Rozdział X - Po bitwie, cz. 1: Spełniona obietnica, złamane serce [RETROSPEKCJA]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[ ↑ https://www.deviantart.com/luculentquark/art/Ichiruki-The-Savage-Cadenza-193928500 ↑ ]


Eksplozja, która rozdarła powietrze i nie tylko, oznajmiając całemu Hueco Mundo, że pokonano ich przywódcę, miała miejsce kilka godzin temu. Po siedzibie świty Aizena rozległy się salwy huków i trzasków, w oddali błyskało i świszczało; bryły ścian i stropy Las Noches osuwały się powoli. Nieznośnie gryzący dym tańcował wespół ze wznieconą kurzawą i wirującym w powietrzu duszącym pyłem.

Oto żałosne zgliszcza dumy Aizena. Cień potęgi, która przeminęła za sprawą jednego rudzielca.

- Rany, rany... - Urahara krążył po jednej z części rozległego pogorzeliska, podziwiając porażający obraz zniszczeń - I co żeśmy zrobili. Kurosaki, naprawdę jesteś przerażającym dzieckiem.

- Przymknij się, Kisuke i z łaski swojej rusz dupę! Musimy znaleźć resztę! - Yoruichi nie kryła poirytowania; huknęła na przyjaciela z dzieciństwa, piorunując go wzrokiem.

Były Kapitan XII Dywizji westchnął ciężko, patrząc na kobietę. Byli podobnie poobijani i obszarpani po serii niełatwych, męczących walk oraz po dość chaotycznej ewakuacji z walącego się kompleksu pałacowego. Dopiero gdy nieco opadł pył i ucichło oraz zauważyli, że coś jakby mniej ich jest aniżeli przed ostateczną bitwą, powrócili do ruin, by odnaleźć resztę.

- Mam nadzieję, że cokolwiek z nich zostało. Nieźle pierdolnęło, nie? - wtrącił Renji. On także nie wyglądał ani nie czuł się zbyt dobrze.

Pomimo zmęczenia i trudnych warunków kontynuowali poszukiwania. Pod gruzami mógł leżeć ktoś z ich drużyny. Czerwonowłosy odwalał większe fragmenty dawnej chluby Aizena, szukając choćby śladu bytności towarzyszy. Urahara swą laską odnajdował szczeliny w zwałach gruzu i usiłował podważać je, by namierzyć znajome energie duchowe. Yoruichi węszyła w najmniej dostępnych miejscach.

- Abarai-kun, daj trochę na wstrzymanie - kapelusznik pozbawiony kapelusza w zawierusze bitewnej, spojrzał znacząco na Porucznika VI Dywizji. – Martwy dużo nie pomożesz.

- Przecież pod tymi gruzami może leżeć Ru- – Renji, ledwo pomyślawszy o najgorszym, poczuł na swych lędźwiach soczystego kopniaka od Yoruichi.

- Czy ty siebie słyszysz?! Nie wierzysz w nią? Co z ciebie za przyjaciel?!


Równolegle poszukiwania trwały w innej części rumowiska. Grupka przyjaciół zdążyła schronić się pod jedną ze ścian nośnych, zaś bariera utworzona przez Orihime ocaliła ich przed spadającymi nań odłamkami.

- Jak u ciebie, Kuchiki-san? Jakiś trop? – Ishida, krążąc po zgliszczach, próbował wychwycić jakikolwiek ślad bytności reszty towarzyszy.

- Nadal nic – Bogini Śmierci nie poddawała się. Fakt, że okazałe korytarze obróciły się w pył i nie przypominały dawnego układu, wcale nie ułatwiał jej zadania.

Szukała energii duchowej konkretnej osoby, tak jak Sado, Orihime i Uryū.

- Ichigo jest silny – Yasutora nie dawał za wygraną, niestrudzenie przerzucając kolejne sterty gruzu w poszukiwaniu przyjaciela. – Uwierzcie w niego.

- Gdyby Kurosaki-kun tu umarł, to... - Inoue nie potrafiła przestać o tym myśleć, choć bardzo chciała.

- Nawet tak nie myśl, Inoue! – nieczęsto można było zobaczyć Ishidę tak wzburzonego jak w momencie, gdy odwrócił się do rudowłosej z mieszaniną oburzenia i desperacji wypisanej na brudnej od pyłu twarzy.

Rukia miała mniej cierpliwości. Nie chcąc narażać ani jej resztek, ani swoich obolałych od wcześniejszych huków uszu na czarnowidztwo Orihime, oddaliła się od grupy. Udało jej się wreszcie na trafić na trop, który poprowadził ją w inną część gruzowiska.

W część gruzowiska.


- Rukia, uciekaj!

- Na ten swój durny łeb upadłeś, Ichigo?! Myślisz, że teraz grzecznie zdezerteruję i cię tutaj zostawię?!

- Do cholery, Rukia! Wystarczy, że nie było mnie przy tobie, kiedy walczyłaś z Aaroniero! Gdybym tam był... gdyby nie ten pieprzony Ulquiorra!

- Nie jesteś w tym sam, Ichigo! Słuchasz ty mnie w ogóle, kretynie?!

Mknęli przez walące się korytarze, co i raz ledwie unikając osuwających się masywów; co i raz posadzka osuwała im się spod stóp. Ledwo widząc pośród kurzawy to, co znajdowało się przed nimi i z trudem nadążając za dynamicznie zmieniającym się krajobrazem po bitwie, wciąż potrafili wyłuskać pośród tego chwilę, by zerknąć na siebie i upewnić się, że wciąż biegną razem.

- Wyjdziesz stąd cała i zdrowa. Innego scenariusza nie przewiduję. Choćbym miał zginąć tu i teraz! Rozumiesz, Rukia?!

- Ichigo...

Doskonale znała ten wzrok, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wzrok nieznoszący sprzeciwu. Dwoje wpatrzonych w nią kasztanowych oczu, które świdrowały jej duszę, przenikały każdy najmniejszy nerw i sprawiały, że dreszcz przechodził po jej ciele.

- Ty uparty idioto...

- RUKIA!

Nie spostrzegła, że tuż nad nią niebezpiecznie zatrzeszczały kolumny podtrzymujące strop. Już miały na nią spaść, przygwoździć ją, lecz w jednej chwili runęła na ziemię. Jej plecy boleśnie zderzyły się z posadzką, zaś po chwili usłyszała głuchy, stłumiony jęk.

Kurosaki osłonił ją własnym ciałem. Metalowa belka uderzyła w jego plecy i tył głowy. Ciepła krew rudzielca powoli kapała na brunetkę.

- Choćbym miał zginąć tu i teraz – Ichigo zrzucił z siebie fragment płatwi; potworny ból spowodowany uderzeniem odezwał się wraz z każdą raną odniesioną podczas walk.

Spojrzenia ich oczu spotkały się. Kiedy ich twarze były tak blisko siebie, kiedy czuli swe szybkie, płytkie oddechy na swej skórze, świat zdawał się zatrzymać na tę krótką chwilę. Mogli niemalże usłyszeć, jak ich serca kołaczą przyspieszonym, szaleńczym rytmem. Szkliste, szafirowe oczy wpatrzone z cichą rozpaczą w dwoje kasztanowych oczu; te, choć zamroczone bólem, spoglądały w głąb duszy Rukii z niewysłowioną tęsknotą.

[ ↓ Muzyka: nieobowiązkowo, ale gorąco polecam ↓ ]

https://youtu.be/F_vNdHIaqDQ

Rozchylone usta Bogów Śmierci drżały tak blisko siebie w niemym wyznaniu; drżały w obawie, że wystarczy jedno muśnięcie, a zginą tu oboje, zatraceni w tej cudownej chwili, nie zauważywszy kolejnej fali odłamków, gotowej pogrzebać ich na wieki we wspólnym grobie tu, w Las Noches.

Drżąca, jasna dłoń brunetki musnęła rozcięty, zakrwawiony policzek rudzielca. Jego szorstka, ciepła dłoń odwzajemniła jej gest. Odległość między ich twarzami zmniejszyła się niebezpiecznie.

- Żyj. Wyjdź stąd cała i zdrowa – Kurosaki ściszył głos. Jego spierzchłe wargi niemal muskały usta szafirowookiej.

- Ty... ty idioto... - po brudnej twarzy Rukii spłynęły dwie gorące łzy, znacząc swój szlak na jej jasnej skórze i odcinając się od pyłu wilgotną ścieżyną – Ty pieprzony egoisto... Albo wyjdę stąd z tobą, albo w ogóle nie wrócę!

Ichigo powoli dźwignął się na kolana, biorąc protestującą kobietę w ramiona i wstając z trudem. Trzymał ją tak blisko siebie; tak mocno ją tulił, że brunetka, wczepiwszy się ile sił w jego poszarpany tors, doskonale słyszała bicie jego serca.


Rukia rozglądała się uważnie. Potworny dreszcz przemaszerował dumnie po jej ciele, gdy udało jej się znaleźć to miejsce. Stała w środku wielkiego rumowiska – metalowe belki, zwały gruzu, fragmenty rozkruszonego stropu, popiół, krew.

Krew...

To był trop. Kuchiki przeszukiwała kolejne pryzmy, jednak nie natrafiła na żaden ślad. Jej serce biło jak oszalałe.


W objęciach Kurosakiego te potworne, walące się i tlące zgliszcza wydawały się być jedynie mrzonką. Gdy jego skrwawione ramiona trzymały ją ile sił, kiedy tak mknął przed siebie z tą drobną Boginią Śmierci na rękach, gdy pragnął jak najszybciej ujrzeć cudowny mrok i niebo nad Hueco Mundo, nie myślał o niczym innym jak o chwili, gdy Rukia będzie bezpieczna.

Wtedy rozległ się złowieszczy jęk. Lawina gruzu mknęła ku nim w niewyobrażalnym tempie.

- Przepraszam, Rukia...

Rudowłosy odepchnął ją od siebie ile sił. A potem rozległ się potworny huk.

Kiedy Rukia podniosła się z ziemi, nie była w stanie zidentyfikować ani miejsca, którym się znalazła, ani tym bardziej miejsca, gdzie zniknął Ichigo.


Coraz więcej krwi. Fragment czarnej szaty. Bogini Śmierci podeszła bliżej, po czym padła na kolana. Tuż obok rumowiska leżał rudzielec przygnieciony gruzami. Z rozległych ran sączyła się krew. Obok jego nieruchomej ręki spoczywał Zangetsu.

- ICHIGO!

Kurosaki był nieprzytomny, lecz wciąż żył. Jego ciało pokrywały plamy zaschniętej krwi zmieszanej z pyłem. Twarz zastygła w grymasie ostatniego zaznanego bólu. Powieki były zaciśnięte, zaś z rozchylonych warg wyciekła strużyna szkarłatnej cieczy.

- Ichigo... ty kretynie!...

Rukia nie potrafiła ujarzmić targających nią uczuć. Zaszlochała głośno, biorąc rudzielca w drżące ramiona i tuląc jego odrętwiałe ciało ile sił.


- Słyszeliście? - Sado spojrzał na przyjaciół, usłyszawszy znajomy krzyk.

- To głos Kuchiki-san! – Ishida natychmiast przerwał przegrzebywanie gruzów.

- Musiała znaleźć Kurosakiego-kuna! – także Orihime natychmiast oderwała się od dotychczasowych poszukiwań.

Gdy dotarli do Rukii, ujrzeli w jej ramionach nieprzytomnego Ichigo. Ten, który Aizena i ten, który zakończył horror związany z inwazją wojsk z Las Noches, powoli wykrwawiał się w ramionach kobiety, która odmieniła jego przeznaczenie.

- Zapłacił za nasze zwycięstwo ogromną cenę – do zgromadzenia dołączył Urahara – Jego siła nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

- Urahara-san! – brunetka nie zamierzała dać za wygraną - Nie możemy go zostawić w tym stanie!

Blondyn uklęknął obok rudzielca. Podczas gdy usiłował znaleźć jakiś sposób na ten beznadziejny przypadek, Inoue próbowała uleczyć Kurosakiego. Bezskutecznie. Sōten Kisshun roztrzaskało się, gdy tylko zostało rozpięte nad rannym.

- Obawiam się, że tym razem jesteśmy bezradni, Kuchiki-san – kapelusznik położył dłoń na ramieniu Rukii, starając się wychwycić jej wzrok, lecz bezskutecznie.

Zapadła nieznośna, długa cisza przerywana cichym szlochem bezradnej Orihime. Kuchiki spuściła głowę i zagryzała wargę, starając się opanować.

- Rukia... Zanieśmy go w jakieś spokojne miejsce... - zaczął Renji, który wraz z Yoruichi zdążył, by usłyszeć werdykt Kisuke. - Pożegnamy się z nim i potem... Oddajmy go jego rodzinie.

Pomysł został przyjęty poprzez cichą aprobatę reszty; jedynie Kuchiki milczała w bezruchu, gdy Sado ostrożnie wziął od niej ciało Ichigo w ramiona.


Urahara zdołał otworzyć Gargantę, przez którą – z dużą pomocą Ishidy – bezpiecznie przedostali się do domostwa sklepikarza. Wówczas Yasutora przystanął z rudowłosym na rękach, aby każdy mógł po raz ostatni spojrzeć na tę bohaterską twarz i pożegnać go. Mężczyzna spuścił głowę, nie chcąc patrzeć na twarze przyjaciół podczas tak intymnej chwili.

Yoruichi wtuliła się mocno w ramię Kisuke. Orihime skryła się w objęciach Ishidy, patrząc na tego, któremu nie mogła już pomóc, choć jej wołanie już raz przywróciło go do życia i któremu w noc przed odejściem do Las Noches wyznała miłość i ostatkami silnej woli powstrzymała się, by nie skraść mu pocałunku. Abarai objął ramieniem Rukię, lecz ta nawet nie drgnęła. Nie miała siły, by powiedzieć Renjiemu, że jego dotyk parzy ją niczym rozgrzane do czerwoności żelazo.

Padały różne słowa. Między innymi: "Jesteś bohaterem, Ichigo", "Zawsze będziemy o tobie pamiętać", "Nie możesz nas tu zostawić!", "Do cholery, Ichigo, nie rób jaj!" (Renji), "Żegnaj", "Niech twoja dusza odejdzie z tego świata w pokoju", „Jesteś niemożliwy, Kurosaki!" (Ishida), „Odpoczywaj w pokoju, Kurosaki-san. Ostatecznie przedpokój też może być" (Urahara). Orihime przepraszała go za to, co go spotkało przez jej porwanie. Sado milczał. Milczała też Rukia.

W tamtej chwili nawet mężczyźni nie kryli się ze łzami spływającymi po ich twarzach. Jedynie Renji zachowywał względnie spokojną minę, chcąc być podporą dla szwagierki swego Kapitana, do której czuł coś więcej niż to, co winien czuć przyjaciel z dzieciństwa. I choć próbował ją przekonać, by pozostawić Kurosakiego pod opieką jego rodziny i pozwolić mu w spokoju odejść wśród najbliższych i aby powróciła z nim do Społeczności Dusz, spojrzała na niego tak jak wtedy, gdy zawiódł ją, kiedy opowiadała mu o adopcji przez klan Kuchiki. Wraz z Sado niosącym jej przyjaciela na rękach opuściła sklep Urahary.


Wspominali po drodze chwile dzielone z tym cholernym rudzielcem. Oczyma wyobraźni widzieli żywego, zdrowego Ichigo z Zangetsu w ręku, z siłą do walki i chęcią do życia. Z tym jego charakternym uśmieszkiem i alergią na pieprzenie głupot. Takiego chcieli go zapamiętać.

Nie minęło wiele czasu, gdy znaleźli się w klinice, a umierający Bóg Śmierci spoczął na łóżku w swoim pokoju. Gdy tylko Kuchiki została sam na sam z nieprzytomnym Kurosakim, otarła z oczu łzy, po czym - upewniwszy się, że w przeciągu najbliższych pięciu minut rudy idiota nie zejdzie z tego świata - szybko zbiegła na dół.

Nie zamierzała pozwolić mu tak po prostu umrzeć, tak jak on nie pozwolił na to jej. To łóżko, które było świadkiem tych wszystkich wspólnych sprzeczek i bezsennych nocy, nie zostanie świadkiem śmierci Kurosakiego.


Słońce zaszło już za horyzont, pozostawiając jedynie krwawą smugę na horyzoncie. Zmęczony rudzielec wszedł do domu, przywitał się z siostrami, oddał ojcu powitalnego kopniaka, po czym ruszył na górę do swojego pokoju, marząc już tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku i zasnąć, odpocząć. Nawet nie włączał świateł, doskonale wiedząc, że o tej porze Rukia urządzi mu chryję tysiąclecia za rozbijanie się po pokoju, więc odłożył torbę na podłogę, ściągnął wszystko, co było mu zbędne, zostając jedynie w bokserkach i koszulce, po czym, zamykając oczy, runął na łóżko.

- Ty idioto! Chcesz mnie zabić?!

Kurosaki momentalnie oprzytomniał, słysząc wściekły głos brunetki.

- Co ty robisz w moim łóżku?! I dlaczego masz na sobie moją koszulkę?!

W jasnym świetle księżyca Ichigo dostrzegł Rukię, która najwyraźniej postanowiła tu na niego czekać. W półmroku jej szafirowe oczy były niemal czarne, kiedy tak mordowały go spojrzeniem kawałeczek po kawałeczku. Kurosaki uległ im, siadając obok Kuchiki i wzdychając ciężko.

- Gdzieś ty się szlajał do tej pory, Ichigo?

- Puści. Coś ci to mówi, cholerna karlico?

- Nauczysz się wreszcie nie wyrywać sam czy chcesz zobaczyć swój pieprzony kręgosłup?

Ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Nawet w tym półmroku oboje byli w stanie dostrzec rozkoszny cień rumieńców na swych twarzach. Po chwili kobieta runęła na łóżko, rozwalając się radośnie na całej poduszce.

- Martwiłam się o ciebie, kretynie.

- To do ciebie niepodobne, Rukia.

- Odezwał się ekspert od siedmiu boleści.

- Może posuniesz się z łaski swojej, mała wiedźmo?

- A magiczne słowo?

- Całuj psa w nos!

Kurosaki westchnął ciężko. Nie miał siły na targowanie się z przyjaciółką. Zacisnął dłoń na kołdrze, patrząc tępo w stronę drzwi i próbując opanować gorąc na twarzy manifestujący się jeszcze większym rumieńcem, gdy na swej ręce poczuł dotyk ciepłej, drobnej dłoni brunetki. To skutecznie zburzyło jego starania.

- No weź, tak kobietę z łóżka wyganiać?

Ta niecodzienna, niezwykła nuta w głosie szafirowookiej sprawiła, że rudzielec nawet nie pomyślał o opieraniu się. Wślizgnął się pod kołdrę obok brunetki.

Kiedy tak leżeli zwróceni ku sobie, Rukia przypomniała sobie, dlaczego kochała noc. W księżycowym świetle kasztanowe tęczówki Kurosakiego były ciemniejsze, na jego twarz padały tajemnicze cienie, zaś ruda czupryna opadająca mu łagodnie na czoło nadal wyróżniała się w półmroku. Wyglądał inaczej. Obco, seksownie? W takich chwilach zapominała, że patrzy na przyjaciela. Widziała jedynie najważniejszego mężczyznę w jej życiu i strażnika jej serca. Ich złączone dłonie trwały w mocnym, pewnym uścisku.

- Nie poznaję cię, Rukia. Od kiedy jesteś taka miękka, co?

Cóż, poduszka, którą oberwał w kudłatą łepetynę, może i była miękka, lecz głuche uderzenie nadal nie było specjalnie przyjemne.

- A ty od kiedy jesteś skończonym durniem?

- Idiotka.

- Impotent.

- Pieprz się, Rukia!

- Ale że tak sama? Nie pomożesz damie? Ano tak. Biedny Ichi...

- Doigrałaś się, franco!

Przyjaciele. Tak to się teraz nazywało.

- A ty to niby nie! – prychnęła Rukia, udając obrażoną, chociaż jej głos mimowolnie zdradzał prawdziwe intencje. Martwiła się. Była zła i martwiła się o tego rudego idiotę. – Jedna cholerna wiadomość na komunikatorze! Takie to trudne?! Pomogłabym ci z tą chmarą Pustych!

- I miałbym cię obudzić z tytułu takiej bzdury? Na głowę upadłaś?! – Kurosaki nie dawał za wygraną, gromiąc Kuchiki wzrokiem.

- Co?

- Chujów sto! Weź czasem pod uwagę zajebisty fakt, że też się o ciebie martwię – westchnął zrezygnowany rudzielec. – I do końca życia nie wybaczyłbym sobie, jeśli wyciągnąłbym cię taką zmacerowaną do walki, a tobie coś by się stało, bo byłabyś zbyt zmęczona, by chociażby uniknąć ataku.

Szafirowooka zaczerwieniła się gwałtownie, napotkawszy wzrok Ichigo. Niby zagniewany, niby zły, a jednak całą tą złość przesłaniało zwyczajne zmartwienie i... coś, czego nie potrafiła określić słowami. Czuła jedynie, że spojrzenie Kurosakiego niemal wbija ją w poduszkę.

Za oknem słychać było charakterystyczne bębnienie o szyby.

- Znowu pada? – Kuchiki usiadła powoli, patrząc za okno. Niemiłosierna ulewa szalała na zewnątrz. Cieszyła się, że nie mieli żadnych wezwań, bo przemokliby do suchej nitki.

- Nie pada – na przekór odparł rudzielec, nawet nie patrząc w stronę okna.

- Jak nie pada, jak pada, kretynie – dwa słowa brązowookiego i to wystarczyło, by zacząć wyprowadzać kłótliwą brunetkę z ledwo równowagi – Ślepy jesteś czy głuchy też do kompl-

Wtedy poczuła na swych plecach tors Kurosakiego. Jego silne, ciepłe ramiona objęły ją łagodnie, zaś na swej szyi czuła jego oddech.

- Przy tobie nie pada.

- Może dlatego, że jesteśmy w budynku, durniu?

- Co ja z tobą mam, idiotko...

Rukia oparła się wygodnie o ramię Ichigo, podnosząc ku niemu wzrok i spojrzała na niego z niewinnym uśmiechem. Cała jej niewinność prysła, kiedy dłoń mężczyzny spoczęła na jej rumianym policzku.

- Ichi?...

Zadrżała, kiedy ich twarze znów znalazły się tak blisko siebie, kiedy Ichigo nachylił się do niej. Może Kurosaki potrzebował okularów, skoro tak źle widział nawet z bliska? Albo ona potrzebowała okularów. Ewentualnie oboje, lecz nie były im potrzebne zwykłe okulary; potrzebowali czegoś innego, by dostrzec swoje uczucia.

Zamknęła oczy, kiedy rudzielec objął ją mocniej. Jedną rękę szafirowooka zarzuciła na jego szyję, drugą odnalazła jego dłoń . Czuła, jak jego serce wali niczym młot pneumatyczny. Nie była lepsza; jej serce także biło jak oszalałe.

Zbliżyła do niego twarz, czując na swej własnej jego przyspieszony oddech.

Była noc przed ostateczną bitwą z armią Aizena. Deszcz bębnił w szybę pokoju Kurosakiego, opłakując jego zbliżającą się ofiarę.

________________________________

Jedno po rewricie się nie zmienia, a mianowicie dedykacja dla mojej bety, czyli – pamiętasz, jak żem wylezła z wprawy, jeśli chodzi o romantyczność? To właśnie Twoje słowa zainspirowały mnie to napisania tego rozdziału w taki, a nie inny sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro