część VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okna zostały schowane za brązowymi zasłonami. Na zegarach wybijało południe, lecz w drewnianym pomieszczeniu panował półmrok. Przez szpary i niedociągnięte firany do pokoju wpadały pojedyncze smugi światła.

Leżeli tak, jak za starych czasów. Ona oparta o bok szafy, on z głową na jej kolanach. Mocno obejmował jej uda, a dziewczyna delikatnie drapała jego plecy. Wtedy maksymalnie się rozluźniał i obiecywał co kilka minut, że już zaraz da jej spokój. Sama prawie przesypiała zmęczona po nieprzespanej nocy i wydarzeniach z poranka, dlatego jej ruchy były coraz wolniejsze i mniej energiczne.

— Pójdź spać, Granger.

— Nie, nie mogę.

— Stresujesz się? — Obrócił się na plecy, a jej ręka machinalnie wylądowała na jego klatce piersiowej. Westchnęła i naciągnęła na niego kraciasty koc, nakrywając przy okazji swoje nogi.

— Ja... — Wzięła głęboki oddech, czując, jak emocje przejmują kontrolę. Dolna warga zadrżała, zamknęła rozwarte usta. — Jestem okropna. Zdradziłam go. Kiedy zobaczyłam go żywego, poczułam tak ogromną ulgę, ale... — Głos łamał się, dla niego brzmiała żałośnie, tym bardziej, że sam jej to nieraz wypominał, a ona zdawała się to ignorować. Wszystkie słowa o Weasleyu, jego ostrzeżenia. Gdy tylko wspominała to, jak Ron ją pocałował w trakcie bitwy, prędko znikała w ferworze pracy. Byle tylko nie myśleć. Byle nie czuć. — Ale muszę mu powiedzieć.

— Prędzej, czy później, tak by się stało.

— Nic nie rozumiesz, Draco. Nic, a nic.

— Może chcesz mnie oświecić?

— Nie sądzę, by miało to jakikolwiek sens. Przecież nie nauczę cię empatii, moje wcześniejsze próby były bezcelowe.

Podniósł się do siadu, a dziewczyna spojrzała się na niego z opuszczoną głową, zrezygnowana.

— Chciałaś ze mnie uczynić lepszego człowieka? Czy po prostu szukasz obecnie powodu do wylewania swoich własnych frustracji na mnie?

Hermiona zacisnęła usta w wąską linię i zerknęła na Malfoya groźnie. Przez chwilę siedzieli w ciszy, wymieniając się buńczucznymi spojrzeniami.

— Starałam się.

— Nie prosiłem cię o to — oznajmił obojętnie. Prychnęła pod nosem i uśmiechnęła się z politowaniem. Powróciła ta znienawidzona maskarada.

— Wiem. Najwyraźniej byłam głupia — westchnęła, wyplątując się z posłania. Obserwował, jak odrzuca na bok koc, wstaje i sięga po swoje jasne jeansy. — Nie mogę cię zmienić, jestem niereformowalny — kontynuowała, wciągając spodnie na nogi. — Jedynie ja się zmieniłam, na gorsze. Stałam się egoistką, Draco — pokręciła głową. Zapięła rozporek i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu swojej białej bluzki.

— Obarczasz całą winą mnie? Jestem źródłem całego zła w twoim życiu, to chcesz powiedzieć? — Mężczyzna również wstał, zaciskając pięści, by powstrzymać się od wybuchu złości. Był to niespodziewany rozwój wydarzeń. Podeszła do krzesła, na którym wisiała jej koszulka i posłała mu krótkie, smutne spojrzenie.

— Tego nie powiedziałam, nie przypisuj mi takich słów.

— Jak ja mam to, kurwa, interpretować? — syknął. Oddychał szybko, niezwykle zdenerwowany, widziała ruch jego żeber. Wciągnęła bluzkę przez głowę, a leżący pod stopami biustonosz podniosła.

— Przepraszam, Malfoy. Lepiej będzie, jeśli ta noc okaże się naszą ostatnią — wyszeptała i odwróciła wzrok.

Nie zatrzymał jej.

Wyszła.

x

Ron krzyczał. Dopadła go czysta postać furii. Zdawałoby się, że gdyby nie dzielące ich łóżko, zabiłby ją gołymi dłońmi. Byłoby to intymniejsze i brutalniejsze niż wyszeptanie krótkiej, magicznej formułki. Tymczasem zadowolił się rozbitą o stare deski lampką i rozwaloną szafką.

Przyjmowała wszystko z opuszczoną głową, pełna pokory, wyprana z emocji, wciąż zrezygnowana.

— Ile to trwa?! — Na krótki moment wyłączyła się, odbiegła myślami z dala od sytuacji do obrazu wściekłego Draco, którego zostawiła pośrodku zimnego pokoju. Miała ochotę płakać, bo nawet w takim momencie myślała o innym mężczyźnie. — Gadaj!

— Kilka dni po waszym zniknięciu ja... Ja zeszłam do kuchni...

— Zeszłam do kuchni — parodiował roztrzęsiony ton jej głosu, pochylając się lekko i mrużąc oczy. — Naraziliśmy z Harrym nasze życie, Hermiona! A ty schodzisz do Malfoya? Do kuchni?! — Weasley wycelował w nią oskarżycielsko dłoń.

— Przepraszam, Ron... — Oczy zaszkliły jej się bardziej, otarła je ze złością rękawem białej bluzki.

— Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Na cholerę mi teraz twoje przeprosiny?! Pewnie dalej migdaliłabyś się z nim po kątach, gdyby nie moja matka. — Wskazał palcem ścianę, za którą znajdowała się sypialnia Molly. Hermiona nie odpowiadała. Jedyne, co teraz mogła zrobić, to przyjąć jego całą wściekłość i pogardę na siebie. — Dlatego nie chciałaś ze mną spać po moim powrocie — warknął sam do siebie. Odszedł krok w lewo, walnął pięścią w ścianę, a Hermiona wzdrygnęła się i zamknęła oczy. — Kurwa! — Wyprostował się i wziął głęboki wdech. — A ty? Nie zamierzasz nic powiedzieć?

Usta Granger drżały, nie chciała się usprawiedliwiać, nie w takim momencie.

— Nie wiem, co mogę więcej powiedzieć, Ron. Naprawdę — starała się opanować swój głos — żadne przeprosiny nie będą wystarczające.

Szczęka Weasleya zacisnęła się, a mięśnie napięły. Postąpił krok do przodu, ona cofnęła się niepewnie. Patrzył wprost w jej oczy, nie dał jej momentu wytchnienia.

— Żałujesz? — wycedził przez zęby. Spojrzała na niego przerażona, nie tego się spodziewała. — Żałujesz?!

— Nie! — Prawie go przekrzyczała. Desperacja zdarła jej gardło. Weasley zmarszczył brwi, niedowierzając i zaczął kręcić głową. Z nienawiścią zmrużył oczy, po czym splunął pod jej nogi i wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.

x

Następne dni owiane chłodem pomogły jej w przemyśleniu wielu spraw, w spędzeniu czasu w samotności.

Malfoy zastosował się do jej sugestii. Nie odzywał się do niej ani słowem, zachowywał się naturalnie, jakby nic, nigdy się nie wydarzyło. Ron omijał ją, rzucając niewybredne bluzgi krytyki na wszystko i wszystkich. Hermiona zaś milczała, nie odzywała się niepytana, chciała po prostu funkcjonować, dostosowując się do ascetycznej definicji tego słowa.

Tego wieczoru wróciła z bliźniakami i Luną z pobliskiego lasu. Była zmęczona i obdrapana, ale też ogromnie wdzięczna. Fred i George starali się ją rozśmieszyć, podnieść na duchu, co wcale nie wychodziło im źle, a Luna traktowała ją normalnie, a tego jej ostatnio brakowało najbardziej. Oni nie spisali jej na straty, nie wydali na nią wyroku. Wyprawę pod względem zwiększenia zasobów składzika alchemicznego, można było uznać za udaną, więc zasłużenie usiadła w fotelu przed kominkiem tuż po powrocie.

Malfoy wraz z Syriuszem weszli do salonu, ale blondyn zignorował ją, co w jakimś stopniu było jej na rękę, a jednocześnie było jej przykro.

Tęskniła za nim bardziej niż za Ronem. Każda myśl była dedykowana właśnie jemu. Wstyd rozszarpywał ją na kawałki.

— Och, Hermiono, szukałam cię. Zajmiesz się małym? — Teddy był wpatrzony w maskotkę dinozaura, którą trzymał. Tonks zaś sprawiała wrażenie strasznie zdenerwowanej.

— Nie ma problemu, daj mi go. — Wyciągnęła dłonie ku chłopcu, biorąc go w objęcia. Przeczesała jego rzadkie włosy i złożyła krótki pocałunek na czole. Miał nadzwyczaj ciepłą skórę.

— Ma gorączkę, idę poszukać czegoś sensownego i zaparzyć rumianku. Gdyby zaczął marudzić, przyjdź.

— Spokojnie, Tonks, damy radę. — Przysunęła chłopczyka bliżej swojego ciała i objęła, tak, by mógł poczuć ciepło. W świetle kominka zauważyła rumieńce na jego bladych policzkach. Opuszkiem palca otarła jego nosek, zapewne ubrudzony w budyniu, zaserwowanym na kolację przez Molly. Specjalnie dla niego. — Pokaż, co masz, Teddy. Dinozaur? — Malec wręczył jej zabawkę, lecz po chwili rozmyślił się i swoim gaworzeniem zaczął domagać się o zwrot. Był marudny i małomówny.

Spojrzała nad chłopczyka, odruchowo. Syriusz siedział przy szachach i bezczelnie patrzył się na Granger. On nie potrzebował żadnego pretekstu, analizował ją. Malfoy w skupieniu, odchylony na krześle myślał nad kolejnym ruchem.

— Możesz przestać? — spytała szeptem Hermiona. — Gapisz się.

— Tak, jak większość zakonu w tym tygodniu. Jesteś atrakcją, Hermiono — odparł Black i nie zmienił pozycji.

— Świetnie, wystawa zamknięta. — Wstała z Teddym na rękach, aby jak najszybciej udać się w spokojne miejsce.

— W zasadzie miałem z tobą porozmawiać, Hermiono. — Malfoy spojrzał się na niego groźnie i gestem wprawnego gracza zablokował jego wieżę.

— Twój ruch — oznajmił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro