Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uśmiech na mojej twarzy spowodowany ujrzeniem zdjęć, które mogą wywołać małe zamieszanie w życiu Patricka Jordana nie ma sobie równych. Czy szczycę się faktem, że teraz mam władzę, aby jego pseudo rodzinną sielankę szlag trafił? Jak myślicie? Czy byłoby to w moim stylu? Oczywiście, że tak zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem.

Być może okazałam serce pomagając tamtej trzynastolatce. Jednak to była zupełnie inna sytuacja, dziewczyna była bezbronna. Sama nie dałaby rady bez pomocy kogokolwiek. Na szali było jej życie.

Owszem jestem zepsuta, ale momentami mam przebłyski człowieczeństwa.

Jordan jest jednak obślizgły gadem. Nie ma pojęcia jakie ma szczęście, że przy nim trwa Amanda. Wzorowa pani domu, która poświęciła wszystko, aby wychować ich wspólne dzieci i jaśnie pan mógł się rozwijać zawodowo.

Co może otrzymać za to wszystko? Za to, że mimo wszystko przy nim jest? Chorobę weneryczną, którą mógł złapać od jednej dziewczyny z kilkudziesięciu dziewczyn, z którymi się kurwi. Nie obrażam tamtych dziewczyn, skąd te niczego nie świadome małolaty mogą wiedzieć, że ten facet to kłamliwy knur, który nie zasługuje na to, żeby mieć rodzinę. Muszę jedynie pomóc Amandzie przejrzeć na oczy.

Spotkałam ją tylko raz w życiu. Do dziś nie mogę uwierzyć jak taka dobra i szlachetna osoba mogła się z nim związać.

Medison jak zawsze wiedziała, czego teraz potrzebuję. Sobie i mi zrobiła drinka siekierkę z whisky i colą, abyśmy mogły uczcić pierwszy krok do zwycięstwa nad Patrickiem. Cóż jego upadek będzie bardzo bolesny. Takie życie.

- Co zamierzasz zrobić z tymi zdjęciami?- Medison zadaję pytanie, które od samego początku ją nurtowało.

- Wyślę je do Amandy- mówię, a następnie powoli delektuje się smakiem drinka.

- Myślisz, że zdjęcia wystarczą?- dopytywuje się Meddy. Uśmiecham się drwiąco. Znowu stałam się bezlitosną suką.

- Meddy zachowujesz się tak jakbyś w ogóle mnie nie znała. Naprawdę myślisz, że poprzestanę na tych zdjęciach? Wyślę Amandzie zaproszenie do DemonsAngel, aby na własne oczy mogła zobaczyć jak jej mężulek ciężko pracuje- wyjaśniam, odstawiając już swą pustą szklankę.

Medison wcale nie ździwiła moja odpowiedź. Dobrze wiedziała co mam na myśli i w jaki sposób to zrealizujemy. Nie musiałyśmy więc zbyt dużo sobie wyjaśniać.

Pobyt Meddy w moim apartanencie przerwała wizyta kuriera. Przez to wszystko wyszło mi z głowy, że zamówiłam coś dla Stacy. Dziewczyny, którą ocaliłam. Po podpisaniu potwierdzenia odbioru paczki i pożegnaniu się z kurierem mogłam już zajrzeć do pakunku.

W środku znajdował się półtora metrowy miś i kilka różnych serii młodzieżowych książek. Dowiedziałam się od jej rodziców, że uwielbia czytać.

Zamówiłam jej więc całą serię " Darów Anioła" Cassandry Claine i "Wampiry z Morganville" Rachel Caine. Przed zakupem oczywiście zrobiłam mały rekonesans, tego co najchętniej by przeczytała, ale jeszcze nie zdarzyło jej się mieć okazji.

Po prostu chciałam zrobić dla niej miły gest. Chciałam dać jej odrobinę radości. Sama nie wiem dlaczego.

- Mam rozumieć, że to wszystko nie jest dla ciebie?- zaczepia mnie Medison, która sugestywnie podnosi brwi do góry.

- Nie wiesz mam nowy fetysz i kupuję sobie pluszaki dla podniety, a swoje niegrzeczne książki w tym dark romanse zastąpiłam miłosnymi historyjkami fantasy dla nastolatek- odpowiadam sarkastycznie.

Owszem kocham czytać książki. Pewnie jest to dla was szokujący fakt. Dla mnie czytanie książek jest jak magia, która z każdym przeczytanym słowem wciąga nas do zupełnie innego świata. Jest to przyjemność, z której mogą czerpać dobrą zabawę zarówno dzieci i dorośli. Jest ponad czasowe i nigdy nie wyjdzie z mody.

- Stacy na pewno się ucieszy- Meddy w końcu złapała aluzje.

- Mam taką nadzieję- odpowiadam szczerze, nawet przed samą sobą.

Następnego ranka ubrana w jeansy typy ogrodniczki z wycieranym materiałem, białą bluzkę z krótkim rękawem i białe trampki, odwiedziłam Stacy w szpitalu.
Bez żadnych wstępów po prostu wręczam jej pluszaka i książki. Stacy dziękuję mi mocnym przytulasem, na co nie byłam kompletnie przygotowana.

Jednak nie daje zauważyć się jej w oczach bólu, smutku, urazy, wstrętu do samej siebie. Zachowuje się tak jakby zanikała pogrążona w natłoku własnych myśli, które bombardują jej dziewczęcy umysł. Nie mogłam pozwolić na to, aby się zadręczała.

- Wiesz, że to wszystko co się tobie ostatnio przydarzyło w najmniejszym stopniu nie jest twoją winą- mówię do Stacy, która w końcu odważyła się zapłakać.

- Moje życie się skończyło, spójrz na mnie jestem teraz paskudna- mówi ledwo powstrzymując łzy.

- Masz na myśli te blizny? One nie są niczym czego powinnaś się wstydzić. One nie są czymś złym. One nie spowodują, że twoje życie się skończy. One są świadectwem tego, że walczyłaś i wygrałaś te walkę. One nie są twoją słabością, lecz siłą- odpowiadam jej twardo, tak aby w to wszystko uwierzyła. Aby uwierzyła w siebie- Staniesz się piękną i wartościową kobietą, każdym kim zamarzysz aby być. Skąd to wiem? Ponieważ tak jak ja jesteś wojowniczką. A jeśli ktoś zwróciłby uwagę na twe blizny w negatywny sposób, to już jego problem nie twój. Prawdziwe piękno zawsze ukazuje się wewnątrz człowieka. Pamiętaj o tym- głaszczę Stacy po głowie i podaję husteczki, aby mogła otrzeć łzy.

- Będę o tym pamiętać i dziękuję za wszystko- uśmiecha się Stacy przez łzy.
Wiem, że teraz czeka na nią trudna walka. Walka, którą będzie musiała stoczyć samą ze sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro