Rozdział 2: Przyjęcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"nie umiem powiedzieć czy kochałam naprawdę 
 zostawiam tajemnicę rozstań powrotów namiętności
 boleść krzywd i nadzieje wzruszeń"*

Młody mężczyzna stojąc przy ogromnym oknie w swoim apartamencie automatycznie zapinał guziki białej koszuli. Od pięciu lat robił to każdego ranka. Jego życie było monotonne i nudne. Jako nastolatek zawsze marzył o wolności, nie chciał całych dni spędzać za biurkiem - tak jak robił to jego ojciec.

Niestety realia nie odpowiadały jego wyobrażeniom z dzieciństwa.
Całymi dniami przesiadywał w swoim gabinecie wypełniając papiery lub chodząc na spotkania biznesowe. Sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz wyszedł gdzieś z przyjaciółmi lub umówił się na randkę. Skąd też docinki Jeana mówiące o jego rzekomym byciu "gejem, który nie może znaleźć faceta". Samego Jaegera nigdy nie interesowali mężczyźni, zawsze skupiał się na kobietach i ich... atutach.

Owszem chciał znaleźć swoją drugą połówkę, ale musiał sam przed sobą przyznać, że zwyczajnie nie miał na to czasu. Ciągle tylko siedział w firmie oraz na spotkaniach biznesowych.
Miał pod sobą kilkadziesiąt lub więcej ludzi, lecz jednak wolał być pewny, że wszystko jest w porządku i sam nadzorować ich pracę. Musiał jak najlepiej wywiązywać się z tego co robił, być profesjonalny i poważny, nie mógł śmiać się z byle powodu. Choć... Sam już nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio się uśmiechnął. Jego życie przez ostatnie cztery lata kręciło się tylko i wyłącznie wokół firmy odziedziczonej po ojcu. Przez pierwszy rok co jakiś czas wieczorem wpadał do klubu. W większości przypadków zawierał chwilowe i dość namiętne znajomości z różnymi kobietami. Ot tak, jednorazowe przygody. Nigdy nie wiązał z nimi jakiś poważniejszych planów. Nie wyobrażał sobie nawet aby jego znajomość z przyszłą żoną zaczęła się od numerku w kiblu.

Skończywszy zapinać guziki oraz zawiązawszy krawat, z cichym westchnieniem odsunął się od okna i skierował na korytarz, aby ubrać buty. Nie chciał jechać na tą kolacje, od lat marzył o spędzeniu wigilii w domu, w towarzystwie rodziny i przyjaciół. Niestety co rok musiał jeździć na różne przyjęcia charytatywne.
Ostatni raz spojrzał w lustro by poprawić na żelowane włosy i wziąwszy kluczyki wyszedł z mieszkania.

~*~

Zjechał windą na podziemny parking wieżowca, w którym mieszkał. Rozglądając na boki kierował się do czarnego nissana stojącego w przeciwległym końcu. Miał całkiem sporo aut, każde po wielu tuningach, ale dziś postanowił pojechać qashqai'em.
Z piskiem opon wyjechał na drogę prowadzącą do rezydencji państwa Bozado - organizatorów przyjęcia.

~*~

Gdy dojechał na miejsce wszechstronna sala była już pełna gości. Lecz ku jego szczęściu nigdzie nie widział tej małej, głupiej spierdoliny - zwanej też Levi Ackerman.
Wolnym krokiem podszedł do miejsca, w którym stał obejmujący w pasie Armina Jean oraz Hange. Widok tej ostatniej nie napawał go zbytnim optymizmem. Z doświadczenia wiedział, że gdzie jest ta wariatka tam i Ackerman. Choć musiał przyznać, iż Zoe jest najlepszą lekarką w całym mieście.
W swoim czasie zajmowała się również jego ciotką, niestety zbyt późno zdiagnozowanego nowotworu nawet ona nie była w stanie wyleczyć.
Pamiętał, że podczas ich pierwszego spotkania palił papierosa oparty o ścianę szpitala a Ona zapytała czy w przyszłości będzie mogła leczyć jego raka płuc.

Arlelt widząc zbliżającego się do nich Jaegera z entuzjazmem zaczął do niego machać. Zielonooki uśmiechnął się półgębkiem na ten gest. Ten niewysoki blondynek był jednym z jego niewielu przyjaciół. Niebieskooki nigdy nie traktował go jak kogoś lepszego z powodu pochodzenia czy firmy, którą miał przejąć. Dla niego był tylko Erenem, takim samym jak on czy inny z ich rówieśników
-To ja zostawiam was samych - rzuciła z przebiegłym uśmieszkiem Hange. Zdziwieni mężczyźni popatrzyli na odchodzącą Zoe. Fakt, iż porzuciła wypowiedź w połowie zdania był co najmniej dziwny
-A tak z innej beczki; Eren masz już jakiegoś chłopaka na oku? - palnął Jean przyciągając do siebie Armina
-Ha. Ha. Ha. Dawno się tak nie uśmiałem koniu. - odgryzł się Jaeger z kamienną miną. Odkąd pamiętali dogryzali sobie w ten sposób. Lecz jak to mawiała zawsze jego mama; kto się czubi ten się lubi.

Czas upływał im na bezsensownych pogaduszkach i dogryzaniach. Powoli zjeżdżali się pozostali goście. Czasami ktoś z nich podszedł do ich trójki, aby zamienić kilka zdań lub zapytać o coś. W większości byli to starzy znajomi Państwa Jaegerów.
Gdy Eren był pochłonięty rozmową Jeanem o najbliższych zmianach w swojej firmie, ten z pokerową miną nagle zaczął wpatrywać się w schody. Skołowany Jaeger spojrzał z wyrzutem na przyjaciela, ale ten nic sobie z tego nie robiąc odwrócił go twarzą do drzwi wejściowych

- A oto i Ackerman. 

~*~

Grrr... Gdyby nie fakt iż w piątek ze szkoły zabrała mnie karetka rozdział mieli byście już wczoraj lub nawet w piątek wieczorem  > . < 

Nie chcę pisać dla anonimków więc proszę o komentarze i do nexta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro