4.Zaryzykowałem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Sebastian]

Mój ukochany piątek. Ostatni dzień tego cyrku na kółkach. Wygramoliłem się z łóżka i ubrałem pierwsze lepsze ciuchy. Zapakowałem jakiś zeszyt i długopis. Zszedłem na dół i zjadłem śniadanie. Następnie wyszedłem z domu. Stwierdzając, że się przejdę ruszyłem pieszo w stronę szkoły. Kilkanaście minut później byłem już na miejscu. Spóźniony. Wbiegłem na dziedziniec, po czym poleciałem do odpowiedniej sali. Nie pukając szarpnąłem za klamkę przerywając początek lekcji. W sali siedziała cała klasa wraz z nauczycielem od matematyki. Strasznie upierdliwy typ.

— Oh, widzę że Pan Mayer postanowił zawitać na mojej lekcji.

— Najwyraźniej — rzuciłem wzrokiem szukając wolnego miejsca.

— Może podzielisz się z nami powodem Twojego spóźnienia?

— Zaryzykowałem swoją naukę i karierę dla dodatkowych pięciu minut snu, może być?

—  Po prostu już usiądź — złapał się dłonią za nasadę nosa.

Uśmiechnąłem się głupio i zająłem miejsce obok Thomasa. Nie rozmawialiśmy jakoś dużo, ale nie przeszkadzał mi. Chociaż jak nie znajdę sobie żadnej ofiary... Zamyślony uśmiechnąłem się, jednak po chwili poczułem jak ktoś szturcha mnie w bok. Wróciłem na ziemię zauważając, że to chłopak obok.

— Sebastian Mayer — westchnął nauczyciel. — Może podzielisz się swoimi umiejętnościami z klasą?

 — Podziękuję, wolę zachować swoją mądrość dla siebie.

— Nie grzeszysz nią — mruknął. — W poniedziałek kartkówka z dzisiejszej lekcji.

Za jakie grzechy. Mógłbym teraz spać, ale dobra. Tym razem muszę przejść. Szkoda mi życia, na codzienne oglądanie tego różu.

Na lekcjach standardowo nic się nie działo. Kompletna nuda. Słysząc dzwonek na przerwę wyskoczyłem z ławki i poleciałem na dziedziniec. Usiadłem na murku i odpaliłem fajkę. Tego mi brakowało. Nagle przede mną pojawił się Mason z gazetką w dłoni.

— Co tam masz? — mruknąłem wyrzucając niedopałek.

 — Noach słyszał rozmowę nauczycieli i wszystko opowiedział Octavii. Spójrz! — dał mi kartki.

 — Nie chce mi się tego czytać.

— Gościu, do naszej klasy dojdzie nowy uczeń!

— Cieszysz się jak...Nowy uczeń powiadasz? — uśmiechnąłem się szatańsko. — Czasem te głupie gazetki się do czegoś przydają.

— Widzisz, mówiłem — uśmiechnął się zwycięsko.

— Nie ciesz się tak Diouf — parsknąłem śmiechem.

— Wkurzasz mnie Mayer — tym razem on się zaśmiał.

W ten oto sposób spędziłem przerwę. Później znów męczyłem się na lekcjach. Kiedy usłyszałem ostatni dzwonek wybiegłem z klasy jak oparzony. Wyszedłem na dziedziniec i usiadłem na murku czekając na chłopaków.

— Sebastian! — podbiegła do mnie Tamara, a ja spojrzałem pytająco. —  Nauczyciel matematyki chce Cię widzieć. Natychmiast.

— Zaraz przyjdę — przewróciłem oczami.

Dziewczyna odeszła, a ja jęknąłem niezadowolony. Ten stary dziad jak zwykle musi się przyczepiać. Schodząc ówcześnie z muru wróciłem do szkoły. Skierowałem się do ulubionej sali matematyka i otwarłem ją. Jak się spodziewałem w pomieszczeniu przebywał dorosły.

— Chciał mnie Pan widzieć — mruknąłem.

— Nie podoba mi się Twoje zachowanie — zaczął.

— Tak jak większości nauczycieli.

— Nie pyskuj do mnie młody człowieku.

— Mówię tylko co myślę.

— Czasem warto oprzeć się pokusie.

— To tylko tyle? Śpieszy mi się. Nie mam ochoty na bezsensowne pogaduszki.

— Idź — westchnął. — I przygotuj się na kartkówkę jeżeli nie chcesz znowu zostać w klasie.

Przewróciłem oczami i opuściłem pomieszczenie. Wyszedłem na zewnątrz i podbiegłem do Masona oraz Ethana. Zbiłem z nimi pionę i znowu zasiadłem na murku.

— To co impreza u mnie? — zapytałem.

— Kiedy? — spojrzeli na mnie równocześnie.

— Jutro? Tylko rano mam trening, więc może jutro koło osiemnastej przyjdziecie?

— Mamy kogoś zapraszać?

— Jak chcecie — odpaliłem papierosa.

Uśmiechnąłem się zaciągając dymem. Wiedziałem, że ten weekend spędzę świetnie. Szkoda tylko, że to jedynie dwa dni.

[Max]

— Za kogo Ty się uważasz?! — wykrzyczał. — Jesteś nic nie wartym gówniarzem!

— T–Tato, przestań — próbowałem się wyrwać. — To boli — pisnąłem.

— Zamilcz! Nie nadajesz się do niczego, powinieneś zdechnąć już dawno! — puścił mnie popychając na ziemię.

Zdenerwowany mężczyzna wyszedł z mojego pokoju, a ja zaniosłem się płaczem. Obolały zakluczyłem drzwi i oparłem się o nie zwijając w kulkę. Łkałem cicho pozwalając swoim łzom spływać po policzkach.

Kiedy się uspokoiłem zdjąłem z siebie bluzę i podwinąłem rękaw koszulki. Moją rękę ozdabiał dosyć duży purpurowy siniak. Kolejny do kolekcji. Z powrotem zaciągnąłem na siebie sweter i wyjąłem z szafki tabletki przeciwbólowe. Zażyłem dwie i nie mając ochoty na cokolwiek położyłem się na łóżku. Następnie owinąłem szczelnie kołdrą. Już po chwili odpływałem w krainę snu.

__________

723


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro