PIERWSZE SPOTKANIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siedziała oparta o pień drzewa. Na kolana odłożyła książkę. Nie dostrzegł tytułu. Głowę zwróciła ku słońcu. Widać było, jak bardzo tęskniła za promieniami słońca. To był jeden z niewielu jesiennych dni, kiedy w Londynie świeciło słońce. Zwykłe wrześniowe dni były szare, chłodne i wilgotne. Mimo, że urodził się tutaj, spędził tu wszystkie młodzieńcze lata, jemu też brakowało słońca – ciepłych promieni ogrzewających skórę, pomagających wytworzyć niezbędną dla dobrego samopoczucia, witaminę D. Dlatego tak bardzo polubił Los Angeles – tam zawsze było słonecznie. Przyjrzał się dziewczynie uważniej.

„Nie wygląda na Brytyjkę" – pomyślał patrząc na jej twarz. Uśmiechnęła się, oczy miała zamknięte, a usta lekko rozchylone.

- Tak, zdecydowanie cieszy się słońcem. Jaka śliczna buzia. – powiedział cicho, sam do siebie. Wyróżniała się spośród dziewczyn w parku i tych, które regularnie widywał na londyńskich ulicach. Miała pół długie włosy, mieniące się w promieniach słońca. Zdziwiło go własne zafascynowanie, nie mógł oderwać od niej oczu. Widywał ostatnio tak wiele dziewczyn, a żadna nie wywarła na nim takiego wrażenia. Rozejrzał się dookoła. Poczuł na sobie czyjś wzrok. Stał się rozpoznawalny. Nie mógł przyzwyczaić się, że tak trudno było zachować prywatność w świecie wielkiego kina. Gdy pojawiał się gdziekolwiek w Stanach Zjednoczonych, oblegany był przez tłumy nieznanych mu osób. A to wszystko za sprawą filmu, w którym ostatnio wystąpił. Nie spodziewał się, że ta rola, tak bardzo zmieni jego codzienność. Dlatego cieszył się na kilkudniowy pobyt w domu. Londyn był spokojniejszy. Ludzie wpatrywali się w niego, ale nie zaczepiali. Zdawał sobie sprawę z tego, jakie wywołuje emocje. Tutaj przynajmniej miał możliwość spaceru z psem. Zwierzak właśnie biegał dookoła placu.

- Suli! – zawołał za psem. – Chodź. – spojrzał na zegarek. Było już późno, a on nie lubił się spóźniać. Pomimo napiętego planu dnia, starał się być wszędzie na czas. Dziś miał w planie udzielenie wywiadu dla jednego z kobiecych pism. Nie mógł się przyzwyczaić do myśli, że okrzyknięto go bożyszczem kobiet.

Pies przybiegł do niego niemal natychmiast. Pogłaskał czworonoga po grzbiecie i przypiął smycz. Niby przypadkiem, zatrzymał wzrok na siedzącej pod drzewem dziewczynie. Wydawało mu się, że przez moment na niego patrzyła. Teraz spoglądała przed siebie. Stwierdził, że jej egzotyczna, jak na brytyjskie warunki uroda, przyciąga wzrok. Była dla niego wyjątkowo interesująca. Żałował, że nie może dłużej zostać w parku. Przyglądał się jej jeszcze chwilkę, chcąc nacieszyć się jej uśmiechem. Podniosła książkę i dostrzegł okładkę. Widywał ją bardzo często ostatnio, w różnych częściach świata. Jego siostra też czytała tą lekturę. Poznał jej treść dzięki scenariuszowi filmu, w którym zagrał. To dzięki niej, stał się najbardziej rozpoznawalną postacią na Nowym Kontynencie.

- Dlaczego nie jestem zaskoczony? – powiedział do psa. Był pewien, że gdyby przyjrzała mu się bliżej, wiedziałaby kim jest. Jednakże istniało minimalne prawdopodobieństwo, że nie widziała ekranizacji powieści.

Mimo tych rozważań, był pewien, że może więcej jej nie zobaczyć. Londyn był ogromny, a ona nie wygląda na Brytyjkę – mogła być tylko przejazdem. Spojrzał na nią jeszcze raz, bardziej intensywnie, chcąc zapamiętać rysy twarzy.

- Tak Suli, wiem, musimy iść – uśmiechnął się do zwierzaka. Kucnął, pogłaskał go i odszedł w kierunku parkingu. W lepszym humorze wracał do samochodu, do swojej codzienności, którą mimo wielu niedogodności, bardzo polubił.

* * *

Dni mijały w Londynie bardzo szybko. Praca pochłaniała ją całkowicie. Karolina przyjechała do Anglii na polecenie przełożonego. Pracowała w polskiej firmie zajmującej się produkcją i sprzedażą elementów wyposażenia wnętrz. Od jakiegoś czasu zajmowała się rozwinięciem współpracy z firmami na brytyjskim rynku. Jej angielska przygoda zaczęła się od krótkiego maila z zapytaniem ofertowym, przesłanego na jej służbową skrzynkę pocztową. Przygotowana oferta została bardzo pozytywnie przyjęta przez klienta, który okazał się być przedstawicielem jednej z angielskich firm dekoracji wnętrz. Karolina prowadziła wszelkie spawy związane z tym klientem. Znała każdą osobę z partnerskiej firmy. Sama proponowała wiele rozwiązań, które obu stronom przypadały do gustu. Sprzedaż na wyspie wzrastała. Ilość spraw, które należało załatwiać była dla Karoliny prezentem od losu. Potrzebowała mieć co robić, nie mogła sobie pozwolić chociażby na chwilę zadumy. Każdy wolny moment poświęcała na realizację celów brytyjskiego projektu. Pewnego dnia, Dyrektor poprosił ją do swego biura:

- Pani Karolino, jesteśmy bardzo zadowoleni z Pani pracy – Dyrektor wiedział jaki wpływ na powodzenia brytyjskiej misji miały wykonywane przez nią zadania. Zarząd firmy dostrzegał jej poświęcenie, jednak Dyrektor zaczął się martwić, że dziewczyna pracuje za dużo – Szef chciałby aby zajęła się Pani sprawami Brytyjczyków na miejscu w Londynie. – powiedział – Uważam, że zmiana otoczenia dobrze Pani zrobi. – dodał ciepłym głosem.

- Dyrektorze, czy mam się bać zwolnienia? – zapytała wtedy ze śmiechem, nie spodziewając się do czego zmierza ta rozmowa.

- Wręcz przeciwnie. Chodźmy do Szefa. Czeka na nas w swoim gabinecie.

Tamtego dnia przyjęła propozycję Prezesa. Liczyła się ze wzrostem ilości zadań, ale ciągnęło to za sobą wzrost wynagrodzenia. Pomysł jej się spodobał. Potrzebowała gotówki, kredyt na mieszkanie sam się nie spłaci. A teraz gdy została sama, było jej ciężko. Spojrzała na pierścionek na prawej dłoni: „Zawsze chcieliśmy tam wyjechać." – w oczach pojawiły się łzy. Prezes spojrzał na nią z uśmiechem. Tego dnia był w świetnym humorze.

- Pani Karolino, zna Pani doskonale system pracy „Room-u". Doszliśmy do porozumienia, że najlepiej byłoby gdyby ktoś kontaktował się z kontrahentami na bieżąco. Wiem, że będzie trudno. Każde początki bywają ciężkie, ale świetnie klimatyzuje się Pani w nowym otoczeniu. Nikt tak jak Pani nie dogaduje się z panią Caren, a co więcej, z umowy zawartej między nami a naszym Brytyjskim partnerem wynika, że będzie Pani opłacana zarówno przez nas jak i przez nich. Wiele zadań, wynikających z Pani specyfiki pracy, realizowanych jest na ich potrzeby. Jest Pani naszym najlepszym nabytkiem i nie chcielibyśmy Pani stracić. Doszliśmy do wniosku, że świetnie połączy Pani swoje dotychczasowe obowiązki z tymi nowymi. Jedynym utrudnieniem będzie konieczność przyjazdów do Polski w przypadku spraw pilnych, ale tego typu szczegóły przekaże Pani Dyrektor. Więc jak? Zgadza się Pani? – jak mogła się nie zgodzić. Zrezygnowanie z takiej szansy byłoby szaleństwem, a czym nazwać zgodę na wyjazd... Mała zmiana otoczenia – nie, to było zbyt mało powiedziane. To było wywrócenie jej dotychczasowej codzienności, do góry nogami.

- Oczywiście, że się zgadzam. Od kiedy zaczynam?

Od tamtego dnia minęły już trzy miesiące. Rozmowa czerwcowa z Szefem zdawała się być odległą przeszłością. Wyjechała do Londynu z początkiem lipca. Umowa zakładała okres próbny, który był jedynie formalnością i właśnie dobiegał końca. Przez te miesiące była tylko raz w Polsce. Bardzo tęskniła za rodziną, za przyjaciółmi, za znajomymi z pracy, za tym wszystkim co zostawiła za sobą w Polsce. Rozmowy online, maile, telefony, zastępowały jej rzeczywisty kontakt z tymi, których kochała. Pracowała w systemie ośmiogodzinnym, mając stały rozkład dnia pracy. Zwykle po 17 była już w wynajętym mieszkaniu. Lubiła je, było jasne, duże, trzypokojowe z bardzo przestronną kuchnią. Początkowo nie rozumiała po co Szef wynajął takie duże mieszkanie. 80 m2 dla jednej osoby wydawało się jej być przestrzenią niemożliwą do wykorzystania. Jednak Szef, jak na ekonomistę przystało, wszystko sobie przemyślał i mając takie mieszkanie do dyspozycji nie chciał przejmować się rachunkami za hotel, pracowników przysyłanych na kilkudniowy pobyt w Londynie. Drugim etapem umowy było stworzenie salonu w centrum miasta. Karolina najbardziej cieszyła się z przyjazdu Bartka. Jego wsparcie oraz gotowość pomocy nie tylko zawodowej sprawiły, że bardzo szybko stali się dobrymi przyjaciółmi. Gdy nikogo z firmy nie było w Londynie, wolny czas poświęcała na spacery po stolicy Anglii. Gdy pogoda dopisywała, siadała w parku przyglądając się biegającym psom lub czytając i słuchając muzyki. Takich dni nie było wiele. Londyn słynął z dżdżystej pogody. Wtedy siadała przed laptopem w mieszkaniu, nastawiała ulubioną płytę i pracowała. Zawsze było jakieś zestawienie do przygotowania. Przyjaciele nie pozwalali o sobie zapomnieć. Godziny spędzała przed komunikatorami internetowymi, dziękując za wynalezienie takiego sposobu na połączenia ze światem. Często myślała o tym, jak ludzkość radziła sobie bez wszystkich udogodnień XXI wieku. Samochód, telefon, w tym telefonia komórkowa, światło, energia elektryczna i cieplna, ciepła woda w kranie, pralka, żelazko, a w końcu Internet – czy teraźniejszy człowiek poradziłby sobie bez tych wynalazków? Czy byłby w stanie prowadzić normalny tryb życia bez ułatwień, gadżetów, które otaczały nas dookoła? Nie potrafiła wyobrazić sobie braku, którejkolwiek z rzeczy, stanowiących normalne wyposażenie domu i będące oczywistością dla każdego człowieka w XXI wieku. Aczkolwiek kiedyś ludzie obchodzili się bez nich i też żyli szczęśliwi. Wszystko wydaje się mieć swoje odpowiednie miejsce i czas na kartach historii. Z tą myślą zasnęła tego dnia.

* * *

Pewnego deszczowego dnia siadła przed komputerem z zamiarem odczytania poczty. Przyjaciółka wysłała jej przepis na spaghetti. Zatęskniła za nią. Przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone z Izką w kuchni na łączeniu różnych produktów i tworzeniu coraz to nowych sosów i sałatek. Miała ochotę pogotować. Brakowało jej dobrego jedzenia. Lunche jedzone na szybko ze znajomymi z Room-u nie sprawiały jej wiele przyjemności. Restauracja była blisko firmy, ale dania tam serwowane były monotonne i jałowe. Karolina tłumaczyła to sobie stylem brytyjskiej kuchni. Był piątek, więc popołudnie spędzone na gotowaniu było dla niej świetnym odreagowaniem po całotygodniowym zamieszaniu związanym z codziennymi obowiązkami. Wydrukowała przepis, napisała Izce krótkie podziękowanie i zajrzała do lodówki. Oprócz mleka i jogurtów, nie znalazła jakichkolwiek składników niezbędnych do przygotowania posiłku. Zdała sobie sprawę z tego, że na zakupach była ostatnio, gdy Bartek był w Londynie. Gotowali wtedy codziennie. Wraz z powrotem kolegi do polskiej codzienności, zapasy jedzenia się skończyły, a w większej części lodówki zagościło światło.

- No to czas na zakupy – powiedziała do siebie. Jedynym utrudnieniem w brytyjskiej stolicy był dla niej brak samochodu. Nie dlatego, że Szef nie chciał jej takowego wypożyczyć. Dostała nawet kluczyki, ale po pierwszej jeździe oddała je. Jazda lewostronna była dla niej nie do opanowania. Planowała zapisać się na kurs jazdy doszkalającej, ale jak na razie nie mogła znaleźć na to czasu. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli jej pobyt w Anglii będzie długotrwały, brak zdolności poruszania się po brytyjskich drogach, stanie się kłopotliwym problemem. Jednak nie mogła się przemóc: „Jeszcze nie teraz" – mówiła za każdym razem, gdy ktoś proponował jej kierowanie.

Chwyciła kurtkę, torebkę, listę zakupów i wybrała się do pobliskiego marketu. Chodząc między półkami sklepowymi, przeglądając listę niezbędnych produktów, Karolina zastanawiała się co jeszcze mogłoby się jej przydać. Następnego dnia czekało ją spotkanie z przedstawicielem firmy, która miała przygotować wystawę w salonie. „Spotkanie prawdopodobnie nie potrwa długo, więc może wybiorę się na jakieś większe zakupy." – pomyślała. Dostała sporą premię, a wydanie jej na przyjemności, będzie najlepszym sposobem na poprawienie sobie nastroju. Zamyślona wpadła wózkiem na wysokiego chłopaka stojącego przy półce z makaronami.

- Bardzo przepraszam – powiedziała z delikatnym uśmiechem. Spojrzała na niego. Wydawało jej się, że go zna. Patrzył na nią zielonymi oczami, wyglądał na bardzo zaskoczonego. Zarumieniona przeprosiła ponownie. Nie odpowiedział. Nadal się przyglądał. – Naprawdę bardzo mi przykro. Wszystko w porządku? – dodała. Uśmiechnął się szeroko.

- Tak, żaden problem. – powiedział z charakterystycznym akcentem, cały czas się w nią wpatrując. Jego uśmiech sprawił, że na policzkach Karoliny pojawiły się rumieńce.

- Jesteś pewien, że wszystko w porządku? – dopytała, zastanawiając się dlaczego wydaje się jej taki znajomy.

- Tak – odpowiedział grzecznie.

- Świetnie. – sięgnęła ręką po makaron do spaghetti. Uśmiechnęła się do nieznajomego. – Więc, do zobaczenia. – dodała na pożegnanie, przejeżdżając obok niego wózkiem.

- Do zobaczenia. – odpowiedział. Miała wrażenie, że na nią patrzy.

* * *

Nie myliła się. Patrzył na nią z tą samą ciekawością co w parku. To była ta sama dziewczyna, którą widział w parku. Nie mógł uwierzyć, że jednak spotkał ją drugi raz. Miał ochotę zagadać, zaproponować kawę, ale nie odnalazł w sobie dość odwagi. Pomimo hałasu dookoła jego osoby, pozostał nieśmiały wobec kobiet, które robiły na nim tak, piorunujące wrażenie, jak ona. Po chwili nie mógł uwierzyć w swoją głupotę.

- Dobrze, potrzebujemy czegoś jeszcze? – przemyślenia przerwał mu głos.

- Myślę, że mamy wszystko, mamo. – uśmiechnął się do niej. Zupełnie zapomniał o jej obecności. W głowie miał wspomnienie zarumienionych policzków, słodki głos i zupełnie obcy akcent. Popchnął wózek w kierunku kas. Dojrzał uśmiechniętą buzię dziewczyny, która potrąciła go wózkiem. Płaciła właśnie za zakupy. Patrzył na nią tak długo, jak była w zasięgu jego wzroku.

* * *

Karolina zasiadając do przygotowanej kolacji, stwierdziła, że wyczerpała zapasy energii na kończący się dzień. Zmęczenie dawało się we znaki. Przypomniała sobie uśmiech chłopaka z marketu. Była pewna, że już go kiedyś widziała. Nie mogła skojarzyć gdzie. „Niesamowity gość i fajny facet" – pomyślała, włączając komputer. – Czas odpisać na zaległe maile. - dodała zachęcając się do pracy. Korzystając z włączonej skrzynki firmowej, odpowiedziała na kilka służbowych maili, w tym jednego do Dyrektora. Po chwili dostała odpowiedź: „Pani Karolino, ma Pani weekend. Proszę się nie przepracowywać." – uśmiechnęła się do siebie. „Gdyby wszyscy przełożeni byli tacy, nie istniałby stres w pracy." – pomyślała i odpisała przełożonemu: „Pan też ma weekend" i dopisała: „Jutro spotykam się z wystawcami więc teoretycznie, weekend zaczyna mi się jutro." – tłumaczyła żartem. Po wysłaniu wiadomości, napisała jeszcze jedną do Izki, po czym odstawiła laptop, na jego stałe miejsce.

* * *

Sobotnie spotkania służbowe zawsze były przyjemniejsze niż te realizowane w dni powszednie. Sprawnie załatwiono sprawy. Karolina już przed południem mogła cieszyć się weekendem. Jesienne słońce nieśmiało wyglądało zza chmur, walcząc z nimi o przewagę. Walka trwała od samego rana. Mimo, że nie zapowiadało się na zwycięstwo gorącej kuli, było pogodnie.

- No to teraz zakupy. – spojrzała na odbicie w lustrze. Stwierdziła, że czas na inwestycję w siebie. – Może jakiś drobny prezent dla siebie. Nowa torebka nie byłaby zbędna. O tak. – powiedziała do siebie.

Do centrum handlowego było niedaleko. Lubiła obserwować spacerujących i spieszących się Brytyjczyków. Takiego pośpiechu nigdy nie widziała w Polsce. Nawet Warszawiacy nie przemieszczali się w takim tempie. Życie potwierdzało teorię, o tym, że im większe miasto, tym szybsze tempo życia. W głowie ułożyła sobie plan zakupów: księgarnia, sklep muzyczny, dział odzieżowy. Od pewnego czasu planowała wybrać się do tutejszego kina, ale nie miała na to wystarczająco czasu.

- Może dziś mi się uda.- pojawił się pomysł, gdy przekraczała drzwi galerii handlowej. Kierując się do księgarni, poczuła, że obrała najlepszą możliwą drogę. Pośród książek czuła się jak u siebie. Wielkość sklepu była imponująca, różnorodność literatury, sposób prezentacji ekspozycji zapierał dech w piersi.

- Gdzie znajdę „Nieznanych"? – zapytała. Chłopak w czerwonej bluzie z napisem „Twoja Księgarnia" wskazał na półki po prawej stronie.

- Dziękuję bardzo. – uśmiechnęła się i przechodząc między tłumem ludzi, skierowała się w kierunku poszukiwanej lektury, którą tak dobrze znała. Jej celem było amerykańskie wydanie książki. Gdy dostrzegła znajomą okładkę, ucieszyła się niezmiernie. „Mała rzecz, a cieszy." – pomyślała i ułożyła delikatnie książkę w koszyku. Rozejrzała się jeszcze dookoła z nadzieją, że jakiś tytuł przykuje jej uwagę. Czytanie wprowadzało ją w inny świat, przenosiło ją do równoległej rzeczywistości. Dawało możliwość wyłączenia się. Przy dobrej książce, odpoczywała, zapominając o codzienności. Na sąsiedniej półce znalazła thillery Cobena, wybrała jeden, w której bohaterem był doskonale znany z wcześniej czytanych, Myron Bolitar.

Jako następny cel określiła sobie sklep muzyczny, który zalazła obok księgarni. Przeglądała tam płyty z muzyką fortepianową. Urzekał ją ten instrument. Muzyka klasyczna koiła jej nerwy. Jeszcze kilka lat wcześniej nie przyznałaby się do tego. Z czasem gusta się zmieniają, a człowiek docenia więcej spraw i rzeczy, których w młodszym wieku nie dostrzegał. Skupiona nad tytułami, nie zauważyła, że ktoś się jej bacznie przygląda.

- Mogę coś polecić? – przerwał jej głos. Podniosła wzrok i zobaczył chłopaka, którego dzień wcześniej potrąciła w markecie. Stał tuż obok. Zaskoczył ją szerokim, zniewalającym uśmiechem.

- Chętnie skorzystam z podpowiedzi. – odpowiedziała, czując, że się rumieni.

- Polecę Ci świetną płytę, jeśli pozwolisz zaprosić się na kawę. – zapytał, spoglądając na nią. Propozycja, którą wypowiedział zaskoczyła go samego.

- Nie pijam kawy z nieznajomymi. – uśmiechnęła się – Mam na imię Karolina. – Tym razem to ona siebie zaskoczyła. Teraz, gdy przyglądała się chłopcu uważniej, rozpoznała go, ale nie mogła w to uwierzyć.

- To nie było grzeczne z mojej strony. Wybacz mi. Jestem Jack. – potwierdził jej przypuszczenia. Stał przed nią Jack Robson – filmowy Nick z ekranizacji powieści, którą właśnie zakupiła.

- Bardzo miło mi Cię poznać. – powiedziała po chwili.

- Więc jak, mogę pomóc w wyborze ciekawej płyty?

- Jasne. – powiedziała ciągle patrząc na niego. Nie mogła oderwać wzroku. Ubrany był w jeansy, koszulkę polo i bluzę z kapturem. Wyglądał jak typowy młody człowiek, jakich mijała tysiące na ulicach, ale jego twarz była fascynująca. Śniadą cerę rozpromieniały rumieńce. Zielone oczy, patrzące na świat, otoczone były gęstymi brwiami i długimi rzęsami. Wyróżniał się. Był jednym z najpopularniejszych aktorów „młodego pokolenia", a teraz szukał dla niej płyty. Wydawało się to niemożliwe, ale przecież stał na długość wyciągniętej ręki.

- Proszę. Jestem pewien, że przypadnie Ci do gustu. – podał jej krążek.

- Zobaczymy. Dziękuję za pomoc. – dodała. Teraz to on na nią patrzył. Był z siebie zadowolony, dumny. Los sprawił mu niespodziankę. Mówi się, że do trzech razy sztuka. Spotkał ją trzeci raz i nie mógł nie skorzystać z takiej okazji. Proponując pomoc, nie był pewien reakcji dziewczyny. Przeglądała tytuły utworów, a kosmyk włosów spadł jej na twarz.

- I jak z naszą umową? Skorzystasz z zaproszenia za kawę? – kuł żelazo póki gorące.

- Bardzo chętnie. Ale chciałabym jeszcze zajrzeć do paru sklepów. Może masz ochotę potowarzyszyć mi? Chyba, że wizja czasu spędzonego w sklepowych ścianach jest zbyt przerażająca...?

- Proponujesz wspólne zakupy? Obyś nie żałowała, bo jestem w tym niezły. Mam trzy siostry. A męskie oko jest wiele lepsze niż kobiece.

- Masz jeszcze jakieś talenty? – zażartowała.

- Parę by się znalazło. – mrugnął do niej.

Chodzili po sklepach prawie dwie godziny. Odwiedzając każdy kolejny butik, Jack wydawał się coraz bardziej uśmiechnięty. Był bardzo dobrym doradcą. Praktyka „zakupowa" jaką nabył z siostrami, uczyniła go mistrzem w wynajdywaniu najciekawszych strojów. Karolina nie pozostała mu dłużna. Pomogła mu zdecydować się na parę spodni, do których dobrali kilka koszulek i bluzę. Kiedy weszli do butiku z torebkami, Jack okazał się być specjalistą w tej dziedzinie. Znał się na markach i na tym co aktualnie było w modzie, czym trochę ją zawstydził. Nie poznała jeszcze nigdy mężczyzny, który wiedziałby, nie tylko więcej od kobiety, ale także orientował się co i kiedy jest modne, co wypada a czego nie wypada wybierać.

- Siostry wiele mnie nauczyły, a pobyt w Stanach sprawił, że co nie co wiem. Przywożę dziewczynom prezenty z każdego pobytu poza domem. – tłumaczył się ze śmiechem. Torebka, która przyciągnęła Karoliny uwagę, była poza jej zasięgiem finansowym. Jeszcze nigdy nie wydała tyle pieniędzy na dodatek do stroju i nie planowała tego zmienić.

- Tutaj mogę ewentualnie nacieszyć oko. Dajmy sobie spokój z tym sklepikiem. – uśmiechnęła się do niego. – Nie chcę wydać swojej dwumiesięcznej, ciężko zarobionej, wypłaty na torebkę. – spojrzała z żalem na śliczną czerwoną torbę, ale zaraz pomyślała o tym wszystkim co miała już zakupione i uśmiech wrócił jej na twarz. Gdy spojrzała na zegarek, była prawie 4 popołudniu. Obładowani zakupami wychodzili z centrum.

- Wydałam całą premię. – powiedziała patrząc na torby w rękach Jacka. – Jestem bardzo zadowolona. Dziękuję za pomoc.– dodała.

- Każdy zakup jest strzałem w dziesiątkę. – podkreślił.

- Przyznaję, że w temacie doboru damskiej garderoby jesteś świetnie zorientowany. Okazałeś się być nieocenionym doradcą. Twoje zakupy też są udane.

- Nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłem tyle ubrań. Zwykle czasu starcza mi tylko na wyszukanie czegoś dla sióstr.

- Czyli robisz zakupy z siostrami, a one Ci nie doradzają? To niesprawiedliwe. – zaśmiała się.

- Dobrze, że znalazłem dziś Ciebie. Będę miał się w co ubrać. – żartował. – Jesteś głodna? Znam świetną restauracyjkę, tutaj niedaleko. – zaproponował bez skrępowania. Przytaknęła. Pokierował ją do samochodu. Nie zdziwiło jej czarny Chrysler. Samochód był świeżo umyty.

- Mój ojciec prowadzi salon samochodowy. – wyjaśnij otwierając jej drzwi.

Restauracja była mała, ale bardzo przytulna. Niewiele stolików było zajętych. Niemal natychmiast zjawiła się kelnerka. Karolina zamówiła szarlotkę i kawę. Jack poprosił o hamburgera z frytkami. Spojrzała na niego, uśmiechając się.

- Nic nie mogę poradzić na to, że uwielbiam fast foody. – odpowiedział na jej minę. Patrzyła na niego przez chwilę. Był bardzo naturalny. Kelnerka przyniosła dania. Frytki tak pachniały, że Karolina od razu pożałowała swojego zamówienia.

- Smacznego – powiedziała do niego.

- Częstuj się jeśli masz ochotę. – dodał, jakby czytał w jej myślach. Sięgnęła po frytkę i patrząc na niego powiedziała:

- Podobną scenę widziałam w Twoim filmie. – odważyła się nawiązać do jego zajęcia, ale widząc zmianę na jego twarzy, od razu pożałowała tego co powiedziała.

- Widzę, że oglądałaś „Nieznanych". Podobał Ci się? – spytał z zainteresowaniem.

- Tak. – uśmiechnęła się. Wyglądał na zadowolonego z podjętego tematu, więc pozwoliła sobie zaspokoić swoją ciekawość. – Widziałam film kilkanaście razy, czytałam także książki. Ale nie pomyśl, że zwariowałam, nie mam także obsesji. Po prostu lubię wracać do tego, co mi się podoba. A Tobie podobał się ten film? Dobrze Ci się grało postać Nicka?

- Film jest niezły, postać całkiem ciekawa, ale trudno oceniać samego siebie. Lubię swoją pracę. Granie Nicka było fajnym doświadczeniem.

- Podejrzewam... – zaczęła zamyślona. – Wiele kobiet chciałoby się z Tobą spotkać. – patrzyła na niego.

- To jest dla mnie najcięższe i najbardziej zdumiewające jednocześnie. – zawstydził się.

- Przepraszam. Wysunęłam wniosek z obserwacji. - zauważyła, że nie chce o tym mówić.

- W porządku. Nie szkodzi. Ja po prostu, jestem normalnym kolesiem, wykonującym specyficzny zawód. To mój sposób zarabiania na życie. Nic więcej. Każdy gdzieś pracuje. Jeden jest księgowym, drugi pisze muzykę, a jak gram. Chciałbym prowadzić normalne życie. Wszyscy Ci ludzie i to co się dookoła mnie dzieje, jest przerażające i dziwne dla mnie. – rzeczywiście był normalnym facetem. Zamilkł. Zjadał frytki ze ściekającym ketchupem, śmiał się. Cieszyła go ta chwila. Dawno nie spędził tak miło czasu. – Masz dziwny akcent. Nie jesteś stąd. – zauważył po chwili.

- Jestem Polką.

- Moja babcia pochodzi z Polski. – dodał po polsku. – Znam trochę język polski, często jeździłem do niej na wakacje. Często mówiła po polsku. Wiesz, czym ja się zajmuję, a ja nie wiem o Tobie prawie nic, poza rozmiarem ubrań, ulubionej lektury i kawy.

- To i tak bardzo wiele, jak na pierwsze spotkanie, nie uważasz? – zażartowała – Ale poważnie mówiąc, pracuję tutaj. – opowiedziała mu czym się zajmuje. Powiedziała o Room-ie, o tym co znajduje się w jej zakresie czynności. Mówiła o próbie pogodzenia starych zajęć ze wszystkimi nowymi, pojawiającymi się z każdym momentem realizacji założeń działań Roomu. Słuchał jej bardzo uważnie, pochłaniając każde słowo. Nie przerwał ani razu. Siedzieli w restauracji dłuższy czas. Karolina nie odczuwała żadnego dystansu. Rozmawiała z nim jak z dobrym znajomym. Jack spojrzał odruchowo na zegarek.

- Która jest godzina? – zapytała Karolina.

- Jest wpół do ósmej. – uśmiechnął się.

- Oh. – wydała z siebie nieoczekiwany odgłos. – Nie miałam pojęcia, że jest tak późno.

- Ja też nie. W fajnym towarzystwie, przyjemnie i miło mijają minuty. Mogę podrzucić Cię do domu, jeśli chcesz. Trzeba Ci pomóc z tymi zakupami. Sama nie dasz rady. – zaproponował ze śmiechem.

- Z przyjemnością skorzystam po raz kolejny z Twojej pomocy. – dopiła kawę. Jack poprosił o rachunek, a dziewczyna wyciągnęła z portfela swoją część rachunku. Nie lubiła, gdy ktoś za nią płacił. Gdy próbowała mu podać gotówkę, zrobił groźną minę.

- Nie ma mowy. To ja zaprosiłem Cię na kawę.- przypomniał, płacąc kelnerce.

- Ok., ale następnym razem ja płacę. – podkreśliła ustępując. Nie była pewna, dlaczego, ale czuła, że się jeszcze spotkają. Z miny Jacka wywnioskowała, że i on myśli podobnie. Pomógł jej założyć kurtkę.

- Cóż za zaskoczenie. A ja myślałam, że gentelman to wymarły gatunek mężczyzn. Chyba muszę popracować nad swoimi poglądami. – pochwaliła go.

Gdy wsiadła do samochodu, spojrzała na niego i pomyślała o spędzonym popołudniu. Jack był fascynujący. Nie miała ochoty kończyć spotkania. Dawno się tak nie czuła. Podała mu adres. Był bardzo chętny aby odprowadzić ją do samych drzwi.

- Masz plany na jutro? – zapytał. Przejęła od niego wszystkie pakunki. – A może będziesz czytała książkę w Hyde Parku? – zaskoczył ją tym pytaniem. Sam siebie również. – Zobaczyłem Cię pierwszy raz, gdy siedziałaś pod drzewem i czytałaś. – wyjaśnił gdy patrzyła na niego zdezorientowana. – To było parę dni temu.

- Lubię słońce, a w parku można się nim nacieszyć. – powiedziała.

- Więc, planowałaś coś specjalnego na jutro? – dopytywał. Zależało mu na kolejnym spotkaniu.

- A co proponujesz?

- Możemy nacieszyć się słońcem razem, jeśli tylko się takie pojawi na niebie. Wybieram się z psem za spacer. Mogłabyś pospacerować z nami, jeśli miałabyś ochotę.

- Spacer z psem to świetny pomysł – uśmiechnęła się.

- Tylko z psem, a co ze mną? - zażartował.

- Powiem Ci jutro.

- Brzmi obiecująco. Przyjadę po Ciebie o 10.

- Ok., będę czekała. Dziękuję za bardzo miły dzień.

- To ja Tobie dziękuję. Do zobaczenia. – wsiadł do samochodu. Patrzyła na niego jak odjeżdżał.

Po wejściu do domu, wyjrzała jeszcze przez okno. Samochodu już nie było, mimo to patrzyła przez chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Wydarzenia tego dnia, wydawały jej się nieprawdopodobne. Zerknęła na torby stojące obok łóżka. Stały nadal tam, gdzie je postawiła. Uśmiechnęła się sama do siebie i pomyślała, że musi o tym komuś napisać. „Może wtedy wyda mi się to bardziej rzeczywiste." – pomyślała i zaczęła stukać w klawisze klawiatury:

Kochana Izko, spędziłam dziś niesamowity dzień. Wybrałam się na szaleństwo zakupowe i rano myślałam o tym, jak fajnie byłoby gdybyś była tutaj ze mną. Teraz muszę się przyznać, że cieszę się, że byłam sama. Gdyby było inaczej, ominęłoby mnie to wszystko co się wydarzyło. Ale jestem zakręcona... Pewnie już teraz umierasz z ciekawości co mam Ci do opowiedzenia i zastanawiasz się kiedy przejdę do sedna sprawy. Nie zdradzę dziś żadnych szczegółów. Nie złość się. Wiem, że mnie kochasz, ale lepsze wrażenie będzie gdy opowiem Ci o tym, obserwując Twoją reakcję. Może się wydać bezcenna. Nie mogę sobie tego darować... Napiszę tylko tyle, że poznałam kogoś miłego i jutro idę z nim na spacer. Z nim i jego psem. To był naprawdę miły dzień, jeden z fajniejszych od kiedy jestem na wyspie. Ciesz się razem ze mną, bo uśmiecham się do lustra. Pozdrawiam. K." – wysłała zanim przeczytała. Wiedziała, że przyjaciółka nie pozwoli długo trzymać się w niepewności, ale była też pewna tego, że odczeka parę dni, zanim zadzwoni z pytaniami o ciąg dalszy historii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro