Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapinam ostatnią walizkę i unoszę się na wyprostowane nogi. Patrzę na telefon i dochodzi siódma, więc za pół godziny mam być pod szkołą. Mam czas, bo tata mnie zawozi, więc jest wszystko dobrze. 

Siadam na krześle przy biurku i przeglądam telefon. Niestety myślami cały czas powracam do tego, co się działo wczoraj. Po pierwsze, do szkoły nie miałam psychicznie siły, żeby pójść. Po drugie, zorientowałam się już, że ojciec i William za sobą nie przepadają. Po trzecie... widział cięcia, widział je.

Tego chyba najbardziej się obawiałam. Na dodatek wszedł sobie, gdy byłam w samej bieliźnie... Nawet teraz, kiedy sobie to przypominam, ten jego wzrok na mnie... mam rumieńce i skręca mnie w brzuchu. Popłakałam się przy nim i przytuliłam, a powiedziała sobie, że nie, koniec, a co..? Nie mogę i powracam do tego... Mieliśmy zapomnieć, a jednak nie potrafię i cholernie mnie do niego ciągnie, ciągnie, ciągnie i będzie ciągnąć, kurwa mać.

Kiedy zobaczyłam jego zabandażowaną rękę, to tak dziwnie przykro mi się zrobiło... Nie wiem czemu, ale czułam smutek, że coś mu się stało... Wyjaśnił, że to zwykłe przecięcie nożem, ale jakoś mi się nie chcę w to wierzyć, żeby zwykły nóż zrobił taką ranę, aby tak mocno i szczelnie zabandażować rękę.

Obiecałam mu, że już nigdy się nie skrzywdzę, ale... to jest ciężkie. To jest cięższe niż ta druga obietnica, naprawdę. Czy on wie, że to z jego powodu? Sprawianie sobie bólu, a jeszcze w ten sposób jest uzależniające, zwłaszcza, że jestem słaba. Jestem słaba, głupia i słaba jeszcze raz. 

- Skarbie... - usłyszałam łagodny ton mojej mamy.

- Hmm? - spojrzałam na nią.

- Zbieraj się, tata czeka na dole już - uśmiechnęła się.

- Dobrze - odparłam i wstałam z krzesła.

- Tylko nie kłóć się z Williamem tam na wycieczce - oparła się o framugę drzwi i przyglądała, jak męczę się z walizkami.

- Wiem mamo, nie musisz mi tego mówić - burknęłam.

- Tak? Jakoś wcześniej tego nie wiedziałaś - zakpiła sobie. 

- My naprawdę już się nie kłócimy, dlaczego nie możecie tego zrozumieć? - stanęłam przed nią.

- Taak? - cały czas kpiła ze mnie, na co wywróciłam oczami. - A od kiedy ta zmiana, hmm? - skrzyżowała dłonie pod piersi.

Spojrzałam na nią mrugając kilka razy i przybierając rumieńców. Ja sama nie mam pojęcia od czego się zaczął... nasz bliższy kontakt. Poza tym to nie mogło się wydarzyć, a wydarzyło. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja... jestem w nim zakochana.

- Po prostu znudziło nas to - odwróciłam się do niej plecami.

Pale się z rumieńców, a ona jeszcze kpi sobie ze mnie. 

- W takim razie bardzo dobrze, że już tą dziecinną nienawiść macie za sobą - powiedziała. - Szykuj się, skarbie i miłej wycieczki ci życzę - podeszła do mnie i pocałowała w głowę.

- Dziękuje.

$$$$$$$$$$$$$$$

- Mam nadzieję, że alkoholu nie schowałaś - powiedział podejrzliwym tonem, choć słyszałam w tym rozbawienie. 

- Tato... - przekręciłam oczami i złapałam za walizkę, którą wyjął mi z bagażnika.

- Tak wiem, kochasz tą moją nadopiekuńczość - prychnął.

- Powiedzmy...

- Baw się dobrze i nie rozrabiaj - poczochrał mi włosy.

- Dziękuje - zmarszczyłam brwi i z powrotem ułożyłam włosy do poprzedniego stanu. - Umm, tato...

- Tak? - spojrzał na mnie.

- Umm, nie... Nie, nic już - uśmiechnęłam się.

- Tak, bardzo ci dziękujemy, że dom zostawiasz tylko dla nas - uśmiechnął się cwanie.

- Tato! - zarumieniłam się.

Boże, to takie krępujące... Moi rodzicie nigdy nie należeli do tych, którzy się chowali z czymkolwiek. Są bezpośredni i niegrzeczni! To znaczy w sumie już wiem po kim to mam, ale... Oni mają po czterdzieści lat! Tak już w tym wieku nie wypada! 

- Spokojnie, nie dotkniemy twojego pokoju - dodał rozbawiony.

- Ugh, pieprzcie się! - przekręciłam oczami.

- Hej, nie wyrażaj się tak! - prychnął rozśmieszony, choć chciał udać wkurzonego. - A tak na marginesie, to tak i to ostro.

- Co tak i to ostro? - spojrzałam na niego.

Nie odpowiedział, a posłał mi zadziorny uśmieszek i pocałował w głowę na pożegnanie. Wsiadł do samochodu i odjechał, a ja głupia cały czas myślę nad tym, o co mu mogło chodzić... 

Kurwa.

Naprawdę mam strasznych rodziców... Otrząsnęłam się z krępujących myśli i ruszyłam do osób z klasy, którzy są już na miejscu. Rozejrzałam się wokół wszystkich i nie dostrzegłam jeszcze Williama, choć prawie cała klasa już była.

- Hej - przywitałam się z dziewczynami.

- Jwow! Jesteś ze mną i Caroline w pokoju? - spytała podekscytowana Mia.

- Tak, mogę - uśmiechnęłam się.

Wzrokiem przeleciałam po pozostałych i natknęłam się na Ashley, która spoglądała na mnie... jakby smutna? Patrzałam jej w oczy, ona moje pomimo tego, że Cleo coś do niej nawijała. Uśmiechnęła się delikatnie i zanim odwzajemniłam gest - powróciła do kontaktu wzrokowego ze swoją przyjaciółką. 

Nie to, że nie lubię Ashley, lubię ją. Po prostu... denerwuje mnie, wkurwia nawet. Nadal boli mnie to, że całowała się z Williamem. Nadal czuje się zazdrosna o nią, kurwa. On się z nią całował, ja to nadal pamiętam i nie zapomnę. Jesteśmy razem w klasie i na dodatek w drużynie cheerleaderskiej, a to jeszcze gorzej mnie nastawia do niej, ale nie chcę się z nią kłócić. 

I po chwili zobaczyłam, jak William razem z Zack'iem witają się z chłopakami. Nie wiem czemu, ale spojrzałam na Ashley, której wzrok od razu padł na Olivers'a. Jej natarczywe spojrzenie na niego w ogóle nie zostało odwzajemnione, nie spojrzał na nią, a za to na mnie. Spotkałam się z jego błękitnym i pięknym spojrzeniem, które trwało dokładnie siedem sekund. Po tym czasie mój obraz zasłonił Zack.

Nienawidzę cię.

- Jwow! -przytulił mnie blondyn i podniósł, jednocześnie zaczął się kręcić wokół własnej osi.

- Udusisz mnie, Zack - sapnęłam, ale objęłam go wokół.

- Co tam, maleńka? - postawił mnie na ziemie i uśmiechnął się szarmancko.

- Dobrze, zimno, dobrze, dalej zimno - zaczęłam drżeć.

- Ciepło u mnie zawsze znajdziesz - wystawił ręce przed siebie i posłał ten czarujący uśmieszek, którym podrywa inne dziewczyny.

- Lutcher.

Aż drgnęłam na mocny nacisk na nazwisko Zack'a. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Williama, który stoi i po prostu nam się przygląda. Tak o. Czemu? I serce musiało przyspieszyć, i oddech musiał stać się głębszy, a każdy jego bliższy krok w naszą stronę musiał sprawiać, że moje nogi stawały się jak z waty.

- Olivers, nie przywitałeś się z Ashley? - zakpił sobie blondyn.

Aż mnie serce zabolało na usłyszenie tego słowa. Spojrzałam przelotnie na Williama, który także spojrzał na mnie, ale szybko powrócił do przyjaciela przybierając poważniejszej postawy. Nie chciałam tego słuchać, dlatego odeszłam od nich z chęcią podejścia do Caroline i Mi'i, ale Zack najwidoczniej miał inne plany.

- Jwow, gdzie mi uciekasz, co? - złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Obiłam plecami o jego tors, a on od razu objął mnie wokół.

- Puść, zanim skończy to się dla ciebie źle - ostrzegłam, a Will prychnął pod nosem.

- Jejku, Jane, przecież ci zimno, prawda? - zaczął w wolnym tempie nami kołysać.

- Liczę do trzech.

- Stary, radzę ci ją puścić - prychnął Will. - Ja już znam te jej liczenie! - zaśmiał się.

Spojrzałam na Will'a i także się uśmiechnęłam. Jego wzrok spoczął na mnie, a piękny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Boże, on jest taki słodki. Rumienie się, wiem to i wiem, że on to widzi, ale mam to gdzieś. Jego uśmiech powoduje motylki w moim brzuchu. To uczucie naprawdę jest miłe, ale najgorsze, bo to przy nim...

- Jwow, skrzywdziłabyś mnie? - mruknął smutnym głosem.

- Puść. Trzy.

- A dlaczego ty taka niedostępna jesteś, co? - zachichotał i w ciągu dalszym trzymał mnie w objęciach.

- Bo jestem incognito. Dwa.

- Sam tego chciałeś, Zack... - William pokręcił głową z dezaprobatą i najwyraźniej kpił z Lutchera.

- Nie przesadzajmy, Will - uśmiechnęłam się zadziornie, na co on zareagował tak samo.

- Hej, przecież mówiłaś, że jest ci zimno, więc o co chodzi, Jwow? - uśmiechnął się blondyn.

- Ale chcę, żebyś mnie puścił. Jeden.

Nie puścił, a ja jeszcze specjalnie odczekałam te kilka sekund. Zack stał w rozkroku, więc uniosłam z tyłu nogę i naprawdę... aż poczułam, jak to musiało go boleć. Idealnie trafiłam w jego kroczę, gdzie on gwałtownie zgiął się w pół i złapał za obolałe miejsce. Zaczął wić się i kląć pod nosem, a ja odeszłam od nich kierując się od razy do dziewczyn.

- Ostrzegałem, stary... - usłyszałam kpinę ze strony Will'a.

- Kurwa mać - syknął blondyn w ciągu dalszym cierpiąc.

I nagle zawołała nas wychowawczyni do zbiórki. Robiła swoje i już po kilku minutach znaleźliśmy się w autokarze. Oczywiście na tylne siedzenia poleciała piątka chłopaków; William, Zack, Patrick, Josh i Jack. Piątka agentów klasowych, która idealnie się dobrała, aby przeszkadzać wszystkim. Usiadłam z Caroline miejsce dalej od tej piątki i nie wiem, czy to był dobry pomysł...

- Idziesz spać? - spytała mnie blondynka.

- Chyba tak - wyciągnęłam słuchawki i owinęłam się kocem.

- To witaj w klubie, bo ja też - uśmiechnęła się i wyciągnęła poduszkę, opierając ją od razu o okno i kładąc na niej głowę.

Puściłam piosenkę w telefonie i już po kilku sekundach oderwałam się od rzeczywistości. Piosenka Far away, Nickelbacku przypomniała mi o prezencie, który dostałam od Williama na urodziny. Robi mi się bardzo ciepło na serduszku, kiedy o tym myślę, cholera.

$$$$$$$$$$$$$$$

Nie minęło nawet dwadzieścia minut od wyruszenia, a już poczułam kopania w moje siedzenie. Zdjęłam słuchawki z uszu i zdenerwowana i zniecierpliwiona odwróciłam się do tyłu.

- Możesz przestać?! - warknęłam.

Pomrugałam kilka razy i w sumie widok, który zastałam mnie nie zdziwił. Kto za tym wszystkim stał? William, który przygląda mi się z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy i na sekundę chociaż nie przestaje kopać.

- Nie - odparł.

- Will... - syknęłam. - Spierdalaj, proszę.

- Słowo proszę tak słodko brzmi z twoich ust - mruknął.

Zmarszczyłam brwi i poczułam już grzejące się policzki. Odwróciłam się w swoją stronę i ułożyłam wygodniej na siedzeniu. Założyłam z powrotem słuchawki i zamknęłam oczy, naciągając na siebie bardziej kocyk.

Po chwili znowu poczułam, jak kopie w to głupie siedzenie.

Kurwa mać.

No to podróż zapowiada się ciekawie. 

$$$$$$$$$$$$$$$

Omg, jaki krótki i bardzo nie jestem zadowolona z niego... Przepraszam, za taki rozdział ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro