rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tris

Budzą mnie dźwięki wokół. Ludzie coś szepczą, dla mnie niezrozumiale. Czy ja nie powinnam umrzeć? A może nie żyję. W takim razie gdzie jestem?
-Tris wiem, że jesteś przytomna.- słyszę głos Liliany. Nie otwieram oczu pomimo to. Zaszyję się w norze dla chomików i tam pozostanę.
-Dlaczego nie umarłam?- szepczę i czuję na skroni łzę. Moją łzę. Dlaczego płaczę? Nie mogę dać się złamać.
-Bo w porę cię odratowali.- odpowiada Liliana.- Chip ma wbudowaną funkcję, że musi informować komputer w centrum dowodzenia, kiedy spadają czynniki życiowe.
Otwieram oczy.
-Skąd wiesz jakie funkcje ma Chip?
-Bo jestem informatorem- odpowiada z lekkim uśmiechem. Chyba chce rozładować napiętą atmosferę.- Nic się przede mną nie ukryje.
-A tak naprawdę?
Wzdycha.
-Podsłuchałam rozmowę strażników, którzy zaczęli panikować, bo twoje funkcje życiowe niebezpiecznie szybko malały.- mówi zrezygnowana.- Dlaczego chciałaś się zabić?
-Nie powinnaś tu być.- stwierdzam sucho.- Łamiesz jedną z trzech najważniejszych zasad.
-I kto to mówi.- kręci głową ze śmiechem.
-Już jedną złamałam. Na kolejną nie mam ochoty i siły.- odwracam wzrok i siadam na łóżku szpitalnym. Na prawej ręce mam bandaż, a na lewej przyczepiona rurka przez którą przetaczają mi krew. Cholera z tymi zabezpieczeniami!
-Pozwolili mi tu siedzieć- mówi Liliana.- Władza myśli, że jestem im wierna do szpiku kości.
Zaciskam usta.
-Mhm.- mruczę.
-Tris.
-Tak?- patrzę na nią.
-Europa już całkiem zwariowała- mówi.- Teraz porwania są co dwa tygodnie i porywają co najmniej dziesięć osób. Dodatkowo ktoś się dowiedział, że w Azji też są eksperymenty i również porywają od nich ludzi, ale w innym grafiku.
-A dlaczego mówisz to mnie?- pytam i podciągam kolana bliżej piersi. Nie zważam na ranę postrzałową.
-Ponieważ ostatnio z Oscarem dzieje się coś złego i postanowałam nie mówić mu tego- odpowiada.- Po cichu też mam nadzieję, że postarasz się zapomnieć o bólu, kiedy będziesz pracowała.
-Ale jak mam pracować, skoro będę blisko pół roku w celi?- zamykam oczy. Chciałabym poczuć ulgę od wszystkiego. Powietrze staje się cięższe, ból w piersi nie daje mi spokoju. Wszystko jest przytłaczające, usidla mnie, zastawiła na mnie swoje pułapki.
-Jak wyjdziesz- odpowiada.- Teraz będę do ciebie przychodzić, a ty będziesz wymyślać plany i nam je przydzielać.
-Nie potrzebnie się trudzisz.- mówię szorstko.- Skoro teraz będą przywozić tyle ludzi, to my nie damy rady uwolnić żadnego. Poza tym daj mi spokój. Nie chcę z nikim rozmawiać.
-Nie interesuje cię los tych ludzi?- marszczy brwi i patrzy na mnie z powagą.
-Będą mieć takie same życie, co my- wzruszam ramionami.- Będą mieli, gdzie mieszkać, co jeść, i skąd zdobyć pieniądze. Skoro nie damy rady ich uwolnić, to musimy się z tym pogodzić.
-Tylko tyle nam pozostaje.- mówi brunetka z rezygnacją w głosie. Chciałabym, aby jak najmniejsza liczba osób dzieliła mój los, ale teraz to jest niemożliwe. Siedzę w więzieniu, jestem ranna, oraz nie zależy mi już zbytnio na życiu. Dochodzi do tego świadomość, że nie damy rady co dwa tygodnie wyprowadzać z miasta ponad dziesięć osób i organizować im przejazd na inny kontynent. Było to o wiele łatwiejsze, kiedy przywożono ludzi co trzy miesiące. Mieliśmy czas na przygotowanie pojazdu, pieniędzy, jedzenia i map.
-Możesz już iść?- mierzwię palcami włosy opadłe na czoło, zaplatam końcówki wokół palców.
-A nie zrobisz nic sobie?- pyta z drgającym kącikiem.
-Skoro i tak za każdym razem zdąża mnie odratować, to po co mi próbować?- parskam.
-Nie zawsze mogliby zdążyć.- odparowuje.
-A ty tą gadaniną zaczynasz mnie namawiać do kolejnej próby!- krzyczę- Wyjdź!
Dziewczyna wzdycha. Widzę, że stara się panować nad złością.
-Tris...
-Wynocha!
Kręci głową i siada na krześle.
-Jesteś uparta, jak osioł.- stwierdzam wściekła.
-Uczę się od najlepszych.- puszcza mi oczko i podpiera się na łokciach.
-Chcę być sama.
-Chyba będzie najlepiej, jak właśnie teraz nie będziesz sama.
Przegryzam wargę i odwracam wzrok. Po części wiem, że ma racje, bo nawet chip nie zabroni mi próbować wydostania się z tej klatki.
-A gdzie jest Christina i Rita?
-One siedzą w celach na wyższym piętrze.- odpowiada dziewczyna.- Ale nie wiem, co zrobiły i czy są posłuszne.
-Pewnie są. One muszą jedynie odsiedzieć wyrok i żyć dalej. Nie miały żadnej straty.
-Ale tobie też wystarczy odsiedzieć wyrok i żyć dalej.
-Dopóki nie będziesz mieć dzieci, nie zrozumiesz, jak to jest je stracić- burczę i zaciskam pięści. Staram się nie uderzyć jej. Ona nie chce mnie rozzłościć, tylko przekonać do życia, myślę.
-Wkrótce damy nogę- mówi pokrzepiająco i marszczy czoło.
-Nie jestem tego taka pewna.
-A ja tak.- mówi, a jej wyraz twarzy zmienia się. Nie pytałam jej, do jakiej frakcji może należeć, bo dopiero teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać.- Jest takie coś, jak grono miast.
-Grono czego?- marszczę brwi.
-Grono miast- poprawia mnie.- To organizacja w którym są wszystkie miasta, które doświadczyły porwania do północnej Europy. Łączą siły i planują zaatakować to miejsca.
-A skąd to wiesz?
-Chyba niektóre osoby, które trafiają do Europy mają jakieś informacje z zewnątrz- odpowiada ze śmiechem.- Wystarczy sprytem wyciągnąć tą informacje.
-I dlatego to ty jesteś informatorem.- stwierdzam.
-A ty mówcą- dodaje.
Coś się we mnie iskrzy. Poznaję to uczucie. Towarzyszy mi od dzieciństwa: Ciekawość.
-Do jakiej frakcji masz predyspozycje?- podejmuję temat. Gdybym głębiej pomyślała, pewnie doszłabym do tego, ale jestem zbyt zmęczona, by zastanawiać się nad czymś dłużej niż minutę.
-Do erudycji, ale jak widać, mam uczucia- wybucha śmiechem, ale nie podzielam jej humoru. Wymuszam w sobie uśmiech.
-To jesteś rzadkością.
Przygląda mi się uważnie, ale uśmiech nie schodzi z twarzy dziewczyny. Przez ten uśmiech mogłaby dać jej predyspozycje do serdeczności.
-Jaka frakcja u ciebie przeważa?
Unoszę brew, starając się nie wyjść na idiotkę, ale nie mam bladego pojęcia, o czym mówi.
-Nie rozumiem.
-W każdym mieście przeważa jakaś frakcja. W Texasie jest najwięcej nieustraszonych, w moim jest najwięcej altruistów. A w twoim?
-Prawdę powiedziawszy, to nie wiem czy w Chicago są jeszcze frakcje. Ale kilka lat temu przeważała erudycja.
-A jakie ty miałaś frakcje w testach predyspozycji?
-Altruizm, erudycja i nieustraszoność.
-Aż trzy?- dziwi się.- To prawie niemożliwe, aby był taki wynik.
Parskam śmiechem. Pamiętam jak kiedyś Caleb to mówił. Wyjaśniał, dlaczego to prawie niemożliwe. Jest moim bratem i też za nim tęsknię. Gdybym go nie kochała, to nie szłabym za niego do gabinetu Davida.
Do późna rozmwiamy o wszystkim i o niczym. Na chwilę zapominam o bólu i stracie. Wolę o tym nie myśleć, bo płacz nie zwróci mi Rose, a na zemstę przyjdzie czas. Tori też czekała na odpowiedni moment, by zabić Jeanine i pomścić brata, który jak się okazało, żyje i ma się dobrze. Jestem bardzo ciekawa czy wrócił do miasta, tak samo Amar.
-Ja muszę już iść.- mówi Liliana i wstaje.- W takim razie zgadzasz się na ten układ?
-Nic ci nie obiecuję, bo nie wiem, czy nie dostanę klaustrofobii od przebywania w celi.
-Tylko nie próbuj znowu się zabić.- wychodzi z pomieszczenia i zostawia mnie samą. Znów wraca uczucie pustki i smutku, rozrywająca moje ciało na miliony kawałków. Dlaczego nie potrafię dzielić się z nikim swoimi smutkami i przeżywam je w samotności? Nie wiem. I chyba nigdy się tego nie dowiem.
CDN😘

Ktoś cieszy się, że od ratowali Tris? 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro