Rozdział 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- ... i pamiętaj, wróć w miarę trzeźwa! 

- Mamo, mam siedemnaście lat, czego ty oczekujesz? - zaśmiałam się cicho pod nosem.

- Jared, nie wiem czy to dobry pomysł, są jeszcze młodzi i głupi, a co jak coś się stanie?

- Grace, nie przesadzaj - westchnął tata, starając się uspokoić zdenerwowaną mamę. - To tylko pięciodniowy wyjazd do domku nad jeziorem. Są prawie dorośli, do tego będą w dziesiątkę, co może się stać?

- Może masz rację, ale...

- No dobrze mamo, ty już się nie denerwuj. Wrócimy cali i zdrowi. Widzimy się za pięć dni - pożegnałam mamę, przytulając ją mocno. Zawsze była nadopiekuńcza, więc starałam się jakoś ją uspokoić. Pożegnałam się również z tatą i podeszłam do drzwi.

- Jackson do cholery, rusz się! Musimy już jechać! - wrzasnęłam na wyjściu. Kilka sekund później zobaczyłam jak mój o cztery lata starszy brat zbiega ze schodów, zakładając na głowę czapkę z daszkiem. Rzucił we mnie swoją torbą i zadowolony wyszedł z domu. Co za dupek.

- Dobra matole, chcę miło spędzić czas, więc nie będę się teraz z tobą kłócić, ale zapamiętaj, że jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego to pewnego pięknego poranka obudzisz się cały w gównie naszego psa! - wrzasnęłam, wrzucając torbę na tylne siedzenia, tuż obok mojej. 

- Ale my nie mamy psa - zaśmiał się Jackson.

- Zamknij się.

Usiadłam na fotelu obok kierowcy i zapięłam pas. Brat również zajął miejsce, ale gdy odpalił silnik, rodzice zapukali w szybę. 

- Jacksonie i Alanis Parker- zaczął tata, gdy brat otworzył drzwi pojazdu. - Macie na siebie uważać, rozumiano? Jackson, jesteś starszy, pilnuj Alanis jak oka w głowie. Zero seksu, narkotyków, z resztą znacie zasady, prawda? No cóż, to bawcie się dobrze i uważajcie na siebie! - w odpowiedzi tylko kiwnęliśmy głowami i machając rodzicom, odjechaliśmy. W tle pracy silnika mogliśmy jeszcze usłyszeć jak mama krzyczy, żebyśmy nie pływali od razu po jedzeniu i że bardzo nas kocha. Słodkie.

Gdy odjechaliśmy już kawałek od domu, włączyłam samochodowe radio i otworzyłam okno. Obserwowałam domy, które mijaliśmy, wszystkie takie same, a wiatr rozwiewał moje długie, brązowe loki na wszystkie strony świata. Dzieci bawiły się na podwórkach, doglądane przez swoje opiekuńcze matki, wszystkie wyglądające jak perfekcyjne gospodynie domowe. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a wiatr był bardzo ciepły. Idealna, lipcowa, wakacyjna pogoda. Im dalej jechaliśmy, tym było coraz mniej domów. Po jakiś piętnastu minutach wyłączyłam radio, bo otoczyła nas cudowna cisza lasu. No nie do końca cisza, bo ptaki wesoło śpiewały swoje najpiękniejsze pieśni, chodziło mi o taką leśną ciszę. Nasz czarny Ford SUV sunął gładko po starej drodze, żadnych innych samochodów w pobliżu. Podniosłam głowę i przeniosłam wzrok na mojego starszego brata, który w skupieniu kierował pojazdem.

- Czemu się tak we mnie wpatrujesz? - zapytał po chwili. - Mam coś na twarzy?

- Nie - zaśmiałam się. - Tak po prostu się patrzę. 

- No dobra, jak uważasz i tak wiem, że o coś ci chodzi. Znam cię za dobrze Lani, wal prosto z mostu - powiedział i posłał mi krótkie spojrzenie, które za chwilę znów przeniósł na drogę.

- Po prostu cieszę się, że zdecydowałeś się pojechać z nami - przyznałam - Na początku nie byłeś co do tego przekonany.

- Racja, miałem wątpliwości, ale mnie przekonałaś. W końcu, hej, czego się nie robi dla siostry? - posłał mi kolejne spojrzenie, a ja odpowiedziałam mu promiennym uśmiechem. Usiadłam po turecku i dalej rozmyślałam. Cieszę się, że mam takiego brata. Czasem się kłócimy, a nawet często, ale jest moim najlepszym przyjacielem. Był taki czas w moim życiu, że był on moim jedynym przyjacielem.

Kilka minut później drzewa zaczęły się przerzedzać, aż w końcu zamiast gęstego lasu, otaczały nas ogromne pola, aż za horyzont. Nasza podróż ciągnęła się już drugą godzinę. Gdy kątem oka zobaczyłam, że zbliżamy się do stacji benzynowej, uświadomiłam sobie coś ważnego. 

- Jackson, Jackson! Zatrzymaj się na tej stacji! - wołałam gorączkowo, wskazując stację palcem i lekko szturchając brata w ramię.

- Serio? Weź nie żartuj, jesteśmy już prawie na miejscu.

- To sytuacja wyjątkowa! - oznajmiłam podniesionym głosem. - Chcesz, żebym zesikała się na twoją nową tapicerkę? Da się załatwić.

- No dobra, dobra - poddał się i zjechał z drogi. Gdy pojazd się zatrzymał, wystrzeliłam z niego jak szalona. Rzuciłam sprzedawcy szybkie "Dzień dobry" i pobiegłam od razu do toalety. Nie była zbyt piękna, ale co będę wybrzydzać. Załatwiłam szybko potrzebę, umyłam ręce i wyszłam z kabiny. Gdy opuściłam łazienkę, przeliczyłam pieniądze, które miałam w kieszeni po czym kupiłam za nie czekoladę i butelkę soku jabłkowego. Podeszłam do samochodu i wsiadłam, nie zamykając drzwi. W środku było gorąco jak w saunie. 

- Skoro już tu jesteśmy... - odezwał się po chwili Jackson i szybszym krokiem ruszył w stronę sklepu na stacji. Westchnęłam cicho i wyciągnęłam telefon z torby. Przeraziłam się. 3 nieodebrane połączenia od: Mama; 1 nieodebrane połączenie od: Tata; 46 nieobranych połączeń od: Mel; 5 wiadomości głosowych od: Mel; 

No świetnie.

Napisałam mamie i tacie, że jesteśmy w drodze i odezwiemy się, jak dojedziemy, a po przesłuchaniu wiadomości głosowych od Melanie, omal nie wybuchnęłam śmiechem. Na każdym nagraniu wyzywała mnie, że się spóźniamy i powtarzała że się martwi. Odpisałam jej, że niedługo będziemy. Wrzuciłam telefon na moje siedzenie i stałam oparta o bok samochodu, w oczekiwaniu na brata. 

- Yhmm... hej, słuchaj, wiesz może, która jest godzina? - odezwał się ktoś niespodziewanie. Gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Był to dość wysoki i szczupły chłopak z blond włosami. Był strasznie nieśmiały. Posłałam mu ciepły uśmiech i podałam godzinę, a on zrobił się cały czerwony. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwały mu gwizdy i jakieś krzyki w stylu "Weź od niej numer!". Zapewne to jacyś jego koledzy. Zaczerwienił się jeszcze bardziej, wybełkotał ciche przeprosiny za ich zachowanie i szybko schował się w granatowym samochodzie, stojącym kawałek dalej, gdzie siedzieli jego znajomi. Nawet się nie obejrzałam, pojazd podjechał koło naszego, a okno kierowcy otworzyło się.

- Hej mała, co powiesz na przejażdżkę? - wybełkotał młody chłopak za kierownicą. W dłoni trzymał napoczęte już piwo. Odpowiedziałam mu kpiącym śmiechem.

- Nie dzięki - dodałam. Zapewne chciał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu Jackson, który w kilka sekund znalazł się koło mnie, obejmując opiekuńczo ramieniem.

- Jakiś problem, panowie? - wysyczał przez zęby. Odpowiedzieli chaotycznie, że nie i przerażeni praktycznie od razu odjechali.

Razem z bratem spojrzeliśmy na siebie i momentalnie wybuchnęliśmy śmiechem. W dobrym humorze znów wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy przed siebie. W końcu czeka na nas najlepszy wyjazd tych wakacji.

~*~

Oto pierwszy rozdział, jest on dość nudny, wybaczcie, ale to dopiero wprowadzenie, trzeba się oswoić z bohaterami ;)

Piszcie swoje opinie w komentarzach, chętnie poczytam :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro