Rozdział 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tris

Na praktycznie wszystkich budynkach w okolicy pojawia się hologram. Wszyscy tłoczą się wokół mnie, żeby mieć widok na osobę, która za chwilę będzie mówić i wciskać im historię z palca wyssaną. Nigdy nie można wytłumaczyć się z włączenia symulacji w całym mieście i spowodowania nie małych strat.

-Witajcie- głos mechanicznej postaci rozchodzi się echem- Wszyscy dobrze wiedzą, skąd ten temat i to poruszenie. Kilka dni temu nasze miasto zostało zaatakowane przez osoby, które pragną przejąć władzę ze względu na nasz dobytek i sprzęt, jaki posiadamy.

Ciekawe jaki dobytek- prycham w myślach.

-Wszyscy z niewyjaśnionych powodów zaczęli tracić władzę nad swoim ciałem, brało broń i z nami na czele broniło całe miasto. Nie wprowadziliśmy symulacji. My się na tym nie znamy. Ameryka jest naszpicowana serami i symulacjami, więc dlaczego pierwszą waszą myślą jest, że to my wam ją podaliśmy? Niby jak?

Może dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach nie narażałby tylu strat związanych z Gronem Miast. Może dlatego, że ci ludzie woleliby wygrać bez strat, a byłyby ogromne straty, gdyby ta symulacja była ich planem. Gdzie tu logika?

Jednak zaczynam rozumieć manipulację władzy: chcą poruszyć nas za pomocą wyrzutów. Przecież najłatwiej jest zrzucić winę na kraj, który stworzył symulację, a nie na osobę, która z niego korzysta.

-Wszystko co wydarzyło się na tych ziemiach oraz w całym kraju, jest zasadzką. Chcą was nastawić przeciwko nam, bo wtedy łatwo wygrają. Chcecie, aby u władzy zasiedli ludzie, którzy podali wam symulację i odpowiadają za śmierć waszych bliskich? Bo ja tego nie chcę. Kocham ten kraj i wolę umrzeć, niż pozwolić na to.

Dosłownie szczęka mi opada do samej ziemi. Nie wierzę, że ma czelność mówić to wszystko. Jakim prawem? Mam ochotę wydrapać mu oczy z wściekłości. Tylko i tak nie wiem, gdzie nadają tę transmisję.

Najgorsze jest to, że osoby wokół mnie zaczynają się podburzać i zgadzają się z gadką tego szmaciarza. Alex miała rację, że władza potrafi bardzo dobrze manipulować. Robią to perfekcyjnie. Tylko że przez to Grono Miast może przegrać, a nie zrobili nic złego. Chcą tylko uratować swoich ludzi i przywrócić pokój w kraju.

-Jesteśmy jednym krajem, nie możemy tak łatwo dać się nastawić przeciwko swojej ojczyźnie- podnosi głos- chcemy jedynie waszego dobra. Gdybyśmy patrzyli tylko na siebie, dawno wszyscy pomarlibyście z głodu czy zarazy.

Mam dość słuchania tej czczej gadaniny, dlatego chwytam mocno Brutusa za rękę i ciągnę go w kierunku wyjścia, jakiejś ucieczki od tych kłamstw i manipulacji. Potrafię ją rozpoznać na kilometr, ale tutaj nawet nie muszę się zastanawiać. Znam prawdę już od miesiąca. Od samego rana był nastawiona na słuchanie tłumaczeń władzy za podanie symulacji, ale dalej nie mogę. To dla mnie za wiele.

-Tris- Brutus mnie zatrzymuje- jeśli teraz odejdziemy, damy im się jak na tacy. Praktycznie wszyscy teraz są tutaj i jeśli nas zauważą, zamkną w pace.

-Niby za co?- odwracam się do niego.

-Dla przykładu, żeby nikt nie opuszczał centrum, kiedy odbywa się transmisja.

Chcąc nie chcąc wracamy do centrum i stajemy na szarnym końcu. Kiedy to wszystko się skończy, chcę jako pierwsza stąd uciec. Brutus obejmuje mnie ramieniem pomimo moich oporów. Nie wiem czy w ten sposób pilnuje mnie, żebym nie uciekła, czy chce mi pomóc przy chodzeniu, bo od nerwów zrobiło mi się słabo. Dwie dość poważne rany nie sprzyjają takiej wściekłości i nerwom.

Do końca tej przepełnionej kłamstwami transmisji śpię na stojąco. Liczę na to, że nikt tego nie zauważy. Ale w sumie i tak mało mnie to obchodzi. Jestem ranna, bezradna i samotna. Nie mam praktycznie nic do stracenia, więc co jeszcze przywódcy mogą mi zrobić, żeby mnie zranić?

-Pomóc ci czy dasz radę sama iść?- Brutus szepcze tuż przy moim uchu.

-Pójdę sama- mamroczę zamroczona ponownyn pulsującym bólem w ramieniu, jakby ktoś wbijał mi tam metalowe gwoździe. Ale rana nie krwawi. Po prostu boli. Tak samo jak moje serce.

Wyplątuję się z ramion Brutusa i powoli zaczynam iść w stronę przeciwną od centrum, z plecakiem zawieszonym na ramionach. Przez to znacznie bardziej czuję bolące ramię, kiedy na każdym kroku bagaż odbija się i ociera moje o plecy.

-Brutus- mówię cicho do chłopaka. Ten spogląda na mnie.

-Tak?- robi zmartwioną gruzdę na czole. Nie wiem, jak teraz wyglądam, ale sądząc po jego wyrazie twarzy, pewnie strasznie. A jeszcze dosłownie kilkanaście minut temu kipiałam ze złości. Teraz mam jedynie ochotę na sen.

-Jak tylko rany się zagoją, chcę zacząć coś robić, by przyśpieszyć upadek władców- coraz trudniej jest mi się utrzymać na nogach. Brutus to zauważa, ponieważ obejmuje mnie w pasie. Przez moje ciało przechodzi fala okropnych wspomnień.

-Zrobiłaś już naprawdę dużo- pomaga mi iść.- I teraz płacisz tym stanem. Ledwo na nogach stoisz.

-Bo władza tymi kłamstwami podniosła mi ciśnienie- bronię się. Choć coraz trudniej jest mi stawiać kroki, ciągle jestem w pełni świadoma. Chyba.

-Ale na jakiś czas musisz w ogóle przestać myśleć o zemście i pozwolić ranom się zagoić.- docieka z na wpół zmarszczonymi brwiami. Nie ma racji.

-Jest wojna- przypominam mu- Nie mamy czasu na odpoczynek, jeśli chcemy stąd się wydostać. Przynamniej ja chcę stąd uciec.

-Twierdzisz, że chcę tu zostać?- unosi brew- to jesteś w błędzie. Gdybym nikogo nie miał bliskiego, pewnie już dawno próbowałbym uciec z kraju.

-Masz na myśli Alex?- pytam i jednocześnie chcę zmienić temat, choć pewnie i tak nie dam rady go zmienić. Przynajmniej dopóki nie jestem w stanie dźwigać swojego ciężaru na własnych nogach.

-Tak- kiwa głową- oraz wielu przyjaciół, którzy mimo wszystko nie byli w stanie uciec. Między innymi ty do nich należysz.

Wydymam wargi, jakby mnie to zniesmaczyło, ale po części tak nie jest. Jedna część mnie chce mu powiedzieć, że jesteśmy jedynie kolegami, a druga cieszy się, że ktoś nazywa mnie swoim przyjacielem.

-Musimy przestać ukrywać się na obrzeżach- mówię- lepiej, jak wrócimy do twojego mieszkania. W zakurzonym przedszkolu ciężko będzie pod wieloma względami.

-To może dobry pomysł- wzdycha zrezygnowany. Być może zmęczony. Nawet nie pomyślałam, że przez te kilka dni praktycznie tylko on dbał o cokolwiek, żebyśmy przetrwali. Alex w żałobie, a ja ranna i ogólnie odcięta od rzeczywistości, jakbym na wszystko patrzyła przez lustro weneckie czy ekran.

Po godzinie dochodzimy do naszej kryjówki. Ze zmęczenia ignoruję pytania Alex, tylko kładę się do śpiwora i zamykam oczy. Jednak upragniony sen nie przychodzi. Słyszę przytłumione głosy Brutusa, kroki, szelest ubrać i śpiworów, a nie to, co chciałabym usłyszeć- ciszę. Tęsknię za tym spokojem, który dział się w altruiźmie. Kiedy moim jedynym zmartwieniem, to był wybór frakcji, szkoła i mój egoizm względem innych. W pewien sposób chciałabym wrócić do tego okresu i mieć tak błahe problemy.

W końcu pomimo zmęczenia znów staję na nogi, choć nie do końca. Jedynie wpatruję się we wszystko i we wszystkich. Czuję się jak kłębek wijących się drutów, których nikt nawet nie próbuje rozwiązać, bo każdy wie, że to nie ma sensu. Po tych wszystkich zdarzeniach nie potrafię wyobrazić sobie, że będę już tą samą osobą. Na pewno nigdy już nią nie będę. Zbyt wiele rzeczy mnie spotkało, i zmieniło. Nawet gdybym chciała, już fakt, że jestem- a raczej byłam- matką nie pozwoli mi wrócić do życia nastolatki, która chciała być wolna.

Ale nie okażę mojej słabości wrogom. Będę pod tym względem taka sama, jak zawsze: nieposkromiona.

CDN😘

Mam nadzieję, że nikt jeszcze o tym nie zapomniał i wciąż czeka na rozdział 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro