Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już koniec.  Jestem bezpieczna.  Od teraz mogę już być spokojna, o swoje życie.  Sprawca, a raczej sprawczyni tego całego zamieszania w moim życiu została złapana.

Czy się cieszę? Powiedzmy, że czuję ulgę.  Jednak nie czuję radości,  ponieważ bezustannie rozbrzmiewają mi w głowie  słowa Sofi: " Przez ciebie młoda dziewczyna została oszpecona,  a twoją przyjaciółkę zamordowano"

W tym akurat muszę przyznać jej rację. Zarówno Stacy jak i Medison zapłaciły zbyt wysoką cenę.  Niczemu winne zostały wciągnięte w jakieś porachunki z mojej przeszłości,  którą usilnie chciałabym zmienić. Lecz pomimo wszelkich starań nie da się.

Na wpół przytomna obserwuję jak dwóch funkcjonariuszy policji wyprowadza zakajdankowaną babcię Sebastiana z budynku.  Nigdy nie przypuszczałam, że dane mi będzie być świadkiem czegoś podobnego.

Kobieta szarpie się i wyrywa, przeklinając mnie i odgrażając się,  że prędzej czy później mnie dopadnie.  Mam zapomnieć o tym,  że kiedykolwiek  będę bezpieczna.

  W końcu jej krzyki zanikły. Widzę jak pełna gniewu i nienawiści opornie wsiada do radiowozu.

- Nic ci się nie stało Angel?- z zamyślenia wyrywa mnie zatroskany głos Sebastiana.

Spoglądam na niego i dostrzegam w jego spojrzeniu obawę,  ale też coś w rodzaju ulgi.  Obwinia się o to, że szybciej nie zareagował.  Za to, że szybciej mnie nie ostrzegł.  Może wtedy inaczej wszystko by się potoczyło?

- Cholernie bolą mnie nogi. Twoja babcia tak mi przypierdoliła tą pałą, że myślałam, że zesram się z bólu- grymaszę- a tak po za tym trochę kręci mi się w głowie i jestem bardzo zmęczona- dodaję po chwili.

- Angel po prostu nie zasypiaj. Na razie nie możesz. Poczekaj, aż zbada cię lekarz- krzyczy do mnie  Sebastian,  gdy zauważa, że powoli tracę świadomość.

- Błagam. Zadzwoń po Demona, potrzebuję go- proszę Sebastiana o przysługę.

Nagle przed oczami pojawiają mi się niewyraźne plany,  wszystko wokół zaczyna wirować.  Czuję się coraz słabiej.  W końcu niczym kłoda runęłam na ziemię. Słyszę jedynie pojedyńcze słowa,  z których nie mogę wychwycić ich sensu.

Dwa miesiące później

Słyszę odgłosy pikania jakieś aparatury. Czuję na swoim ciele przyczepione jakieś urządzenia. Z dużym wysiłkiem otwieram oczy, ale od razu je zamykam. Zdecydowanie jest za jasno. Nie mogę przyzwyczaić swojego wzroku do światła.  Przeszywający ból głowy zdominował moje ciało.  Jestem po prostu bezradna.

Staram sobie przypomnieć  gdzie w tej chwili jestem, ale mimo wszelkich starań nic nie przychodzi mi do głowy.

Ostatnie co udało mi się zapamiętać była tragiczna śmierć Medison, spotkanie z tajemniczym detektywem, oraz to, że babcia Sebastiana chciała mnie zabić. Próbowała mnie spalić żywcem. Nie udało.

Nie potrafię pojąć co nią kierowało.  W akcie zemsty po stracie ukochanego, obmyśliła plan, w którym chciała mnie zniszczyć. Pozbawić mnie życia.  Tak interpretowała pojęciecie sprawiedliwości.  Sprawiedliwość, która tylko dla niej była sprawiedliwa i zaakceptowalna. Wszystko inne w jej oczach stawało się nieważne.  Zaślepiła ją chęć zemsty. Nie istniały dla niej żadne więzy serca.

Te tragiczne wspomnienia, sprawiają,  że momentalnie oczy mi się zeszkliły. Traktowałam panią Sofie jak swą własną babcie. Była dla mnie jak rodzina, ale okrutny los sprawił,  że stała się moim największym, a przede wszystkim ukrytym wrogiem.

W życiu nie przypuszczałabym, że pani Greenwood mogłaby mnie skrzywdzić, a co dopiero próbować zabić. Była dla mnie jak rodzina, ale niestety okazała się największym wrogiem.

Z wielkim wysiłkiem otwieram oczy, stopniowo przyzwyczajam oczy do światła. Mój wzrok dosłownie błądzi po pomieszczeniu.  Ciągle nie dociera do mnie gdzie konkretnie się znajduję. Mam jedynie przypuszczenia, jednak umysł pozostaje w pewnym rodzaju haju.

Boleśnie jęczę próbując wstać,  lecz niestety zawroty głowy na to nie pozwalają.  Stałam się więźniem własnego nieskoordynowanego chwilowo ciała.  Czuję się jak nienadmuchana gumowa walka.

- Angel proszę cię,  nie wstawaj kochanie- słyszę kojący szept.

Zaraz potem czuję na swym policzku subtelny dotyk, ciepłej męskiej dłoni.  Silny, ale również delikatny.

- Demon to ty?- udaję mi się wychrypieć.

- Oczywiście,  że to ja. Gdzie indziej miałbym być niż przy swojej kobiecie?- mówi, a następnie składa na mych wargach czuły pocałunek.

- Jak się tutaj znalazłeś? Gdzie ja w ogóle jestem?- pytam się go.

Ostatnie co pamiętam to moment aresztowania Sofii.  Dalej mam jedną wielką pustkę.  Tak jakby ktoś perfidnie wymazał mi cząstkę mego życia. 

- Jesteś w szpitalu Angel.  Sebastian powiadomił.  Wspomniał o tym, że przed tym jak straciłaś przytomność prosiłaś go o to. Więc o to jestem- uśmiecha się do mnie czule.

- On mnie uratował.  Sofia chciała mnie spalić żywcem- mówię z bólem w głosie.

Wciąż niedowierzanie, że cudem unikłam śmierci. Uratowała mnie osoba, którą latami uważałam za wroga. A on jedynie próbował mnie chronić. W dość pogmatwany sposób, ale chronił. Krzywdził mnie, jednak cały czas utrzymywał przy życiu.

Szczerze już się w tym wszystkim pogubiłam. Wszystko stało się tak nieoczywiste,  że już nie wiem co w tym wszystkim miałoby być prawdą. To co kiedyś uważałam za prawdę,  okazało się kłamstwem.

- Wszystko wiem Angel.  Sebastian o wszystkim mi opowiedział i puścił nagranie w którym jego babcia do wszystkiego się przyznaję.  Uwierzysz, że bez jej wiedzy założył w jej kawiarnio-lodziarni kamery? Nawet w magazynie i w piwnicy? Nawet nie wiesz jak bardzo muszę się powstrzymywać,  aby nie zrobić krzywdy tej kobiecie. Nie wyobrażam sobie jak dużo musiałaś przejść przez te nawiedzone babsko. Na chwilę obecną trafiła pod obserwacje psychiatryczną. Jest jeszcze coś o czym musisz wiedzieć.  Morderca Medison Jason siedzi w areszcie i czeka na proces. Grozi mu dożywocie.  Jesteś już bezpieczna. Nigdy więcej nie pozwolę na to, aby ci włos z głowy spadł.  Kocham cię Angel,  pamiętaj o tym- w oczach Demona pojawiły się łzy- Tak się bałem, że się nie wybudzisz. Koczowałem tutaj dzień i noc  tylko po to, abyś nie przebywała tutaj sama. Jedynie zmieniali mnie twoi rodzice, abym mógł się wykąpać i przebrać. Nigdy więcej mnie tak nie strasz. Dotarło to do ciebie? Nie mogę po prostu stracić w swoim życiu kolejnej osoby, którą kocham- Demon, głaszczę mą dłoń.

Robi to bardzo delikatnie,  tak jakby się bał, że mógłby mnie uszkodzić. Tej bliskości zdecydowanie potrzebuję,  aby chociaż na moment uspokoić swoje zszargane nerwy.

- Jak długo tutaj jestem i co tak właściwie mi dolega?- zadaję mu pytanie.

Kieruję swój wzrok wprost na niego. Jestem skupiona całkowicie na nim. Dostrzegam na jego twarzy, niemal kilkutygodniowy zarost. Oczy jego stały się podkrążone,  ale również zaczerwienione tak jakby od dawna nie spał. Faktycznie spędził tu dla mnie kilka tygodni. Nie wiem czy mam być mu wdzięczna,  czy powinnam być na niego zła,  że przez mnie zaniedbuje sam siebie.  Jakbym co najmniej była warta takich poświęceń.

- Sofia podała ci niebezpiecznie wysoką dawkę  środków nasennych, przez co dostałaś zapaści.  Lekarze musieli przeprowadzić płukanie żołądka. Niestety mimo wszelkich starań lekarzy, twój mózg zapadł w śpiączkę.  Byłaś nieprzytomna ponad dwa miesiące.  Przykro mi- mówi skruszony.

- Ile kurwa?! Dwa miesiące?!!- krzyczę ożywiona.

Nie. Nie. I jeszcze raz kurwa nie.  To niemożliwe,  że odebrano mi z życia ponad dwa miesiące. Tak jakbym na nie nie zasługiwała. Życie jest okrutne i niesprawiedliwe. Ciągle w najmniej spodziewanych dla nas momentach wymierza nam ciosy. Liczy na to, że ostatkiem sił będziemy je celebrować. Uważa,  że nasze posłuszeństwo wobec niego się mu należy. W stosunku do życia jesteśmy niczym więcej niż wiernymi sukami, warującymi przy boku pana. A tak naprawdę  ma głęboko w piździe nasze zdanie i to co się z nami stanie. Gra na swoich własnych zasadach ciągle nas kantując.

- Przykro mi naprawdę Angel.  Wiesz przecież,  że gdybym tylko mógł zamieniłbym się z tobą miejscami- pociesza mnie, a w jego głosie słyszę smutek.

- Co z pogrzebem Medison?- zadaje mu złudne pytanie.

Naiwnie wciąż mam nadzieję,  że jednak wciąż uda mi się uczestniczyć w ostatnim pożegnaniu mej najlepszej przyjaciółki,  prawie siostry. Przepraszające spojrzenie Demona sprowadza mnie do smutnej rzeczywistości.

Gestem ręki pokazuję mu, aby już więcej nic nie mówił.  W tej chwili nie potrzebuję wiedzieć jak bardzo jest mu przykro. Nic w ten sposób nie pomoże mnie, ani sobie.

- To przez mnie Medison nie żyję,  a ja nawet nie pojawiłam się na jej pogrzebie- z trudem wykrztuszam z siebie słowa.

Odwracam wzrok. Nie mam odwagi, nikomu w tej chwili spojrzeć w oczy.

- Dlaczego do kurwy nędzy się obwiniasz o to?- burczy na mnie Demon.  Jest wyraźnie rozdrażniony- Nie mogłaś przewidzieć,  że staniesz się ofiarą intryg  jakieś starej pierdolniętej na umyśle wariatki. Daj spokój to nie ty pociągnęłaś za spust, tak samo nie ty kazałaś kogoś zabić.  Nie ma tutaj ani grama twojej winy. Musisz sama sobie to wybaczyć.- odzywa się już spokojniej.

Czy można wybaczyć samemu sobie? Sprawić, aby zapomniało się o popełnionych błędach. Zrobić korektę wszystkich rzeczy, które niekoniecznie się udały. Wymazać porażki tak jakby w ogóle nie istniały. Po prostu odpuścić sobie i podążać za wewnętrznym głosem, który mobilizuje nas, abyśmy tak łatwo się nie poddali. Wybaczyć sobie, aby móc w spokoju wędrować za szczęściem.

- Proszę,  potrzebuję chwili samotności.  Muszę to wszystko sobie poukładać w głowie- odzywam się po chwili krępujące ciszy.

Uporczywie unikam jego spojrzenia.  Jego wzrok jest zbyt hipnotyzujący dla mnie. Gdybym mu się poddała nie znalazłabym w sobie tyle siły, aby wyprosić go z sali szpitalnej.

To jest już kurwa pewne, że darzę go wielkim uczuciem. Chociaż nie wiem jakim cudem zakochałam się w nim, a z każdym kolejnym dniem to uczucie przybiera na sile. Wszystko co jest z nim związane sprawia, że czuję jakiś inny stan. Stan, którego nigdy w życiu nie doświadczyłam.

Pomimo tego, że  go kocham. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że z tym całym gównem, które posypało się na moje życie muszę poradzić sobie sama.

W końcu zrezygnowany poddaje się i wychodzi. Pozostawia mnie samą z moimi myślami. Myślami, które w tak bezlitosny sposób karcą mój umysł.  Obwiniają mnie o wszystko. Czuję się winna. Powinnam ponieść tego wszystkiego konsekwencje.  Ale jak mogłabym skutecznie ukarać samą siebie? Tak, aby kara była równocześnie sprawiedliwa jak i dotkliwa? Czego najbardziej bałabym się stracić, a raczej kogo?

Jak to jest czuć,  że się traci grunt pod nogami? Jest to odczucie ciągłego spadania,  gdzie nie masz możliwości chwycenia się czegokolwiek.  Jest ono bardzo podobne do tonięcia. To jest dobre słowo. Tonę w swoim żalu.

Słyszę ciche kliknięcie otwieranych drzwi. Nie no on sobie chyba jaja robi ze mnie. Naprawdę na długo pozostawił mnie samą.  Dobrze, że w łóżku nie jest takim szybkostrzałowcem.  Dlaczego się w ogóle temu dziwię? Przecież Demon jest zbyt opiekuńczy i uparty.  Jak już coś  sobie ubzdura,  nikt nie jest w stanie go powstrzymać. Absolutnie nikt i nic nie jest wstanie odwlec go od zrealizowania swego pomysłu. Nie ważne  jakie mogłoby to przynieść za sobą konsekwencje.Jest swojego rozumu i tyle. Pod tym względem,  akurat bardzo przypomina mnie. Dwa osły się dobrały.

Już mam zamiar go skarcić za to, że  nie potrafi uszanować mojej woli. Nie daje mi czasu, na to, abym mogła spokojnie zastanowić się nad tym co dalej. Nie mogę nawet poukładać sobie swoich myśli. Chcę mu to wygarnąć,  ale  w końcu słyszę głos, który z całą pewnością nie należał do niego.

- Cześć Angel.  Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz.- odwracam się do źródła głosu.

Widzę przed sobą Sebastiana.  Ma na sobie ciemne wytarte jeansy, biały T-shirt i granatową marynarkę.  Jego mina jednak pozostaje nieodgadniona. Niby poważna,  z delikatnym cieniem uśmiechu. Jednak jego oczy zdradzały wszystko.  Tkwiła w nich maleńka forma  zatroskania.

- W ogóle się nie czuję- odpowiadam trochę zbyt ostrym tonem.

Ostentacyjny ton mojego głosu sprawia, że Sebastian rozszerza źrenice ze ździwienia. Wygląda tak jakby nie spodziewał się takiej mojej reakcji. Jakby był pewien,  że przyjmę go, a raczej kogokolwiek z otwartymi ramionami.  Tak jakby uważał,  że ta cała sytuacja, mnie nie dotknęła. 

- Tak naprawdę,  przyszedłem tu wszystko tobie wyjaśnić.  Masz prawo o tym wiedzieć- mówi po chwili zastanowienia, lekko wzdycha.

- Nie uważasz  że powinieneś to zrobić lata temu?- pytam się ironicznie,  odruchowo przewracam oczami.

- Byłem dzieckiem. Bałem się,  że mógłbym Cię stracić- odpowiada łamiącym się głosem.

Pierwsza łza w końcu spływa po moim policzku.  Tylko nie teraz. Ja nie mogę w tej chwili się rozkleić. Nie chcę,  aby Sebastian Greenwood mój pierwszy przyjaciel widział mnie zapłakaną.  Muszę pozostać silna. Zamaskować te łzy.

- I tak mnie straciłeś.  Przez to wszystko straciłam do ciebie zaufanie.  Mogłeś mnie też ostrzec przez Sofią.  Gdybym tylko wiedziała co planuje,  być może udałoby mi się zapobiec tym wszystkim tragedią- odpowiadam mu bardzo ożywionym tonem.

- Czasu nie cofnę przecież!!!- grzmi zrezygnowany.

- Powiedz to Stacy,  która została oszpecona na twarzy i całym ciele.  Albo przejdź się na cmentarz na grób Meddy i  powiedz jej  Sorry, ale czasu nie cofniesz. Myślisz, że to w czymkolwiek im wynagrodzi doznane krzywdy?- przemawiam do jego sumienia.

- Kurwa Angel kocham cię odkąd tylko pamiętam.  Już jako gówniarz zawsze chciałem być z tobą.  Myślałem, że nasza przyjaźń nigdy się nie skończy i na jej podstawowie zbudujemy trwały związek. Byłem dzieckiem.  Roger i moja babcia po prostu mnie zmanipulowali. Nie miałem pojęcia,  że ona byłaby w stanie dopuścić do tego, aby Dallas cię skrzywdził. Po tym jak zaczęłaś na mnie patrzeć z dystansem i obrzydzeniem, zacząłem rozumieć,  że coś jest nie tak. Traciłem cię. Jedyną osobą, w której chciałem mieć przyjaciela. Lata mijały,  ale cały czas siedziałaś w mojej głowie.  Po tym jak przez przypadek trafiłaś do lodziarni mojej babci. W jej głowie powstał złowieszczy plan, w którym planowała doszczętnie zniszczyć ci życie.  Naprawdę cię wtedy nie poznałem, babcia otworzyła mi oczy. Miałem cię skrzywdzić,  lecz nie mogłem zdobyć się  na odwagę.  Dlatego zleciłem to tamtym trzem mężczyzną, czasem zajmowałem się z nimi wspólnymi interesami.  Nie przewidziałem jednak tego, że Sofia znajdzie do nich kontakt i rozkaże im skrzywdzić postronną osobę,   doskonale wiedziała,  że o tamtej porze,  tamtego dnia, będziesz tamtędy przechodzić. Jej szaleństwo stało się wręcz obsesją. Przyjmowałem jej zlecenia, ale robiłem wszystko co w mojej mocy, abyś pozostawała przy życiu.  Przeczuwałem jednak, że Sofia stanie się niecierpliwa. Dlatego zamątowałem kamery w jej lokalu i pomieszczeniach, gdzie ewentualnie mogłaby cię przetrzymać.  Wciąż nie mogę pojąć,  skąd w niej tyle było okrucieństwa. Naprawdę, gdy zobaczyłem na nagraniu z kamery jak wlecze twoje nieprzytomne ciało,  poczułem jakby mój świat się zawalił.  Bałem się,  że mogę nie dotrzeć na czas. Chciałem być lojalny wobec babci, ona mnie praktycznie wychowała- Sebastian zasypuję mnie lawiną rewelacji.

Cisza staję się moją odpowiedzią.  Zabrakło mi po prostu słów w gębie. Nie spodziewałam się tego.

- Teraz jak już nic nie stoi nam na przeszkodzie możemy być razem- Sebastian wyznaje mi swoje uczucia.

Nim zdążam coś mu odpowiedzieć jego usta w dość agresywny sposób atakują moje wargi. Nie jest w tym nic romantycznego. Ten pocałunek mogę zaliczyć do tych bardziej zaborczych i niepożądanych. Nie ma w nim żadnej iskry. Sprawia jedynie, że czuję niepotrzebne, krępujące ciarki na całym ciele.

Szybko odpycham go od siebie i boleśnie go policzkuje.  Jak on kurwa po tym wszystkim śmie mnie całować?

- Nigdy więcej tego nie rób, zrozumiłeś? Następnym razem odgryzę Ci ten język. A teraz won mi stąd kurwaa!!!- krzyczę na niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro