego. Cieszyło go to spontaniczne zbliżenie, ale nie chciał aby Karolina czuła się do czegokolwiek zobowiązana.

- Dawno nie byłam niczego pewniejsza... - szepnęła patrząc na niego tak bardzo intensywnie jak tylko się dało. Dla potwierdzenia swoich słów, instynktownie wygięła ciało w jego stronę. Z uśmiechem chwyciła jego dłoń i skierowała ją w kierunku najbardziej intymnych części swego ciała. Pieścił delikatnie jej kobiecość, dla niego nie było już odwrotu. Starał się opanować lekkie drżenie rąk. Dotykał ją delikatnie, zapamiętawszy każdy fragment, tworząc mapę najbardziej wrażliwych miejsc. Każde dotknięcie, uzupełniał pocałunkiem. Gdy dotarł do piersi, bardzo czule bawił się sutkami, czym doprowadzał ją do szaleństwa. Karolina pojękiwała cicho, upewniając go, że obrał dobrą drogę. Odwdzięczając się za każdą chwilę uniesienia, pieściła jego plecy, tors, schodząc coraz niżej do podbrzusza. Ich oddechy robiły się coraz bardziej płytkie, jednocześnie bardzo gorące. Czuła na sobie, jego podniecenie. Cieszył ją każdy jęk i szept, słyszany z jego ust. Każdą pieszczotą adorował ją całą, pokazując jak bardzo mu dobrze. Nie przerywając dotyku i pocałunków, wszedł w nią, ostrożnie, chcąc zapewnić maksimum przyjemności, realizując dokładnie jej pragnienia. Poruszał się rytmicznie. Oddychali coraz płyciej, odczuwając zbliżające się spełnienie, które nadeszło w najbardziej odpowiedniej chwili. Zmęczeni, ale oboje szeroko uśmiechnięci przytuleni, leżeli obok siebie jeszcze długą godzinę. Wsłuchiwali się w swoje oddechy. Karolina gładziła jego włosy, kiedy opierał głowę o jej piersi. Czuła, że w tym momencie nic nie jest w stanie, zepsuć jej tej szczęśliwej chwili.

- Jest mi z Tobą naprawdę dobrze. – powiedziała, całując czubek jego głowy.

- Miło mi to słyszeć. – odwrócił głowę i patrząc jej w oczy, uśmiechając się jeszcze szerzej, dodał – Muszę Ci przyznać rację. Rzeczywiście przeciąganie niektórych spraw bywa przyjemniejsze.

- Mistrzostwa to nie osiągnęliśmy w tym przeciąganiu. Jesteś na to zbyt seksowny, Panie Robson, abym mogła dłużej Ci się opierać.

- Wiedziałem, że mój urok osobisty działa na Ciebie, ale nie byłem pewien, że aż tak bardzo.

- Oj bardzo, bardzo. – powiedziała zalotnie, po czym pocałowała go bardzo namiętnie. – Korzystając z takiej pięknej chwili, zabieram Cię jeszcze pod prysznic. Takie dobroci trzeba serwować podwójnie. – mrugnęła do niego, chwytając go za rękę i ciągnąc do łazienki.

- To zabrzmiało jak obietnica. – podjął grę, którą rozpoczęła.

- Kochany, to była obietnica. – szepnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro