XII. Zły Dzień, cz. 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gasidło zdusiło płomień kolejnej świecy; w pokoju zostało ich jeszcze kilka. Za oknem zdążyło się już ściemnić. Ksenia podeszła do kolejnej świecy, ale zawahała się, gdy zobaczyła leżący obok na stoliczku Koran w brązowej skórzanej oprawie. Drżącymi rękami wzięła księgę i otworzyła ją na losowej stronie.

"Zaleć niewiastom, aby spuszczały oczy, aby strzegły swej czystości, i tylko to ze swego ciała okazywały, co powinno być odkryte".

Dziewczyna zgarbiła się i pociągnęła nosem, odpędzając mruganiem łzy z oczu. Czy to od tej pory miała być jej wiara? Jakże miała jej przestrzegać, kiedy odebrano jej wolę i zmuszono do codziennego cudzołożenia? Kurczowe trzymanie się chrześcijaństwa było niewiele lepsze, skoro według zasad swojej rodzimej wiary również dopuszczała się grzechu, łamała szóste przykazanie. Litościwy Bóg, o jakim uczyła się w kościele, wybaczyłby jej - w końcu grzech to czyn popełniony świadomie i dobrowolnie - ale czy mogła nadal wierzyć w jego litość, skoro nie ocalił jej przed tym losem?

Wystraszona własnym bluźnierstwem w myślach, zatrzasnęła Koran i odłożyła go na miejsce, po czym upadła na kolana i przeżegnała się.

- Boże, proszę, zabierz mnie stąd. Ratuj moją wiarę! Chcę w Ciebie wierzyć, chcę Cię kochać, z całego serca pragnę dołączyć do Ciebie w niebieskiej chwale! Uratuj mnie! Wiem, że choć to wydaje się niemożliwe, Ty potrafisz tego dokonać! Pozwól mi wrócić do domu, a wstąpię do klasztoru i do końca życia będę głosić Twoją chwałę! Zawierzam ci, tylko daj mi znak! Daj mi znak, że mnie uratujesz!

Mówiąc to, wpatrywała się w okno, na którym pojawiały się pierwsze gwiazdy. Usiłowała wśród nich dostrzec jakąś, która by się wyróżniała, ale na niebie nie było nic niezwykłego.

- Zawierzam ci. - Przymknęła powieki. - Panie, zawierzam ci. Przebacz mi, że wyparłam się ciebie i przyjęłam obcą wiarę. Wiesz przecież, że nie zrobiłam tego ze wstydu ani strachu, ale po to, by sabotować działania tych heretyków! Daj mi jakiś znak, Boże!

Cisza. Otaczała ją cisza przerywana cykaniem świerszczy i szelestem liści powiewających na wietrze. Gdy Ksenia otwarła oczy, wypuściła z nich potoki łez.

- Milczysz? Więc porzuciłeś mnie tutaj? - wyłkała. - A może po prostu nigdy nie istniałeś? Błagam, daj mi jakiś znak!

Czekała długo, klęcząc na zmiętej pościeli, którą zdjęła chwilę wcześniej z łóżka Salaha i założyła nową, ale nie doczekała się. Świat wokół milczał i układał się do snu zwyczajnym, codziennym trybem. Gwiazdy wciąż świeciły nieruchomo na niebie, obojętne na jej krzywdę, obojętne jak sam Bóg.

- Milczysz - powiedziała wreszcie. - Milczysz... A ja byłam głupia.

Wstała z klęczek i złożyła pościel, po czym podeszła do misy z wodą, gdzie umyła ręce i twarz. Następnie odszukała dywanik Salaha i rozłożyła go przed sobą. Klęknęła na nim, po czym wykonała niezgrabny pokłon - pogrążony w ciszy pokój zdawał się przyglądać jej poczynaniom okiem krzywo ułożonego na blacie Koranu.

- Bismillah al Rahman al Rahim - wyszeptała Naval, rozpoczynając nową drogę życia. Była zwrócona w stronę Mekki, więc tyłem do okien, które w tej części pałacu wychodziły na południe. Gdyby nie to, może zauważyłaby zaczynający się właśnie, nietypowy dla tej pory roku, deszcz meteorytów.

***

Gęste oklaski nagrodziły występ Amiry i trzech pozostałych tancerek. Kiedy umilkły, Ibrahim podniósł się ze swojego siedzenia na znak, że chce coś ogłosić.

- Bardzo miło mi tu was wszystkich przyjmować! - zawołał. - Większość z was już niejednokrotnie siedziała w tej sali z tej czy innej okazji. Jak wiecie, mam w moim pałacu jeszcze cztery takie, które by się nadawały na dzisiejszą okazję, ale zebrałem was w tej. Zapewniam, że nie bez powodu!

- Mamy nadzieję, że powodem nie są zatrute strzałki ukryte w ścianach! - odkrzyknął imam Rahman, a przez salon przetoczyła się salwa śmiechu.

- Zapewniam was, panowie, że powód jest inny - ciągnął emir. - Salon Kominkowy w zeszłym miesiącu przeszedł remont, dzięki któremu zyskał to! - Ręka Ibrahima wskazała czarną draperię zasłaniającą ścianę za baldachimem. Zahir, który już parę dni wcześniej został poinstruowany co do swojej roli, pociągnął mocno za sznurek, który ją przytrzymywał. Draperia opadła ciężko na posadzkę, odsłaniając nowo zamontowaną złoto-czarno-brązową sztukaterię z drewna, bursztynu i metali szlachetnych. Dzieło było kunsztowne i znakomicie komponowało się z resztą pomieszczenia, przez co zgromadzeni w sali zareagowali na nie westchnieniem zachwytu.

- Zdradź nam imię tego rzemieślnika, który był zdolny stworzyć coś takiego! - zawołał znów Rahman. - Jest godny uznania!

- To było wielu rzemieślników - odrzekł emir. - Projekt za to należał do jednej osoby: mojej najukochańszej Leili, z powodu której wszyscy się tu zebraliśmy!

Rozległy się kolejne gromkie oklaski, a oczy wszystkich zwróciły się na zawstydzoną Leilę. Jedynie Zahir patrzył gdzie indziej - śledził spojrzeniem muzyków i tancerki, którzy cichcem opuszczali pomieszczenie. Ich rola na uczcie się zakończyła, więc usuwali się z pola widzenia państwa, nie robiąc przy tym hałasu. Książę zacisnął usta. Gdyby nie jego pozycja, pobiegłby za nimi, by chociaż przywitać się z Amirą i spytać, co u niej. Nie miał złudzeń, domyślał się, że po tych trzech latach, które minęły od ich ostatniego spotkania, głupia nastoletnia miłość była prawdopodobnie już nie do odratowania, ale i tak pragnął ją zobaczyć jeszcze jeden raz.

-- Czy twoja żona zechciałaby zaprojektować mi altanę do ogrodu, Effendi? - odezwał się jeden z urzędników, ponownie wzbudzając salwę śmiechu. Zahir pomyślał, że to wielka szkoda, że miła i luźna atmosfera panująca przy tym stole była jedynie złudzeniem okrywającym wzajemną nienawiść i rywalizację o względy emira.

- Chwilowo jest zajęta noszeniem mojego nowego potomka! - odpowiedział wesoło Ibrahim. - Zapytajcie, kiedy odpocznie po porodzie!

Zaśmiano się znowu, a Zahir powrócił na swoje siedzenie. Chwilę później drzwi otwarły się i wpadli przez nie, straszliwie spóźnieni, Salah i Sabina. Przecisnęli się pospiesznie pomiędzy gośćmi, mamrocząc przeprosiny, po czym zasiedli niedaleko emira.

- Nie spieszyłeś się, synku - powitał go surowo gospodarz. - Co ci tyle zajęło? I gdzie jest Nur?

- To skomplikowane, ojcze - odparł Salah. - Czy mogę z tobą porozmawiać na osobności?

- Teraz? W środku uczty? Co ty masz w głowie? Jeśli bardzo chcesz mi coś powiedzieć, mów na głos, tu i tak są sami przyjaciele.

- To delikatna sprawa. Ręczę, że lepiej, żeby nie została powiedziana głośno.

- Nie ma takiej sprawy, która w tym towarzystwie nie mogłaby zostać powiedziana głośno.

Salah westchnął.

- Mam solidne powody, żeby przypuszczać, że do sypialni Maliki wszedł pewien mężczyzna - powiedział.

Ibrahim wstał powoli, a jego twarz stała się niemal czarna.

- Idziemy - ogłosił. - Natychmiast. Ja i ty. I nikt więcej. Na korytarzu powiesz mi szczegóły.

- Ojcze, boję się o twoje serce. - Salah wstał i podszedł do emira z czarką szerbetu w rękach. - Napij się przynajmniej, żeby lekko ochłonąć.

- Nie potrzebuję!

- Więc zrób to dla mnie. Boję się o ciebie.

Emir niechętnie przyjął czarkę z rąk syna i opróżnił ją do dna. Następnie rzucił ją na ziemię, roztrzaskując ją na drobne kawałki, i ruszył do wyjścia.

- Za mną, Salah!

Wyszli, a do pomieszczenia wślizgnęły się dwie służące, by posprzątać odłamki ceramiki. Wszyscy goście zastygli w niezręcznym milczeniu, Leila zaś zaczęła cicho popłakiwać. Zahir, niewiele myśląc, przywołał ją do siebie i otoczył ramionami. Kiedy wtuliła się w niego, wyjrzał nad jej głową w stronę drzwi, za którymi zniknęli jego brat i ojciec. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale gdzieś w głębi jego umysłu zaczęło kiełkować niejasne podejrzenie.

***

Aniela była zaskoczona, gdy usłyszała rozmowę Nasiry i Kseni. Nie spodziewała się, że Karim okaże się tak zdesperowany, by odsunąć swojego brata bliźniaka od władzy, że dopuści się zaplanowania śmierci własnego ojca. Przypuszczała, że jego celem jest ostatecznie obalenie Zahira i objęcie władzy, i przerażała ją świadomość, że gdy tylko dopełni swojego planu, Zahir będzie musiał osobiście oddać mu tron. Dlatego wiedziała, że musi się spieszyć, by to powstrzymać.

Szukanie komnat Maliki zajęło jej więcej czasu, niż by sobie życzyła, ale w końcu trafiła do właściwego skrzydła pałacu. Pod drzwiami przypomniała sobie, że wciąż nie przebrała się w burkę - nadal miała na sobie biały hidżab pokojówki, a to mogło rodzić pytania. Nie miała już jednak czasu, ponieważ odległy korytarz rozbrzmiewał już echem kroków emira, który szedł, by przyłapać córkę na cudzołóstwie.

Otwarła drzwi i wparowała do sypialni Maliki. Ujrzała córkę emira siedzącą na łóżku w samej bieliźnie, dopinającą biustonosz, a Hassana - półnagiego, z bisztem przewieszonym przez ramię, kiedy uciekał za parawan.

- Ubrać się - poleciła łamanym arabskim. - Emir idzie.

- Czemu nas ostrzegasz? - zapytała Malika, pospiesznie przewiązując się szlafrokiem. Hassan obok prędko naciągnął saub i narzucił biszt na ramiona.

- Spisek - odparła Aniela. Żałowała, że braki w jej znajomości języka nie pozwalały na bardziej złożoną konwersację. - Uciekaj, Hassan.

Wiele ją kosztowało, by to powiedzieć. Widziała w jego oczach, że miał tego świadomość. Nienawidziła go z całego serca i najchętniej rozszarpałaby go gołymi rękami, ale teraz musiała uratować mu życie.

- Dziękuję, Polko - powiedział, po czym znów ruszył w stronę parawanu.

Wtedy drzwi za plecami Anieli ponownie stanęły otworem i wpadł przez nie, zataczając się lekko, emir Ibrahim. Pchnął służącą tak, że padła jak długa na dywan, i przekroczył ponad jej ciałem.

- Aha! - krzyknął. - Grzesznicy! Zhańbiłaś mnie, córko!

Malika skuliła się z płaczem na łóżku, a Hassan padł na kolana.

- Błagam o wybaczenie, Effendi - powiedział ze spuszczoną głową. - Zostaliśmy oszukani. Ktoś zaprosił mnie do komnaty twojej córki, a jej wysłał liścik ode mnie, że ją odwiedzę. Zostaliśmy tu zwabieni. Przysięgam, że nie zhańbiłem twojej córki.

- Mam ci wierzyć, łajdaku? Zapłacisz za to krwią! A ty, Malika, pożegnaj się z tytułem księżniczki!

- Ojcze, przysięgam, że do niczego nie doszło! - krzyknęła rozpaczliwie Malika.

- Prawda - odezwała się Aniela, gramoląc się z podłogi. - Oni nie grzeszni. Ja weszłam. Nie grzeszni.

- A co ty tu w ogóle robisz? - warknął emir, odwracając się do dziewczyny. Przyjrzał jej się i aż cofnął, gdy ją rozpoznał. - To ty uwiodłaś mi syna! Przebrałaś się, żebym nie wiedział, z kim wychodzi!

- Nieprawda! - zawołała Aniela. - Malika i Hassan nie grzeszni!

- Już ja w to uwierzę! Pomagałaś im, tak? Może to ty wysłałaś liściki? Wszyscy umrzecie!

Wtem, Ibrahim zachwiał się i wytrzeszczył oczy. Suche stęknięcie opuściło jego usta, po czym powoli upadł na twarz. Po jego białej szacie rozlała się plama czerwonej krwi, a za nim ukazał się Salah z małym nożykiem w ręku.

- Co ty zrobiłeś? - spytała drżącym głosem Malika.

- Uratowałem ciebie i Hassana - odpowiedział. Handlarz podniósł się z kolan i popatrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- Jak to: uratowałeś? - zapytał.

- On by was zabił.

- A teraz co będzie? Myślisz, że nikt nie połączy mnie i twojej siostry z tą zbrodnią? Oskarżą nas o to! O to ci chodziło, żeby pozbyć się swojego ojca i zrzucić na mnie winę?! - krzyknął Hassan.

- Nie. - Salah uśmiechnął się, po czym przeniósł wzrok na Anielę, która z przerażeniem sprawdzała czynności życiowe Ibrahima. - Zdaje się, że Zahir wysłał swoją służącą, żeby zamordowała jego ojca, bo chciał jak najszybciej przejąć tron. Nawet ją przebrał w szaty pokojówki, żeby nikt jej nie rozpoznał i nie podejrzewał. Niewolnica zaczekała na niego w komnacie Maliki, udając, że jej dogląda, bo księżniczka źle się czuje. Tylko że nikt się nie spodziewał, że ja i pan Hassan będziemy przechodzić obok, kiedy to się stanie.

Aniela powoli podniosła się z klęczek i spojrzała na wyszczerzonego bezczelnie Salaha. Rozumiała co drugie słowo, ale pojęła sens jego wypowiedzi.

- Zdrajca - warknęła gardłowo.

- Obawiam się, że to ciebie będą tak nazywać, koteczko.

***

Nieobecność emira na uczcie przedłużała się. Zahir w końcu wypuścił Leilę z objęć i sam wyszedł z Salonu Kominkowego, by poszukać ojca. Niejasne podejrzenia, które pojawiły się w jego głowie, przybierały coraz bardziej konkretną formę.

Korytarze pałacu były pogrążone w ciszy i ciemności. W oddaleniu od uczty budowla wydawała się wymarła. Choć wszystko było nieruchome i pogrążone jakby w lekkim uśpieniu, Zahir bezustannie miał wrażenie, że w tych cieniach i pustce czają się wrogie oczy, obserwujące każdy jego krok. Gdyby nie był tak zaaferowany niebezpieczeństwem, które mogło grozić emirowi, zacząłby się zastanawiać, czy Słowiczy Pałac nie jest nawiedzony.

Gdy w pewnej chwili mijał pustą wnękę obok klatki schodowej, z głębokiej ciemności, jaka w niej zalegała, wyłoniła się ręka i chwyciła go za nadgarstek. Zahir odskoczył jak oparzony i chciał krzyknąć, ale miękki, wypielęgnowany palec dotknął jego ust w geście uciszenia. Książę zamarł, a następnie przypatrzył się majaczącej w mroku twarzy. Nie ulegało wątpliwościom, że była to Amira. Teraz miała na sobie skromną abayę i chimar zakrywający włosy, szyję i ramiona.

- Co tu robisz? - spytał Zahir.

- Ciebie mogłabym zapytać o to samo.

- Ty mi najpierw odpowiedz!

- Chciałam złapać cię, jak wyjdziesz z uczty, i porozmawiać - odparła Amira.

- O czym?

Na chwilę zapanowała cisza. Wielkie, płonące oczy niewolnicy przeniosły spojrzenie z jego twarzy na ścianę, a następnie na czubki jego butów.

- Po prostu - szepnęła cicho.

Zahir rozluźnił się powoli i wypuścił nieświadomie wstrzymywane powietrze.

- Oto i jestem - powiedział. - Dawno się nie widzieliśmy.

- Bardzo dawno - przytaknęła Amira. - Musiało się u ciebie wiele pozmieniać.

- Nie tak wiele, nadal jestem księciem i popychadłem wszystkich. U ciebie za to musiało pozmieniać się dużo więcej.

- Niewiele, nadal jestem niewolnicą - odparła.

- Ale teraz tańczysz.

- Tak... Po tym, jak twój ojciec mnie sprzedał, trafiłam do pewnego... wariata. Facet był marynarzem i zawsze brał parę dziewek ze sobą w rejs, na rozrywkę dla załogi... A załoga strasznie lubiła tancerki. Musiałam szybko nauczyć się tańczyć, za każdy błąd w pląsaniu dostawałam baty. Kiedy im się znudziłam i znowu zostałam sprzedana, mój nowy pan zauważył, że znam podstawy tańca, i postanowił rozwinąć ten talent. Już mnie nie tykał, byłam dla niego wyłącznie tancerką. Bardzo mnie cenił.

- Czemu cię sprzedał w takim razie?

Amira wyszła z cienia i Zahir zauważył, że jej twarz wykrzywia wściekłość.

- Nie sprzedał mnie - syknęła. - Zostałam porwana! Hassan wydarł mnie z jego pieczary, bo kompletował tancerki na ten występ, a usłyszał o mnie!

Książę ujął jej dłonie w swoje ręce.

- Tak mi przykro - szepnął. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś mogła tam wrócić.

- A może ja wcale nie chcę tam wracać?

Zahir przekrzywił głowę.

- Jak to?

- Nie zapominaj, że nie opuściłam tego pałacu z własnej woli. Tu było mi dobrze... I chociaż tam traktowano mnie lepiej, moje serce zawsze tęskniło za Słowiczym Pałacem.

Zahir przyciągnął jej dłonie do siebie i położył je obie na swoim bijącym sercu.

- Za czym tęskniłaś?

Amira przysunęła się bliżej, aż poczuł zapach sandałowca unoszący się z jej licznych warkoczy, teraz ukrytych pod chimarem.

- Za tobą - odpowiedziała, po czym stanęła na palcach, aby go pocałować.

Ich usta zdążyły się ledwie zetknąć, kiedy nagle otwarły się drzwi prowadzące na klatkę schodową, wpuszczając jasne żółtawe światło i odgłos kroków kilkunastu osób. Zahir i Amira odskoczyli od siebie; stali naprzeciwko oddziału Najwyższej Straży. Strażnicy w czarnych turbanach z kwefami na twarzy, spiczastych hełmach na szczycie głowy i skórzanych zbrojach z naszytymi metalowymi płytkami w kształcie półksiężyców obnażyli bułaty, a ich dowódca, który odróżniał się od reszty czerwonym pióropuszem przy hełmie, wystąpił przed szereg.

- Effendi, jesteś aresztowany pod zarzutem zlecenia zabójstwa emira Ibrahima ibn Omera - ogłosił, po czym dał znak swoim ludziom, by pojmali Zahira. - Ty i zabójczyni odpowiecie za to przed naszym nowym władcą, emirem Salahem ibn Ibrahimem.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro