Rozdział 16
Poprzednia noc...
Ivy przewracała się z boku na bok. Alan w końcu nie wytrzymał.
- Mogę wiedzieć co robisz?
Dziewczyna otworzyła lekko oczy. Ale widziała jakoś inaczej. Alan nie miał już szarych włosów, tylko czarne, oczy takie jakieś, inne...
- Próbuję zasnąć. Nie widać?- spojrzała na niego i dostrzegła zupełnie inną osobę. Przecież to był szatyn, który ją uratował. Nie myśląc wiele, rzuciła się na niego i złączyła ich usta w pocałunku. Alan był zdziwiony, bo Omega nigdy by tak nie zrobiła. Nigdy!
- Ivy, co ty robisz?
- Jestem Śnieżynka!
- Yyy...- teraz wprawiła go w kompletne zakłopotanie. Mężczyzna miał totalny mętlik w głowie i już sam nie wiedział co ma zrobić.
- Możesz coś dla mnie zrobić?
- Co takiego?
- Oznacz mnie...- wtuliła się w jego tors.
- Ty się opiłaś!
- Co? Ja?! Nie!
- Przyznaj się!
- No przecież nie piłam! Już bym się bardziej obawiała o ciebie!
- Więc co ci się stało?
- Nic! Oznacz mnie, no!
- Nie.
- Jak to nie?!
- Tak to.
- Jesteś nie miły!
- Ty też.
- Błagammmm....
Ivy usiadła na nim okrakiem i próbowała otworzyć mu buzię.
- Co... Ty robisz...- zdołał powiedzieć, gdy dziewczyna mocowała się z jego szczęką.
- Otwieraj!
- Nie...
- Co mam zrobić, żebyś mnie oznaczył?
- Po pierwsze, zejdź ze mnie. Po drugie, co ci jest? Po trzecie, uspokój się.
Omega nieufnie zrobiła to o co prosił szarowłosy. Jej jednak nadal wydawało się, że to szatyn, który ją uratował. Była mu za to wdzięczna. Wilczyca próbowała przemówić jej do rozsądku.
~ Daj mu spokój...
- Co? Dlaczego?
~ Jeszcze będziesz żałować...
- Już wole jego niż Alana...
Wilczyce zatkało.
~ Ale ty wiesz, że...
- Tak wiem... Ten szatyn jest przystojny, chyba się zakochałam, nie wrócę do Alana i chcę, żeby ten szatyn, którego imienia nie znam mnie oznaczył.
~ Ja już się nie odzywam, bo widzę, że nie pomogę...
Nagle dziewczyna została przewrócona na plecy. Leżała pod Alanem, który zaczął robić jej malinki na szyi.
- O tak! Widzisz?! On mnie oznaczy, a ty mi nie wierzyłaś!!!- powiedziała zwycięsko do swojej wilczycy.
Mężczyzna już miał zatopić swoje kły w jej szyi, ale w ostatnim momencie się opamiętał.
- Szybko.- warknęła.
- Nie mogę. Zrozum.
- Faceci...- zepchnęła go z siebie zeszła do salonu.
Położyła się na kanapie i zasnęła...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro