Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i ruszyła do głównej sali. Wszyscy siedzieli na scenie i gdy tylko zobaczyli River, skierowali na nią swój wzrok. Przez następne kilka minut nikt się nie odezwał. Wszyscy milczeli, co chwilę spoglądając na siebie.

- Potrzebujemy przyjęcia urodzinowego - odezwał się, w końcu foxy - pozwoliłoby to nam odejść raz na zawsze.

- Przyjęcia urodzinowego? - powtórzyła River, marszcząc brwi.

- No wiesz coś takiego z tortem, balonami...

- Wiem, ale skoro wystarczy tylko zwykły tort, by wasze dusze zaznały spokoju, to czemu tak długo zwlekaliście?

- Niestety potrzebujemy kogoś z zewnątrz - odparła Chica, podchodząc do brunetki - musisz nam pomóc.

- Właśnie - Bonnie zarwał się z miejsca - to nie potrwa długo i może to być fajna zabawa.

- Nigdy nie piekłam tortu, pewnie nie ma tutaj nawet składników - westchnęła River, a Chica złapała ją za dłoń.

- Ja piekłam i spokojnie nie musi być on jadalny.

River przez dobrą chwilę nie wiedziała co się dzieje. Miała przygotować urodziny dla martwych dzieci. To wydawało się absurdalne, ale skoro miało pomóc, to trzeba było spróbować.
Dziewczyna pociągnęła żółtego robota w stronę kuchni.

- Zajmijcie się dekoracjami - krzyknęła do reszty.

Kuchnia... Miejsce, w którym przebywała najmniej. Prawdę mówiąc była tutaj może z trzy razy. To miejsce nigdy nie wydawało się być ciekawe, było tutaj pełno ludzi, bardzo głośno, a do tego jej tata zawsze mówił, że może się oparzyć i lepiej żeby tak nie wchodziła.

- Ciasto nie musi być piękne - odparła Chica wyjmując mąkę z szafki. River skinęła głową, po czym zaczęła szukać misek - Ten chłopak, jesteście razem?

- Nie - zaśmiała się dziewczyna - przynajmniej tak mi się wydaję. Sama nie wiem.

- Wydaje się być miły.

- Wiem, ale nie chcę go ranić - uśmiechnęła się delikatnie

***

Kiedy River i Chica wnosiły tort do sali głównej, Bonnie właśnie zawieszał ostatnie balony. Foxy siedział w Pirate Cove i żegnał wszystkie obrazki oraz misie, które się tam znajdowały. Freddy chodził po całej sali i oglądał każdy szczegół.

River zakuło coś w sercu. Widok żegnających się animatroników, a może bardziej dzieci, sprawiała okropny ból. Roboty wyglądały jakby właśnie żegnały się z najbliższą im osobą. Musiały bardzo przywiązać się do tego miejsca. To był ich dom.

- Tak bardzo mi przykro - River otarła łzę z policzka. Bonnie podszedł do dziewczyny i delikatnie ją przytulił.

- Tak musi być - odparł - ale uwierz jesteśmy szczęśliwi jak nigdy dotąd.

River zakryła oczy, z których wypłynęły łzy. Nie mogła się powstrzymać, to tak bardzo ją bolało.

Za kilka chwil miały stać się tylko maszynami, zwykłymi maszynami.

Freddy widząc zrozpaczoną dziewczynę, podszedł do Pirate Cove i wyciągnął z niej małego misia. Podarował go brunetce, a ta przytuliła się do niego.

- Dziękujemy - odparł Freddy - nie tylko za to, za wszystko, mamy u ciebie dług - zaśmiał się, a River lekko się uśmiechnęła. Złapała robota za rękę i mocno ją ścisnęła.

- Zawsze będę z wami - wyszeptała, po czym puściła dłoń niedźwiedzia.

Czwórka animatroników weszła na scenę. Na samym środku stał tort i pięć świeczek. Każda po kolei gasła, a z kostiumów ulatywał biały dym. Powoli wszystkie odchodziły. Jeden za drugim. Zanim jeszcze zgasła czwarta świeczka, Freddy odwrócił głowę w stronę zapłakanej River. Nie było tego widać, ale dziewczyna dobrze wiedziała, że robot się do niej uśmiechnął, a może zrobiło to te dziecko. Wraz z duszami poleciały cztery kolorowe balony. Został tylko jeden, razem z jedną świeczką na torcie.

***

Luke zabrał kluczyki i wsiadł do swojego samochodu. River nie wracała od kilku godzin, co bardzo go zaniepokoiło. Miał zamiar podjechać pod jej dom, jednak szybko zdał sobie sprawę, że na pewno jest jeszcze w jadalni. Kiedy tylko się tam znalazł podszedł do drzwi, które były zamknięte. Zaczął za nie szarpać, aż w końcu je wyważył. Zapalił światło i wtedy zobaczył tort z pięcioma zgaszonymi świeczkami. Obok niego stały cztery animatroniki oraz czarno włosa River. Z uśmiechem na twarzy i zamkniętymi oczami. Chłopak podszedł do niej i złapał za zimną dłoń. Jego serce zaczęło szybciej bić. Chwycił za sznur i zdjął go z szyi brunetki. Rzucił go na podłogę, po czym z całych sił przytulił ją.

- Dlaczego? - wyszeptał - dlaczego to zrobiłaś, River - wtulił się w jej martwe ciało, głośno płacząc

Odgarnął z jej twarzy czarne włosy, po czym położył jej dłoń na policzku. Jej twarz nadal promieniała, a usta wykrzywiały się w lekkim, prawie niewidocznym uśmiechu.

----------
Jest to koniec tej książki. Bardzo dziękuję za tak ciepłe przyjęcie, za każdy komentarz i gwiazdę. Nie miała to być długa książka, chciałam żeby była przede wszystkim smutna, wy sami oceńcie czy mi się udało. Dziękuję również za to, że ze mną byliście, ponieważ bez was nie udałoby mi się skończyć tej książki. Nie jestem dobra w dziękowaniu, dlatego już będę kończyć. Jeszcze raz, mam nadzieję, że książka się wam podobała.

Ps: bardzo polecam posłuchać do rozdziału piosenki w mediach ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro