ZWYKŁA CODZIENNOŚĆ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

         Karolina stała przed oknem balkonowym i wpatrując się w zachodzące, późno jesienne słońce, myślała o tym jak prawdziwe jest stwierdzenie, że „wszystko co dobre, szybko się kończy". Na świecie jest wiele powiedzeń i każde z nich jest odzwierciedleniem otaczającej rzeczywistości. Ale to jedno, niesie sobą zarówno pozytywne jak i negatywne przesłanie. Dobre rzeczy, myśli, zdarzenia, dni mijają tak szybko, że czasem brakuje chwil, aby docenić je w pełni. Żyjemy w biegu i często nie zdajemy sobie sprawy ze szczęścia, które los przynosi nam każdego dnia. Radości mogą być i małe i większe, a życie powinno polegać między innymi na tym aby je dostrzegać i czerpać z nich przyjemność. Melancholia wdarła się w serce dziewczyny odkąd grupa przyjaciół wróciła z Karkonoszy. Zrozumiała, jak bardzo będzie tęskniła za beztroską dnia codziennego, za przyjaciółmi i za Jackiem. Odwracając się, spojrzała na niego siedzącego w fotelu i pochłoniętego pracą przy komputerze. Obiecali sobie spędzenie ostatniego wspólnego wieczoru w Polsce przy dobrym filmie i lampce ulubionego wina.

- Jeszcze tylko jeden mail i jestem cały Twój. – powiedział wpatrując się z nią.

- Trzymam Cię za słowo. – podeszła do niego, pocałowała w usta dodając – Zrobię popcorn.

Wtuleni w siebie, pod ciepłym kocem śledzili losy bohaterów filmu, będącego ekranizacją książki Nicolasa Sparska – „Wciąż ją kocham". Podczas jednej z dyskusji na temat przeczytanych książek, Karolina zachwycała się stylem pisarskim tego pisarza. Tłumaczyła Jackowi, że miłość opisywana jego słowami, nabiera jeszcze większego znaczenia. Wydaje się być piękna i mimo wszystkich problemów zawsze warta przeżycia.

Spojrzał wtedy na nią z lekkim uśmiechem i wiedział, że ma racje. Znał wiele pozycji napisanych przez Sparska bowiem w aktorskim świecie dużo scenariuszy powstawało na bazie szerokiej palety napisanych przez niego historii.

- Chodź. – powiedziała do niego Karolina po zakończonym filmie. – Stwórzmy kilka wspomnień pod prysznicem, wartych zapamiętania z tych kilku dni. – uśmiechnęła się do niego zadziornie.

- Nie musisz mi powtarzać. – wstał z kanapy i chwycił ją na ręce, składając na jej ustach namiętny pocałunek. Był tego wieczora niezwykle namiętny i delikatny. Czerpali przyjemność z każdej minuty spędzonego razem czasu. Karolina masowała plecy Jacka pod strumieniem wody, śledząc każdy mięsień, każde ścięgno, każdy pieprzyk na ciele. Chciała zapamiętać każdy ruch, każdy fragment jego ciała, aby czerpać z myśli wtedy, kiedy będzie jej tego najbardziej brakowało.

- Jesteś doskonały. – szepnęła mu do ucho, po czym skupiła się na pieszczeniu najbardziej wrażliwych części jego ciała. Wygiął plecy aby być jeszcze bliżej niej. Miał wrażenie, że nie jest w stanie nasycić się odczuciem jakie niesie ze sobą jej dotyk. Nigdy wcześniej nie odczuwał takiej głębi uczuć w czasie sexu. I lekko go to przerażało. Ta myśl zniknęła tak szybko jak się pojawiła, a on skupił każdą swoją komórkę na przyjemności jaką niosły ze sobą ich wzajemne pieszczoty.

Zmęczeni całym dniem, po długich chwilach pod prysznicem, położyli się w łóżku. Karolina nawet nie zauważyła kiedy Jack zasnął głębokim snem. Patrzyła na niego dłuższą chwilą. W miejscu serca poczuła lekkie ukłucie żalu, że te ostatnie dni, pełne radości dobiegły końca. Położyła głowę na jego klatce piersiowej i wspominając niedawne wydarzenia, odpłynęła w objęcia Morfeusza, który powitał ją snem pełnym uśmiechów i wzruszeń.

***

- Jack, dlaczego ten czas tak szybko minął? – przytuliła się do chłopaka, gdy zatrzymali auto na lotniskowym parkingu. Spojrzała mu w oczy i odniosła wrażenie, że tonie w pięknie zieleni jego tęczówek.

- Tak to bywa, moja Piękna. – pocałował ją namiętnie. – Ja mogę Cię zapytać o to jak to jest, że widziałem tyle części świata, kręciłem filmy w najpiękniejszych miejscach, zwiedzałem przeróżne kraje, a właśnie tutaj poczułem się najlepiej. A to wszystko dzięki Tobie. Karolinko, spędziłem te kilka dni wspaniale. Nie wiedziałem, że tak ciężko będzie mi wyjeżdżać. Powrót to mojego świata wydaje się być trudny jak nigdy wcześniej.

- Doskonale Cię rozumiem. – chwyciła go za rękę i skierowali się w kierunku sali odlotów.

Patrzyła jak Jack oddaje bagaże podczas odprawy i dotarła do niej myśl, że moment rozstania naprawdę nadszedł. Nie zdawała sobie sprawy, że tak ją poruszy ta chwila. Zrozumiała w końcu słowa Izy, która pewnego wieczora powiedziała, że w odpowiedniej chwili, Karolina sama zrozumie, iż pojawienie się Jacka w jej życiu, okaże się być zbawienne. Będzie dokładnie tym, na co Karolina czekała, zupełnie tego nieświadoma. To stało się właśnie tu i teraz. Stojąc w hali lotniska, przypomniała sobie słowa przyjaciółki i uśmiechając się sama do siebie, kiwała głową pełną myśli o tym, co do niej dotarło. „Przepadłam." – wysłała krótką wiadomość do Izki, która po niecałej minucie odpisała: „Wiem. Czekam na Ciebie przed Twoim wyjazdem do Londynu."

- Izka czy Bartek? – podszedł do niej dokładnie w chwili gdy czytała wiadomość.

- Czy to aż takie oczywiste? – zaśmiała się

- Mając możliwość poznania tych ludzi, wcale nie jestem zaskoczony. Masz cudownych przyjaciół dookoła siebie. Pewnie nawet nie wiesz, jakie masz szczęście. Pewność, że są przy Tobie osoby, na które możesz liczyć, czyni Ciebie najbogatszym człowiekiem świata. To największa wartość jaką można mieć. To co mówię, brzmi pompatycznie, ale żyjąc w świecie, w jakim się obracam, mam do czynienia z ludźmi, którzy mają mnóstwo kasy, spełniają codziennie marzenia swoje i innych, ale nie mają dookoła nikogo, na kogo naprawdę można liczyć. – powiedział to tak poważnie, że Karolina odniosła wrażenie, jakby mówił to z własnego doświadczenia. Przytuliła go mocno do siebie i powiedziała:

- Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował, wystarczy poprosić. Zawsze postaram się być obok, w ten czy inny sposób. – pocałowała go. – A teraz zmykaj już, bo im dłużej będziemy tutaj stali, tym gorzej będzie się pożegnać.

- Pewnie masz rację. Ale chwilę pożegnania z Tobą mógłbym przeciągać w nieskończoność. – spojrzał jej głęboko w oczy.

- Teraz to brzmisz jakbyś cytował mi Romea i Julię. – zaśmiała się.

- W końcu odezwała się moja aktorska natura. – zażartował.

- To idź, bo jeszcze kosmita z Ciebie zaraz wyjdzie. – kontynuowała żarty, zdając sobie sprawę z tego, że w ten sposób lepiej sobie poradzi z ukryciem smutku, który czuła w sercu. Ścisnęło ją gardło, łzy powoli napływały do oczu. Nie pozwoliła im wypłynąć. Przynajmniej na razie. Znała siebie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jak tylko chłopak przejdzie kontrolę osobistą i zniknie za zakrętem hali, nie powstrzyma płaczu ani przez sekundę.

- Pamiętaj, co mi obiecałaś. – pocałował ją jeszcze raz. – Dawaj znać co się dzieje w tej pięknej główce.

- To działa w obie strony. – powiedziała mu dokładnie to samo, co wtedy, gdy wczoraj podczas oglądania filmu poprosił ją o pisanie maili przynajmniej trzy razy w tygodniu. Tradycyjne listy, jak te wysyłane w filmie, wyszły z mody i przedłużały moment otrzymania wiadomości. To była wielka zaleta Internetu. To co się chciało przekazać, można było zrobić od razu i praktycznie w tym samym momencie, druga osoba mogła cieszyć się informacjami, które chcemy jej przekazać. Może to już nie takie romantyczne jak papierowe listy. Brak oczekiwania i podniecenia w momencie zaglądania do skrzynki stojącej przed domem, ale każdy czas ma swoją wersję romantyzmu. XXI wiek skrócił czas oczekiwania, zabrał odrobinę tajemniczości, jednocześnie zapewniając stały dostęp do każdego z nas. Tylko od nas zależało, jak publiczni chcemy być i kiedy udostępnić siebie samych, ludziom. Media społecznościowe, dostęp do poczty elektronicznej, aplikacje dające możliwość kontaktu o każdej porze dnia i nocy, ułatwiały bycie ze sobą na odległość. Ale nawet Internet nie zastąpi ciepłego głosu, ramienia do oparcia, ani nawet głębokiego spojrzenia w oczy. Nic nie jest tak doskonałe, jak kontakt bezpośredni z drugim człowiekiem i właśnie tego bycia razem będzie Karolinie najbardziej brakowało.

- Jack. Dziękuję za wszystko. Pamiętaj, że jestem. – uśmiechnęła się i spuściła wzrok na jego stopy.

- Jak mógłbym zapomnieć? Troszkę mi się wryłaś w główkę, moja Piękna.

- Mówię poważnie.

- Wiem. I ja też. Jesteś we mnie głębiej niż może się Tobie wydawać. – wtulił ją mocno w siebie. Była na tyle niższa od niego, że oparł czoło o czubek jej głowy. – Chciałbym Cię ochronić przed całym światem. Jesteś dla mnie bardzo ważna, ale powtarzałem to Tobie tak wiele razy, że już na pewno o tym wiesz.

- Wiem i myślę, że Ty też już to wiesz. – mówiła opierając policzek o jego szyję. – Do zobaczenia w Sylwestra. – pocałowała go w usta.

- Dawno nie cieszyłem się tak bardzo na pożegnanie starego i powitanie nowego roku. Jedź bezpiecznie do domu. – powiedział i całując jej czoło, odwrócił się i podszedł do kontrolera celnego.

- Bezpiecznego lotu. Daj znać jak tylko będziesz mógł. – zawołała za nim.

- Na pewno. – posłał jej buziaka.

Karolina spoglądała jeszcze na niego przed chwilę, po czym odwróciwszy się, ruszyła przed siebie w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie ani razu. Czuła, że Jack na nią patrzy, ale nie chciała aby zobaczył potok płynących z jej oczu łez. Wsiadła do samochodu i nie była w stanie ruszyć z miejsca. Potrzebowała dla siebie kilkunastu minut wyciszenia, aby być w stanie prowadzić auto. „Widziałem jak bardzo Ci smutno. Jestem dla Ciebie. Mimo, że tysiące kilometrów dalej, ale dla Ciebie." – przeczytała sms, który przysłał Jack i uśmiechnęła się szeroko. Będące zwykłymi słowami, dały jej wiele radości, ale przede wszystkim przyniosły uspokojenie, którego tak teraz potrzebowała. Wiedziała, że będzie wracała do czytania tej wiadomości wiele razy i była pewna, że Jack właśnie dlatego ją wysłał. Niezwykłe było to, jak dobrze ją poznał przez te kilka dni. Jednak wielu kolejnych się obawiała. Miała jednak pracę, do której ucieczka już nie raz okazała się doskonałym rozwiązaniem.

***

Już następnego dnia wróciła do pracy, planując powrót do londyńskiej rzeczywistości. Kilka dni wolnego, które miała ostatnio, naładowało niezbędne pokłady energii i zmotywowało bardziej niż cokolwiek innego. Bartek wchodząc do jej biura, spojrzał na stos czekając na opracowanie dokumentów i zaśmiał się:

- Widzę, że jesteś w swoim żywiole. – usiadł na fotelu obok niej i zajrzał nad czym teraz pracuje jego koleżanka.

- A żebyś wiedział. – odpowiedziała mu ze śmiechem, po czym wręczyła mu fioletową teczkę.

- A co to?

- Zajrzyj do środka. Przyda Ci się wiedza, która tam jest. – powiedziała, a chłopak zaczął przeglądać zapisane kartki.

- Poważnie? – zerknął na nią po dłuższej chwili – Jedziemy razem do Londynu?

- Wszystko masz tam napisane. Wystarczy, żebyś się dobrze przygotował. Lecimy w poniedziałek z samego rana. – powiedziała i spoglądając na niego z szerokim uśmiechem dodała - Chyba, że masz inne plany? – zapytała, wiedząc, że chłopak czekał na tą wiadomość. – Jeśli się zgodzisz, do świąt będziemy razem pracować nad finałem przygotowań do otwarcia i udziału Room-u w najbliższych targach. Myślę, że i po nowym roku, potrzebowałabym Cię na miejscu.

- No przecież beze mnie nie dasz rady, co nie? – zażartował.

- Pamiętaj, żebyś był miły dla Caren.

- O, moja ulubienica. – wzniósł oczy w stronę sufitu. – Jakoś ją zdzierżę. – dodał śmiejąc się – Ale poważnie, cały czas nie czaję jak możesz tak dobrze się z nią rozumieć. Nawet Wojtek jej nie ogarnia.

- Ona zyskuje przy bliższym poznaniu. – broniła zaciekle współpracownicy, doskonale znając nastawienie polskiej ekipy do Brytyjki. – Sam się przekonasz. – dodała. – A teraz daj popracować, bo chcę dziś o normalnej porze wyjść do domu. Umówiłam się z Izką na pogaduchy.

- Chyba na złożenie zeznań. – zażartował wstając z fotela. – Nas wszystkich już przepytała. Mówię Ci, prokurator by się nie powstydził takiego przesłuchania. – zaśmiał się wychodząc z biura.

Bartek miał rację porównując wizytę u Izki do przesłuchania policyjnego bowiem przyjaciółka chciała znać najmniejszy szczegół pobytu Jacka u Karoliny. Dziewczyna miała wrażenie, że pytań, które zadawała nauczyła się na pamięć i odhaczała je na wyobrażonej przez siebie kartce. Chcąc najlepiej zaspokoić ciekawość młodej mamy, Karolina opowiedziała jej o wszystkim, co się wydarzyło przez te kilka dni. Kiedy dotarła do wspomnienia momentu pożegnania na lotnisku, przyznała, że będzie tęskniła bardziej niż wcześniej w ogóle mogła o tym pomyśleć.

- Czułam, że tak będzie, kiedy pierwszy raz mi o nim opowiadałaś. – skomentowała, podając kolację. – Marek, jedzenie! – zawołała na męża, który jak na polecenie pojawił się zaraz przy stole.

- Cóż na posłuszność. – zaśmiała się Karolina

- Tak, jasne. – ironia w głosie Izki była doskonale słyszalna - Spróbuj się go doczekać kiedy trzeba Maksa do spania przygotować. Nagle znika, zupełnie jakby ktoś go zaczarował. – spojrzała z wyrzutem na męża.

- Ty radzisz sobie z tym o niebo lepiej. – odpowiedział na zarzut żony.

- Bo mam większe doświadczenie. Przygotowałbyś go kilka razy sam do spania i radziłbyś sobie tak samo dobrze jak ja. Wystarczy chcieć. – kontynuowali dyskusję.

- I tak jest co wieczór. – powiedział Marek śmiejąc się i zerkając na żonę. – Wiesz, że Cię kocham i nie chcę odbierać Ci jednej z rzeczy, którą tak uwielbiasz robić. – zajął się zapiekanką a Izka pokręciła głową.

- Oczywiście. – odpowiedziała mężowi i odwróciwszy się do Karoliny, dodała – Jego zdaniem jestem cyborgiem, który nigdy się nie męczy. A ja marzę o kilku godzinach błogiego lenistwa. – w tym samym momencie Maks zaczął płakać w łóżeczku obok. – A Mały jakby doskonale wiedział, kiedy się włączyć do dyskusji. - zaśmiała się i wstała aby wziąć synka za ręce i go utulić. – Bycie mamą nie zawsze jest kolorowe i piękne jak pokazują w reklamach. – dodała trzymając chłopca w objęciach. – Ale nie zamieniłabym tego uczucia na żadne inne. – Karolina patrzyła na nią z uwielbieniem w oczach. Podeszła do niej i pogłaskała chłopca do delikatnym policzku.

- Jest piękny. – powiedziała.

- U Ciebie wszystko dobrze? – zapytała Izka, jakby czytając jej w myślach.

- Tak Izuś. Ale teraz wszystko jest troszkę inne. Ja już zapomniałam jak to jest, się o kogoś martwić. Jak to jest, kiedy zależy Ci na kimś bardziej niż do tej pory.

- I jak się z tym czujesz?

- Nie mam pojęcia. Zapytaj mnie za jakiś czas. Teraz mam mały mętlik w główce. – odpowiedziała najszczerzej jak było to możliwe.

- A kiedy jedziesz do Londynu? – zapytała z niepokojem.

- W poniedziałek. – odpowiedziała ale szybko dodała – Wracam na święta. Nie musisz się martwić. Dam sobie, jak zwykle, ze wszystkim radę.

- W to nie wątpię, ale nie zmienia to faktu, że i tak się martwię.

- Bartek ze mną jedzie.

- Powiedzmy, że jestem spokojniejsza. – spojrzała na przyjaciółkę i trzymając Maksa na ręce, mocno przytuliła do siebie Karolinę. – Kocham Cię Kobieto, całym sercem.

- Wiem i dlatego ja kocham Ciebie.

- A Bartek wie, na co się pisze jadąc na tak długo z Tobą? – zaśmiała się Izka

- Chyba nie bardzo. – zawtórowała jej Karolina.

- Będziesz miała wesoło.

- Tego jednego to akurat jestem pewna. – wybuchły śmiechem w tym samym czasie.

***

Tego samego wieczora, po powrocie do domu, Karolina usiadła w fotelu z książką w dłoni i bardzo długo wpatrywała się w jej okładkę. Czytała „Nieznanych" już kilka razy, ale pokusa przeczytania jeszcze jeden raz całego cyklu okazała się silniejsza od niej. Teraz gdy tak dobrze poznała Jacka, mogła sobie z jeszcze większą łatwością wyobrazić wydarzenia z książki przenoszone na filmowy ekran i to jak powstawały sceny. Łatwiej byłoby obejrzeć film, ale czytanie dawało jej możliwość oderwania się od rzeczywistości, a tego potrzebowała najbardziej.

Zaczytana usłyszała dźwięk nadchodzącego maila. Dawno nie ekscytowało ją otrzymanie nowej wiadomości. Była pewna, że to wiadomość od Jacka, ale kiedy zobaczyła jego imię w miejscu nadawcy, uśmiechnęła się szeroko. Odłożyła książkę na kolana i natychmiast zaczęła czytać mail. „Cześć Piękna. Zastanawiałem się jak zacząć, ale przecież nie ważne co napiszę na początku, bo cokolwiek to będzie, będzie równie istotne jak każde kolejne słowo. Jutro wylatuję do Stanów. Parę dni jakie spędziłem w Londynie, pełne było spotkań w sprawie promocji filmu. Nie miałem czasu nawet na chwilę wytchnienia, bowiem jak tylko kończyłem aktorskie tematy, Joan zajmowała mnie, chcąc wiedzieć dokładnie co działo się, kiedy byłem u Ciebie. Odnoszę wrażenie, że możnaby poznać ze sobą Joan i Izkę, miałyby o czym rozmawiać. Joan nie może doczekać się spotkania z Tobą. Jestem przekonany, że pierwszy dzień jaki spędzisz w Londynie, zakończy się kolacją z nią. Ona jest uparta i na pewno przekona Cię abyś wygospodarowała dla niej kilkanaście minut. Tylko nie daj jej gotować. Wspaniale, że już w poniedziałek wracasz do londyńskiego świata. Uważaj na siebie i nie przepracowuj za bardzo. Daj się ponieść świątecznej atmosferze i wpadnij w wir zakupów. Chciałbym Tobie towarzyszyć, ale nie bardzo się da. Święta spędzę jednak w Stanach, ściągam do siebie całą rodzinkę więc nie będzie mi smutno. Będzie mi brakowało tylko Ciebie. Mam jednak nadzieję, że czas do Sylwestra minie szybko i już niedługo spojrzę na Ciebie i wtulę w moje ramiona. Życzę Tobie cudownego wieczorku i snów tylko o mnie. J."

Przeczytała wiadomość jeszcze dwa razy zanim napisała się na odpowiedź. Opisała mu spotkanie z Izką i zgodziła się, że ciekawym doświadczeniem byłoby zapoznanie Joan z Izą. Nazwała je mieszanką wybuchową. Skupiła myśli na dziewczynach i krótkim pozdrowieniu na koniec. „Baw się dobrze podczas pracy nad filmem. Niech każdy kadr sprawia Ci wiele radości i satysfakcji. Myślami jestem gdzieś obok. Buziaki." – zakończyła mail. Niełatwo było jej zebrać wszystkie myśli, które miała w głowie, dla samej siebie, a jeszcze trudniej było o nich napisać. „Jeszcze nie teraz. Za bardzo mi Ciebie brak." – powiedziała sama do siebie, ale jakby do niego. Oparła głowę o oparcie fotela, spojrzała jeszcze raz na okładkę książki i powróciła do czytania. „Już nie taki nieznany jak wcześniej." pomyślała czytając o tym, jak Nick, jeszcze o tym nie wiedząc, poznaje swoją wybrankę serca.

***

- Jak znudzi mi się programowanie, założę sobie firmę taxówkarską. – zażartował Jasiek kiedy Karolina wsiadała do samochodu. – „Droga na lotnisko z Jaśkiem to zupełnie inny wymiar podróży." – dodał pokazując dłońmi cudzysłów. – O tak! To będzie moje hasło reklamowe. – odwrócił się do siostry. – Jestem genialny. – przybił piątkę z siedzącym okok Bartkiem.

- Dream Team! – skomentował chłopak.

- Szkoda mi na Was tracić energii dziś. – dziewczyna zapięła pasy. – Jasiek jedź już bo się spóźnimy na samolot. Bartek a Ty gotowy?

- Jak zawsze. – zameldował ze śmiechem, kiedy Janek opuszczał miejsce parkingowe – Powiemy jej? – zapytał przyjaciela po chwili.

- O czym chcecie mi powiedzieć? Co to znowu za tajemnice? Ludzie, czy Wy kiedyś przestaniecie knuć? – spojrzała na nich z zaciekawieniem. - Strach Was samych zostawić, nawet na moment.

- Siostra, spokojnie, bez nerwów. Czy kiedyś, któraś z naszych tajemnic, niosła ze sobą coś złego? – zaśmiał się głośniej.

- Ty tak na poważnie mnie pytasz? – oboje wiedzieli co miała na myśli. Wiele razy w dalszej przeszłości pomysły Jaśka nie wychodziły nikomu na dobre.

- Jak możesz być taka okrutna. My tutaj dbamy o Twoją rozrywkę a Ty insynuujesz nie wiadomo co. Było, minęło. – śmiał się coraz głośniej, wjeżdżając na główną drogę - No więc, rozmawialiśmy sobie troszkę w Karpaczu, kiedy Ty bawiłaś się z Jackiem w wielki romans i postanowiliśmy, że odwiedzimy Cię w Twój pierwszy najbliższy weekend w Londynie. A że będzie tam i Bartek, to logistyka jeszcze prostsza.

- Odwiedzimy, czyli kto? – dopytywała zaskoczona.

- Ja, Izka z bobasem i Markiem, Patryk, Maja, Beata i Kuba. Zrobimy giga zakupy na święta. Przejedziemy się London Eye, pooglądamy świąteczne iluminacje, zrobimy pizze, będziemy się objadać i grać w planszówki przy muzyce i drinkach. – z każdym kolejnym imieniem, twarz Karoliny się rozjaśniała.

- Poważnie? Od kiedy o tym wiecie?

- Bartek już w Karpaczu zorientował się na kiedy planowany jest Twój powrót do Londynu. Kupiliśmy bilety tego samego dnia. A całą resztę już znasz. Już dawno powinniśmy byli do Ciebie przylecieć. Za dużo spędzasz tam czasu sama.

- Czyżby ten pomysł pojawił się w dzień wejścia na Śnieżkę? – dopytała przypominając sobie rozmowę z Majką.

- A czy to takie istotne kiedy? Ważne, że się pojawił. Wyglądasz jakbyś się nie cieszyła. – zauważył brat.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – otarła łzę, która pojawiła się na jej policzku. – To dla mnie wielka niespodzianka. To najlepszy pomysł na jaki mogliście wpaść. Dziękuję. Bartek, a nas czeka dużo przygotowań. Trzeba będzie ogarnąć mieszkanie i ubrać choinkę. – powiedziała z uśmiechem kończąc temat.

Całą drogę na lotnisko rozmawiali o planach na najbliższe dni. Karolina wprowadzała Bartka w szczegóły spotkań oraz wytyczne zadań, jakie zostały do realizacji na kilka dni przed otwarciem salonu Roomu, które było planowane na pierwsze dni nowego roku. Zaraz po tym miały odbyć się targi wyposażenia wnętrz, gdzie jedno ze stoisk miało być prezentacją wchodzącej na rynek firmy. Właśnie na to wielkie wydarzenie, Karolina i Caren pracowały ostatnie pół roku i były coraz bardziej dumne z efektów swojej pracy. Najbliższe tygodnie miały być najbardziej gorącym okresem przygotowań, ale Karolina doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tylko godziny jakie spędzi nad służbowymi zagadnieniami pozwolą jej skupić myśli, na czymś innym niż Jack.

- Bezpiecznej podróży. – wyrwał ją z zamyślenia Jasiek, kiedy dotarli na lotnisko. – Nie będę Wam machał chusteczką, bo jeszcze jakaś dama pomyśli, że macham do niej i się rozkocha w moich pięknych oczkach. – powiedział, wyciągając ich torby z bagażnika.

- Ty chyba nigdy nie dorośniesz, Brat. – przytuliła go mocno.

- Oj tam. Tak mocno za mną nie zatęsknisz. Widzimy się w piątek. – szeroko się uśmiechnął i pocałował siostrę w oba policzki. – Kocham się Siostrzyczko.

***

Kiedy tylko wylądowali na londyńskim lotnisku, Karolina włączyła telefon, który od razu powitał ją wiadomością od Joan: „Cześć. Mam nadzieję, że bezpiecznie dotarłaś na naszą angielską część świata. Chciałabym zaprosić Cię dziś do nas na kolację. Wszyscy nie możemy się Ciebie doczekać, po tym jak widzieliśmy Jacka tak szczęśliwego." Uśmiechała się czytając sms, bowiem od razu przypomniała jej się zapowiedź chłopaka. Doskonale przewidział, że pierwsza kolacja w Londynie będzie zapewnie spędzona z jego siostrą. Spojrzała na Bartka i poczuła, że to chyba nie najlepszy pomysł zostawiać go samego pierwszego dnia.

- Chodźmy po bagaże i jedźmy ogarnąć ten nasz Room-owy bałaganik. – powiedział do niej ze śmiechem, widząc, że na niego spogląda.

- Od czegoś trzeba zacząć. – chwyciła go pod ramię i w tłumie pozostałych pasażerów, szli po swoje torby.

- Masz jakieś plany na dziś? – zapytał, kiedy stali przy taśmie bagażowej. – Jeśli miałbym być szczery, to wolałbym zostać dziś w mieszkaniu. Zależy mi aby pokazać się z tej dobrej strony. Chciałbym przejrzeć wszystkie Twoje notatki aby jutro nie tracić już na to czasu. – spojrzał na nią.

- Rozumiem i jestem pod wrażeniem. Bardzo się cieszę, że to Ty będziesz mi pomagał w najbliższych tygodniach. – cmoknęła go w policzek. – A nie miałbyś nic przeciwko, gdybym ja wyskoczyła dziś wieczorem? Będziesz potrzebował mojej pomocy?

- Karolinko, masz plany, to je realizuj i mną się nie przejmuj. Baw się dobrze, a jak będę miał pytania, to przecież wrócisz i mogę zadać je wtedy. – uśmiechnął się i ruszył w kierunku taśmy bo dostrzegł czerwony bagaż dziewczyny, a tuż za nią swoją czarną walizkę. – Mamy co nasze, to chodźmy stąd. Nie lubię lotnisk. – zaśmiał się wesoło. – A zaspokoisz moją ciekawość i zdradzisz dokąd się wybierasz?

- Na kolację do domu rodziców Jacka. Joan, jego młodsza siostra mnie zaprosiła. Musisz koniecznie ją poznać. Na pewno przypadnie Tobie do gustu, ale rączki przy sobie. – zagroziła mu żartobliwym tonem.

- Postaram się nie narobić Tobie wstydu.

- No myślę. – dodała kiedy wsiadali do taxówki. Podała kierowcy adres i siadając koło przyjaciela zapytała – Bartek, a jeździłeś kiedyś po lewej stronie jezdni?

- Kiedyś tam jeździłem, a co Ci przyszło nagle do głowy zapytać.

- Bo może byśmy wypożyczyli auto na czas Twojego pobytu. Ułatwiłoby nam to poruszanie się po mieście. Bylibyśmy bardziej mobilni. Jak jestem sama, nie ma na to szans, jeszcze nie zapisałam się na kurs doszkalający, a bez niego, nie mam odwagi usiąść za kółkiem.

- Cały czas nie korzystasz w Londynie z samochodu? – nie mógł uwierzyć w to co słyszy. – Przecież jesteś niezłym kierowcą. Byłem pewien, że już się przemogłaś. – skomentował a ona delikatnie spuściła wzrok.

- Brakowało mi motywacji, ale może jak Ty będziesz prowadził to dokonam odpowiednich obserwacji i się odważę w końcu.

- I ten Twój doskonały sposób na podejście i urobienie mnie tak, jak sobie to zaplanowałaś. Przecież wiesz, że po takim komplemencie, prawie niczego Ci nie odmówię. – zaśmiał się.

- I na tym poprzestańmy. Zadzwonię najpierw do Caren aby przygotowała nam ofertę wypożyczenia auta a zaraz później, umówię się z Joan na konkretną godzinę. Masz wieczór dla siebie. – powiedziała dokładnie w momencie kiedy taxówka zatrzymała się na parkingu pod budynkiem, gdzie mieściło się wynajmowane przez firmę mieszkanie.

***

- Bardzo miło nam Cię widzieć. – powiedziała mama Jacka, gdy tylko Joan wypuściła Karolinę z uścisków.

- Cieszę się, że mogłam dziś Państwa odwiedzić. Zabrzmi to jak tania wymówka, ale nie dałabym rady z wizytą w żaden inny dzień. Kalendarz spotkań służbowych mamy pełen, a w weekend odwiedzają mnie przyjaciele, więc tydzień do przodu zaplanowany.

- O braku czasu to my często słyszymy, więc nie dziwi nas to wcale. Jack bywa tutaj rzadziej niż byśmy sobie tego życzyli. Zapewne słyszałaś też o problemie z przyjazdem na święta. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby nie był w stanie przyjechać do domu na święta. – kontynuowała mama opowieść a Joan od razu stanęła w obronie brata:

- Mamo, daj spokój. Jack ma swoje 5 minut i niech z nich korzysta póki może. Wiesz, że nie zawsze jest się na fali w tym zawodzie.

- A Pani adwokat jak zawsze na stanowisku. – zaśmiała się rodzicielka. – Mam nadzieję, że brat dobrze Ci płaci. – mrugnęła do córki. – Poważnie mówiąc, to bardzo się cieszymy na wylot do LA na święta. To czas, który zawsze spędzamy razem. – uśmiechnęła się Karoliny.

- Doskonale to rozumiem. Czas świąt to wyjątkowe dni, które powinno spędzić się z tymi, których się kocha. Wydaje się to czasem niemożliwe do wykonania, ale warto się postarać. Bardzo wiele osób pracuje za granicą Państwa, z którego pochodzi. Wielu moich sąsiadów ma dzieci, które zarobkowo wyjechało z Polski i trudno się im dziwić. Grono moich znajomych wyjechało po szkole, po studiach. Sama jestem tutaj w pracy, więc troszkę jakbym mówiła o sobie. Ale zawsze robię wszystko co mogę, aby być w święta w domu. Nic mnie tak nie cieszy jak pierogi na wigilijnym stole i zapach zielonej choinki. – zaskoczyło ją to jak łatwo rozmawiało się z rodziną chłopaka. Kiedy podano kolację, zjedli ją w przyjemnej ciszy. Nawet Joan powstrzymała charakterystyczny dla niej słowotok. Zerkała tylko co chwila na Karolinę i uśmiechała się szeroko, na co dziewczyna reagowała wesołym spojrzeniem. Zdawała sobie sprawę, że jak tylko zostaną we dwie, pytania wypłyną z jej ust, jak naboje z karabinu maszynowego. Była na to przygotowana. Jack znał doskonale swoją siostrę i opisał jej możliwe scenariusze tego wieczoru.

- Zrobiłam kawę. Na pewno się napijesz. – powiedziała do niej Joan, gdy usiadły w pokoju Jacka. – Pomyślałam, że poczujesz się przyjemniej w jego czterech ścianach. Troszkę już znasz te rejony.

- Dziękuję. Jack opowiadał mi wiele o Tobie. I szczerze Ci powiem, że mam troszkę wrażenie, że jesteś bardzo podobna do mojej przyjaciółki Izki. Przynajmniej w zakresie bycia na bieżąco z sytuacją.

- Staram się być czynnym wsparciem dla Jacka. Jak możesz się domyślać, aktorstwo to nie jest zbyt łatwy zawód. On nigdy nie mówi o tym, co jest dla niego ciężkie, co bywa niezbyt przyjemne i co go bardzo często przytłacza. Zawsze stara się skupić na tych pozytywnych aspektach bycia aktorem. Ale niestety, życie często jest inne niż nam się wydaje. Wiele tego, z czym musi się zmierzać każdego dnia, czasem go przerasta. Wiedział na co się pisze, podpisując swój pierwszy większy angaż. Nie chciałabym Cię zniechęcać, bo wiem jak Jackowi na Tobie zależy, ale musisz liczyć się z czytaniem różnych bzdur na jego temat. Tym bardziej teraz, kiedy jest tak blisko kolejnej premiery. I nie będą do bzdury typu „Jack Robson jest kosmitą".

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Będziesz czytała o różnego rodzaju romansach, spotkaniach z licznymi kobietami, czasem i facetami. Sterty bzdur tylko po to, aby zwiększyć przychody z filmów. Im więcej piszą tym lepiej sprzedają się filmy. Zasady tej branży bywają okrutne.

- Nie ma to jak dobry marketing. – zaśmiała się Karolina.

- Dobrze, że podchodzisz do tego ze śmiechem. A teraz opowiadaj co się wydarzyło kiedy mój szanowny brat stacjonował u Ciebie te kilka dni. I nie chcę słyszeć że było miło i przyjemnie, bo taką relację już ktoś próbował mi sprzedać i nie dałam się nabrać. – Jaon zmieniła temat, za co Karolina była jej niezmiernie wdzięczna. Zdała sobie sprawę, że nie jest jeszcze gotowa przyjąć do wiadomości czytania o domniemanych randkach i miłostkach Jacka, nawet wyimaginowanych przez rzesze pseudo dziennikarzy. To dla niej coś zupełnie nowego, o czym do tej pory w ogóle nie myślała. Odsunęła na razie te myśli od siebie w ciemniejszy zakątek pamięci i skupiła uwagę na wspomnieniach z pobytu Jacka w Polsce. Każda przywołana chwila wywoływała u niej uśmiech na twarzy. Cieszyła się możliwością opowiedzenia Joan o tym jak jej brat spędził czas. Wspomniała o rozmowie w Karpaczu, która stała się swego rodzaju przełomem w ich dotychczasowej znajomości. Właśnie tak ją opisała, bez wdawania się w szczegóły. Zaufała Jackowi, że nie zdradził całej jej historii i zachował dla siebie opowiedziane mu detale. Tą część swojego życia, Karolina chciała skryć przed większością świata. Niepotrzebne były nikomu z zewnątrz jej przeżycia, a jej samej litość ludzi. Wiedziała jak można zareagować na jej historię. Sama reagowałaby tak samo.

- Miałabyś czas jutro na wypad na zakupy? – zapytała Joan, gdy już po serii plotek, Karolina zbierała się do wyjścia.

- Bądźmy w kontakcie, proszę. Nie wiem, o której wyjdziemy z pracy. Nie przeszkadzałby Ci mój kolega?

- A przystojny? – uśmiechnęła się Brytyjka.

- Pewnie tak, ale znam go już tak długo, że jest mi jak brat. Nie jestem w stanie obiektywnie ocenić go w tych kategoriach. – zażartowała – Sympatyczny jest. – zaopiniowała przyjaciela. – Jeden z najbliższych mi ludzi. Powinnaś widzieć go na zdjęciach z Karpacza.

- Skoro, to ważna dla Ciebie osoba, chętnie go poznam. Jack opowiadał, że tworzycie świetną ekipę. A na fotach, które mi przysyłaliście, byli sami przystojniacy, więc jestem na tak. - zakończyła, przytulając dziewczynę.

- Miejmy nadzieję zatem, że widzimy się jutro. Zadzwonię w ciągu dnia. – powiedziała do niej, po czym odwróciła się w kierunku salonu i pożegnała się z Państwem Robson. – Jeszcze raz dziękuję za pyszną kolację i życzę spokojnej nocy. Do zobaczenia.

- Dobranoc Karolino. – odpowiedzieli jej oboje, po czym Joan skomentowała ich wielką powagę w głosach.

Karolina wychodząc, spojrzała jeszcze raz na Joan i szeroko się uśmiechnęła. Była pewna, że dziewczyna odlicza minuty, do podzielenia się wrażeniami z wieczoru ze starszym bratem. Nie dziwiło jej to wcale. Wywołało bardzo pozytywne emocje. Cieszyła ją sama myśl, że Jack może liczyć na wsparcie tak mądrej i pełnej empatii siostry. Nie w każdej rodzinie, tak oczywistym jest poleganie na sobie nawzajem. Bardzo często spotykała się z historiami, w których członkowie rodzin, patrzyli na siebie wilkiem, brakowało im wzajemnego zaufania oraz poczucia więzi i odpowiedzialności za siebie. Rzeczywistość XXI wieku pod tym względem, rozczarowywała generację babć i dziadków ówczesnych młodych ludzi. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, trudno było sobie wyobrazić, aby podobne znieczulenie na potrzeby najbliższych miało miejsce. Niestety w dzisiejszym świecie, częsty bieg za pieniądzem, dążenie do sukcesu oraz życia na wysokim poziomie, oddalało od siebie, tych, którzy powinni być sobie bliscy. Zdarzało się, że rodzice nie wiedzieli czym zajmują się ich dzieci. Nierzadkimi były sytuacje kiedy dziadkowie nie znali swoich wnucząt. Życie w ciągłym biegu miało wiele zalet ale i wad, z których niewielka garstka społeczeństwa zdawała sobie sprawę. Karolina pełna tego typu myśli, wracała autobusem do mieszkania. Świat jakby chciał zadrwić z tego, co chodziło jej po głowie. Dokładnie w tym momencie jej uwagę, zwróciła na siebie grupa starszych osób, idąca z młodym pokoleniem w kierunku parku. „Są rodziny, chcące spędzać ze sobą czas międzypokoleniowo." – powiedziała sama do siebie w duchu.

Kiedy wchodziła do mieszkania, zdziwiła są cisza, jaka panowała w jego wnętrzu. Przyzwyczajona była do ciągłego hałasu, zawsze wtedy, kiedy do Room-u przyjeżdżała polska ekipa. Zwykle gdy towarzyszył jej Bartek, muzyka w mieszkaniu był tak głośna, że witała ją od samego progu. Karolina odwiesiła płaszcz na wieszaku i przechodząc w głąb mieszkania, rozglądała się dookoła. Widać było, że Bartek przetarł kurze i był na niewielkich zakupach. On sam spał na kanapie z segregatorem otwartym na kolanach. Przekrzywiona głowa gwarantowała ból karku po każdej minucie leżenia w takiej pozycji. Podeszła do niego i delikatnie go przebudziła, mówiąc:

- Bartas, idź się połóż do pokoju. Nie możesz spać na półsiedząco. Jutro nie wyprostujesz pleców. – zdjęła mu materiały z kolan.

- Tak jest mamusiu. – odpowiedział jej zaspanym głosem. – Obudź mnie proszę rano, jak tylko wstaniesz.

- Jasne. A tymczasem życzę Tobie kolorowych snów.

- Widzimy się rano. Dobranoc. – powiedział chwytając koc i kierując się do jednej z sypialni, którą zajmował podczas każdego pobytu w Londynie. Większość z osób przyjeżdżających do Roomu miała wybrany „swój pokój" w mieszkaniu. Utarło się, że jedynie najmniejsza sypialnia jest nienaruszalnym pomieszczeniem. Tylko ona w niej spała. Był to jedyny metraż w całym apartamencie, gdzie nikt nigdy jej nie przeszkadzał, gdy tylko zamykała drzwi. To była jej samotnia, jej „norka", jej „cztery ściany", a zamknięte drzwi były znakiem, że potrzebuje chwili tylko dla siebie. Niepisana zasada wspólnego funkcjonowania w służbowym wnętrzu, świetnie się sprawdzała, bowiem każdy z nich, miał potrzebę pobycia samemu ze sobą, zadzwonienia do rodziny, odpoczynku od grupowego zgiełku. Mieszkanie dawało możliwość spędzania czasu wszystkim razem ale i każdemu zapewniało przestrzeń i czas dla siebie samego.

Karolina potrzebowała chwili wyłączenia się ze świata. Kiedyś Jasiek zapytał dlaczego siedzi w salonie ze zgaszonym światłem. Odpowiedziała wtedy ze śmiechem, że ma ten moment dnia, kiedy chce się parafrazować piosenkę Ewy Bem: „Wyszłam za mąż, zaraz wracam". Taka cząstka doby, która niezbędna jest do podgarnięcia własnych przemyśleń i zapomnienia o tym co, dookoła nas. I właśnie taki moment nadszedł dla niej teraz. Przygotowała sobie filiżankę herbaty i siadając w ulubionym fotelu, oparła głowę o zagłówek. Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest zmęczona. Emocje tego dnia, podróż, wiadomości przekazane przez Jaon, wszystko to sprawiło, że energia przeznaczona na zużycie tego dnia, skończyła się szybciej niż powinna. Zakładała jeszcze napisanie maila do Jacka i przejrzenie planów spotkań na najbliższe dni, jednak organizm miał inne zamiary. Oczy zamykały się powoli same, a mózg domagał się godzin zbawiennego snu. Trudno było odmówić potrzebom piramidy Maslowa. Człowiek został tak doskonale zaprogramowany, że fizjologiczne potrzeby zawsze były najpilniejsze. Wziąwszy szybki prysznic, Karolina położyła głowę na poduszkę i nawet nie zdała sobie sprawy, w którym momencie zasnęła.

***

- Cześć, zrobiłam nam wszystkim kawę. – powiedziała Caren, kiedy tylko Karolina i Bartek pojawili się w biurze.

- A my kupiliśmy coś dobrego do kawy. – przywitali się wesoło. Karolina podeszła do Brytyjki i mocno ją przytuliła. – Co dobrego działo się podczas mojej nieobecności? – zapytała od razu.

- Dobrego? Hmm... niech pomyślę. – zaśmiała się. – Jakoś wszystko działa, nic tragicznego w skutkach się nie wydarzyło, więc można to ocenić jako dobre. Całość informacji miałaś dostępnych na bieżąco. Znając Ciebie, jesteś pewnie lepiej zorientowana w sytuacji niż ja. – dodała siadając przy biurku i zwróciła się do chłopaka. – Bartek przygotowałam Tobie dodatkowe biurko, tuż obok, abyś był pod ręką.

- I jak ja mam to rozumieć? - powiedział cicho Bartek po polsku do Karoliny, a ona zgromiła go wzrokiem.

- Miałeś się postarać. – odpowiedziała i usiadła na swoim miejscu pracy, po czym skierowała się do Caren. – Napijmy się w spokoju kawy. Mam nadzieję, że do tego czasu nie pozabijacie się wzajemnie. – spojrzała na oboje ze śmiechem – A potem pójdziemy sprawdzić jak idzie budowa ekspozycji. Popołudniu mamy jeszcze spotkanie z ekipą w temacie planów stoiska targowego. Wcześniej każdy z nas ma mnóstwo rzeczy do zrobienia, nie będziemy się nudzić. – dodała chwytając kubek z kawą w dłonie. Bartek usiadł przy przygotowanym dla niego biurku i zaczął rozkładać niezbędne do swojej pracy papiery. Nie chciał dyskutować ani z Karoliną, która wpadając w wir pracy, zawsze stawiała wysoko poprzeczkę, ani tym bardziej z Caren, której sama obecność, podnosiła mu ciśnienie. Było tak od ich pierwszego spotkania i nie zmieniło się. Starał się znaleźć wygodną pozycję w krześle, ale stwierdził, że Brytyjka dobrała mu najmniej wygodny fotel ze wszystkich dostępnych w biurze. Często robili sobie na złość. Kiedyś Karolina zażartowała do niego: „Wiesz, jak to się mówi: kto się czubi, ten się lubi." Odpowiedział jej wtedy: „A znasz to: każdy wyjątek, potwierdza regułę?". Może to i prawda, ale czasem patrząc na nich, zastanawiała się co takiego mogło się wydarzyć na początku ich znajomości, że tak bardzo nie przepadali za sobą wzajemnie.

Tak jak zapowiadała, po sprawdzeniu stanu prezentacji ekspozycji, omówieniu kilku niezbędnych zmian, każdy z nich usiadł do swojej pracy i w towarzystwie audycji radiowej, skupili się na zadaniach. Karolina co chwila sięgała po dzwoniący telefon. Ustalała niezbędne szczegóły targowe, po czym zamawiała media potrzebne na stoisku. Planowane targi, nie były pierwszymi, którymi się zajmowała, ale były zupełnie inne, niż wszystkie do tej pory. Przeglądając kalendarz, cieszyła się na ilość rzeczy do załatwienia.

- Dziewczyny, nie chciałbym przeszkadzać, ale czas coś zjeść. – powiedział w końcu Bartek. – Idziecie na lunch?

- To jeden z Twoich najlepszych pomysłów. – skomentowała Caren i mrugnęła do niego. – Karo, idziesz?

- O tak. – zablokowała komputer i chwytając torebkę, usłyszała dźwięk telefonu. – Caren, tam gdzie zawsze? – zapytała a kiedy dostała potwierdzenie dodała - Idźcie, zaraz Was dogonię. – spojrzała na wyświetlacz i kiedy zobaczyła imię Jacka, poczuła ciepło na sercu. – Słucham?

- Obudziłem się i pomyślałem, że muszę usłyszeć Twój głos.

- Tak wcześnie? Przecież u Ciebie bardzo wczesny poranek.

- Każdy moment na rozmowę z Tobą jest dobry.

- To prawda. Mam nadzieję, że sen miałeś przyjemny. – powiedziała ubierając płaszcz.

- Zdecydowanie tak. Mogę Ci opowiedzieć, ale jesteś w pracy a to niezbyt przyzwoity sen, więc nie chciałbym Cię rozkojarzyć za bardzo.

- Cóż za skromność! Jesteś pewien, że aż tak by to na mnie zadziałało?

- Och, jestem nawet bardziej niż pewny. – zaśmiał się. – Doskonale wiem, jaki mam na Ciebie wpływ.

- No to możesz mi opisać w mailu, a ja sobie poczytam wieczorem.

- I to bardzo dobry plan jest. Będziesz miała czas na przyjemność dla siebie.

- Świntuszenia przez telefon z rana Ci się zachciało? Bardzo zdrowy odruch. – uruchomiła swój flirtujący ton głosu. – Tylko, że ja idę właśnie na lunch i troszkę czas na sex online nie ten.

- Ale będziesz chętna później? – zapytał śmiejąc się.

- Jeśli Ty będziesz dostępny.

- Choćbym miał zrobić przerwę w zdjęciach. Cały dzień będę o tym myślał. A tymczasem życzę Wam smacznego. Do usłyszenia Piękna. – rozłączył się, a ona spojrzała na jego zdjęcie przy numerze telefonu i uśmiechnęła się szeroko. W tym samym czasie dostała wiadomość do Bartka: „Błagam Cię dołącz do nas, bo nie mam pojęcia o czym z nią rozmawiać." Pokręciła głową i śmiejąc się odpisała: „Już schodzę.".

Po lunchu wrócili do pracy a po spotkaniu dotyczącym targów, żaden z nich, nie miał ochoty na powrót do biura. Caren przekazała im kluczyki do wypożyczonego samochodu i życzyła udanego wieczoru.

- Widzimy się jutro z rana. Do zobaczenia. – powiedziała.

- Zrób nam kawę. – powiedział Bartek. – Na razie. – pożegnał się i wziąwszy kluczyki od Karoliny, poszedł w kierunku zaparkowanego przed Room-em czerwonego Peugeota.

- Bo bardziej męskiego samochodu nie było w całym Londynie, co? – zapytał kiedy Karolina wsiadała do samochodu. – I Ty mi powiesz, że ona nie jest złośliwa. Kiedyś rozmawialiśmy o samochodach i powiedziałem wtedy, że ostatnią marką, jaką bym chciał jeździć jest właśnie Peugeot. I jakie auto wypożycza nam Caren? Oczywiście Peugeot. – skomentował zgryźliwie.

- To na pewno czysty przypadek.

- Naprawdę w to wierzysz czy tylko starasz sama siebie do tego przekonać? – włączył się płynnie do ruchu. – Dokąd jedziemy właściwie? Mieszkanie? Czy masz inny pomysł? Chętnie bym jakoś odreagował dzień z tą Wariatką w jednym pomieszczeniu. Może jakieś dobre jedzenie bo to czym nakarmiłyście mnie na lunch to nie nazwałbym dobrym jedzeniem.

- Zdrowym, przede wszystkim. – odpowiedziała – A jak będziesz tak dalej marudził, to zostawię Cię i sama spędzę sobie popołudnie w galerii.

- I dlaczego tak od razu nie zaczęłaś? – zjechał na parking przy drodze i spojrzał na nią – Wpiszesz adres w nawigację czy poczekamy aż pozamykają sklepy?

- Ależ narwany jesteś dziś. Poczekaj. Zadzwonię tylko w jedno miejsce i uzgodnię cel. – wyciągnęła telefon, wybrała numer Joan – Cześć. Właśnie wybieramy się z Bartkiem do galerii. Miałabyś ochotę dołączyć? – poczekała na odpowiedź rozmówczyni i spojrzawszy na przyjaciela zaczęła się głośniej śmiać. – Jasne. Tylko powiedz mi, w której galerii kupimy świeżą choinkę i tam możemy się spotkać. – Joan podawała jej adres a ona wpisywała go od razu w samochodową nawigację. – Dziękuję i do zobaczenia. – odłożyła telefon do torebki. – Możesz ruszać, adres wklepany. Uważaj na drogę i słuchaj wytycznych nawigacji.

- Naprawdę nie zamieszasz mi powiedzieć, co Cię tak rozbawiło podczas rozmowy z tą całą Joan? – spojrzał na nią.

- Nie zamierzam, takie tam babskie sprawy. Jedź, bo bym coś zjadła. – klepnęła go delikatnie w ramię a on włączył się po raz kolejny do londyńskiego ruchu. Karolina patrzyła za okno cały czas się śmiejąc. Joan zapytała czy przyjedzie z nią Bartek, bo już doskonale wiedziała, który na zdjęć z gór to właśnie on. Nie zdziwiło jej źródło informacji. Jack oznaczył Bartka na jednym ze zdjęć i wysłał zwrotnie przesłaną wcześniej fotę. „To będzie ciekawe popołudnie." – pomyślała.

Kiedy zaparkowali na parking , Karolina rozejrzała się dookoła i zobaczyła setki innych samochodów.

- Widać, że zbliża się czas świąt.

- Masz już jakieś pomysły na prezenty? – zapytał Bartek.

- Dla Jacka już nawet zamówiłam. Chciałabym aby Joan zabrała ze sobą do LA. Mam nadzieję, że zrealizują zamówienie do piątku i Jasiek przywiezie tutaj. Zrobiłam Jackowi fotoksiążkę z naszymi różnymi zdjęciami, dopisałam do każdej strony cytat, pasujący do sytuacji na fotach, albo taki, który on powiedział, albo innych ludzi i słynnych i mniej sławnych. Powinna być gotowa i dostarczona do rodziców w czwartek. Teraz mi przyszło do głowy, że skoro Jasiek przylatuje, mógłby zabrać ze sobą a ja zapakuję i przekażę Joan.

- Genialny plan i naprawdę dobry pomysł. – powiedział. – A pozostałe?

- Coś Ty, nawet nie miałam kiedy pomyśleć nad listą. Zastanawiam się też, czy kupić coś rodzicom Jacka, skoro będą razem w święta. Co myślisz?

- Może jakiś drobiazg dla całej rodziny, aby nie poczuli się zobowiązani. Nigdy nie wiadomo w takich początkach znajomości jak się zachować. Człowiek chciałby wypaść dobrze, ale nie przesadzić. I zawsze ten sam problem – kupić nie kupić?

- Widzę, że w tym temacie masz niezłe doświadczenie. – zażartowała. – Chodź, Joan czeka na nas przy BurgerKingu.

- I już ma dziewczyna pierwszego, wielkiego plusa. Wie czym faceta nakarmić. Dobry burger nie jest zły. Nie jakieś tam sałatki z rukolą, pomidorem i roszpunką. Czy ja wyglądam na owcę co skubie trawę? Mięso daj Kobieto. – zażartował i skierował się w stronę wejścia do galerii.

Już po chwili siedzieli przy stoliku z Joan, zajadając Big Kingi w wersji XXL i rozmawiali o planach i listach zakupów. Bartek wesoło przedstawił się Joan, mówiąc o sobie: „Ta lepsza strona Karoliny" i wgryzł się z bułkę z wołowiną.

- Teraz skupię się na tym smaku, a Wy możecie sobie na mnie popatrzeć. – powiedział na koniec.

- Skromność jest słabą stroną rodzaju męskiego. – skomentowała Joan.

- A Ty co, feministka? – zażartował Bartek popijając colę. – Załóż dłuższą spódnicę albo spodnie, bo świecisz długimi nogami, feministce to nie przystoi. – dodał ironicznie.

- Bartek! – Karolina szturchnęła go pod stołem. – Opanuj się i pamiętaj co mi obiecałeś. Nie zaczynaj nawet. – dziewczyna dobrze znała sposoby przyjaciela na robienie wrażenia na kobietach. Właśnie testował jeden z nich, a po minie Joan było widać, że świetnie mu idzie. – Jak Jack się dowie, to Ci łeb ukręci. – szepnęła. Joan spojrzała na nich podejrzliwie i skomentowała śmiejąc się:

- Nieładnie w towarzystwie szeptać i to do tego w języku, którego kompletnie nie rozumiem.

- I niech tak zostanie. – dodała Karolina już po angielsku i mrugnęła jej. – A zakupy zaczynamy od czapki dla Ciebie. Chciałabym aby to był prezent ode mnie. A wiesz, że nieładnie jest nie przyjmować prezentu. – przyjęła taką taktykę, aby przekonać Joan do przyjęcia czapki.

- Ale jesteś sprytna. Jack mnie uprzedzał, że będziesz kombinowała aby przekonać mnie to założenia czapki. Ponoć to Wasz mały zakład. – spojrzała na nią ze śmiechem. – Moja Droga bardzo Cię polubiłam, ale nie zdradzę brata. Nie masz szans na wygraną.

- Ale przyjmiesz prezent? – zerkała na nią, a Bartek starał się zrozumieć jaki przyjaciółka ma plan, bo to, że go ma był bardziej niż pewnym.

- Jak sama powiedziałaś, nieładnie nie przyjąć prezentu. – powiedziała Joan i zabrała się za skończenie swojego burgera.

Bartek dopingował Karolinę w zakupie czapki dla Joan. Nie wiedział na czym polegał zakład podjęty przez nią i Jacka ale widział, jak przyjaciółce zależy na wygranej. Postanowił pomóc w realizacji celu.

- Myślę, że w tej wyglądałabyś rewelacyjnie. Kolor idealnie pasuje do Twoich oczu. – powiedział do Joan, podając jej klasyczny beret. Dziewczyna spojrzała na niego i odpowiedziała ze śmiechem:

- Nie ma mowy, przecież do wersja dla seniora. Ja nie skończyłam jeszcze nawet 25 lat. – zbuntowała się teatralnie.

- Ale myślę, że ta będzie kompromisem. Przymierzysz? – zapytała Karolina, pokazując jej czapkę, którą bez problemu można było złożyć i nosić jak opaskę na uszy. Joan spojrzała na nią z powątpiewaniem, ale nie zraziło to Karo, do poszukiwania kolejnych propozycji. Chwyciła wersję opaskową i odwróciła się w stronę półki z czarnymi zwykłymi wersjami. Czapka z doczepianą czerwoną różą przykuła jej uwagę. Wzięła dwie w dłonie i wrzuciła na koszyka, który trzymał Bartek.

- Rozumiem, że jedna dla Ciebie. – poruszał brwiami.

- O tak. Mam pewien plan i zobaczymy czy wypali. – W krótkim czasie znalazła jeszcze 6 innych czapek, które pokazała Joan. – Chodź, idziemy przymierzyć. Od tego się nie umiera. – zaśmiała się a rozweselona przez Bartka, Joan ruszyła za nią do przymierzalni. Karolina przymierzyła dwie, a kolejne dwie podała Brytyjce. Obie idealnie pasowały do kształtu jej twarzy. – Wyglądasz naprawdę pięknie. Zobacz jeszcze te. – uśmiechnęła się do niej, patrząc w jej odbicie w lustrze. Joan popatrzyła sceptycznie na czapki ale dzielnie przymierzała jedną za drugą. – Co myślisz, abyśmy zrobiły sobie zdjęcie, upamiętniające nasze pierwsze wspólne zakupy? – zapytała po chwili Karolina. – Tym razem to Ty będziesz mogła dostarczyć bratu dokumentację fajnie spędzonego ze mną czasu. – dodała.

- Założymy te czapki z różą? – podchwyciła pomysł Joan.

- Jasne. Obie wyglądamy w nich zabójczo. – założyła jeszcze raz czapkę i objęła Joan, patrząc w kamerę telefonu. – Jeszcze kilka? Zmieńmy czapki. – zaproponowała.

- Dobra, ale naprawdę nie bardzo mam ochoty ich nosić każdego dnia.

- Przecież nie zmuszę Cię. – powiedziała Karolina lekko zrezygnowanym tonem. Była ciekawa czy Joan zorientowała się w jej zamierzeniach.

- Drogie Panie, długo jeszcze Wam wejdzie w tej przymierzalni? Zaczynam tu się nudzić? – wtrącił swoje trzy grosze w ich zabawę Bartek. – Czuję się zapomniany. – kontynuował a Karolina wybuchła radosnym śmiechem.

- Dobrze wiesz, że nie dasz o sobie zapomnieć. – wystawiła głowę zza kotary mrugając do niego. – Już wychodzimy. – podała mu 5 czapek, dodając ciszej – Zapłać za nie, później się z Tobą rozliczę i zanieś do samochodu, tak aby Joan nie zaczaiła. Ja kupię tylko te dwie, które mam tu. Mój plan chyba się powiódł.

- Wyjaśnisz mi wieczorem i wisisz mi dobrego drinka. – zabrał od niej czapki i zniknął za ścianą sklepu.

Gdy obie wyszły z przymierzalni, Karolina powiedziała błagającym tonem:

- Joan ale tą z różą chyba ode mnie przyjmiesz, co?

- Tą jedną tak. – wyjęczała piskliwie Joan.

- Zobaczysz jak często będziesz po nią sięgała.

- Na to nie licz.

Kiedy wychodziły ze sklepu, Bartek czekał już na pobliskiej ławce.

- Kolejny cel – część prezentów świątecznych. Kiedy zjedzie się cała ekipa, nie będzie szans na szczegółowe zakupy, bo baby będą marudziły, że za mało czasu, że łazimy nie po tych sklepach co trzeba a potem przepadną w sklepie z ubraniami dla niemowląt i godzinę będą wybierały pajaca dla Maksa. Tak, jakby takiemu małemu chłopcy nie było wszystko jedno w co jest ubrany. – Bartek tworzył wizję weekendowych zakupów, wcale nie tak daleką od bardzo prawdopodobnej. Karolina zaczęła głośno negować, ale po chwili poddała się, przyznając mu troszkę racji. – No więc Joan prowadź do sklepów, na które nas stać, do sklepów gdzie nie zapłacę majątek za kawałek szmatki.

- Czyli Louis Vuitton i Burberry odpadają. – mrugnęła do niego.

- Jesteś na zakupach z biednym Polakiem, a nie z gwiazdą filmów z Hollywood.

- Mój brat jest z Londynu, a nie z Hollywood. – przedrzeźniała go Joan. Karolina spojrzała na Bartka i bezgłośnie powiedziała: „Przestań to robić." Widziała, że chłopak wpadł Joan w oko, a znała go na tyle dobrze, że nie chciała aby stała się bohaterką jego podbojów. Lubił robić wrażenie na kobietach. Czerpał przyjemność z każdego okazanego zainteresowania, które skutecznie łechtało jego męskie ego. Tak jak i Jasiek, uwielbiał wszystkie kobiety, ale szukał tej jedynej, a nie był typem wielbiciela związków na odległość. – Chodźcie. Idziemy na podbój sklepów. – Joan wyrwała ją z zamyślenia, chwytając ją pod rękę. – A masz pomysł na prezent dla Jacka? – zapytała.

- Już nawet mam na etapie dostawy, ale słowem się nie zdradzę, bo nie utrzymasz języka za zębami. – zażartowała Karolina.

- Oj tam oj tam, od razu nie utrzymam, troszkę wiary we mnie. Jak bardzo chcę potrafię dotrzymać tajemnicy.

- No właśnie, mamy clou sprawy – jak bardzo chcesz, a jak Jack Cię zacznie dopytywać, to nie będziesz „bardzo chciała". – Karolina zrobiła w powietrzu cudzysłów i pociągnęła Joan do przodu, zostawiając Bartka delikatnie w tyle, nie dając mu chwilowej możliwości czarowania, swoją osobowością.

Zakupy okazały się bardzo efektywne. Joan pokazała im kilka bardzo ciekawych sklepów z przystępnymi cenami oraz interesującą ofertą produktową. I Bartek i Karolina kupili prezenty wszystkim, których mieli na liście, dzięki czemu w weekend będą mogli sprawdzić się głównie jako przewodnicy po galerii. Joan też miała kilka całkiem sporych pakunków.

- Zanieśmy to wszystko do samochodu i chodźmy na kolację. – zaproponował Bartek.

- A może zaprosilibyśmy Joan do siebie i zjedlibyśmy zapiekankę, którą wczoraj zrobiłeś. Joan, masz czas? – zapytała Karo.

- To jest doskonały pomysł. Chociaż skromnie odwdzięczymy się za pokazanie nam tańszej strony , bo jak tutaj wszedłem to miałem wątpliwości czy mój budżet ogarnie ten poziom cenowy.

- Nie taki diabeł straszny. Zawsze do usług. – ukłoniła się Joan. – Chętnie skorzystam z Waszego zaproszenia. Dajcie adres i spotkamy się na miejscu. Mam samochód po drugiej strony ulicy.

***

- To był udany wieczór. – powiedział Bartek zamykając drzwi za Joan. – Możemy ją zapraszać częściej.

- Ja Cię bardzo proszę, naprawdę nie chcę żadnych komplikacji. – popatrzyła na niego Karolina z wyrzutem. – Wiesz, że Cię uwielbiam i ufam na maxa, ale związek, gdzie Ty jesteś tam a ona tu, nie ma żadnego sensu.

- Teraz to lekką hipokryzją zabrzmiało, to raz. A dwa, kto tutaj mówi o jakimkolwiek związku. Można się dobrze bawić i tyle.

- Joan nie jest dziewczyną do dobrej zabawy w Twoim rozumieniu. A Ty jesteś na tyle inteligentny, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. A co więcej, posłuchasz mnie, bo wiesz, że mam rację.

- Dobra, dobra, niech Ci będzie. Masz rację i składam w tym momencie broń. A teraz gadaj o co chodzi z tym zakładem i jak chcesz go wygrać. – zmienił szybko temat Bartek aby nie słuchać dalej kazań Karoliny. Jak się rozkręcała w danym temacie, mogłaby pouczać bez końca, a na to nie miał najmniejszej ochoty. Z zaciekawieniem słuchał opowiadania o zakładzie z Jackiem i tym jak Karolina chciała załatwić sobie wygraną. Na koniec przybił jej piątkę i skomentował: - Jednak Twoje pomysły ciężko pobić. Biedny Jack nie ma pojęcia, z kim zadarł. On jeszcze nie wie, że z Tobą nie warto się zakładać o cokolwiek. Troszkę nawet mu współczuję i jednocześnie zazdroszczę, że całe to odkrywanie Ciebie przed nim.

- Życie go wiele nauczy. – mrugnęła do niego, po czym zabrała naczynie ze stołu i wrzuciła w kuchni do zmywarki. – A teraz zmykam pod prysznic i w spanko powoli. Jutro kolejny ciężki dzień w Room-ie, a chcę jeszcze spisać małego maila, który pewnego Brytyjczyka w LA przyprawi o zawrót głowy.

- Przyjemności moja Droga. Ja jeszcze posiedzę i sprawdzę jak przygotowania do weekendowego przyjazdu ekipy.

- Gdybyś rozmawiał z Jaśkiem, zapytaj go o paczkę, co?

- Nie ma sprawy.

Karolina po szybkiej kąpieli, usiadła na łóżku i chwytając telefon zrobiła sobie zdjęcie w samej tylko czapce z różą. „I tak zaczyna się historia wygranego zakładu." – napisała do Jacka. Nie czekała długo, bowiem po krótkiej chwili zadzwonił.

- I właśnie oblałem się gorącą kawą. Ale z takiego powodu oblewać mogę się przy każdej możliwej okazji.

- No wiesz, co za dużo, to w końcu niezdrowo.

- Myślę, że tutaj akurat bardziej pasuje powiedzenie o wyjątkach. To jest właśnie taki wyjątek potwierdzający regułę. Karolinko, nawet nie wiesz jak żałuję, że nie mogę być teraz obok Ciebie i obejrzeć sobie bliżej tej czapki.

- Bo właśnie ta czapka najbardziej z całego zdjęcia Cię zainteresowała?

- No może powinienem iść do lekarza?

- Bardzo możliwe, że wizyta pielęgniarska dobrze by Ci zrobiła. – ciągnęła temat Karolina, a on roześmiał się.

- Chyba mam już pomysł na prezent świąteczny dla Ciebie.

- Co Ty powiesz? – rozmawiali długo co chwila nawiązując do tematów fantazji seksualnych. Każdy jakieś ma, tylko mniej lub bardziej się do nich chce przyznać i przed samym sobą a tym bardziej przed drugą osobą. Odległość pomiędzy nimi, dawała im możliwość odkrycia zupełnie innej drogi radzenia sobie z napięciem seksualnym. Powoli, krok po kroku uczyli się bycia w związku z osobą, oddaloną o tysiące kilometrów.

- Nawet zaczyna mi się to podobać. – powiedziała Karolina kończąc rozmowę z Jackiem. – Teraz możesz wrócić do pracy z tymi kobietami, tam dookoła. Żadne głupoty do główki Ci nie przyjdą.

- Nie przyszłyby nawet wcześniej, ale zawsze lepiej zapobiegać. – mruknął do niej namiętnie. – Bardzo tęsknie za Tobą.

- Ja za Tobą też. Dobranoc Jack. – rozłączyła się i zrelaksowana położyła się spać.

***

Dni mijały szybko. Praca w Room-ie zawładnęła czasem Karolina i Bartka na tyle, że nie mieli kiedy skupić się na czymkolwiek innym. Ani się nie obejrzeli a było piątkowe popołudnie. Choinka, którą kupili podczas zakupów z Joan czekała na ubranie na wesołą paczkę przyjaciół. Obiecali udekorować ją razem. Karolina usiadła wieczorem w fotelu i patrząc na drzewko, uśmiechała się szeroko. Przypomniało jej się jak wielokrotnie stroiła choinkę z Darkiem w domu rodziców, a w końcu w ich mieszkaniu. Były to wspomnienia pełne radości i pozytywnych emocji, ale po raz pierwszy, myśląc o nich, nie płakała, a uśmiechała się. Zaszło wiele zmian w jej codzienności. Większość były zmianami na dobre, ale niektóre troszkę ją przytłaczały. Zgodnie z tym, co zapowiadała Joan, coraz więcej informacji w mediach społecznościowych oraz w wielu portalach internetowych dotyczyło spotkań Jacka z różnymi osobami, głównie płci pięknej. Starała się ich nie czytać, ale ciekawość zwykle wygrywała i przeglądając artykuły miała coraz to dziwniejsze, zupełnie obce sobie dotychczas, odczucia. Nie były to pierwsze materiały, które czytała na jego temat. Jednak dopiero teraz odbierała je jako osoba żywo zainteresowana tematem, a właściwie bohaterem tych plotek. Pisał do niej każdego dnia opowiadając o tym z kim i gdzie się spotyka. Zdawał sobie sprawę, że wiele tych spotkań, brukowce opiszą zupełnie inaczej niż wyglądały w rzeczywistości. Chciał zapewnić Karolinie, chociaż troszkę poczucia bezpieczeństwa w tym bezwzględnym świecie gonienia za sensacją i zwiększania popularności artykułów. Uprzedzał ją o wszystkim co działo się w jego zawodowym świecie. Pomimo wszystko, Karolina starając się zachować obojętność na treści w Internecie, coraz częściej łapała się na ich wielokrotnym czytaniu. Sama miała do siebie pretensje, ale każda zapowiedź artykułu ciągnęła do siebie jak magnez. Cieszyła się na przyjazd przyjaciół, a najbardziej radowała ją obecność Izki z małym Maksem. Wiedziała, że przyjaciółka wybije jej głupoty z głowy. Bardzo na to liczyła.

- Długo będziesz tak patrzyła na choinkę? Muszę Cię zmartwić ale ona naprawdę nie zacznie tańczyć. – zażartował Bartek. To, co było jedną z jego najwspanialszych cech, to dokładne wyczucie momentu niezbędnego rozładowania emocji. – Chodź do kuchni, pomożesz mi przy sałatce. Coś tu wymyślam, abyśmy z tą drużyną nie padli przez weekend z głowy. Samymi chipsami ich nie nakarmimy.

- Pozostałych może nie, ale Jaśkowi by wystarczyło. On nie jest drogi w utrzymaniu, jeśli chodzi o jedzenie. – komentując przyzwyczajenia kulinarne brata, dołączyła do przygotowań.

- No co Ty. Chipsy i pizza. – poprawił ją Bartek.

- Prawda. Poprawka. – zgodziła się z nim i zaczęła kroić warzywa. Krzątanie się po kuchni i czarowanie czego z niczego, było dla tej dwójki, swego rodzaju londyńską tradycją. Kiedy tylko przypadał Bartka pobyt w Room-ie spędzali każdy wieczór, mieszając pozornie niepasujące do siebie składniki w przedziwne czasem sałatki, które okazywały się być finalnie bardzo smaczne. W ten sposób Bartek przekonał Karolinę do jedzenia różnego rodzaju kaszy. Kasza w formie sałatki jedyną akceptowalną przez nią formą kaszy. Od czasów uczestnictwa w obozach harcerskich, nie przepadała za tym uzupełniaczem posiłków. „A kasze są bardzo zdrowe." – powtarzał jej zawsze Bartek. Pierwszą sałatkową przygodę z kaszą, przyjaciel zaoferował Karolinie podstępem, nie zdradzając składników. Kiedy stwierdziła, że bardzo jej smakuje zaprezentowana nowość, dopiero wtedy wyjaśnił jej, że głównymi składowymi są kasze i ziarna. Była bardzo pozytywnie zaskoczona i od tej pory często sięgali po kasze do sałatek.

Cały wieczór minął im na przygotowaniach do ugoszczenia przyjaciół. Po kuchennych przygotowaniach, pozostała wymiana świeżych pościeli, podzielenie miejsc do spania. Niełatwo było rozlokować na niewielkim metrażu taką grupkę ale najważniejsza była wygoda małego Maksa i dostępność Izki do niego, cała reszta poradziłaby sobie bez większego zamieszania.

- To mamy jutro dość wczesną pobudkę. – powiedziała Karolina.

- Zwykle w weekendy spaliśmy do południa. – wspominał Bartek. – Trzeba będzie się poświęcić. A propos poświęcenia. Nie chciałbym poruszać tematów służbowych jutro ale dziś muszę przyznać Ci jeszcze na koniec tego tygodnia pracy, że zachowanie Caren nawet przestało mi przeszkadzać.

- Przecież wcale ze sobą nie rozmawiacie kiedy nie trzeba. No to jak miałoby Ci to przeszkadzać. – Karo była lekko zaskoczona słowami chłopaka.

- No i to mi odpowiada. Ona chyba zrozumiała, że lepiej jest kiedy nie wygłasza tych swoich męczących monologów. A druga sprawa, że gdy jest dużo roboty, jej to pasuje i jednoczęsnie wycisza. Więc zapowiada się dobra współpraca, bo z wysłanych przez Ciebie harmonogramów wynika, że będziemy tak zajęci do końca stycznia.

- Nie byłbyś sobą, gdybyś powstrzymał się od złośliwości. Caren się bardzo stara aby unikać konfliktów i dyskusji z Tobą. A ja się dwoję i troję abyście mieli zajęcie, które nie wymaga Waszej bezpośredniej kooperacji. Mógłbyś to docenić i pohamować wszelkie komentarze.

- W ten nieudolny sposób chciałem Ci podziękować za ten tydzień. – zaśmiał się.

- Jak to zwykle z Tobą bywa, jednocześnie przyznajesz się do błędu i jesteś złośliwy w tym samym zdaniu. Jak Ty to robisz? – dopytała ze śmiechem Karolina. – Tymczasem ja idę do siebie. Może dziś uda mi się wcześniej położyć.

- Wczoraj też próbowałaś, co? – zaśmiał się zaczepnie.

- Spadaj. – odkrzyknęła mu już zza drzwi łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro