Rozdział 9
Ivy wstała i od razu została zawołana na pyszne śniadanko. Usiadła do stołu i wzięło dużego łyka ciepłej herbaty z malinami.
- Teraz mi wszystko opowiesz, kochaniutka!
- A dokładniej?
- Wszystko od momentu jak cię wypuściłam i poszłaś...
- Było tak... Szłam długo, byłam bardzo zmęczona i upadłam na śnieg. Zasnęłam. Uratowało mnie tam dwóch chłopaków i zaprowadzili mnie do ich watahy. Tam poznałam Alfę, nie miałam gdzie spać, więc zaproponował, żebym spała z nim...- przerwała.
- Zgodziłaś się?
- Tak...
- Co?!
- Niech się pani uspokoi... Spałam z nim w pokoju... Rozłożyłam sobie koce na podłodze. I na następny dzień, okazało się, że Alan mnie szuka i stoi pod drzwiami... Dlatego wyskoczyłam przez okno, uciekłam gdzieś i wdrapałam się na drzewo. Pod gałęzią, na której siedziałam, przechodził jakiś mężczyzna. Niestety nie rozpoznałam, że to on... Zagadałam do niego, a on powiedział, że jestem jego mate...
- Co?!- tym razem wtrącił mąż kobiety- Jesteś mate Alana?!
- Tak, ale jakoś mnie to nie obchodzi...- dodała obojętnie.
- Musisz natychmiastowo do niego wracać.
- Co?!- wykrzyknęła zdziwiona dziewczyna- Dlaczego?
- Jesteś łatwym celem dla innych watah... Wataha, którą ma Alan, jest na razie najsilniejsza... Na pewno wiedzą, że jesteś jego mate...
- Ale co im do tego?
- Nie rozumiesz? Jak zrobią coś tobie, zrobią coś jemu... Nie chodzi o skaleczenie czy ranę... Jemu będzie bardzo przykro z tego powodu, że coś stało się jego partnerce, a on nic z tym nie zrobił. Stado będzie na tyle słabe, że będą mogli je zaatakować...
- Coś w tym jest... Ale nic ci się tu nie stanie! Zadbam o ciebie jak o własne dziecko!
- Opowiadaj dalej...- rzekł mężczyzna biorąc wielkiego kęsa kanapki.
- Zaprowadził mnie do samochodu i znowu zaczął mi mówić, że nie wie jakim cudem... I tak dalej... Nie chciałam go słuchać i wyskoczyłam z auta mówiąc: "Nienawidzę cię..." I jakoś trafiłam tu...
- Bardzo to przykre...- stwierdziła kobieta- Nie szuka cię?
- To kretyn, po co miałby mnie szukać? W taką pogodę? Jeszcze się ubrudzi biedaczek...
- Dlaczego nie wiedziałaś o tym wcześniej?
- On też nie wiedział, podobno moja wilczyca- podkreśliła te słowa, żeby mogła usłyszeć- nieświadomie ukryła swój zapach i nie mógł poznać... Ale czy on w ogóle chciał poznać? Myślę, że byłoby lepiej gdybyśmy o tym nie wiedzieli... Żyli byśmy w spokoju i niczym nie przejmowali...
- Jak znam Alana, to na pewno już dostaje fioła...
- A ja go nie znam i nie zamierzam poznać.- stwierdziła Ivy. Miała go gdzieś!
- Aj, aj, aj... Z wami to same problemy...
- Przecież też wychowuje pani gromadkę dzieci? Gdzie one są?
- W szkole... Niech się uczą! Na pewno jeszcze dziś się poznacie...
- Niech pani opisze...
- Mamy trzech synów i dwie córki... Ich włosy na prawdę są różnych kolorów... Oczy też... Nie wyglądają na rodzeństwo, a co dopiero te nasze bliźniaczki! Całkiem są inne! Jak i z charakteru oraz wyglądu! Znalazły już swoich mate... Dwaj synowie też znaleźli swoje partnerki... Tylko ten trzeci nie znalazł... Jest mu z tego powodu troszeczkę przykro, ale wierzy, że ją odnajdzie... Czuje, że jest w pobliżu...
- Wy tu gadacie w najlepsze, a praca czeka!
- Ah, tak! Zostaniesz tutaj kilka godzin?
- Oczywiście...- odpowiedziała zmieszana.
- My wychodzimy! Niedługo będziemy! I jeszcze coś...
- Tak?
- Poszłabyś odebrać tych łobuziaków ze szkoły?
- Tak... Tylko gdzie jest ta szkoła?
- Jak wyjdziesz z domku, idź prosto, a dojdziesz... Pa!
- Do widzenia!
Kobieta wraz z mężem wyszli do pracy, a Omega została sama w tym przytulnym, małym domku. Usiadła na kanapie, okryła się kocem i zasnęła...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro