Rozdział VI: Chwile swobody

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tak. Skąd ta reakcja? Znasz go? - Zapytała zdziwiona Celestia.

- Chyba można tak powiedzieć. To on był przypadkiem, o którym wam wspomniałem. Wiedziałem, że jest wyjątkowy, ale nie sądziłem, że zajdzie tak daleko. - Szary pegaz podrapał się po głowie. - Chwila, skoro on jest królem to co się stało z Chrysalis?

- Nikt tego nie wie. Uciekła po tym jak została pokonana. Pewna klacz proponowała jej przyjaźń. - Wszyscy mimowolnie spojrzeli na Starlight. - Ale odmówiła. - Wyjaśniła Luna.

- Czyli nie byłem jedyny. - Mruknął pod nosem Past. - Kiedy ma się pojawić, chciałbym porozmawiać z nim na spokojnie.

- Spotkanie rozpocznie się około godziny dwunastej, a zakończy mniej więcej o piętnastej. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego. - Odparła Pani Dnia.

- Past, jesteś pewien, ze nie chcesz im powiedzieć o... no wiesz. - Zapytał niepewnie Doctor. Wszyscy na niego spojrzeli.

- Tak, jestem pewien. Jak to się mówi, co z oczu to z serca. - Po tych słowach źrenice Luny skurczyły się. Nie chciała w to wierzyć. Czy on...

- Ale wracając.- Szary pegaz przerwał jej rozmyślenia. Wyciągnął spod lewego skrzydła zegarek kieszonkowy i otworzył go. - Jest szósta trzydzieści, więc powinnyście się przygotowywać. Zapewne nikt z was nie jadł śniadania, pora to nadrobić, nieprawda? - Spytał.

Wszyscy przytaknęli i ruszyli do wyjścia. W pokoju zostali Luna, Whooves i Past. Doctor podszedł do szarego pegaza i przytulił go.

- Czyli jednak? - Oczy brązowego ogiera zaszkliły się lekko.

-Tak.

- Doctorze, czy ty wiesz, że on...

- Tak, wie. Ustaliłem ten sygnał dawno temu. Bardzo dawno. Wiecie o nim tylko wy. Nikt inny. I chciałbym, żeby tak zostało. Możecie mi to obiecać? - Zapytał Past wysilając się, aby zabrzmieć pozytywnie. Nie wyszło mu.

- Ale jak? Kiedy... - Pegaz znów jej przerwał.

- Nie odpowiem na to pytanie. - Odparł krótko.

- W takim razie porozmawiamy inaczej. Jako Współwładczyni Equestrii rozkazuję ci odpowiedzieć na moje pytanie.

- Odmawiam. Nie jestem twoim poddanym, lecz przyjacielem. Jest to rzecz o której wolałbym nie mówić i chciałbym, abyś to uszanowała. Więc zapytam raz jeszcze, obiecacie?

Luna ponownie chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej Doctor, który szepnął jej kilka słów. Klacz najpierw spojrzała na niego zdziwiona, on tylko pokiwał twierdząco głową. Westchnęła.

- Zgoda, obiecuję. - Mieli wychodzić kiedy Pani Nocy o czymś sobie przypomniała. - Doctorze mógłbyś zostawić nas na chwilę samych?

- Niema sprawy. - Odparł i zamknął za sobą drzwi.

- O co chodzi? - Zapytał zaskoczony pegaz.

- Powiedz mi tylko jedno. Kim jest Angelue? - Na początku Past nic nie odpowiedział, tylko zwiesił głowę. Po kilku minutach podniósł ją i z kamiennym wyrazem odpowiedział.

- Możesz przestać zaglądać do moich snów? - Luna znała ten wyraz twarzy. Używał go tylko wtedy, jeśli chciał ukryć jakieś silne emocje.

- Nie zrobiłam tego od tak. Zostałam do niego wezwana. Jedyną osobą, która mogła to zrobić, to ty.

- Albo ona. - Wyszeptał pod nosem pegaz. - Kucyk, o którego pytasz, Angelue, to była bliska mi pegazica. Byliśmy do siebie podobni, mieliśmy wspólne zainteresowania. Kochałem ją, z wzajemnością. Ale potem... - Past nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Wziął się w kopyto i dokończył. - Discord zaczął siać chaos. Wtedy doszło do... wypadku w którym... - Pegaz zaczął się jąkać.

- Nie musisz kończyć. Domyślam się. Przepraszam jeśli poruszyłam nieprzyjemny dla ciebie temat. Nie...

- To nie twoja wina, że nie wiedziałaś. Skąd miałabyś? - Szary pegaz otrząsnął się z melancholii. - Powinniśmy już iść do jadalni, pewnie już na nas czekają. - Spojrzał ma Lune. Granatowa klacz stała z zkniętymi oczami. - Luna? Luna!

- Co?... A, tak. Przepraszam, zamyśliłam się. - Pani Nocy, chciała chyba o coś jeszcze zapytać, ale się powstrzymała. - Masz rację, chodźmy.

Oboje ruszyli w stronę jadalni. Nagle Past odwrócił się i kątem oka dostrzegł błękitny ogon znikający za zaktętem korytarza.

- An... - Szepnął pod nosem. Miał zamiar za tam pobiec, lecz się powstrzymał. - Nie, to niemożliwe. Na własne oczy widziałem jak... - Luna przerwała jego monolog.

- Wszystko w porządku?

- T-tak, wszystko gra. Musiało mi się wydawać. Chodźmy.

***

Po sytym śniadaniu wszyscy zajeli się swoimi sprawami. Szary pegaz chciał wrócić do swojego pokoju, ale drogę zagrodziła mu Pinkie Pie, pojawiając się z nikąd.

- Mamy pewną niedokończoną sprawę. - Powiedziała poważnie. Dołączyły do nich pozostałe klacze.

- Jaką dokładnie? - Zapytał niepewnie.

- Wciąż nie urządziłam ci twojego Przyjęcia Powitalnego. Za każdym razem gdzieś znikałeś. Ale tym razem nie póścimy cię tak łatwo, prawda? - Pytanie skierowała do przyjaciółek. Wszystkie przytaknęły.

- Możemy odstawić to na później? Aktualnie jestem trochę zmęczony.

- Przysięga Pinkie Pie?

- Tak. Przysięga Pinkie Pie. - Odparł lekko zdezorientowany.

Różowa klacz w podskokach ruszyła do stołu, na którym znajdowały się różne wypieki. Past natomiast poszedł w uprzednio wybranym kierunku. Mijając kolejne ppmieszczenia, natknął się na otwarte drzwi. Zajrzał przez nie i dostrzegł pianino. Podszedł do niego i przejechał kopytem po klawiszach. Z instrumentu wydobył się dobrze znany mu dźwięk. Coś go natchnęło. Usiadł na ławie, rozprostował kopyta, skrzydła i zaczął grać.

***

Szóstka klaczy podążała za szarym pegazem już od kilku minut.

- Czy ktoś może mi wyjaśnić dlaczego to robimy? - Zapytała Twilight.

- Mnie nie pytaj cukiereczku, to był pomysł Pinkie. - Odparła Applejack. Wszystkie spojrzały na różową klacz. Jej całe ciało, poza oczami i ich okolicą, pokrywał czarny strój, a na czole miała dziwne urządzenie z trzema zielonymi światełkami.

- Te informacje są ściśle tajne, dostępne tylko dla upoważnionego personelu. - Powiedziała Pinkie. Spotkała się ze zdziwionymi spojrzeniami przyjaciółek.

- Pinkie jesteś taka... randomowa. - Skomentowała Rainbow Dash.

Past przekroczył jedne z drzwi. Klacze szybko tam pobiegły i obserwowały wszystko z progu. Szary pegaz przysiadł do stojącego w pokoju pianina i zaczął grać nieznany im utwór.

- Rarity, obracasz się w wielu sferach, znasz może ten utwór? - Zapytał lawendowy jednorożec.

- Niestety skarbie, ale nigdy go nie słyszałam. Myślałam, że moży ty go znasz. - Odparła biała klacz. - Jest naprawdę piękny. - Wszystkie przytaknęły. Każda z nich uroniła chociaż jedną łze. Nawet Rainbow czy Applejack. Nagle zza nich dobiegł nowy głos.

- To "Isolation". Jego autorski utwór. - Wyjaśniła Luna. - Napisał go po zaklęciu Discord'a w kamień.

- Ale chyba nie dla mnie. - Dodał dragonequus.

- Nie. Napisał go dla pewnej klaczy. Teraz już wiem dla której. - Odparła Pani Nocy.

- Nie chciałabym przeszkadzać, ale dla jakiej klaczy? - Spytała Twilight.

- Dla niej. - Discord pokazała lwią łapą wnętrze pokoju.

Przepraszam wszystkich za długą nieobecność, ale miałem małe problemy egzystencjalne, znaczy dalej mam, ale mniejsza. Nie będę się niewiadomo jak tłumaczył, bo to z mojej winy (A czyjej innej? Jesteś tutaj sam.) i postaram się wziąć w kop... garść i pisać częściej. Nad tytułem macie utwór grany przez Past'a. Jeszcze raz bardzo przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro