3. No co różowiutka, mowę Ci odjęło?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Imię bogini wybrzmiewało w mojej głowie, tworząc echo. Nie sądziłam, że będę musiała kiedykolwiek jeszcze rozważać powrót do ludzi i miejsc, które porzuciłam. Teraz jednak to się dzieję. Przeszłość mnie do goniła, a ja nie wiem czy jestem gotowa, aby sprostać kolejnym wyzwaniom.

— Najdelikatniejsza istota, jaka stopa po tej ziemi. — Odyn kontynuował, zakreślając swoimi słowami wizję czekającej nas podróży w moim umyśle. - Od wielu lat żyje odcięta od świata zewnętrznego w swoim pałacu, dbając o swój lud z jego komnat.

— Jak mamy z nią porozmawiać? — Zapytał Loki, który zdawał się pojmować powoli powagę sytuacji.

— Maddison.

Gdy moje imię opuściło spierzchnięte usta wszech ojca, wzrok trójki mężczyzn natychmiastowo skierował się na mnie. Nie byłam gotowa, aby odwzajemnić spojrzenia i się pod nimi nie ugiąć, dlatego zatrzymałam pogrążone w rozważaniach tęczówki na horyzoncie morza, gdzie błękit wody stykał się z bezchmurnym niebem.

— W tym miejscu kończy się moja podróż. — Kilku minutową ciszę przerwał ponownie głęboki głos starca. Zerknęłam na jego pomarszczoną twarz i delikatny uśmiech, który pojawił się, gdy mężczyzna zaczerpnął nową dawkę tlenu. — Kocham was, moi synowie. — Oznajmił, kierując troskliwe spojrzenie w stronę dwójki młodszych mężczyzn, którzy uśmiechnęli się ciepło na to wyznanie.

Jego starcze ciało zaczęło przemieniać się powoli w złoty pył, który zdany na łaskę północnego wiatru sunął w powietrzu ku niebu, aby połączyć się z duszami wcześniej poległych. Obserwowaliśmy w ciszy, jak odchodzi, po czym jednocześnie wstaliśmy, oddając mu hołd.

Postaram się Cię nie zawieźć, Odynie.

— Co teraz?

Blondyn spoglądał ze smutkiem to na mnie, to na swojego brata, który pogrążył się we własnych myślach.

— Musimy złożyć wizytę kilku Bogom. — stwierdziłam z pełną powagą, choć ten plan wydaję się absurdalny zważając na to, że w tym świecie straciłam swoją pozycję wiele lat temu.

— I o ile dobrze rozumiem, to właśnie ty masz nam pomóc wkraść się w ich łaski? — parsknął kpiącym śmiechem młodszy z braci, patrząc na mnie z pogardą.

— Nie.

Moja odpowiedź ich zdziwiła, bo w końcu Odyn musiał mieć jakiś cel sprowadzając mnie. Oni jednak nie pamiętają. Nie wiedzą o tym, co ich ojciec przyrzekł przed laty. Są zagubieni, a moje pół słówka nie ułatwiają im pojęcia całości.

— Kim ty w ogóle jesteś?! — zapytał Loki, podchodząc do mnie na odległość ramienia w zadziwiająco szybkim tempie. Jego złowieszczy uśmiech i morderczy wzrok wywołują niepokój w moim ciele, ale mimo, to moja twarz pozostaje obojętna.

Czarnowłosy próbował sięgnąć po jeden ze swoich sztyletów, lecz szybka reakcja Thora, który ujął w mocny uścisk jego ramię, powstrzymała go przed atakiem.

Loki w przypływie złości wyrwał się z uścisku brata, odchodząc na bok, aby się uspokoić. Śledziłam go wzrokiem do momentu, gdy gardłowy pomruk zwrócił moją uwagę. Przeniosłam pusty wzrok na stojącego przede mną blondyna, który odkrzyknął znacząco.

— Thor Odinson.

Wystawił w moją stronę dłoń, na którą krótko spojrzałam, unosząc ponownie wzrok na jego niebieskie tęczówki. Nie byłam w stanie rozpracować jego taktyki, co próbował ugrać, skoro wyraźnie powiedziałam, że jestem po ich stronie i im pomogę.

Widząc moją reakcje, a raczej jej brak wycofał dłoń, nerwowo odchrząkując.

— Wybacz proszę mojemu bratu. Ma trudny charakter.

Zmierzyłam go od stóp do głów, oceniając w jakim stopniu jest szczery w tym co robi. Uznałam, że jego uśmiech mimo, że jest trochę wymuszony nie zwiastuje niczego złego. Przytaknęłam, uśmiechając się delikatnie, co przyjął z wyraźną ulgą, rozluźniając napięte mięśnie.

— Nie szkodzi. Sama też miewam czasem humorki.

— Humorki, to raczej mało powiedziane. Loki ma czasem... — Thor z entuzjazmem rozkręcał się, lecz jego wypowiedź przerwał niezbyt zadowolony głos czarnowłosego.

— Nie zamierzasz chyba z nią rozmawiać?! To margines.

Skrzywiłam się słysząc słowa Boga kłamstw. Thor zerknął na mnie kątem oka, nie będąc dumny z zachowania brata. Posyłał mi przepraszający uśmiech, na co skinęłam powoli głową.

— Bez tego marginesu nie dacie rady. — wyszeptałam, opadając z cichym jękiem na pobliski kamień, gdy całe zmęczenie tego długiego dnia dopadło mnie z zdwojoną siłą.

— Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z kim rozmawiasz, ale na pewno obejdziemy się bez twojego udziału. — powiedział wciąż gniewnie Loki, który nawet na moment nie starał się ukryć swojego wstrętu do mojej osoby.

Uniosłam ociężałe powieki, które ze zmęczenia samoczynnie opadły, po czym uniosłam głowę, patrząc wprost w zimne stalowe tęczówki. Zmrużyłam oczy, mając ochotę po prostu pójść spać, ale widziałam, że musimy opracować plan, co nie było łatwym zadaniem zważając na nastawienie czarnowłosego.

Odwróciłam wzrok, zastanawiając się jak dobrać słowa, aby miało to jakikolwiek sens. Błądziłam we własnych myślach, gubiąc słowa, których powinnam użyć. Nie wyrabiałam. Przytłaczała mnie świadomość zderzenia się z przeszłością i fakt, że będę zmuszona obnażyć przed nimi swoje tajemnice. Spotkałam ich dopiero dziś rano, a teraz mam walczyć u ich boku. To niedorzeczne.

— Nazywam się Maddison Shaina Waller i jestem waszą przepustką do ostatecznej otchłani. — Spojrzałam na braci, zbierając w sobie wszystkie siły, aby mój głos nie drżał, a wzrok był wystarczająco wymowny i władczy, a przy tym nie pozostawiający złudzeń.

Nasza podróż się właśnie zaczyna lecz zagubieni podróżnicy nie znają kierunku, ani celu.

— Słyszysz siebie?! Mamy uwierzyć Ci na słowo, że chcesz nam pomóc?! I to na dodatek w dostaniu się do jakiejś ostatecznej otchłani?! O czy ty mówisz?! — Loki ponownie wylądował na mnie wszystkie negatywne emocji lecz nie wzruszył mnie ten fakt, bo wiedziałam, że w końcu będzie zmuszony się pogodzić z myślą, że jestem im potrzebna. Nawet jeśli niekoniecznie żywa.

— Loki, uspokój się bracie. Gniewem wiele nie wskórasz. — Thor chwycił brata za ramiona, zaciskając na nich masywne dłonie. Czarnowłosy zmarszczył brwi, wpatrując się w twarz Odinson'a, jakby szukał w niej podstępu. — Ojciec nie chciał byśmy się poróżnili. Całe życie dążył do zjednoczenia rodziny, Asgardu i bogów. Skoro on uważał, że ta mała landrynka ma nam pomóc, to ja mu ufam.

— Hej! Żadna landrynka! Wypraszam sobie. — Oburzyłam się, słysząc słowa blondyna i choć próbował on przekonać brata do współpracy, dla mnie nie było to wystarczające usprawnienie. Nazwał mnie landrynką! To chore!

Laufeyson uśmiechnął się krzywo do boga piorunów, po czym przymknął oczy biorąc głęboki wdech, jakby próbował się oczyścić. Wypuścił z cichym świstem powietrzem i zwrócił głowę w moją stronę, otwierając oczy. Mogłabym kłamać, że jego wzrok nie wywoływał ciarek na moim ciele i przysparzał koszmarów w nocy, ale w rzeczywistości każdy kto spotkałby się z jego chłodnymi tęczówkami miałby takie same wrażenia. Z trudem nie ugięłam się pod jego niemym wyzwaniem, chcąc postawić sprawę jasno. Nie jestem byle kim i byle kto nie będzie mną gardził.

— Uznajmy, że przystanę na współpracę z nią. — Zwrócił się do blondyna całkowicie pomijając moją osobę. — Jak brzmi wasz plan? Bo nie wydaje mi się, że tak po prostu wparujemy z niezapowiedzianą wizytą.

Miał rację. Nie było mowy o spotkaniu, a zwłaszcza niezapowiedzianym. Nie byliśmy w stanie przewidzieć reakcji Freji, ale na mój widok nie byłaby ona zapewne pozytywna. Poróżniłyśmy się, a ona nie należy do osób, które łatwo zapominają. Jestem pewna, że nadal trzyma urazę, choć to ona zawiniła bardziej.

— Ile królestw znacie? — zapytałam, unosząc wzrok na błękitne oczy blondyna, zachowując się przy tym niezmiernie podobnie jak jego brat kilka minut wcześniej.

Thor zmarszczył brwi, uśmiechając się w niezidentyfikowany sposób. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć lecz równie szybko je zamknął, zanosząc się gromkim śmiechem. Wyglądał jakby przypomniał sobie właśnie coś naprawdę głupiego lecz był na tyle pochłonięty tą myślą, że na moment zapomniał o naszej obecności.

Po kilku ciągnących się dla mnie w nieskończoność minutach i paru moich niezręcznych uśmiechach bóg piorunów opanował w końcu swoje rozbawienie i odpowiedział z lekkim śmiechem na moje pytanie jakby nie dowierzał, że musi wyjaśniać tak oczywisty temat.

— Istnieje dziewięć królestw. Odległych od siebie, ale połączonych gałęziami drzewa życia.

— A w ilu z nich byliście? — zapytałam szybko, nie pozwalając na ani sekundę ciszy.

— We wszystkich. — odpowiedział bez wahania, krzyżując ręce na umięśnionej klatce piersiowej.

— W takim razie wiecie, że każda z planet ma swego rodzaju centrum, w którym jej rdzeń łączy się z Yggdrasil i stanowi miejsce mocy oraz źródło istnienia danego świata.

Mężczyźni zmarszczyli w niezrozumieniu brwi, a ich czoła przyozdobiły wymowne zmarszczki. Nie tracąc więcej czasu, który swoją drogą zbyt szybko nam umykał, zabrałam się za wyjaśnienia.

— A co jeśli powiem wam, że jest więcej królestw? W prawdzie mniejszych, ale równie majestatycznych, co znana wam dziewiątka. — uniosłam prawy kącik ust w tajemniczym uśmiechu, chcąc skłonić ich do przemyśleń i refleksji na temat posiadanej wiedzy, która zdawała się być dość okrojona.

— Do czego zmierzasz? — zapytał blondyn, unosząc w konsternacji brew.

Zawiesiłam się zbierając myśli w logiczną wypowiedź, aby jak najlepiej i najkrócej przekazać im wszystko, co powinni wiedzieć i zrozumieć.

— Wasza wiedza opiera się na zapiskach z pradawnych ksiąg i nauk waszych przywódców, ale co jeśli wszechświata jest o wiele bardziej skomplikowany? Jeśli dziewięć królestw łączy się z grubymi konarami  Yggdrasil'a, ale do jego cienkich, delikatnych gałązek jest przyłączony dodatkowo kilkanaście mniejszych planet, które pozostają w cieniu swoich starszych braci? Co jeśli wasi przodkowie i pobratymcy zawarli przed wiekami pakt, który uchronił was przed wpływami silniejszych?

—Jeśli naprawdę w to wierzysz, to jesteś obłąkana. — burknął Loki, zaciskając palce u nasady nosa. — Mamy zaufać komuś, kto nie jest zdrowy na umyśle?! Doprawdy bracie, sądziłem że stać cię na więcej. — parsknął, kręcąc w niedowierzaniu głową. Wyrzucił ręce w geście bezsilności, po czym z cynicznym wyrazem twarzy odwrócił się do nas plecami, odchodząc przed siebie.

— Loki! Nie wygłupiaj się! — Thor próbował przemówić młodszemu bratu do rozumu, choć ten nie reagował na jego nawoływanie. — Musimy działać razem! Wracaj!

Czarnowłosy przystanął, a wiatr wiejący od północy sprawiał wrażenie, że otaczające nas wysokie trawy tańczą, kpiąc z naszego zagubienia. Mężczyzna w końcu odwrócił się, a nasze spojrzenia na krótki moment spotkały się. Wtedy po raz pierwszy ujrzałam w nim człowieka. Nie silnego boga, nie znakomitego kłamcę, nie ordynarnego nieznajomego, lecz zmęczonego życiowym bagażem człowieka, który znalazł się właśnie na rozdrożu. I choć chwila ta trwała zbyt krótko, abym mogła pokusić się o przysięgę wiedziałam, że jego kąciki ust drgnęły. Delikatnie i niepozornie, ale jednak. Nie byłam pewna, co to oznacza, ale sama myśl, że może jednak nie jest tym, kogo usilnie próbuje udawać, ociepliła moje serce.

Loki zmrużył oczy, zwracając się do brata, a ja ponownie byłam świadkiem kłótni, której nie powinnam.

— Wracać?! Wracać do czego? Ojciec nie żyje, a my mamy naprawiać jego błędy przeszłości. Nie uważasz, że to po prostu nie nasza rola?! Starzec ukrywał przed nami wszystko, a teraz gdy dzieje się źle zrzucił na nas to brzemię.

Słowa boga kłamstw zdawały się roznosić echem po pustkowiu, na którym byliśmy. Z każdą mijającą minutą wiatr nabierał na sile, a morskie fale przybierały na wzroście rozbijając się z coraz to większą siłą o klif. Bezchmurne dotąd niebo zakrywały powoli burzowe chmury, przez co dzień zamieniał się stopniowo w swojego mrocznego kuzyna. Pogoda wydawała się nas ostrzegać, ale byliśmy zbyt ślepi i pogrążeni w niesnaskach, aby to dostrzec.

Twarz Thora przybrała wściekły wymiar, a po łagodnym blondynie z głupkowatym uśmieszkiem na ustach nie było już śladu. Kontrolując ostatkami sił zbierający się w nim gniew zaciskał jedną z dłoni w pięść, drugą zaś zdawał się miażdżyć rączkę trzymanego parasola, ale to nie wystarczyło, aby wyładować emocje. Jego ręce zaczęły iskrzyć, przez co odsunęłam się na bok, bojąc rozwoju sytuacji. Cienkie, błękitne błyskawice otoczyły jego dłonie, a głowa zwrócona w stronę brata zdawała się przeciekać okrutnymi wizjami zakończenia tej rozmowy.

— To. Wszystko. Twoja. Wina. — wysapał, oddychając niezwykle głęboko, jakby jego płuca ewoluowały do niezwykłych rozmiarów. Loki poruszył się, będąc gotowym na wszystko.

Czułam, że to miejsce zostanie naznaczone mocą, o której nam się nie śniło lecz nie przewidziałam kolejnych wydarzeń.

Usłyszeliśmy trzask, a za nim następny. Znaki, które mieliśmy pod nosem dopiero teraz zostały zauważone, a strach spowodowany niepewnością powoli wypełniał nasze ciała, choć bóg piorunów jako jedyny zdawał się nie być poruszony w żadnym stopniu rozgrywającą się na naszych oczach sceną.

Thor uderzył czubkiem parasola w ziemie, co spowodowało, że właśnie w to miejsce uderzył piorun, z blasku którego mężczyzna wyłonił się ubrany już w strój Asgardzkiego wojownika, a wokół jego stóp poletko wysokiej trawy zostało wypalone. W dłoni trzymał dumnie trzon młota, który pomimo pokaźnych gabarytów nie zdawał się mu ciążyć. Sylwetka Lokiego rozbłysnęła natomiast zielonym światłem, przemieniając jego czarny garnitur w coś zdatnego do walki. Mężczyzna ugiął delikatnie kolana, będąc gotowym do sięgnięcia po broń.

Stanęłam w cieniu braci, czując w kościach, że nadeszła chwila, która zmusi mnie do powrotu do dawnych zwyczajów, nawet jeśli stanie się to wbrew mojej woli. Wpatrywaliśmy się w powiększający się portal, który swoimi ciemnymi kolorami nie napawał nas optymizmem. Starałam się przyswoić wszystko i przygotować mentalnie na starcie, jak za dawnych lat, choć nie jestem już tamtą wersją siebie.

Z mrocznego przejścia wyłoniła się w końcu sylwetka kobiety ubranej w czarną zbroje z metalicznymi wykończeniami. Jej włosy rozwiewane przez słabnący już wiatr były czarne, jak smoła, a szare oczy wydawały się nie znać znaczenia słowa szczęście. Portal znikł za plecami nowoprzybyłej, pozostawiając po sobie jedyny cichy odgłos pstryknięcia i wiele straconych nadziei.

— Staruszek zszedł? — Zapytała, jakby nie przejmując się bólem, który niosły ze sobą te słowa. Nie uzyskała jednak oczywistej odpowiedzi, dającej jej dodatkową satysfakcje. — Mam nadzieję, że przynajmniej w męczarniach. — Jej ton głosu był niezwykle opanowany, a postura emanowała srogością. Szczerze obawiałam się jej i potencjalnego ataku.

Z każdą sekundą czułam coraz silniejszy ból brzucha oraz mdłości spowodowane kolosalną dawką stresu, od której się odzwyczaiłam. Bałam się i bałam się, że bogini to dostrzeże, ponieważ okazanie słabości nie byłoby najlepszym początkiem w tych okolicznościach. Musiałam zachować pokerową twarz i dumnie prezentującą się sylwetkę, choć kosztowało mnie to nad wyraz sił.

— Więc ty jesteś Hela. — Odezwał się w końcu Odinson, który jako jedyny z nas uważał, że wszystko pójdzie łatwo i szybko. — Jestem Thor, syn Odyna. — Przedstawił się po chwili, wykrzywiając usta w nieznaczny uśmiech. Wyglądało to, jakby liczył na zaciśnięcie więzi rodzinnych i nowego członka przy biesiadnym stole.

— Serio? A wyglądasz na kowala. — Skomentowała bogini, nie będąc szczególnie zainteresowana jego osobą.

— Może moglibyśmy dobić targu? — Głęboki głos drugiego braci zwrócił moja uwagę. Był gotowy zawrzeć sojusz o ile będzie to dla niego opłacalne, co szczerze mnie nie zdziwiło.

Nie spodziewałam się po nim za wiele, chociaż przez krótki moment sadziłam, że można mu ufać. Jak widać życie zweryfikowało moje błędne osądy, a najwyraźniej jedyne co mogę otrzymać od bożka kłamstw, to akt zdrady.

— Za to ty gadasz jak on. — Przyznała z uznaniem kobieta. — Ale to ona ma z was najsilniejszą aurę. —Wskazała na mnie, przez co oddech ugrzęzł mi w gardle. Wpatrywałam się w jej szare tęczówki, czując na ciele palące spojrzenia braci.

Snuli domysły, które i tak były błędne, bo prawda jest zbyt skomplikowana, aby ją przewidzieć. Nie musieli jej jednak na razie znać, aby móc mi ufać i walczyć po jednej stronie. Kiedyś zrozumieją, że słowa nabierają znaczenia z czasem, a pozostawiane w niedomówieniach wskazówki same naprowadzą ich na właściwy trop.

— No co różowiutka, mowę Ci odjęło?

— Wyznaję zasadę; mów mało, wiele rób. — Odpowiedziałam na zaczepkę, materializując jednocześnie ostry sztylet z ozdobną, złotą rękojeścią w swojej prawej dłoni.

Przejechałam opuszkami palców po jego ostrzu, plamiąc je swoją krwią. Czułam się potwornie, odgrywając ten cyrk, ale dodawał mi on pewności siebie, której niezmiernie potrzebowałam, aby ukazać, że jestem osobą, której ma podstawy się obawiać.

— Wiesz, podobasz mi się. Może znajdzie się dla ciebie miejsce w mojej armii. — Stwierdziła, przez co z trudem powstrzymałam kpiące parsknięcie. Bądź, co bądź nie wychowałam się w oborze i ogłady mi nie brakowało, choć czasem moje zachowanie mogło świadczyć o czymś odmiennym.

— Wybacz, ale nie jestem zainteresowana. — Obróciłam zręcznie sztylet w dłoni, zamieniając go w pąk złotej róży. Uśmiechnęłam się na widok delikatnych płatków, które mieniły się w kontakcie z moją skórą. Zapomniałem już, jak piękna potrafi być niekiedy magia.

Ujęłam pąk prawą dłonią tak, że jego łodyga umiejscowiona była pomiędzy moimi palcami. Wpatrywałam się w jeszcze przez moment nierozwinięty kwiat, rejestrując jego piękno. W końcu zamachnęłam się, rzucając go pewnym ruchem w stronę kobiety.

Kwiat otoczony jedynie powietrzem momentalnie zesztywniał, zamieniając się w czyste złoto. Tor jego lotu był gładki i idealnie prosty wedle moich zamiarów. Przypominał wystrzeloną strzałę i tak właśnie się zachował. Drasnął policzek Heli, pozostawiając na nim lekko krwawiącą ranę, po czym zamienił się w pył rozwiany we wszystkie strony świata przez wiatr.

Kobieta spuściła głowę, dotykając ostrożnie policzka, który przyozdobiła cienka linia, jakby zadana szpilką. Przejechała wzdłuż niej palcami, ścierając krew. Spojrzała na ubrudzone palce, po czym uniosła spojrzenie, uśmiechając się w nieprzyjemny sposób i obdarzając mnie nikłym szacunkiem.

— Szkoda, masz potencjał. A teraz na kolana.

— Że co proszę. — Sarknął Loki, nadstawiając przysłowiowego ucha, aby upewnić się, że omylnie usłyszał jej słowa. Wszak książęta Asgardu nie padają na kolana, to oni grają pierwsze skrzypce.

— Na kolana. — Powtórzyła, a w jej dłoni pojawił się miecz. Ostrze nieprzeciętnej długości miało niecodzienny kształt. Zapewne zwiększony zasięg ułatwiał pokonywanie ofiar, lecz raczej nie balansu. — Przed swoją królową.

— Nie licz na to. — Blondyn rzucił młot, który kobieta bez trudu zatrzymała dłonią. I choć oręż drgał, usiłując wrócić do swojego właściciela nie pozwoliła na mu to.

— Al-ale to przecież niemożliwe. — Jęknął w dalszym ciągu przekierowując cała swoją energie na młot, który powinien wrócić do jego ręki.

— Kotku, nawet ci się nie śniło co jest możliwe.

Hela zacieśniła uścisk na obuchu młota, przez co ten zaczął pękać. Patrzyłam na to, choć nie wierzyłam własnym oczom. Kobieta gołymi rękoma rozkruszyła niezwykle potężny metal, uwalniając przy okazji zaklętą w broni moc burzy i piorunów, której błękitny blask oślepił nas na krótki moment. Silny powiew energii o mało nie pozbawił nas równowagi, odpychając o kilka metrów.

Loki zdawał się być zaskoczony potęgą siostry, ale to serce jego starszego brata pękało, widząc utracony atrybut. W chwili gdy zniszczony młot upadł z łoskotem na ziemie na twarzy Thora można było dostrzec wiele emocji, ale zdecydowanie przeważało niedowierzanie i ogromny gniew, który nie był porównywalny w żadnym stopniu do tego, który odczuwał wcześniej do brata.

Kobieta przymknęła oczy, przejeżdżając dłońmi gładko po długości włosów, które zostały ukryte pod czarnym hełmem przypominającym rozległe poroże. Następnie machinalnie wyprostowała ręce, materializując dwa długie miecze.

Bracia przybrali pozy obronne, nie wiedząc co wymyśli ich siostra. Zrobiłam kilka kroków w przód, przystając przy gotowym do walki Laufeyson'ie.

— Jesteś pewny, że to akurat ty jesteś adoptowany? — Szepnęłam w jego stronę z delikatnie rozbawionym uśmiechem.

Chciałam poprawić im jakkolwiek humor i rozładować narastającą grobową atmosferę. W gruncie rzeczy pomimo humorystycznego znaczenia moich słów, coś jednak w nich było. To wspomniana dwójka posiadała podobne rysy twarzy, kolor oczów oraz falowanych włosów. Nie trudno było zauważyć, że oboje lubili czerń i mieli talent do intryg i nikczemnych knowań. Pośród nich to Thor jako jedyny wyróżniał się odmienną urodą i charakterem.

— Uwierz, sam zadaję sobie teraz to pytanie. — Odpowiedział, wyginając usta w podobny sposób.

Zastanawiałam się co skrywają jego metaliczne oczy, koło których tak rzadko dostrzegalne są zmarszczki szczęścia. Szukałam w nich czegoś, co dawniej nieustannie gościło również w moich lecz niestety nie znalazłam tego. Było to równoznaczne z faktem, że przeżył doznał niegdyś cierpienia, które go złamało i sprawiło, że jest teraźniejszą wersją siebie, nie posiadającą szczerych chęci do życia.

Wszechświat jednak nie zezwolił nam na trwanie jedynie w swojej obecności z dala od krzywd. Odwróciłam głowę, widząc zbliżającą się w naszą stronę boginie o niecnych zamiarach. Kroczyła powoli, stawiając każdy krok dumnie, ale przy tym z nienaganną gracją. Byłam gotowa walczyć. Naznaczyć te ziemie krwią jeśli oznaczałoby to długowieczny pokój.

Zrobiłam krok w jej stronę, przygotowując się do starcia. Z ziemi, po której stąpałam rozbłysło białe światło, a z nieba dokładnie w tym miejscu zaczął lecieć złoty pył. Poczułam delikatny dreszcz podniecenia na myśl, że to znowu się dzieje. Że znowu korzystam ze swoich talentów w szczytnym celu.

Mój kolorowy, nieco fikuśny strój zamienił się w jasną szatę z białą peleryną z obliczem nocnego nieba mojego domu. Wokół mojego prawego przedramienia owijał się powoli wąż, który po chwili zesztywniał zamieniając się w szczere złoto. Przymknęłam oczy, przejeżdżając po włosach w podobny sposób, co Hela kilka minut wcześniej. Kędzierzawe, różowe kosmyki do łopatek zastąpiły długie, delikatnie falowane w odcieniu ciemnego blondu, za którymi niemiłosiernie tęskniłam.

Lubiłam swoje wariackie, studenckie życie i jaskrawo różowe włosy, ale nie czułam się w nich w pełni sobą. Były przymusem, który z czasem stał się rutyną, a przyzwyczajenie pozwoliło mi pozbyć się dręczącej nostalgii. Żyłam, choć w środku z dnia na dzień więdłam. Teraz jednak, czuję się znów wolna. Mam wolę, aby zwyciężać i moc, która mi to umożliwi.

Jeden z krótszych kosmyków przy mojej twarzy przybrał formę cienkiego warkoczyka, splecionego ze złotą, połyskującą nitką. Poczułam na głowie niewielki ciężar moich ukochanych złotych laurów, które zostały wplecione z niezwykłą dbałością w moje włosy. Wystawiłam w bok rękę, trzymając w niej już po chwili łuk, którego gryfy przyozdabiały ryciny moich wspomnień.

— Ty. — Wycedziła ze szczerym jadem Hela, patrząc na mnie jakby nie spodziewała się ujrzenia kogoś mojego pokroju.

Sięgnęłam drugą ręką za plecy wyczuwając w tej samej chwili przewieszony przez moje ramiona kołczan wypełniony strzałami. Wyciągnęłam jedną z nich i naciągnęłam cięciwę, dmuchając delikatnie ciepłym powietrzem na palce trzymające osadę strzały. Odczekałam chwilę, normując oddech. Moje zmysły się wyostrzyły, pomijając mało istotne rzecz. Byłam tylko ja, cel i chwila, w której wypuściłam strzałę.

— Otwórz wrota! — Krzyknął niespodziewanie Loki w stronę nieba, wyrywając mnie tym samym ze skupienia, co pozwoliło mi ruszyć się z miejsca i biegiem dołączyć do braci.

— Nie!!! — zaprotestował lekko zdezorientowany Thor, który wobec utraty swojego orężu niewiele był w stanie zrobić. Próbował doskoczyć do brata, lecz ubiegło go otwarcie mostu, który objął naszą trójkę. 

Znaleźliśmy się w drodze do Asgardu, przemierzając odległości między planetami, lecz nie tylko my. Hela nie pozostała bierna i wskoczyła chwile po nas, wdając się w przepychankę z młodszym z braci, który rzucał w jej stronę ostrza. Kobieta jednak z łatwością ominęła broń w locie, zrównując się z czarnowłosym w drodze i wyrzucając go ostatecznie poza granice mostu. W całym zamieszaniu nie byłam w stanie określić upływu czasu, aby oszacować gdzie możemy później odnaleźć Lokiego, a dokładniej na którą z planet trafił.  

Bogini w krótkim czasie znalazła się koło Thora, którego bez trudu przyparła do ścian mostu, zaciskając lodowate dłonie na jego szyi. Zmaterializowała miecz, lecz w tym samym momencie mężczyzna kopnął ją w nogę, wyswobadzając się z jej uścisku i odchylając się poza granice tęczowej drogi, tym samym ochraniając się przed jej kolejnym ciosem. 

Spojrzenie zimnych tęczówek powędrowało w końcu w moja stronę, a nieco cyniczny uśmiech zapewnił mnie o zamiarach jego właścicielki. Moje ciało rozbłysło białym światłem, inicjując powrót do wcześniejszego wizerunku z ikonicznie różowymi włosami. Uśmiechnęłam się zadziornie, machając zgrabnie w jej kierunku, po czym odchyliłam się podobnie jak bóg piorunów kilka sekund wcześnie, unikając przy tym spotkania z mieczem córki Odyna.

Jeśli ma nam się udać, to tylko razem.

_____________________


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro