Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muzykę lepiej pod koniec, a najlepiej wtedy, kiedy się Jane ''obudzi'' ^^

Nasz pocałunek trwał długo. Nie mam pojęcia ile dokładnie, ale długo i szczerze... mogłabym dłużej, dłużej i więcej, jeszcze więcej. Oderwałam się od niego i od razu spaliłam z rumieńców. Czuję te rosnące podniecenie w podbrzuszu, które aż zaczyna sprawiać mi ból. 

- Kurwa, oni się całowali! - krzyknął Josh, który jak wszyscy inni nie dowierzał.

Nie możemy, a jednak to robimy. Poza tym... on przyznał, że ma to gdzieś, że go to nie obchodzi, czy to naprawdę ten William, którego znam? Czy on naprawdę to powiedział? Dlaczego..? 

Spojrzałam mu w oczy, będąc cała zawstydzona i spalona z rumieńców, a jednocześnie pożądana jego wyczynom. Gdybyśmy byli sami w pokoju... Nie, stop. Nie mogę w taki sposób o nim myśleć. Jego wzrok nie odrywał się ode mnie. Błękitne tęczówki były pełne podniecenia, widziałam to, o mój boże.

On chciał mnie całować.

- Jane, Will, zróbcie to jeszcze raz! - powiedziała podekscytowana Mia.

Nie odpowiedziałam, a cofnęłam się o krok i powróciłam na swoje miejsce. William także zasiadł obok Zack'a. Nie mogę unormować swojego oddechu i klatki piersiowej, to szalenie mi przyspiesza i w żaden sposób nie chce się uspokoić. Mój brzuch mnie skręca od przyjemnych i miłych uczuć. Wszyscy to widzieli. Wszyscy widzieli, jak się z nim całowałam. O mój boże.

Spojrzałam na Williama, który dalej nie odrywa ode mnie tego tajemniczego spojrzenia. Wzrokiem przeleciałam na Zack'a, który od samego początku, kiedy to butelka wskazała mnie i Williama, jest... dziwny. Teraz jego wzrok wbił się we mnie i nie wiem, co mam stwierdzić przez to. Uśmiecha się do mnie, ale po chwili prycha pod nosem i powraca wzrokiem na Olivers'a, który także na niego spojrzał. 

- To jak, kto pije? - Jake wyciągnął dwie litrowe butelki alkoholu i spojrzał na wszystkich.

I wyszło wszystko z tego, że tylko chłopcy będą pić. Dziewczyny - i w tym Ashley, gdzie o dziwo byłam zaskoczona - wróciły do swoich pokoi. Mia wraz z Caroline były już śpiące, dlatego postanowiłam z nimi wrócić, żeby później nie budzić ich, kiedy byłabym w nietrzeźwym stanie i próbowała się dobić do domku. 

Przed wyjściem z pokoju chłopaków spojrzałam na Williama, nie mam pojęcia czemu. Wzrokowo się z nim pożegnać? Po prostu zobaczyć go po raz ostatni na zakończenie tego dnia? Nie wiem. Patrzę na niego i on także spojrzał na mnie. Moje serce przyspieszyło wraz z tętnem, kiedy zachowując poważniejszy wyraz twarzy, przygryzł wargę i po prostu patrzył w moje oczy z tym pożądaniem.

Przestań.

Wyszłam z ich domku, ostatni raz spoglądając w jego oczy i nie ukazując przy tym żadnych emocji. Muszę ochłonąć. Wszystko przemyśleć i poukładać sobie pewne sprawy związane z nim i tym, co my wyprawiamy. Dlaczego to, co jest zakazane, najlepiej smakuje? William smakuje bosko.

$$$$$$$$$$$$$$$

Wyszłam spod prysznica, gdzie poszłam jako ostatnia. Dziewczyny już śpią i dochodzi godzina pierwsza w nocy. Nie mam pojęcia, co z chłopakami, ale nie chcę tym sobie zawracać głowy, ale jednak to robię, do cholery jasnej.

Ubieram się w  bawełniane, krótkie spodenki koloru czarnego, do tego czarna bokserka i szara, ciepła bluza. W domku nie jest zimno, jest gorąco, ale spoglądając na mój nadgarstek jeszcze muszę się ukrywać z czerwonymi kreskami. 

Naciągam rękaw bluzy przed nadgarstek i obserwuję moje cięcia, które William widział. Liczę ile ich jest i liczę ile są przez Williama. Dziewięć. W tym osiem przez niego, a jedna James'a jeszcze nie zniknęła, ale powoli zaczyna.

Dlaczego go to nie obchodziło? Chciał mnie pocałować? Tak - chciał, przyznał to. On chce mnie całować, ale to idzie za daleko, ale pozwalamy na to i ingerujemy dalej. Moje serce znowu przyspiesza i brzuch wariuje, kiedy przypomnę sobie jego dotyk i pocałunki... To jest okropne, ale... miłe i przyjemne, chcę tego.

Jednak nie możemy. 

I to mnie boli.

Wychodzę z łazienki i kieruję się do swojego łóżka. Dziewczyny już śpią jak zabite i nikt ich nie dałby rady obudzić. Kładę głowę na poduszkę i wyciągam telefon wraz ze słuchawkami, włączając piosenkę Nickelbacku, która przypomina mi tylko o nim i zasypiam.

Nie możemy, a jednak to robimy. To zakazane i nie powinniśmy tego robić.

A robić będziemy.

$$$$$$$$$$$$$$$

Zaczynam się wybudzać, kiedy zamiast piosenki słyszę mój dzwonek telefonu. Mrużę oczy i jak najszybciej sięgam do telefonu. Wyciągam słuchawki z komórki i pocierając jedno oko, patrzę w ekran i to postawia mnie nagle do pionu.

- Halo? - szepnęłam zmęczonym tonem.

- Wyjdź przed domek... - wymruczał i jak zgaduje - uśmiecha się przy tym.

- Jesteś kompletnie pijany. Idź spać - burknęłam.

- Czekam na ciebie przed twoim domkiem.

I rozłączył się. Patrzę na godzinę i dochodzi czwarta nad ranem... Kurwa, do której oni pili? Nie wybudzając dziewczyn ze snu, wstaję z łóżka i ubieram buty. Biorę jeszcze łyka soku czereśniowego, który znajdował się na mojej nocnej szafce i najciszej jak potrafię, kieruję się do wyjścia. 

Moje serce łomocze, bo nie mam pojęcia czego się spodziewać teraz. Jednocześnie czuję... czuję się dziwnie, a z drugiej strony tak... miło. Wychodzę z domku i już na ganku dostrzegam jego. Moje serce przyspiesza jeszcze bardziej, kurwa.

- Co ty chcesz, Will? - owinęłam się bluzą i stanęłam przed nim ze skrzyżowanymi dłońmi pod piersi.

- Jane, chodź do mnie... - wystawił rękę w moim kierunku.

Był kompletnie pijany. Ledwo co stał na nogach i podtrzymywał się belki, która utrzymuje dach nad nami. Miał rumieńce na policzkach, poczochrane włosy i zamglone oczy, które mimo wszystko dalej są piękne. William jest piękny.

- Will, nie - powiedziałam stanowczo. - Jesteś pijany. Idź spać, bo narobisz sobie kłopotów tutaj.

- Ale ja nie jestem... pijany - prawie się potknął. - Może troszkę - spojrzał na mnie i uśmiechnął się uroczo.

- Ile wypiłeś? - zagryzłam wewnętrzną część policzka.

- No było dwa litry... - zaczął na palcach liczyć. - Josh albo Jake, nie pamiętam... Dodali jeszcze pół... A z tego pół wyszedł kolejny litr... - chwiał się i obliczał na palcach, co mnie wręcz rozmieszało. - I z tego wszystkiego wyszło chyba pięć, ale Patrick odpadł po dwóch - spojrzał na mnie spod przymulonych oczu. - Ale nie jestem pijany! 

Zaśmiałam się.

- Jane... - wymruczał i próbował zrobić krok w moją stronę, ale bardzo trudno mu to szło.

- Will, proszę... - spojrzałam na niego, choć dalej chciało mi się śmiać. - Idź do siebie.

- Nie, chcę być tutaj z tobą - odparł, kręcąc przy tym sprzecznie głową. 

Moje serce aż przyspieszyło na same jego słowa. Przecież był pijany, więc dlaczego tak mi wszystko podskoczyło ponownie? Bredzi głupoty i tyle. Te głupoty mnie bolą, bo chcę, żeby jednak okazały się prawdą.

- Dlaczego ci na tym tak zależy? - spytałam cicho. Zrobiłam krok w jego stronę, gdzie on od razu nabrał więcej powietrza i zmierzył mnie całą.

- Nie wiem, tak o... - wzruszył ramionami i odwrócił głowę w bok, uśmiechając się przy tym. Wyglądał tak słodko i niewinnie.

- Will, proszę... - zrobiłam kolejny krok w jego stronę i już stałam na przeciwko niego. - Idź do siebie spać - spojrzałam mu w oczy.

- Jane, wiesz, że jesteś piękna? 

Moje serce przyspieszyło, policzki nabrały rumieńców, a w brzuchu zaczęło wykręcać. Zrobiło mi się miło i przyjemnie na ciele, a stałam tak, jakbym była zszokowana tym, co powiedział. Ale tak, było tak - stałam i mrugałam kilka razy nie, mogąc zrozumieć, dlaczego to powiedział. Dlaczego? Uczucie, które teraz mną zawładnęło było bardzo miłe i takie... fajne, bardzo fajne i przyjemne. Chcę więcej.

Pierwszy raz od niego to usłyszałam. Niestety za tymi wszystkimi miłymi uczuciami kryło się to, że powiedział to po pijanemu, co mnie boli. Dlaczego nie powiedział tego na trzeźwo? Podobno alkohol daje odwagi i wtedy potrafimy wyrzucić z siebie prawdę, ale... czy on mówi tą prawdę? 

- Cz-czemu mi to mówisz..? - spytałam.

- Jane, ty zawsze byłaś piękna... - przejechał knykciami po moim lewym policzku.

Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się mocniej powietrzem. Jego dotyk sprawił mi przyjemny dreszcz, który rozszedł się po całym moim ciele. Jego dotyk sprawia wszystko, co przyjemne. Chcę, żeby William mnie dotykał.

- Lubisz jak ciebie dotykam? 

Otworzyłam oczy i wtopiłam swój wzrok w parę błękitnych tęczówek, które patrzą na mnie już w zupełnie inny sposób niż dotychczas. To znaczy kilka razy zdążyłam te spojrzenie dostrzec, ale później zawsze je ukrywał pod tą wielką tajemnicą w jego oczach. Pożądanie, namiętność, a jednocześnie dzikość i uwodzenie. Rozpływałam się.

Nie odpowiedziałam mu, a wciągnęłam jeszcze więcej powietrza i wypuściłam przeciągle, zagryzając w między czasie wargę. Patrzy na mnie i sam swoje oblizuje. Przybliża się do mnie i dzielą nas już milimetry, moje serce podskakuje.

- Jane, lubisz jak ciebie dotykam? - powtórzył. Tym razem jego głos był intensywniejszy.

- Lubię - wydusiłam z siebie.

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam mówiąc to. Ale jest pijany, więc zapomni i to ratuje mnie przed jutrzejszym dniem i jego spojrzeniem na mnie. Chcę chociaż teraz wydusić z siebie niektóre słowa, które z wielką chęcią powiedziałabym mu, gdyby był trzeźwy. 

- Ja uwielbiam ciebie dotykać.

Zamknęłam oczy. To było coś, co marzę słyszeć codziennie z jego ust. Chcę, żeby powiedział to na trzeźwo. Czuję, jak jego ciepła dłoń po chwili ląduje na mojej szyi, którą zaczyna gładzić w spokojnym i wolnym tempie. Przyjemne to jest, bardzo.

- Jane, jesteś taka piękna... - wymruczał.

Ponownie poczułam te ściskanie w podbrzuszu. Dlaczego on mi to mówi? Dlaczego on musi mnie tak ranić? Rani mnie, mówiąc takie coś. To mnie boli, bo nigdy tego nie powie na trzeźwo. 

- Dziękuje - szepcze i spoglądam mu w oczy.

- Nie dziękuj za prawdę - przejechał swoją dłonią wzdłuż mojej szyi, to znowu ujął policzek i kciukiem zataczał kręgi na skórze.

- Dziękuje. I tak jutro zapomnisz, więc to nie ma znaczenia. Idź spać, Will - odsunęłam się od niego.

- Zapomnę? - spytał, krzywiąc się przy tym.

- Jesteś pijany - spojrzałam na niego poważniej. - Idź spać.

- Jane, nie jestem pijany... - mruknął i zachwiał się.

- Jesteś, Will. 

- E tam, gadasz głupoty - rzucił lekceważąco.

- Idę spać. Dobranoc, Will - skierowałam się do drzwi.

- Czekaj, Jane... - zatrzymał mnie i zrobił krok w moją stronę i o dziwo - udało mu się bez zachwiania. 

- Szybko, chcę iść spać - odwróciłam się w jego stronę.

- Pocałuj mnie.

O cholera jasna. Jego ton i nagła prośba wykręciła mi tak z podniecenia podbrzusze, że od razu poczułam wilgoć. Pomrugałam kilka razy i wpatrywałam się w niego, jakbym się właśnie przesłyszała. Ale chyba tak... przesłyszałam się, bo on to ponownie powiedział, ponownie poprosił i ponownie to on chce mnie pocałować.

- Nie możemy tego robić - powiedziałam i w tym samym czasie posmutniałam.

- Nikt nam nie zabroni.

- Will, my po prostu nie możemy... - przegryzłam policzek i odwróciłam wzrok.

- Pocałuj mnie.

Spojrzałam na niego i wzięłam głęboki wdech. Zrobiłam krok w jego stronę, a on czekał tylko. Czekał na mnie. Stanęłam przed nim na palcach i obdarowałam go czułym i kilkusekundowym pocałunkiem w policzek. 

- Dobranoc, Will - szepnęłam na koniec w jego ucho i cofnęłam się do tyłu.

Spojrzałam na niego ostatni raz, gdzie on wpatrywał się we mnie i nie odwracał wzroku. Widzę jego pożądanie, jakim mnie darzy. Cieszy mnie to.

- Śpij dobrze, Jane - powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.

Otworzyłam drzwi do domku i zamknęłam je za sobą. Oparłam się o nie i ciężko oddychając, wlepiłam swój wzrok w podłogę. Moja klatka piersiowa unosi się w przyspieszonym tempie, jak i oddech przyspiesza. Co my wyrabiamy? Uczucie, którym go darze jest tak mocne, że nie potrafię nad tym zapanować, to mnie przeraża.

- Jane? - usłyszałam pomruk zaspanej Caroline.

- Ćśśś... - zdjęłam z siebie po cichu buty i skierowałam się do łóżka.

- Co robisz? - szepnęła.

- Byłam na papierosie. Śpij, Caro - wskoczyłam pod kołdrę.

- Umm, mhm... - mruknęła i położyła się z powrotem spać.

Przekręcam się na plecy i spoglądam na sufit. Moja klatka piersiowa cały czas chodzi i nie ustępuje. Po chwili czuje wibracje i sięgam po telefon. 

Od; Fujarka
Jsane jexstes piwkna

Moje serce podskakuje i uśmiecham się do ekranu komórki. Jest to słodkie, jest to urocze i moje serce bije niezmiernie szybko i ciało robi się cieplejsze. Zanim mu odpisuje, szybko wchodzę w Edytuj i zmieniam mu nazwę.

Do; William
Idź spać. 

Nie doczekałam się esemesa. Chyba już poszedł spać, ale to lepiej dla niego. Odłożyłam telefon z powrotem pod poduszkę i położyłam się na bok, zamykając przy tym oczy. Dlaczego znowu się uśmiecham, kiedy pomyśle o tym, co przed chwilą się wydarzyło?

$$$$$$$$$$$$$$$

- Jane, wstawaj! - szturchnęła moim ramieniem Caroline.

- Daj mi spać... - wymamrotałam i przekręciłam się na drugi bok, przykrywając się bardziej kołdrą.

- Zbiórkę mamy za piętnaście minut, wstawaj! - nie odpuszczała.

- Ja pierdole... - sapnęłam marudnie i wstałam z łóżka.

Od razu poleciałam do toalety, gdzie Mia już poprawiała swój makijaż. Stanęłam przed umywalką i odkręciłam wodę, tym samym chlapiąc sobie na twarz. Chcę spać, tak bardzo chcę spać, a to wszystko wina Williama, który cztery godziny temu wyciągnął mnie z łóżka.

- Dalej w to nie wierzę... - mruknęła i uśmiechnęła się podejrzliwie.

- W co? - spojrzałam na nią.

- Że całowałaś się z Williamem! - jej wzrok także spotkał się z moim, a przy tym zakręciła swój tusz do rzęs. - Jwow, wy nienawidzicie siebie! Wiesz, jak to słodko wyglądało?  

Zarumieniłam się. Zaczynam czuć... dziwne wyrzuty sumienia, bo wszyscy co tam byli, widzieli jak się całujemy. Dlaczego nagle mnie to męczy? Przecież nikt nie powinien się dowiedzieć o nas, nikt nie mógł tego widzieć, a co..? Emocje poniosły i oddaliśmy się temu... Nie powinniśmy. Muszę przestać, kurwa mać.

- Ty też słodko z Josh'em wyglądałaś - przerzuciłam temat na nią, aby tylko zejść ze mnie i Will'a.

- Ale ty i Will?! Dziewczyno... - uśmiechnęła się tak, jakby była tym kompletnie zauroczona. - Boże, wy tak słodko wyglądaliście! - fascynowała się.

- Przestań, proszę... - przekręciłam oczami. - A teraz daj mi się wysikać i ogarnąć - spojrzałam na nią poważniej.

- Oki! - uśmiechnęła się zadziornie i skierowała do wyjścia.

Naprawdę czuje wyrzuty sumienia. My nie powinniśmy.

$$$$$$$$$$$$$$$

Staję na zbiórce, gdzie już wszyscy czekają. Dzisiaj tak naprawdę jest ostatni nasz dzień, a jutro wyjeżdżamy godzinę po śniadaniu. Dostrzegam piątkę chłopaków, którzy wczoraj pili do czwartej nad ranem i w tym Will. Każdy z nich na kacu i chce mi się śmiać, kiedy ich obserwuje. Każdego z nich wzrok jest wbity w buty albo ziemię przed sobą, gdzie powieki przy tym są zmrużone. Każdego z nich wzrok jest śpiący, podkrążony i pragnący odpoczynku. Każdego z nich ciało teraz nie nadaje się do wysiłku fizycznego. 

Nagle spojrzenie Williama pada na mnie, gdzie ja ocknęłam się i pomrugałam kilka razy rumieniąc się przy tym. Przyłapał mnie na przyglądaniu się mu. Obdarowałam go krótkim spojrzeniem i uśmiechnęłam się delikatnie. Szybko powróciłam na nowego instruktora dzisiejszego dnia.

Poszliśmy na śniadanie, a po nim zostaliśmy podzieleni na grupy, gdzie ja i Will byliśmy w osobnej, tak samo jak rozdzieliłam się z dziewczynami. Niestety złość i zazdrość we mnie wzrosła, kiedy Ashley była razem z nimi. Jedynie kto mnie ratował, to Zack, który był ze mną. Razem z moją grupą powędrowałam na wspinaczkę, a druga poszła na strzelnicę.

- Jak się czujesz? - podeszłam do Zack'a, który szedł z boku i nie pałał życiem. Biedactwo.

- A jak mam... - kaszlnął. - ...się czuć na kacu? - uśmiechnął się. - Okropnie - wymamrotał z ochrypniętym głosem.

- Do której piliście? 

- Nie pamiętam - zaśmiał się. - Ja chyba po trzeciej padłem, ale pamiętam, że Will i Jake jeszcze pili. 

- Ktoś was nakrył? 

- Nie, no co ty - uśmiechnął się cwanie. - Poza tym nie pamiętam za wiele - zaśmiał się.

- To co pamiętasz? - spytałam i nie odeszło się bez kpiny.

- A wiesz, tak się składa, że to, co powinienem... pamiętam - spojrzał na mnie podejrzliwie, na co od razu zmarszczyłam brwi i poczułam grzejące się policzki i przyspieszone serce.

Czy mu chodzi o pocałunek mój i Williama? Od tamtego momentu, a nawet w trakcie go i po, był zupełnie inny. Patrzał na mnie i Olivers'a z podejrzliwością, ale cwanym uśmiechem. O co mu chodzi? Czy on myśli, że ja i Will..? 

- Za...

- Jane, możesz mi coś powiedzieć? - przerwał mi.

- T-tak... - spojrzałam na niego i aż mi serce przyspieszyło, kiedy nagle jego ton spoważniał. Nawet na mnie nie spojrzał, a szedł dalej przed siebie. - Coś się stało? - spytałam.

- Dlaczego się całowałaś z Will'em? - spojrzał na mnie przelotnie.

- Umm... - wbiłam swój wzrok w ziemię i od razu poczułam jak się rumienie. - To była butelka, więc... czemu nie? 

- Ale nienawidzicie siebie, więc... skąd ta nagła zmiana? - spojrzał na mnie, a jego wzrok był pełen podejrzeń. 

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego, przegryzając przy tym policzek. Zack jest cwany i dostrzegam to. On coś już podejrzewa między mną, a Williamem, wiem to, ale jak mogłam do tego dopuścić? Nie dość, że pocałunek widzieli, to jeszcze naszą zmianę wobec siebie. 

- Po prostu już się nie kłócimy - fuknęłam.

- Jeszcze wczoraj na ciebie wylał sok - prychnął.

Przegryzłam policzek. Nie wiem, jak mam się tłumaczyć. Nie umiem od tego uciec, kurwa.

- Więc...

- Zack, między nami jest już okej - spojrzałam na niego przelotnie.

- Między wami coś jest, wiem o tym - powiedział, a mnie nagle zamurowało i stanęłam w miejscu.

- To, że się pogodziliśmy musi świadczyć o tym, że między nami nagle coś jest? Jest to śmieszne. Nie można się już pogodzić? - zmarszczyłam brwi.

- Po prostu między wami jest inaczej niż przy zwykłym ''pogodzeniu się''... - uśmiechnął się cwaniacko. - Zresztą, przestańcie to ukrywać - dodał. 

Moje serce przyspieszyło. O co mu chodzi? Czy on naprawdę sugeruje, że my coś do siebie czujemy..? O mój boże.

- Nic nie ukrywamy - uniosłam brwi w górę. - Zack, mylisz się, jeśli myślisz, że między nami coś jest - spojrzałam na niego.

- Kłam dalej - prychnął.

- Tak, oczywiście - rzuciłam z kpiną. - Bo ty, Zack Lutcher, wiesz najlepiej! Lepiej myśl o tym, jak zaliczyć testy końcowe, bo ledwo co udało ci się w pierwszej klasie.

Nie odezwał się, a wymamrotał coś pod nosem zdenerwowany. Kiedy to powiedziałam, po chwili poczułam wyrzuty sumienia... Nie powinnam tak do niego mówić, Zack nigdy nie mówił do mnie w ten sposób, a zawsze zachowywał się w porządku. Ma problemy z nauką, a ja się z tego nabijam, jestem taką kretynką... Powinnam najpierw pomyśleć, a później powiedzieć. Robię na odwrót.

- Przepraszam... - powiedziałam ze słyszalnym smutkiem w głosie i wyrzutem sumienia.

- Nic nie szkodzi - odparł beznamiętnie. - Powiedziałaś prawdę. Rozumiem, że uważasz mnie za kompletnego debila. 

- Zack, nie uważ...

- Rozumiem, Jane - wszedł mi w słowo. - Nie powinienem myśleć o was, a zająć się sobą.

- Zack, nie chodziło mi o to... Powiedziałam to pod wpływem impulsu, przepraszam - zatrzymałam się i złapałam go delikatnie za nadgarstek. 

- Ale właśnie wtedy mówi się prawdę, prawda? - uśmiechnął się i stanął na przeciwko mnie. Byliśmy na samym końcu i nasza grupa już była daleko od nas. 

Prawda.

- Jeśli chodzi o mnie i Williama... - zrobiłam pauzę. - Między nami niczego nie ma, a po prostu się pogodziliśmy i tyle... - spojrzałam mu w oczy. - Wczoraj pocałunek był tylko przez tą grę w butelkę i tyle - wzruszyłam ramionami. - Jeśli chodzi o naukę, to mogę ci pomóc - uniosłam delikatnie kąciki ust w górę. 

- Korepetytorka, tak? - poruszał zabawnie brwiami w górę i zamruczał w czarujący sposób.

- Powiedzmy - delikatnie się zarumieniłam.

- Na dodatek seksowna - uśmiechnął się.

- Dzięki - okej, teraz na moich policzkach pojawiły się mega rumieńce i odwróciłam głowę w bok. - Jeszcze raz przepraszam. Wybaczysz mi, Zack? - wymówiłam intensywniej jego imię i spojrzałam mu kusząco i niewinnie w oczy. Stanęłam także bliżej niego i uniosłam głowę w górę.

- No nie wiem, nie wiem... - westchnął i nabrał więcej powietrza. - Jak bardzo przepraszasz? - uśmiechnął się zadziornie.

- Bardzo... - mruknęłam niewinnie. - Przepraszam bardzo... - nie odrywałam od niego wzroku.

- W takim razie wybaczam... - wymruczał czarująco.

- Dziękuje - uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego.

Od razu odwzajemnił uścisk. Owinęłam ręce wokół jego talii i położyłam głowę na klatce piersiowej, gdzie wyczuwałam bijące serce. Jego duże ramiona nie krępowały się, żeby mnie także przytulić. Położył swoją głowę na moim ramieniu i przeczuwałam, że zamknął oczy jak ja.

$$$$$$$$$$$$$$$

Cały dzień byliśmy w tych grupach, do których nas przydzielono. Williama widziałam jedynie na obiedzie i kolacji, gdzie i tak się do siebie nie odzywaliśmy, a tylko przelotnie spotykaliśmy się spojrzeniami. Denerwowało mnie to, że obok niego siedziała Ashley i od czasu do czasu rozmawiali i przy tym uśmiechali się.

Bolało mnie to okropnie. Kiedy ich razem widziałam, czułam ten straszny ból. Drwiące palce u rąk, ból w klatce piersiowej i gardle, przez które żadne słowo nie chciało się wydusić, taki okropny ból. Czuje zazdrość. Obrzydliwą zazdrość i nie chcę jej czuć, ale chcę, żeby ona się od niego odwaliła. 

Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza i mieliśmy już czas dla siebie. Mogliśmy iść wszędzie; to na bilard w głównym budynku, do pokoju gier, przejść się albo do gorących źródeł. Właśnie to zamierzam zrobić - iść do gorących źródeł.

Byłam sama w pokoju i szykowałam się właśnie do wyjścia. Caroline poszła przejść się z Patrickiem, a Mia chyba grać w bilarda z dziewczynami. Wzięłam ze sobą ręcznik i strój i powędrowałam do wyjścia, gdzie od razu otulił mnie chłód. Nie było tak zimno jak u nas, ale jednak krótkie spodenki i jedenaście stopni to nie jest odpowiedni wybór.

Prędko poleciałam do budynku, w którym znajduję się gorące źródło. Kroczyłam przez ciemny korytarz, oszklony jedynie przez szyby, a oświetlony przez pełnie księżyca. Już na podwórku jest głośniej niż tutaj. 

Weszłam do damskiej szatni i przebrałam się w biały, dwuczęściowy strój. Związałam włosy w niechlujnego koka i powędrowałam z ręcznikiem na zewnątrz, gdzie znajduje się źródełko. Oczywiście ręcznik przewiesiłam na rękę z bliznami, które jeszcze są czerwone, ale powoli zaczynają znikać. 

Przesunęłam szklane, rozsuwane drzwi i wyszłam na zewnątrz. Od razu miałam widok na źródło, w którym już dostrzegłam Williama, Zack'a, cztery pozostałe osoby z klasy i w tym Ashley, która była w jego towarzystwie.

Odejdź od niego, proszę.

Poczułam ścisk na sercu i pętle w gardle, ale szybko kaszlnęłam i odłożyłam ręcznik na wolne miejscu. Dostałam ciarek na całym ciele, dlatego szybko znalazłam się w wodzie. Była bardzo ciepła, gorąca wręcz, ale przyjemna dla ciała. 

- O, Jane, hej - przywitał się Zack.

- Hej - uśmiechnęłam się i wzrokiem poleciałam na Williama.

Spojrzał na mnie i zmierzył, ale nie ukazywał żadnych emocji. Dlaczego kiedy między nami coś się dzieje, to później zachowujemy się tak, jakbyśmy się nie znali? To mnie boli. Okropnie boli. 

- Hej - przywitał się nagle.

- Cześć.

Wyglądał tak pięknie, a ja musiałam się powstrzymywać od tego, żeby na niego nie spoglądać dłużej niż tylko trzy sekundy. Chciałam więcej. William jest piękny i boli mnie to, że nagle jest obojętny wobec mnie. Obok niego jest Ashley i dlaczego nagle rozmawiają? Lubi ją? Podoba mu się? W takim razie dlaczego nie chciał jej pocałować? Ona musi się mu podobać, na pewno. To mnie boli... Dlaczego on nie może poczuć tego bólu, który mnie odwiedza za każdym razem, kiedy widzę ich razem? 

- Co taka cicha, co? - pojawił się obok mnie Zack.

- Umm, co? - otrząsnęłam się i spojrzałam na niego zdezorientowana. - Coś mówiłeś? - spytałam.

Uśmiechnął się tak, jakbym nie dowierzał temu, jak bardzo rozkojarzona jestem.

- No co? - zmarszczyłam brwi jak mała dziewczynka.

- Nie, nic... - uśmiechnął się. - Jesteś cicha, Jane. To do ciebie nie podobne. W sumie od dłuższego czasu zauważyłem, że jakoś cichsza się zrobiłaś - powiedział i usiadł obok mnie. Nasze ramiona prawie się stykały, które w połowie są i tak zanurzone.

- Cały czas jestem sobą - zmusiłam się do uśmiechu.

- Tak, a ja dobrze się uczę - spojrzał na mnie oburzony.

- Przesadzasz... - mruknęłam.

- Will, przestań! 

Spojrzałam przed siebie, kiedy tylko usłyszałam ten irytujący pisk. Moje serce ponownie zakuło, kiedy William miał przez ramie przerzuconą Ashley, którą chciał wrzucić, ale mocno się go trzymała. Puść go. Puść go, jebana suko, a ty ją puść. Nie dotykaj jej nawet.

Przestań.

Dlaczego to robi? Dlaczego to mnie tak boli? Dlaczego..? Ból przeszywa moją klatkę piersiową i czuje ścisk w gardle. Niech tylko Zack nic do mnie nie mówi, bo się rozkleję na miejscu.

- Jane? - usłyszałam.

Miałeś się nie odzywać.

- Co? - rzuciłam i spojrzałam na niego, przegryzając policzek.

- Nie, nic - uśmiechnął się.

Powróciłam wzrokiem przed siebie, ale już William rozmawiał z osobami z naszej klasy, które się także tutaj znajdowały. Ashley siedziała po boku i obserwowała wszystko dookoła. Po chwili nasze spojrzenia się skrzyżowały i nie miałam zamiaru się uśmiechnąć, co ona dokonała. Nie jestem głupia i widzę, jak ten uśmiech skrywa drwinę i prowokacje. Przepadnij, suko.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć. To ciepło chociaż w jakimś stopniu pozwala mi zapomnieć o bólu, który siedzi we mnie i okropnie boli.

$$$$$$$$$$$$$$$

Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam w tej gorącej wodzie. Od razu otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było, a przynajmniej mi się tak zdawało, gdy tylko nie spojrzałam na niego. Siedział niedaleko mnie i aż mi serce przyspieszyło. Cholera, cholera, cholera.

Co zrobić? Zagadać do niego? Normalnie rozmawiać, kiedy to wcześniej unikaliśmy rozmowy? Czuje skrępowanie, nie wiem co robić. Chyba najlepszym wyjściem będzie po prostu pójść już do domku. Tak też zrobiłam i udałam się do wyjścia.

- Jane.

Zatrzymał mnie jego głos i intensywność wymówienia mojego imienia. Drgnęłam całym ciałem i odwróciłam się w jego stronę.

- Co? - spojrzałam na niego, gdy nagle znalazł się bliżej mnie.

- Chodź tutaj.

Zaczerpnęłam więcej powietrza. Moje serce przyspieszyło o wiele bardziej, a w brzuchu zaczęło ściskać. Wykonałam to, o co poprosił i tak naprawdę nie wiem czemu. Jesteśmy sami i mnie to cieszy, czemu? 

- Dlaczego dopiero teraz się odzywasz? - usiadłam obok niego.

- Wcześniej nie było chwili - odparł i nawet na mnie nie spojrzał.

- Aaa... - pokręciłam głową i przegryzłam policzek. - Ciekawe - dodałam.

I nastała cisza. Słychać tylko grzejącą się wodę, która pod wpływem tego paruje. Siedzę obok niego i czuje, jak mi policzki się rumienią, a serce przyspiesza. 

- Jak się czujesz? - spytałam i wypuściłam przeciągle powietrze z nosa. Czuje się dziwnie skrępowana tym.

- Dobrze, a ty? - spojrzał na mnie.

- Też.

- Okej.

- Okej.

I cisza. Rozglądam się dookoła i staram się nie patrzeć na niego. William jest piękny i chcę na niego patrzeć, ale staram się z całych sił, żeby tego nie zrobić. Moje serce cały czas bije i czuje te motylki w brzuchu, to okropne uczucie. Jestem w nim zakochana.

- Jane...

- Will? - spojrzałam na niego od razu, kiedy jego błękitny wzrok lustrował mnie całą.

Nie odpowiedział, a nagle pojawił się przede mną. Zaciągnęłam się powietrzem przez usta i moja klata piersiowa uniosła się mocno w górę. Przeczuwam, że to widzi, a jednak nie odrywa ode mnie tego pięknego spojrzenia. Staje między moimi nogami i w wolnym tempie przybliża się i oddala. Kurwa, nie rób tak.

- Will..? - sapnęłam.

- Nie byłem pijany na tyle, żeby później nie pamiętać.

Pomrugałam kilka razy. Czy on... On... Co? Czy on... wszystko pamięta? Co? Moje serce w tej chwili szalenie wali, a w podbrzuszu aż ścisnęło, zakręciło i nie przestaje. On pamięta. 

- Pamiętasz wszystko? - spytałam. Teraz mój ton zabrzmiał kusząco. 

Odepchnęłam się od ścianki i przybliżyłam do niego. Niestety on odwrócił się, ale w ciągu dalszym nie spuszczał ze mnie wzroku. Cały czas patrzałam mu w oczu i po chwili znalazłam się mu na kolanach, siedząc okrakiem. 

- Jane, lubisz, jak ciebie dotykam? - położył dłonie na moich biodrach.

Proszę, dotykaj mnie.

- Lubie... - wplotłam ręce w jego mokre włosy i unosiłam się w wolnym tempie w górę i dół, oczywiście nie spuszczając z niego wzroku.

- Wiesz, że jesteś piękna? - błądził swoimi dłońmi wzdłuż mojej talii. Przyjemny dreszcz od razu mnie przeszedł. 

- Dziękuje.

Aż mnie ścisnęło. Poczułam podniecenie, przyjemne uczucie w podbrzuszu i prąd przechodzący przez całe moje ciało, a kończące się na kobiecości. Mam okropne myśli i muszę przestać.

- Lubię cię dotykać, Jane.

Przymknęłam oczy. Mów do mnie, proszę. Mów.

Jego dłonie zaczęły błądzić po całym moim ciele. Przejechał po całej długości moich pleców, a kiedy dotykał prawie pupy - zataczał przed nią kręgi opuszkami palców. To było tak przyjemne, że odchyliłam głowę do tyłu i mruknęłam z podniecenia po cichu. Cały czas miałam przymknięte oczy i pozwoliłam, żeby mnie dotykał, żebyśmy to robili znowu. Oddałam się pożądaniu.

Męskie dłonie przejechały po całej talii, a przy okazji kciukami zahaczał o piersi. Prawie jęknęłam z podniecenia, ale przegryzłam tylko wargę. Moje sutki prześwitują przez materiał od stanika kąpielowego i przeczuwam, że już to zobaczył. Zobaczył, że jestem podniecona.

Po chwili to poczułam. Jego usta zaczęły muskać moją szyję i cała się napięłam z cichym jękiem pod nosem. Było mi przyjemne i chcę się temu oddać. Pieprzyć to, że nie możemy. Jego dłonie błądzą po moim brzuchu, talii i plecach. Jest mi cholernie przyjemnie. Poruszałam delikatnie biodrami, ocierając się przy okazji o jego przyrodzenie. Momentalnie ugryzł mnie w szyję, gdzie od razu jęknęłam z zadowolenia.

- E, zakochańce! 

I wszystko zostało przerwane. Kurwa mać. 

William oderwał się ode mnie, a ja od razu z niego zeszłam. Wzrokiem poleciałam na wyjście, skąd dochodził głos i zobaczyłam pracownika ośrodka.

- Zamykamy. Wyłazić - powiedział i wskazał na drzwi.

Spojrzałam na Williama i uśmiechnęłam się, paląc przy okazji z rumieńców. On także był lekko skrępowany. Skierowaliśmy się do wyjścia, a tam prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Will mnie odprowadził pod mój domek, co sprawiło mi takie miłe uczucie na sercu, nie mam pojęcia czemu. Dalej czuje niedosyt i podniecenie, chce więcej. Chce więcej Williama i denerwuje mnie to, że nam przeszkadzają.

- To... cześć - stanęłam przed moim domkiem.

- Cześć - powiedział i wpatrywał się we mnie.

- Will...

- Jane? - odpowiedział od razu.

- N-naprawdę uważasz, że... - odwróciłam od niego zawstydzona i skrępowana wzrok. - Że jestem piękna? - nawet na niego nie spojrzałam.

Ugh, czuje się jak dziecko.

Nie usłyszałam odpowiedzi, a zamiast tego poczułam dotyk na policzku, który został uniesiony. Błękitne tęczówki wbiły swój piękny wzrok w moje czekoladowe, gdzie od razu dostrzegłam te pożądanie i namiętność. William jest piękny.

- Jesteś bardzo piękna... - szepnął i przejechał knykciami po mojej skórze.

Aż mnie dreszcz przeszedł. Wciągnęłam więcej powietrza i przymknęłam na chwile oczy, ale szybko je otworzyłam.

- Dziękuje - powiedziałam.

- Nie dziękuj za prawdę.

I powróciłam do momentu, kiedy mi to powiedział jak był pijany. On... On naprawdę wczoraj wszystko mówił na poważnie i wiedział, co mówi... O mój boże.

- To cześć - odsunęłam się od niego.

- Cześć.

Spojrzałam na niego ostatni raz i weszłam do domku, wypuszczając od razu powietrze z ust, które wstrzymywałam bardzo długo. Dziewczyny śpią i bardzo dobrze. Nie widzą mnie w tak podnieconym i oderwanym od świata stanem. 

Między mną, a Williamem jest inaczej coraz bardziej z każdym dniem, ale... chce go, pragnę.

$$$$$$$$$$$$$$$

I czas wyjazdu. Po śniadaniu mieliśmy godzinę dla siebie i tak naprawdę przeznaczona była ona na spakowanie i inne drobiazgi. O dziesiątej wyjechaliśmy z miejscowości i po sześciu godzinach byliśmy już pod szkołą.

Przez całą drogę od czasu do czasu zerkałam na Williama, który czasami spotykał się z moim wzrokiem, ale wtedy od razu go odwracałam. Czułam zawstydzenie i rumieńce na twarzy. Nie gadaliśmy, ale nie miałam z tym problemu, to chyba nawet lepiej.

Pod szkołę przyjechał mój tata, który od razu wypytywał co i jak. Zdążyłam zauważyć, że coś ukrywa i nie mam pojęcia co. Wyglądał na takiego, który jest na coś przyszykowany, co mnie powoli stresowało i niepokoiło.

W końcu przekroczyłam próg domu. Zaciągnęłam się mocno domowym zapachem, który uwielbiam. Uwielbiam ten zapach lasów tropikalnych i delikatnej cytryny unoszącej się w powietrzu. 

Chociaż dla mnie i tak zapach Williama jest najpiękniejszy.

- Jane, chodź do kuchni! - zawołała mama, gdzie tata od razu się skierował.

Zmarszczyłam brwi, bo nawet nie zdążyłam odnieść walizki do pokoju. Powędrowałam do kuchni jak poprosiła i usiadłam przy wyspie kuchennej, biorąc przy okazji brzoskwinię z koszyczka.

- Coś się stało? - spytałam i spojrzałam na obojga.

- Wyjeżdżamy.

~~

I dla osób, które dalej nie rozumieją, dlaczego Jane mówi, że William jest piękny... Jej nie chodzi tylko o wygląd... Dalej tego nie zrozumieliście? ;-;

Oczywiście to tyczy się tych, którzy dalej nie rozumieli ^^



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro