nowa przypadłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z dnia na dzień chłopak wydawał się coraz bardziej tajemniczy, odkrywałem nowe tajemnice o nim...

W szafce miałem notatnik, gdzie zapisywałem postępy. Jedno zdanie brzmi "chłopak może mieć skrzydła". By to potwierdzić, spytam się go dziś w grze z pytaniami. Ale najpierw musi wyjść z toalety...

Gdy usłyszałem dźwięk otwierania drzwi, schowałem notatnik i wyszedłem ze swojego pokoju, kierując się do tego należącego do chłopaka.

-Hallo - przywitałem się.

-co? - spytał się, nie rozumiejąc

-Hallo to część w moim języku - wytłumaczyłem - gotowy na grę w pytania?

-chyba... - odparł niepewnie.

-ty pierwszy - powiedziałem.

-nie mam pomysłu. Ty pierwszy.

Dziś MUSI odpowiedzieć.

-a więc, pokażesz mi swoje skrzydła? Wcześniej ja... Nie chciałem wejść do łazienki, zamyśliłem się i tego żałuję. Jednak widziałem je...

-nie! - przerwał, krzycząc.

-dlaczego? - spytałem się

-Nie mogę ich nikomu pokazać! Poza tym, ty wtedy... Ja musiałbym zdjąć koszulkę...

-a co ty, stanik nosisz żeby się wstydzić? - spytałem się, żartując.

-nie - odpowiedział - nie mogę.

Jak nie chcę, by się ode mnie oddalił, muszę to uszanować... Jednak...

Odpuszczę.

-dobra, to teraz ty.

-to, wyjdziesz ze mną do sklepu? Chciałbym kupić ulubione płatki śniadaniowe, jednak boję się sam...

Przewróciłem oczami.

-a daleko jest sklep?

-nie, prawie pod domem

Zgodziłem się. Dziesięć minut później byliśmy już ubrani przed domem. Ten... Jak mu? Chyba Polska... No, to on założył kaptur na głowę i okulary przeciwsłoneczne plus maseczkę antycovidową, by go nikt nie rozpoznał.

Było widać, że się stresował. I to nawet bardzo.

-to ja zostanę przed sklepem... - zaczął te swoje głupie Gadki, gdy staliśmy centralnie przed budynkiem malutkiego i zapewne drogiego sklepiku.

-nie - nie zgodziłem się - albo razem, albo wcale.

Polak spojrzał się na mnie.

-no dobra, ale... Nie zostawiaj mnie!

Miałem ochotę się teraz zaśmiać, jednak to mogłyby nie być miłe.

Tak więc weszliśmy razem do sklepu, kierując się do działu z półkami... Czekaj, półki są wszędzie. Do działu z płatkami śniadaniowymi i wzięliśmy takie czekoladowe "łódeczki". Postanowiłem zapłacić z mojej karty debetowej.

Gdy płaciłem, widziałem, że Polen się tresuje. Naprawdę?...

Po zakupach wziąłem "zakupy" do ręki i wyszedłem ze sklepu. Wróciliśmy normalnie lecz z tą różnicą, że "pacjent" się uśmiechał pod nosem.

-mówiłeś, że nie masz gum do żucia! - zwróciłem mu uwagę, gdy dotarliśmy do domu

-bo nie mam, ja je...

-Ukradłeś?!!!?? - spytałem się mając na myśli kleptomanię, o której wspomniał ojciec

-no.. tak...

-Ale dlaczego?!!?!? - spytałem się

-nie zrozumiesz... Ta guma jest wart tylko trzydzieści groszy, jednak po wzięciu jej ze sklepu czuję chwilową satysfakcję... Jednak na naprawdę, nie chciałem!

Jest tak, jak opisali w książce o przypadłościach. Chory po kradzieży najpierw czuję euforię, później wstyd. Kompletnie nie wiem, jak mam mu pomóc. Kupić kajdanki i zakładać mu na ręce za każdym razem, jak wejdziemy do sklepu?

-ale nie możesz kraść, jakby ktoś nas złapał to mielibyśmy problemy!

-ale ja... Ja...

Naprawdę czuł się winny.

-dobra rozumiem, że nie możesz tego kontrolować... Ja jestem tu po to, by pomóc ci z tym walczyć, a nie po to, byś się mnie bał - odpowiedziałem.

Chłopak niepewnie otworzył skradzioną gumę turbo, a następnie wziął ją do ust patrząc się na papierek z autem.

-co masz? - spytałem się

-to... - przybliżył kartkę do oczu - Subaru WRX sti impreza.

-o, wymarzone auto mojego ojca. A teraz wybacz, muszę iść...

Chłopak tylko kiwnął głową. Wszedłem do swojego pokoju drzwiami (bo chyba nie oknem) i wyjąłem z szuflady notatnik, notując dzisiejszy przypadek kleptomani.

"U pacjenta potwierdziła się kleptomania. Zabrał ze sklepu gumę do żucia o wartości trzydzieści groszy bez mojej wiedzy, a później opowiedział o poczuciu satysfakcji po kradzieży i po pewnym czasie wstydu" - zapisałem.

Oczywiście na górze pojawiła się też dzisiejsza data, uwzględniając również rok.

Po zapisaniu włączyłem laptop z zamiarem skorzystania z niego. Podłączyłem czarne urządzenie do ładowarki, a następnie podłączyłem myszkę przewodową. Wpisałem hasło. Od razu po wejściu wyskoczył mi komunikat "Avast antivirus wykrył jedno zagrożenie". Kliknąłem "pokaż zagrożenie", i mnie zmroziło. Trojan.exe.

-sheiße... - przeklnąłem. Teraz muszę wykupić abonament, aby to usunąć. Tak jest, jak dajesz swojemu młodszemu bratu komputer.

Wylogowałem się i włączyłem profil Lichtenstein'a. Moją uwagę od razu przykuł jeden program.

"Freeminecraft.exe". Źródło problemów. Naprawdę nie mógł zainstalować już Tlaunchera czy coś? Nie byłoby takich problemów!

Jeszcze jakby było tego mało, nie mogłem odpalić antywirusa ani niczego spisać w wyszukiwarkę, gdyż cały czas pole do pisania spamiło się literą "D", i od czasu symbolem ";", przez co wyglądało to jak uśmiechnięte buźki ";DDDDD;D". Jak wrócę do domu to przysięgam, zabiję Lichtenstein'a.

-coś się stało? - drzwi się uchyliły i wychylił się Polska.

-wybacz, młodszy brat zawirusował mi komputer trojanem pobierając "darmowego" Minecraft'a. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-oh...

-antywirus nie chce mi się odpalić. Wiesz, jak to naprawić? - spytałem się bezradny. Chłopak wszedł do "mojego" pokoju i poklikał coś, po chwili włączając antywirus Avast bez problemu.

-dzięki- odpowiedziałem, a po chwili opłaciłem abonament z pieniędzy, które przesłał mi ojciec i usunąłem trojana. Po dziesięciu minutach komputer znów śmigał jak nowy.

Odwróciłem się w drugą stronę. Tajemniczego chłopaka już nie było.

Postanowiłem zainstalować Lichtenstein'owi tak na wszelki wypadek Minecraft przez tlauncher (oczywiście wcześniej usunąłem plik freeminecraft.exe za pomocą Avast'a), a następnie trochę pograłem w roblox. Gdy skończyłem, była już 22.

Jak zwykle wziąłem luźne ciuchy jako piżamę i skierowałem się w stronę łazienki, z której wyszedł już Polak, z mokrymi włosami. Musiał być po kąpieli, gdyż specyficzny zapach unosił się w powietrzu. Spojrzał się na mnie znów z tym szokiem

-chciałbym się wykąpać - powiedziałem, zdradzając swoje zamiary

-dobra, to ja wyjdę... - wyszedł z łazienki. W przeciwieństwie do mojego domu, tu nie ma wanny. Jest prysznic.

-tylko nie wchodź, jak się będę kąpał - rzuciłem, gdy wyszedł. Nie ma tu w drzwiach żadnego zamknięcia, którego nie mógłby otworzyć od strony korytarza.

Po tym wszystkim normalnie zamknąłem drzwi modląc się, by nie okazał się gejem-zboczeńcem i nie wykorzystał faktu braku zamknięcia od środka do wejścia tutaj, gdy będę nagi. Po chwili wszedłem pod prysznic z nową, czystą gąbką do mycia zabraną z domu.

***

Mam dużo napisanych rozdziałów więc pomyślałam, że zrobię mini maraton - będzie jeden rozdział dziennie aż do środy.

Potem postaram się wstawiać rozdziały już 2 razy w tygodniu - środa i sobota.

Napisane 31.12.2022
Opublikowane 18.12.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro