WIZYTA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy poprosiła Janka aby zawiózł ją na bydgoskie lotnisko, zareagował ostro:

- Czy Ty w ogóle masz jakiekolwiek prawo odmowy w tej firmie? Zawsze będzie tak, że wystarczy jedno słowo Szefa, a już będziesz leciała do Londynu? Przecież miałaś być cały listopad w Polsce?

- Janku, wracam pojutrze. Zawieziesz mnie czy nie? Mogę poprosić kogoś innego. – powiedziała smutnym głosem do słuchawki. Wiedziała, że Janek ma rację, ale tak bardzo cieszyła się na ten wyjazd. Nie chciała aby zbędna dyskusja z bratem popsuła jej humor.

- Wiesz, że Cię zawiozę.

* * *

Czekając na odprawę spoglądała nerwowo na zegarek. Dyrektor jeszcze się nie pojawił, a zostało im niewiele czasu do odlotu. Wyciągnęła telefon, a w tym momencie rozdzwonił się dzwonek, zapowiadający rozmowę z kimś z firmy. Tak jak się spodziewała, Dyrektor dzwonił z wiadomością, że spóźni się parę minut i poradził aby poszła na odprawę sama. „Nie zdziwię się, jeśli się wcale nie pojawi." – zaśmiała się na tą myśl. Ale gdy przekazywała bilet, obsłudze lotniska, usłyszała za sobą dyszący głos przełożonego.

- Bardzo przepraszam Pani Karolino, niesamowite korki po drodze.

- Ważne, że Pan dojechał Dyrektorze. – uśmiechnęła się.

Gdy samolot wylądował w Londynie, serce Karoliny zaczęło szybciej bić. Widziała Jacka ostatnio, podczas spaceru w lesie. Mimo, że rozmawiała z nim od tego czasu wielokrotnie, wymienili mnóstwo maili, czuła obawę przed tym spotkaniem. Od tamtego spaceru wiele się zmieniło, poznali się bliżej, odkryli przed sobą mniejsze i większe tajemnice. Jednak gdy tylko ujrzała zielone spojrzenie Jacka, strach zniknął.

- Dyrektorze widzimy się wieczorem. – uśmiechnęła się. – Ustaliłam z Caren, że będę potrzebna dopiero jutro rano, więc za pozwoleniem, pozwiedzam troszkę Londyn. – powiedziała, będąc pewną, że przełożony nie będzie miał nic przeciwko.

- Przyjemnego zwiedzania. – mrugnął do niej, widząc czekającego na nią Jacka.

- Dziękuję i do zobaczenia. – poszła w kierunku obserwującego ją chłopaka. – Cześć Jack. – przywitała się z szerokim uśmiechem. – Miło Cię widzieć. – spojrzała na niego.

- Witaj Karolinko. – przytulił ją do siebie delikatnie. – Ślicznie wyglądasz.

- Ty też. – szepnęła mu do ucha. – Jaki mamy plan na dziś? Przyznam się, że ja niczego specjalnego nie wymyśliłam.

- Londyn to moje miasto. Tutaj ja jestem przewodnikiem. – zażartował. – Ale dziś chciałbym zabrać Cię na obiad do domu, potem może na jakiś mały spacer. Moje siostry nie mogą się doczekać, kiedy Cię poznają, a moja mama chce podziękować Ci za ściągnięcie mnie z Nowego Jorku. – zaśmiał się, widząc przerażoną minę Karoliny. – Nie przejmuj się one naprawdę nie gryzą, a mama jest Ci naprawdę wdzięczna. Angi zastanawia się co takiego obiecałaś mi za przyjazd do Londynu.

- To będzie na razie moja słodka tajemnica, nie zdradzę jej nawet Tobie. – uśmiechnęła się. Powróciła do niej pewność siebie, przyczynił się do tego obejmujący ją Jack, jednak obawa przed spotkaniem z rodziną Jacka nie chciała jej opuścić. Wiedziała, że tęsknił za nimi, więc nie chciała zabierać mu tych paru tak drogocennych chwil, gdy tak bardzo cieszyli się na jego kilkudniowy przyjazd do rodzinnego domu. Z drugiej strony miała wyrzuty sumienia, że ściągnęła go ze Stanów. Nie mogła pozbyć się przeczucia, że zabrała mu dzień, który mógł wykorzystać na spędzenie czasu z przyjaciółmi. Spojrzała na niego. Uśmiechał się. Oglądała jego zdjęcia na różnych portalach internetowych, ale w rzeczywistości był wiele przystojniejszy. Aparat nie pokazywał tego, co widziały oczy. Nie widziały tego, co ona dostrzegała, przyglądając się jego profilowi.

Gdy zajechali pod jego rodzinny dom, Karolina uśmiechnęła się delikatnie. Przypomniała sobie swoje myśli, gdy zobaczyła ten budynek po raz pierwszy. Poczuła lekki ucisk w okolicy żołądka. Objaw zdenerwowania nie był jej obcy, ale mimo to poczuła się nieswojo. Rozglądała się dokładnie dookoła i dostrzegła wiele różnokolorowych donic do kwiatów w ogrodzie. Patrzyła oczarowana.

- Moja mama uwielbia kwiaty. Gdy wiosną wszystko kwitnie, jest naprawdę bajecznie. – wytłumaczył Jack, patrząc na nią. W tym samym momencie spojrzał na salonowe okno. Zza firanki wyłaniały się trzy głowy. – Zapraszam do środa, bo widzę, że moje domowe kobietki nie wytrzymują z ciekawości.

- Nieładnie trzymać je tak długo w niepewności. – zażartowała Karolina. – Chodźmy.

Gdy Jack chwycił ją za rękę, uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Taki niewinny gest nie tylko ukoił jej nerwy ale także wywołał dreszcze na plecach.

Jak tylko przekroczyli próg domu, Karolina zobaczyła cztery kobiety wbijające w nią wzrok. Poczuła, że zalewa ją rumieniec.

- Dzień dobry. – przywitała się grzecznie.

- Dziewczyny co tak stoicie, jakbyście pierwszy raz widziały cywilizowanego człowieka. – rozładował napięcie Jack, śmiejąc się. – Mamo, to jest Karolina. Karolino, poznaj moją mamę. – powiedział, a najniższa z dziewczyn dała mu sójkę w ramię.

- A my to co? Ozdoba? – zapytała.

- Bardzo mi miło Cię poznać Karolino – powiedziała Pani Robson. – Jestem Victoria.

- Mnie jest tym bardziej miło. – uśmiechnęły się do siebie.

- A to jest cała reszta zwariowanych kobiet w tym domu. Ta najniższa, to największy psotnik z nich wszystkich, Joan. – powiedział z zawadiackim uśmiechem. – Obok, to najstarsza z nas, Sofia, i najmłodsza Angi. – przestawił siostry, które uważnie przyglądając się, po kolei podchodziły z wyciągniętymi dłońmi do przywitania.

- Fajnie Cię poznać. – zaczęła mówić Joan. – Już nie mogłam się doczekać kiedy przyjedziecie. Wiozłeś ją specjalnie dookoła Londynu? – zażartowała.

- Świetnie, że sprowadziłaś go chociaż na dwa dni na Wyspę. – powiedziała Angi. – Tak rzadko bywa w domu, nie mogę się cały czas przyzwyczaić, że widzę go częściej na ekranie telewizora i na stronach gazet niż w domu. – dodała.

- Cała przyjemność po mojej stronie. – uśmiechnęła się Karolina.

- Nie stójmy tak w korytarzu. Zapraszam do salonu. – zaproponowała Pani Robson. – Dziewczyny pomożecie mi przygotować kawkę? Niech się przywitają. – mrugnęła do syna.

- Za moment wracam, zostawię tylko torbę w pokoju. – powiedział Jack.

- A mogę pójść z Tobą? – nie chciała zostać sama, a poza tym była ciekawa jak wyglądają jego cztery kąty.

- Jasne. – zabrał ją schodami na piętro domu. Karolina rozglądała się dookoła. Pomimo sporego metrażu, dom był przytulny, pełny rodzinnego ciepła. W każdym kącie, widać było obecność kobiet w domu. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć.

- Czy to Ty jesteś na tym zdjęciu? – zapytała wskazując na małego blond włosego chłopca.

- Tak. – przyznał skrępowany.

- Oh, jaki byłeś słodki.

- Byłem? A teraz już nie jestem? – droczył się.

- Teraz nie jesteś tylko słodki, ale i przystojny i bardzo.... – uśmiechnęła się i szepnęła mu do ucha – bardzo sexowny. No i ślicznie się uśmiechasz.

- Dobrze to słyszeć. – powiedział otwierając drzwi do swojego pokoju – A to mój kawałek czterech ścian. – Karolina weszła do pokoju i rozejrzała się.

- Bardzo duże łóżko. – skomentowała ze śmiechem.

- I bardzo wygodne. Jeśli tylko chcesz, możesz zostać na noc. Miejsca starczy dla nas oboje. – zaproponował zalotnie, patrząc jej prosto w oczy.

- W to nie wątpię. Ale dziś muszę wracać do mieszkania, przygotować się do spotkania. – szybko znalazła argument, którego nie mógł podważyć i chociaż jego propozycja zaskoczyła ją, poczuła przyjemny ścisk w żołądku.

- Jeśli tak twierdzisz. – uśmiechnął się.

- Jack, proszę bądź grzeczny. – cmoknęła go delikatnie w czubek nosa. Chłopak zarumienił się, objął ją w talii, lekko do siebie przyciągając. Patrzyli sobie chwilkę w oczy.

- Karolino, jesteś najbardziej ekscytującą dziewczyną, jaką poznałem. – powiedział a ona spojrzała na niego jeszcze bardziej intensywnie i pocałowała go. Całowali się namiętnie. Karolina czuła ciepłotę ust i namiętność Jacka. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Całując go zastanawiała się dlaczego nie zrobiła tego wcześniej. Całował cudownie, delikatnie i intensywnie zarazem. Smakował miodem. Wyczuwała jaką przyjemnością jest dla niego ten pocałunek. Czuła to samo.

- Długo o tym myślałem. – powiedział mocno tuląc ją do siebie. – Ale wygląda na to, że nie mam tak dobrej wyobraźni jak mi się wydawało. – uśmiechnął się.

- Zdecydowanie. – przytaknęła mu, zalewając się rumieńcem. – A teraz chodźmy na dół, Twoje siostry wydają się nie móc czekać ani chwili dłużej. – usłyszała krzątaninę z parteru.

- Ale ten pokój ma na Ciebie świetny wpływ. – zażartował

- To nie ten pokój tak na mnie działa. – szepnęła mu do ucha i pociągnęła za sobą do salonu.

- Oh. – zatrzymał ją przed drzwiami i przyciskając do ściany ponownie pocałował.

Gdy zeszli na parter siostry Jacka, były jeszcze w kuchni, a on obserwował Karolinę. Nie chciał, aby czuła się skrępowana ich obecnością. Z drugiej strony nie mógł odmówić sobie spoglądania na jej zarumienione policzki. Tak jak się spodziewał, Joan nie dała za wygraną i jak tylko nadarzała się okazja wypytywała Karolinę o wszystko co ją interesowało. Dziewczyna grzecznie odpowiadała na zadawane pytania. Uśmiechnięta buzia upewniła Jacka, że wywiad nie sprawia jej kłopotu. Skorzystał z okazji i zostawił ją na kilka chwil samą. Joan jakby tylko na to czekała, zaraz zabrała Karolinę do salonu i wyciągnęła stare albumy ze zdjęciami rodzinnymi. Bawiły się przy tym świetnie, dołączyły do nich Angi i Sofia, które zaczęły wspominać dziecięce zabawy w ogródku, bale przebierańców i pierwsze szkolne miłości brata. W tym momencie do pokoju wrócił Jack:

- Nie słuchaj ich, mają wybujałą wyobraźnię – zażartował siadając obok Karoliny.

- Może nieprawdą jest to jak wróciłeś zapłakany z przedszkola, kiedy Jessica White powiedziała Ci, że jesteś brzydki? – spojrzała na brata Joan. – Świata poza nią wtedy nie widział, a miał tylko 5 lat. – powiedziała do Karoliny.

- Też mam bardzo kochliwego brata. – zaśmiała się.

- Ale ja z tego wyrosłem – zaśmiał się Jack i patrząc na dziewczynę powiedział – Mogę zostawić Cię na moment, podskoczyłbym na chwilę na drugą stronę ulicy?

- Żaden problem, świetnie się bawię – popatrzyła mu prosto w oczy.

- Wrócę tak szybko jak to tylko możliwe. – powiedział z uśmiechem stojąc w progu salonu.

- No to całe szczęście, że sobie poszedł. – skomentowała Joan, gdy tylko zamknął drzwi. – Marc na pewno go szybko nie wypuści, mamy na pewno pół godzinki na babskie pogaduchy. Na pewno masz ochotę na kawę. Jack opowiadał nam jaką jesteś wielbicielką kofeiny. Osobiście wcale się Tobie nie dziwię. Nie wyobrażam sobie życia bez tego napoju bogów. – zaczęła mówić. Karolina uśmiechnęła się szeroko i pomyślała: „Tak, Jack miał rację, wygadana". – Bo wiesz, bardzo jestem Ciebie ciekawa, widzę jak bardzo J. się zmienił, a to dla nas coś naprawdę nowego. – spojrzała na wystraszoną Karolinę – Nie przejmuj się. Ta zmiana wychodzi mu na dobre. Do tej pory, był skupiony tylko na pracy, nic innego go nie interesowało, wyskakiwał na spotkania z przyjaciółmi, jak każdy młody człowiek, ale zawsze czegoś mu brakowało. Swoją obecnością uzupełniłaś brak tego co sprowadza go do normalnego świata, a normalność, taka czy inna, musi być obecna w życiu każdego. I wiesz, chciałabym Ci za to podziękować. – popatrzyła na nią.

- A wiesz, że to co mówisz jest niezwykle mądre. Ja czuję się podobnie, a moja przyjaciółka już pytała komu podziękować za to wszystko. Zdałam sobie wtedy sprawę, że to jego zasługa. Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Każdy potrzebuje normalności, codzienności, która jest jego światem. Wielu z nas nie docenia tej codziennej normalności. – Teraz to Karolina dostała słowotoku. Zaśmiała się sama do siebie, bo wygadanie Joan, okazało się być zaraźliwe. – Naprawdę cieszę się, że go poznałam.

- Jestem pewna, że on się cieszy z tego bardziej. Dawno nie widziałam, żeby w taki sposób patrzył na dziewczynę. To naprawdę rewelacyjna sprawa. Te całe filmy, to świetne zajęcie, ale trzeba mieć coś ponadto. Zauważyłam, że odkąd Ciebie poznał, jakoś inaczej na to wszystko patrzy. Naprawdę fajne wydarzenie w jego życiu. Sporo z nim rozmawiam. Brakuje mi go bardzo na co dzień, ale od czego mamy Internet? Wiem, że jestem młoda i może głupiutka, ale mimo wszystko mam troszkę pojęcia o świecie.

- Masz i to niemałe pojęcie. – zapewniła ją. – A jeśli już tak sobie rozmawiamy. Mówił dużo o mnie? – dopytała z nieskrywaną ciekawością.

- Troszkę mówił. Ale jak to się mówi, rodzina swoich sekretów pilnuje. – zaśmiała się, nie chcąc zdradzić zbyt wielu tajemnic brata. - Wspominał też o Twoim pierścionku. Martwił się wtedy. – spojrzała na prawą rękę Karoliny. – Ale dodał także, że na razie nie chcesz nic więcej powiedzieć. Uważam, że nie powinnaś się do czegokolwiek zmuszać. Każdy z nas niesie swój bagaż doświadczeń i w odpowiednim momencie otwiera torby pełne historii mniej lub bardziej szczęśliwych, radosnych i czasem niesamowitych.

Karolina zamyśliła się na moment, po czym uśmiechnęła się szeroko do siostry Jacka, która zmieniła temat opowiadając o tym, czym prawdopodobnie teraz zajmuje się jej brat z Marciem. Nie zauważyły nawet kiedy Pani Robson podawała obiad.

- Mogła Pani zawołać, chętnie bym pomogła – powiedziała uśmiechnięta.

- Jesteś naszym gościem. Joan, zadzwoń do Jacka. Nie wypada, żeby biegał po sąsiadach kiedy przywiózł nam takiego wyjątkowego gościa.

- Już dzwoniłam. Jak to stwierdził: „Nadchodzi". – zażartowała Angi.

- Zapraszam do stołu. – wskazała dłonią krzesło u boku stołu. Karolina usiadła trochę skrępowana. Spojrzała na siostry Jacka a odwróciwszy głowę w kierunku drzwi, zobaczyła go wchodzącego do domu. Podszedł do niej i szepnął delikatnie do ucha:

- Przepraszam, że zostawiłem Cię tutaj lwom na pożarcie – zażartował.

- Nikt mnie jeszcze nie pożarł. – odpowiedziała mu tak samo cicho – A poza tym świetnie się bawiłam. Nie ma to, jak wybadać Twoje wady i zalety u samego źródła.

- Chyba ta wizyta u Marca nie była dobrym pomysłem. – spojrzał znacząco na siostry. – Po obiedzie zabieram Cię do mojej osobistej krainy cieni.

- Chyba zacznę się bać. – uśmiechnęła się, a on zajął krzesło obok.

Obiad bardzo jej smakował, co bardzo ucieszyło rodziców Jacka. On sam z uwagą obserwował Karolinę i wsłuchiwał się w prowadzone rozmowy między dziewczętami.

- Jak Ci się podoba moja rodzinka? – zapytał Jack gdy siedzieli w jego pokoju, który był dla niego krainą cieni, jak sam ją nazywał. Tam mógł być całkowicie sobą. Patrzył na nią uważnie, jakby chcąc się upewnić, że dziewczyna powie mu prawdę.

- Masz bardzo miłe siostry. A Joan jest szczególnie urocza. – powiedziała uśmiechając się na wspomnienie rozmów z jego bliskimi. Chwyciła do ręki jedną z książek leżących na szafce nocnej. – King? Często czytuję podobne książki. Lubię też Cobena i Browna. – uśmiechnęła się i dokończyła myśl - Cieszę się, że mogłam je poznać. Masz bardzo duże wsparcie ze strony swoich sióstr. Ale zapewne o tym wiesz. Cieszę się, że tu jestem – dodała po chwili. – Brakowało mi czegoś. Teraz jest w porządku.

- Próbujesz mi powiedzieć, że stęskniłaś się za mną? – zapytał zalotnie.

- Może troszkę nieudolnie, ale właściwie to staram się Ci przekazać. – patrzyła na niego dłuższą chwilę. Rozmawiali o ulubionych książkach, muzyce, miejscach, które dla każdego z nich mają szczególne znaczenie. Karolina opowiedziała mu o swojej miłości do gór. – Na szlakach mogę całkowicie zapomnieć o problemach. Wyłączam się i patrzę na cudowność tego co mnie otacza i nie ogarniam tego piękna. – dodała na koniec - A Ty nie wymigasz się, obiecałeś mi pokazać Londyn z Twojej perspektywy? – przypomniała.

- Jeśli tylko chcesz wyjść na spacer, jestem do Twojej dyspozycji. – cały czas się uśmiechał. Siadła bliżej niego i pocałowała go namiętnie. – Zdecydowanie jestem do Twojej dyspozycji. – szepnął jej do ucha gdy oderwała od niego usta, ale zaraz wtopił się ponownie w jej gorące wargi. Siedzieli przytuleni obok siebie. Jack głaskał ją po szyi a ona patrzyła na niego trochę skrępowana.

- Chodźmy może na ten spacerek. Robię się coraz bardziej namiętna.

- Wcale mi to nie przeszkadza. – szepnął.

- Wiem i właśnie dlatego chcę się przewietrzyć.

Jack pokazał Karolinie ulubione zakątki Londynu. Mimo, że dziewczyna mieszkała tam od kilku miesięcy, nigdy wcześniej nie widziała tych miejsc. Nawet w parku, w którym tak często siadała i czytała, odkrył przed nią zupełnie nowe dla niej okolice. Jezioro Serpentine, dzielące Hyde Park na dwie części, wieczorem stawało się tajemnicze i mroczne. Miasto wydało jej się jeszcze piękniejsze niż wcześniej. Widziane oczami kogoś, kto wychował się wśród londyńskich murów, było zupełnie inne, niż to spostrzegane oczami turysty. Jack co chwila pstrykał zdjęcia, chcąc uwiecznić na nich wesołą buzię dziewczyny.

- A teraz zabiorę Cię tam, gdzie wszystko widać jak na otwartej dłoni. – skierowali się w kierunku wielkiego „diabelskiego młyna". London Eye było największym kołem widokowym na świecie. Panorama miasta z takiej perspektywy zapierała dech w piersi.

- A to jeden z najpiękniejszych widoków. – siedzieli w kapsule, patrząc na spowite mrokiem i oświetlone sztucznym światłem miasto. Byli w najwyższym punkcie młyna. – Jak tu nie kochać Londynu. - uśmiechnął się do niej, otulając ją ramionami.

- Rzeczywiście, to miasto zyskuje po bliższym poznaniu. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazje poznać je bliżej.

- Mam nadzieję, że się jeszcze nigdzie nie wybierasz. Jeszcze wcześnie.

- Jack, nie jest jeszcze aż tak późno, ale czeka mnie jutro spotkanie i chciałabym być do niego przygotowana. – spojrzała na jego smutniejącą buzię. – A tak w ogóle to jestem Ci winna przeprosiny.

- Za co? – zdziwił się.

- Za ściągnięcie Cię tutaj ze Stanów. Mam naprawdę spore wyrzuty sumienia, że poprosiłam Cię o pokonanie 20tys. km, tylko dlatego, abyś dotrzymał mi towarzystwa. To bardzo egoistyczne z mojej strony.

- Przepraszasz mnie w takim momencie? Nie wyobrażam sobie być teraz gdzie indziej. Myślisz, że gdybym nie chciał przyjechać, tak łatwo byś ściągnęła mnie zza oceanu? Przyjechałem tutaj z największą ochotą. Przyleciałbym nawet gdybym miał tylko wypić z Tobą kawę. – pocałował ją.

- Cieszę się, że tu jesteś. – spojrzała mu w oczy. Po chwili odwróciła się i patrząc przed siebie, podziwiała niesamowity krajobraz. Jack objął ją w pasie i przytulił do siebie.

Po przejechaniu pełnego okręgu, Karolina nie mogła uwierzyć jak piękny i ogromny jest Londyn. Spacerowali jeszcze jakiś czas. Trzymali się za ręce, co chwila spoglądając za siebie. Uśmiechnęła się do siebie. Tak dawno nie czuła się podobnie. Zapomniała jak wyglądają pierwsze randki. A ta na taką wyglądała. Niewinne uchwyty rąk, dotknięcia policzków, smak ciepłych ust, odczucie motyli latających wewnątrz ciała. Cała paleta przyjemnych odczuć. Nie spodziewała się takich doznań.

Gdy Jack zaparkował nieopodal jej mieszkania, spojrzała na niego i powiedziała:

- J. bardzo Ci dziękuję za przecudowny dzień. – cmoknęła go w policzek.

- Dla mnie to była sama przyjemność. – przechylił głowę i pocałował ją bardzo namiętnie chwytając jej głowę w swoje duże dłonie. – Nie będę Cię dłużej zatrzymywał, ale jutro pozwól odwieźć się do pracy. – spojrzał na nią.

- No to może odwdzięczę się za obiad i zapraszam na śniadanie. – zaproponowała.

- Z największą chęcią. Wpadnę po Ciebie ok. 8 i zabiorę tam gdzie dają najlepsze naleśniki w całym mieście.

- Tak wcześnie będzie otwarte? – nadal zaskakiwało ją to, że knajpki w Londynie budziły się bardzo wcześnie do życia.

- Oczywiście. – pocałował ją jeszcze raz. – A tymczasem kolorowych snów. Do jutra.

Poczekał aż wejdzie w korytarz, odwróciła się i gdy mu pomachała, usłyszała cichy dźwięk silnika.

Gdy wchodziła do mieszkania, uświadomiła sobie, że nie będzie w nim sama. Zgodnie z obietnicą jej pokój pozostał niezamieszkany, ale cała reszta pomieszczeń, zdecydowanie świadczyła o obecności mężczyzn. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła stertę nie pozmywanych naczyń. Spojrzała na zegarek. Wskazówki pokazały godzinę 20. Była zaskoczona, że nikogo nie zastała jeszcze w mieszkaniu, więc szybko wykręciła numer Caren, zorientować się czy czasem Panowie, nie wypracowują nadgodzin. Koleżanka uspokoiła ją wiadomością, że wszystkie prace realizowane są zgodnie z harmonogramem, a jej współlokatorzy poszli z angielskimi serwisantami do kręgielni.

- Masz mieszkanie tylko dla siebie. Możesz odpocząć po emocjach tego dnia.

- A troszkę ich było. – zapewniła. – Zaraz odpalam komputer i popracuję trochę przed jutrzejszym spotkaniem. Nie chcę aby Wojtek czymkolwiek mnie zaskoczył.

- A propos, naszego ulubieńca. On jest jeszcze w biurze i żeby było ciekawiej ściągnął do niego Twojego Dyrektora. Nie wyglądał na zadowolonego perspektywą spędzenia wieczoru z Wojtkiem i jego tabelami.

- A Ty byłabyś zapewne uszczęśliwiona. – zaśmiała się Karolina.

- Co Ty, jak tylko zobaczyłam, że się zbliżają do mnie, przekazałam im wszelkie materiały niezbędne na jutro i ewakuowałam się do domu. Jessica jest moim świetnym, małym argumentem i kartą przetargową w takich momentach. – zażartowała. – Ale to nie czyni mnie chyba złą matką? – dopytała ze śmiechem.

- Coś Ty. – upewniła ją Karolina, śmiejąc się do słuchawki. – A jak się ma mała Jess?

- Zdrowa i coraz bardziej nieusłuchana.

- Czyli wszystko w najlepszym porządku. Ok., Caren widzimy się jutro o 9:30, chyba, że chcesz coś jeszcze wcześniej omówić? – zapytała.

- Nie ma co przyjeżdżać jutro przed 9. Nic nie będzie się działo, bo wszyscy dotrą dopiero na spotkanie. Jeśli masz coś do załatwienia jeszcze przed spotkaniem, nie spiesz się. – zrozumiały się bez konieczności wypowiadania wszystkiego na głos. Caren wyczuła w tonacji głosu Karoliny radość i uśmiech, którego czasem brakowało im podczas wspólnych prac nad Room-em.

Zanim Karolina zabrała się do pracy, napisała jeszcze sms do Izki: „Zdecydowanie potrzebna nam będzie jutro cała noc. Ja chyba zwariowałam. Buziaki. K."

Każdy element zaangażowania w pracę zwykle stawał się przyczyną zapomnienia o otaczającym świecie, jednak tego wieczora niełatwo było Karolinie skupić myśli na służbowych tematach. Szybko odsunęła od siebie laptopa i odwróciła wzrok od monitora. Zamknęła oczy i widziała przed sobą uśmiechniętą twarz Jacka, co wywołało w niej mieszane uczucie radości i lekkiego przerażenia. Trudno było jej się samej przyznać do tego, co czuła głęboko w sercu. Chcąc niechcąc zaangażowała się uczuciowo, a ta myśl budziła w niej niepokój i strach, chociaż irracjonalny aczkowiek obecny w zakamarkach głowy. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych kluczem drzwi, który oznaczał powrót ekipy do mieszkania. Uśmiechnęła się szeroko i wstając, podeszła do czajnika:

- Witam, witam. – powiedziała do wchodzących. – Już wstawiam na herbatę i opowiecie mi dlaczego to taka pilna była moja wizyta. – spojrzała na nich ze śmiechem. Patrząc na ich wesołe miny, stwierdziła, że ciąg dalszy wieczoru zapowiadał się jednak ciekawie.

***

Jack czekał na nią w samochodzie z wzrokiem wbitym w kolorową gazetę. Uśmiechnął się gdy tylko ją zobaczył.

- Witaj Ślicznotko. – powiedział cmokając ją delikatnie w usta, gdy siadła obok niego.

- Hey, co tam ciekawego wyczytałeś? – spojrzała na odłożoną przez niego prasę.

- Czasem lubię być na bieżąco z tym co się dzieje, poza moim monotonnym życiem. – zażartował.

- Wszystko można powiedzieć o Twoim życiu, ale na pewno nie można go określić monotonnym. Gdyby tak było, jak określiłbyś istnienia takich przeciętnych „szaraczków" jak ja. – przekomarzała się z nim.

- Wszystko można o Tobie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jesteś przeciętna. – skorzystał z jej słów i wybuchnął wesołym śmiechem. – Zabieram Cię już na jedzenie, bo pewnie zbyt dużo czasu na śniadanie nie masz.

- W Room-ie muszę być o 9:30, zdążymy się najeść?

- Na pewno. Gwarantuję, że lepszych naleśników nie jadłaś. – wcisnął „gaz do dechy".

Miał rację. Takiego śniadania Karolina nie jadła bardzo dawno. Ciepłe naleśniki z malinami były świetnym początkiem dnia, a towarzystwo Jacka sprawiło, że posiłek smakował jak żaden inny podczas dotychczasowego pobytu w Londynie.

- Gdy następnym razem zobaczę Twój uroczy uśmiech będziemy w Inowrocławiu. – powiedziała Karolina. – Chyba, że się rozmyśliłeś. – spojrzała mu w oczy.

- Nic takiego nie przyszłoby mi do głowy. – mówiąc to miał bardzo poważny wyraz twarzy.

- Kiedyś powiedziałam Ci, że nigdy nie składaj obietnic, których spełnienia nie jesteś pewien. – powiedziała. – Podtrzymuję tą prośbę.

- Tego, że chcę do Ciebie przyjechać, jestem pewien jak niczego innego.

- Będzie bardzo fajnie. – uśmiechnęła się.

- Mam nadzieję poznać Twój świat i ludzi, którzy Cię otaczają.

- Oni też na to czekają. Moja kochana Izka już teraz chciała Ci podziękować, ale pozostawię jej tą przyjemność. Na pewno będzie mi wdzięczna. – spoważniała – Wylatuję zaraz po spotkaniu. Jutro rano mam pilne spotkanie w firmie. A tak bym chciała zostać.

- Ja wracam jutro wieczorem. Dziś zabieram siostry i jedziemy odwiedzić babcię. A potem czeka mnie wiele pracy z promocją „Zapoznanych". Zauważyłaś, że gdy jest się zapracowanym, czas szybciej płynie?

- Zdecydowanie. – potwierdziła. Niczego innego nie była pewna, jak tego, że praca jest najlepszym sposobem na zabicie czasu.

- Ani się obejrzę, a będę siedział w samolocie do Poznania.

- Pewnie tak. Ja mam przed sobą też bardzo wiele pracy. Wydawało mi się, że będąc w Polsce, będę spędzała mniej czasu w pracy. Mimo tego, że staram się połączyć pracę tutaj w Room-ie z tym, co muszę załatwiać na miejscu, nie wszystko udaje mi się pogodzić. Ciężko jest na odległość dopilnować sprawy tak, aby były zrobione dobrze.

- Przepracowujesz się.

- I kto to mówi. – zażartowała – Nie martw się o mnie. Janek, mój brat i Bartek, kolega z pracy, dopilnowują, żebym wracała o przyzwoitych porach do domu. – przyznała.

- Masz dobry kontakt z bratem, prawda?

- Teraz lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Jasiek to dobry chłopak.

- A kiedyś było inaczej?

- Wiesz, jak to jest między rodzeństwem. Nie zawsze jest tak słodko i miło, jak by się chciało. Ja też byłam inna. Ale koniec końców jest dobrze. A może nawet lepiej niż dobrze. Nie wiem jak bym poradziła sobie bez niego. W ciężkich momentach, jest dla mnie oparciem, jak nikt inny. Najlepsze w nim jest to, że nie muszę nic mówić, on zawsze wie, kiedy jest coś nie tak. – spojrzała na niego. – Dobry nastrój też wyczuwa. Zauważył, że po rozmowie z Tobą jestem weselsza. No i cieszy się, że Cię pozna. – zaśmiała się na wspomnienie rozmowy z bratem. – Będzie męczył Cię o zrobienie wspólnego zdjęcia. Jak to określił, będzie to świetny sposób na poderwanie fajnej laski. To cały on.

- Dobrze chłopak kombinuje. – zażartował Jack.

- No tak, solidarność plemników. – uśmiechnęła się. – Szybko znajdziecie wspólny język. – zapewniła go.

- I Ty mi mówisz o solidarności plemników? Wczoraj podbiłaś serce moich sióstr. A Joan jest teraz Twoją wielbicielką. Cały wieczór wypytywała mnie o Ciebie.

- Bo się zaczerwienię. – powiedziała z szerokim uśmiechem.

- Nie przejmuj się, mówiłem same dobre rzeczy. Mógłbym być Twoim agentem. – nawiązał do jej słów. Była zaskoczona, że pamiętał takie szczegóły z ich rozmów. Podczas tego całego dnia, licząc od wczorajszego spotkania na lotnisku, zobaczyła w nim kogoś nowego, kogoś, kogo nie spodziewała się zobaczyć. Zobaczyła dobrego kumpla, pociągającego faceta i bardzo rodzinną osobę. Tak jak mówił jej wcześniej. Był Jackiem, nikim innym, po prostu Jackiem. I tak go właśnie odebrała spędzając z nim czas. Polubiła tego Jacka, bardziej niż mogła oczekiwać.

- A to dla Ciebie. – podał jej kwadratową kopertę.

- Co to? – zdziwiła się.

- Pamiątka z pierwszego wspólnego spaceru po Londynie. Zgrałem Ci wszystkie zdjęcia, jakie wczoraj zrobiłem. Są niesamowite. – patrzył na nią. Uśmiechnęła się do niego.

- Dziękuję. Są ocenzurowane? – zapytała, przypominając sobie momenty kiedy robił zdjęcia.

- Wszystkie przeszły akceptacje moich sióstr. – zaśmiał się.

Gdy zjedli śniadanie, Jack zawiózł Karolinę, do Room-u.

- Czas na powrót do rzeczywistości. – powiedziała cicho.

- A teraz gdzie jesteś? – zapytał.

- Teraz jestem w moim małym świecie, w którym wszystko jest w tym miejscu gdzie być powinno. To jest mój kawałek przestrzeni, w której lubię spędzać wolne chwile. – spojrzała na niego. – Teraz i dla Ciebie jest miejsce w tym moim małym świecie.

- Bardzo mnie to cieszy.

- Tam, jest świat, który jest częścią mniej samej, ale ten tutaj lubię bardziej. – powiedziała ze śmiechem. – No ale czas wracać do obowiązków. Przyjemność trzeba sobie dawkować, bo wtedy jest jeszcze bardziej przyjemna. – cmoknęła go delikatnie w usta. – Do zobaczenia 18 listopada w Poznaniu.

- Już nie mogę się doczekać, no ale jak mówisz, obowiązki wzywają. – patrzył jej prosto w oczy. – Cudownie było Cię zobaczyć. Cudownie jest wkroczyć z butami w Twój świat. Teraz już się nigdzie nie wybieram. Podoba mi się w tym Twoim świecie.

- Jest tu ciepło i kolorowo.

- Ty w nim jesteś. – szepnął jej do ucha, po czym chwycił dokumenty z tylniego siedzenia i pomógł jej wejść z nimi do budynku.

- Dziękuję J. – patrzyła na niego, gdy podeszła do nich Carem. – Hey Caren. Przedstawiam Ci Jacka Robsona. J. to Caren. – uśmiechnęła się szeroko.

- Bardzo miło mi Cię poznać Caren.

- Mnie Ciebie też. Fajnie, że odstawiłeś Karolinę na czas. Już myślałam, że zostawicie mnie z tym całym Wojtkiem samą.

- Nie zrobiłabym tego Tobie.

- Ten cały Wojtek jest taki zły? – dopytał Jack.

- Na opowiedzenie jego historii, potrzebny byłby nam cały dzień. – zaśmiała się Karolina. – Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. – pocałowała go ponownie, a on bardzo mocno przytulił ją do siebie.

- Zadzwoń jak tylko wylądujesz, dobrze?

- Obiecuję. – powiedziała a on zniknął za drzwiami budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro