Rozdział VIII - Opowieść przed krwawym zmierzchem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zahaczająca o pesymizm ostrożność Concordii nakazała jej odczekać chwilę, by rozeznać się, czy to przebudzenie Ichigo to tylko chwilowy przebłysk i już za moment na powrót zatonie w odmętach nieświadomości, czy może jednak na nieco dłużej zaszczyci ich swą przytomnością.

Obracając w rękach podłużną, metalową płytkę i mając świadomość, że nie ma zbyt wiele czasu na rozwlekanie się co do szczegółów, była gotowa zaryzykować trochę więcej uwag od współpracowników dotyczących jej punktualności, byle tylko nie zabierać Kurosakiemu i Kuchiki tej chwili. Obserwowała ich i czuła, jak osobliwa mieszanina radości i strapienia mąci jej myśli.

Zielonooka nawet nie wytężała słuchu, by wychwycić, co niedawno poznani Bogowie Śmierci szepczą do siebie. Nie widziała wyrazu twarzy zwróconej do niej plecami Rukii, ale widziała, jak – pomimo złego stanu zdrowia i opłakanych rokowań właściciela – w brązowych oczach Ichigo jaśnieją dwa żywotne ogniki, kiedy tak wpatrywał się w brunetkę. Im dłużej jednak próbował z nią rozmawiać, tym bardziej przeszkadzał mu w tym kaszel, z którym trudno mu było poradzić sobie, leżąc na płasko.

Jujitori zrozumiała, że dopóki rudzielec będzie chyrlał bez możliwości wzięcia głębszego oddechu, nici z jakiejkolwiek opowieści.

- Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę, Kuchiki-san? – Concordia, pomógłszy Rukii uporać się z kaszlącym Ichigo, postanowiła spróbować zacząć od tego, o czym jej mówiła poprzedniego dnia. Miała nadzieję, że szafirowooka połączy wątki, a przy okazji ranny Shinigami nadrobi to, co przespał. – Jestem tutaj z powodu nasilających się ataków Pustych w Karakurze, jednak nie zostałam przez nikogo wysłana. I wspomniałam ci, że albo ktoś w Instytucie Rozwoju nie ogarnia tematu...

- ... albo udaje, że nie wie o problemie – dokończyła Rukia, odgarniając z czoła Kurosakiego wchodzące mu do oczu włosy.

Futon – w przeciwieństwie do łóżek szpitalnych - nie miał możliwości wyregulowania wysokości oparcia, więc dwie niewysokie kobiety musiały znaleźć jakiś sensowny sposób, jak niemal kompletnie bezwładnemu, rosłemu mężczyźnie zapewnić choć trochę komfortu w tych warunkach. Leżał teraz z głową na kolanach Kuchiki, które najwyraźniej były mu milsze niż poduszka.

- Otóż to. I dlatego też usiłowałam przestrzec cię, abyś na tamtych Pustych nie szedł w pojedynkę, Kurosaki-san – Concordia zmarszczyła brwi, mierząc Ichigo wzrokiem. – Mój komunikator poinformował o nierozpoznanym typie energii duchowej. Twoje zeznania i ten Pusty, z którym i tobie, i mnie przyszło się zmierzyć, skłaniają mnie ku wersji pod tytułem „ktoś tu rżnie głupa".

Ichigo, którego kazano zgładzić jako nachodźcę, kiedy przybył, by ocalić Rukię przed egzekucją, najwyraźniej skłonny był uwierzyć w to, że ktoś tu może eksperymentować. Znał zresztą i od ojca, i od Urahary historię dotyczącą ich wygnania z Seireitei przez kombinacje Aizena.

Kuchiki, która ukończyła Akademię Shinō i służyła jako Bogini Śmierci dłużej niż Kurosaki żyje, nie mogła zrozumieć, kto i jaki miałby interes w nasyłaniu na ludzi takich monstrów.

- Żeby zrozumieć powód tego, co dzieje się teraz, musimy się cofnąć parę tysięcy lat wstecz w historii Gotei XIII i...

- Chwila moment, Jujitori-san! – Rukia zaprotestowała stanowczo. – Gotei XIII istnieje od dwóch tysięcy stu lat i...

- I wierzysz w to, bo tak nauczyli cię w akademii, Kuchiki-san – Concordia nie była specjalnie zdziwiona reakcją brunetki. – Zastanawiałaś się kiedyś, skąd w ogóle trzynaście oddziałów, a nie na przykład siedem?

- Tylu było dowodzących pierwszymi formującymi się oddziałami – Kuchiki potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie, co tłukli im do głów na historii.

- Tyle było pierwotnie Wielkich Rodów Szlacheckich. Trzynaście. Ni mniej, ni więcej.

Kurosaki zmrużył oczy, zastanawiając się, skąd jakiś blond kurdupel zna historię odleglejszą niż sięgają akademickie podręczniki i czy przypadkiem nie jest to jakiś podstęp, zaś po minie Rukii Concordia wywnioskowała, że szafirowooka właśnie bije się z myślami.

- Kilka z nich nawet przetrwało – ciągnęła Jujitori. – Niektóre z nich są na wymarciu, chociażby rody Teishinri czy Jujitori. Niektóre zostały zdenobilitowane, tu najlepszym przykładem jest ród Shiba. Niektóre są wciąż w obecnej czwórce Wielkich Rodów Szlacheckich, na przykład Shihōin czy Kuchiki, zaś inne zostały wymazane z kart historii Społeczności Dusz, choć ich przedstawiciele wciąż żyją, czyli członkowie rodu Kurosakich.

Concordia zrobiła taktyczną przerwę, dając brunetce i rudzielcowi chwilę na oswojenie się z nowymi informacjami, bo choć szlachectwo części wymienionych klanów nie było im obce, tak wspomnienie czegoś takiego jak ród Kurosakich wydało im się totalną abstrakcją.

- Moja matka była Quincym, ojciec nosił nazwisko Shiba – zebrawszy siły, Ichigo odezwał się cichym, schrypniętym głosem.

- Pod wpływem wydarzeń, o których chcę wam opowiedzieć, ci członkowie rodu Kurosakich, którzy przeżyli, zmuszeni byli ukryć swe istnienie przed Seireitei, lecz jednocześnie chcieli mieć możliwość bronienia się. Los pchnął ich w ramiona Quinych, zaś Masaki Kurosaki, o ironio, była ostatnią przedstawicielką jednego z najpotężniejszych klanów Bogów Śmierci. Poślubiwszy członka klanu Shiba, innego ważnego ongiś rodu i dając mu swe nazwisko, nie była zapewne nawet świadoma, że tym samym uczyniła syna tym, który ma odwrócić bieg historii.

- Zostałam adoptowana przez klan Kuchiki – pospiesznie dodała Rukia. – Moja siostra i ja urodziłyśmy się na Ziemi.

- A nie zastanawiałaś się nigdy, dlaczego, wbrew umiłowaniu prawa, twój szwagier poślubił Hisanę, prostą dziewczynę z Rukongai?

Kuchiki spuściła głowę, wyraźnie bijąc się z myślami. Co prawda niegdyś także zastanawiała się, jak to było, że jej przybrany brat, choć w imię praworządności gotów był doprowadzić do jej egzekucji, poślubił dziewczynę z kompletnych nizin społecznych, jednakże nigdy nie uzyskała odpowiedzi na to pytanie.

- Losy ówczesnych rodów potoczyły się bardzo różnie – Concordia postanowiła nie trzymać brunetki w niepewności. – Klan Kuchiki był tym, który zdołał się uchować przed represjami, a przynajmniej jego część, która po przejęciu władzy przez Yamamoto i jego świtę skapitulowała i przyjęła obowiązującą do dziś narrację. Mniej pokorna część rodu, związana bezpośrednio z buntem przeciwko Generałowi, zrobiła to samo, co ród Kurosakich: ukrywali się przez wiele lat na ziemi, jednocześnie uniknąwszy wchłonięcia przez Quincych.

Jujitori umilkła na dłuższą chwilę. Uważnie obserwowała reakcje swych rozmówców. Spodziewała się, że trzaśnięcie informacyjnym tsunami w tak trudnej dla nich chwili może i nie będzie najlepszym rozwiązaniem, ale była świadoma, że następnej okazji może nie być.

- Jeszcze raz – Rukia nerwowo przeczesała włosy dłonią, patrząc Concordii prosto w oczy. – Twierdzisz, że historia Seireitei nauczana w Akademii Shinō jest zafałszowana, zaś początkiem Gotei XIII były rody szlacheckie...

- ... które za cel postawiły sobie ochronę tego świata – dokończyła Jujitori – Ale tak, zasadniczo o to mi chodzi.

- Uważasz, że Ichigo i ja jesteśmy przedstawicielami tych rodów, choć ta historia ni w ząb nie brzmi wiarygodnie...

- Fakt, pokręcone to jak zwojnica.

- ... i przy okazji sama nosisz nazwisko przypisane do jednego z wymienionych rodów...

- No, tak się złożyło.

- ... i chcesz, żebyśmy uwierzyli ci, znając cię mniej niż tydzień, tak?

- Zasadniczo ułatwiłoby to sprawę – Concordia zrobiła minię niewiniątka, patrząc w sufit.

- Załóżmy, że masz rację – wychrypiał Ichigo, bardziej skłonny uwierzyć w złe intencje Generała, który wydał wyrok śmierci na najbliższą mu osobę. Napotkawszy zaskoczone spojrzenie brunetki, która pozwoliła mu złożyć głowę na swych kolanach i jeszcze mu jej nie ukręciła, postanowił spróbować przegonić te ciemne chmury wiszące nad Kuchiki. Spojrzał w jej ciemnoniebieskie oczy i uśmiechnął się półgębkiem – A jeśli wyprowadzi nas w pole, osobiście ci z nią pomogę, gdy tylko odzyskam siły.

Jujitori, choć zadziwiał ją optymizm Kurosakiego, na chwilę spuściła głowę i zacisnęła pięści. To był raptem początek tej rozmowy, dopiero zmierzała do jej zwieńczenia i tego, co przeszłość przyniosła im wczoraj, a już miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz kilka rzeczy.

- To, że rozmawia z wami osoba będąca przedstawicielką jednego z najbardziej wyniszczonych Wielkich Rodów, to także pewne odbicie przeszłości. Kiedyś teoretycznie każdy ród miał swoją Dywizję. Niektóre są powiązane z nimi do dziś, na przykład II Dywizja z klanem Shihōin czy klan Kuchiki z VI Dywizją. I choć I Dywizja i związana z nią funkcja Wszechkapitana była przypisana Kurosakim, tak w pewnym momencie zrobiło się zamieszanie – Concordia przeszła do zasadniczej części historii. – Postanowił temu zaradzić Kapitan III Dywizji, dla mnie będący wujem, Hideki Jujitori. Zauważył on, że obejmowanie funkcji kapitańskiej koniecznie przez przedstawiciela przypisanego klanu nie zawsze jest dobre. Optował za tym, by jedynie Generał musiał być wybieranym spośród Wielkich Rodów jako ten, który będzie łączył interesy Seireitei i Rukongai.

- Dlaczego akurat Kurosakim przypadła I Dywizja? – rudzielec zmarszczył brwi, wpatrując się w Concordię i obserwując, jak nerwowo obraca w rękach dość znajomą metalową płytkę.

- To ród wywodzący się z biedoty w Rukongai, który wsławił się obroną najbiedniejszych jego mieszkańców – wyjaśniła Jujitori. – I dlatego właśnie Hideki Jujitori jako jeden z dwóch rodów, które miały przypieczętować nowe prawo, wytypował Kurosakich. Drugi ród w jego zamyśle miał być ściśle związany z praworządnością.

Rukia zaczęła się niezdrowo czerwienic, czując w kościach, że chyba wie, co zaraz powie niewysoka, kulawa blondynka.

- I tak oto Hideki upatrzył swoich rówieśników. Kazuya Kurosaki i Naoko Kuchiki, choć we wczesnej młodości darli koty i skakali sobie do gardeł, to z tego skakania Kazuya finalnie upadł przed Naoko na kolana i oświadczył się jej.

Kurosaki i Kuchiki popatrzyli wpierw na siebie, potem na Concordię, potem znów na siebie.

- Jeszcze czego.

- A tylko spróbuj!

Jujitori uśmiechnęła się niemrawo, słysząc, jak niepozorna historia miłości Bogów Śmierci sprzed ponad dwóch tysięcy lat sprawiła, że myśli tych dwoje uciekły w dość interesujące rejony, rozpalając ich twarze do czerwoności.

- W każdym razie lub tez bądź co bądź – odchrząknęła zielonooka, przerywając Ichigo i Rukii tę osobliwą bitwę na piorunujące się wzajemnie spojrzenia – Właśnie tutaj Hideki zwietrzył okazję. Wszelkie okoliczności sprzyjały. Udało się ze wszystkimi Wielkimi Rodami Szlacheckimi dogadać, Naoko i Kazuya tak czy siak planowali ślub, więc zgodzili się na plan Hidekiego, wedle którego to ich potomni mieli dzierżyć stanowisko Wszechkapitana i dbać nie tylko o Seireitei, ale mieć także na względzie Rukongai.

- I chyba coś nie wyszło – niemrawo rzucił Kurosaki.

- Aleś się rozmowny zrobił. Oszczędzaj siły, Marchewo – rzuciła Jujitori. – Plan był dobry, jednakże siłą rzeczy wieści rozeszły się dalej i dotarły do uszu pewnego fagasa z przerostem ambicji i kompleksem małego, miękkiego chuja. Nie spodobało się to także wielu Bogom Śmierci z jego otoczenia. Niestety, ów ambitny, zakompleksiony Shinigami był na tyle charyzmatyczny, by skołować sobie i swoim ludziom stosowne wsparcie nie tylko w Seireitei. Korzystając z uprzejmości części badaczy ówczesnego odpowiednika Instytutu Rozwoju, opracował gatunek Pustego nieistniejący sam z siebie. To właśnie jego niezwykłe właściwości postanowił wykorzystać, by zgładzić Kazuyę, gdyż sam z siebie był zbyt słaby, by go pokonać. Tak oto nadszedł dzień, w którym zwyczajna przechadzka dla Kurosakiego i Kuchiki skończyła się śmiercią.

Żyjący tu i teraz Kurosaki i Kuchiki patrzyli na Concordię w milczeniu. Słuchali uważnie.

- Adjuchas Nikuya pojawił się, ukrywszy swą energię duchową i zaatakował Naoko. W porę zareagował Kazuya, osłoniwszy narzeczoną swym ciałem. Stanął do walki z Pustym, który był nadspodziewanie silny i z którym styczności wcześniej nie miał. I gdy już myślał, że jest po wszystkim, padł w ramiona Naoko i niedługo potem zmarł na jej rękach. Próbowała go leczyć, lecz bezskutecznie.

Rudzielec podniósł wzrok na brunetkę. Czuł, jak jej dłoń dotąd spokojnie spoczywająca na jego ramieniu, zaciska się. Kobieta unikała jego wzroku.

- Dzięki poświęceniu narzeczonego Naoko przeżyła. Nim jednak zaczęła na dobre opłakiwać śmierć tego, którego miała poślubić, została kilkukrotnie dźgnięta. Sprawca miał nadzieję, że kobieta rychło skona, więc prawda nie wyjdzie na jaw, jednakże zaalarmowany zniknięciem wpierw jednego, zaś potem zanikaniem kolejnego znajomego reiatsu zaalarmowało Hidekiego. Ruszył na ratunek Naoko, jednakże nie mógł jej już pomóc. Wyjawiwszy mu prawdę o śmierci Kazuyi oraz o tym, kto ją dźgnął i złożywszy na jego rękach swą ostatnią wolę, oddała ducha niebiosom. Tego samego dnia Hideki znalazł narzędzie zbrodni i czekał na odpowiedni moment, by wyjawić całemu Seireitei prawdę.

- On pierwszy zrozumiał, co się święci – Rukia, ochłonąwszy trochę, spojrzała na Concordię, która dla odmiany patrzyła gdzieś w podłogę – A ty, nosząc to samo nazwisko, opowiadasz o tym. Bardzo dużo tu podobieństw.

- A wolałabym, żeby ta historia się nie powtórzyła – westchnęła Jujitori. – Seireitei nie zdążyło na dobre pogrążyć się w żałobie po śmierci Kazuyi i Naoko, a już przyszło się Trzynastu Oddziałom Obronnym zmagać z ogromną rebelią, na czele której stanął Yamamoto. Jak wspominałam, wcześniej skołował sobie stosowne wsparcie i tak oto on i jego brutalna świta, którą przedstawia się dziś jako pierwszych Kapitanów i zalążek Gotei XIII, wygrali. Hideki Jujitori nie zamierzał jednak odpuścić. Zebrał wszelkie księgi, szkice, kroniki, albumy, materiały, pamiątki... Wszystko to, co było świadectwem czasów sprzed zamachu stanu, zgromadził je w bibliotece rodu Jujitori i zapieczętował ją tak, by tylko godni poznania prawdy mogli z niej skorzystać. Następnie, gdy odbywała się ceremonia objęcia władzy przez Yamamoto, Hideki Jujitori wystąpił przed wszystkimi Bogami Śmierci, pokazał sztylet, którym zamordowano Naoko Kuchiki i wyjawił prawdę. Wówczas Yamamoto zabił Hidekiego na oczach całego Seireitei, a jego śmierć wywołała drugie powstanie przeciwko uzurpatorowi. Zakończyło się ono porażką i kompletnym zdziesiątkowaniem tych, którzy zdążyli prawdę poznać. Przepraszam, koszmarnie długa ta opowieść – Concordia, wsparłszy się pięściami o podłogę, ukłoniła się nieznacznie Kurosakiemu i Kuchiki w geście skruchy – Jednakże to właśnie klucz do tego, co stało się wczoraj. Przez kolejne setki lat obecny Generał robił absolutnie wszystko, by zniszczyć każdą formę pamięci o dawnych dziejach i stłamsić każdy bunt oraz zapobiec kolejnemu powstaniu. Tak oto kilka lat temu rozkazał pewnemu Pustemu zaatakować pewnego małego chłopca i go zabić.

Twarz Kurosakiego wyraźnie pobladła. Samo wspomnienie jego matki już wcześniej sprawiło, że nie mógł sobie teraz poukładać wszystkiego w głowie na nowo, a gdy usłyszał, jaka była przyczyna jej śmierci, zaniemówił. To on był celem.

- Ze znanych tylko sobie przyczyn Grand Fisher nie usłuchał, bo zabił Masaki zamiast niego. Resztka jej mocy ochroniła życie chłopca. Nie było to ze strony Pustego także najgłupsze posunięcie; zamordowanie ostatniej Kurosaki sprawić miało, że więcej małych Kurosakich się chwilowo nie namnoży – Jujitori czuła, że zasycha jej w gardle od ciągłego mówienia i od sposobu, w jaki patrzył na nią Ichigo – No ale jednak lipton, bo ten mały Kurosaki urodził się, posiadając moce Shinigami i odkrył je dzięki Bogini Śmierci o nazwisku Kuchiki. Generał próbował ją zgładzić, skazując ją na śmierć, lecz Kurosaki, którego miał zabić jeden z Kapitanów, urządził rozróbę na całe Seireitei i powstrzymał Sōkyoku. I wszystkie wcześniejsze operacje, choć czynione rękoma Aizena i jego popleczników, jak chociażby wygnanie Urahary, Yoruichi i Isshina ze Społeczności Dusz, nie powstrzymały przeznaczenia.

- Sugerujesz, że Generał będzie próbował zabić Ichigo?... – Rukia, będąc coraz bardziej przytłoczona taką dawką nowych informacji, zacisnęła bezradnie pięści.

- On właśnie to zrobił, Kuchiki-san! – Concordia nie wytrzymała; jej głos zadrżał, gdy jej zdesperowane spojrzenie spotkało się z ponurym spojrzeniem brunetki, która podniosła głowę tak, by Ichigo nie widział jej miny. – Wiesz, dlaczego Puści z gatunku Nikuya są tak rzadko widywani? Bo działają tylko na wyraźny rozkaz. Póki co Kurosaki-san nieświadomie krzyżował plany Yamamoto i w końcu jeneralskie bombki chuj strzelił, staruszek stracił cierpliwość i zrozumiał, że prędzej czy później rudy pozna prawdę. Ten atak ze wczoraj był zaplanowany.

Zapadła porażająca cisza. Jujitori mentalnie przygotowywała się do najtrudniejszej części tej rozmowy. Z zamyślenia wyrwała ją Rukia ze swoim pytaniem:

- To coś we fiolce wcześniej... co to było?

- Coś, co trudno nazwać antidotum, bo przecież na Nikuyę nikt takowego nie wynalazł – odparła Concordia. – Wykorzystaliśmy próbki reiatsu Kurosakiego-sana, by opracować koncentrat, który powinien choć tymczasowo zająć wyniszczającą go energię duchową wczorajszych przeciwników. To na jakiś czas powinno przyhamować... cholera...

Ichigo i Rukia domyślali się, co chce powiedzieć Concordia. Wciąż jednak tliła się w nich nadzieja, że to jednak nie to. Może to dla odmiany dobra wiadomość?

- Kurosaki-san – wreszcie Jujitori spojrzała rudzielcowi prosto w oczy – Umierasz.

Nieuniknione zostało wypowiedziane. Jujitori spuściła głowę, dopiero po dłuższej chwili odważywszy się ponownie spojrzeć na Kurosakiego i Kuchiki.

Brunetka pochyliła się nad nim, z bólem wypisanym w szklistych, szafirowych oczach. Jego oczy, choć w nich także rysował się ogromny smutek, wypatrywały się w nią uważnie. Drżąca dłoń, naznaczona licznymi zadrapaniami i opatrunkami, odnalazła jej dłoń spoczywającą na jego ramieniu i ujęła ją łagodnie. Przesunął kciukiem po wierzchu jej jasnej, delikatnej dłoni, chcąc dodać Rukii otuchy.

- Złego diabli nie biorą – wyszeptał, wciąż patrząc jej w oczy.

Kuchiki zacisnęła powieki, starając się powstrzymać łzy, które najchętniej opuściłyby jej oczy i skapnęły prosto na twarz tego przeklętego idioty.

- I niech nie biorą, bo zasmakujemy potęgi Sode no Shirayuki – Concordia podniosła się powoli, ruszając w stronę drzwi. – Wybaczcie, że zostawiam was w takim momencie, ale posieką mnie w końcu w tym cholernym labo. Niebawem zajrzę do was ponownie.

Gdy tylko zasunęły się za nią drzwi, w sali zapadła kompletna cisza. Brunetka, wciąż mając zamknięte oczy, starała się opanować emocje, które rozdzierały ją wręcz od środka.

„Kurosaki-san. Umierasz."

Po jej policzku spłynęła samotna łza. Ciało pokonane przez serce poniosło porażkę. I ta jedna, jedyna łza, nim zdążyła upaść na Kurosakiego, napotkała na przeszkodę.

Jego ciepła dłoń spoczęła na jej twarzy.

Kuchiki otworzyła oczy; niespodziewany dotyk rudzielca sprawił, że otrząsnęła się z krzyczących w jej głowie katastroficznych myśli.

- Nie czas na smutek, Rukia... - Ichigo, choć zaczynało mu brakować sił i ból zdawał się rozrywać jego wnętrzności, zdobył się na niemrawy uśmiech dla tej samej kobiety, która była przy nim w najtrudniejszych chwilach i dla której postawił całe Seireitei na głowie, by ją uratować. – Jeszcze nie czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro