2.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rie patrzyła na Iwaizumiego z niezrozumieniem. Pokręciła powoli głową i powoli, położyła dłonie na jego torsie. Delikatnie odsunęła go od siebie, zachowując bezpieczną odległość.

- I jak? Odpowiesz mi coś?

Widziała, jak w jego oczach powoli pojawiają się łzy. Odwróciła głowę w bok, by na to nie patrzeć.

- Powiedz coś wreszcie!

Podniosła powoli dłonie w uspokajającym geście. Zrobiła krok w jego stronę.

- Hajime, posłuchaj mnie...Ja rozumiem, że możesz do mnie coś czuć, ale...

- Powiedz do cholery czy też mnie kochasz!

- Nie krzycz, proszę. - Starała się go uspokoić, ale nie zdało się to na nic.

Iwaizumi zaczął odczuwać wiele emocji na raz. Rozpacz, złość, nawet pogardę względem Rie...To było coś nie do zniesienia.

- My...Nie możemy być razem. - Próbowała powiedzieć to jak najdelikatniej - Chodzi o to, że...

Wtedy zrozumiała, jak wielki błąd popełniła.

Umilkła.

Widząc to, jak Iwaizumi to przyjął, pękało jej serce coraz bardziej z każdą sekundą.

Nie widziała już w nim tego twardziela z Seijoh. Teraz stał przed nią mały chłopiec, skrzywdzony przez los. Ze złamanym duchem, sercem...I rozpaczą w oczach.

- Ja... - Spuściła wzrok - Przepraszam, Hajime. Nie chciałam cię skrzywdzić. - Szepnęła, po czym odwróciła się powoli, odchodząc.

Przeszła obok niego, wtedy zacisnął pieści i oparł się o ścianę budynku. Chciał ją zatrzymać, ale coś go blokowało. Nie był w stanie.

Mógł patrzeć tylko, jak odchodziła.

Powoli zjechał plecami na ziemię i usiadł, łapiąc się dłońmi za głowę. Starał się za wszelką cenę nie uronić łez, jednak było to niezwykle trudne.

Siąknął nosem i zacisnął mocno szczękę, ciągnąc się palcami za włosy.

- Iwaizumi co z ciebie za kretyn... - Powiedział łamiącym się głosem do siebie - Jak mogłeś tak spieprzyć...Jak mogłeś pozwolić jej odejść...Nie zasługujesz na nic. Jesteś nikim. - Mówił wciąż cichym, łamliwym głosem, kończąc swój monolog.

Wziął głęboki, lekko urywany oddech i zaszlochał. Z nieznanego mu powodu tak cholernie cierpiał, czuł kłucie w sercu. Ból, o którym mu się nawet nie śniło. Tak bardzo pragnął być już zawsze u jej boku, wspierać ją, być przy niej...Ale ona go odrzuciła.

Nie wiedział, dlaczego...Jednak spodziewał się tego. Mimo tego, tak bardzo go to zraniło.

Rie przechodząc obok brata, została zatrzymana przez niego. Czuła uścisk na nadgarstku.

- Gdzie Iwa-Chan? - Spytał zdziwiony Tooru.

Rie spuściła wzrok, patrząc gdzieś daleko, jakby nieobecnie. Wyrwała swój nadgarstek, pocierając go drugą dłonią.

- Nie wiem. - Odparła cicho - Chce być teraz sama... - Ruszyła dalej, wciąż wydając się zamroczoną tym wszystkim.

Tooru patrzył za nią, gdy znikała za zakrętem i zrobił zmartwioną minę. Mattsun podszedł do Oikawy i położył mu dłoń na ramieniu.

- Nie wszystko od razu jest dla nich takie oczywiste. To, co my możemy wywnioskować jako osoby trzecie, dla nich może być zupełnie odległą historią. - Powiedział, patrząc na przyjaciela.

-  Mogłem się spodziewać, że zaczną się krzywdzić wzajemnie. - Zacisnął dłoń w pięść.

- Daj im czas, Oikawa. Na razie się w to nie wtrącajmy.

- Może masz rację. - Westchnął - Ale jeśli któremuś z nich coś się stanie...

- Nie stanie. - Przerwał mu od razu czarnowłosy - Nie rób z nich nieodpowiedzialnych dzieci. Mają swój rozum i wiedzą, co jest mądre, a co głupie. Po prostu staraj się wspierać ich oboje, ale nie ingeruj w to, co robią.

- Obyś się nie mylił, Mattsun.

***

Oikawa siedział z Iwaizumi w kuchni, rozmawiając o nadchodzących meczach. Popijali herbatę i jedli przekąski, które Oikawa wyciągnął z szafki.

- Jak myślisz? Tym razem mamy jakieś szanse z Shiratorizawą? - Niezręczną ciszę przerwał Tooru, patrząc na przyjaciela.

- Nie mam pojęcia. - Odparł smętnie - Możliwe, jednak...Aż tak bym się na to nie nastawiał...

Na dźwięk kroków dochodzących ze schodów, obaj odwrócili się. Rie zaskoczona ich obecnością, na moment stanęła w miejscu. Była pewna, że jest sama w domu. Stała więc przed nimi jedynie w za dużej na nią bluzie.

Jej wzrok powędrował do Iwaizumiego. On również na nią patrzył, ale to Rie pierwsza dała za wygraną.

Odchrząknęła, po czym spuściła wzrok i weszła do kuchni, skąd zabrała szklankę i butelkę soku. Tak szybko jak pojawiła się w kuchni, równie szybko z niech wyszła, znikając na górze po wejściu na schody.

Hajime westchnął, jakby spadł mu kamień z serca i zaczął wpatrywać się w swoją szklankę. Tooru wiedział, że coś między nimi się wydarzyło, ale nie miał pojęcia co. Nigdy wcześniej się tak nie unikali. Nigdy.

- Iwa-Chan? - Zagadnął do atakującego - Pokłóciliście się z Rie? - Postanowił grać idiote, może dzięki temu miał szansę dowiedzieć się czegoś więcej.

As oparł czoło na dłoni, zamykając na moment oczy. Nie wiedział, czy powinien mówić mu cokolwiek.

- Nie. - Wreszcie odezwał się do dłuższej chwili ciszy - Wszystko jest w porządku.

- Na pewno?

- Tak. Nie ciągnij tematu. Wróćmy do meczu z Shiratorizawy. To teraz jest priorytetem.

*****************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro