LII. Błędna Decyzja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bazarov zamrugał powiekami.

- Obawiam się, że nie rozumiem - powiedział, starając się zachować uprzejmy ton.

- Podczas swojej ostatniej "podróży" na Ukrainę porwałeś moją siostrę - odpowiedział Jerzy bez ogródek, porzucając wszelkie pozory. - Chcę ją z powrotem.

Kąciki ust Hassana całkowicie opadły, pozbawiając go resztek uśmiechu.

- Nie rozumiem - warknął. - Po to tu przyjechaliście?

- Aniela Wójtowicz - kontynuował beznamiętnie Jerzy. - Ruda, zezowata i skrajnie irytująca. Z pewnością narobiła ci kłopotów.

- Nie jesteście muzułmanami! - Zorientował się Bazarov.

- Nigdy nimi nie byliśmy i nie zostaniemy - odpowiedział Jerzy, a na usta wypełzł mu szczery uśmiech. Nareszcie mógł mówić prawdę! - Aniela, Bazarov.

- Straż...

- Radziłbym to przemyśleć - przerwał mu Radek, chwytając od tyłu za gardło dziewczyny w czarnym czadorze, którą Tatar wcześniej nazwał "najdroższą". Ta wciągnęła gwałtownie powietrze i panicznie poszukała spojrzeniem Hassana. W tym samym czasie Nikita pochwycił Nadię, która wydała z siebie cichy pisk.

- Spokojnie, Maliko - powiedział cicho Bazarov. - Dobrze, panowie, porozmawiajmy. I tak nie wyjdziecie z tego pałacu żywi.

- Myślę, że wyjdziemy - odparł Jerzy wesoło. - Nie domagamy się Anieli ot tak. Mamy coś w zamian.

- Co takiego?

- Atamana Oleksija. Tego, który pozbawił cię kiedyś całego utargu.

Hassanowi rozbłysły oczy.

- To ten wasz świetny sprzedawca? - zapytał, powstrzymując śmiech.

- Zgadza się. Oddaj mi Anielę, a będzie twój.

- Czym go skłoniłeś, żeby z tobą współpracował?

- Jest przekonany, że po odzyskaniu Anieli wróci ze mną na Ukrainę i dostanie dużo pieniędzy - odparł Jerzy bez mrugnięcia okiem. - Obiecałem, że go przed tobą ochronię.

- Ale nie zamierzasz tego robić?

- Ani trochę. - Starościc pokręcił głową.

- Brzmi słusznie. - Hassan podparł ręką podbródek. - Niech twój człowiek puści Malikę, to porozmawiamy.

- Najpierw musimy dobić targu - zaoponował Jerzy. - Aniela za Aloszę?

- Za Aloszę i bursztyn - odpowiedział Tatar. - Nadal muszę przyzdobić tę komnatę.

- Ten bursztyn jest własnością mojego kraju...

- Ale przywieźliście go tu na handel! - zauważył Hassan. - To moja jedyna oferta.

Jerzy zazgrzytał zębami.

- Dostaniesz bursztyn teraz, jako zaliczkę - zdecydował - a Aloszę, kiedy dostarczysz Anielę.

- Kiedy ją dostarczę? Dlaczego sądzisz, że nie przyprowadzę jej tu zaraz?

- Nie oszukasz mnie! - Jerzy zaśmiał się nieprzyjemnie. - Wiem, że uciekła razem z księciem, który zabił starego emira. Aloszę dostaniesz, kiedy mi ją tutaj sprowadzisz.

Hassan uśmiechnął się z uznaniem.

- Najpierw daj Aloszę, bursztyn po odzyskaniu Anieli - odpowiedział.

- Nie ma szans. Wiem, że na Aloszy zależy ci bardziej.

- Sądzisz, że cię oszukam?

- Sądzę. - Jerzy bez obaw patrzył rozmówcy prosto w oczy. Dwie podduszane dziewczyny od dłuższego czasu machały rękami i wydawały z siebie ciche, błagalne jęki, ale żaden z pojedynkujących się na słowa mężczyzn nie zwracał na nie uwagi.

Hassan wybuchnął wreszcie śmiechem.

- Mamy umowę, lachu - powiedział, gdy się uspokoił. - Wezmę twój bursztyn i znajdę twoją siostrę, a ty wtedy dasz mi Aloszę. Niech twoi ludzie puszczą moje kobiety.

Radek odsunął ręce od szyi Maliki, a ta natychmiast uciekła i schowała się za szerokimi plecami Bazarova. Nic nie rozumiała z tej rozmowy, w całości prowadzonej po ukraińsku, i była pewna, że lada chwila czeka ją śmierć. Nadia tymczasem, która zrozumiała wszystko, powoli odwróciła się do stojącego za nią Nikity i spojrzała na niego błyszczącymi jak dwie świece oczami.

- Jesteście szaleni - wyszeptała.

- Przepraszam - odparł Kozak ze skruchą. - Nie chciałem cię skrzywdzić.

- Szalenie odważni!

Dalszą rozmowę przerwał im Hassan, który wezwał Nadię, by przejrzała asortyment i potwierdziła, że nie brakuje żadnej rzeczy, które wpadły jej w oko na targu.

- Wszystko oprócz jednego wisiorka - oceniła, gdy zakończyła inspekcję. - Co się z nim stało? Taki zielony...

Jerzy bezsilnie zacisnął dłonie w pięści.

- Zaraz po tym, jak poszłyście do pałacu, okradła nas jakaś ulicznica - wyjaśnił, z trudem cedząc słowa przez zęby. - Była niema albo udawała niemą. Używała języka migowego, żeby zamaskować kradzież.

- Niedopuszczalne! - zdecydował Hassan. - Jak wyglądała?

- Cóż... - Starościc wbrew sobie poczuł ciepło na policzkach. - Była młoda. Nosiła nietypową suknię, odcinaną w talii. I odsłaniała częściowo włosy. Miała niebieskie oczy...

- Mizrahijka, nie ma wątpliwości - prychnął Tatar. - Poszukamy jej i waszego wisiora. Na dziś to chyba tyle, chyba że macie coś jeszcze do powiedzenia.

- Nic... - westchnął Przemyski.

- Zatem pozostawcie mi bursztyn i odejdźcie w pokoju. Nadia, odprowadź panów do wyjścia!

Niewolnica ukłoniła się głęboko, po czym gestem zachęciła przybyszów, by poszli za nią. Po drodze, podczas gdy Jerzy i Radek naradzali się cicho co do dalszego planu postępowania, zrównała się z Nikitą.

- Nigdy jeszcze nie byłam świadkiem tak brawurowego gestu - zauważyła z podziwem. - Pojechaliście aż tutaj, żeby ją ocalić!

- Ona była bardziej brawurowa - odrzekł Nikita z uśmiechem. - Wiesz, że celowo dała się złapać?

- Wiem... Ale jej plan nie wypalił, a wasz nadal może! Ta to ma szczęście... Po mnie nikt nie przyjedzie na ten koniec świata...

- Nie mów tak! - Nikita bez uprzedzenia chwycił jej dłoń i ścisnął w swojej. - Kiedy odzyskamy Anielę, zabierzemy cię do domu razem z nią! Ciebie i wszystkie twoje koleżanki!

Bezbrzeżne światło zamigotało na moment w oczach Nadii. W następnej chwili rzuciła się Kozakowi na szyję, co zwróciło uwagę Jerzego i Radka.

- Hej, kochasie, nie mieliśmy stąd wychodzić? - zapytał zrzędliwie starościc.

- Już, już - warknęła Nadia, po czym odsunęła się od oszołomionego Nikity i ruszyła naprzód. - Cholerne serca z kamienia...

Pierwszym widokiem, jaki uderzył ich w oczy po wyjściu na patio, byli Alosza i Saba pogrążeni w wesołej, gęsto wyszywanej chichotem rozmowie. Były ataman wznosił się na wyżyny pustego popisu, a dziewczyna na całego trzepotała rzęsami.

Jerzy uderzył się płaską dłonią w czoło.

- Czy wy wszyscy naprawdę nie możecie nawet na chwilę przestać oglądać się za spódniczkami? - zapytał. - A ty, Radek? Też zaraz zaczniesz do niej zarywać? - Wskazał nadchodzącą z drugiego końca dziedzińca Rahmę. Radek aż odskoczył do tyłu, przerażony tą wizją.

- Nigdy! - wykrzyknął, kładąc rękę na sercu jak do przysięgi. Saba i Nadia parsknęły zgodnie śmiechem.

- Mów, Jurko, jak poszło? - spytał Alosza, wciąż obejmując Sabę ramieniem. - Odzyskamy Anielkę?

- Opowiem wam, kiedy się wreszcie odessiecie od tych bab i stąd pójdziemy! - ryknął Jerzy. Alosza w udawanym zdumieniu zasłonił usta.

- Chyba ktoś jest zazdrosny, że nasze nas nie okradły! - szepnął głośno, tak, że wszyscy go usłyszeli. Nadia zatrzęsła się cała ze śmiechu.

Przemyski wziął kilka głębokich oddechów.

- Jeśli natychmiast...

Przerwało mu otwarcie się głównej bramy. Z hałasem wjechało przez nią na dziedziniec dziesięciu jeźdźców w czarnych uniformach, z całkowicie zasłoniętymi twarzami. Do siodła jednego z nich przytroczone były nosze, na których leżał ciężko ranny człowiek, a za drugim biegł na powrozie wymizerowany, brudny mężczyzna w łachmanach. Kręcone czarne włosy sterczały mu na wszystkie strony w dzikim nieładzie, poszarzałe od piachu, a nogi od połowy łydki w dół pokrywała mozaika ran i siniaków. Gdzieś po drodze stracił buty i musiał biegać za koniem boso. Gdy tylko jeździec wlokący go za sobą stanął, więzień zatoczył się do przodu i upadł na twarz, wstrząsany dreszczami.

- Co ten nieszczęśnik im zrobił? - zastanawiał się na głos Radek.

- To książę Karim - odpowiedziała szeptem Nadia. - Oskarżony o współudział w zbrodni Zahira i Anieli. Lepiej się stąd usuńcie, nie powinniście tego widzieć.

- Nareszcie ktoś mówi coś rozsądnego - prychnął Jerzy, ale ukradkiem sam zerkał na zniewolonego księcia. - Wynosimy się stąd!

Nikita i Alosza pożegnali się z niewolnicami, po czym cała czwórka ruszyła do bocznej bramy, by nie wchodzić w drogę nowoprzybyłym. Jerzy jednak co chwila strzelał oczami w stronę Karima, którego brutalnie postawiono na nogi i wprowadzono do budynku. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach.

Być może słusznie liczył wyjścia i straże. Jeśli bowiem Aniela wplątała się w konflikt pomiędzy arabskimi książętami, istniała szansa, że będzie trzeba tego człowieka uwolnić.

***

Gdy Aniela usiadła na piętach obok Aishy, żona Karima zmierzyła ją wściekłym spojrzeniem.

- Gdzieś ty była? - zapytała z sykiem.

- Przepraszam - odmruknęła niewolnica.

- Nareszcie - odezwał się głośno emir. - Dlaczego kazałaś nam czekać, Saqaliba?

- Nie wiedziałam, że mam się tu zjawić - odpowiedziała Aniela zgodnie z prawdą.

- Twój pan ci nie powiedział?

- Ja... - urwała. Dręczenie Zahira to jedno, ale nie chciała mu przecież zaszkodzić. Przełknęła więc dumę i powiedziała: - To wyłącznie moja wina, Effendi. Proszę o wybaczenie i obiecuję, że więcej się to nie powtórzy.

Muhammad patrzył na nią ponuro, lecz wzrok Anieli ściągała wachlująca go Afrykanka. Wyglądała na zmęczoną - Polka nagle zapragnęła uwolnić tę dziewczynę. Doskonale wiedziała, jak ta musi się czuć, wyrwana ze swojej ojczyzny i zmuszona usługiwać wrogowi w obcym kraju...

- Twój pan ukarze cię wedle swojej woli - powiedział w końcu władca. - A teraz powiedz wszystko, co widziałaś tamtej nocy.

Aniela przełknęła ślinę, po czym dokładnie zrelacjonowała przebieg wydarzeń feralnej uczty. Emir co jakiś czas przerywał jej pytaniami, na które odpowiadała bez zająknięcia. Później kazał jej opowiedzieć o ucieczce - gdy skończyła, pokiwał głową, usatysfakcjonowany. Najwyraźniej jej opowieść pokryła się z tym, co mówili już Zahir i Aisha.

- Myślę, że mam pełny obraz sytuacji - stwierdził. - Namyślę się i dziś wieczorem dam wam odpowiedź. Tymczasem możecie odejść, jutro rano wyruszycie z powrotem do Fajr.

Obie kobiety wstały, skłoniły się lekko i odwróciły do wyjścia. Aniela jednak przystanęła w połowie drogi, odwróciła się, po czym podeszła z powrotem energicznym krokiem do podwyższenia, wołając:

- Effendi! Czy mogę poprosić o chwilę rozmowy bez świadków?

Muhammad zmarszczył brwi.

- Cóż to za impertynencka propozycja? - zapytał chłodno.

- To bardzo ważne, mój panie! Proszę, choć na jedną chwilę.

Emir wyglądał na mocno zaskoczonego, ale po chwili zastanowienia pokiwał głową.

- Pani Aisho, proszę nas zostawić - zażądał. Aisha rzuciła Anieli nienawistne spojrzenie, ale wyszła bez szemrania.

Polka zerknęła wymownie na czarnoskórą dziewczynę, która nie ruszyła się z miejsca, ale emir, widząc jej spojrzenie, powiedział:

- Ngandwe zostaje.

- Dobrze - uległa Aniela. - Panie, jesteś w ogromnym błędzie. Zahir nieświadomie do tego doprowadził.

- Co takiego?

- Zahir opowiedział panu o testamencie swego ojca, prawda? Wyjawił, że prawdziwym władcą ma zostać Karim.

Muhammad przytaknął, a Aniela kontynuowała:

- To Karim jest winny śmierci emira Ibrahima. Zmanipulował Salaha, by ten zabił ich ojca. Poznał testament emira Ibrahima i postanowił go wykorzystać. Nie spodziewał się tylko, że Salah zrzuci winę na niego i Zahira.

Emir wytrzeszczył oczy, pierwszy raz zdradzając swoje emocje w wyraźny sposób.

- Czemu nic mi o tym nie powiedziano?

- Bo ja sama dowiedziałam się o tym zaledwie parę dni temu. Przez cały ten czas ani razu nie zostałam z Zahirem bez świadków, a nie chciałam o tym mówić przy Aishy. Nie zdążyłam uprzedzić Zahira, by nie mówił panu o testamencie, więc teraz muszę naprawić swój błąd. Prawda jest taka, że Karim jest tak samo winny śmierci Ibrahima, jak Salah!

- Jakie są twoje dowody na to, Saqaliba?

- Takie same, jak dowód Zahira - odpowiedziała Aniela drżącym z nerwów głosem. - Słowa niewolnicy Karima.

- Gdzie jest ta niewolnica?

- Nie żyje, Effendi. Usługiwała Karimowi i pomagała mu przeprowadzać cały ten plan z manipulowaniem Salaha, bo jej obiecano pewną ważną dla niej rzecz. Potem Karim obietnicy nie dotrzymał i zwróciła się przeciwko niemu, ale bała się otworzyć usta. Powiedziała mi prawdę dopiero wtedy, kiedy było już dla niej za późno.

- Bardzo wygodnie - warknął Muhammad. - Czyli oskarżasz księcia Fajr, sojusznika twojego pana, o zdradę, nie mając żadnych dowodów?

- Mówię tylko to, co wiem, panie!

- Straże! - zawołał emir. Dwóch zbrojnych natychmiast weszło do środka. - Zawołać mi tu Zahira!

Zbrojni wyszli, a surowe spojrzenie władcy znów spoczęło na lekko pobladłej Anieli.

- Twój pan zadecyduje o twoim losie - oznajmił. - A ja zadecyduję, czy chcę wspierać kogoś, kto ewidentnie nie potrafi wychować nawet jednej niewolnicy.

Dziewczyna z trudem zdusiła jęk. Chciała naprawić swoje błędy, a zamiast tego tylko pogorszyła sytuację. Nie miała wątpliwości - tego Zahir już nigdy jej nie wybaczy.

***

Jasmina, Fatima i Hayfa dostały przydział jako nowe służące Naval. Pierwszym ich zadaniem okazało się rozlokowanie po komnacie emirowej nowych bursztynowych ozdób.

- Wygląda, jakby ktoś rozmontował jakieś większe dzieło sztuki i sprzedał je w kawałkach - stwierdziła z niesmakiem Jasmina, oglądając święte figurki.

- Ale i tak są ładne - odparła Fatima i wzięła jedną z nich. - Ta jest duża, postawię ją przy wejściu...

Urwała, gdy obejrzawszy się na drzwi, zobaczyła opartą o framugę Nadię. Niewolnica przypatrywała im się z bezczelnym, złośliwym uśmieszkiem.

- Co tu robisz? - zasyczała Fatima.

- Przyszłam popatrzeć - padła odpowiedź. - I może doradzić, bo jako arystokratyczne nieroby pewnie nie macie pojęcia o dekoracji wnętrz.

- Poradzimy sobie bez twojej pomocy - warknęła Hayfa.

- Nie masz czegoś do roboty? - dopytywała się Jasmina.

- Tak się składa, że nie mam. - Nadia ziewnęła. - A wy nie możecie mnie stąd wygonić, mam prawo tu być.

- Jeśli będziesz nam przeszkadzać, to będziemy mogły to zgłosić - przypomniała Fatima.

- Ależ ja nie zamierzam wam przeszkadzać! - Nadia weszła energicznie do pokoju, wyrwała z rąk Hayfy maleńką figurę śpiącego Baranka i ułożyła ją na szafce nocnej przy łożu Naval. - Po prostu widzę, jakie jesteście w tym nieporadne.

- Nie rozumiem. - Jasmina zmarszczyła brwi. - Po co chcesz nas wesprzeć, skoro to ty i twoje koleżanki wpakowałyście nas w tę sytuację?

- Nawet nie wiecie, jaki wspaniały widok stanowicie, wy pyszne bogaczki, kiedy musicie robić podstawowe rzeczy i sobie z nimi nie radzicie - odpowiedziała niewolnica z rozbrajającą szczerością.

- Przyszłaś nam pomóc czy się pysznić? - spytała Fatima zmęczonym głosem.

- Czy jedno drugie wyklucza? - Nadia zdjęła z rogu baldachimu nad łożem naszyjnik z bursztynów i włożyła go do kasetki przy toaletce. - To nie ozdoba przestrzenna, tylko biżuteria. Dajcie to...

Zebrała kilka rozesłanych po dywanie naszyjników i bransolet, zdjęła z gwoździa w ścianie zawieszoną na nim parę kolczyków i wsypała wszystko do kasetki. Następnie uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc piętrzący się na dnie stosik ozdób.

- Skromny ten zestaw - skrzywiła się Hayfa, zaglądając jej przez ramię. - Monotonny kolorystycznie.

- Był jeden zielony wisior, ale jakaś niema Mizrahijka go ukradła. - Nadia machnęła ręką. - Tyle wystarczy, ważne że to bursztyn.

- Słucham? - zainteresowała się Fatma. - Jaka niema Mizrahijka?

- A bo ja wiem? Słyszałam tylko, jak sprzedawca narzekał. Podobno podeszła do niego niebieskooka dziewczyna z odsłoniętymi włosami i użyła języka migowego, żeby zamaskować kradzież. Pan Bazarov stwierdził, że to pewnie Mizrahijka, będą jej szukać do upadłego. W ogóle ten sprzedawca to szalony człowiek! Przyjechał tu z Polski i wcale nie chce zapłaty za ten bursztyn, chce tylko odzyskać siostrę.

- Siostrę? A co się z nią stało? - spytała Hayfa.

- Była jedną z nas, wy jej pewnie nie pamiętacie. Aniela, niewolnica Zahira... Fatimo, co się dzieje? - Ostatnie słowa Nadia wypowiedziała zupełnie innym tonem, widząc, że matka Zahira opuszcza pomieszczenie szybkim krokiem.

- Muszę załatwić coś ważnego - odpowiedziała zduszonym głosem. - Proszę, nie mówcie Hassanowi, że wyszłam.

- Nie powiemy - obiecała Jasmina.

- Bo go to obejdzie - prychnęła Nadia. - W każdym razie musimy wracać do pracy. Hayfa, podaj tę figurkę. Najlepiej ją postawić koło okna...

***

Tym razem Fatima nie musiała uciekać się do natarczywego pukania i alarmowania całej okolicy - Tamara otworzyła jej po pierwszym zakołataniu w drzwi.

- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie gospodyni. - Właśnie ugotował się obiad, chce pani zjeść z nami?

- Podziękuję - odparła uprzejmie Fatima, choć ślinka napłynęła jej do ust, gdy poczuła zapach pieczeni z baraniny w warzywach. - Muszę zobaczyć się z Sarą.

- Właśnie nakrywa do stołu. Zapraszam! Nie pozwolę pani odejść z pustym żołądkiem.

Chcąc nie chcąc, Fatima przełknęła dumę i podziękowała z uśmiechem. Domyślała się, że jedząc codziennie bulgur z khobezem, jaki wydawano na stołówce dla służby, szybko zatęskni za porządną kuchnią. Nie mogła zmarnować takiej okazji.

Rozkładająca talerze Sara ostentacyjnie zignorowała wchodzącą kobietę i położyła dodatkowy talerz tak, jakby od początku miał się tam znaleźć. Następnie wniosła z kuchni parujący kocioł z potrawką i zaczęła ją nakładać, unikając jak ognia wzroku Fatimy.

- Masz bardzo piękny naszyjnik - zauważyła wdowa, wskazując na zwisający z szyi dziewczyny zielony bursztyn. Sara na moment zamarła, ale poza tym nie zareagowała. - Mogę zapytać, gdzie go dostałaś?

- Ach! To piękna historia - odpowiedziała zamiast niej Tamara. - Sara chodziła po targu, żeby obejrzeć drogie ozdóbki, i jakiś sprzedawca z Polski tak zachwycił się jej urodą, że podarował jej najlepszy okaz za darmo!

- To pani powiedziała? - Fatima uśmiechnęła się smutno. Następnie zwróciła się do niemowy: - Saro, spójrz na mnie. To poważna sprawa. Wiem, że zrobiłaś to na polecenie ojca, zresztą słuszne, ale okradłaś niewłaściwego człowieka.

Chochla pełna warzyw i sosu wypadła z ręki Sary i potrawka rozchlapała się po białym obrusie. Tamara gwałtownie wciągnęła powietrze i spojrzała karcąco na swoją córkę.

- Czy to prawda? - zapytała surowo. - Ukradłaś ten wisiorek?

Sara podniosła wreszcie spłoszony wzrok na siedzące obok siebie matkę i Fatimę, a jej oddech wyraźnie przyspieszył.

"Tata powiedział bankierom, żeby zdzierali tatarskich kupców do zera i zniszczyli im handel. Usłyszałam to i też chciałam pomóc".

Gospodyni powoli wstała z krzesła, głośno szurając jego ciężkimi nogami o drewnianą podłogę.

- Młoda damo... - zaczęła, ale przerwała jej Fatima:

- Nic się nie stało, Sara. Nie chcę cię ukarać. Twoja inicjatywa była dobra, po prostu trafiłaś na niewłaściwego człowieka. Ten Polak jest naszym sprzymierzeńcem.

Surowy wzrok Tamary przeniósł się na byłą emirową.

- Pochwala pani kradzież? - zapytała cicho.

- Nie, ale Sara nie ukradła tego wisiorka dla zysku. Chciała pomóc sprawie, w jaką wplątałam jej ojca. To bardzo odważny gest.

Sara ponownie poruszyła rękami, a Tamara przetłumaczyła to Fatimie:

"Dlaczego ten człowiek jest niewłaściwy? Przyjechał z Tatarami".

- Tak, ale to podstęp z jego strony - wyjaśniła Fatima. - Tak naprawdę przyjechał dlatego, że chce odzyskać swoją siostrę, która została sprzedana w niewolę. Tak się składa, że to niewolnica księcia Zahira, ta, którą oskarżono o zabicie mojego męża. Polak chce ją odzyskać i z pewnością stanie po naszej stronie.

Sara podjęła decyzję natychmiast, nie potrzebując czasu do namysłu:

"Co powinnam zrobić?"

- Odnaleźć go na bazarze i oddać wisior - odpowiedziała wdowa. - Najszybciej jak się da, bo dziś sprzedał cały towar do pałacu, więc pewnie lada godzinę się zwinie i szukaj wiatru w polu. Potem sprowadź go tutaj, wysłucha całej historii.

Sara bez słowa odeszła od stołu, nie wieszając nawet do swojego pełnego talerza, narzuciła dziergane wdzianko wierzchnie i wyszła z domu. Jej matka westchnęła i spuściła głowę.

- A teraz ja muszę posprzątać ten bajzel - mruknęła. - Bardzo panią przepraszam, zaraz doprowadzę do porządku ten stół...

- W porządku - odpowiedziała Fatima z uśmiechem. - Jeśli pani woli, mogę po prostu przyjść kiedy indziej.

- Ależ proszę zostać! Sara pewnie przyprowadzi tego Polaka, lepiej, żeby pani przy tym była.

- W takim razie zostanę. Ale proszę się dla mnie nie spieszyć.

Tamara zdjęła stary obrus i poszła po nowy. Gdy wróciła do izby, uwagę obu kobiet zwrócił hałas na schodach biegnących na piętro. Obie spojrzały w tamtą stronę i zobaczyły schodzącego powoli, z mozołem Huberta.

- Kochanie! - krzyknęła Tamara, rzuciła obrus na podłogę i podbiegła, by podać mu ramię. Razem stanowili nietypowy widok; ona, hoża i w pełni sił, obok stetryczałego starca. W rzeczywistości dzieliło ich tylko siedem lat, lecz Huberta, który liczył sobie pięćdziesiąt trzy wiosny, zeżarła choroba, upodabniając go do osiemdziesięciolatka, a zdrowa i zadbana Tamara, lat czterdzieści sześć, mogła być pomylona z przeciętną trzydziestoparolatką.  - Co ty robisz? Nie powinieneś wychodzić z sypialni!

- Czuję się lepiej - odpowiedział mężczyzna, choć słychać było, że wkłada w te słowa wiele wysiłku. - Chcę choć raz na jakiś czas zjeść obiad przy stole, z rodziną. Proszę, nie odsyłaj mnie do łóżka.

Oczy Tamary zaszkliły się, po czym przytaknęła nieśmiało i delikatnie, najostrożniej jak umiała, sprowadziła męża do głównej izby. Fatima przyglądała się temu ze wzruszeniem.

***

Czas audiencji u Muhammada dobiegł wreszcie końca, a to oznaczało, że Ngandwe mogła wreszcie pozbyć się tkanej z kłosów i źdźbeł bielizny i ubrać się w coś normalnego. Z ogromną ulgą cisnęła roślinne sploty do zsypu i wkroczyła do wanny z gorącą wodą. Jako ulubienica emira, miała dostęp do wonnych olejków i dobrego mydła, dzięki czemu wyszła z kąpieli porządnie odświeżona i pachnąca.

Gdy skończyła wycierać mokre włosy, z ulgą nałożyła na siebie wygodną bezkształtną szatę; następnie, z nieco mniejszym entuzjazmem, wcisnęła na głowę białą al-amirę. Skończyła toaletę, skrapiając się różanym pachnidłem, nałożyła drewniane sandały i wyszła z łaźni. Czekało ją parę godzin słodkiego nieróbstwa, a później musiała przebrać się w najozdobniejszy strój i zawitać w alkowie swego pana.

Gdy szła korytarzem, zastanawiając się, czy by nie wyskoczyć na chwilę na targ po coś słodkiego - zbliżała jej się pora miesiączki, a racje dla służby, nawet te powiększone dla faworyty, nie zawierały słodkości - nagle z załomu wysunęła się ręka w czerwonym rękawie, ozdobiona kilkoma złotymi bransoletami, i wciągnęła ją do wnęki.

- Co jest?! - pisnęła, ale Aisha położyła jej palec na ustach.

- Chcesz zarobić? - spytała szeleszczącym szeptem. Po kilku długich sekundach zastanowienia, Ngadnwe pokiwała głową. - W takim razie powiedz mi, o czym rozmawiała z emirem ta Słowianka, kiedy odeszłam.

- Nie mogę! - wystraszyła się dziewczyna, ale wtedy poczuła w ręce coś zimnego. Monety. - Emir mnie zabije, jeśli się dowie... - Brzęk metalu. Więcej monet. - Nie mogę tak... No dobrze.

Czerwony kwef, zasłaniający dół twarzy żony Karima, nie pozwalał dostrzec jej ust, ale kurze łapki w kącikach oczu zdradziły, że się uśmiechnęła. Na zachętę dołożyła jeszcze kilka ciężkich, złotych drachm, a następnie skupiła się na krótkiej, lecz jakże treściwej opowieści Ngandwe. Kiedy dziewczyna umilkła, Aisha podziękowała jej serdecznie i odeszła spokojnym krokiem, udając, że ta wypowiedź nic w jej życiu nie zmieniła.

Wewnątrz niej jednakże rozszalało się straszliwe, milczące piekło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro