Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ivy obudziła się pod naprawionymi drzwiami. A tak dokładnie obudził ją uśmiechnięty od ucha do ucha Alan.

- Co?- warknęła.

- Widzę, że sobie poradziłaś kochanie, dzisiaj wieczorem będzie nagroda- poruszył dwuznacznie brwiami.

Omega zrobiła minę, jakby nic nie rozumiała i podniosła się na nogi, żeby przytulić się do swojego partnera, a wilczyca wszystko jej wytłumaczyła:

~ Dzisiaj jest pełnia, a poza tym może mu powiesz, że to nie ty naprawiłaś drzwi? Choć pewnie bardziej by się wściekł, gdyby się dowiedział, że jakiś obcy koleś naprawiał za ciebie drzwi w JEGO domu...- postawiła nacisk na słowo "jego".

- Ta... Lepiej nie będę mu mówić.

- Co się tak zawiesiłaś?- Alan spojrzał na nią z góry.

- A wilczyca mnie zagadała, sorka.

- Mamy dobre wieści!- szarowłosy poszedł do kuchni i usiadł na stołku- Nasza wataha, mimo tego, że przegrała grę, (cóż zajęliśmy drugie miejsce, więc nie jest tak źle) to byliśmy bardzo blisko. A jutro wszystkie watahy się spotykają. Miało to być dzisiaj, ale z  wiadomych powodów zostało przesunięte - ostatnie zdanie wymruczał, jakby sobie coś wyobrażał.

- A ty ciągle o jednym skarbie, nie masz innych rzeczy do roboty?- spytała Ivy z przekąsem i usiadła na jego kolanach, twarzą do niego.

- Tak, zająć się tobą - pocałował ją namiętnie.

- Czyli masz cały dzień dla mnie?- uniosła jedną brew do góry.

- Nie do końca, teraz muszę trochę popracować i zobaczymy się potem, bo nie będę zostawiał roboty na wieczór.

Alfa wyszedł i poszedł do domu watahy, gdzie również miał swój gabinet. Musiał pilnie skontaktować się z Betą, ale nie powiedział czemu. Omega usiadła sobie na kanapie i włączyła telewizję.

- Zastanawiałaś się kiedyś, co on niby takiego ma do roboty?

~ Nie wiem, jakaś papierkowa robota, czy coś.

- To nie urząd skarbowy głupolu. - wilczyca warknęła obrażona na słowa dziewczyny.

~ Musimy kiedyś się tam zakraść!

- A myślałam, że tylko ja mam takie fatalne pomysły.

~ Skoro jestem cząstką ciebie, to ja też je muszę mieć.

W BIURZE ALFY

- Alfo!- jeden z wilkołaków otworzył z impetem drzwi i wpadł do środka.

- Tak? Jak ty się do mnie odno...- tamten nie dał mu dokończyć.

- Nie czas na to! Mamy szpiega!

- Co? Piłeś coś?- prychnął Alan.

- Jestem trzeźwy. Jednak wszystko wskazuje na to, że mamy w watasze szpiega, to jeden z wilkołaków, może być nim dosłownie każdy. Wynika na to, że jest to również wynajęty morderca, żeby zabić Alfy mate. Osoba, która mi to powiedziała, umierała ostatnio nad potokiem. Spotkałem ją przypadkiem, widocznie musiała bardzo podpaść tamtemu wilkołakowi, chciała się jeszcze na coś przydać i wszystko powiedziała. Niestety nie zdążyła ujawnić tożsamości mordercy, więc jesteśmy w wielkich tarapatach.

- Czemu nic nie mówiłeś?! Czy to był jeden z naszych?!- Alan natychmiast się poderwał.

- Nie, był to zwykły człowiek. Mężczyzna, miał około 40 lat i zajmował się naprawą różnych rzeczy. Niestety nie znam przyczyny zgonu tej osoby.

- To fatalnie... Ogłoś strażnikom, żeby byli bardziej czujni i na wszystko zwracali uwagę.

- A reszta?- zapytał ze strachem w oczach.

- Im nie mów, jeszcze wpadną w panikę i tyle z tego będzie...

- Dobrze. Do widzenia.

- Żegnam - na te słowa drzwi od pokoju się zamknęły, a w głowie Alana tłoczyło się milion różnych myśli, bo nigdy by nie podejrzewał, że w stadzie ma zdrajcę.

~ Tylko kto może nim być..?

KILKANAŚCIE GODZIN WCZEŚNIEJ

- Dobry wieczór, czy ktoś mógłby pomóc mi przy montowaniu drzwi?- głos młodej kobiety zabrzęczał w telefonie.

- Tak oczywiście, już kogoś wyślemy.

Kilka minut później pod dom Alfy podjechał niebieski samochód, z którego wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Wyjął skrzynkę z narzędziami i podszedł do białowłosej dziewczyny.

- Zatem, w czym mamy problem?

- Wiem tylko tyle, że te drzwi muszą zostać naprawione najszybciej jak się da, sama nie potrafię tego zrobić, ale panu solidnie za to zapłacę, jeśli wszystko będzie dobrze wykonane.

- Proszę się nie martwić, znam się na tym. Musiał być to nagły wypadek skoro zostałem wezwany w środku nocy - mężczyzna uśmiechnął się lekko i zaczął majstrować coś przy drzwiach.

- Też się zastanawiałam... Przecież to dziwne, takie serwisy nie powinny być całodobowe.

- Cóż... Jak widać ma pani ogromne szczęście w życiu.

- Nie powiedziałabym, mogę wiedzieć ile to jeszcze potrwa? To na prawdę pilna sprawa.

- Już kończę - podniósł się i przymontował drzwi. Upewnił się że działają jak należy i miło uśmiechnął się do Omegi.

- Bardzo panu dziękuję, już idę po pieniądze.

Dziewczyna odwróciła się. Mężczyzna wysunął nóż ze swojej skrzynki z narzędziami.

- No, czemu się tak wahasz? Właśnie to miałeś zrobić. Inaczej marnie skończysz. Teraz, albo nigdy... Chyba wolę mieć czyste sumienie, tak nie można, to nie w porządku...- myśli kotłowały się w jego głowie. Nie wytrzymał i wybiegł.

- Proszę, oto pańska...- Ivy oniemiała, gdy nie zobaczyła nikogo- nagroda...

WIECZOREM

Alan wpił się w usta swojej mate, rękami gładząc ją po talii. Dziewczyna oplotła jego szyję swoimi rękami i przyciągnęła bliżej siebie. Po chwili została pchnięta na łóżko, a jej oczy pociemniały jeszcze bardziej...

~ Mam nadzieję, że tym razem tego nie spieprzysz- prychnęła jej wilczyca.



Hmm... Jak myślicie, kto jest w mediach? ;p W sumie to sama się nie spodziewałam, że będzie jakiś szpieg, ale w drugiej części też musi się coś dziać. Pozdrawiam wszystkich! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro