[1]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Strzepała swoje długie, czarne włosy z ramienia, po czym z całej siły popchnęła wielkie drzwi. Westchnęła zadowolona, opierając ręce na biodrach. Pewnym siebie krokiem weszła do środka, gdzie już z daleka dało się usłyszeć krzyki dzieci. Wzięła głęboki wdech zamykając przy tym na chwilę oczy. Niesamowity zapach babeczek roznosił się po całym pomieszczeniu, które nie było takie małe. Uniosła głowę, a światła rozświetlające budynek, padły prosto na jej bladą twarz. Uśmiechnęła się sama do siebie, jakby zwykła żarówka dawała jej tyle radości, jakby światło, które tak naprawdę było sztuczne, sprawiało, że choć na chwilę wszystkie smutki znikały. Oczy otworzyła dopiero wtedy, gdy poczuła, że ktoś łapię ją za spódniczkę.

- Przepraszam - Usłyszała cieniutki głos, małego dziecka, które wpatrywało się w nią swoimi wielkimi oczami - Mogłabyś mi pomóc? - Zapytała, chowając ręce za siebie.

- Coś się stało? - Spytała z troską w głosie. Nieznajoma dziewczynka wskazała palcem na półkę zawieszoną na ścianie. River uśmiechnęła się do dziecka, po czym ruszyła, by zdjąć maskotkę z wysokiej, drewnianej półki. Podała brązowego misia blondynce, po czym ruszyła do wielkiej sali.

Oparła głowę o białą ścianę, pokrytą gdzieniegdzie kafelkami, a wzrok skierowała na swojego ojca, który stojąc na scenie zapowiadał kolejne przestawienia. Mężczyzna widząc swoją córkę uśmiechnął się szeroko, na co to pomachała dłonią. Kiedy w sali głównej wszystkie miejsca zostały zajęte, światła lekko zgasły, powodując, że w pomieszczeniu zapanował pół mrok. River cicho westchnęła, odwracając się i kierując w stronę wyjścia. Usiała na drewnianej ławce przed budynkiem, co jakiś czas spoglądając na okno z idealnym widokiem na show, które rozgrywało się w środku. Delikatny wiatr rozwiewający jej włosy oraz szum wysokich drzew, przypomniał dziewczynie o tym jak pierwszy raz zobaczyła to miejsce. Stare, zniszczone, opuszczone... Nie wyglądało ciekawie, jednak mała River w każdą sobotę przychodziła razem z ojcem właśnie tutaj. Już wtedy wiązała z tym miejscem przyszłość. Jako ośmiolatka biegała wokół budynku sadzając kwiaty oraz wraz z tatą zrywając gałęzie, które zasłaniały to miejsce. Jednak dopiero jako osiemnastolatka mogła zobaczyć rezultaty swojej pracy.

- Te dzieciaki znowu nie dają im spokoju - Starszy pan zaśmiał się, siadając obok córki.

- Tak... Kochają je - Odrzekła, unosząc głowę, by spojrzeć na błękitne niebo - Tak samo jak my - Dodała, śledząc wzrokiem przelatującego ptaka - Nie powinieneś wracać?

- Powinienem - Oznajmił, unosząc lekko kącik ust - Może tym razem zobaczysz przedstawienie z bliska, a nie tylko z okna?

- Zostanę tutaj - Odpowiedziała, wstając na równe nogi i podchodząc do szyby - Są naprawdę bardzo ładne - Odrzekła, nie odrywając wzroku od sceny.

- To dlaczego nigdy się do nich nie zbliżasz? Przecież był to twój pomysł. Pamiętasz jak opowiadałaś mi, że pewnego dnia...

- Tak wiem... Że pewnego dnia stworzymy razem coś niesamowitego - Dokończyła, spuszczając na chwilę wzrok - Chyba cię wołają - Odwróciła głowę, by spojrzeć na ojca. Ten skinął głową, po czym bez słowa udał się do budynku.

River położyła jak małe dziecko obydwie dłonie na szybie, a wszystkie swoje myśli skupiła na tym jednym wyjątkowym przedstawieniu. Poruszały się jak maszyny, śpiewały jak maszyny i rozmawiały jak maszyny, a jednak było w nich coś ludzkiego, coś czego dziewczyna nigdy nie potrafiła pojąc. Widziała, choć przez szybę, ale zawsze widziała, każde przedstawienie, każde zdmuchnięcie świeczek na torcie, każdą przemowę wygłaszaną przez ojca, lecz nigdy nie podeszła do sceny, na której stały one. Śpiewające, tańczące, zabawiające młodszą widownie. Właśnie one, te które utkwiły w czterech ścianach. Maszyny przypominające ludzi, nie swoim wyglądem, lecz zachowaniem.

***

Kiedy nadszedł czas, by zamknąć budynek, wszyscy powoli opuszczali jadalnię, głośno się śmiejąc, rozmawiając, jednym słowem świetnie się bawiąc. Ludzie wchodząc do tego miejsca byli sobie obcy, jednak wychodząc stąd stawali się jedną wielką rodziną.

- Do widzenia - Ta sama blondwłosa dziewczynka, która pojawiła się rano, teraz wychodziła jako ostatnia, machając dłonią w stronę River. Dziewczyna również pomachała małej na do widzenia.

- Pora wracać do domu - Brunetka słysząc głos ojca oraz dźwięk przekręcanego klucza w zamku, odwróciła szybko głowę - Idziesz? - Zapytał, gdy dziewczyna podeszła bliżej budynku.

- Za chwilę - Oznajmiła chwytając za metalową klamkę. Gdy jej ojciec zniknął z pola widzenia, River zrobiła do przodu kilka kroków i zatrzymała się dopiero wtedy, gdy znalazła się naprzeciwko okna. Wzrok dziewczyny utkwił na stojących w mroku robotach, które z spuszczonymi głowami stały ustawione równo w rzędzie. Dziewczyna po chwili odwróciła się, po czym wolnym krokiem ruszyła do swojego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro