XI. Zły Dzień, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wysoki grecki wazon przechylił się delikatnie, po czym zsunął się z podstawki i roztrzaskał hałaśliwie na dziesiątki kawałków, pchnięty ręką wściekłego emira. Na wyłożonej błękitną terakotą posadzce rozlała się plama wody, w której walały się smętne pędy malw.

- Jeśli jeszcze raz znikniesz z mojego pałacu bez słowa, po prostu cię wydziedziczę! - ryknął Ibrahim. - Co ty sobie wyobrażasz? Matka wynegocjowała nowe obowiązki dla ciebie, żebyś mógł mi udowodnić, że jednak zasługujesz na bycie moim następcą, a ty co robisz? Uciekasz?! Gdzie jest ta twoja krnąbrna niewolnica? Przysięgam, jeśli ulotniłeś się z nią, każę ją obedrzeć ze skóry...

- Nie było jej ze mną, mój ojcze - wtrącił szybko Zahir z rosnącą gulą w gardle. - Nie wiem, gdzie jest. Prawdopodobnie sprząta moje komnaty.

- Więc po co wyszedłeś?

- Na spacer z jedną z służących pani Sabiny, mój ojcze. Zapytaj kogokolwiek, kto był tu rano. Powiedzą ci, że wyszedłem razem z kobietą w białym hidżabie.

- Zrobiłeś to wszystko, żeby wziąć ją na spacer? Zamiast po prostu przyzwać ją do swojej komnaty?

Zahir poczuł, jak pieką go policzki.

- Jestem zakochany, mój ojcze - powiedział.

- Zakochany? W głupiej służce? Jak ona ma na imię?

- Nie powiem ci, ojcze.

Ibrahim wstał z pufy, na której siedział.

- Rozkazuję ci - orzekł twardo.

- Nie, bo każesz ją wygnać. Wiem, że nigdy nie zgodzisz się na nasz ślub, ale chcę przynajmniej, żeby była obok mnie.

- Imię!

- Nie. - Głos Zahira drżał, ale oczy śmiało wpatrywały się w ojca. - Nie pozwolę, żebyś znowu karał jakąś niewinną dziewczynę za to, że ośmieliłem się ją pokochać.

Kolejny wazon rozsypał się w drobne ceramiczne drzazgi, gdy emir wściekle uderzył w niego pięścią.

- Dowiem się, która to była - obiecał - i dopilnuję, żeby została żywcem ugotowana i obdarta ze skóry. Ale teraz nie mam na to czasu. Idziemy na ucztę, powinienem się tam był pojawić już z dziesięć minut temu, ale czekałem na ciebie. Ty idziesz ze mną i udajesz, że mnie kochasz. Jako mój następca musisz zasiąść obok mnie.

Ibrahim odwrócił się plecami do Zahira i wyszedł, nie patrząc, czy syn pójdzie za nim. Książę westchnął i pokręcił głową, ale ruszył za ojcem bez słowa sprzeciwu. Opuścili gabinet, zeszli po schodach i znaleźli się w Salonie Kominkowym, najbardziej wystawnej z jadalni Słowiczego Pałacu.

Pomieszczenie było kwadratowe i utrzymane w jasnych barwach. Zdobienie Murkanas zdobiło pedentywy, które podtrzymywały wysoką kopułę. Białe ściany były pokryte cytatami z najpiękniejszych arabskich poematów o domu i gościnności, przeniesionymi z papieru przez największych mistrzów kaligrafii. Nad ozdobionym mozaiką w geometryczne wzory kominkiem, od którego salon wziął nazwę, napisano cytat z Koranu: "Jeśli przyjdzie do ciebie nieznajomy i poprosi, abyś go przyjął pod swój dach, ugość go, a znajdziesz łaskę w oczach Allaha".

Podobnie gościnne wrażenie sprawiało umeblowanie salonu. Przy kominku stało kilka puf, pod ścianami otomany, posadzkę wyścielono dywanami z Persji, środek natomiast zajmował długi drewniany stół, taki sam, jak w zwykłej jadalni. Wzdłuż jego dłuższych boków ustawiono dwa rzędy poduszek, a na końcu krótszego znajdowało się podwyższenie dla emira. Tutaj zwisający nad nim baldachim był znacznie zdobniejszy, ociekał złoconymi frędzlami, na których końcach bujały się kamienie szlachetne, wspierające go słupki miały kształt prawdziwych kolumien ze stalaktytowymi głowicami, fałdy materiału lśniły najczystszą purpurą, zaś jego tył stanowiła rozesłana na całą ścianę czarna draperia ze srebrnymi haftami.

Stół był zrobiony z czarnego drewna, którego mizerne skrawki obecnie wyłaniały się spośród talerzy i półmisków, desperacko walcząc o dostęp do odrobiny powietrza i światła. Walka była jednak z góry skazana na porażkę, ponieważ po salonie nadal kręciły się liczne służące, wnosząc kolejne dania. Na poduszkach rozgościli się już Karim i Aisha, a po przeciwnej stronie zasiadał Hassan, otoczony Maliką i Rashą. Resztę poduszek zajmowali najróżniejsi urzędnicy i kilku duchownych, wszyscy pogrążeni w cichych rozmowach. Na wprost siedzenia emira, przy którym oczekiwały już jego cztery żony, przy drugim krótszym boku stołu, zorganizowano scenę dla tancerek. Cztery dziewczyny siedziały w kucki pod ścianą, a na pufach przy kominku rozłożyli się muzycy. Obecnie przygrywali jakąś spokojną, cichą, nienarzucającą się melodyjkę.

Ibrahim zasiadł na podwyższeniu i wskazał Zahirowi miejsce na najbliższej mu poduszce. Natychmiast pochylił się w stronę Leili i zapytał:

- Wiesz, gdzie podziewa się Salah?

- Chwilę temu była tu ta jego nowa niewolnica i powiedziała, że trzeba na niego chwilę poczekać.

- A co się dzieje?

- Załatwia ważne sprawy.

- Jaka sprawa może być ważniejsza niż uczta na cześć nowego potomka władcy?

- To... sprawy sypialniane - wykrztusiła skrępowana Leila. Emir w zamyśleniu podrapał się po brodzie.

- Rozumiem. W takim razie dam im skończyć, a kiedy przyjdzie, każę wybatożyć tę służkę, która uwiodła go w tak niewłaściwej chwili.

- To... nie służka, panie. Jest tam ze swoją żoną, Sabiną.

Ibrahim otworzył szerzej oczy i ze zrozumieniem pokiwał głową.

- W takim razie oboje dostaną lekką reprymendę - zarządził. - Ale chyba nie chce nam się na nich czekać. Co ty na to, miła, żeby już zacząć ucztę?

Lelia uśmiechnęła się delikatnie.

- Jak sobie życzysz, mój panie - odpowiedziała.

***

Biegnąc korytarzem, Nasira przeklinała ciężki materiał burki, który tamował jej oddech. Jej płuca paliły, ale nie mogła zwolnić ani kroku - uczta już się zaczęła, Karim i Aisha już poszli do Salonu Kominkowego, a ona wciąż nie miała żadnych wieści. Powinna była je dostarczyć swoim państwu co najmniej piętnaście minut wcześniej.

Zaaferowana, nie dostrzegła, że ktoś nadchodzi z naprzeciwka i z całym impetem zderzyła się z niską postacią w czerwonych szatach. Postać zatoczyła się, a luźna szajla zsunęła się z jej głowy, odsłaniając znajome jasne włosy.

- Ksenia! - krzyknęła Nasira. Następnie z żelazną siłą chwyciła jej ramię i zaciągnęła ją do bocznego korytarzyka, ślepo zakończonego oknem. Na parapecie stało kilka roślin doniczkowych, które właśnie podlewała jakaś kobieta. - Mów szybko! Jak stoją sprawy?

Młodsza dziewczyna powoli zwróciła swój wzrok na służącą podlewającą kwiaty. Była odwrócona do nich tyłem, toteż widać było tylko jej białą szatę i hidżab w tym samym kolorze.

- Daj spokój, nie zna polskiego - machnęła ręką Nasira. - To tylko jedna z damskich pokojówek.

- Dobra - padła odpowiedź. - Jest lepiej, niż myślałyśmy. Salah bardzo mi dziękował za ten pomysł, żeby zaproponować emirowi wezwanie Hassana na tę okazję.

- Skąd w ogóle wzięłaś ten pomysł?

- Malika przyjaźni się z Leilą i zwierza się jej z najskrytszych sekretów. Leila z kolei zwierza się swoim służącym, a także służącym emira. Powiedziała Nadii, że Malika jest zakochana w Hassanie.

- Rozmawiasz z Nadią? - zezłościła się Nasira. - Z tą... tą...

- Przydatną osobą - ucięła dyskusję jej rozmówczyni. - Powiedziałam ci już kiedyś, Nasiro, że nie jestem tobą zainteresowana. Chętnie przyjmę twoją pomoc, skoro tak sie upierasz, żeby mnie chronić, ale nie pozwolę, żebyś wtrącała się w moje życie i zakazywała mi się z kimś przyjaźnić.

- Źle mnie oceniasz, kochana. Nie jestem zazdrosna, po prostu wiem, że Nadia może ci zaszkodzić.

- Na razie tylko pomogła. Dzięki niej wiedziałam, jak mogę manipulować tymi obrzydliwymi ludźmi.

- Liściki zadziałały?

- Tak, Hassan jest przekonany, że to Malika osobiście wezwała go do swojej komnaty. Dziś na uczcie Salah doda środek rozluźniający mięśnie do szerbetu, który będzie pić emir, a następnie powie mu o Hassanie i Malice. Stary natychmiast ruszy do ich komnaty, a tu Hassan bez większego problemu go zabije w samoobronie. Będzie i zbrodniarz, i motyw. Zahir zostanie emirem, a Salah natychmiast spróbuje go zdetronizować pod byle pretekstem. Karim stanie po stronie prawowitego władcy.

- I tak pozbędziemy się tego mordercy i potwora - dokończyła Nasira. - Wszyscy uznają go za zdrajcę, więc nawet jeśli nie zostanie stracony, wypędzą go. Już nigdy więcej cię nie dotknie, moja mała.

- Już nigdy... A teraz leć na ucztę, ja muszę zmienić pościel w sypialni Sabiny i Salaha.

Nasira uścisnęła przyjaciółkę na pożegnanie, po czym odbiegła dalej, kierując się do Salonu Kominkowego. Kiedy jednak zajrzała przez uchylone drzwi, zobaczyła, że emir już wszedł na salę - co więcej, nie czekał na Salaha i Sabinę, ponieważ uczta już trwała. Dziewczęta w czarnym bikini i zasłonach na twarz wirowały do rytmu muzyki, eksponując swoje brzuchy. W takiej chwili zwykła służąca nie mogła po prostu wejść i poprosić księcia na słówko.

Nasira westchnęła. Pozostało jej mieć nadzieję, że nie zostanie ukarana, gdy dostarczy wieści dopiero po uczcie, kiedy wszystko będzie już skończone.

***

Al-ud trzymany przez niskiego mężczyznę z siwą bródką plumkał miękko, łącząc się w harmonię z rebabem, na którym grał siedzący obok olbrzym o tłustym brzuchu. Olbrzym miał przymknięte oczy, a usta otwarte do śpiewu. Inkrustował muzykę przeciągłym, rytmicznym wyciem, które przypominało wołanie muezzina na salat. Gdy milkł, trzeci z muzyków, nastoletni chłopak, wykonywał żywiołowe solówki na zurnie.

Hassan machał rękami niby czarodziej usiłujący rzucić wyjątkowo skomplikowane zaklęcie, dyrygując tańcem czterech dziewczyn. Wszystkie w identycznych strojach i ozdobione złotą biżuterią, wiły się jednostajnie, wystawiając wysportowane brzuchy. Ich ręce przypominały węże trenowane przez zaklinaczy, a biodra zataczały w szybkim tempie pokaźne łuki, które zgrane z gwałtownymi rzutami barków sprawiały, że całe ich tułowie podskakiwały do rytmu, prezentując ich znakomitą kondycję, brak tłuszczu wśród wyrobionych mięśni i jędrność piersi. Ich pomalowane henną oczy zdawały się płonąć w blasku świec, zerkając na widownię znad czarnych zasłon na twarz. Włosy miały odsłonięte, dzięki czemu czarne pukle fruwały swobodnie wokół ich głów i muskały ich barki i ramiona.

Ibrahim był zatopiony w oglądaniu tańca, gdy nagle poczuł, że ktoś klepie go w ramię - to Leila chciała zwrócić jego uwagę. Do podwyższenia bowiem zbliżyła się Malika.

- O co chodzi? - zapytał ze złością, oderwany od oglądania.

- Tato, źle się czuję - szepnęła dziewczyna. - Czy mogę wrócić do swojego pokoju? Bardzo boli mnie głowa.

- Oczywiście, leć. Potem do ciebie zajrzę - zgodził się Ibrahim. - Wezwać do ciebie medyka?

- Nie trzeba. Po prostu za dużo dźwięków i światła.

- W takim razie idź, odpocznij.

- Dziękuję, tatusiu.

Malika oddaliła się pospiesznie, a emir ponownie skupił swoją uwagę na tańczących dziewczynach. Sytuacja na scenie uległa zmianie - trzy tancerki ustawiły się w trójkąt i zastygły z rękami złączonymi w górze, delikatnymi tupnięciami wprawiając mięśnie swoich brzuchów w rozkoszne drgania, podczas gdy czwarta szykowała się do solowego tańca. Wszystkie miały na sobie czarne biustonosze i przepaski biodrowe, z których spływały z przodu i tyłu dwa prostokątne fragmenty czarnej, lekko prześwitującej tkaniny, takiej samej jak ta, z której zrobiono ich kwefy. Hassan właśnie odpiął pasy tkaniny od przepaski czwartej tancerki, po czym przypiął je do bransolet na jej przedramionach, tak, by jeden z sąsiadujących krótszych końców spływał z nadgarstka, a drugi - z łokcia. Tak przygotowana dziewczyna wyszła na środek i zamarła w skulonej na podłodze pozie, podczas gdy trzy pozostałe zaczęły obchodzić ją drobnymi kroczkami.

Hassan zszedł ze sceny i stanął przy krótszym boku stołu na wprost podwyższenia. Tu rozłożył szeroko ramiona i zawołał:

- Do tej pory obserwowaliście, jak te wspaniałe kobiety potrafią tańczyć, gdy się nimi pokieruje. Teraz pokażę wam, jak najdoskonalszy kwiat z mojej kolekcji tańczy, gdy nie ma mnie w okolicy!

Po tych słowach ukłonił się głęboko i wyszedł z salonu. Tymczasem muzycy uderzyli w głośne, radosne tony, a skulona na środku tancerka zaczęła się podnosić. Zahir zazwyczaj nie lubił patrzeć na niewolników, ale ten występ przyciągnął jego uwagę i sprawił, że nie mógł oderwać od sceny wzroku; teraz ze szczerym zaciekawieniem zatopił spojrzenie w dziewczynie, którą obchodziły trzy inne.

Tancerka zaczęła powoli, lecz wkrótce jej występ nabrał tempa. Płachty materiału wirowały wokół niej, wprawiane w ruch delikatnymi ruchami przedramion, czemu towarzyszyła, jak wcześniej, śmiała ekspozycja rozkołysanych bioder i podskakujących piersi. Z czasem jej taniec stawał się coraz gwałtowniejszy i bardziej nachalny, rzuty tułowia mocniejsze, a ruchy bardziej zamaszyste, przez co czarne płachty wzburzały się i nabierały powietrza jak żagle. Ilekroć obracała się tyłem do widowni, prezentowała swoje idealnie wyrzeźbione, krągłe pośladki, odsłonięte po zabraniu materiału z przepaski.

Zahir miał złotą zasadę - odwracał wzrok od kobiet w negliżu. W chwilach słabości lubił je sobie wyobrażać lub patrzeć na ich rysunki, ale od żywych odwracał wzrok, ponieważ nie chciał korzystać z czyjegoś grzechu. Teraz jednak, choć nie wiedział, dlaczego, nie był w stanie oderwać oczu od zgrabnych nóg i pośladków tancerki. Policzki go piekły, a po klatce piersiowej i brzuchu rozlewało się zdradzieckie ciepło. Czekał, aż dziewczyna znów obróci się do niego przodem, by choć na chwilę pozbyć się narastającej ekscytacji, ale ona nie przestawała popisywać się i kręcić, trząść, nęcić swymi pośladkami, układając z płacht nietrwałe, powietrzne origami.

Długi popis tyłem do widowni stanowił zakończenie jej występu. Przy ostatnim takcie gwałtownie wygięła się w tył i ugięła nogi, robiąc mostek, aż przód jej głowy ukazał się oczom widowni, obrócony górą do dołu. Zrobiła ten ruch wdzięcznie i zgrabnie, ale odrobinę za szybko - nie przewróciła się, gdyż podparła się rękami, za to kwef zakrywający jej twarz odchylił się, gnany podmuchem, od jej szczęki i powoli zsunął z czoła aż do linii włosów, odsłaniając całe oblicze. Jej oczy, podobne do dwóch ciemnych bursztynów w oprawie z masy perłowej, zatopionych w czarnych falach henny, spojrzały prosto na Zahira.

Książę uchylił usta z zaskoczenia. Ta półkolista szczęka, prosty nos, usta skrojone jak do pocałunku, zmysłowe długie rzęsy i czarne włosy splecione w dziesiątki maleńkich warkoczyków mogły należeć tylko do jednej osoby - jedynej kobiety, dla której kiedykolwiek złamał swoje zasady. Po radości, która naraz rozlała się po twarzy tancerki, poznał, że ona również go pamiętała.

Amira wróciła do Słowiczego Pałacu.

***

W sypialni Maliki paliła się jedna świeca, przez co większość pomieszczenia pogrążona była w mroku. Z rozedrganych cieni wyłaniały się czarna rama łóżka i szkarłatne fałdy baldachimu, pod którym na białej, jedwabnej pościeli siedziała córka emira. Obcisła koronkowa bielizna modelowała jej młode ciało tak, by nadać mu pełniejszych kształtów. Włosy zakryła prześwitującym fioletowym welonem, a do jedwabnego szlafroka przypięła wielką złotą broszę.

Hassan powiadomił ją listownie, że jeśli oboje wymkną się z uczty, złoży wizytę w jej komnacie. Malika, która jeszcze nigdy nie obcowała z mężczyzną, czuła mieszaninę strachu i ekscytacji. Nie miała złudzeń co do charakteru ich spotkania - zdawała sobie również sprawę z tego, że jej ojciec odsądzi ją od czci i wiary, jeśli się dowie, ale to jedynie dodawało temu wieczorowi pikanterii. Siedziała więc i czekała, wachlując się lekko ozdobnym wachlarzem, który trzymała po to, by prezentować swoje pomalowane henną paznokcie. Użyła pachnidła o zapachu szałwi i jaśminu, które według Leili miał oszałamiający wpływ na mężczyzn.

Woskowe łzy spływały po bokach świecy w miarę, jak się wypalała, a Malika wciąż czekała, niecierpliwie wpatrując się w drzwi. Już niemal straciła nadzieję, że Hassan przyjdzie, ale w końcu usłyszała odgłos kroków na korytarzu. Planowała powitać ukochanego widokiem siebie leżącej na łóżku w rozchłestanym szlafroku, ale długi czas oczekiwania sprawił, że nie wytrzymała i podeszła energicznym krokiem do drzwi.

Klamka poruszyła się powoli, a po chwili Hassan wślizgnął się niepostrzeżenie do komnaty. Szybko zamknął za sobą drzwi, upewniwszy się, że nikt za nim nie szedł, po czym wziął uradowaną dziewczynę w ramiona.

- Nie mogłam się doczekać - szepnęła, wtulając się w jego pierś.

- Ja również - wymruczał handlarz prosto w jej włosy, z których welon zsunął się przy ich entuzjastycznym powitaniu i spłynął na pstrokaty turecki dywan. - Pięknie pachniesz.

- Dla ciebie.

Ujął ją za rękę i zaprowadził do łoża, na którym następnie usiedli. Jego ręka musnęła jej policzek, a ona uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami.

- To niezwykłe, jak taki kwiat mógł umknąć mojej uwadze przy pierwszej wizycie - powiedział Hassan głębokim głosem. - Widziałem w swoim życiu wiele kobiet najróżniejszych nacji, ale ty jesteś ze wszystkich najpiękniejsza.

- Przesadzasz - odparła Malika, odwracając wzrok. - Gdyby nie moja pozycja, byłabym pospolitą dziewuchą.

- Ależ skąd, dlaczego tak uważasz? Wyglądasz jak anioł, a twoja skora jest... niesamowicie gładka...

Zsunął rękę z jej twarzy na szyję i obojczyki, a następnie delikatnie rozchylił palcami poły szlafroka.

- A jednak nikt mnie do tej pory nie zaszczycił swoimi uczuciami - szepnęła dziewczyna, odsuwając się lekko. Nie wiedziała, dlaczego; chciała, by Hassan ją dotykał, ale jednocześnie czuła obawę, że to się źle skończy.

- Tylko dlatego, że uważają, że ich na ciebie nie stać - ciągnął handlarz. - Boją się, jaka kara ich spotka za zalecanie się do córki emira.

- A ty się nie boisz?

- Nie, i ty też nie powinnaś. - Znów się do niej przysunął i ujął w dłonie jej głowę. - Bo nie ma czego. Ja za chwilę wrócę na ucztę, nikt nie będzie podejrzewał, gdzie byłem. A ty przecież jesteś dokładnie w tym miejscu, gdzie powiedziałaś, że będziesz, czyli w swojej sypialni. Czyż nie?

Pocałował ją, a rękami zsunął szlafrok z jej ramion. Poły nie znalazły żadnego oparcia i opadły miękko aż do pasa, odsłaniając jej brzuch i biustonosz.

- A jeśli się dowiedzą? - spytała szeptem, gdy jego usta odkleiły się od jej warg i zaczęły mozolną drogę w dół, po jej szyi i mostku, znaczoną pocałunkami.

- Nie mają jak ani od kogo - odpowiedział Hassan, po czym przewrócił ją na plecy. - Nie myśl o tym, proszę. Rozluźnij się. Robiłaś to kiedykolwiek?

- Nie...

- Więc czeka cię nauka. Zaufaj mi, proszę... Wiesz, że cię kocham i nie pozwolę, by stała ci się jakakolwiek krzywda. Umiesz to zrobić?

Spojrzał jej w oczy, równocześnie rozwiązując pasek szlafroka. Fałdy odzienia opadły całkowicie, pozostawiając ją w samej bieliźnie.

- Jestem - odpowiedziała ledwo słyszalnym szeptem, po czym zamknęła oczy.

Hassan nie spieszył się. Widać było, że był pewien co do tego, że są tu bezpieczni i nikt ich nie przyłapie. Całował ją powoli, równie powoli się rozbierał i cichymi słowami zapewniał, że wszystko w porządku. Kiedy po pierwszych, nieśmiałych i łagodnych pieszczotach zaczęła cichutko jęczeć, zachęcił ją, by robiła to głośniej - Malika posłusznie odrzuciła obawy i wkrótce komnata wypełniła się jej okrzykami i piskami.

Hassan bawił się jej ciałem przez dobre dziesięć minut, zanim postanowił przejść do rzeczy. Rozkazał rozgorączkowanej dziewczynie zsunąć mu bieliznę, co ta uczyniła łapczywie, po czym przygniótł ją do materaca i nakazał, by oplotła go nogami.

- Jesteś tego pewna? - zapytał w ostatniej chwili, gdy jej paznokcie jeździły już bezlitośnie po jego plecach.

- Gdybym nie była, dalej siedziałabym na uczcie - odparła Malika. - Zgodziłam się na twój liścik, więc nie zwlekaj i weź to, po co przyszedłeś!

Ostatnie słowa bardziej wyjęczała, niż powiedziała, i odchyliła głowę w tył, gotowa na ból połączony z nieziemską przyjemnością. Nic się jednak nie stało; Hassan nadal tkwił nad nią nieruchomo, jakby się rozmyślił.

- Co jest? - spytała.

- Mój liścik? Przecież to ty wysłałaś do mnie prośbę, żebym się tu zjawił - mruknął w odpowiedzi.

- Ja? Ja niczego nie wysyłałam!

- W takim razie kto?

Oboje spojrzeli na siebie i w jednym momencie w oczach obojga pojawiło się pełne przerażenia zrozumienie.

- Ubieraj się. Szybko! - rozkazał Hassan. Zszedł z łóżka i zaczął pospiesznie zbierać swoje rzeczy. - Masz jakiś balkon? Mogę nie zdążyć stąd uciec!

Malika pospiesznie naciągnęła spodenki, po czym wskazała Hassanowi dalszą część pokoju, przesłoniętą parawanem. Ten schylił się, by podnieść z ziemi swój biszt, i postąpił krok w tamtą stronę.

W tym momencie drzwi do sypialni otwarły się na oścież.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro