rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tris

Z każdą chwilą coraz trudniej mi biec między budynkami z coraz bardziej bolącym ramieniem. Krew cieknie mi po plecach i nodze, przez co po każdym kroku na bruku zostaje odciśnięty ślad mojego buta w szkarłatnym kolorze. Niedaleko biegnie Jake, Math, Brutus i Alex. Emma i Leon nie przeżyli strzelaniny, dlatego co chwila słyszę pochwlipywanie Alex. Śmierć siostry jest trudna, dlatego nie staram się jej mówić, że będzie dobrze, bo na początku tak nie będzie nigdy. Czas jest najlepszym lekarstwem, sama tego doświadczyłam, niejednokrotnie.

Wchodzimy w ostatni zakręt i gęsiego wbiegamy do jednej z opuszczonych przedszkoli na obrzerzach miasta. Zdecydowanie nie możemy zostać w centrum, dopóki wszystko nie przycichnie. Wystarczy, że wyłączyliśmy symulacje. Resztę zostawiamy władcom lub Gronie Miast. Zależnie od tego, czy udało im się przejąć władzę nad miastem, czy nie.

-W kuchni powinny być jeszcze jakieś konserwy i proszkowane jedzenie, dlatego z głodu nie umrzemy- mówi Brutus. Zadziwia mnie, jak dobrze zna to miasto. Mieszkam tu już cztery lata i nie miałam pojęcia o tym przedszkolu, który pewnie teraz służy jako schron. Do przyprowadzania dzieci się nie nadaje.

-Jeśli w łazience jest woda, to będziemy mieć co pić i czym się myć- dopowiada Math- Może znajdziemy też koce, w których dzieci odbywały popołudniową drzemkę.

-Kiedy znaleźliście to miejsce?- pytam słabo. Wchodzimy po schodach do dużej przestronnej sali, która pewnie odgrywała rolę auli, lub świetlicy. Nad naszymi głowami migają lampy, które walczą o to, by działać. Zauważam kilka śpiworów na środku sali i muszę stwierdzić, że to już kiedyś było używane jako schron.

-Co jakiś czas przynosiłem tu jedzenie, w razie takiego ataku- tłumaczy rudowłosy z dumą i ekscytacją, że wykazał się sprytem i kogoś interesuje ten temat - W okresie pokoju mieszkali tutaj bezdomni, ale nie wiedzieli, że chowam tu zapasy na czarną godzinę. Większość rzeczy jest pod ziemią w małym pokoju, do którego trzeba mieć klucz. Są masywne, dlatego ciekawscy bezdomni nie dali rady je wyważyć.

-Dobry pomysł- przyznaję- Ale jak zauważą, że idziemy do piwnicy po jedzenie, to zaczną się denerwować.

-Część z nich pewnie już umarła z głodu, albo podczas tego ataku. Ostatnio zaglądałem tu jeszcze zanim podali mi szczepionkę z symulacją.

Siadam ciężko na jednym z śpiworów. Ból w ramieniu jest dokuczliwy, choć staram się o tym nie myśleć. Czuję że rana jeszcze krwawi, i jeśli tego nie zatamuję, to się wykrwawię.

-Masz jakieś bandaże?- pytam i przyciskam otwartą dłoń do rany.

-Tak, poczekaj chwilę- mówi i znika na kilka minut. W tym czasie Alex pomaga mi zdjąć kurtkę i rozerwać rękaw. Nie widzę dokładnie rany, ale sądząc po przeraźliwym pisku dziewczyny, rana jest poważna.

-Jak to wygląda?- pytam i staram się spojrzeć przez ramię na ranę. Na próżno.

-Gorzej niż źle- odpowiada Math zamiast Alex- Kula dalej jest w środku.

-Nie domyśliłam się- furczę i kręcę głową sama do siebie. Nie potrzebne mi są potwierdzenia czegoś, co dobrze wiem.

Do pokoju wchodzi Brutus z apteczką. Siada obok mnie, otwiera małe czerwone pudełeczko, zakłada rękawiczki i delikatnie dotyka mojej rany. Moje ciało przepływa fala bólu.

-Trzeba najpierw wyciągnąć kulę- mówi chłopak i wyciąga mały nożyk z kieszeni.

-Znasz się na tym?- pytam prawie szeptem. Z bólu mam ściśnięte gardło, a pot spływa mi po karku i plecach.

-Moja ciocia była pielęgniarką- wzrusza ramionami- wychowywali mnie dziadkowie, ale mam z nią dobry kontakt. Często patrzyłem, jak opatrywała rannych ludzi i trochę mnie tego pod uczyła. Za to może nie dostanę pracy jako chirurg, ale dam radę wyciągnąć kulę i opatrzeć ranę.

Kiwam głową i kładę się na brzuchu. Alex ściska moją lewą rękę, starając się dodać mi sił.

-Może zaboleć- ostrzega Brutus- Staraj się ściskać rękę Alex tak mocno, jak cię boli.

-Nie gadaj jak na porodzie, tylko wyciągnij tę kulę- furczę. Staram się rozluźnić ciało, bo jak będę spięta, to wyciąganie kuli jeszcze bardziej będzie bolało.

Brutus powoli wsadza nóż w ramię, a moje ciało ponownie przeszywa ogromna fala bólu. Ściskam rękę Alex i krzyczę przez zaciśnięte zęby. Mam wrażenie, że tracę powietrze w płucach, robi mi się jasno przed oczami, ale spełniam nakaz Brutusa i leżę rozluźniona, jak tylko mogę. Po kilkunastu sekundach ból słabnie, a na ziemię upada mała kuleczka, które brzęczy, kiedy uderza o podłogę.

-Najcięższe już za nami- kwituje chłopak i nasącza czymś wacik, i okrężnymi ruchami naciera to we mnie. Piecze, ale jest to w pewien sposób przyjemne. Kiedy kończy odkażać ranę, bierze igłę, nitkę i zaczyna zszywać ranę.

-Przez jakiś czas musisz posługiwać się lewą ręką. Prawa nie będzie dla ciebie zdatna do użytku- radzi Brutus.

-No jeszcze ampituj mi rękę, to będzie pozamiatane- mówię sarkastycznie- Już raz byłam postrzelona w ramię i żyję.

-Właśnie widzę bliznę popostrzałową. Ile ty razy byłaś już postrzelona? Trzy?

-Teraz sześć- szczerzę zęby.- Praktycznie po mojej ceremonii wyboru zaczęła się wojna, potem uciekłam z miasta razem z przyjaciółmi, a stamtąd trafiłam tutaj. Christina należała do moich przyjaciółek jeszcze zanim mnie tu przewieziono.

-Okay- mruczy Brutus i nakłada opatrunek- Niestety nie mamy żadnych leków przeciwbólowych, dlatego musisz wytrzymać ból.

-Jestem do niego przyzwyczajona- wstaję z pomocą Alex i strzepuję ubrania cała w kurzu.- Zresztą i tak to bez znaczenia. Pół roki temu byłam postrzelona i opatrzono mi te ranę dopiero tydzień po postrzeleniu.

Nikt nie odpowiada, dlatego biorę kurtkę i idę na dół, do łazienki. Jest tam rząd umywalek pod ścianą, a pod drugą wieszaki na ręczniki. Daję zakrwawioną kurtkę pod kran i odkręcam kurek z zimną wodą. Pocieram materiał o ręce, a krew barwi wodę na różowo.

-Co oznacza twój tatuaż na ramieniu?- pyta Alex, która podchodzi do zlewu obok mnie i obmywa twarz. Nawet nie zauważyłam, kiedy weszła.

-Na prawym frakcję, z której pochodzę- odpowiadam- Pochodzę z altruizmu.

-Każda frakcja ma swój znak?

-Mhm- kiwam głową- Nieustraszoność ma ogień w obręczy, erudycja oko, serdeczność drzewo, prawość przechyloną wagę. A bezfrakcyjni mają puste koło.

-Jest też znak niezgodnych?

-Niezgodni nie są osobną frakcją. Niezgodni mają predyspozycje do kilku frakcji naraz.

-Aha.

Dziewczyna myje zakurzone ciało w ciszy. Staram się robić to samo, na ile pozwala mi ręka. Przecieram wodą kark, szyję, ręce i ramiona. Co chwila zaczepiam palcami o długie włosy mocno zakołtunione. Przez chwilę przyglądam się własnemu odbiciu. Dziewczyna, którą tam widzę, wygląda jak ja: ma jasne włosy, ma jasnoniebieskie oczy, długi nos. Ale ja nie mam podbitych oczu, zmęczonego wyrazu twarzy, niezdrowo bladej cery, tłustych i zakołtunionych włosów. Dziewczyna w lustrze nie wygląda jak ja, choć jest bardzo do mnie podobna.

Oddalam się od zlewu i podchodzę do szafki. Przy wejściu na strych zauważam maszynę do szycia. Wyciągam z niej proste nożyczki i wracam do lustra. Przystawiam nożyczki do rzuchwy i powoli zaczynam obcinać włosy.

-Co ty robisz?- pyta zdziwiona Alex.

-Obcinam włosy- wzruszam ramionami.

-Nie żal ci ich?- unosi brew- Masz takie długie i gęste. Takie włosy zapuszcza się latami.

-Nie mam do nich sentymentu- mówię obojętnie. Pierwsze kosmyki włosów padają do zlewu.

-A powinnaś.

Przewracam oczami i dalej tnę włosy. Z przodu jest prościej, trudniej z tyłu. Muszę pomagać sobie ręką, dotykając miejsc. Na podłodze i w zlewie leżą pukle jasnych włosów. Kiedy kończę, staram się zebrać jak największą liczbę włosów i wyrzucam je do kosza, strzepuję włoski z ramion i wychodzę z łazienki. Od razu przykuwam uwagę Brutusa, który niesie małe puszki. Otwiera szeroko oczy.

-Ledwo cię poznałem- mówi z zdumieniem- Mam to brać jako, że ściełaś włosy, żeby cię tak łatwo nie rozpoznali?

-Długie włosy są nie praktyczne podczas wojny- wyjaśniam-I trochę, faktycznie, nie chcę być rozpoznawalna.

Chłopak kiwa głową i idzie do małego pokoiku na parterze. Idę razem z nim i odkrywam, że to szatnia: jest tu pełno powywrócanych szafek i zbrudzomych ścian.

-Co będzie dalej?- pyta chłopak po chwili ciszy.

-Niby co?- marszczę brwi.

-Co będzie dalej, jak Grono Miast przejmie władzę nad Europą? Wrócisz do Chicago, do ojca twojego zmarłego dziecka i będziesz żyć dalej?

Wzdrygam się na słowo ,, twoje zmarłe dziecko".

-A co mam do wyboru? Zostać tutaj i żyć wspomnieniami?

Prawdę mówiąc, to nie wiem, czy Tobias w ogóle wybaczy mi to, co zrobiłam. Ukrywałam się przed nim, nie ochroniłam naszego dziecka i próbowałam odebrać sobie życie jak tchórz. Tobias ma pełne prawo mi nie wybaczyć i nie zdziwię się, jak faktycznie tak będzie. Zasłużyłam.

-Teraz będzie działo się dużo- wzdycha- Jeśli nie przejęli kraju za pierwszym uderzeniem, to pewnie będzie godzina policyjna i dokładna inspekcja każdego zamieszkanego domu.

-A co my zrobimy?- pytam- Będziemy się tu ukrywać i czekać, aż inni zrobią wszystko za nas?

-Nic nie zdziałamy. Jesteś ranna, więc nie dasz rady strzelać, Alex jest zrozpaczona po śmierci siostry, a Math i Jake nie mają na tyle jaj, by wyjść poza bezpieczną kryjówkę. Tak samo jak Leon, który również poległ.

-To dlaczego nie odezwali się podczas walki?

-Bo twój plan był dobry i mógł się udać. Oni to wiedzieli i mieli pewność, że wyjdzie. Poza tym ich duma by ucierpiała, gdyby walczyły za nich kobiety.

Parskam śmiechem i zaplatam palce ze sobą. Kołnierz mnie swędzi od drobnych włosków, których nie dałam rady strzepać, a z emocji boli mnie brzuch. W jedną noc powtórzyło się praktycznie wszystko podczas wojny w Chicago, a z całych sił starałam się o tym zapomnieć.

-Musimy odpocząć- mówi Brutus i kładzie dłoń na moim zdrowym ramieniu- Noc była ciężka, zwłaszcza dla ciebie. Idź się przespać. Jak tylko poukładam puszki z jedzeniem, to również się prześpię.

Kiwam głową i idę na górę. Na śpiworach jest więcej kurzu niż mogłabym sobie wyobrazić. Strzepuję go i kładę się na nim. Staram się nie wyobrażać sobie, ilu bezdomnych już pewnie tu spało i staram się nie oddychać przez nos.

Śpiwór jest na mnie zdecydowanie za duży. Zmieściły by się tu co najmniej trzy osoby, które nie są zbytnio chude. Więc ilu tu musiało być bezdomnych, skoro są tu tak wielkie śpiwory. Czuję zapach kurzu na poduszce, który wydaje się lepszy niż zapach czystej pościeli. Sama dobrze wiem, że minęły już prawie trzy miesiące od tamtego zdarzenia, ale nawet zapach pościeli potrafi przywołać we mnie to wspomnienie i wywołać napad paniki.

CDN😘

Miłego dnia 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro