LXV. W Rodzinnym Gronie, cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aaron Shamun, lichwiarz, który zgarnął z ulicy Zahira i Anielę, zastukał mocno kołatką w drzwi do domu Huberta. Po chwili otworzyła mu wysoka czarnowłosa matrona w lnianej sukni.

- Dzień dobry, pani Tamaro - powiedział. - Przyprowadziłem gości.

Matrona obrzuciła Zahira i Anielę badawczym, pełnym chłodu spojrzeniem.

- Nie przyjmujemy teraz gości - wycedziła przez zęby.

- Jak to! Nie poznaje pani? - zdziwił się Aaron, wskazując na Zahira.

- W przeciwieństwie do niektórych, nie jestem na tyle bogata, żeby bywać w wyższych kręgach społecznych - odparła lodowato, bez trudu odgadnąwszy status księcia.

- Ale jestem pewien, że pani małżonek go rozpozna. - Aaron chciał wejść do środka, ale Tamara zagrodziła mu drogę. Teraz Aniela zwróciła uwagę na to, że kobieta stała w półuchylonych drzwiach, ciasno zasłaniając sobą przedpokój, jakby chciała coś ukryć we wnętrzu domu.

- Pani Tamaro... - Aaron nachylił się ku niej i zniżył głos do szeptu: - To jest książę Zahir. Szuka u was schronienia.

Matrona wytrzeszczyła oczy i zbladła, a następnie cofnęła się z drzwi i służalczym gestem wskazała wejście do środka. Zahir ukłonił się w podzięce i przekroczył próg, a za nim Aniela. Aaron wszedł na końcu i zamknął drzwi.

- Witam w moich skromnych progach, panie - wymamrotała gospodyni. - Przepraszam, że nie mamy jak cię przyjąć po książęcemu...

- Wystarczy, że nie będziecie mnie próbować zastrzelić ani uwięzić - odparł spokojnie Zahir. - To już duża odmiana.

Miał nadzieję, że kobieta rozluźni się po tej lekkiej odpowiedzi, ale ona zamiast tego pogłębiła ukłon.

- Nigdy byśmy nie śmiali, panie! - wyszeptała. - Ukrywamy tutaj twojego brata i dzielnych ludzi, którzy go odbili. Nikt w tym domu nie uznaje Salaha za władcę!

- Karim odbity? - zdziwił się Zahir, z trudem ukrywając rozczarowanie. Choć wiedział, że to podłe, miał nadzieję, że problematyczny bliźniak zostanie zamęczony w lochach.

- Tak, Effendi. Leży w naszej gościnnej sypialni, poturbowane niebożątko. A w salonie ukrywamy bohaterskich cudzoziemców, co go uratowali.

- To cudzoziemcy? - zdumiała się Aniela.

- Tak, z dalekiej Polski. O, jeden z nich tu idzie...

W drzwiach na przedpokój zamajaczyła barczysta męska sylwetka, zwieńczona miotłą czarnych dredów, i zawołała basowym głosem po polsku:

- Pani Tamaro, obraliśmy ziemnia... - Jerzy urwał, gdy jego spojrzenie padło na osłupiałą z zaskoczenia Anielę. - Nie. To niemożliwe.

- Zgadzam się - wydukała dziewczyna. - Jerzy?...

Mężczyzna pokręcił głową, wciąż odmawiając przyjęcia do wiadomości, że jego tak długo poszukiwana siostra tak po prostu weszła do domu, gdzie się zatrzymał.

- Nie wierzę - szepnął.

- Jerzy!

Aniela podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję, czując szczypanie łez pod powiekami. Życzenie, które wypowiedziała w więzieniu, gdy spadały z nieba gwiazdy, spełniło się! Oto pojawił się przed nią jej brat, żywe wspomnienie domu, do którego nareszcie miała realną szansę powrócić, a wtedy wszystko będzie tak, jak dawniej... Tylko że Jerzy nie odwzajemnił uścisku.

Dziewczyna odsunęła się, zdziwiona, i zobaczyła, że jego twarz jest czerwona od gniewu. Nagle schwycił ją za ramiona, niezbyt delikatnie, i przyciągnął znów z gniewem do siebie.

- Ty głupia... - zasyczał. - Ty głupia dziewczyno, czy ty wiesz, co narobiłaś?!

- Bracie?...

- Tak bardzo ci źle u nas, że wolałaś w tatarską niewolę iść, co?! Ojciec i matka rwą sobie włosy z głowy, ale tobie tylko w to graj, tak?!

- Jerzy, o czym ty mówisz?

Starościc wbił palce w jej ramiona aż do bólu.

- Jesteś najbardziej lekkomyślną, egoistyczną, pustą i rozwydrzoną smarkulą, jaką w życiu widziałem! - wycedził przez zęby.

- Puść mnie - warknęła chłodno Aniela. - Nie wiem, po co tu przyjechałeś, ale jeśli zamierzasz mnie obrażać, to nie chcę cię widzieć.

- Ha! - prychnął Polak gniewnie. - Taką dostaję wdzięczność za to, że dla ciebie przejechałem taki szmat świata? Że kłamałem, ukrywałem swoje nazwisko, udawałem muzułmanina i ryzykowałem życiem?

- Nikt cię o to nie prosił!

- Nasz ojciec prosił! Wiesz, jak cierpi tam, w Ostrogach, wiedząc, że jego dziewczynka usługuje bisurmańcom?

- Nie jestem jego dziewczynką - przypomniała Aniela. - Mój prawdziwy ojciec byłby ze mnie dumny. A teraz zabieraj łapy!

Mierzyli się na spojrzenia jeszcze przez chwilę, po czym Jerzy ustąpił i puścił jej ramiona.

- Nie mogę uwierzyć, że za tobą tęskniłam - zadrwiła dziewczyna, po czym zwróciła się do stojącego obok w milczeniu Zahira. - To jest mój brat, o którym ci mówiłam. Ma ze mną problem, odkąd dołączyłam do rodziny.

- Nie z tobą, tylko z twoim skandalicznym zachowaniem - wtrącił starościc burkliwie.

- A jak znalazł się pan tutaj? - zapytał go książę.

- Przyjechałem zabrać tę głupią smarkulę do domu - wyjaśnił Jerzy i znów zwrócił się do Anieli: - Szykuj się do drogi. Zabieramy się stąd.

- Co? Nie ma opcji. - Pokręciła głową.

- Dlaczego? Odkupuję cię, Anielka, będziesz wolna!

- Nigdzie nie jadę! Książę Zahir potrzebuje mojej pomocy.

- On? - Jerzy ze zdumieniem wskazał na stojącego obok mężczyznę. - Oszalałaś?

- Nie wyjadę, dopóki Salah nie zostanie zrzucony z tronu!

- Ale co cię obchodzi tutejsza polityka? Niech się mahometański pomiot wyżyna pomiędzy sobą, my wracamy do Polski!

- Ten mahometański pomiot ma w sobie więcej godności, niż ty kiedykolwiek miałeś - warknęła Aniela, wskazując na księcia. - Był przy mnie, kiedy go potrzebowałam, opiekował się mną i ocalił mnie od losu nałożnicy, więc ja też go nie porzucę!

- Przecież to czyste szaleństwo!

- Nazwij to jak chcesz, braciszku. Ale wiedz jedno, ja nie zmienię zdania. Jeśli chcesz, żebym wróciła z tobą do Ostrogów, pomożesz mi osadzić Zahira na tronie.

Cofnęła się o krok i oparła o ramię Zahira, który wyglądał, jakby bardzo chciał znaleźć się gdzieś indziej. Tymczasem Tamara chrząknęła i zaproponowała dyplomatycznie:

- Może przejdziemy do salonu?

- Dobrze - odpowiedziała napiętym chórem cała trójka. W ślad za gospodynią podążyli do największego pomieszczenia w mieszkaniu.

Tymczasem Aaron, który nie znał polskiego, pożegnał się szybko i wyszedł. Spełnił swój obywatelski obowiązek, teraz mógł wrócić do interesów.

Wyszedłszy z domu Kowalewskich, odetchnął świeżym powietrzem i ruszył wesoło w stronę swojego zakładu. Udało mu się zbić fortunę na pożyczce udzielonej jakiemuś głupiemu tatarskiemu handlarzowi, który chciał z niej opłacić lepsze miejsce na głównym bazarze, i teraz musiał dobrze się zastanowić nad rozdysponowaniem tych pieniędzy.

Nie było nic przyjemniejszego niż patriotyczne działania, które przy tym wypychały portfel.

***

Malik Khouri siedział na brzegu stawu, odwrócony tyłem do księżniczki, a gromada kaczek kotłująca się u jego stóp zdradzała, że chwilę temu wrzucił do wody okruszki chleba. Jakoż i rzeczywiście obok jego ręki leżał kawałek pieczywa o poszarpanych brzegach.

Rasha podeszła do niego bezszelestnie. Pierwsza Hiena siedział pochylony, niby bezwładny, jakby drzemał. Nie mógł jej słyszeć ani widzieć, a mimo to wyczuł jakoś jej obecność, ponieważ wyprostował się i zaczął mówić, nie obracając ku niej głowy:

- Wiele lat temu byłem dyplomatą na dworze emira Jafara, a później u jego syna, emira Aladdina. Byłem bogaty, wpływowy i wszyscy mi zazdrościli. Nestorowie dobrych rodów uważali mnie za najlepszą partię dla swoich córek.

- Dlaczego mi to mówisz? - zapytała chłodno Rasha. Nie przyszła tu, żeby się roztkliwiać nad przeszłością swojego dowódcy.

- Ale ja mógłbym bez mrugnięcia okiem oddać wszystkie te bogactwa i zaszczyty za tę jedną rzecz, której nie miałem - ciągnął Khouri, nie zwracając na nią uwagi. - Chodzi o rodzinę. Przez moje łoże przewinęło się ze dwadzieścia kobiet, ale żadna nie zaszła w ciążę. W końcu zrozumiałem, że to ja jestem powodem. Rozwiodłem się ze wszystkimi żonami, żeby ich łona nie przekwitły u boku bezpłodnego starca, i odsprzedałem nałożnice. W końcu musiałem przyjąć do wiadomości, że w moim życiu nigdy już nie będzie śmiechu dziecka i uścisków małych rączek.

- Czemu się tym ze mną dzielisz?

- Mój los się odmienił, kiedy miałem czterdzieści osiem lat. Pożar strawił willę mojego sąsiada. Zginęli wszyscy oprócz jego sześcioletniej córeczki, Randy. W ogniu przepadł ich cały majątek, a nie mieli innych krewnych, więc... dziewczynka została sama. I nikt nie chciał się nią zaopiekować. Przygarnąłem ją i stałem się dla niej ojcem i matką, a ona dla mnie najdroższym skarbem. Wreszcie miałem dziecko, choć nie z mojego ciała poczęte, ale moje i najkochańsze.

- Malik...

- Trzymałem ją z dala od okrucieństw świata. Przychodzili do mnie qayidowie, dygnitarze, prosić o jej rękę, ale ja wszystkich odprawiałem z kwitkiem, bo bez mojej córeczki życie nie miałoby dla mnie sensu. W końcu dorosła i stała się powabną młodą kobietą... Miała osiemnaście lat, kiedy przyszła do mnie i powiedziała, że jest zakochana. Że prosi, abym jej pozwolił opuścić dom i nie wyrzucał jej ukochanego za drzwi, jak to robiłem z innymi zalotnikami. Cóż miałem zrobić? Choć serce mi pękało, jej szczęście postawiłem na pierwszym miejscu i oddałem ją, chociaż chłop, którego mi przyprowadziła, był prostym żołnierzem bez tytułów...

- Wtedy się zdobywałeś na ludzkie gesty, a teraz? - prychnęła księżniczka, siadając obok niego. Khouri wbijał pozbawione wyrazu spojrzenie w odpływające kaczki i nadal zdawał się ją ignorować. - Posłuchaj...

- Potem wybuchła wojna - przerwał jej. - Nakhla najechała na Wahah od północy. Wysłano mnie, abym doprowadził do jak najszybszego zawarcia pokoju. Nie udało mi się i mąż mojej córki został wysłany na front razem z innymi żołnierzami. Randa była wtedy w ciąży... Kiedy przywieźli nam wieści o jego śmierci, poroniła. Podczas krwawienia wdało się zakażenie i tydzień później i ją musiałem pochować.

Rasha zacisnęła zęby. Zamierzała wyrzucić swojemu dowódcy, że ją wykorzystał i oszukał, a zamiast tego zaczęła czuć do niego współczucie.

- Wtedy porzuciłem swoją karierę dyplomatyczną - kontynuował Malik. - Pragnąłem zemsty. Stworzyłem Krwawe Hieny, żeby pomścić moją rodzinę. Moją córkę, zięcia i wnuczkę, która nie zdążyła się narodzić. Ale w głębi duszy nadal szukałem czegoś, a raczej kogoś, kto zapchałby te dziurę. I wtedy na świecie pojawiła się księżniczka Halima! Takie pocieszne, słodkie dziecko, a jej ojciec nie miał dla niej czasu... Odchowałem ją, odkołysałem na kolanach i umiłowałem, widząc w niej moją nienarodzoną wnusię. A potem ją straciłem.

Malik zacisnął powieki i wyrwał z podłoża kępę trawy, aż mu palce zbielały od ściskania źdźbeł.

- Musiałem ją tam zostawić - syknął. - W tym pałacu, gdzie każdy widział w niej narzędzie do wykorzystania. Gdzie zrobiono z niej marionetkę polityków i obarczono ją, małą dziewczynkę, odpowiedzialnością, jaką powinien był dźwigać jej tchórzliwy ojciec. I tam zginęła!

Otworzył wreszcie oczy i spojrzał na Rashę, a jego wzrok był tak straszny, że dziewczyna omal nie zerwała się i nie uciekła. Oddychała szybko, serce tłukło jej się w piersi, zaś twarz pokryła się bladością i kropelkami potu.

- Potem spotkałem ciebie - wyszeptał mężczyzna z niespodziewaną ckliwością i łagodnością. - Moją trzecią szansę... I przyrzekłem sobie, że tobie już nie pozwolę umrzeć. Randę i Halimę traktowałem jak rzadkie kwiaty, które trzeba co dzień pielęgnować i chronić od złego. I gdzie je to zawiodło? Stracona młodość, zniszczone marzenia... Przyrzekłem sobie, że z tobą tego błędu nie popełnię. Dlatego nauczyłem cię walczyć. Wpychałem cię w sam środek najgorszego zła, żebyś od samego początku życia wiedziała, jak mu się przeciwstawić. Traktowałem jak żołnierza, a nie wnuczkę, żeby nie popełnić błędów w osądzie i nie wypuścić cię spod swoich skrzydeł słodką i bezbronną.

- Nie wiedziałam... - W oczach Rashy pojawiło się pełne bólu zrozumienie, ale Malik uniósł rękę na znak, by zamilkła.

- Czyniąc tak, zachowałem twoje życie, ale straciłem twoją miłość - powiedział. - I któż by się dziwił? Sam bym znienawidził kogoś, kto udawał dobrego dziadka, a potem zachował się jak apodyktyczny generał. Przyszłaś tu, żeby mi to powiedzieć.

- Tak, ale zmieniłam zdanie!

- Księżniczko, ja nigdy nie będę twoim kochanym dziadziusiem. - Khouri wstał i przygładził szatę. - Nie oczekuję, że mi wybaczysz, bo ja nie zamierzam przepraszać ani się zmieniać. Jesteś moim żołnierzem i nikim więcej. Jeśli się rozczulę, zginiesz. Nie zmuszaj się do miłości do kogoś, kto nie może być dobry dla ciebie.

Odwrócił się i wyszedł na ścieżkę prowadzącą z ogrodów z powrotem do budynków Słowiczego Pałacu.

- Po prostu nie było mi pisane posiadać wnuczki - rzucił na odchodnym, nie oglądając się przez ramię.

Rasha obejrzała się za nim smutno. Zaplanowała tę rozmowę dokładnie, co do joty, a nie udało jej się nawet wygłosić jednej z przygotowanych wypowiedzi. Malik zawsze pozostawał pełen niespodzianek...

Jej wzrok mimowolnie padł na kawałek pieczywa, który wciąż leżał na trawie, pozostawiony przez Pierwszą Hienę. Spojrzała na wodę; duży, pstrokaty kaczor podpłynął blisko i patrzył na nią śmiało swoimi szeroko otwartymi, brązowymi, proszącymi oczami. Za nim pluskało się kilka żółtawych kaczątek.

***

W salonie czekało dwóch mężczyzn, rozpartych w fotelach i pogrążonych w niefrasobliwej rozmowie w języku ukraińskim. Na widok wchodzącej Anieli zdębieli, a po chwili zerwali się i zaczęli przekrzykiwać jeden drugiego:

- Aniela!

- Skąd się tu wzięłaś?

- Co tu robisz?

- Jak to możliwe?

- Jak nas znalazłaś?

- Gdzie ty byłaś?

- Żebyś ty wiedziała...!

- No nie uwierzysz...!

- CISZA!!! - ryknął wreszcie Jerzy, widząc, że jego siostra chwyta się za głowę, próbując naraz przetworzyć tyle pytań i informacji. - Nie zabijcie mi jej, jak się już znalazła! Pojedynczo!

Pierwszego Aniela rozpoznała Aloszę. Gula podeszła jej do gardła na jego widok. Twarz, niegdyś taką piękną, szpeciły mu liczne blizny, do tego miał rozkołysany krok i niepewne ręce alkoholika. Głowę jednak nadal wieńczyła ta znajoma strzecha złotych włosów, a po bokach złamanego nosa świeciły się jasno niebieskie tęczówki.

- Co tu robisz? - zapytała słabo.

- Ratuję cię, nie widać? - zapytał Kozak, rozkładając ramiona, jakby czekał na przytulenie. - To ja cię powinienem zapytać, co tu robisz. Miałaś się ukrywać gdzieś na pustyni razem z jakimś księciem-mordercą.

- Nie jestem mordercą i nigdy się nie ukrywałem - odezwał się Zahir czystą polszczyzną, przez co obaj mężczyzni zamarli spojrzeli na niego wytrzeszczonymi oczami. Aniela spojrzała na drugiego z nich; spodziewała się zauważyć Kazika, najbliższego z przyjaciół Jerzego, ale to był inny z jego towarzyszy. Z trudem przypomniała sobie, że miał na imię Radek.

- Chwila, chwila, to ten książę? - zapytał nagle Alosza. - Co tu się dzieje?! I dlaczego ty, bisurmańcu, po polsku mówisz?!

Zahir puścił tę obelgę mimo uszu.

- Ja i wasza przyjaciółka zostaliśmy oskarżeni o zbrodnię - powiedział. - Ponieważ ona widziała prawdę na własne oczy, wziąłem ją ze sobą na wyprawę do Nakhli, sąsiedniego kraju, by poprosić o wsparcie. Władca tego kraju żył w szczerej przyjaźni z moim zmarłym ojcem.

- To nie jest odpowiedź na żadne z moich pytań!

- Rozejrzyj się, idioto! - krzyknęła Aniela. - Gdzie jesteś?

- W Fajr - odparł zdumiony Alosza.

- Konkretnie!

- W domu państwa Kowalewskich.

- A kim jest pan Kowalewski?

- Bankierem?...

- I nauczycielem - wyjaśniła. - Teraz wiesz, skąd Zahir zna polski?

Alosza pokiwał głową ze zrozumieniem.

- No ale co robi tutaj?

Aniela wytrzeszczyła oczy i załamała ręce.

- I to będziesz wiedział, jak się zastanowisz, gdzie jesteś! - warknęła.

- To już wiem, u Kowalewskich!

- Co to za miejsce?

- ...dzielnica mizrahijskia?

- Nie, kapuściany głąbie, to jedyne miejsce w Fajr, gdzie książę Zahir jest bezpieczny. Kiepski byłby z niego władca, jakby wezwał pomoc i ludzi do walki o niego, a potem krył się gdzieś na uboczu, nieprawdaż? Więc wrócił do stolicy, a tu potrzebował bazy.

- Brzmisz, jakbyś się nieźle zaangażowała - zauważył Radek.

- Bo się zaangażowałam. - Aniela westchnęła, świadoma, że czekają ją kolejne tłumaczenia. - Słuchajcie... Wiem, że przyjechaliście po mnie, i jestem wam bardzo wdzięczna, ale ja stąd nie wyjadę, póki Zahir nie zostanie emirem.

- Dlaczego ci zależy? Przecież to nie twoja sprawa.

- Nie moja, ale... Już poznałam tych ludzi. Obecny emir jest psycholem i trzeba go zniszczyć. Zamordował własnego ojca, wrobił nas i planuje czystki etniczne. Do tego jest hutliwy i okrutny dla swoich kobiet.

- Opisałaś typowego bisurmańca. - Alosza wzruszył ramionami. Następnie wskazał na Zahira i zapytał: - Czym się ten od innych różni?

Aniela chciała odpowiedzieć, ale książę zareagował jako pierwszy. Trzema krokami pokonał odległość dzielącą go od Kozaka i z całej siły uderzył go otwartą dłonią w policzek. Alosza był tak zaskoczony, że nawet się nie uchylił; cofnął się po ciosie o krok, potrząsnął głową i wrzasnął:

- Aua! Co z tobą, zaprzańcu?!

- Co jak co, ale instynkt książątko ma dobry, a łapę ciężką - skwitował stojący wciąż w drzwiach Jerzy. - Proszę się nie hamować, wasza wysokość! Tego draba nigdy się dostatecznie mocno nie zbije.

- No wiesz co! - wymamrotał Kozak, macając się po szczęce. Aniela wbrew sobie poczuła ukłucie w brzuchu, widząc, jak ktoś sprawia mu ból. - To ja tu przyjeżdżam ratować twoją siostrzyczkę, a ty...

- Przyjechałeś, bo cię wykupiłem z więzienia i zaciągnąłem tu wbrew woli, tchórzu - wszedł mu w słowo starościc. - I jeszcze obiecałem, że jak się Anielka razem ze mną znajdzie z powrotem bezpieczna w Ostrogach, to dostaniesz nagrodę.

Kłucie w brzuchu ustało. Aniela zezłościła się sama na siebie, że znów dała się nabrać na tego człowieka. Już myślała, że tu przyjechał, bo mu zależało...

- Co za podły szczur - syknął Zahir. - Jak śmiesz uważać wszystkich wyznawców Allaha za podobnych do mojego brata! Wszędzie, w każdej religii znajdą się potwory! Ale to nie znaczy, że wszyscy tacy jesteśmy!

- Książę Zahir jest otwarty na inne kultury, dlatego zna polski - wtrąciła dziewczyna. - Poza tym ma dobre serce. Choć jest muzułmaninem, nigdy mnie nie tknął i traktuje mnie jak przyjaciółkę. - Zająknęła się przy tym ostatnim słowie, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.

- No ale nadal jest heretykiem - mruknął Radek. - Czemu chcesz mu pomagać?

- Jest dobrym człowiekiem. On mi zawsze pomagał. Poza tym... - Zamilkła i uciekła wzrokiem, jakby żałując, że zaczęła nowy temat, nie zamierzając go kończyć.

- Poza tym? - ponaglił ją Radek.

- Poza tym nie byłam jedyną niewolnicą, która została tu sprzedana przez tego psychola Hassana. Jeśli teraz z wami ucieknę, uwolnię się tylko ja. A w tym Pałacu jest mnóstwo dziewczyn, które czekają na wolność tak samo jak ja.

- Nadia - mruknął Radek. - Nikita bardzo chciał ją uwolnić.

- Na przykład Nadia - przytaknęła Aniela. - Ale przede wszystkim Ksenia, dziewczyna, którą Salah uwięził w swoim haremie.

- Zaraz... - Alosza zmarszczył brwi, przeszukując swoje wspomnienia z ostatnich dni. - Emirowa Naval?

- Zgadza się, takie imię przyjęła. Zmuszono ją do przejścia na islam.

- To ona nie potrzebuje uwalniania - prychnął Kozak. - Wkradła się emirowi do łóżka jak żmija i teraz się rządzi. Nie chce nawet widzieć dawnych koleżanek.

Aniela zamrugała oczami, zdumiona. To nie pasowało do dziewczyny, którą znała pod imieniem Ksenia.

- Od kogo to wiesz? - spytała.

- Od Jewdokii. Znaczy, Saby.

Dziewczyna cmoknęła i pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Okropna zdzira - mruknęła. - Pewnie ona i jej koleżaneczki zazdroszczą Kseni, że została ulubienicą Salaha. Ale ona tego nie chce.

- To czemu wyszła za niego za mąż? - zapytał cicho Jerzy.

- Poślubił ją?! - krzyknął zdumiony Zahir. - W jaką grę on gra? Nigdy by się na coś takiego nie zdobył, ślub z Saqalibą...

- Tak, największa hańba - prychnął Jerzy sarkastycznie. Książę poczerwieniał na twarzy i uciekł wzrokiem.

- Po mieście chodzą słuchy, że emir stracił dla niej zmysły - odezwała się niebiorąca dotychczas udziału w rozmowie Tamara. - Ponoć zaprosił biedaków na ucztę weselną, bo nikt z dostojników nie chciał przyjść. Jest zakochany po same uszy.

- Biedna Ksenia... - wyszeptała Aniela.

- Nietypowe - mruknął Zahir, chodząc po izbie. - Może to ta pomyłka z jego strony, na jaką czekaliśmy.

W tym momencie rozmowę przerwało im wtargnięcie Sary. Aniela spojrzała na nią i wygięła brwi w górę ze zdumienia, widząc jej słowiańskie rysy i szmaragdowoniebieskie oczy. Nie uszło jej uwadze, z jaką kurtuazją Jerzy przepuścił ją w drzwiach.

- Ach, Saro, miło cię tu wreszcie widzieć - przywitała ją matka. - Mamy gości.

Sara zmarszczyła nos i poruszyła żywiołowo rękami. Aniela pożałowała, że nie zna języka migowego.

- Przyjechał do nas książę Zahir ze swoją niewolnicą, żeby się ukryć - odpowiedziała jej Tamara, wskazując na księcia. Ten uśmiechnął się i podszedł do Sary, wyciągając do niej rękę.

- Wiele o tobie słyszałem - powiedział, choć nie do końca szczerze. - Miło mi wreszcie poznać córkę mojego ukochanego nauczyciela!

Panna Kowalewska spojrzała na twarz Zahira, następnie na wyciągniętą ku niej rękę, po czym zbladła jak płótno i uciekła z pomieszczenia. Jej kroki zadudniły na schodach, a następnie rozległ się trzask zamykanych drzwi do sypialni. Książę powoli opuścił rękę i zerknął ze skruchą na Tamarę.

- Zrobiłem coś nie tak?

- Po prostu się zawstydziła - westchnęła matka z zażenowaniem. - Już ja jej nagadam za to zachowanie...

- Ależ proszę jej odpuścić - poprosił Zahir. - To nie jej wina, że zjawiłem się tak niespodziewanie. Czy mógłbym się zobaczyć z moim bratem?

- Oczywiście! - Tamara ukłoniła się przed nim. - Proszę za mną. Zaprowadzę cię, Effendi, do naszej gościnnej sypialni. Tam leży książę Karim.

Wyszła następnie z salonu, a za nią Zahir. Aniela chciała iść razem z nimi, lecz książę powstrzymał ją ręką i szepnął po arabsku, by nie zrozumieli jej przybysze z Rzeczypospolitej:

- Ty zostaniesz, Anielo.

- Czemu?

- Boję się, że twój temperament zdradzi Karimowi, że znamy prawdę o nim.

Dziewczyna cofnęła się o krok, oburzona.

- Nie ufasz mi? - szepnęła.

- Nie ufam. - Zahir śmiało popatrzył jej w oczy. - I nie mów mi, że nie mam powodów.

Uciekła wzrokiem. Książę miał rację, ale nadal czuła się dotknięta.

- Nie idź za mną - dodał, po czym zniknął w ślad za Tamarą w korytarzu. Tymczasem Aniela wycofała się z kwaśną miną do salonu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro