DEKLARACJA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No i dlaczego jeszcze nic nie mówisz? – zapytała Izka, siadając na fotelu. Przyjechała kilkanaście minut wcześniej. – Czekasz na jakąś szczególną chwilę, odpowiednią atmosferę, czy po prostu chcesz, żebym z ciekawości urodziła? – spoglądała na krzątającą się po mieszkaniu Karolinę.

- Kochana, weszłam do domku chwilę przed Tobą. Troszkę jestem niezorganizowana. – uśmiechnęła się.

- Zorganizujesz się jak tylko usłyszę wszystko co ważne. Siadaj, wiesz, przecież, że wkurzanie ciężarnej nie wyjdzie Ci na dobre. – zaśmiała się mówiąc ostatnie słowa. Niewiele czasu pozostało Izce do terminu porodu. Karolina siadła obok niej na jasnej baraniej skórce. Położyła głowę obok brzucha Izki.

- Słychać jak bije jego malutkie serduszko. – powiedziała patrząc przyjaciółce w oczy. – Izka, ja chyba całkowicie zwariowałam. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale kiedy patrzę na niego, czuję, że wszystkie smutki odchodzą w cień. Jakby na chwilkę postanowiły przestać mnie nękać i dać nam troszkę radości, której tak bardzo mi ostatnio brakowało. – sięgnęła po laptop. – Chyba najlepiej będzie jak Ci pokażę. – włączyła pokaz ze zdjęciami jakie Jack zrobił podczas wspólnego spaceru po Londynie. Sama przyglądała się fotografiom i nie docierała do niej realność tego co się działo. Patrzyła w zmieniające się londyńskie wieczorne krajobrazy i opowiadała jak cudownie, spędziła czas podczas spotkania z rodzicami i siostrami Jacka a potem spacerując z nim po uliczkach brytyjskiej stolicy. – Brakowało mi takiej beztroski. – powiedziała, gdy ostatnie zdjęcie pokazało się na dłuższą chwilkę. – Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje.

- Jak to nie wiesz... Nie tylko Maksowe serce bije głośno w tym pokoju. Słyszę Twoje równie głośno. – ścisnęła dłoń przyjaciółki.

- Ono nigdy nie przestało bić. – Karolina spojrzała na Izkę.

- Były momenty gdy zdarzało mu się na troszkę zbuntować. Nie zaprzeczysz. – dodała prawie natychmiast Izka.

- Chyba każde serduszko ma chwile zapomnienia. – uśmiechnęła się Karolina i chwytając czerwony kubek z herbatą zaczęła opowiadać Izce o wszystkim co przeżyła podczas tej krótkiej wizyty w Londynie.

Gdy próbując zasnąć Karolina myślała o Jacku, Izka zapytała:

- Planujesz coś specjalnego na swoje urodzinki?

- Mam nadzieję, że urodzisz do tej pory. – zaśmiała się w odpowiedzi.

- Możliwe, ale można by coś fajnego zorganizować skoro ma przyjechać tutaj Jack.

- Nie chciałabym aby ta wizyta wyglądała kurtuazyjnie i sztucznie. Chcę, żeby wszystko było jak zawsze. Bez udoskonaleń. – powiedziała, po czym dodała ciszej – Chociaż myślałam o wypadzie na weekend w góry. Tylko nie wiem jak to będzie z Tobą. Nie wyobrażam sobie swojego święta bez Was.

- To ma być Twój, a nie nasz dzień. Pamiętaj o tym. – uściskała ją Izka. – Planuje urodzić w ten weekend. – powiedziała najpoważniej jak potrafiła.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że tego nie da się wpisać w grafik? – dopytała ze zdziwieniem Karolina.

- Tak sobie zaplanowałam i wiem, że tak będzie. Maksiu w niedzielę wieczorem będzie już wśród nas.

Zgodnie z założonym w główce absurdalnym planem Izki, niedzielny wieczór Karolina z Jaśkiem spędziła w szpitalu, podziwiając młodych rodziców i witając na świecie małego 3,5 kg człowieczka.

- A ja nie wierzyłam w Twój zmyślny grafik. – ucałowała przyjaciółkę. – Gratuluję kochanie. Macie ślicznego synka. – powiedziała do Izki i Marka, po czym zwróciła się do niemowlaka – Witaj wśród nas Maksymilianku. Troszkę na Ciebie czekaliśmy, ale warto było. – dotknęła delikatnie malutkiej rączki. Chłopiec odwrócił na chwilkę wzrok w jej stronę.

Gdy wieczorem pisała maila do Jacka, miała łzy w oczach. Kilka razy przerywała zdania, odchodząc do kuchni. Wyjrzała w zamyśleniu przez okno. Pogoda była już prawdziwie jesienna. Chłód czuć było wszędzie dookoła. Patrzyła w stronę zabudowań. Cisza spowiła całą okolicę. Usiadła przy komputerze spoglądając na napisanie słowa: „Mały Maks pojawił się na świecie. Dokładnie tak jak zaplanowała sobie Izka. Osiągnie wszystko czego pragnie. Kocham ją jak rodzoną siostrę. Gdy patrzyłam dziś na jej szczęście i na to w jaki sposób spoglądała na Tą Malutką Istotkę, leżącą w jej ramionach, pomyślałam o tym wszystkim co do tej pory wydarzyło się w moim życiu..." – nie mogła napisać nic więcej. Łzy nadal spływały po jej policzkach. Wiedziała, że Jack będzie czekał na wiadomość od niej i jeśli niczego nie wyśle, zmartwi go tym. Nic więcej nie dodała. Wysłała nie dokończonego maila. Zamknęła laptop i poszła wziąć prysznic. Zasnęła bardzo szybko.

* * *

Zbudził go dźwięk budzika. Wskazówki zegarka wskazywały 7 rano. Jack pomyślał o tym, że Karolina już od kilku godzin jest w pracy. Gdy poprzedniego wieczora czytał jej maila, nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś się stało. Czuł, że wiele wydarzyło się w jej życiu, zanim go poznała. Wielokrotnie zbierał się z pytaniem, co takiego sprawiło jej tyle bólu. Tego był pewien. Przyjemne historie opowiadała mu z taką radością, jakby przeżywała je ponownie, z każdym wspomnieniem. O smutkach nie mówiła, ani nie pisała nigdy. Stały się tematem tabu. Chciał poznać ją taką jaką jest, ze wszystkim co ją kształtowało. Czekał z nadzieją, że pewnego dnia, dowie się wszystkiego. Zgodnie z tym co kiedyś powiedziała, nigdy nie składała obietnic, których nie zamierzała dotrzymać. Obiecała mu. Wiedział, że dotrzyma słowa. Spojrzał na plik kartek u dołu łóżka. Chwycił jedną z nich i zaczął czytać. Drukował każdego maila, jakiego napisała do niego. Przed oczami miał wiadomość z poprzedniego dnia. Cieszył się, że jej przyjaciółka urodziła synka. Był pewien, że podczas wizyty w Polsce pozna tych wszystkich, którzy są dla niej ważni. Pisała o nich bardzo dużo. O każdym z osobna. Historie wypływające spod jej palców wzruszały go. Przejrzał kartki i odszukał maila, w którym opisała znajomość z Izką: „Wszystko zaczęło się od obozu harcerskiego. Może Cię to zdziwić, ale działałam kiedyś w harcerstwie. Bardzo to lubiłam, a tygodnie spędzone pod namiotem, wśród robaczków, wspominam z ogromnym sentymentem. Mówi się, że harcerzem jest się całe życie i pewnie tak jest. Do tej pory ważne są dla mnie idee, które wszczepiło we mnie harcerstwo. Zawsze tak będzie. Nawiązałam tam wiele znajomości, przyjaźni, które do tej pory są w jakimś stopniu dla mnie ważne. Na moim pierwszym obozie, tuż po ukończeniu szkoły podstawowej, poznałam Izkę. Początkowo nie przypadłyśmy sobie do gustu. Albo tak nam się wydawało. Reagowałyśmy na siebie z nie udawaną niechęcią. Każda z nas, zaprzyjaźniła się bliżej z kimś innym. Ja spędzałam czas z jej siostrą, a ona z moją kumpelką z klasy, która razem ze mną wybrała się na obóz. Tak minął cały obóz. Zabawy w lesie, zbiórki, dyskoteki – codzienne rozrywki obozowe. To był jeden z moich najfajniejszych wyjazdów wakacyjnych. Często jeździłam na kolonie i wycieczki. Zwykle towarzyszył mi Jasiek, ale harcerstwo to nie była zabawa dla niego. Zawsze tak mówił, a szkoda, bo uważam, że troszkę by go to utemperowało. Ale nie o tym, chciałam dziś pisać. Izka... po obozie często odwiedzałam jej siostrę. Chcąc nie chcąc, spotykałam tam także Izkę. Nie wiem kiedy i jak, ale po jakimś czasie, wybierając się do Anki, to z Izką spędzałam czas. Poznałyśmy się bliżej. Każda z nas wiedziała, że ta druga to taka pokrewna dusza. Na każdy kolejny obóz jeździłyśmy wspólnie. Byłyśmy praktycznie nierozłączne. Oby tak było zawsze. Nie wyobrażam sobie życia bez niej, obok mojego serca. Jest dla mnie niezwykle ważna. Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, zauroczenia, smutki i radości. Pomagałyśmy sobie we wszystkim. Gdy zaczęłam szkołę średnią, ona była jeszcze w podstawówce. Bardzo przeżywałam jej egzaminy do technikum, dzieliłyśmy wszystko co nas dotyczyło. Pamiętam, kiedy któregoś razu, gdy byłyśmy na obozie, wyjeżdżałam z niego wcześniej, wybierałam się na Słowację. Patrzyłam na nią i już wtedy tęskniłam. Właśnie tak Izka pojawiła się w moim życiu. Tak już ze mną jest, że najwspanialsi ludzie, pojawiają się wtedy gdy najmniej się ich spodziewam". – czytał tego maila kilkakrotnie i za każdym razem widział oczami wyobraźni Karolinę w harcerskim mundurku. Nie mógł sobie jedynie urzeczywistnić sytuacji, że ona do kogokolwiek mogłaby czuć niechęć, a już tym bardziej do Izki. Zawsze bardzo ciepło się o niej wypowiadała. Gdy o niej mówiła, słyszał w jej słowach szacunek, radość i wdzięczność. Ale teraz najwyraźniej, pojawienie się jej synka, przywołało wspomnienia, o których Karolina wolała nie pamiętać. Postanowił, że zadzwoni do niej, jak tylko wróci ze spotkań jakie go tego dnia czekały. Promocja filmu niosła ze sobą wiele więcej obowiązków niż samo jego kręcenie. Nie zawsze było miło i radośnie, ale nigdy nie unikał spotkań z ludźmi, którzy na niego czekali, czasem kilka albo kilkanaście godzin. Pozowanie do zdjęć z wielbicielami filmów, w których wystąpił, było dla niego bardzo przyjemne. Lubił ten aspekt swojej pracy. Dziwiło go jak bardzo ludzie potrafią być wytrwali czekając. Z drugiej strony rozumiał, że spotkanie z nimi jest realizacją ich marzeń, a każde, nawet najmniejsze marzenie, warto spróbować uczynić rzeczywistością. Cieszył się również na spotkanie z ekipą filmową. Aktorzy grający w cyklu „Nieznanych" dużo czasu spędzali razem na planie. Poza planem, każdy z nich miał swoje życie, swoją codzienność do której spieszno było wracać. Ale podczas kręcenia filmu, tworzenia scen oraz w przerwach poza nimi, tworzyli zgraną grupę przyjaciół. W wolnych chwilach siadali przy ognisku i śpiewali lub w hotelowych pokojach grali w gry planszowe, świetnie się przy tym bawiąc i odpoczywając. Jack spojrzał na zegarek. Było już późno. Odłożył delikatnie kartki ze zdaniami Karoliny i wstał z łóżka. Nie chciał się spóźnić na spotkanie. Był pewien, że Ann Lee, będzie na miejscu na czas.

* * *

Karolina odliczała dni do przyjazdu Jacka. Dwudniowa wizyta w Londynie, sprawiła, że nie mogła doczekać się następnego spotkania z nim. Każdego dnia spoglądała na kalendarz i uśmiechała się do siebie. Jasiek co dzień odwiedzał ją i pytał o urodzinowe plany.

- Dlaczego wszyscy mnie o to pytacie? Ty, Izka... kto jeszcze? Masz jakiś pomysł, to wal śmiało. – zapytała lekko zirytowana.

- Młoda, nie denerwuj się. – powiedział – Pomyśleliśmy tylko, że skoro masz mieć takiego wyjątkowego gościa, warto byłoby pokazać mu co nie co naszego pięknego świata.

- A nie wydaje Ci się, że on widział więcej świata, niż my wszyscy razem wzięci? – spojrzała na niego ze śmiechem – A poza tym, nie tylko on będzie wyjątkowym gościem.

- Kogo jeszcze zaprosiłaś? Całą ekipę z jego filmów? – spytał podejrzliwie.

- Mówię o Was. Każdy z Was, jest dla mnie wyjątkowy. I nie widzę szczególnego powodu, dla którego te urodziny miałyby się różnić specjalnie od wszystkich wcześniejszych. – twardo trzymała się swojego zdania. – A poza tym, Izka i tak teraz nigdzie się nie wybierze. Przecież ani ona, ani Marek nie zostawią Maksa z dziadkami. Dopiero co przyszedł na świat.

- Właściwie, to pomysł zorganizowania wyjazdu, zrodził się w głowie Izki. – Jasiek spojrzał na siostrę.

- Mogłam się tego spodziewać.

- Karola, Tobie się przyda taki wyjazd. A poza tym już wszystko załatwiliśmy. Jako prezent dla Ciebie, już zarezerwowałem pokoje w Karpaczu. Dla 8 osób. Już wszyscy wiedzą.

- Wygląda na to, że dowiaduję się ostatnia.

- Nie ostatnia. Ostatni dowie się Jack. – zażartował Jasiek.

- A kiedy wyjeżdżamy? I kogo zabieramy? 8 osób, czyli kto? – Karolina siadła na fotelu. Zaśmiała się cicho. Nie mogła uwierzyć, że nie domyśliła się tego wcześniej.

- Jak możesz pytać kogo zabieramy? Przecież to oczywiste. Beatka zjeżdża z Katowic w czwartek. Kuba był zadowolony z pomysłu, jak tylko Beatka mu powiedziała. Majka i Patryk już załatwili sobie opiekę dla Mikołajka na weekend. No mam nadzieję, że mnie też zabierzesz. No i oczywiście Bartek. Wyjeżdżamy w piątek popołudniu. Pokoje są zarezerwowane na dwie doby, tam gdzie zwykle. Już zapłacone, więc nie możemy się wycofać. Nic się nie martw, złożyliśmy się, więc koszta nie wyszły takie wysokie. – wyjaśnił w skrócie historię organizacji wyjazdu.

- Jesteście niesamowici. – Karolina miała łzy w oczach. Przyjaciele zrobili jej cudowny prezent. Podarowali jej nie tylko fantastyczny wypoczynek w miejscu które pokochała kilka lat temu, ale przede wszystkim czas jaki będzie mogła z nimi wszystkimi spędzić. Dali jej to, czego tak bardzo jej brakowało. – Dziękuję Jasiek. – przytuliła się mocno do brata. – Zdradź mi tylko jedną tajemnicę, proszę. Kiedy to wszystko załatwiliście?

- Jak tylko zorientowałem się, że będziesz miała tutaj gościa, pojechałem do Izki. Pogadaliśmy sobie troszkę. Stwierdziła, że warto byłoby zorganizować jakiś wyjazd, zrobić Ci taki prezencik, którego się nie będziesz spodziewała. Podzwoniliśmy do wszystkich. Pozostało tylko wybrać miejsce. Sama podsunęłaś jej ostatnio pomysł z górami. Zresztą gdzie indziej moglibyśmy Cię zabrać? Reszta już należała do mnie. Izka od początku wiedziała, że nie będą mogli jechać. Datę porodu to ona sobie świetnie zaplanowała. Ale naprawdę cieszyła się organizacją tego wszystkiego. Wypełniła sobie czas przed porodem. – patrzył w iskrzące się oczy siostry i uśmiechnął się szeroko. – Właśnie dla takiej Twojej reakcji, warto było to wszystko zorganizować. A to jeszcze nie koniec niespodzianek. O reszcie dowiesz się na miejscu.

Karolina cały wieczór obdzwaniała przyjaciół aby podziękować im za niespodziankę.

- W pierwszym planie, chcieliśmy powiedzieć Ci w piątek w południe, że jedziemy za miasto i nie zdradzić Ci co się dzieje. Ale po głębszych analizach, doszliśmy do porozumienia, że mógłby to być dla Ciebie zbyt duży szok. Tymbardziej, że jedziemy nie 40 a ponad 400 km. – zaśmiała się Beatka do słuchawki.

- Beatko, nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę, że będę miała Was wszystkich razem. – powiedziała Karolina poważnie. – Szkoda tylko, że Izki z nami nie będzie.

- Gwarantuje Ci, że towarzystwo będzie miała równie fajne. – dodała Beata. – Szczerze Ci powiem, że jak tylko zadzwonił do mnie Jasiek z tym szaleńczym planem, ucieszyłam się jak głupia. Dawno już nie byliśmy nigdzie taką większą grupką. Ostatnio bawiliśmy się razem, na ślubie Izki i Marka. A do tego, ja też spędzę troszkę czasu z Kubą. Ten wyjazd, wszystkim nam, dobrze zrobi. Następne takie spotkanie, będzie pewnie na moim ślubie.

- To już naprawdę niedługo. Czas tak szybko płynie, że nikt z nas nie zauważy, a już będzie czerwiec. Sukienkę już załatwiłaś?

- Dzwoniłam i umówiłam się na początek grudnia na spotkanie. – powiedziała Beata, do terminu jej ślubu z Kubą, pozostało 7 miesięcy. – No dobrze, Kochana, ja się urywam, widzimy się za kilka dni. Ślę buziaki.

Kolejną osobą, do której zadzwoniła Karolina, była Majka. Była równie zadowolona z pomysłu wyjazdu, jak Beatka. Gdy wykręciła numer Bartka, odebrał po pierwszym sygnale:

- Skoro dzwonisz popołudniu, sprawa nie mogła czekać do rana. Więc powód jest jeden: Jasiek powiedział Ci o Karpaczu.

- Nawet Ty słowem się nie odezwałeś. Od jak dawna wiesz? – zapytała.

- Od samego początku. Byłem z Jasiem u Izki.

- Jesteście okropni. – zażartowała. – Żaden z Was nawet słowem nie wspomniał.

- A co to byłaby za niespodzianka? W głosowaniu nad tym, kiedy Cię uświadomić, głosowałem za powiedzeniem Wam w samochodzie. Ale zostałem przegłosowany. – w jego głosie słychać było rozczarowanie. – Ale miałbym wtedy ubaw z Twojej miny. Ten widok byłby bezcenny.

- Haha, ale zabawne. – rozmawiali jeszcze chwilę o planowanym wyjeździe. Karolina cieszyła się na samą myśl o wypadzie w Karkonosze. Nie mogła doczekać się napisania o tym wszystkim Jackowi.

Gdy wieczorem siadła przed komputerem i zobaczyła pojawiającą się kopertę z imieniem Jacka w komunikatorze internetowym, uśmiech nie znikał z jej twarzy. Podłączyła program i po chwili zobaczyła jego twarz.

- Jak się masz? – zapytała.

- Teraz już bardzo dobrze. Jak tylko widzę, że jesteś uśmiechnięta, wiem, że wszystko jest w porządku. Chyba ostatnio byłaś nie w humorku, ale widzę, że ten stan uległ zmianie.

- Masz na myśli zapewne mojego ostatniego maila. Niepotrzebnie go wysłałam.

- Karolinko, chciałbym wiedzieć zawsze gdy jest Ci źle. Zawsze mogę zrobić coś, aby poprawić Twój stan ducha.

- Nie wątpię w to. Nie wracajmy do tego teraz, proszę. – uśmiechnęła się szeroko. – Mam dla Ciebie niespodziankę.

- Jak już będę wiedział, nie będzie niespodzianki. – zażartował.

- Jak Ci opowiem, to będziesz się cieszył, że wiesz już teraz. Była opcja, że ani ja, ani Ty, nie wiedzielibyśmy nic. – zaczęła zagadkowo.

- Teraz to mnie zaintrygowałaś. Słucham, co to za sprawa? – zapytał zaciekawiony. Karolina opowiedziała mu rozmowę z Jaśkiem o urodzinowym wypadzie do Karpacza, a potem zrelacjonowała każdą telefoniczną wymianę zdań z przyjaciółmi. Pomyślała, że nie zadzwoniła jeszcze do Izki.

- Jack, mógłbyś chwilkę poczekać? Zadzwonię tylko do Izki. Jeszcze jej nie podziękowałam.

- Wiesz, że na Ciebie mógłbym czekać nawet trzy chwile. – zażartował. – Podziękuj jej proszę w moim imieniu również. – odwrócił się na moment od monitora komputera. – Skoczę zrobić sobie coś do picia. Nie spiesz się Promyczku.

Karolina uśmiechnęła się do niego, wykręcając numer telefonu Izki.

- Jesteś moim największym Aniołem. Wiesz o tym prawda? – zapytała na powitanie.

- Pewnie, że tak. Ale czemuż zawdzięczam takie miłe słowa? – usłyszała po drugiej stronie słuchawki.

- Zawsze tak uważam, ale zbyt rzadko Ci o tym mówię. – oświadczyła, a zaraz potem dodała – A poza tym, to czy gdy wymienię miejscowość Karpacz to wystarczy?

- W końcu Ci Jasiek powiedział? – nie była zaskoczona.

- Z Twoich słów wynika, że głosowałaś za wcześniejszym powiadomieniem mnie?

- Czyli już wszystko Ci powiedzieli. Oczywiście, że głosowałam za powiedzeniem Ci dużo wcześniej. Teraz możesz się dłużej cieszyć. – zaśmiała się.

- Izunio, bardzo bardzo Wam dziękuję.

- Tylko nie myśl, że ominie Cię wizyta z Jackiem u nas. To, że nas tam nie będzie, nie znaczy, że nie chcemy uczcić Twoich urodzin z Wami. Już dziś zapraszam Was na kolację.

- Przyszlibyśmy bez zaproszenia. – powiedział w tle Jack, tak głośno, że Iza słyszała go w telefonie.

- Karolinko, czy on już przyjechał? Dobrze słyszę? – zapytała zaniepokojona.

- Jeszcze nie, za kilka dni. Właśnie rozmawiamy sobie online. – wyjaśniła Karolina.

- No to moja Droga, bardzo nieładnie, nie poświęcać takiemu mężczyźnie całej swojej uwagi. Pogadamy jak wpadniesz na kawusię, mam nadzieję, jutro. Maks już tęskni za swoją ulubioną ciocią.

- Dobrze, przyjadę zaraz po pracy. Do jutra. – rozłączyła się i powiedziała do Jacka – Jak słyszałeś wszyscy, poza mną, wiedzieli już od dawna.

- Muszę się zgodzić z Izką. Lepiej, że wiesz już teraz. Masz tak rozweseloną buzię, że zarażasz radością nawet online. Podejrzewam, że teraz nic nie przyczyni się do zmiany tego stanu. Przyjaciele przygotowali Ci świetny prezent. Obawiam się, że ich nie przebiję.

- Sama Twoja obecność, będzie dla mnie rewelacyjnym prezentem. Nie mogę się doczekać.

- Zostało tylko 4 dni. Już jestem spakowany. Dwa dni tutaj, potem dwa w Londynie, a potem chwycę Cię w ramiona, mocno przytulę i już nie puszczę.

- Gdy mnie nie puścisz, nie będę mogła prowadzić. – droczyła się z nim.

- Wymyślimy jakiś sposób. – zaśmiał się. Długo rozmawiali tego dnia. Karolina przesłała mu link do strony pensjonatu, w którym będą nocować. Doskonale znała to miejsce. Prezentowała Jackowi online okolice, a on planował miejsca wspólnych spacerów. Romantyzm nie był mu obcy. – Porwałbym Cię na koniec świata, gdybym tylko mógł. – powiedział na koniec.

- Może pewnego dnia, dam się porwać.

- Gdy nie będziesz się opierać, nie będzie to porwanie. – dodał śmiejąc się.

- Na to nie licz. Nie będę się wzbraniać przed takim uprowadzeniem. – spojrzała wprost na niego w monitor i ujrzała jak radosne jest jego spojrzenie. – Widzimy się za troszkę więcej niż 96 godzin.

- Dokładnie. – powiedział na pożegnanie. – Miłych snów.

- Na pewno takie będą. Dobranoc Jack. – wyłączyła oprogramowanie, rozłączyła komputer i oparła się o poduszkę.

* * *

Gdy w poniedziałkowy poranek dojechała do pracy, przed swoim samochodem czekał na nią Bartek. Uśmiechał się szeroko:

- Już się zastanawiałem czy dojedziesz? I jak przypadł Ci do gustu nasz pomysł?

- Jesteście szaleni, ale jestem Wam bardzo wdzięczna. – cmoknęła go w policzek. – Chodź, trzeba troszkę popracować. Mam dziś parę spotkań. – chwyciła go pod ramię i poprowadziła do budynku. Cieszyła się z natłoku spraw. Każda minuta zbliżała ją do spotkania z Jackiem. Do jego przyjazdu do Polski pozostało już tylko 4 dni. Karolina nie wiedziała jak zaplanować dni, podczas jego wizyty. Im mniej czasu zostało, tym więcej o tym myślała. Chciała by Jack spędził przyjemnie czas, wypoczął od zgiełku i tego wszystkiego co otacza go na co dzień, by choć na kilka dni zapomniał, że jest tym szczególnym Jackiem Robsonem. Pragnęła stworzyć mu taką atmosferę, by mógł poczuć się jak najbardziej sobą. Wiedziała, że oprócz tego pierwszego dnia gdy wyląduje, nie będzie miała urlopu. Zbyt wiele spraw miała teraz na głowie w firmie, aby pozwolić sobie na całkowite wyłączenie się z życia służbowego. Gdy powiedziała o tym Jackowi, nie wydawał się zaskoczony. Poznał ją już na tyle dobrze, aby zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo uwielbia swoją pracę. „Nie chciałbym w żaden sposób przeszkadzać Ci podczas mojej wizyty. Więc niczym się nie przejmuj. Bardzo cieszę się, że Cię zobaczę." – napisał jej tego samego wieczora. Poczuła, że to będą bardzo udane dwa tygodnie.

* * *

„Jutro o tej porze, prawdopodobnie będziemy siedzieć obok siebie na kanapie i wszystko to, o czym myślę przez kilka ostatnich dni, będzie bardziej realne niż kiedykolwiek wcześniej. Zauważyłaś jaki robię się sentymentalny? Czasem wydaje mi się, że korzeniem takich myśli, jest samotność, odległość dzieląca mnie od tych, na których najbardziej mi zależy. Dookoła mnie jest zawsze tyle osób, a ja czuję się jakbym był wyspą pośród wydarzeń codziennego życia w tym dziwnym filmowych świecie. Wiem, że gdy jutro usiądę i spojrzę na Ciebie, trzymając w dłoniach kubek kawy lub herbaty, wszystko będzie takie normalne, takie jakie chciałbym aby było każdego dnia. Takie, jakie jest dla wszystkich innych." – Karolina przeczytała maila od Jacka wtorkowego wieczora. Dotarło do niej, że już następnego dnia, będzie dokładnie tak, jak pisał o tym J. Czytając jego przemyślenia, miała wrażenie, że wiele myśli jest takich, jakby ona je spisała. Podobnie czuła się gdy była w Londynie – była jak wyspa z jego listu. Wiedziała, że przez kilka następnych dni, Jack nie będzie samotny. Obiecała sobie, że zrobi wszystko co tylko będzie możliwe, aby dotrzymać mu towarzystwa. Rozmawiając z Dyrektorem, uprzedziła, że przez następne kilka dni będzie miała gościa, a przełożony zaproponował, aby w związku z tym wybierała sobie na bieżąco wypracowane nadgodziny.

- Dyrektorze, nawet Pan sobie nie wyobraża, jak bardzo bym chciała, aby to było możliwe. – powiedziała do niego z uśmiechem – Ale widział Pan tą stertkę dokumentów i zamówień.

- Przecież ktoś może Pani pomóc. Pomyślę o tym jutro, gdy będzie Pani na urlopie. W czwartek zdecydujemy co możemy zlecić komuś innemu. Jestem świadom, że jak tylko Pani ląduje w Londynie, przepracowuje się Pani jeszcze bardziej. Tymbardziej, chciałbym aby, trochę Pani odpoczęła. Jak dłużej, będzie Pani brała sobie tyle na barki, pomdleje nam Pani i co wtedy zrobimy? – zażartował.

- Zostanie Wam jeszcze Caren, Bartek i Dyrektor Wojtek. – zaśmiała się.

- Swoją drogą, cały czas się zastanawiam, jak to Pani robi, że z Caren dogaduje się Pani bez problemu. To bardzo specyficzna osoba. Jakoś nie potrafię odbierać wszystkiego, na tych samych falach co ona.

- Caren naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu. Jestem pewna, że gdyby Pan, przyjechał na tydzień lub dwa, i pracowałby Pan, bezpośrednio z nią, bardzo szybko odebrałby Pan te same fale. – skorzystała ze słów Dyrektora. – Bez niej Room nie byłby taki jaki jest. Ona daje z siebie 150 %, a jest przecież młodą mamą.

- Nie tylko ona daje z siebie więcej niż powinna. – zasugerował. – A teraz proszę już jechać do domu. Już późno. Sam za moment, będę się zbierał. Życzę Pani przyjemnego jutrzejszego dnia. Niech Pani go wykorzysta tak dobrze jak tylko się da.

- Taki mam plan. – powiedziała zakładając kurtkę.

Na wspomnienie tej rozmowy, po raz kolejny stwierdziła, że trafił jej się najlepszy przełożony jakiego mogła sobie wymarzyć. Zawsze mogła liczyć na jego wyrozumiałość.

Przed snem, jeszcze raz przeczytała maila od Jacka, sprawdziła godzinę przylotu samolotu i napisała mu sms: „Jestem gotowa na przyjęcie Cię w moich skromnych progach. Nie mogę się Ciebie doczekać. Mam nadzieję, że przyjemnie spędziłeś czas z rodzinką i złożyłeś tacie życzenia w moim imieniu. Do zobaczenia jutro o 11:10. A tymczasem kolorowych snów. Jutro pewnie nie szybko pozwolę Ci zasnąć." – napisała i po paru chwilach dostała odpowiedź: „To zabrzmiało jak obietnica. Trzymam Cię za słowo. Śpij spokojnie."

***

Czekając w sali przylotów Karolina patrzyła na samoloty stojące na płycie lotniska. Nie chcąc się spóźnić, przyjechała do Poznania godzinę wcześniej. Zerknęła na zegarek, zbliżała się 11. Spojrzała w górę i zauważyła podchodzący do lądowania samolot. Pogoda była przepiękna – listopadowe słońce nisko powieszone na błękitnym niebie, świeciło całą swoją mocą – prawdziwa polska jesień – taką, jaką Karolina chciała pokazać Jackowi. Podeszła bliżej do okna i patrzyła skupiona na kołującą maszynę. Gdy samolot się zatrzymał i podjechały do jego drzwi schody, Karolina obserwowała każdą wychodzącą z niego osobę. Jak tylko zobaczyła sylwetkę Jacka, tak mało na razie znaną, szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Tak, jak dzień wcześniej napisał Jack, zaczęło się dziać, to o czym oboje myśleli. Gdy chłopak pojawił się w drzwiach sali przylotów, Karolina nie mogła oderwać od niego wzroku. Cierpliwie czekała aż odprawa pasażerów dobiegnie końca.

- Witaj w Polsce – powiedziała kiedy podszedł do niej. – Troszkę się na Ciebie naczekałam – wtuliła się delikatnie w jego tors.

- Ale chyba było warto, co? – dopytał z, tak lubianym przez nią, łobuzerskim uśmiechem. Podniósł ją nisko nad ziemię i obrócił się z nią dookoła siebie.

- Wiesz doskonale, że na Ciebie warto poczekać nawet dłużej niż troszkę. – dodała pośpiesznie a on musnął delikatnie jej usta.

- I vice versa. – spojrzał jej głęboko w oczy. – Obiecałem moim domowym paniom, że przekażę Ci pozdrowienia i uszanowania od taty. Joan zażądała wręcz zdjęć z pobytu u Ciebie. Na pożegnanie powiedziała mi, że jeśli nie prześlę jej czegoś jeszcze dziś na maila, zamęczy nas telefonami. – opowiadał o siostrze z radosnym grymasem na twarzy. Widać było, że łączy ich specyficzna więź. W tym momencie Karolina pomyślała o Janku.

- Co do rodzinnych obiecanek, mój brat pewnie dziś zwali nam się na kolację. Nie daruje mi jeśli nie pozna Cię jako pierwszy.

- Zobowiązałem się do uczestniczenia w sesji z nim. A ja nie rzucam słów na wiatr, ale to Ty musisz grać rolę fotografa. Poza tym, nie mogę się doczekać kiedy go poznam. Z tego co opowiadałaś, niezły z niego Element. – wychodzili już na parking a Karolina zaczęła się śmiać.

- Znając Jaśka, taka sesja potrwa pewnie całe popołudnie. – objęła go w pasie i poprowadziła do samochodu.

- Ale piękne niebo. – Jack spojrzał w niebieską przestrzeń nad ich głowami.

- Jeśli nie będziesz zbyt bardzo zmęczony, zabiorę Cię dziś na spacer i pokażę piękno polskiej jesieni.

- Nie mam zamiaru tracić nawet chwili na sen. Czas jest zbyt cenny, aby go marnować. – uśmiechnął się ponownie.

- Na pewno jesteś zmęczony. – popatrzyła na niego.

- Już nie jestem. – cmoknął ją w policzek, gdy stali obok jej samochodu. – Jesteś dobrym kierowcą? – dopytał ze śmiechem, pakując torbę i plecak do bagażnika.

- Nie mi to oceniać, musisz zaryzykować... chyba, że wolisz transport publiczny. – zaśmiała się.

- No wiesz, z mojej strony, będzie to swego rodzaju ryzyko, w Londynie nie siadasz za kierownicą. – drażnił się z nią.

- W Polsce jeździmy po tej poprawnej stronie drogi i tutaj nie mam z tym żadnego kłopotu. – mrugnęła do niego.

- Jak tylko będziemy razem w Londynie, przeszkolę Cię w prowadzeniu samochodu po brytyjskiej stronie drogi i zostawię Ci kluczyki do mojego samochodu.

- Na twoim miejscu poczekałabym z taką deklaracją. Jeszcze nie wiadomo czy dowiozę Cię w całości do Inowrocławia. – ostrzegła żartem. – Wsiadaj.

- Teraz to naprawdę zaczynam się bać. – dodał patrząc na nią z miejsca pasażera.

- Zawsze pozostają Ci polskie koleje państwowe. – odpaliła silnik. – Chociaż szczerze, niespecjalnie polecam. – mrugnęła do niego.

- Może jednak zaryzykuję podróż samochodem z Tobą jako kierowcą.

- A ja zrobię wszystko, żeby szczęśliwie dotrzeć do celu. – złożyła obietnicę śmiejąc się głośno.

Całą drogę z Poznania do Inowrocławia, Jack opowiadał jej o tym jak spędził poprzednie dwa dni. Karolina lubiła słuchać jak mówił o rodzinie i przyjaciołach. Rozumiała jego tęsknotę za bliskimi, sama często czuła się podobnie. Spojrzała na jego profil, uśmiechnęła się szeroko, po czym zwróciła głowę w stronę drogi i skupiona na niej, wsłuchała się w jego słowa. Gdy jechali przez Gniezno, Jack zachwycił się widokiem parku, który mijali. Z samochodu dostrzec można było całą paletę barw jesiennych liści.

- W Hyde Parku jest też tak kolorowo, ale jesienią Londyn jest wilgotny i wszędzie jest mokro. – powiedział Jack, patrząc w stronę drzew.

- A kiedy Londyn nie jest mokry i wilgotny? – zaśmiała się Karolina – chętnie poczekam na ten czas. – dodała. – Właśnie tego najbardziej mi brakuje w Londynie: słońca przedzierającego się przez chmury, kolorów jesieni, zieleni wiosny i ciepła lata.

- I właśnie dlatego, gdy tylko jest parę dni ciepła siadasz w parku i cieszysz się chwilami pogody, która przypomina Ci dom. – nawiązał do chwili gdy zobaczył ją pierwszy raz. Wydało mu się to, tak odległym czasem.

- Dokładnie. Polubiłam Londyn. – spojrzała na niego znacząco – Ale chciałabym móc częściej wracać do domu, tylko im bardziej rozwijamy Room, tym mniej jest to możliwie. Niedługo otwieramy salon i jeszcze więcej spraw będzie do załatwienia tam na miejscu, niż tutaj. A nie wyobrażam sobie zostawić tego komuś innemu do realizacji. I poza tym, chcę zobaczyć brytyjską zieleń wiosny. – uśmiechnęła się. – Wiesz, nie mogę uwierzyć, że mija już pół roku, od mojego pierwszego wyjazdu do Londynu.

- Nie opowiadałaś mi jeszcze, jak zaczęła się Twoja przygoda z Londynem. Wiem, czym się zajmujesz i na czym polega Twoja praca, ale nie zdradziłaś mi jak doszło do tego, że pracujesz teraz na wyspie. – spojrzał na nią uważniej.

- To długa historia. – popatrzyła na niego. – Opowiem Ci później. – powiedziała spokojnie, a Jack spoważniał. – Nie miej mi tego za złe, proszę. Nie w tym rzecz, że nie chcę Ci tego opowiedzieć. Wszystko zaczęło się już jakiś czas temu, nie chciałabym po prostu dzielić mówienia o tym, na kilka razy. Obiecuję, że opowiem Ci wszystko, już niedługo, ale nie dziś. – zsunęła dłoń z kierownicy i chwyciła delikatnie jego dłoń. Popatrzył na nią, splótł ich palce i uśmiechnął się nieśmiało. Karolina potraktowała to, jako zgodę na jej propozycję, ale wiedziała, że nie uniknie tego tematu. Zdawała sobie sprawę, z tego, że podczas tej wizyty będzie musiała powiedzieć Jackowi wszystko, czego do tej pory nie wiedział, a co obiecała mu wyjaśnić.

Pozostałą część drogi, Jack opowiadał jej o ostatnich dniach zdjęciowych, wspominał śmieszniejsze wydarzenia z planu i wpatrywał się w Karolinę.

- Dlaczego tak patrzysz? – zapytała gdy byli kilkanaście kilometrów przed Inowrocławiem. – Zerkasz na mnie całą drogę.

- Lubię spoglądać na Ciebie, policzki Ci się rumienią. – opowiedział troszkę usatysfakcjonowany. – A poza tym, obserwuję jak prowadzisz, aby ocenić Twoje możliwości. Jak na razie jest nienajgorzej.

- Oki, za około 20 minut będziemy w Inowrocławiu. Przejadę troszkę bokiem i pokażę Ci gdzie pracuję gdy jestem w Polsce. – skręciła z głównej drogi. Kiedy przejeżdżali nieopodal firmy, Karolina uśmiechnęła się, widząc znajomych idących placem. – Właśnie tutaj spędzam sporą część mojego życia. – spojrzała na niego, po czym zwróciła wzrok w kierunku biurowca. – Któregoś dnia pokażę Ci jak wszystko wygląda w środku, oczywiście jeśli będziesz chciał. – dodała po chwili.

- Z wielką chęcią. Bardzo chętnie zobaczę gdzie i jak spędzasz czas pracując. – uśmiechnął się rozglądając się dookoła.

- Nie będziemy dłużej tutaj stać, bo jeszcze moment, a ktoś mnie tutaj dojrzy i stwierdzi, że coś bardzo pilnego jest do załatwienia, a ja dziś jestem tylko do Twojej dyspozycji. – ruszyła.

- Jak to fajnie brzmi. Posiadanie Ciebie do swojej dyspozycji może mi się zbyt bardzo spodobać. – uniósł zalotnie brwi, a ona roześmiała się szczerze. – Ładne okolice. – stwierdził po chwili, patrząc na wszystko co mijali. Świat wydawał się dziś piękniejszy niż zwykle. Promienie słońca padające na zaorane pola prezentowały resztki zachowanej gdzie niegdzie zieleni, a ptaki fruwały na niebie, wydając z siebie charakterystyczne tylko dla siebie ćwierkanie.

- Człowiek zwykle docenia to co jest dookoła niego, wtedy gdy nie widzi tego na co dzień. Niektóre sprawy, które nam powszednieją, wydają się nie mieć znaczenia, a jednak, gdy brak nam ich, dostrzegamy jak bardzo są wyjątkowe. – powiedziała Karolina, patrząc przed siebie. – Gdy mam zły dzień w Londynie, jest szaro i smutno, zamykam oczy i przypominam sobie tą drogę, te pola i sarenki, które czasem tutaj spotykam. Wszystko to poprawia mi nastrój.

- Londyn też bywa piękny i słoneczny. Zakochasz się w londyńskiej wiośnie. Jestem tego pewien. – zapewnił ją. – Kiedy roślinność budzi się do życia, rozkwitają kwiaty, wszystko jest inne niż jesienią i zimą. Lato ma swoją magię, ale to wiosna napełnia ludzi pozytywną energią i nadzieją na lepsze dni. – zamknął oczy. Karolina odniosła wrażenie, że przywołał do myśli obrazy piękna brytyjskiej wiosny. Sama często miała takie chwile. Nie chcąc przeszkodzić jego myślom, zerknęła na niego z ukosa po czym skupiła się na prowadzeniu samochodu.

Jack ocknął się, gdy wjeżdżali w granice Inowrocławia.

- Witam w moim świecie. – powiedziała z uśmiechem, uchylając delikatnie okno. – Oto miasto, które zawsze śpi, gdzie prawie nic się nie dzieje, ale pomimo tego, kocham je za to, jakie jest.

- Chaos i pośpiech zapewnia Ci teraz Londyn. On nigdy nie śpi i zawsze coś się tam dzieje. – zaśmiał się Jack. – Tak jak powiedziałaś, trzeba doceniać to co się ma. Nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu.

- Lepiej bym tego nie ujęła. – skomentowała, a zaraz potem zmieniła się w przewodnika. – Tutaj niedaleko mieszkają moi rodzice. – wskazała palcem na osiedle domków jednorodzinnych. – Odwiedzimy ich na pewno. A teraz wjedziemy już w teren mojej młodości. – zerknęła na niego, kiedy on z uwagą przyglądał się mijanym przechodniom, budynkom i sklepom. – Polskie miasta są do siebie bardzo podobne. Mniejsze bądź większe, ale zawsze blokowiska.

- Też mieszkasz w takim bloku? – zapytał z ciekawością w głosie.

- W bardzo podobnym, ale troszkę bardziej nowoczesnym. – mrugnęła do niego. – Jesteśmy prawie na miejscu. – skręciła w ulicę. – Oto moja polska codzienność. – wjechała przed garaż.

- Ale fajnie. – powiedział Jack patrząc dookoła siebie. Karolina pomogła mu zabrać bagaże i uśmiechając się do niego prowadziła do mieszkania.

- Witaj w moim świecie! – powiedziała otwierając drzwi. – Oto „mój kawałek podłogi", jak to śpiewają w jednej z polskich piosenek. Zapraszam. Czuj się jak u siebie. – podeszła do stolika w kuchennej części. Jack stał przy drzwiach rozglądając się i wieszając kurtkę na wieszak. – Zostaw torbę, chodź, oprowadzę Cię po moim mega metrażu. Tylko uważaj, żebyś się nie zmęczył. – zaśmiała się, chwytając go za rękę. – Tutaj jak widzisz tu jest część dzienno-kuchenna. To tutaj zwykle siadam z komputerem, piszę, czytam. Gdy wprowadzałam się, połączyliśmy pokój z kuchnią, aby zyskać troszkę dodatkowej przestrzeni. Było mi szkoda miejsca. – obróciła się dookoła wskazując sofę, fotel, ławę, komódki, mały murek oddzielający salon od kuchni.

- Ładny widok. – powiedział Jack, spoglądając przez balkonowe okno. Objął ją ramieniem.

- Z tej strony zachodzi słońce. Wieczorem jest naprawdę ładnie. Rano czasem widać, sarenki wyjadające trawkę na polu. – odwróciła się do niego. – Może teraz to nie wygląda zbyt zachęcająco, ale jest nienajgorzej. A poza tym, takiego widoku w Londynie nie ma na pewno. – uśmiechnęła się, spoglądając za szybę.

- Jest ślicznie. – zerknął na nią. – Może uda nam się zobaczyć wspólnie zachód.

- Jeśli będzie bezchmurny wieczór, to na pewno. Często siadam na balkonie zawinięta w kocyk i patrzę jak słońce niknie za horyzontem. Taka codzienna magia życia. Jedni żegnają słońce by inni mogli się nim cieszyć. – powiedziała z sentymentem. – Chodź pokażę Ci resztę moich czterech kątów. – zajrzeli do pomieszczenia obok salonu – Tutaj śpię. Tuż obok jest łazienka i pokoik, który przygotowałam dla Ciebie. Sypialnia i pokój są malutkie, ale czego więcej potrzeba do spania. – spojrzała na niego, wprowadzając do pokoiku. – Mam nadzieję, że będzie Ci tutaj wygodnie. Kilka półek w szafce jest pustych, możesz się tam rozpakować.

- Dziękuję, nie musiałaś sobie robić problemu, poradziłbym sobie bez półek.

- Jack, chwilowo te półki są niepotrzebne, więc żaden problem. Nie mam kiedy ich zapełnić. Naprawdę chciałabym abyś czuł się jak u siebie. Niczym się nie przejmuj. Zaraz pokażę Ci, gdzie znajdziesz potrzebne w kuchni naczynia, sztućce, szklanki, kubki i wszystko inne niezbędne do egzystencji, żebyś się nie krępował i nie musiał pytać co chwilka. Wiem, jak to jest gdy trafiasz do obcego miejsca. – patrzyła na niego.

- Karolinko, bardzo dziękuję, za to wszystko. Zadomowię się. Może zrobię Ci herbaty? – zapytał aby potwierdzić swoje słowa.

- Nie wiem jak Ty, ale ja potrzebuję kawy. – zaśmiała się. – I czegoś słodkiego. Zrobiłam trochę zapasów ostatnio. Lubię mieć małe „co nie co" w domku. Wiesz, tak na wszelki wypadek nagłego spadku poziomu cukru we krwi.

- Wiem co masz na myśli. – powiedział siadając przy kuchennym stole. – Masz świetne mieszkanko. Ładnie tutaj się urządziłaś. – rozglądał się nadal dookoła siebie.

- Jeszcze nie jest moje... Spłacam kredyt i jeszcze trochę zostało do spłacenia. Nie byłabym w stanie kupić takiego mieszkania za gotówkę. Wyposażenie go, też mnie troszkę kosztowało, ale wszystko stopniowo sobie jakoś zorganizowałam. Nie powiem, że było mi lekko. Wyrzeczenia nie są mi obce. Dlatego tak się cieszę, z tej pracy w Londynie. Dzięki niej, jest mi łatwiej spłacać raty. Samej jest ciężko. – sięgnęła po kubki do kawy. – Te kubki dostałam parę lat wcześniej, przed przeprowadzką tutaj leżały w pudełku, czekając na swój debiut. – powiedziała chcąc zmienić temat, bojąc się tego co może za chwilę usłyszeć. Widziała w oczach Jacka, że chciał o coś zapytać.

- Więc wszystko ma swoje miejsce. – skomentował tylko. – Pozwolisz, że zabiorę torby do pokoju? Nie będą nam tutaj przeszkadzały. – zapytał.

- No jasne, ja w tym czasie przygotuję coś do zjedzenia. Jeśli chcesz wziąć prysznic, nie krępuj się. – cmoknęła go delikatnie w usta. – Rozgość się. Lubisz bitą śmietanę? – dopytała gdy znikał na progiem kuchni.

- Podaną przez Ciebie, w każdej postaci. – zażartował.

- Jeszcze nie wiesz, co Cię tutaj czeka. – podeszła do niego, pocałowała namiętnie, po czym odeszła w kierunku lodówki a Jack patrząc na nią nadal, uśmiechał się szeroko.

- Nie mogę się doczekać tego, co mnie tutaj czeka. – powiedział, śmiejąc się gdy był z torbami już w pokoju.

- Nie mów hop... – krzyknęła do niego z kuchni. Włączyła muzykę i przy akompaniamencie fortepianowych i gitarowych tonów, przygotowywała posiłek.

Jack usiadł na kanapie w przygotowanym dla siebie pokoju. Rozejrzał się dookoła, zauważył kilka zdjęć na komodzie. Wstał i przyjrzał im się dokładniej. Na większości z nich była Karolina z ludźmi, których do tej pory nie poznał. Spoglądał na uśmiechnięte buzie zatrzymane w klatce czasu. Widać było, że grupa przyjaciół doskonale czuła się w swoim towarzystwie w momentach, gdy zabłysnął flesz aparatu. Był ciekawy kiedy pozna wszystkie te osoby. Bardzo chciał, stać się częścią codzienności dziewczyny, która w tej chwili, krzątała się po kuchni. Dołączył do niej po kilku utworach. Usiadł obok, wsłuchując się w wypełniające pomieszczenia dźwięki. Zamknął oczy i kołysał się w rytm tego, co słyszały uszy. Karolina spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Wyglądał jak zaczarowany.

- Zatańczysz? – zapytała. Otworzył oczy, spojrzał na nią i chwyciwszy jej dłoń, obrócił dookoła siebie. Wtulił ją w swoje ramiona. Tańczyli na kuchennych kafelkach, śmiejąc się i ciesząc z chwili. – Fajnie, że jesteś. – szepnęła mu do ucha. – Jack, naprawdę się cieszę, że pojawiłeś się tak nagle w mojej codzienności.

- I vice versa. – powiedział. Przytulił ją mocno do siebie, nabierając do płuc powietrze pachnące jej perfumami. Był to bardzo delikatny, lekko kwiatowy zapach, kojarzący się z wiosenną łąką, ciepłem promieni słońca i spacerem wśród zieleni. Mógłby tańczyć z nią bez końca, delikatnie kołysząc się, prowadzony dźwiękami muzyki. Nie tak dawno wydawało mu się, że trudno będzie mu zaangażować się uczuciowo. Teraz gdy trzymał Karolinę, w swoich ramionach, czuł, że może to być prostsze, niż myślał. – Dawno nie czułem się tak dobrze, jak w tej chwili. – szepnął po chwili, a ona podnosząc głowę, spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko.

- Wiem, co masz na myśli. – nie puszczając jego dłoni, poprowadziła go do stolika. – Mam nadzieję, że zasmakuje Ci moja kuchnia. Pewnie nie dorównuję nawet w połowie, zdolnościom naszych mam, ale myślę, że nie jest najgorzej. Karmię się sama i do tej pory nie miałam problemów żołądkowych, więc chyba nie jest źle. – pokazała palcem na zastawiony kuchenny stół.

- Nie jestem wybrednym smakoszem. Wygląda zachęcająco. – zajrzał do półmisków.

- Za kilka minutek będzie gotowa zapiekanka. Nie mów mi tylko, że nie jesteś głodny, bo to już pora obiadu. – po krótkiej chwili zajrzała do piekarnika i wyciągnęła z niego, pachnącą ziołami potrawę. - Smacznego.

- Mmm. – Nachylił się nad naczyniem, aby poczuć jego intensywny zapach. Dla potwierdzenia swoich słów, nałożył sobie sporą ilość parującej zapiekanki. – A Ty? Na pewno jesteś głodna.

- Zacznę od kawy. – podniosła kubek w górę - Zawsze gdy przyjemnie mija czas, ucieka on szybciej. – dodała siadając obok niego. Zerknął na nią znad talerza, oczy miał roześmiane i pełne tego uroku, który dostrzegła podczas ich pierwszego spotkania. To spojrzenie, wywoływało u niej, przyjemne dreszcze na plecach. Nie odwracała wzroku. Tonęła w jego oczach. – Rozpakowany? – zapytała po dłuższej chwili.

- Szkoda mi na to teraz czasu. – powiedział pomiędzy jednym a drugim kęsem. – Zajmę się tym wieczorem. Liczne podróże są wpisane w mój zawód, często zmieniam miejsce pobytu, ale nadal nie lubię się pakować i rozpakowywać. Gdy mieszkam w hotelach, bardzo często moje bagaże pozostają nierozpakowane. Wyciągam z nich na bieżąco, tylko co jest mi w danej chwili niezbędne. – wyjaśnił, przerywając co jakiś czas, na przeżuwanie. Gdy Karolina nałożyła dla siebie porcję, jedli w ciszy, zerkając na siebie. Kiedy dziewczyna wyciągnęła nogi pod stołem, przypadkowo otarła stopą kolano Jacka. Ciszę zakłócił jego głośny śmiech. – Mam gigantyczne łaskotki. – wytłumaczył.

- Wykorzystam to. – szepnęła.

Jak tylko zjedli, Karolina zabrała się za zmywanie naczyń i obiecała przygotowanie deseru. Jack postanowił wykorzystać moment, na wypakowanie ubrań z torby. Dziewczyna spojrzała na niego, kiedy znikał z pola widzenia. Sięgnęła po telefon i wystukała na jego klawiaturze sms do Izki: „On tutaj naprawdę jest. Dopiero teraz gdy na niego patrzę, przestało to być jedynie abstrakcją, wierzę, że to wszystko prawda." - odwróciła głowę w kierunku okna i uśmiechnęła się sama do siebie. – Niesamowite – powiedziała cicho.

Rozdzwonił się jej telefon, spojrzała na wyświetlacz i przywitała się z bratem. Jasiek zapowiedział się na wieczór z wizytą, co nie było dla niej żadnym zaskoczeniem. Spodziewała się, że zadzwoni dużo wcześniej.

- Tak jak zapowiedziałam wcześniej, Jasiek odwiedzi nas dziś wieczorem. - powiedziała głośniej, aby Jack ją usłyszał w drugiej części mieszkania. Nie usłyszała odpowiedzi, więc poszła do pokoju. Wyciągnięte z torby ubrania, zostały odłożone na podłogę, a on leżał na kanapie z zamkniętymi oczami. Podeszła bliżej i zrozumiała, że zasnął. Wyciągnęła z szafy polarowy koc i przykrywając go, pocałowała w policzek. Ułożyła ubrania w szafie, co chwila spoglądając na śpiącego chłopaka. Wyglądał niewinnie, jak mały chłopiec, który po całym dniu psocenia, przeniósł się w krainę snów, aby zregenerować pokłady energii. Nie chciała go obudzić. Wyszła cicho do salonu i sącząc kawę z wysokiego kubka, zaczęła czytać dalszy ciąg książki, którą niedawno kupiła w księgarni.

Czytanie zawsze sprawiało jej przyjemność. Kiedy przenosiła się w literacki świat, wszystko wydawało się być proste, jasne i bezproblemowe. Kłopoty książkowych bohaterów, czasami trudne i początkowo, nierozwiązywalne, zwykle miały szczęśliwe zakończenie. Napawało to ją optymizmem. Czuła, że w życiu, jeśli tylko się postara, może być podobnie. Nigdy wcześniej nie potrzebowała takich starań. Gdy wszystko było na swoim miejscu, codzienność była bajkowa i życie stawało się radosne i przyjemne. Dopiero niedawno, wiele spraw pokomplikowało spisany dla niej los. Każdego dnia, próbowała żyć dalej, pomimo wszystkiego co stawało jej na drodze. Tłumaczyła sobie, że wszystko kiedyś musi się wyprostować. W ciężkich chwilach, sięgała po lekturę i dzięki historiom spisanych na kartkach papieru, ponownie wierzyła, że życie ma sens. Utwierdzali ją w tym przekonaniu przyjaciele i bliscy, ale kiedy była daleko od nich, książki wprowadzały ją do równoległego świata, wyimaginowanych sytuacji, pozwalały zapomnieć o tym co boli. Czytając, zatracała się w książkowych wersach całkowicie, czas mijał szybciej niż mogłoby się wydawać. Wyobrażała sobie przestawiane przez autorów sceny, wczuwała się w przemyślenia bohaterów, stawała się jednym z nich. Chcąc poznać jak najlepiej prezentowane postacie, często zastanawiała się jak postąpiłaby będąc na ich miejscu. Wybory, podobnie jak w życiu, nigdy nie były jednoznaczne i proste. Zawsze niosły za sobą szereg niekończących się konsekwencji, rozpoczynały domino wydarzeń, których koniec zwykle był happy endem. W realnym świecie, nie zawsze tak było. Jedna decyzja stawała się fundamentem kolejnych. Podejmując ją, trzeba przeanalizować wszystkie za i przeciw. Czytając o wyborze, przed którym stała bohaterka powieści, Karolina pomyślała, o tym co ostatnio wydarzyło się w jej życiu. Wiedziała, że i ją czeka kilka możliwości do analizy. Spojrzała w stronę pokoju, gdzie spał Jack i uśmiechnęła się: „Na pewno będą to przyjemne, ale i trudne do rozważenia warianty." – pomyślała i wróciła do dylematów Pauli z czytanej książki.

***

- Halo, halo, jest tu ktoś? – zawołał od drzwi Jasiek. Wieszając kurtkę przy drzwiach, rozglądał się w poszukiwaniu siostry. – Karolina! – podniósł głos, a ona stanęła w progu sypialni. – Nie przeszkodziłem Wam czasem? – dopytał.

- Cześć Jaśku. – uśmiechnęła się dziewczyna. – Oglądaliśmy zdjęcia.

- No jeśli teraz tak to się nazywa. – zażartował. Obok Karoliny stanął Jack.

- Cześć. Jestem Jack. – przedstawił się.

- Człowieku o tym kim jesteś, wie cały glob. – podał mu rękę – Jasiek, ta lepsza połowa z naszego rodzeństwa. Miło mi Cię poznać.

- Ja też bardzo się cieszę.

- Panowie, koniec tych powitań przy drzwiach. Jasiek wchodź, Ciebie nie trzeba instruować co i jak. Pogadajcie sobie, a ja w tym czasie, przygotuję coś do zjedzenia.

- Siostra, nie kłopocz się. Wiem, że na pewno masz lodówkę pełną dobroci, ale chcąc zaprezentować Jackowi, najlepszy smak pizzy i kebaba w tym mieście, zamówiłem już żarcie telefonicznie. Mam nadzieję, że niezdrowe jedzenie jest Ci równie bliskie jak nam w tej części świata. – zagadnął do Brytyjczyka.

- Co jak co, ale hamburgery, frytki, wszelkiego rodzaju pizza, nadają dodatkowego sensu każdemu dniu. – zaśmiał się Jack.

- Widzę, że bez problemu znajdziemy wspólny język. Jestem tego nawet bardziej, niż pewny. – zaśmiał się Jaś. – A co tam za zdjęcia oglądaliście? – zapytał patrząc na siostrę. Nie miał pewności, czy o wszystkim może już mówić.

- Z dzieciństwa. – powiedziała patrząc na niego.

- Stwierdziłem, że to będzie sprawiedliwe. Jak tylko Karolina poznała moją rodzinkę, pierwsze co pokazały jej moje siostry, były te spośród wszystkich zdjęć, które chciałbym schować na dno szafy i nigdy nie wyciągać. Byłem ciekaw, czy i wy macie takie fotki.

- Jest ich więcej w domu. Przyniosę Ci następnym razem, albo obejrzymy sobie jak spotkamy się na obiedzie w paszczy lwa naszej mamy. – żarty trzymały się Jaśka jak w każdy inny dzień. Nie czuł skrępowania osobą Jacka, z czego Karolina była bardzo zadowolona. Dokładnie o takie zachowanie jej chodziło. Chciała aby wszyscy zachowywali się jak najbardziej naturalnie. – No to pokażcie mi te fotki, powspominamy razem. Znając Karo, przygotuje kuchnię na przybycie jedzenia. Nawet nie myśl o tym, że będziesz zjadał z pojemników w którym przywiozą dobroci. Jedyne czego nie mogę w niej zrozumieć, to chęć brudzenia naczyń, przecież potem trzeba je pomyć. Ale jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy kiedykolwiek jedli zamówione jedzonko na czymś innym niż domowe talerze.

- Bo tak lepiej smakuje. – powiedziała Karolina z kuchennej części pokoju. – I nie wmawiaj mi, że nie mam racji, bo jak zwykle mam w zanadrzu przygotowane wiele argumentów na potwierdzenie swoich słów.

- Nawet nie mam tego w planach. Z Jackiem obok Ciebie, nie mam szans na wygraną. Jestem pewny, że wziąłby Twoją stronę. – zaśmiał się podnosząc w ręce zdjęcie siostry, sprzed kilku lat. – Gdybyś Ty widział, jaka ona wtedy była uparta... nie wiem, czy można to sobie wyobrazić, ale była bardziej uparta niż teraz. Kurczę siostra, ale przyznam Ci, że wyładniałaś od tamtego czasu. – Karolina spojrzała na niego, i pokręciwszy głową, wstawiła wodę na herbatę. Chłopaki przeglądali zdjęcia, co chwila wybuchając śmiechem.

- Fajnie, że macie dobrą zabawę moim kosztem. – usiadła obok Jacka i popatrzyła na zdjęcie, które właśnie oglądał. – Byliśmy wtedy na obozie młodzieżowym na Słowacji. Spiekłam się na raka, podczas jazdy na desce wodnej, takiej ciągniętej przez wyciąg. Cały dzień na jeziorze.

- Mówię Ci Jack, jej skóra przypominała barwą rdzennych Amerykanów. Ale była odważna, jak na moją siostrę przystało. Spośród wszystkich dziewczyn na obozie, tylko ona i nasza wychowawczyni wybrała się na tą deskę. Zabawa była świetna, ale przegraliśmy wtedy dobry obiad i mega porcję lodów. – wziął do ręki zdjęcie, na którym Karolina wychodziła z wody na pomost. – Zanim udało jej się ruszyć i zrobić na desce pełne koło, chyba z 13 razy spadała z deski przy samym starcie. Mieliśmy z chłopakami niezły ubaw. Momentami, płakaliśmy ze śmiechu. Ale ona się zawzięła. Przy tym szczęśliwym razie, kumpel mówi do niej: „Karolina, zakładam się o dobry obiad i lody, że znów Ci się nie uda.", ona spojrzała tylko na niego i odpowiedziała pełna dumy: „Nie ma sprawy. Ale od każdego z tych, którzy cały czas się ze mnie nabijają." Skupiła się najmocniej jak tylko mogła i przepłynęła cały okrąg.

- Wasze miny były wtedy bezcenne. Obiadki były pyszne. Na każdej wycieczce do końca obozu, ani ja ani Ewka nie płaciłyśmy za jedzenie. Warto było znieść parę chwil śmiechu z samej siebie, tymbardziej, że to był chyba trzeci dzień obozu.

- Ale dotrzymaliśmy umowy. – podał zdjęcie prezentujące grupkę osób przy stoliku w wyglądającej na chińską restauracji.

- To był bardzo fajny obóz. – powiedziała Karolina. – Miło wspominam tamte chwile. – wstała do drzwi, gdy rozdzwonił się dzwonek. Jasiek pomógł jej przenieść jedzenie do kuchni. – Siadajcie moi Panowie.

- Jack, piwko? – zapytał Jasiek.

- Bardzo chętnie.

- Karo, mam jutro wolne, wiem, że Ty idziesz do pracy. Pomyślałem, że mógłbym pokazać Jackowi nasze śliczne miasto.

- To bardzo dobry pomysł. Mieliśmy iść dziś do Solanek, ale jakoś zabrakło czasu.

- Od pokazywania parku to siostra jesteś Ty. Ja mówię o tej bardziej rozrywkowej części miasta.

- Rozrywkowy Inowrocław? Przecież jedno z drugim się kłóci. – zaśmiała się Karolina.

- Kobietko, tam gdzie jestem ja, tam jest rozrywka. A poza tym, będzie mi towarzyszył gwiazdor Hollywood. Jak może być nudno? – podniósł zawadiacko brwi.

- Jack, decyzja należy do Ciebie, ryzyko też ponosisz Ty. – powiedziała dziewczyna ze śmiechem. – Smacznego.

Po posiłku, Karolina siadła wśród zdjęć i spojrzała na nie uważnie. Zobaczyła w rozsypce spory kawałek swojego życia zatrzymany w kadrze czasu. Chwyciła w dłoń czarno-białą fotografię przedstawiającą ją i Jaśka. Siedzieli na kocu wśród wysokiej trawy. Nie pamiętała momentu powstania tego zdjęcia, miała wtedy zaledwie 3 lata, ale było jednym z jej ulubionych. Zostało zrobione przez ich tatę podczas wczasów wypoczynkowych nad jeziorem. Gdy byli małymi dziećmi, ojciec fascynował się fotografiką, wywoływaniem filmów i utrwalaniem dorastania jego pociech. Całe pudła pełne były biegającej małej Karoliny oraz walczącego mieczem małego Jaśka. Odłożyła zdjęcie delikatnie do pudełka, mówiąc:

- Jasiek, starzejemy się. – spojrzała na brata uważnie – A Ty wcale się nie zmieniasz. – mrugnęła do niego.

- Zmiany nie zawsze są takie dobre jak wydawać by się mogły. Chociaż patrząc na Was, dochodzę po raz kolejny do wniosku, że każdy wyjątek potwierdza regułę. – Siostra, posprzątam za Ciebie.

- Jack, doczekałam się – zażartowała – Mój brat sprząta u mnie w mieszkaniu gdy jestem obok. Oznaczę tę datę w kalendarzu. – podała mu talerze.

Przeglądali fotki cały wieczór wspominając wydarzenia z lat szkoły podstawowej. Jack był ciekawy każdej historii kryjącej się za kadrem. Karolina opowiadała, a Jasiek dokładał swoje trzy grosze do każdej z nich. Zabawne bowiem każde z nich widziało ten sam fragment przeszłości w inny sposób. Uzupełniali swoje wspomnienia.

- No to moi drodzy zostawiam Was samych. Proszę grzecznie się położyć. Jack musisz być świadomy tego, że Karolina to teraz moje oczko w głowie. – ostrzegł ze śmiechem, zbierając się do wyjścia. – Jako starszy brat, czuwam nad jej bezpieczeństwem.

- Jasiek, na Ciebie już czas. – popchnęła brata w stronę drzwi. – Już lepiej nic więcej nie mów, bo jeszcze powiesz, o parę zdań za dużo. – zaśmiała się.

- Zamykam buźkę na klucz. – pokazał gestem a patrząc na Jacka dodał – Podjadę po Ciebie przed południem. Czeka Cię jutro ciekawy dzień. Do zobaczyska. – podał mu rękę, a Karolinę cmoknął w policzek. Gdy zamknęła za nim drzwi, spojrzała na Jacka i z delikatnym uśmiechem dodała:

- Wydaje mi się, że i Twoje siostry, i mój brat ulepieni są z podobnej gliny.

- Na to wygląda. – przytulił ją.

***

Gdy Jack położył się w ciepłej kołdrze, Karolina sprawdziła czy niczego mu nie brakuje. Zerknęła do pokoju.

- Śpisz już? – zapytała, a gdy spojrzał na nią dodała siadając obok niego na łóżku. – Nie chciałabym rano Cię budzić. Po tych wszystkich dniach ciężkiej pracy, dodatkowa ilość zdrowego snu na pewno dobrze Ci zrobi. Na stoliku przy drzwiach zostawiłam Ci klucze, numer telefonu do pracy, do Jaśka. W chlebaku jest świeże pieczywo. Tak jak mówiłam wcześniej, czuj się jak u siebie. Postaram się wyjść jutro wcześniej z pracy. – pogłaskała go po policzku. Podniósł głowę powstrzymując ją od przerwania pieszczoty. Przysunęła się bliżej, tak aby mógł położyć głowę na jej kolanach.

- Cieszę się, że tu jestem. A jeszcze bardziej cieszę się, że Ty jesteś obok. Karolinko, chciałbym abyś wiedziała, że przy Tobie czuję się jakbym był w najbardziej odpowiednim miejscu w tym całym zwariowanym świecie. – przyciągnął ją do siebie, objął i namiętnie pocałował. Nie jeden, ani nawet dwa razy, lecz wielokrotnie i z coraz większą pasją, z coraz mniejszym opamiętaniem. Gdy oddaliła gorące wargi od jego ust, uśmiechnęła się czule i z lekkim zawstydzeniem na buzi powiedziała:

- Będzie lepiej, jak zniknę za ścianą. Twoja bliskość ma na mnie szczególny wpływ. – pocałowała go jeszcze raz, tym razem przelotnie, życzyła dobrej nocy i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Jak tylko usiadła w swoim bujanym fotelu napisała wiadomość do Izki: „Droga młoda Mamo! Boję się, że namiętność mnie porwie tak bardzo, że zapomnę gdzie są granice przyzwoitości." Nie minęło kilkanaście sekund, gdy dostała odpowiedź: „Mając takie Ciacho w łóżku obok, pewnie już bym nie widziała tych granic. Ale właśnie urodziłam i sex jest teraz dla mnie niczym powietrze, którego ostatnio troszkę mi brakuje, więc chociaż Ty korzystaj." Dodała na końcu uśmiechniętą emotikonową buzię. Cała Izka, szczera do bólu i bezpośrednia kiedy trzeba. Karolina odłożyła telefon przy poduszce i weszła pod kołdrę w swojej sypialni. Próbując zasnąć miała przed oczami, twarz Jacka. Jednocześnie podświadomość nasuwała jej do głowy zdanie, które na pewno powiedziałaby do niej Izka gdyby teraz mogła ją zobaczyć: „Co Ty robisz w tej kołdrze?". Dodatkowym komentarzem całej sytuacji byłaby wymowna mina, mówiąca jeszcze więcej niż samo pytanie. Wstała, chwyciła swojego jaśka i poszła do pokoju, w którym spał Jack. Otworzyła cicho drzwi, podeszła do łóżka, a gdy odwrócił się do niej, powiedziała:

- Zrobisz troszkę miejsca dla mnie i mojej podusi?

- Już myślałem, że zostawisz mnie tutaj całkiem samego. – podniósł kołdrę, przesuwając się bliżej brzegu kanapy. Położyła się obok niego, pozwoliła objąć i po chwili odpłynęła w niebyt snów.

***

- Napijesz się kawy? – zapytał Bartek widząc Karolinę, wychodzącą z kubkiem w stronę kuchni.

- Zmykam już do domku. – uśmiechnęła się.

- Jestem na bieżąco. Jasiek dzwonił do mnie z samego rana. Zaplanował Jackowi całe przedpołudnie. Niewiele mówiłaś o nim ostatnio. – powiedział, opierając się o blat stolika.

- Bartek, tak naprawdę to nie wiem co powiedzieć. Wiem, że Jasiek wspomniał Ci to i owo. Ale jeśli chodzi o mnie... Nie chcę mówić niczego, czego nie będę pewna. Jestem troszkę zagubiona. – spojrzała na niego, doskonale wiedząc co przyjaciel ma na myśli, podejmując temat Jacka. – Masz jakieś plany na wieczór? Może wpadłbyś do nas?

- Karolinko, dziś nie mogę. Ale jutro, czemu nie? Pasuje? Jestem bardzo ciekawy tego Jacka. Będę przygotowany doskonale do spotkania. Obejrzeliśmy z Jaśkiem kilka jego filmów ostatnio. A poza tym, Twój brat obiecał mi opowiedzieć co nieco po dzisiejszym dniu. Spodziewaj się jutro moich rewelacji.

- Jeśli jeszcze kiedyś usłyszę, że kobiety są największymi plotkarami, podam Wasz przykład jako klasyczne podważenie tej teorii. – zaśmiała się, a gdy zadzwonił jej telefon dodała – No proszę, o Wilku mowa, sam Jasiek do mnie dzwoni. Co tam Brat? – zapytała do telefonu, ale gdy usłyszała ton jego głosu, wiedziała, że coś jest nie w porządku. – Coś się stało?

- Karo, chyba jeszcze nie. Nie chciałbym gadać o tym przez telefon, bo to Twoja sprawa, ale uważam, że najwyższy czas aby Jack dowiedział się o paru sprawach.

- Pozwól, że sama zdecyduję kiedy i co powiem. – powiedziała ostrzejszym tonem niż zamierzała. Bartek spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Jak chcesz. Ale wiedz, że Jack zapytał mnie dziś wprost o wydarzenia z niedawnej przeszłości. – Karolina nie spodziewała się usłyszeć od brata takich wiadomości. – Siostra, to naprawdę fajny chłopak.

- Janek, czy ja rozmawiam z Twoimi potencjalnymi kandydatkami o Twoich przeszłych podbojach? Pewnie byś tego nie chciał. Nie chciał byś także, aby one o to wypytywały. – cały czas ton jej głosu, sugerował Jaśkowi, że lepiej teraz jej nie przerywać. – Zrobię co będę musiała. – rozłączyła się. Jej mina powiedziała przyglądającemu się jej Bartkowi tyle samo co brzmienie jej głosu.

- Zapytał o Darka? – zapytał delikatnie.

- Niestety. – odstawiła kubek. – Na razie Bartek. Zadzwonię do Ciebie wieczorem.

- Nie rób niczego, czego później możesz żałować. – dodał z troską gdy wychodziła. Znał ją na tyle dobrze, że domyślał się dlaczego wiadomość o drążeniu przez Jacka tematu tego co wydarzyło się w jej życiu, wywołała takie uczucia. Uśpione emocje powoli budziły się ze snu. Niestety była to ta część myśli, na których pobudkę Karolina nie była gotowa.

Droga z pracy do domu minęła jej jak mrugnięcie okiem. Wydawało się, że ledwo ruszyła z parkingu a już podjeżdżała pod garaż. Swego czasu, często jeździła jakby w transie i dopiero u celu podróży zastanawiała się jak się znalazła tak szybko na miejscu. Nie miała takich odczuć już dawno. Martwiło ją, że wróciły. Nie chciała się złościć. Nie chciała sprawić przykrości Jackowi. Wiedziała, że prędzej czy później zapyta. Ale dlaczego akurat teraz? I dlaczego akurat Jasia? Gdy wkładała klucz do zamka w drzwiach, wiedziała co powinna powiedzieć. Otworzywszy drzwi, zobaczyła piękny żywy słonecznik w wazonie na stole. Jej ulubiony kwiat, przywodzący na myśl wiosnę, słońce i radosne buzie. Jack siedział na kanapie i czytał. Zobaczywszy ją odłożył książkę i podszedł bliżej. Cmoknął ją w policzek mówiąc:

- Postarałaś się być wcześniej. – uśmiechnął się.

- Postarałam. – spojrzała na niego i dopiero teraz zobaczył wyraz jej oczu. Nie były takie same jak rankiem, kiedy radowało się każde jej spojrzenie.

- Coś się stało?

- Usiądź, proszę. Musimy porozmawiać. – siadła na sofie patrząc na niego. Nie powiedział nic. Spoglądał na nią. – Jack, wiem, że rozmawiałeś dziś z Jaśkiem.

- Pokazał mi całe miasto.

- Tak i wiem o co go zapytałeś. Nie chcę być źle rozumiana. Niesamowicie cieszę się, że tutaj jesteś. Nie dziwię się, że pewne sprawy nie dają Ci spokoju. – spojrzała mu prosto w oczy. – Obiecałam Ci w mailu, że wszystko Ci opowiem i zrobię to. Zrobię to ja, nikt inny, bo nikt inny nie ma prawa o tym mówić. Nie życzę sobie, aby ktokolwiek o tym mówił. Dowiesz się wszystkiego, ale jeszcze nie dziś. Są pewne karty księgi mojego życia, których nie zamierzam chwilowo ruszać. Proszę Ciebie, abyś też ich nie otwierał. Nie nalegaj na odpowiedź. Wiem, że wymagam od Ciebie w tej chwili bardzo wiele. Ale wiedz też, że im bardziej będziesz drążył temat, skutek będzie odwrotny. Powiedziałam Ci kiedyś, że nie składam deklaracji, których nie realizuję. Dlatego właśnie, gdy obiecujesz mi cokolwiek, nawet błahostkę, proszę abyś ważył słowa i nie obiecywał czegoś, co może nie stać się realne. Obietnica dla mnie ma wielkie znaczenie. Nic tak nie rani serca, jak niedotrzymane słowo. – pocałowała go delikatnie w usta. Był oniemiały. – Jack nie chcę aby Ci było przykro, nie chcę Cię w żaden sposób zniechęcić do siebie. Chcę Cię prosić o jeszcze więcej cierpliwości dla mnie. Moja historia nie jest taka przyjemna i prosta, a wspominanie o niej chwilowo rozgrzebuje rany, które nadal powoli się goją. – dodała na koniec. Czekała na jego reakcję. Patrząc mu w oczy, dostrzegła zrozumienie.

- Powinienem był zapytać Ciebie, nie Jaśka. Przepraszam. – przytulił ją. – Staram się być cierpliwy, ale ciekawość jest czasem silniejsza od swojej konkurentki. – szepnął jej do ucha.

- Staraj się jeszcze bardziej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro