Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Unoszę podbródek do góry i patrzę w błękitne tęczówki Will'a, które intensywnie się we mnie wpatrują z zamiarem, że także wypowiem te słowa. 

Od dłuższego czasu tylko ja przepraszałam, kiedy lądowaliśmy na dywaniku u dyrektora. Zawsze wystawiałam dłoń na zgodę tylko po to, aby nie mieć problemów. Nie lubię, jak dorośli się mieszają w moje sprawy i Will'a, bo później z tego nie ma zabawy, dlatego zawsze wole przeprosić, niż ciągnąć to przy nich, ale nigdy, przenigdy te przeprosiny nie były szczere, a wymuszone, sarkastyczne, zakłamane, zero współczucia w nich. 

- Przepraszam - rzuciłam spoglądając mu w oczy.

- No! Tak trudno było to powiedzieć? - spytał dyrektor uśmiechając się szeroko.

- Tak.

- Tak - oboje odpowiedzieliśmy oburzonym tonem, tak samo spoglądając na mężczyznę.

- Dlaczego nie może nam dyrektor dać kary, a tylko musimy się do cholery przepraszać? - parsknął Will.

- Odpowiedz mi teraz na pytanie; Co robisz z wielką trudnością? Przepraszasz, czy sprzątasz te papieroski, które wyrzucacie na terenie szkoły? - zapytał.

Teraz to ma sens.

Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego muszę się z nim przepraszać, a nie wykonywać jakiejś kary. Teraz zrozumiałam, że największą karą jest przepraszanie go i najgorszą do zrobienia, niż jakieś sprzątanie albo przesiedzenie dwóch godzin w kozie.

- Możecie wracać na lekcje - machnął do nas gestem ręki.

Zabrałam ze sobą torbę i wyszłam z pomieszczenia, przy okazji ostatni raz obdarowałam moją mamę spojrzeniem, która uśmiechnęła się do mnie. Skierowałam się od razu do wyjścia, a tuż za mną kroczył ten idiota.

- Jesteś jebanym idiotą - rzuciłam, kiedy opuściliśmy gabinet.

- A ty jebaną idiotką.

- Dlaczego nie powiedziałeś, że nas sprowokowali?! - krzyknęłam, a on dotrzymał mi kroku, kiedy kierowaliśmy się na lekcje.

- Bo to nie prawda - prychnął.

-Tak samo jak to, że ja pierwsza zaczęłam!

- I co? Będziesz teraz płakać? - zaśmiał się.

- Tak, z powodu twojej głupoty - burknęłam.

- Jestem najinteligentniejszy, zapamiętaj to sobie - powiedział dumnym głosem.

- Śmieszny jesteś. Twoja mamusia wie o jedynkach, które nazbierałeś? - prychnęłam.

- Serio mam jedynki? - zmarszczył brwi.

- Nooo. Nie było ciebie, więc masz.

- Kurwa, właśnie! Nie było mnie! 

- Boże, jak ty mnie irytujesz... - przekręciłam oczami i przyspieszyłam.

- Dziękuje, że porównujesz mnie do boga. Szkoda tylko, że nie stworzyłem żadnego drzewa - prychnął.

- Bóg nie istnieje - fuknęłam.

- Ateistka się znalazła. 

- Powiesz mi, że ty wierzysz, hahaha - wybuchłam śmiechem.

- Nie wiem w co wierze, mam to gdzieś - wzruszył ramionami.

- Dobra, idioto, koniec tej miłej rozmowy już - otworzyłam drzwi do sali. 

I oczywiście ten arogancki idiota musiał się wepchnąć i wejść do sali jako pierwszy. Nie przejęłam się tym, że nie zachował się, jak dżentelmen i mnie nie wpuścił, nie stać go nawet na takie zachowanie, hah. Przejęłam się tym, że znowu nadepnął mi na buta, a to oznacza kolejną prowokacje, kurwa mać.

- Szmata - szepnęłam przechodząc obok niego.

- Kurwa - usłyszałam z jego strony.

Zdenerwowałam się, mocno. Pomimo tego, jak się wyzywamy i kłócimy, to żaden facet nie powinien tak mówić do kobiet. Nie to, że pod tym wyzwiskiem coś się kryje, tylko po prostu nienawidzę takiego czegoś, a zwłaszcza z jego ust. Zawsze obrywał ode mnie za to coś i dalej się nie nauczył? 

Zamachnęłam się i mocno walnęłam go otwartą ręką w głowę. W klasie wybuchły ciche chichoty, a zauważyłam, jak Will cały się napina. Po chwili chwycił mnie za łokcie i mocno przyciągnął do siebie. W pewnym momencie się przeraziłam i jestem pewna, że on ten strach widzi. 

Jego błękitne oczy nie wykazywały niczego, oprócz złości i tylko złości, moje zaś - strach, ale przez moment. Przeraziłam się, to oczywiste. Jeszcze jego mocny uścisk na mojej skórze... 

- Zrób tak jeszcze raz, a pożałujesz - wysyczał.

- Co się dzieje?! - gwałtownie zareagowała nauczycielka.

Mój oddech był przyspieszony i klatka piersiowa unosiła się co chwilę w górę. Kiedy Will zorientował się, że trzyma mnie zbyt mocno, puścił od razu i warknął coś pod nosem. 

- Dopiero co wróciliście od dyrektora, mało wam?! - stanęła obok nas zrzędliwa nauczycielka od biologii.

Nie odezwałam się, a ostatni raz obarczyłam go wzrokiem i zasiadłam do ławki. On postąpił tak samo i powędrował na koniec sali do swojego kumpla - Zack'a. 

- Henderson, Olivers, po lekcjach zostajecie za karę! 

- Co?! - krzyknęłam. - Jak ja nic nie zrobiłam! - broniłam się.

- Nie obchodzi mnie to! - zasiadła przy biurku, które pod takim wpływem się zatrzęsło. - Jesteście dwójką najgorszych uczniów, których uczę! Wstydźcie się za siebie! 

- Przynajmniej jesteśmy wyjątkowi - prychnęłam.

- Bezczelna! - oburzyła się i skarciła mnie spojrzeniem. - Masz dodatkową godzinę, Henderson! 

- Hahahaha! - zaśmiał się William z końca ławki.

- Zamknij się, Olivers! - warknęłam.

- William! Tak ci jest do śmiechu? Ty także masz dodatkową godzinę! 

- Proszę pani, ale ja mam zajęcia dodatkowe, nie może pani! - zaczął się wymigiwać.

- Niech pani go nie słucha, on kłamie! Mieszkam niedaleko niego i wiem, kiedy i o której wraca do domu! 

- Zamknij się, Henderson! - warknął do mnie.

- Oboje macie się uspokoić, w tej chwili! - nie wytrzymała nauczycielka.

$$$$$$$$$$$$$$$

- Naprawdę znowu była twoja mama i jego u dyrektora? - spytała Chel.

Rachel to moja przyjaciółka od dzieciństwa. Pomimo tego, ze jest ode mnie o rok starsza, chodzi do innej klasy i nie mieszka ze mną, to i tak jesteśmy, jak siostry. Jest to córka przyjaciółki mojej mamy - pani Mindy. 

Ta blondynka nie jest wysokiego wzrostu. Jest niska, sięga mi do brody, co jest bardzo słodkie. Mój wzrost to metr sześćdziesiąt siedem, więc także nie jestem olbrzymem. Ma piękne włosy, pomimo ich długości, które sięgają jej tylko do ramion. Ma puszyste, lśniące blond z przekładaną grzywką na bok. 

Jest chuda, szczupła i bardzo ładna. Ma piegi, których nienawidzi, a są naprawdę słodkie. Pełne, różowe usta, mały nosek i duże, niebieskie oczy. Jest taką niewinną i delikatną osiemnastolatką. Jedynie czego nienawidzi w sobie, to... piersi. Ma małe, ale moim zdaniem to nie jest złe. Chociaż ma tyłek zajebisty! 

Trochę to dziwne, bo jej mama ma ogromne piersi, a ona małe. Skąd ta dziedziczność? Po kim to? 

- Tak i przez tego kretyna mam dwie godziny lekcji dodatkowych po szkole - burknęłam.

- Jezu, dlaczego wy nie możecie normalnie ze sobą gadać? Niedługo macie osiemnastkę, kurde no... - rzekła smutniejąc.

Racja. Mam za niecałe trzy tygodnie urodziny tego samego dnia, co ten kretyn. Ta myśl powoduje, że radość w moje urodziny znika.

- Nie wspominaj mi nic o tym, bo jebnę.

- Tyle lat w nienawiści... Ja bym tak nie mogła - zrobiła większe oczy i wypuściła powietrze z ust ze świstem.

- No widzisz, a jednak my tak potrafimy.

- Ogarnijcie się, bo to robi się denerwujące. Nie można z wami nigdzie wyjść, bo prędzej czy później niszczycie to kłótnią. 

Zrobiło mi się przykro teraz. Poczułam wyrzuty sumienia, bo przez nasze kłótnie znajomi nie mogą być w dobrym humorze... Co, jak przestaną się do nas odzywać? Co, jak przez to od nas się odwrócą? I to wyłącznie nasza wina...

Nie, jego!

Ale on mnie tak okropnie irytuje! To jest zakochany w sobie arogant, który myśli, że wszystko może! Zawsze taki był! On mógł, a jak ktoś coś robił, to nie! Zawsze chciał pokazać, że to on jest najważniejszy, co mnie wręcz doprowadzało do wściekłości!

- Dobra, ja idę i powodzenia - poklepała mnie po ramieniu, kiedy zabrzmiał dzwonek na lekcję.

Skierowałam się do szatni od wf-u, bo ostatnia lekcja, to wf z chłopakami, a później te cholerne do odrobienia z tym idiotą... 

- Jwow, co dzisiaj robimy? - spytała Caroline, dziewczyna z drużyny cheerleaderek. 

Jwow, to moje przezwisko. Dużo osób tak do mnie mówi, a na dodatek mam taki nadruk z tyłu bluzki cheerleaderskiej. Nie pamiętam w sumie skąd się to wzięło... J to z pierwsza literka mojego imienia, a te wow nie przypominam sobie skąd się wzięło.

- Pewnie piramida - wzruszyłam ramionami i zaczęłam się ubierać w strój.

- Która na górze? - spytała Ashley.

Odwróciłam się w stronę dziewczyn i rozejrzałam się dookoła. To musi być dziewczyna chuda, drobna, lekka, ale i wygimnastykowana.

- Hej, Mia? - spytałam.

- Tak? - spojrzała na mnie.

- Jesteś na górze w piramidzie - założyłam bluzkę.

- Okej - uśmiechnęła się.

Ciesze się, że mam zgraną drużynę i nie ma kłótni. My, jako dziewczyny traktujemy się, jak siostry. Jesteśmy zgraną grupą, co rzadko się zdarza. Trenerka także ma z nami dobry kontakt.

Strój składa się z niebiesko-czerwonych kolorów. Top sięgający mi do pępka, spódniczka, która sięga do połowy ud, oczywiście pod nią jest materiał, który zasłania bieliznę. I są do tego podkolanówki. Ładny, ukazujący atuty dziewczyn, podkreślający krągłości, ale i zakrywający to, co trzeba. Nie narzekam na strój. 

- Dziewczyny! - krzyknęła nasza trenerka.

Całą klasą - oczywiście ta część damska - skierowałyśmy się na korytarz, gdzie czekała na nas średniego wzrostu, po trzydziestce, jak zwykle jej blond włosy były zawiązane w niskiego kucyka, trenerka.

- Tak, trenerze? - zawołała jedna z dziewczyn.

- Dogadałam się z panem Fallton'em i macie dzisiaj przez te pieprzone czterdzieści pięć minut dać wycisk facetom. Mają oni niedługo mecz, dlatego do dzieła dziewczyny! 

Na samo usłyszenie tego, oburzyłam się. Mam tylko nadzieję, że nie będę z tym jebanym kretynem, bo nie wyrobię tam. Choć z drugiej strony dałabym mu taki wycisk, że by się posrał.

Weszłyśmy na ogromną halę gimnastyczną, gdzie każdy chłopak już coś robił indywidualnego z piłką. Oczywiście nie zabrakło podgwizdów, kiedy weszłyśmy. 

- Dobra, panie i panowie! - zawołał ich trener i wyszedł na środek. Momentalnie każdy chłopak przestał kozłować piłką. - Dobieram teraz pary i mam nadzieję, że każdy będzie zadowolony. 

Niektórzy coś wymamrotali pod nosem, a niektórzy odpowiedzieli ''Jasne''. Ja zaś błądziłam myślami, żeby tylko nie być z nim, żeby nie być z nim... 

Ich trener czytał nazwiska za nazwiskami, a w tym padło Olivers. Jakże mi ulżyło, kiedy był w parze z Ashley, która na moje oko już miała mokro w majtkach.

Żenada.

- Henderson i Lutcher - usłyszałam.

Spojrzałam na Zack'a, który macha do mnie i uśmiecha się od ucha do ucha. Przekręciłam oczami, a w tym samym czasie zauważyłam, jak Will go mierzy wzrokiem. 

- Liczę na to, że panienki dacie wycisk facetom! - krzyknął na koniec trener.

Pomaszerowałam ze skrzyżowanymi dłońmi pod piersi do przyjaciela Will'a, który już czekał na mnie w wybranym przez niego miejscu. Czyli koniec sali, lewy kąt. 

- Od czego zaczniemy, trenerko? - spytał czarującym tonem, posyłając mi ten uśmieszek do podrywu.

- Siadaj - burknęłam, na co on już zareagował męskim instynktem.

- Co ze mną zrobisz? - spytał intensywniej i kiedy usiadłam na przeciwko niego, jego wzrok od razu poleciał na moje krocze.

- Chcesz zobaczyć? - spytałam chwytając za końcówkę spódniczki. - Patrz - uniosłam ją w górę.

I tak nic nie zobaczył, bo drugi materiał zakrywa wszystko, a i tak tam spojrzał. Faceci...

- Powtarzaj moje ruchy - nakazałam i zaczęłam wykonywać.

Na początku zaczęliśmy od rozgrzania górnej partii ciała. Do wyprostowanych nóg schylaliśmy się, a chyba bardziej ja, bo on był skupiony na moim biuście, kiedy robiłam skłony. 

- Jak długo będziesz się gapił w moje cycki? - burknęłam. 

- Dopóki mi się nie znudzi, ale nie wydaje mi się, że szybko... - zaśmiał się.

Wstałam, a on wykonał to samo, co ja. Odruchowo rozejrzałam się po całej sali i wzrokiem dostrzegłam ćwiczącego Will'a z Ashley. To znaczy on nie ćwiczył, a tylko ta blondynka. On za to sobie wygodnie leżał na plecach na podłodze, z założonymi rękoma za głowę. Kiedy nasz wzrok się spotkał, od razu powrócił do ćwiczeń i odwrócił głowę, co musiało świadczyć o jednym...

On nas obserwował?

- Co tam powiesz, złotko? - spytał.

- Rób przysiady. 

Zmarszczył brwi, bo nie wiedział o co chodzi, ale kiedy wskoczyłam na niego, już zrozumiał. Owinęłam nogi wokół jego bioder i zarzuciłam ręce na karku, on zaś położył swoje dłonie na moich biodrach i zaczął robić przysiady.

- Jwow, co tak na ostro? - mruknął.

- Chcesz, żebym przestała? - spojrzałam mu w oczy.

- Nie, nie... Jest idealnie - zachichotał. - Co robisz w sylwestra? - zapytał.

- Pewnie na imprezę się wyjdzie - wzruszyłam ramionami.

Kropelki potu zaczęły spływać po jego skroni, a końcówki jego ciemno-blond włosów zaczynały być wilgotne. Nabierał więcej powietrza za każdym razem, kiedy się schylał i wstawał.

- Ja robię imprezę, chcesz wpaść? 

- Serio? - prychnęłam. - Naprawdę chcesz mnie zaprosić? Nie boisz się, ze rozwalę ci imprezę z Will'em? Zwłaszcza, jak będziemy nawaleni? - spojrzałam na niego z kpiną. 

- Boże, musicie zwracać na siebie uwagę? Odpuśćcie i bawcie się, a nie... - przekręcił oczami. - Możesz przyprowadzić ze sobą Chel, bo pewnie ją chcesz wziąć - uśmiechnął się.

- Dzięki. A jeśli chodzi o Will'a, to będę się starać.

- Pogadam też z nim - jego dłonie powędrowały niżej. Położył je na moich pośladkach.

- Nie rozpędzasz się? - uniosłam jedną brew w górę.

- Co, jak, co? - uśmiechnął się zadziornie. 

- Dobra, następne - zeszłam z niego. - pompki.

Warknął z dezaprobatą pod nosem i ustawił się do pompek, a ja usiadłam mu na plecach. 

- Olivers, ruszaj się! - usłyszeliśmy trenera.

Prychnęłam pod nosem i odwróciłam się do Will'a, który nie zmienił swojej pozycji z wcześniej. biedna Ashley ćwiczy sama, a on się opierdala.

- Proszę pana, ale to jest książę, on nic nie musi! - krzyknęłam sarkastycznie.

- Zakryj dupę, Henderson, bo nie mogę się skupić! - dogryzł mi Will.

Momentalnie na moich policzkach pojawiły się rumieńce i odruchowo spojrzałam do tyłu i tak, moja spódniczka podwinęła się do góry... Od razu zakryłam się i powróciłam wzrokiem na plecy Zack'a.

- Koniec... - wypuścił powietrze z ust i położył się płasko na podłodze.

- Co tak słabo, co? - zachichotałam.

- Słabo? - przekręcił się tak, że siedziałam na nim okrakiem, a jego dłonie wylądowały na mojej talii. - Mogę wytrzymać dłużej - obdarował mnie tym czarującym uśmieszkiem.

- Naprawdę się rozpędzasz... - prychnęłam i chciałam z niego zejść, ale przytrzymał mnie. - Puść, bo będę krzyczeć.

- Z przyjemnością tego posłucham - uśmiechnął się.

- Puść mnie, no! - zaczęłam się wierzgać i to był błąd...

Z racji tego, że siedziałam mu na kroczu, a kręciłam także biodrami... Chyba mu stanął! 

- Przestań, proszę... - rzucił błagalnie, uśmiechając się przy tym.

- To mnie puszczaj, bo będę dalej naciskać - warknęłam. 

- Jeśli będę mieć z tym problem, ty mi go rozwiązujesz - prychnął.

- Chyba cię pojebało! - krzyknęłam zbyt głośno.

Na sali zapadła grobowa cisza i krępujące było to, że wszystkich wzrok poleciał na nas, gdy ja dalej na nim siedziałam. Momentalnie poczułam palące się policzki, a na dodatek po sali rozniosły się gwizdy. 

- Kto ma takie piękne słownictwo, co? - odezwał się trener.

- Przepraszam... - wymamrotałam niewinnie.

- Zack, wymyśl karę dla koleżanki za tak piękne słowa - uśmiechnął się trener.

Spojrzałam na chłopaka, który obdarował mnie cwaniackim uśmieszkiem. Zeszłam z niego i poprawiłam spódniczkę. 

- No, mała, to teraz ode mnie coś dostaniesz... - Zack wstał zaraz po mnie. 

- Zaskocz mnie - przez przypadek mój wzrok poleciał na jego kroczę, gdzie było delikatne wybrzuszenie. Zauważył to...

- Ooo, chcesz tego - uniósł zabawnie brwi w górę.

- W cipkach nie gustuje, wybacz - rzuciłam.

Momentalnie jego mina przybrała oburzenia, ups. 

- Chcesz sprawdzić, czy na pewno cipka? - stanął obok mnie.

- Dobra, dawaj mi tą karę... - burknęłam i machnęłam dłonią.

- Sześćdziesiąt skłonów do podłogi na wyprostowanych nogach.

Och, ciekawe czemu...

Obdarowałam go złowrogim spojrzeniem i zabrałam się do roboty. On za to stanął za mną i przypatrywał się moim ruchom, a bardziej chyba pupie.

- Lutcher! - usłyszeliśmy Olivers'a.

Spojrzałam na Will'a, który spogląda na nas. Obarczył mnie krótkim i wrogim spojrzeniem, a po chwili powrócił do swojego przyjaciela.

- Olivers! - wydarł się Zack.

- To ciota! - dodałam.

- Ciotę to ty masz co miesiąc przez tydzień! - odbił piłeczkę czarnowłosy.

- Ty codziennie z rana! 

- Koniec tego! - krzyknął trener. - Henderson, Olivers, do mnie! 

Wyprostowałam się i powędrowałam do trenera, do którego także kierował się ten kretyn. Boże, sam widok jego osoby mnie denerwuje...

- Jane, pięćdziesiąt przysiadów. William, pięćdziesiąt brzuszków.

Czarnowłosy warknął pod nosem i zabrał się do roboty. Ja odeszłam od niego kawałek i także wykonywałam czynność, która chyba po dziesięciu skłonach sprawiała mi trudność.

Zrobiło mi się słabo. Zapomniałam przed wf-em czegokolwiek się słodkiego napić albo chociaż zjeść. Tak to jest, jak się ma cukrzycę... Moja mama ma cukrzycę, a ja po niej odziedziczyłam.

- Proszę pana... - podeszłam do trenera chwiejnym krokiem. - Mogłabym pójść do szatni? 

- Dokończ najpierw - nakazał krzyżując dłonie pod klatkę piersiową.

- Źle się czuje, bardzo proszę... 

- E, e, e, e! Takie wymówki, to nie do mnie! - pokręcił palcem przed moim nosem.

- Ale ja naprawdę...

- Trenerze, ona ma cukrzycę.

Zjawił się i on. Żałosny obrońca stanął u mego boku i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Nie potrzebuje jego litości ani łaski, niech się jebie.

- A, to przepraszam - puścił mnie. 

Skierowałam się do szatni za pozwoleniem trenera. Niestety ten dureń podążał za mną, jak pies za suczką. 

- Możesz sobie iść - burknęłam wchodząc do środka. Usadowiłam się na swoim miejscu i zaczęłam grzebać w torbie.

- Znaj łaskę pana i ciesz się, że to dzięki mnie tutaj jesteś - stanął na przeciwko mnie z założonymi rękoma pod klatką piersiową.

- Kurwa, denerwujesz mnie! - nawet nie wzięłam łyka soku, a wydarłam się na niego. - Spierdalaj stąd! 

- Może mi podziękujesz? - prychnął.

- Chuja do ręki ci mogę dać - zakpiłam sobie.

- Wiesz, w każdej chwili... - wymruczał i chwycił za sznurówkę w swoich spodniach. Powolnym ruchem zaczął ją odwiązywać. - Możesz mi podziękować, w sposób zadowalający...

Momentalnie pojawiły mi się rumieńce na twarzy, a oprócz nich złość się we mnie zagotowała. Najgorsze było to, że jego osoba była na przeciwko mnie, a krocze równało się z moim wzrokiem.

- Chyba cię...

I nie dokończyłam, bo poczułam się słabo. Przed oczami miałam mroczki, a ciało zaczęło się gotować wraz z głową. Poczułam, jak lecę do przodu,a po chwili już nastała ciemność.

$$$$$$$$$$$$$$$

I mam teraz takie pytanie... Czy postacie nie przypominają wcześniejszych..? Mam takie wrażenie, że tak...

Czy to przeszkadza? Czy komuś się to nie podoba i będzie nudne? Czy coś zmienić? 

Dziękuje osobom, które odpowiedzą szczerze.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro