Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawsze myślałam, że imię które wybrali dla mnie rodzice to jakiś kiepski żart.  Chichot losu, którego byłam więźniem.  Nigdy nie zachowywałam się jak anioł.  Chciałam w ten sposób utrzeć nosa rodzicom. Ukarać ich za to, że zadrwili w ten sposób ze mnie naznaczając mnie tym imieniem.

Dziś po raz pierwszy w życiu pomogłam komuś bezinteresownie,  nie patrząc na konsekwencje.  Nie pomyślał o sobie,  ale o bezpieczeństwie drugiego człowieka. Nie miałam przy tym żadnych roszczeń i obiekcji. W tamtej chwili nawet nie myślałam o tym,  aby sprawców ukarać.  Po prostu działałam intuicyjnie. Najważniejsze było bezpieczeństwo tamtej dziewczynki.  Czy rzeczywiście mogłabym być aniołem? Czy mimo mojego trudnego charakteru, potrafię okazać współczucie?
 
Ze szpitala postanowiłam wrócić do swojego mieszkania taksówką.  Miałam serdecznie dość tego dnia. Najchętniej położyłabym się do łóżka,  aby po chwili wpaść w objęcia Morfeusza.  Jednak na ten moment byłoby to niemożliwe. Czekała na mnie jeszcze nocka w DemonsAngel. 
  
Zapłaciłam taksówkarzowi i prędko ruszyłam w kierunku mieszkania,  po drodze mijając ochroniarza ogromnego szklanego wierzowca.  Nie zdążył się ze mną przywitać i przekazać najnowszych wieści.
  
Wychodząc z windy zauważyłam Meddy. Miała na sobie białą sukienke z długim rękawem ledwo zasłaniającą jej tyłek, oraz biało brakatowe czułenka. Włosy spięła w niedbały kok. Z całą pewnością była gotowa na noc w moim klubie.

- Może mi do diabła wyjaśnić jakim cudem dowiaduję się z pierdolonej telewizji, że moja przyjaciółka uratowała kogoś przed nożownikami?!- Meddy od razu mnie zaatakowała słownie. 

Była bardzo wkurzona I yyy przejęta? Po raz pierwszy w życiu tak na mnie na skoczyła.

- Jakoś nie pomyślałam, żeby zadzwonić.  Byłam trochę zajęta- odpowiadam zrezygnowana.  Nie mam ochoty na dyskusję.

- Czy ty siebie słyszysz?! Jak mogłaś okazać się taką idiotką i  prosić się o nadzianie na nóż?!- kontynuuje swoje wywody Meddy.

- Przypominam ci, że przede wszystkim jestem twoją szefową. I nie życzę sobie w jakikolwiek sposób, abyś zwracała się do mnie takim tonem! Zrozumiałaś?- pytam się tonem nie znoszącym sprzeciwu.  Gdy lekko skinęła głową mówiłam dalej- Nie jestem jakąś tam bezbronną paniusią,  która wystraszyłaby się bandy ćpunów.  Nie po to chodzę na te wszystkie treningi sztuk walki, aby później w takich moment po prostu zwiać, przejść obok obojętnie.  Jakby to świadczyło o mnie jako człowieku? Do cholery ta dziewczynka miała trzynaście lat i wątpię, aby w tamtej chwili ktoś byłby zainteresowany pomocom jej. Jestem Angel Blue samozwańczą boginią,  która swoim obcasem potrafi każdego zdeptać-  słowa wypowiadam z taką mocą,  że zamyka to usta Meddy.
 
Czas w moim mieszkaniu spędzamy na tym, że ja w biegu się szykuje na wieczorne wyjście.  A Medison obrażona siedzi na kanapie, co jakiś czas puszczając losowy klip na plaźmie,  która zajmuję całą ścianę.
Przyjaźnię się z Meddy, lecz nie pozwolę aby insynuowała, że jestem idiotką.  Niestety w pewnych kwestiach musi znać swoje miejsce.
 
Ubrana w kwistoczerwoną obsisłą sukienkę,  sięgającą kilka milimetrów za moje pośladki i czarne muszkieterki na 18 cm słupku byłam gotowa, aby zmierzyć się z nocą w DemonsAngel.
W miejscu, w którym sam anioł straciłby kontrolę uwalniając swego wewnątrznego demona.  W miejscu gdzie pokusa staję się obietnicą niezapomnianych doznań.

Do DemonsAngel zawsze przyjeżdżałam limuzyną, aby podkreślić jaką władzę miałam nad tym miejscem. Gdy wysiadłam z Medison z czarnej limuzyny przybrałam swoją maskę rich bitch.  Byłam królową tego miejsca,  a Medison moją damą dworu. 

Pewne siebie weszłyśmy do środka.
Wnętrze było zjawiskowe.  Wyglądało jak czeluści piekielne połączone z bramami niebios.  Coś demonicznego,  a zarazem niebiańskiego.  Hipnotyzowało swym czarem zaklętym w basie i dudniącej z głośników muzyce.

Pozwoliłyśmy sobie z Medison porwać się w rytm muzyki. Nawiedził nas czar tego miejsca. Club był jak inny wymiar, w którym dobro miesza się ze złem. Nad którym ja miałam władzę. 

Zatracona w tańcu nigdy do końca nie traciłam kontroli.  Bacznie obserwowałam co się dookoła dzieję.  Widziałam wszystko każdy najmniejszy błąd i grzech. Już wkrótce dwóch mężczyzn,  którzy okazali być się niegrzeczni dostaną nauczkę.  Ale to później.  Dziś mam zamiar dobrze się bawić.

Tańcząc z Medison jak zwykle robimy swoje show. Wzajemnie podczas tańca dotykamy się po różnych częściach ciała, mocno i kokieteryjnie się przy tym wyginając.  Każdego faceta próbującego do nas dołączyć odpychałyśmy.  Byłyśmy zakazane a jednocześnie tak bardzo dostępne.  Tak blisko a jednak tak daleko. 

Złość Meddy na mnie się rozpłynęła pozostało po niej tylko wspomnienie.

Po show, którym odpierdoliłyśmy z Medison sprawiając,  że co drugi mężczyzna w klubie spuścił się w spodnie,  a pozostali zostali z nabrzmiałymi klejnotami usiadłyśmy z Meddy w loży VIP. 

Od razu przyniesiono nam po kilka drinków. Oczywiście Meddy wybrała sobie bezalkoholowe,  ponieważ jeszcze czekała ją zmiana na barze.

Delektowanie się cudnymi trunkami przerwało nam wtargnięcie Pedra mojego hiszpańskiego kochanka. Wyglądał na opętanego.  Widziałam w jego oczach zaborczość. 

Bez ostrzeżenia brutalnie mnie pocałował,  roszcząc sobie tym pocałunkiem jakiekolwiek prawa do mnie. Zmuszając mnie abym w ten sposób mu uległa.  Położyłam swe dłonie i mocno go odepchnęłam.

- Powiedz mi Pedro kiedy niby dzisiejszej nocy pozwoliłam Ci mnie pocałować? W którym momencie dostałeś moją zgodę, że możesz mnie dotknąć? Myślisz,  że patrząc na mnie zatraconą w tańcu możesz mieć jakiekolwiek prawa do mnie? To ja tu kurwa gram pierwsze skrzypce. I tylko od mnie zależy jak może zakończyć się ta noc.  Zrozumiano?!!!- podnosze głos na tyle mocno, aby żadnemu innemu idiocie nie przyszło do głowy nic podobnego.

Gestem ręki przywołałam Jacka głównego ochroniarza w moim klubie.

- Wyprowadź go stąd tak, aby swoją obecnością nie psuł mi wieczoru- rozkazałam chłodno. Nie miałam czasu na sentymenty. Pedro zdecydowanie przegiął w tym momencie. Jego mina okazała się bezcenna. Nie dowierzał temu wszystkiemu. Pewnie miał nadzieję, że blefuje.  Jednak nie na darmo nazywano mnie królową suk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro