[11]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedna chwila, jeden przypadek może zadecydować o całym naszym życiu. W jednym momencie możemy być szczęśliwi, a kilka sekund później jesteśmy tak przerażeni, że jedyne wyjście jakie przychodzi nam teraz do głowy to skok pod rozpędzony pociąg. Dlaczego ludzie nie mają zdolności by przewidywać to co za chwilę się wydarzy. Coś takiego zdecydowanie ułatwiłoby życie. To mogłoby zaoszczędzić wielu smutków, łez i pogrzebów. Dokładnie takich jak ten...

Tego dnia nawet pogoda nie dopisała. Padało rano, popołudniu i na pewno będzie padać wieczorem. Lało tak mocno, że ledwo było widać jak trumna powoli opada w dół. Lało tak bardzo, że tylko z bliska dało się dostrzec ludzi stojących w czarnych sukienkach i garniturach. A w środku tego tłumu stała niska dziewczyna o czarnych włosach, która nie miała już siły by płakać. Mocno trzymała parasol nad głową ze wzrokiem utkwionym w wykopany dół. Obok dziewczyny stał o wiele wyższy chłopak, który delikatnie obejmował brunetkę.

- A teraz wszyscy pożegnajmy tego wspaniałego człowieka, przyjaciela, ojca, męża Michaela Schmidta.

- Proszę chodźmy stąd - Szepnęła River, ciągnąc Lukea za rękaw marynarki.

- Nie chcesz zostać do końca? - Zapytał, ale mina dziewczyny świadczyła o tym, że nie ma zamiaru zostać tutaj ani chwili dłużej, inaczej skończy się to wybuchem płaczu.

Luke skinął głową, po czym wziął ją za rękę i wyprowadził z pogrzebu.

- Przepraszam nie chciałam żeby to się tak skończyło - Odrzekła po chwili ciszy.

- Nie masz za co przepraszać, to normalne przeżyłaś szok. Do tego ten pogrzeb odbył się tak szybko... - Przerwał nagle, gdy usłyszał cichutki szloch dobiegający zza jego pleców. Odwrócił się, a w deszczu dostrzegł River, która stała jak słup na środku ulicy z zakrytą w dłoni twarzą.

Luke nic nie mówiąc podszedł do dziewczyny i delikatnie ją przytulił.

- Przepraszam - Wyszeptała drżącym głosem, wypuszczając z jednej dłoni parasolkę - Zrobisz coś dla mnie? - Zapytała, przytulając się do chłopaka.

- Co tylko chcesz.

- Podwieź mnie do Freddy Family Dinner...

***

Kiedy tylko dojechali na miejsce, rozpadało się jeszcze bardziej jeżeli to w ogóle możliwe. River wysiadła z samochodu i nie czekając na Lukea pobiegła pod drzwi wielkiej jadalni, która od kilku dni stała zamknięta. Znowu wyglądała jak kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy brunetka ją ujrzała. Taka ponura, bez życia, przerażająca...

- Nie wiem czy to dobry pomysł - Odrzekł chłopak podchodząc do dziewczyny.

- Wiem, dlatego chcę żebyś już pojechał - Odrzekła spokojnym głosem zamykając na chwilę oczy.

- Nie chcę cię zostawiać samej - Odpowiedział łapiąc ją za ramię i odwracając do siebie twarzą - Teraz musisz być z kimś.

- Nic nie muszę - Krzyknęła odsuwając się od Lukea - Mój tata też musiał stworzyć ten idealny świat, tą pieprzoną jadalnię z tymi pieprzonymi robotami, bo ja tego chciałam i zobacz jak to się skończyło - Krzyk przerodził się w rozpacz, wybuch agresji, której ani ona ani on się nie spodziewali - Proszę zostaw mnie teraz samą, muszę to sobie wszystko poukładać.

- W porządku - Podszedł bliżej River, po czym pocałował ją delikatnie w czoło - Ale uważaj na siebie.

Dziewczyna skinęła głową i ponownie odwróciła się w stronę wejścia do jadalni. Wyciągnęła z torebki klucze i nie oglądając się za siebie weszła do tego przeklętego miejsca. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to ciemność. Coś co przez ostatnie dni cały czas jej towarzyszyło. Dziewczyna włączyła szybko światło i starając się opanować ruszyła do sali głównej.

Tak jak się spodziewała trzy duże animatroniki stały jak gdyby nigdy nic na scenie. River podeszła do Pirate Cove i sprawdziła, czy lis nadal tam jest. Był... Brunetka podbiegła do prostokątnego, szklanego pudła, które wisiało na ścianie, po czym otworzyła je i wyjęła znajdującą się w nim siekierę. Nie było czasu na zastanawianie się. Teraz albo nigdy.

River wolnym krokiem weszła na scenę i dokładnie przyjrzała się robotom. Stały tak niewinnie, niczego się nie spodziewając. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i uniosła narzędzie celując w brązowego misia. Zacisnęła palce na siekierze i mocno nią machnęła. Jednak zamiast głośnego uderzenia o metal, w jadalni nastała głucha cisza. River otworzyła szeroko oczy, które jeszcze przed chwilą miała zaciśnięte i dostrzegła, że już nie tylko ona trzyma siekierę. Przerażona cofnęła się kilka kroków, nie zdając sobie sprawy z tego, że scena właśnie się skończyła. Upadła na czarno białą podłogę, jednak z jej ust nie wydobył się żaden krzyk.

Animatronik nadal trzymał siekierę, która teraz była wycelowana w czarnowłosą dziewczynę. Po chwili jednak upuścił ją na podłogę, jednocześnie podnosząc głowę. Spojrzał swoimi wielkimi oczami na przerażoną brunetkę, po czym całkowicie się wyprostował.

- To są jakieś żarty tak? Gdzie jest ta ukryta kamera?! - Krzyknęła, wstając na równe nogi.

- Kamera? - Zapytał wielki miś, a River otwierając szeroko oczy odwróciła się twarzą do niedźwiedzia.

- To nie możliwe - Pisnęła - Ty nie masz wbudowanego modułu porozumiewania się.

- Może wcale tego nie potrzebuję - Odparł powoli schodząc ze sceny - River.

- Skąd znasz moje imię? - Zapytała przerażona odsuwając się kilka kroków.

- Przychodziłaś tutaj codziennie. Twój tata...

- Nie mów o moim tacie potworze. Zabiliście go - Warknęła, biorąc w ręce jakiś zwykły kij, który leżał na podłodze - I się odsuń.

- Musisz się uspokoić, wszystko ci opowiemy - Westchnął, łapiąc River za dłoń.

- Jak to my? - Szepnęła, jednocześnie patrząc jak pozostałe roboty budzą się do życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro