LXXI. Przeklęte Fajr

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Saro, powinnaś się przespać - westchnęła Tamara, widząc córkę sprzątającą w salonie, gdzie Jerzy spał rozwalony na kanapie. - Całą noc siedziałaś przy Anieli. Odpocznij.

Sara podniosła na nią przekrwione oczy. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że czuje się dobrze, ale ze zmęczenia aż się zatoczyła i padła prosto w jej ramiona. Gospodyni łagodnie, aczkolwiek stanowczo zaprowadziła ją do rozłożonego fotela i usadziła na jego skraju.

- Kładź się - poleciła. - Ja tu zrobię porządek.

Dziewczyna niemrawo pokiwała głową. W głowie jej huczało, a oczy same się zamykały. Jak przez mgłę zanotowała, że przewróciła się na plecy, a matka nakryła ją kocem. Zaraz potem zapadła w głęboki sen.

Kiedy się obudziła, było już popołudnie, ale Jerzy nadal znajdował się na kanapie. Teraz już nie spał, zamiast tego siedział w rozkroku i wbijał w nią przepełnione ohydną czułością spojrzenie.

- Czuwałem nad tobą - powiedział, potwierdzając jej obawy. Fakt, że ktoś wpatrywał się w nią tak, kiedy spała, wydał jej się nie tylko nieprzyjemny, ale wręcz przerażający. - Dziękuję ci za to, że opiekujesz się moją siostrą. To wiele dla mnie znaczy.

Sara machinalnie pokiwała głową. Gdyby mogła, bardzo chętnie przekazałaby temu butnemu facetowi, że robiła to wyłącznie dla Anieli, a nie dla niego. No i może dla księcia Zahira, któremu ewidentnie zależało na rudej niewolnicy.

Jerzy uśmiechnął się słodko, najwyraźniej biorąc kiwnięcie głowy za przyjęcie podziękowań.

- Chciałbym się jakoś odwdzięczyć - rzucił, gdy ona wstawała i się przeciągała. - Dasz mi się gdzieś zaprosić? Spacer, piknik... Jeśli dostanę na targu odpowiednie składniki, mogę dla ciebie przygotować prawdziwie polskie jedzenie, żebyś poznała kulturę, z której pochodzisz.

"Nie pochodzę z twojej obślizgłej kultury, to tu jest mój dom" - pomyślała. Nie miała jak się z nim porozumieć, więc po prostu zgromiła go spojrzeniem i pokręciła głową.

- Na pewno? Wiem, że masz mało czasu, bo musisz zajmować się ojcem, Karimem i teraz jeszcze Anielą, ale przecież jeden spacer chyba ci nie zaszkodzi?

Znów pokręciła głową i ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. Jerzy zastąpił jej drogę i chcwycił ją za ramię.

- Nie daj się prosić! - zawołał. - Tylko spacerek, nic więcej...

Z całej siły wyrwała rękę z jego uścisku i popchnęła go, by nie zastawiał jej wyjścia. Jerzy był tak zaskoczony, że nie stawiał oporu i pozwolił jej wybiec z salonu. Kiedy całkiem zniknęła z jego oczu, usiadł z powrotem na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Zdziwił się niepomiernie, gdy poczuł szczypanie łez pod powiekami.

Ostrożnie, z niejaką obawą poddał analizie swoje odczucia i emocje. A jednak stało się to, do czego obiecywał samemu sobie nie dopuścić - niema złodziejka z bisurmańskiego kraju, córka przechrzty i żydówki, zakradła się i zagnieździła w jego sercu. Był zakochany.

***

W Fajr nastał ponury, szarofioletowy wieczór, a słońce schowało się za horyzont w smutnej aureoli zgniłej zieleni i żółci, skąpiąc ludzkim oczom krwawej uczty. Od przyjazdu Salaha wraz z Naval do Słowiczego Pałacu minęło już ładnych parę dni. Zmierzająca w stronę miasta, chaotycznie rozłożona grupa zbrojnych bodziła po pierś w granatowych mrokach nadciągającej nocy.

Salah siedział w swojej komnacie i przeglądał dokumenty wydane i podpisane pod jego nieobecność, kiedy nagle został wezwany - garnizon Fajr, wyslany przed ponad miesiącem za zbiegłymi książętami, wrócił do domu. Był o połowę mniej liczy i aż na kilometry cuchnęło od niego niskim morale.

Wojsko prowadził Al-Hilli. Wśród podążających za nim żołnierzy nie było widać Yusufa Fadela. Na samym końcu za to wlokło się kilku funkcjonariuszy Najwyższej Straży, tej, która została pod wodzą Ahmeda wysłana za zbiegami, a wyginęła prawie cała w Almutahar. Po tej klęsce na rozkaz Salaha odtworzono formację, by strzegła pałacu, poświęcając na to jeden z rezerwowych kontyngentów wojskowych. Garstka starych funkcjonariuszy mogła spróbować się do nich dostać, ale musieliby zaczynać od nowa, od szeregowego.

Salah obejrzał wojsko, po czym podszedł do tropiciela, który stał na boku i wyglądał, jakby gryzł się z myślami.

- Chyba tylko tobie mogę ufać z całej tej bandy patałachów, Rahim - powiedział. - Opowiedz mi dokładnie o wszystkim, co się działo.

- Na rozkaz, Effendi. - Al-Hilli ukłonił się. - Ale musisz o czymś wiedzieć. Mówię to z przykrością, bo zdradzam przez to swoich przyjaciół, ale państwo jest dla mnie najważniejsze.

- Co takiego, Rahim?

- Ahmed Hariri nadal żyje, panie. Yusuf ukrył przede mną rozkaz, by go aresztować, i zamiast tego ciągał go za sobą po bitwach, żeby w razie ujęcia Zahira przepisać na niego zasługę i pomóc mu się zrehabilitować. Jakkolwiek zamiar był szlachetny, sprzeciwił się w ten sposób rozkazom, poza tym kiedy jego plan zawiódł, dalej go chronił i postanowił razem z nim zdezerterować i uciec na pustynię, mnie pozostawiając wojsko.

Salah zacisnął pięści i ryknął z gniewu. Nienawidził nieposłuszeństwa. Wcześniej zamierzał Haririego tylko nastraszyć, a Yusufa zdegradować, ale teraz uznał, że obaj zasłużyli na śmierć.

- Wyślę za nimi listy gończe - warknął. - Gołębie zaniosą je do wszystkich miast w Fajr. Gdziekolwiek się zaszyli, długo nie pożyją. Wyznaczę za nich taką nagrodę, że...

Zaczął odchodzić, ale Rahim pospieszył za nim, wołając.

- Jest jeszcze jedna rzecz, Effendi! Przywiozłem do Fajr niewolnicę. Mi ona niepotrzebna, ale w pałacu służby nigdy nie za wiele. Obiecałem, że się nią zaopiekuję.

Salah westchnął i przystanął.

- Dawaj ją - polecił.

Chwilę później z taborów została przyprowadzona Fatma. Jej smukłe cialo tkwiło w poszarpanej, płowej szacie, a bose nogi pokrywała siateczka skaleczeń, lecz wszystko nadrabiała urodziwa twarz i długie po pas, gęste, proste, niczym nie zakryte włosy w kolorze hebanu.

- Całkiem ładna - ocenił emir i przesunął palcem po jej podbródku. Fatma cofnęła się o krok z przerażeniem. - No dobrze, zaprowadźcie ją do łaźni.

- Na posługę, nie na nałożnicę, panie - wtrącił się Rahim. - Złożyłem obietnicę, że jej cnota zostanie oszczędzona. Nie mogę ją oddać na nałożnicę.

Mina Salaha zrzedła, ale wzruszył ramionami i powiedział:

- No dobrze, to na posługę. Idź do skrzydła służbowego, dziecino. Tam dostaniesz nowe ciuchy i przydział.

Fatma ukłoniła się i odeszła na drżących nogach. Tymczasem Al-Hilli skierował się do koszar, a Salah - do wieży z gołębnikiem. Musiał natychmiast wystawić listy gończe.

***

Zahir, Alosza i Radek zatrzymali się w znacznej odległości od miasta, czekając, aż ulice pochłoną ostatnie wozy taborów podążających za kolumną zbrojnych. Książę roześmiał się, kiedy się zorientował, że przyszło mu wracać z Domu Róż do Fajr tego samego dnia, którego wróciło do niego wojsko od półtora miesiąca bezskutecznie próbujące go złapać. Odczekał, aż przemarsz się skończy, i gdy żołnierze zniknęli w medynie, wraz z pozostałymi dwoma towarzyszami pospieszył wielbłąda, kierując się do dzielnicy mizrahijskiej.

Zakołatał do drzwi, ale nikt mu nie odpowiedział. Kiedy po kilku kolejnych kołataniach wciąż nie otrzymał odpowiedzi, nacisnął klamkę i delikatnie popchnął drzwi. Zaniepokoił się nie na żarty, gdy okazały się otwarte, a sień za nimi - pusta.

- Halo? - zawołał, wchodząc do środka, i rozejrzał się. Meble stały w takim samym stanie i układzie, co kiedy wyjeżdżał, i były perfekcyjnie wysprzątane.

- Nie ma śladów walki - mruknął Radek, wślizgując się za nim.

- Nie mogli też odejść ani zniknąć, bo kto by tu wtedy sprzątał? - dodał Zahir.

Zagadka rozwiązała się sekundę później, gdy na schodach rozległ się tupot biegnących stóp i do sieni wkroczyła zdyszana i zaczerwieniona na twarzy Tamara.

- Panie! - Uklęknęła przed księciem. - Proszę, wybacz, że nie zostałeś przyjęty, jak na to zasługujesz...

Urwała, gdy Zahir niespodziewanie chwycił ją za łokcie i podniósł do pionu.

- Nie mam wam czego wybaczać - powiedział, patrząc jej w oczy. - I niech pani przede mną nie klęka. Wiele pani zawdzięczam, pokłony są niepotrzebne, kiedy każdego dnia dostaje dowody wierności w postaci posiłków i dachu nad głową.

Tamara uciekła wzrokiem, speszona. Książę zaś mówił dalej:

- Nie udało nam się pojmać Salaha, ale za to spotkałem delegację Warda Al-Sahra i być może udało mi się zapewnić ich poparcie.

- To bardzo dobrze, mój panie - wykrztusiła gospodyni.

- A teraz chciałbym zobaczyć się z moją niewolnicą, ostatnio obiecałem jej rozmowę. Właściwie, to gdzie są wszyscy?

- W twoim pokoju, Effendi. - Tamara wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. - Pokornie proszę o wybaczenie, ale użyliśmy twojego łóżka...

- Ono przecież nie jest moje, tylko panienki Sary. Wasze prawo go używać. Ale czy stało się coś złego?

- Stało się, panie. Twoja niewolnica...

Głos uwiązł kobiecie w gardle, a Zahir pobladł jak prześcieradło. Bez słowa wyminął ją i popędził na górę, a zaraz za nim nie mniej zaniepokojony Alosza. Wpadłszy do sypialni jak burza, książę zatrzymał się zaraz na progu, uderzony widokiem prosto z koszmarów - jego ukochana kobieta, spocona i blada, leżała w skołtunionej pościeli z zaciśniętymi oczami, wstrząsana dreszczami, po prawej stronie siedziała Sara i ocierała jej czoło zimną chustą, zaś po lewej Jerzy mieszał w czarce jakiś parujący ziołowy wywar.

Alosza, który nie spodziewał się tak raptownego zatrzymania Zahira, nie zdążył wyhamować i wpadł na niego, przez co oboje wtoczyli się do pomieszczenia. Kozak rzucił okiem na gorączkującą Anielę i z krzykiem chwycił się za głowę.

- Co się stało?! - jęknął przeraźliwie.

- Zimnica - odparł Jerzy, ledwo poruszając zmartwiałymi wargami. - Trzeci atak. Te zioła są jej ostatnią nadzieją.

Zimnica, powtórzył w myślach Zahir. Choroba, na którą nie było leku, gorączka z bagien, która każdego roku zabierała setki, albo i tysiące osób. Nawet tu, na terenach pustynnych, znano jej zabójczą siłę i drżano na samo wspomnienie. Podczas gdy Alosza rzucił się na kolana i rwał sobie włosy z głowy, biadoląc nad losem "Anielki", on stał w bezruchu i kierował przed siebie mętne, niewidzące spojrzenie. Stał tak długo, bez słowa, aż wreszcie poczuł na ramieniu dotyk miękkiej dłoni - gdy powoli przekręcił głowę w jej stronę, ujrzał szmaragdowe oczy Sary, wpatrujące się w niego ze współczuciem i zrozumieniem. W ich kącikach dało się zauważyć zalążki łez.

Książę wypuścił powietrze z płuc i zaczął drżeć na całym ciele. Postąpił krok w stronę łóżka, potem drugi. Jego nogi zdawały się do niego nie należeć, ale i tak go niosły, skołowanego, w stronę gorączkującej dziewczyny. Widząc wyraz jego twarzy, Sara chwyciła Aloszę pod ramię i niezbyt delikatnie wyprowadziła go z pomieszczenia. Wyprosiła następnie Jerzego, a kiedy Zahir siadł przy łóżku, podała mu do jednej ręki czarkę z naparem dla Anieli, a do drugiej mokrą chustę. Misę ze świeżą zimną wodą położyła u jego stóp. Chciała go na migi poinstruować, co ma robić, ale książę skinął głową, dając znak, że wie - następnie wyszła z pokoju i cicho zamknęła drzwi. Zahir został sam z Anielą.

Dygoczącą ręką przysunął zwilżoną chustę do jej czoła i otarł je z szybko powstających kropel potu. Ręce również zdawały się do niego nie należeć - w ogóle czuł się tu obcy, w tym ciele, miejscu, życiu. Jeszcze tak niedawno widział ją żywiołową i uśmiechniętą. Obiecał jej, że porozmawia z nią szczerze i otwarcie o uczuciach, kiedy wróci z Domu Róż. A teraz ona... umierała?

Nawet się nie zorientował, kiedy zaczął szybciej oddychać, a jego serce przyspieszyło biegu. Przed oczami stanęły mu mroczki, mokra chusta wypadła z ręki. Zacisnął palce na ramieniu dziewczyny i wyszeptał przez zaciśnięte gardło:

- Anielo, proszę, obudź się. - Rzuciła się mocniej, ale nie odpowiedziała. - Anielo! Anielo, błagam!

Zaniosła się straszliwym, głębokim kaszlem. Każde kolejne kaszlnięcie wydzierało coraz większe dziury w sercu i duszy księcia. Straszliwe zrozumienie skradało się na palcach do jego świadomości, a w piersi powoli narastał szloch. Kiedy przestała kaszleć, miał już całą twarz mokrą od łez i, łkając bez opamiętania, wtulił głowę w jej pierś.

- Aniela... - mamrotał przez łzy. - Anielko moja... Co ja zrobiłem...

Wtem, w jego włosach zanurzyły się delikatne, słabe palce.

- Zahir... - odezwał się schrypnięty głosik. - Zahir...

Książę podniósł głowę. Oczy Anieli lśniły z gorączki i miały ogromne, rozszerzone źrenice, ale były otwarte, a ona - przytomna. Zahir natychmiast się wyprostował i przystawił do jej ust czarkę z naparem.

- Wypij to - powiedział ze ściśniętym gardłem. - Będziesz zdrowa.

Zakrztusiła się, ale to był już zwykły, codzienny kaszel, a nie ten rozdzierający, z samych oskrzeli, jaki wstrząsał nią wcześniej. Książę odjął czarkę od jej ust i odstawił ją na blat szafki nocnej.

- Wszystko będzie dobrze, moja kochana. Już cię tutaj nie zostawię - obiecał. Ona jednak patrzyła na niego mętnie, jakby go z trudem rozpoznawała.

- Zahir - wyszeptała znowu. - Gdzie jest Zahir?

- Jestem tutaj! - Ścisnął jej rękę. - Tutaj, Anielo! To ja!

- Nie chcę umierać bez niego... Kocham go. - Jej oczy znów skryły się pod powiekami, a ciało zwiotczało. - Ale czemu mnie zostawił?

- Aniela, ja jestem przy tobie! Jestem! - Obsypał jej dłoń pocałunkami, ale ona już się nie odezwała. Pogrążyła się ponownie w dziwnym stanie nieświadomości, a na jej twarz wystąpiła kolejna fala potu.

Książę ujął ponownie chustę i ułożył ją na głowie dziewczyny. Drgnęła, lecz już się nie ocknęła.

- Wyzdrowiejesz, Anielko - mruknął z determinacją. - Nie pozwolę ci umrzeć.

***

- Hayfa! Stęskniłam się - powiedziała z uśmiechem Sabina, po czym zwróciła się do służącej: - Fatmo, przynieś nam kawy. Trzeba się rozbudzić.

Fatma pochyliła głowę i cichutko zeszła z tarasu. Minęły trzy dni, odkąd znalazła się w pałacu, i choć jeszcze nie potrafiła całkowicie wypełniać wszystkich obowiązków pokojowej, jakie jej przydzielono, dzięki swojej sumienności i uległości nie sprawiała żadnych problemów. Sabina odprowadziła ją wzrokiem, po czym siadła na poduszce na wprost Hayfy. Stolik, przy którym siadły, znajdował się tuż obok barierki. Taras wychodził na wschód, dzięki czemu teraz spomiędzy murowanych sztachet można było obserwować piękny, złocisty wschód słońca.

- Teraz, kiedy Salah wrócił, muszę trochę bardziej uważać ze spotkaniami z wami - kontynuowała. - Nie byłoby dobrze, jakby ktoś widział mnie wchodzącą do komnat służby.

- Dlatego wezwałaś mnie tutaj - dokończyła Hayfa. W przeciwieństwie do swojej tryskającej energią rozmówczyni była zmęczona i niemrawa, wyczerpana obowiązkami pomywaczki. - Czy zdarzyło się coś ważnego?

- Czy musi się zdarzyć coś ważnego, żeby zaprosić przyjaciółkę? - Sabina zaśmiała się. W ostatnim czasie mocno zbliżyła się do Hayfy. W następnej chwili jednak spoważniała. - Ale tak, zdarzyło się coś ważnego. Możemy mieć problem.

- Już mamy ich bardzo dużo, co tym razem?

Sabina westchnęła ciężko i przyłożyła rękę do brzucha.

- Krwawienie miało przyjść dwa tygodnie temu - powiedziała z goryczą. - Jeszcze nie dałam się przebadać, ale...

- Jesteś w ciąży - stwierdziła Hayfa współczująco. - Z Salahem...

- Najwyraźniej. Zahir lepiej niech się pospieszy z tym odzyskiwaniem tronu, bo zbyt długo nie będę mogła tego ukrywać. A kiedy świat się dowie, że Salah ma następcę, jego wartość jako emira wzrośnie. Stare sojusze Zahira mogą się rozpaść.

Hayfa zakryła dłonią usta i spuściła pełne żalu oczy.

- Musimy to omówić całą piątką - zdecydowała. - Ja, ty, Jasmina, Fatima i Leila. Będziesz w stanie w ciągu najbliższych dni zorganizować coś takiego?

- Postaram się - obiecała Sabina. Następnie zwróciła spojrzenie na wejście do budynku, z którego wychodziła właśnie Fatma z tacką w rękach. - Jest i kawa! Postaw ją tu i zmykaj, dziewczyno.

Służąca podała kawę, po czym odeszła. Hayfa i jej towarzyszka chwyciły za kubki i uraczyły się pachnącym czarnym napojem z dodatkiem goździków i cynamonu, i pogrążyły się w niefrasobliwej rozmowie. Wkrótce później wizyta dobiegła końca, Fatma zabrała naczynia, a dwie kobiety zeszły z tarasu.

Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, błękitna zasłona na prawo od wejścia poruszyła się i wyszedł zza niej Salah. Brwi miał ściągnięte, usta zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy płonęły gniewem. Ciąża Sabiny była dość niespodziewana, ale potraktował ten fakt jako jedynie drobną niedogodność. Miał dowód, że Leila mówiła prawdę. A teraz miał też szansę złapać wszystkie zdrajczynie na gorącym uczynku, gdy zbiorą się u Sabiny, by omówić dalszy plan działania.

***

Po trzecim ataku zimnicy Aniela była tak wyczerpana, że nie mogła o własnych siłach nawet dojść do wygódki. Jej głos stał się permanentnie schrypnięty i słaby, większość doby spędzała śpiąc. Cały dom chodził wokół niej na palcach i drżał o jej życie, ale kiedy minął czwarty dzień od ataku, a ona wciąż nie dostawała kolejnego, zaczęto mieć nadzieję. Tym bardziej, że zaczęła więcej jeść, a z jej twarzy i brzucha zniknęła opuchlizna i zaczęły wracać rumieńce.

Jerzy, gdy przestał na każdym kroku martwić się o życie siostry, popadł w melancholijny nastrój - Sara go unikała. Widywał ją jedynie podczas posiłków, poza tym prawie nigdy, tylko czasem gdy snuł się po domu, migał mu gdzieś skrawek jej sukni. Serce napełniało mu się tęsknotą, która wypalała go od środka. Pragnął jej tak bardzo, że z trudem jadł i spał.

Nastał kolejny cichy wieczór, kiedy Jerzy, siedząc samotnie w sieni, zauważył odzianą w biel postać wślizgującą się do kuchni. Rozejrzał się - Radek i Alosza grali w kości w salonie, Tamara siedziała u Huberta, a Zahir u Anieli. Nie było nikogo, kto mógłby przeszkodzić im w rozmowie.

"Przeproszę cię - postanowił - i udowodnię, że moje zamiary wobec ciebie są szczere. Nie potrafię bez ciebie żyć, moja milcząca królowo. Chcę, żebyś wróciła ze mną do Polski i została matką moich dzieci".

Zatrzymał się na progu i z rozczuleniem przyjrzał, jak dziewczyna podnosi kosz na śmieci i wysypuje jego zawartość do zsypu. Całe jego ciało rwało się, by podejść bliżej i chwycić ją w ramiona, tak stęsknione jej obecności. Jego oddech przyspieszył, a serce próbowało wyskoczyć z piersi, gdy odstawiała kosz z powrotem, teraz już zwrócona przodem do niego. Kasztanowe włosy zasypały jej twarz, ale gdy tylko się wyprostowała, zsunęły się grzecznie na boki, odsłaniając bladą cerę i intensywnie niebieskie tęczówki.

Sara ruszyła w stronę wyjścia, ale po dwóch krokach nagle przystanęła, zauważywszy Jerzego. Na jej twarzy odbiły się wstrząs i przerażenie, po czym zaczęła się powoli cofać.

- Nie uciekaj ode mnie, moja piękności - powiedział Polak z uśmiechem, zbliżając się do niej. - Ja tu nie dla twojej krzywdy przyszedłem. Chciałem ci złożyć serce u stóp.

Plecy cofającej się Sary trafiły w ścianę. Nie miała już gdzie uciekać.

- Wiem, że źle to wszystko zacząłem i źle do tego podszedłem - przyznał Jerzy z ręką na sercu. - Byłem samolubny i krótkowzroczny. Chciałem cię zdobyć w ramach krótkiej, egzotycznej przygody, ale ty nie jesteś kobietą, z którą coś takiego może się udać. Jesteś czysta i święta, i jako taką trzeba cię traktować i poważać. Dlatego... - Osunął się na kolana. - Chciałem cię prosić, żebyś została moją żoną. To nie żadna gra ani oszustwo, pragnę się z tobą złączyć przy ołtarzu i założyć rodzinę. Jaka jest twoja odpowiedź?

Sara gwałtownie pokręciła głową. Ból i poczucie krzywdy odbiły się w oczach starościca.

- Dlaczego? - spytał głucho. - Czy ja ci kiedy krzywdę zrobiłem? Czy widziałaś mnie z inną kobietą? Jestem ci wierny jak pies i rozmiłowany, czemu nie chcesz mnie przyjąć?

Sara, blada jak śmierć, usiłowała go wyminąć, póki klęczał, lecz on zerwał się i chwycił ją za obie ręce, nie pozwalając jej się oddalić.

- Radzę się dobrze zastanowić, panno Kowalewska - syknął drżącym głosem. Sara szarpnęła się, na co on zacisnął mocniej dłonie na jej nadgarstkach, sprawiając jej ból. - Tutaj jesteś nikim, zwykłą Żydówką z pospólstwa. A ja jestem szlachcic i najstarszy syn starosty Przemyskiego, pana na Ostrogach i zasłużonego wojownika. Mogłabyś mieszkać we dworze i mieć własną służbę.

Dziewczyna nadal się szamotała, ale mężczyzna trzymał ją mocno.

- Pomyśl o tym dobrze, zanim wzgardzisz moją miłością i zdeptasz moje serce. Pomyśl o tym, co tracisz.

Wypuścił ją tak niespodziewanie, że zatoczyła się do tyłu i wpadła na szafkę. Potrząsnęła głową, by pozbyć się oszołomienia, po czym odepchnęła się rękami od szafki i przystąpiła do Jerzego. Zanim ten zdążył się zorientować w jej zamiarach, z całej siły zdzieliła go otwartą dłonią w twarz.

Jerzy odchylił się po ciosie, krzycząc z zaskoczenia. Gdy się wyprostował, Sara już wychodziła, ale on był szybszy. Złapał ją od tyłu i wciągnął z powrotem do kuchni, choć piszczała i biła go łokciami.

- Nie tak szybko - warknął prosto do jej ucha. - Myślisz że możesz tak po prostu mnie znieważyć, upokorzyć, zniszczyć i jeszcze pobić, a potem sobie odejdziesz?

Gniew i żądza narastały ogniem w jego trzewiach, podsycane przez zranioną dumę i złamane serce. Policzek piekł niemiłosiernie i już rozlewało się po nim rozległe zaczerwienienie. Sam nie do końca świadom, co czyni, przycisnął ją do ściany i zbliżył twarz do jej twarzy. Zapach włosów, bawełny i kosmetyków wypełnił jego nozdrza i odezwał się szumem w głowie.

- Odrzuciłaś moją dobroć, więc przygotuj się na wściekłość! Mogłaś mieć ze mną ułożoną całą przyszłość!

Wpił się ustami w jej usta i trzymał ją z całych sił na miejscu, choć bezustannie próbowała się wyrwać. Zszedł pocałunkami na jej szyję, przejechał po niej językiem i wgryzł się w nią zębami, jęcząc przy tym i dysząc jak zwierzę. Sara wydała z siebie nieartykułowany pisk, gdy zaatakował wargami jej obojczyki. Puścił jej ręce, by chwycić za brzegi dekoltu sukni i spróbować ją rozerwać; częściowo wyswobodzona, dziewczyna próbowała go od siebie odepchnąć, ale była od niego znacznie niższa i lżejsza. Równie dobrze mogłaby odpychać skałę.

- Co się tu wyprawia?! - krzyknął nagle męski głos po polsku. Jerzy oderwał się od Sary jak oparzony i obrócił. W wejściu do kuchni stał książę Zahir.

- Ach, nic takiego. - Starościc uśmiechnął się głupawo. - Takie małe żarciki, rozumiesz. Saro... - Ukłonił jej się teatralnie. Ona, blada i roztrzęsiona, dopiero teraz zrozumiała, że została uratowana, i uciekła z kuchni, gubiąc po drodze kilka łez.

- Brzydzę się tobą - warknął Zahir. Jerzy roześmiał się i wzruszył ramionami.

- Bo uwierzę, że tobie się nie zdarzyło opornej dziewki moresu uczyć - prychnął.

- Nie zdarzyło mi się.

- Jesteś pewien, że każda panienka w twoim haremie znalazła się tam z własnej woli?

- Nigdy nie korzystałem z haremu, bo uważam, że kobieta powinna pragnąć mężczyzny tak samo, jak on pragnie jej - odparł książę niewzruszenie. - To, co chciałeś zrobić, to pogwałcenie wszelkich praw natury. Odmówiła ci, więc znajdź inną! Brzydzę się tobą!

Odwrócił się i chciał gniewnym krokiem opuścić kuchnię, ale Jerzy zatrzymał go i poprosił:

- Zahirze... Moi chłopcy, Radek i Alosza, pójdą za mną, nie za tobą. Jeśli chcesz dalej mieć wsparcie naszej trójki, nie powiesz nikomu, a w szczególności Anieli, o tym, co tu widziałeś.

Zahir zmierzył go spojrzeniem tak władczym i przepełnionym pogardą, że Polak, choć znacznie większy i silniejszy, cofnął się i uciekł wzrokiem.

- Dochowam dyskrecji - rzucił z obrzydzeniem w głosie, jakby każda wypowiadana sylaba była robakiem wypluwanym z gardła. - Panie Przemyski.

Książę wyszedł, a Jerzy, pozostawiony sam w kuchni, zaryczał jak zraniony bawół. W gniewie zaczął strącać przedmioty ze stołu, tłuc naczynia i przewracać sprzęty. Kiedy się opamiętał, większość kuchni była zdemolowana, a jego ciało pokłute i posiniaczone. Siadł na środku chaosu, jaki sam stworzył, i zaniósł się cichym płaczem. Sara odeszła, by nigdy do niego nie wrócić, a wraz z nią zniknęło całe szczęście jego życia.

Przegrał.

Serdecznie polecam utwór w mediach, tym razem złamałam swoją zasadę i, zamiast szukać utworu o klimacie bliskowschodnim, podlinkowałam taki, który pasuje do treści. Jest to jeden z kawałków, które moim zdaniem każdy człowiek powinien poznać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro