rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tris

Dziewiąty miesiąc. W każdej chwili mogę zacząć rodzić. Po moich policzkach płyną łzy żywym strumieniem i zmieniają moje ubranie w mokrą szmatę. Tobias nigdy nie będzie mógł zobaczyć dziecka. Jak przychodzi ma świat, jak uczy się raczkować, o potem chodzić, jak wymawia pierwsze słowa, jak poznaje świat.

Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego poszłam za Caleba? Bo chciałam, żeby przeżył. Ale co teraz mam zrobić? Nie mam miejsca na tym świecie. Sama z dzieckiem, które nigdy nie pozna ojca. To jest o wiele gorsze, niż stracić go w ciągu życia. Ja przynajmniej mam wspomnienia związane z moim tatą, a moje dziecko nigdy prawdopodobnie ich nie będzie miało. I to jest straszne. Że przez moje poświęcenie uratowałam życie zdrajcy, a zniszczyłam życie niewinnej i bezbronnej osoby, która powinna być dla mnie najcenniejsza na świecie, a zniszczyłam mu życie.

-Nie powinnaś płakać- podchodzi do mnie Rita i podaje mi kubek parującej herbaty- to szkodzi dziecku.

-Wiem- odpowiadam cicho- Tylko przeraża mnie świadomość i świat, w jakim żyjemy. Zniszczyłam życie istocie, która nawet nie miała okazji poznać, jak wygląda prawdziwe życie.

-Tris- zaczyna powoli- Nie ważne, co się teraz dzieje. Ty musisz być teraz jeszcze silniejsza, niż przedtem. Los rzuca tobie nowe wyzwania pod nogi i nowe trudności, a ty musisz im sprostać. Trudności, jakie los nam narzuca to tylko testy, na ile damy radę. A im bardziej sobie z tym poradzimy, tym lepszą dostaniemy nagrodę. Uciekniemy stąd prędzej czy później, a ty będziesz mogła spotkać się z ojcem dziecka.

-O ile nie ułoży sobie życia z kimś innym- mówię cicho.

Nie odpowiada, tylko upija łyk herbaty. Ja również zaczynam pić napój o smaku owoców leśnych, a palcami przywieram do nagrzanej od gorącej cieczy porcelany, która parzy moją skórę.

Podchodzę do okna i siadam na parapecie owinięta kocem. Patrzę na krople deszczy uderzające o szybę, tworząc swego rodzaju muzykę. To nie deszcz. To grad, który zanim spadnie na ziemie, zdąży stopnieć i dotknąć ziemi w postaci ciekłej.

Lubię patrzeć na deszcz i słońce na zmianę. Przynosi to ze sobą lekki spokój i opanowanie, które od zajścia w ciąże łatwo u mnie zburzyć. Stałam się mocno niecierpliwa i zbyt wrażliwa, a powinnam być twarda jak głaz. Znów staram się chować uczucia pod kamienną twarzą. Rozwijam tą umiejętność, którą nabyłam w altruiźmie, przez co bałam się uczuć. Przebywania z kimś zbyt blisko, dotykania się, ścierania.

W mieście nie było bombardowania od blisko trzech lat, dlatego część miasta zarosła już trawą. Może nie ma drzew, bo wszystkie spłonęły po ostatnim, ale widzę jak niektóre rośliny wracają do życia. Ja również powinnam wrócić do życia, jak te rośliny. Powinnam brać z nich przykłada. Nie opłakiwać swój nieszczęsny los, tylko wziąć się w garść i żyć dalej. Urosnąć w siłę, nie dawać satysfakcji moim wrogom, iść na przód z podniesioną głową. Ale czy ja dam radę?

Ogarnij się Tris- nakazuję sobie w myślach- oczywiście, że dasz radę. Musisz, bo masz dla kogo żyć. Twoje życie jest mniej ważne, niż życie które nosisz pod sercem i które rozwija się w tobie. Musisz zastąpić mu ojca, którego prawdopodobnie nigdy nie pozna.

Kocham Tobiasa do dziś, ale nie mogę się nad tym użalać. Nad tym, że już nigdy nie zobaczę jego cudownych oczu. Nie dotknę jego ciepłej, miękkiej i jednocześnie szorstkiej dłoni. Nie przeplotę już więcej swoich palców między jego długimi i wąskimi palcami. Nie posmakuję więcej jego ust. Nie poczuję nigdy więcej, jak miękkie i ciepłe są jego wargi. Tak bardzo za nim tęsknię.

-Lepiej będzie, jak weźmiesz wolne na kilka dni- odzywa się Rita i siada naprzeciw mnie. Zastyga w tej samej pozycji, co ja- Podejrzewam, że zaczniesz rodzić już w tym tygodniu. A lepiej by było, gdybyś nie zaczęła rodzić w więzieniu.

Moją twarz wykrzywia uśmiech. Śmieję się pod nosem, kiedy o tym myślę. Ale Rita ma racje. Jeśli chcę, by dziecko przeżyło, to muszę rodzić w domu, a nie w pracy. Inaczej się dowiedzą i je zabiją. A tego nie przeżyłabym.

-Czasem mam wrażenie, że los z nas drwi- mówię cicho, nie odrywając wzroku od szyby- Zamyka w ucisku i ośmiesza przy każdej okazji. Że jesteśmy nic nie wartymi kawałkami materii i atomów. Jakby ulepieni ze zwykłej gliny, którą można zgnieść i ulepić nowy kształt, jeśli nie podobał się pierwszy.

Nastaje chwila ciszy. Wpatruję się w krople wody, które spływają po szybie i łączą się ze sobą, tworząc jedność. Nawet woda jest szczęśliwsza odemnie, bo ma kogoś, z kim może się połączyć w jedność i stworzyć jedną istotę. Ja bez Tobiasa jestem jedną z pojedyńczych kropli wody, na środku pustyni. Gdzie nie znajdzie się drugiej takiej kropli, z którą można się połączyć. A w końcu zacznę wysychać od nadmiernego upału, aż zniknę. Nikt nie zwróci na to nawet uwagi, jak zniknę. Jak odejdę stąd doszczętnie. Jak opuszczę ten okrutny i podły świat. Jak pójdę na przekór losowi, albo przyznam, jak bardzo jestem słaba i beznadziejna.

-Bardzo melancholijne z twojej strony- odzywa się po minucie ciszy- Zaczęłaś być filozofem.

Parskam śmiechem i wstaję z parapetu. Moje ciało zdrętwiało od długiego siedzenia. Nie czuję nóg, plecy bolą, mięśnie odmawiają posłuszeństwa, jakie im narzucam. Buntują się, tak samo jak ja nieświadomie zbuntowałam się przed całą Europą.

Podchodzę do stolika i szybko wypijam już ostygniętą herbatę. Włączam telewizję i oglądam losowy kanał. Znowu jakieś wiadomości o bombardowaniu miasta blisko 300 kilometrów na wschód od miasta, w którym obecnie się znajduję. Północna Europa jest jednym krajem. A kraj powinien ze sobą dobrze żyć, więc kto cały czas bombarduje miasta i zabija tysiące niewinnych ludzi, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie?

Cały ten kraj walczy ze sobą od kilkunastu lat i dziwię się, że jest jeszcze życie na obszarze Północnej Europy. Cały czas są jakieś bombardowania przez nieznane osoby. Przez kogo nie wiem do dziś. A powinnam wiedzieć, kto czycha na moje życie i życie wielu osób, których twarze widzę na co dzień. Powinnam wiedzieć, kogo obwiniać o śmierć wielu milionów ludzi.

-Czy ty wiesz, kto ciągle bombarduje miasta w Północnej Europie?- pytam Ritę, kiedy siada obok mnie.

-Nie wiem- wzrusza ramionami- nikt tego nie wie. A przynajmniej ci, z którymi przebywam na co dzień.

Łapie ręką brzuch, który nie jest tak duży, jaki widziałam u wielu kobiet, jak są w ciąży. Ale Rita twierdzi, że to przez moje drobne i chude ciało nie widać po mnie wyraźnych oznak ciąży. Że z dzieckiem wszystko w porządku i w Texasie miała do czynienia z wieloma kobietami w ciąży, kiedy jeszcze była początkującym lekarzem.

Zataczam wzorki na brzuchu i głaszczę go lekko. Olśniewa mnie. Przecież nie zastanawiałam się, jakie dać imię dziecku, kiedy przyjdzie na świat. A nie jestem w stanie wymyślić niczego na poczekaniu. Będę musiała nad tym pomyśleć.

Nagle dopada mnie ogromny ból w okolicach podbrzusza. Nigdy mnie tak nie bolało, nawet postrzał. Jęczę cicho z bólu. Zaczyna wypływać ze mnie coś ciepłego, a ból z każdą chwilą przybiera na sile. Zaciskam wargi w wąską linie i gryzę się w język, by odpędzić łzy z bólu.

-Tris- Rita podrywa się z fotela, zaczynam dyszeć. Moja pierś gwałtownie się podnosi i opada- zaczęło się.

To takie emocje, żebyście nie mogli zasnąć😍😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro