Rozdział.13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     

       Kathryn

- Tylko załóż jeszcze moją bluzę. Im mniej widać tym lepiej.

Auć. To zabolało. Choć jestem do tego przyzwyczajona. Moje ciało nie jest idealne, a blizny nie przysparzają mi uroku. Rozumiem, że nie chce na to patrzeć, więc biorę jego bluzę i zakładam pośpiesznie.

- To jak gotowa na zwiedzanie?- pyta uśmiechając się od ucha do ucha, mam wrażenie, że zaraz pęknie mu skóra i będzie wyglądał jak kot z Alicji w krainie czarów

- Mhm...-mruczę pod nosem

Alec nie komentuje mojej wypowiedzi tylko łapie mnie za rękę i wychodzimy z sypialni. Kierujemy się w stronę jak mniemam windy, która po wciśnięciu guzika otwiera przed nami drzwi.

- Panie przodem.- uśmiecha się do mnie szelmowsko i przepuszcza mnie pierwszą

- Dzięki.- dukam cicho

Winda jest dość spora jednak Alec z tego nie korzysta i po przyciśnięciu jednego z guzików przydusza mnie do jednej z ścian pokrytej lustrami.

- C-co ty robisz?- mój głos zaczyna drżeć

- Jesteś taka piękna.- mruczy i zaczyna schodzić pocałunkami od mojej szczęki w dół

- Przestań.

Moje protesty są jednak zlekceważone i już po chwili mężczyzna zasysa skórę w miejscu gdzie mnie przed kilkoma dniami ugryzł. Moje ciało zostaje porażone nieznaną siłą. Jęczę czując najprzyjemniejszą rzecz na świecie.

- Na pewno chcesz abym przestał?- pyta po chwili

- Tak.- odpowiadam resztkami silnej woli

Chłopak odsuwa się delikatnie, lecz ja staje od razu po drugiej stronie kabiny.

- Nigdy więcej tego nie rób.- nie wiedzą dlaczego zaczynam być zła na niego za swoją słabość

- Dlaczego? Przecież ci się podobało.

- Nie prawda.- zaprzeczam szybko choć to kłamstwo

- Śmiem twierdzić co innego. Twój seksowny jęk świadczył o tym iż podobało ci się.- droczy się ze mną dalej

- Masz nazbyt wygórowane zdanie o sobie.- docinam mu

- Czyżby?- unosi w zdziwieniu brwi- Może to sprawdzimy ponownie?

Sugeruje i podchodzi do mnie powolnym krokiem. W tym samym momencie drzwi windy się otwierają a ja dosłownie z niej wybiegam. Odwracam się słysząc śmiech za sobą. Alec idzie w moją stronę i łapie mnie za rękę.

- Jesteś urocza skarbie.- szepcze mi do ucha, postanawiam nie komentować jego słów, ponieważ to i tak do niczego nie prowadzi- To jest parter. Tu znajdują się takie pomieszczenia jak: kuchnia, jadalnia dla stada, pokój gier, pokoje omeg i kilka innych pomieszczeń, na pierwszym piętrze znajdują się tylko pokoje bet, a na drugim piętrze pokoje wilków niesparowanych, zaś na trzecim jest nasza sypialnia, kuchnia, pokój Luny, i sześć pokoi dla naszych szczeniąt.

Wraz z jego ostatnim wyrazem zatrzymuję się gwałtownie i staję jak wryta. Chłopak patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Co?- pytam nie dowierzając

- Spokojnie.- głaszcze czule mój policzek- Jeszcze nie teraz. Dopiero jak będziesz gotowa na posiadanie potomstwa

- Ale ja nie chcę dzieci i nie będę ich miała.

- Porozmawiamy o tym później. To nie jest miejsce ani czas na taką dziecinadę- warczy i tym razem ciągnie mnie za sobą trzymając za ramię- Myślę, że powinniśmy jechać na zakupy.- mówi kiedy wchodzimy do kuchni

- Alfo, Luno.- przed nami stoi niska szatynka ze spuszczoną głową

- Przyniosłaś to co kazałem?

- Tak Alfo.- podaje mu jeansy i szybko ucieka z pomieszczenia, a właściwie ona z niego wybiega

- Załóż to na siebie, powinny pasować.- podaje mi ubranie

- Kto to był?- pytam zakładając spodnie

- Nikt ważny. Jedna z omeg.- macha ręką jakby od niechętnie- Ruszajmy czeka nas długi dzień.- uśmiecha się do mnie promiennie

Oj gdybyś tylko wiedział co planuję nie byłbyś taki szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro