III. Święta! Święta!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-U Pawła i u Paulinki-

-Kochanieee- zaczyna Paulina
-Tak? - Paweł pyta robiąc coś w kuchni
-No bo jest sprawa, chciałabym abyś opuścił lady...-
-Paulina.-przerywa jej
-Ale poczekaj no...
-Nie, koniec i kropka
-Ale czemu?!
-mówiłaś że lubisz LP
-No wiem...
-No to co się dzieje? Ten zespół to jedyne co trzyma mnie tutaj- dodaje cicho
-mówiłeś coś?
-tak, o co chodzi czemu mam odejść?
-UH....- wymyśla coś
-Bo ten cały Janek...
-Co z Jankiem?
-On się do mnie klei i ja się go boję...
-Czekaj co, co ci zrobił?

*Paulinka opowiada jakieś historie jaki to janek nie jest bo musi coś wymyślić*

-Paulina. wiem że, kłamiesz Janek nigdy by takiego czegoś nie zrobił, znamy się od lat!

-Nie wierzysz mi...?-patrzy na niego szklanymi oczami

-Kurwa...Paulina wybacz, są święta. Nie mam czasu na takie pierdoły...jadę na święta do rodziców

-ZOSTAWIASZ MNIE!?

-nie no ty jedz do swoich albo dawaj ze mną- mówi to tak znudziny jak tylko sie da-

-...

-No co? Paula ja na poważnie muszę jechać di rodziców

-pojebało cie? Dobra jedz sobie do nich tam...

-zła?

-tak

-a...-całuję ją w policzek.

-Paweł...kocham cię...proszę nie jedź

-ehh...wiesz...muszę, nie widziałem ich trochę, idę do sklepu po mandarynki i zaraz wracam

-No dobrze...

*Paweł ubrał buty i kurtkę, wziął czapkę,  wyszedł z domu i ją założył*

-w sklepie-

*Paweł wchodzi do sklepu i widzi Edmunda*

-Japierdole tylko nie on...-mówi pod nosem Paweł.

-O Jezus Maria to on...-mamrocze Edmund. Szybko poszedł do innej alejki aby uniknąć Pawła.

-a  to skurwysyn...unikać mnie będzie...-mamrocze.
-no ale wsumie to my się nie lubimy ...*pomyślałem*

  Edmund szybko wziął ostatnie mandarynki i zapłacił. Spierdolił z sklepu tak szybko jakby miał motorek w dupie

NO TY SKURWIELU-
Powiedział prawie na głos Paweł
To były moje mandarynki a teraz muszę zapierdalać 30km do innego sklepu boże
Pomyślał i przewrócił oczami wychodząc.

   Paweł szybko ruszył do kolejnego sklepu, oczywiście miał tam tylko 20 minut pieszo. Ale jak zawsze przesadzał.
Kupił mandarynki za 12 złotych, bo to były ostatnie które pani Jadzia trzymała pod ladą dla rodziny, ale rodzina nie przyszła po nie i dlatego postanowiła je sprzedać Pawłowi, który był jej znajomym ze szkoły. Paweł wrocil do domu z dość smutnym wyrazem twarzy, wszedł cicho i powoli, zdjął buty I kurtkę. Był w drzwiach szukając swojej dziewczyny, ale tej nigdzie nie było. Szukał w kuchni, nie ma, w łazięce,nie ma, nagle wszedł do pokoju i zobaczył Paulinę w łóżku z jakimś facetem

-H-hej...! Nie wiedziałam że tak wcześnie wrócisz...- powiedziała przerażona kobieta i szybko zakryła się kołdrą.

-Wychodę, wracam za 30 minut. W tym czasie ty się spakujesz i się wyprowadzisz.- powidziasurowo Paweł.

-Misiu nie wygłupiaj się...to tylko kolega robił mi masaż pleców...

-Ta? To świetnie kolega też może pakować manatki i wypierdalać w tej chwili. - mówi spokojnie ale słychać nerwy.

-Ale kochanie...- nie dokończyła, ponieważ mężczyzna trzasnął drzwiami i pojechał do Janka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro