Epilog II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muzyka pod koniec! *-* A najlepiej jak ''Jane pójdzie za nim'' xD

Stoję przed lustrem i próbuję zapiąć zamek na plecach do końca, ale prędzej złamię sobie łopatki i ramiona niż żebym to dopięła swego. Nawet nie wiem, czy to dobry pomysł, aby ubierać czerwoną sukienkę na imprezę z okazji zakończenia roku szkolnego, a także opić collage Rachel. 

Z tą blondynką nie zobaczę się już po wakacjach - wyjeżdża do collage'u, ale nie przejmuje się tym tak bardzo, bo za rok do niej dołączam. Przejmuje się jednak tym, że William być może wybiera inną uczelnie i to mnie martwi. Zżera mnie zazdrość i jednocześnie smutek, że będzie tam sam beze mnie.

Wypuszczam głośno i z dezaprobatą powietrze z ust, a także puszczam swobodnie ręce wzdłuż ciała. Mam dość tej sukienki i jednak wybieram spódniczkę. Chwytam za ramiączka od czerwonej kreacji, ale tuż za mną pojawia się męska postura i zaprzestaje ruchom na moment, aby uważnie przyjrzeć się błękitnym tęczówkom, które tajemniczo na mnie spoglądają. 

Widzę, jak wyciąga ręce z kieszeni swoich jeansów i delikatnie dotyka mnie za ramiona, a przy okazji opuszkami palców drażniąc skórę i sprawiając na niej dreszcze. Przymknęłam oczy i wciągnęłam więcej powietrza do płuc, spinając się od razu na jego dotyk. Moje ręce ponownie opadły wzdłuż ciała, pozwalając mu większy dostęp.

Nachyla się nade mną i zaczyna obdarowywać moje ramię pocałunkami, które sprawiają mi taką przyjemność, że moje nogi same się uginają. Jego dłonie powędrowały ma moją talię, którą zaczął gładzić w górę i dół, aż w końcu powolnym ruchem zabrał się do zapięcia mojej sukienki. Odchyliłam głowę bardziej w bok, żeby tylko poczuć już pierwsze i mokre pocałunki na mojej szyi, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej zachłanniejsze i namiętne. Objął mnie wokół talii i przyciągnął do siebie gwałtownie, a z moich ust wydobył się jęk rozkoszy. 

– Jesteście tacy słodcy...

Aż drgnęłam całym ciałem z przestraszenia, kiedy usłyszałam rozczulający się głos mojej mamy. William tylko prychnął pod nosem i nawet nic sobie z tego nie zrobił. Powolnym ruchem odsunął się ode mnie, a także odwrócił w stronę mojej rodzicielki. Podziwiam Will'a, też chciałabym tak reagować w takich sytuacjach. Odkąd pamiętam - on nigdy nie odskakiwał ode mnie albo wykonywał jakieś gwałtowne ruchy podczas nakrycia nas. Doskonale przypominam sobie chwile, jak Rachel nas nakrywała, a on i wtedy obojętnie wobec tego przechodził.

– Mamo... – westchnęłam i kompletnie zawstydzona spojrzałam na nią.

– No mamo, mamo, a co byłoby, gdyby to ojciec? – uśmiechnęła się. 

– Chyba taka sama reakcja. – spojrzałam krótko na Williama, który tylko uśmiecha się łobuzersko i trzyma ręce w kieszeni. 

– Ale jego na pewno nie byłaby podobna do mojej. – prychnęła. – Ale ja mam śliczną córkę. – podeszła do mnie i zmierzyła całą, a także poprawiła nierówności na sukience. – O której wrócicie? – spytała.

–Nie wiem, dam ci znać. – podeszłam do biurka i schowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, a także przewiesiłam ją przez ramię. – Will dzisiaj u mnie nocuje, okej? – spytałam rodzicielkę.

– Wiesz, ja nie mam nic przeciwko, ale to bardziej ojca powinnaś się pytać. – prychnęła.

No tak, jednak tata nigdy nie odpuści Williamowi. Toleruje nasz związek, toleruje Williama przede wszystkim, co jest najważniejszą rzeczą, ale nie przepada za tym, gdy jego księżniczka - ja - jest dotykana przez mężczyzn. Chyba każdy nadopiekuńczy ojciec ma taki instynkt wobec córki. Nienawidzę z nim rozmawiać o tym, czy Will może przyjść na noc, dlatego najlepsza moja strategia polega na...

– Mamo, zapytała ty byś go? – spytałam niewinnie i zrobiłam maślane oczy, posyłając je w stronę rodzicielki.

To zawsze działa. Ojciec zawsze mojej mamie ulegnie, choćby nie wiem co. 

– No nie wiem, nie wiem... – droczyła się ze mną z zadziornym uśmieszkiem. 

– Proszę? – spytałam błagalnie.

– No dobrze, dla ciebie wszystko, skarbie! – rzuciła radośnie. – No to jeśli chcesz, aby Will nocował, to won na tą imprezę! 

Aż się zarumieniłam i spojrzałam zawstydzona na Williama, który tylko głośno się zaśmiał. O mój boże, dlaczego do głowy mi przyszły takie nieodpowiednie rzeczy związane z moją mamą i tatą? Czy może naprawdę jej o to chodziło..? O mój boże. 

Skierowałam się z Will'em na parter, gdzie dostrzegłam już w kuchni rozmawiającego ojca przez telefon. Zauważyłam też, że moja mama idąc w stronę swojego męża, zaczyna kokietować uwodzicielsko. Znowu odwracam wzrok i palę się z rumieńców.

– Czego się zawstydzasz? – mruczy mi w ucho Will. – Też tak robimy. – przyciągnął mnie do siebie.

– Ale oni mają po czterdzieści lat. – prycham. – Na dodatek... dziwnie się patrzy tak na swoich rodziców, nie sądzisz? Nie masz tak patrząc na swoich? 

– Wtedy kibicuje ojcu, by zamoczył. – zaśmiał się, na co także prychnęłam śmiechem.

– Wychodzimy, cześć! – krzyknęłam w ich stronę.

William już otworzył mi drzwi, abym wyszła pierwsza, ale donośny głos ojca rozniósł się po całym domu, że z oburzenia przewróciłam oczami i wpuściłam przeciągle powietrze z ust. 

– O której wrócicie? – spytał i stanął na środku holu, obejmując mamę wokół talii, która ta sama go nie puszczała.

– Nie wiem, później. – rzuciłam. 

– Zero alkoholu, jasne? – spojrzał na mnie. – William, liczę na ciebie. – spojrzał na mojego chłopaka.

– Jest w dobrych rękach. – przyciągnął mnie do siebie i obdarował głowę krótkim pocałunkiem, na co poczułam grzejące się policzki.

Moja mama puściła mi oczko i chwyciła ojca za rękę, a także poprowadziła w stronę schodów. Uśmiechnęłam się niedowierzająco, bo naprawdę ona jest szaloną wariatką... Ta kobieta chyba nie zna granic i aż czasami mi wstyd, kiedy przy mnie nie zna tego zahamowania.

– Bawcie się dobrze! – wykrzyczał rozbawiony w naszą stronę, choć chciał udać poważnego.

I skierowaliśmy się do wyjścia, gdzie ja cała palę się z zażenowania, a William się tylko śmieje. Przez te cztery miesiące odkąd jesteśmy razem już nie raz był świadkiem takich sytuacji, a ja w ciągu dalszym się krępuje i zawstydzam i upokarzam przed nim. Zna doskonale moich rodziców, w końcu przez całe życie byliśmy razem wokół siebie, jednak oni dalej potrafią narobić mi wstydu...

$$$$$$$$$$$$$$$

Zatrzymał samochód przy większości zaparkowanych i zanim zdążyłam wyjść, pociągnął mnie do siebie i złączył nasze usta. Zdziwiłam się na początku, ale po krótkiej chwili oddałam pocałunek z czułością i namiętnością, jaką on mnie obdarowywał.

– A to za co? – spytałam i przegryzłam wargę, kiedy oderwał się ode mnie.

– Że jesteś ze mną.

Aż moje serce przyspieszyło, a na policzkach pojawiły się rumieńce, które na pewno on zauważył, bo jego wzrok poleciał na krótką chwilę właśnie na nie. On zawsze potrafi sprawić mi to uczucie, zawsze potrafi zaskoczyć, kocham go, uwielbiam, szaleje za nim.

– Kocham cię. – pocałowałam go.

– Też cię kocham, Jane. – wyszeptał w moje usta, które po chwili znowu połączył.

I zamiast wyjść do ludzi, gdzie wszyscy na pewno są już na miejscu - my siedzimy w jego aucie i całujemy się. Mogłabym tak wieczność z nim. Mogłabym wieczność z nim spędzać. Jest dla mnie najważniejszym człowiekiem w życiu i nie wiem co by było, gdyby go zabrakło w moim życiu.

I oderwaliśmy się od siebie, gdy usłyszeliśmy pukanie w szybę. Zaśmiałam się głośno, gdy Zack z uśmieszkiem machał do nas i uważnie się przyglądał. William tylko przekręcił oczami, ale dalej świtał na jego twarzy uśmieszek.

– Czego?! – warknął w jego stronę, kiedy obniżył szybę w dół.

– Przyszedłem tylko po piwa, ale jak widać i po was. – zaśmiał się. – Macie zamiar do nas dołączyć, czy bzykać się? 

– Bzykać się. – odpowiedział mu od razu, na co prychnęłam pod nosem.

– To nie przeszkadzam. – spojrzał na mnie i mrugnął jednym okiem z cwaniackim uśmieszkiem. 

Wysiadłam z samochodu, a tuż za mną Will, który skierował się do bagażnika, aby wziąć swój alkohol. Spojrzałam na niego i aż oblizałam usta, gdy znowu wyglądał tak, jak uwielbiam. Czarne spodnie opuszczone nisko na jego biodrach, biała, krótka bluzka z nadrukiem adidasa i czarno-czerwona koszula w kratę z podwiniętymi rękawami do łokci. Jezu, jak on pięknie wygląda. William jest piękny i jest cały mój. 

– Czy tylko ja na zawsze będę samotny? – usłyszałam smutniejącego Zacka.

Zaśmiałam się, słysząc jego ton i spoglądając na jego przybitą postawę. Wygląda słodko.

– Jeszcze znajdziesz tą jedyną. – odpowiedziałam mu. 

– Chyba znalazłem. – przegryzł wargę, spoglądając na mnie szarmancko.

 – Moja. – odezwał się chłodno William, który znikąd pojawił się obok nas. Na dodatek przyciągnął mnie do siebie i mocno objął wokół talii.

– Znam to już na pamięć, wymyśl coś innego. – przekręcił oczami blondyn.

– Ona. Jest. Moja. – wymawiał każde słowo stanowczo, a ja tylko schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi i obdarowywałam pocałunkami. Jezu, kocham go. – Widzisz? A ja jestem jej.

– To się pierdolcie! – rzucił Zack, który powstrzymywał się od śmiechu. – Będę na zawsze sam i jakbyś coś Jane zachciała, wiesz do kogo się zwrócić. – spojrzał na mnie cwaniacko.

– No właśnie, wiesz do kogo się zwrócić. – błękitne tęczówki także wbiły we mnie wzrok.

– Tak, wiem. – zabrałam Will'owi zgrzewkę piwa i skierowałam się w stronę pozostałych już ludzi. – W razie czego wiecie, gdzie mnie szukać! – machnęłam dłonią, przy okazji trzymając w niej piwa.

I już zauważyłam wszystkich na miejscu. Miejsce te jest podobne do tego, gdzie klasowo zawsze wyprawialiśmy ogniska. Tym razem to duża polana z masą altanek, gdzie połowa z nich jest wypełniona nastolatkami. Od razu w jednej z nich dostrzegłam blondynkę w towarzystwie Logana i kilku znajomych z jej rocznika.

– Chel! – krzyknęłam do niej.

– Jwow! – wybiegła z altanki i wpadła prosto w moje ramiona, gdzie przy tym prawie upuściłam zgrzewkę piwa. – Jezu, jak ty zajebiście wyglądasz! – zmierzyła mnie całą z zachwytem.

– Ale cierpię. Ta sukienka uciska mnie strasznie. – marudziłam. – Poza tym, hej, laska, dzisiaj pijemy, bo ty zaczynasz collage! 

– Tak i nie masz pojęcia, jak się cieszę! Na dodatek ty za rok dołączysz do mnie! – uśmiechnęła się.

Tak, ale co z Williamem?

I niezbyt z tego powodu robię się szczęśliwa. Owszem - collage to chyba najlepszy okres w życiu każdego młodego człowieka, ale ja nie cieszę się, bo co będzie ze mną i Will'em? Chcę być z nim.

– Gdzie mi uciekasz, co? – usłyszałam szept do mojego ucha, który aż spowodował ciarki na moim ciele. Po chwili męskie ramiona owinęły mnie wokół i przycisnęły plecami do swojego torsu. – Nie uciekaj mi. – przegryzł moje ucho.

– I pomyśleć, że minęło już cztery miesiące... – spojrzała na nas dumnie Rachel. – Wyglądacie razem słodko i cieszę się, że moi przyjaciele są razem! 

– Kocham cię. – wyszeptał zadziornie do mojego ucha.

– Ale nienawidzimy siebie. – wyszeptałam i wplotłam dłoń w jego czarne i puszyste włosy.

– Okej. 

– Okej. 

– Hej, chyba nie macie zamiaru się całować teraz?! – krzyknęła oburzona Rachel. – Mam zamiar się z wami napić tak, że do końca życia zapamiętamy ten wieczór! O ile to będzie możliwe. – zaśmiała się pod koniec.

Spojrzałam niewinnie na Williama, który tylko westchnął przeciągle. On jak mój ojciec nie lubi, jak piję albo sięgam w ogóle po jakikolwiek alkohol. Zawsze pilnuje mnie jak oczka w głowie i nawet jak się on najebię, to nie pozwoli mi pić. Teraz niestety mam wielką ochotę się napić i nikt mnie nie powstrzyma, aby zakazać opić przyjaciółki collage.

– Will, będziesz miał coś przeciwko? – spytałam zatrzepałam niewinnie rzęsami. 

– Nie... – powiedział na co uniosłam zdziwiona brwi w górę, a Chel obok także nie ukrywała swojego zdziwienia. – Tylko jak zobaczę, że już wystarczy, to wystarczy, okej? – zabrzmiał bardziej stanowczo niż spytał.

– Oczywiście, skarbie. – szepnęłam kusząco i obdarowałam czułym pocałunkiem w usta, a po chwili zniknęłam z Rachel.

$$$$$$$$$$$$$$$

I przyznam, że o dziwo należ do osób trzeźwych. Spośród kilkudziesięciu nastolatków jestem jedną, która w pełni świadomie ogarnia po wypiciu jedynie trzech piw. Siedzę w altance i kończę swoje piwo, a przede mną mam pijaną Rachel, która żarliwie się całuje z Loganem, obok kilku dyskutujących chłopaków praktycznie o niczym, o głupstwach. Pozostałe osoby siedzą obok mnie i także o czymś rozmawiają. Nie mam pojęcia, gdzie jest Will. Być może piję z chłopakami, ale i tym nie przejmuje się za bardzo. Nie mam o co tak naprawdę. 

– Wiesz, co ci powiem, Jane... – wymruczał w moje ucho Jack. 

Och, zapomniałabym - Obok nas całuję się Mia z Joshem, którzy od ponad dwóch miesięcy są razem. Caroline także tutaj lata gdzieś z Patrickiem, którzy niedługo będą mieć cztery miesiące za sobą. Który fakt jeszcze mnie uszczęśliwił i sprawił, że moja zazdrość w jakimś stopniu zmalała? Wyjazd Ashley. Mimo, że między nami nie było już niczego, to ona dalej miała straszne wyrzuty sumienia, zachowując się tak wobec mnie, a Williamem, to bardzo się cieszę, że już jej nie ma, naprawdę. Oczywiście jej wyjazd nie jest spowodowany przez nas, a pracą jej rodziców.

– Że jesteś najebany? – uśmiechnęłam się kpiąco i dopiłam do końca piwo, a także odstawiłam z hukiem na drewniany stolik.

– Nie... Gdyby nie William i to, że jest moim kumplem, o boże... – położył głowę na moim ramieniu, a po chwili uniósł i przybliżył swoje usta do mojego ucha. – Podobasz mi się, Jane... – wyszeptał.

Aż dziwnie się poczułam. To nie jest przyjemne uczucie, gdy masz chłopaka, a jego kumpel wyznaje ci to, że się mu podobasz. Nawet po pijaku, gdzie ludzie mówią głupoty, ale te głupoty często są prawdą, którą człowiek nie ma odwagi wyznać w stanie trzeźwym. Kiedy tylko wyszeptał mi to, odchrząknęłam i uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic. 

– Ja mówię na serio, Jane... – przerzucił swoje ramię przeze mnie i przyciągnął bliżej do siebie, na co zareagowała sztywniejąc. Nie wiem czemu, ale nie wykonywałam żadnych ruchów, a tylko siedziałam blisko niego, pozwalając na objęcia. – Jeszcze w tej sukience jesteś taka seksowna... – wymruczał mi w ucho.

– Za dużo wypiłeś, Jack. – powiedziałam, a także wstałam na wyprostowane nogi. 

– I mam odwagę wreszcie ci to powiedzieć... – chwycił mnie za dłoń i pociągnął z powrotem do siebie. Usiadłam mu na kolanach i oczywiście poczułam się bardzo dziwnie, kiedy niektóre pary oczu spoglądały na nas. – Tylko nie mów tego Williamowi, dobrze? – objął mnie wokół i wyszeptał do ucha. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy zaczął je podgryzać. 

– Dobrze, to będzie nasza tajemnica. – przekręciłam oczami i wyrwałam się z jego uścisku, wstając od razu na wyprostowane nogi. 

Sięgnęłam po kolejną puszkę piwa i już chciałam otworzyć, ale poczułam obejmujące mnie ramiona wokół brzucha, które delikatnie zaczynają kołysać mną na boki. 

– Jack, proszę cię, przestań... – rzuciłam zirytowana, ale na mojej twarzy zawitał uśmiech.

– Jwow, ja cię tylko przytulam... – wymruczał i po chwili zaczął mnie łaskotać.

– Jack, proszę, stop! – zaczęłam krzyczeć i nie mogłam przestać się śmiać. – Proszę, puść! 

– Jak bardzo mnie prosisz? – uśmiechnął się. 

– Proszę! Bardzo! – wysapałam. Oczywiście na nikogo nie zwracaliśmy uwagi, bo każdy był bardziej zajęty albo całowaniem, albo beznadziejną rozmową, która nawet sensu nie ma.

– Co ty odpierdalasz? 

I cała się spięłam na usłyszenie jego głosu. Momentalnie śmiech ze mnie odpłynął, a sam Jack odpuścił i odsunął się ode mnie. Stanowczy i wkurzony głos Williama nawet mnie przeraził, a jednak nie byłam tutaj winna. 

– Stary, wyluzuj... – powiedział na spokojnie Jack.

– Wyluzuj? – rzucił zdenerwowany w jego stronę i stanął z napiętym ciałem na przeciwko niego. 

Patrzę na Williama i nic się nie odzywam. Rozpoznaje także, że nie jest trzeźwy, a mocno pijany. 

– Kurwa, dotykasz mi dziewczynę i ty mówisz mi, że mam wyluzować? – prychnął. – Jeszcze raz ją tkniesz, a pożałujesz. – ostrzegł go, a mnie przyciągnął do siebie i objął wokół talii. 

Jack tylko uniósł ręce w geście obronnym i spojrzał na mnie przelotnie, gdy ja posłałam mu tylko przepraszające spojrzenie. Wtuliłam się w Williama i jego szyję zaczęłam obdarowywać pocałunkami dla uspokojenia. Objął mnie jeszcze bardziej i oparł się o ogrodzenie altanki.

– Co on ci robił, co? – wyszeptał w moje ucho.

– Niepotrzebnie byłeś zazdrosny. Przecież znasz Jacka, nie zrobiłby nic mi, wiedząc, że jestem twoją dziewczyną.

– Jesteś moja, Jane i nikt nie będzie mi ciebie dotykał. – warknął.

– Spokojnie, przecież gdyby posuwał się o krok dalej, zareagowałabym. 

– Widać było. – prychnął.

Zmarszczyłam brwi i poczułam dziwnie bolące gardło wraz z dłońmi. To było nie do wytrzymania, ten ból, ale po chwili przeminął. Nie chcę nie kłócić, nie chcę się denerwować, jest to niepotrzebne.

– Jesteś takim zazdrośnikiem. – westchnęłam i stanęłam na palcach, aby wyrównać kontakt wzrokowy. – I jesteś cały mój. – wpiłam się w jego usta, w które on mi mruknął z zadowolenia. 

– Will. – usłyszeliśmy głos Zacka.

– Już? – oderwał się ode mnie i spojrzał na przyjaciela, który od drugiej strony opiera się o altankę.

– Ta, chodź. – spojrzał przelotnie na mnie. On także jest już wstawiony, ale oboje próbują w jakimś stopniu ogarniać.

– Gdzie idziesz? – spytałam.

– Z Zackiem, zaraz wrócę. – wyminął mnie i skierował się z blondynem przed siebie.

Uniosłam brwi do góry i przegryzłam wargę, a także wzięłam kolejną puszkę piwa do ręki. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce, a obok siedział przybity Jack, którego było mi bardzo szkoda i nie mam pojęcia czemu. Czuje wyrzuty sumienia? Powinnam czuć je wobec Williama, a czuję wobec niego, bo Will go tak okropnie potraktował, mimo, że nic tak naprawdę nie zrobił...

– Przepraszam za Will'a. – powiedziałam do chłopaka, który spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. – Jest pijany i widzi problem we wszystkim. 

– Nie masz za co przepraszać, nic przecież nie zrobiłaś. – prychnął i poprawił się na siedzeniu. – Jane, pamiętasz, jak pojechaliśmy na wycieczkę? 

– Tą w lutym? – spytałam i upiłam łyka alkoholu.

– Tak. Pamiętasz paintball'a? 

– No. – uśmiechnęłam się zadziornie. – Nawet to, jak ciebie postrzeliłam.

– Do teraz nie wiem jak! – uśmiechnął się. 

– Kto ma cycki ten ma władzę. – mruknęłam.

– Pokaż cycki dam ci ciastko. – mrugnął do mnie z szarmanckim uśmieszkiem.

$$$$$$$$$$$$$$$

– Nie sądzisz, że to dziwne? – zapytał, uśmiechając się przy tym.

– To jest śmieszne! – nie mogłam powstrzymać mojego rozbawienia.

– Hej, mały wtedy byłem! – prychnął.

– Ale jak ty mogłeś...

– Proszę, nie rozmawiajmy o tym. – poprosił, śmiejąc się.

– Ale wypomnę ci to kiedyś. – uśmiechnęłam się.

– Menda. – dźgnął mnie palcem w żebra.

– Ojej, tak bardzo się tym przejęłam... – złapałam się za serce. – Że aż wcale. – zaśmiałam się.

– Chyba was pojebało. 

Uniosłam wzrok w górę, aby dostrzec parę błękitnych tęczówek, które teraz są przyciemnione. Jego źrenice są ogromne i aż zmarszczyłam brwi, kiedy je zobaczyłam. Stał na przeciwko nas i kompletna złość od niego biła. Nasza trójka tym samym skupiła uwagę ludzi dookoła, a Rachel tylko spoglądała na mnie pytająco, na co wzruszyłam ramionami w jej stronę.

– Mówiłem ci coś, kurwa mać. – stanął obok Jacka i mierzył go wrogo. – Ona jest moja. – chwycił mnie za łokieć i podniósł. Zrobił to w niezbyt miły i przyjemny sposób... Co mu się dzieje? 

– William, o co ci chodzi?! – gwałtownie się mu wyrwałam. – My tylko rozmawialiśmy! 

– Tak, a cycki mu przez przypadek nastawiasz?! – spojrzał na mnie gniewnie. 

Aż poczułam uścisk w sercu i rosnącą gule w gardle. Jak on mógł tak powiedzieć? O co mu, do cholery jasnej, chodzi? Co się z nim dzieje? 

– Przesadzasz, Will... – machnął lekceważąco ręką Jack.

– Dotknij ją jeszcze raz, a kurwa cie zabije, obiecuje. – chwycił go za koszulkę i pociągnął w swoją stronę.

– Will, uspokój się! – wtrąciła się Rachel. Wokół naprawdę już było wielkie zamieszanie.

– Will, przestań! Co się z tobą dzieje?! – krzyknęłam w jego stronę.

– Moja dziewczyna puszcza się z tym śmieciem, a co ma mi być?! – spojrzał na mnie, a także puścił gwałtownie Jacka, który aż obił głową o drewniany szczebelek.

I nastała grobowa cisza, a ja tylko spoglądam na błękitne tęczówki, które wpatrują się we mnie gniewnie. Ból przeszedł przez całe moje ciało i nie mogłam już opanować łez, które napłynęły do moich oczu. Czuję się jak szmata przez własnego chłopaka. Czuje się jak dziwka przez własnego chłopaka, którego kocham ponad życie, a on mnie tak skrzywdził teraz. Jak mógł to powiedzieć..? 

Nie wytrzymałam. Przegryzłam wargę i z całej siły wymierzyłam cios w jego policzek. Wokół zapanowała jeszcze większa cisza, a Will tylko prychnął pod nosem, a po chwili mnie popchnął. On mnie popchnął i upadłabym gdyby nie Josh i Mia za mną, którzy akurat stali tam. William mnie popchnął i z niedowierzeniem patrzę na jego osobę, która wychodzi z altanki, klnąc przy okazji pod nosem.

– Jane, nic ci nie jest?! – podeszła do mnie Rachel.

– Wszystko w porządku? – spytał Jack, który także zjawił się obok mnie.

Nie odezwałam się, a wyprostowałam na równe nogi i przegryzłam policzek. Powstrzymuje się od głośnego płaczu. Powstrzymuje się, aby przy wszystkich nie rozryczeć się jak dziecko, a to wszystko wina Williama - mojego chłopaka. Wychodzę z altanki i nawet na nikogo nie spoglądam ani nie odpowiadam. Dostrzegam go, kierującego się nawet nie wiem gdzie, po prostu idzie przed siebie, ale ja dotrzymuje mu kroku. Nie odpuszczę i nie mam zamiaru wyjść stąd jak obrażona księżniczka. Mam zamiar wysłuchać jego wytłumaczeń. Naprawdę się powstrzymuje, żeby nie rozpłakać się jak wariatka.

– Will! – krzyczę, kiedy już dość daleko oddaliliśmy się od reszty.

– Czego chcesz?! – odwraca się w moją stronę.

– Jak mogłeś mnie tak potraktować?! Potraktowałeś mnie jak dziwkę! 

– Pytasz się jeszcze?! Godzinę temu przytulaliście się, a teraz prawie mu cycki pokazujesz! – wrzeszczy zdenerwowany, a na jego słowa jeszcze większym smutkiem reaguję. – Jesteś moją dziewczyną, czy jego?!

– Twoją?! I tak mnie traktujesz?! Jak mogłeś to zrobić, Will! Jak... – zaczynam się łamać.

– Kurwa, zapomniałbym... – jakby go coś oświeciło. – Przecież jak byłaś z James'em, to też kręciłaś z innymi facetami, więc czemu miało to by się zmienić ze mną? – prychnął.

I chyba to był cios w serce. Chciałam się zgiąć w pół, ale stoję sztywno i pozwalam łzom spływać po moich policzkach, spoglądając na niego z szokiem. William to powiedział... William wspomniał tak okropną rzecz... On złamał obietnicę, którą złożył mi pięć miesięcy temu. Co się dzieje? Czy to się dzieje naprawdę? Wszystko mnie boli, ból przeszywa mnie całą i nie mogę tego powstrzymać.

– J-jak ty... – wydusiłam z siebie. – Will... – jęknęłam płaczliwie. 

– Myślałem, że to co było z James'em, to już odstawiłaś na bok! A ty znowu zaczynasz! Znowu chcesz być dziwką?! 

Aż zakryłam swoje usta i spuściłam głowę w dół. Cała drżę i płaczę, bo on mówi tak okropne rzeczy do mnie, do swojej dziewczyny. Dlaczego? O co mu chodzi..? Co ja takiego zrobiłam, że tak się wkurzył..? Dlaczego William...

– Will, proszę, przestań...

– Jane, to koniec.

– Will..? – spoglądam na niego i tylko to mogłam z siebie wydusić. 

Czy on...

– Zrywam z tobą, Jane.

Wydałam z siebie jęk żałosnej rozpaczy i zakryłam twarz dłońmi. William ze mną zerwał, nie chcę w to wierzyć, że on ze mną zerwał. Nie, to nieprawda, to sen, to na pewno sen, proszę, żeby to był pierdolony sen. Najważniejszy człowiek w moim życiu ze mną zerwał. Ktoś, z kim mogłabym wieczność spędzić. Ktoś, kogo kocham ponad życie, najbardziej na świecie. Nie, nie, nie, nie, nie, proszę niech to nie będzie prawda.

– Will, proszę, nie...

– Jane, nie... To koniec. 

– T-ty... ze mną zrywasz? – spoglądam mu w oczy, które dalej są mocno przyciemnione.

– Tak, Jane, zrywam z tobą. To koniec.

– Nie, proszę... – spuściłam głowę w dół i zamknęłam oczy, a przy okazji cała zadrżałam. Moje ciało przeszywa teraz milion noży, które z każdą sekundą przebijają się prosto do duszy. Moje serce okropnie boli, kuję i nie mogę tego znieść. – Nie rób mi tego, proszę...

– Za późno, Jane. – powiedział dosłownie obok mnie. 

Otworzyłam oczy i dostrzegłam jego ciało od pasa w dół. Unoszę wzrok i spotykam się z jego spojrzeniem, które przeszywa mnie obojętnie. Dlaczego... Dlaczego to się dzieje naprawdę i tracę przez moją głupotę kogoś, na kim mi najbardziej na świecie zależy?

– Znowu powracasz do tego, co było z James'em.

– Przestań, nie mów tak...

– Znowu chcesz być dziwką?

– Nienawidzę cię.

– Też cię nienawidzę, Jane. – wyminął mnie i poszedł przed siebie.

Zsunęłam się na trawę. Zaczynam głośno płakać i nie obchodzi mnie już nic, bo ktoś, komu oddałam swoje serce, komu oddałam się cała - odszedł, zostawił mnie, nienawidzi mnie. Co ja zrobiłam..? Czy ja jestem dziwką? Jestem dziwką. Jestem szmatą i dziwką i nic nie wartą osobą. Mnie nie da się kochać. Pokochał mnie jedynie ćpun, który już nie żyje. Jestem skończoną kretynką, bo rozwaliłam swój związek przez głupotę, ale tak naprawdę przez co? Ktoś, kogo kocham ponad życie, mnie opuścił. Dla Williama mogłam zrobić wszystko, a on... mnie zostawił... 

Głośno płaczę, a pełnia dzisiejszej nocy wszystko oświetla dookoła. Las, polanę i mnie. Mogłoby być pięknie, gdybym teraz spędzała tą chwilę właśnie z moim sercem lecz niestety ono mnie zostawiło, potraktowało jak szmatę. 

Wstaję na równe nogi i ciągnę żałośnie nosem. Mój obraz jest kompletnie zamazany i czuję, jak policzki wraz z ustami są opuchnięte przez płacz i łzy. Ledwo utrzymuje się na nogach. Wyglądam tak idiotycznie i żałośnie. Wzrok unoszę na niebo, na którym po chwili pojawiła się spadająca gwiazda.

Życzenie? 

Wciągam głośno powietrze i przy tym ponownie wydobyłam z siebie jęk rozpaczy. Chcę ryczeć, znowu chcę płakać.

– Nienawidzę cię, fujaro! 

~~

21.09.2016 – 01.11.2016

Zapraszam na mój profil, gdzie znajduje się druga część opowiadania Nienawidzimy siebie pod tytułem Kochamy siebie!

JESTEM DUMNA

DZIĘKUJĘ

KOCHAM WAS 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro