XIV. Ucieczka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cztery żony emira Ibrahima, czy też cztery wdowy po nim, siedziały wokół jednego stołu, pochylone i pogrążone w konspiracyjnej rozmowie, kiedy ktoś cicho zapukał do drzwi.

- Wejść! - zawołała Jasmina. Do środka zajrzała głowa służącej w białym hidżabie.

- Pani Aisha pyta, czy może na rozmowę - wyjaśniła.

- Niech wchodzi - zgodziła się Jasmina, choć Leila na dźwięk tego imienia lekko zacisnęła usta.

Aisha wkroczyła śmiało do haremu, nie kłopocząc się zakrywaniem twarzy ani włosów. I tak były tu tylko kobiety.

- Czemu zawdzięczamy wizytę? - zapytała słodko Hayfa, podczas gdy Leila mierzyła nowoprzybyłą jadowitym spojrzeniem.

- Chyba wszystkie już to wiecie - odparła żona Karima. Nie łudziła się co do przyczyny, dla której wszystkie cztery skupiły się wokół jednego stołu, choć wiadomo było, że dotychczas często wybuchały między nimi konflikty. - Chcę ustalić, co robimy z zaistniałą sytuacją.

- Nie rozumiem, co mamy do ustalenia - warknęła Leila. Aisha przyjrzała się krytycznie śladom płaczu na jej twarzy i wygięła usta w bezczelnym uśmieszku.

- Chyba lubiłaś tego starucha - stwierdziła, na co Leila poderwała się z oburzeniem. - Nic nie mów, jestem po twojej stronie. Żałujesz jego śmierci. Ja może mniej, ale i tak nie życzyłam mu takiego końca, jaki go spotkał. Musicie wiedzieć, że to nie Zahir i jego niewolnica są winni.

- Tego się domyśliłyśmy - przerwała jej chłodno Fatima.

- Mordercą jest Salah - ciągnęła Aisha. - Hassan i Malika to fałszywi świadkowie, prawdopodobnie zastraszeni. Salah musi coś na nich mieć. Teraz niewinny człowiek, prawowity dziedzic Ibrahima, gnije w lochu, podczas gdy morderca nami włada. Pozwolicie na to?

- Co niby możemy zrobić? - prychnęła Leila. - Jesteśmy tylko kobietami, które Salah przy pierwszej okazji wypędzi z pałacu.

- Albo nie wypędzi. - Aisha postukała palcem w nos. - Musimy znaleźć sposób, żeby was uznał za niezbędne. Wtedy będziecie naszymi oczami i uszami w pałacu.

- Naszymi, czyli kogo?

- Mnie, Karima i Zahira. Zamierzamy go wykraść z lochu i ukryć gdzieś. Pojedziemy z nim, bo i tak się wyda, że to my stoimy za uwolnieniem go, a jeśli nie, to Salah tak czy siak w końcu znajdzie sposób, żeby pozbyć się mojego męża.

- I co dalej? - prychnęła Fatima. - Będziecie zbiegami.

- Postaramy się udowodnić niewinność Zahira. Poszukamy w tym celu pomocy u naszych sojuszników, zwłaszcza takich, którzy mogą mieć coś przeciwko Salahowi.

- Czyli jakich?

Aisha uśmiechnęła się.

- Zobaczycie. Teraz, czy zgadzacie się?

Fatima, Hayfa i Jasmina pochyliły się ku sobie, by przedyskutować to szeptem, ale Leila wciąż wpatrywała się w Aishę lodowatym spojrzeniem.

- A co ty będziesz z tego miała? - warknęła.

Zapytana westchnęła i spuściła głowę.

- Tak trudno ci uwierzyć, że mogę po prostu działać w imię sprawiedliwości?

- Tak, bardzo trudno! Jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś robiła cokolwiek w innym celu niż zdobycie jak największych wpływów i przywilejów dla siebie i swojego małżonka.

- I tylko dlatego tak bardzo mnie nienawidzisz?

- Nie czuję do ciebie nienawiści - odparła Leila. - Ja ci po prostu nie ufam, i dobrze wiesz, dlaczego.

- Posłuchaj mnie teraz. Salah nie ma najmniejszych praw, żeby zawłaszczać sobie stanowisko emira. Żeby je zdobyć tak, aby nikt nie mógł ich podważyć, będzie musiał się pozbyć nie tylko prawowitego następcy, ale też wszystkich potencjalnych rywali, czyli zarówno mojego męża, jak i twojego syna, jeśli nie urodzisz dziewczynki. Teraz rozumiesz? Ja chcę, żeby Karim przeżył, nic poza tym.

- A nie boisz się, że Zahir może go usunąć?

- Zahir jest broniony testamentem Ibrahima. Nie będzie miał potrzeby nikogo usuwać. A skoro tak bardzo mi nie ufasz, przyznam ci się też, że liczę na to, że jak już osadzimy prawowitego władcę na tronie, to nasze wysiłki zostaną dostrzeżone i nagrodzone. I wasze także, jeśli się przyłączycie. Jesteś zadowolona?

Leila zacisnęła usta w wąską kreskę.

- Jak tego dokonamy? - spytała od niechcenia, jakby chciała koniecznie mieć jeszcze jakieś obiekcje. - Nawet nie wiemy, czy nie zostaniemy wypędzone z pałacu na zbity pysk. A nawet jeśli nie, to i tak nie zbliżymy się do Salaha na tyle, żeby poznać jakiekolwiek poufniejsze informacje.

- To nie będzie waszą rolą. Mamy kogoś znacznie bliżej Salaha, niż wy, ale z powodu swojego statusu ta osoba nie może wychodzić poza pałac. Wy byłybyście pośredniczkami.

- Nie wiem, jak Leila, ale my się zgadzamy - odezwała się Jasmina. - Gdzie i kiedy miałybyśmy dostarczać wiadomości?

- Odezwiemy się do was z konkretami, kiedy już się uda zapewnić Zahirowi wsparcie - odparła Aisha. - Jesteśmy wam wdzięczni.

Wszystkie spojrzały na Leilę, która nadal milczała, wbijając w Aishę wrogie spojrzenie. Wszystkie żony Ibrahima traktowały Aishę z pewną rezerwą, ale żadna nie była na nią tak cięta, jak Leila. Te dwie od zawsze miały ze sobą na pieńku.

Hayfa machnęła ręką i odeszła w głąb pomieszczenia, ale Fatima i Jasmina wpatrywały się nadal w Leilę z nadzieją. Najmłodsza z wdów prychnęła w końcu i powiedziała:

- No dobrze. Przyłączę się. Ale nie dla ciebie, Aisha. Dla takich jak ty nie ma miejsca w rodzinie emira.

***

- Szybko! - zawołała Amira, gdy Zahir wyszedł z celi, po czym pobiegła w stronę korytarza wyjściowego z lochów. Książę jednak nie ruszył się z miejsca. - Co jest?

- Moja niewolnica - przypomniał. - Bez niej nie ucieknę.

- Nie mamy na to czasu!

- Widziała zbrodnię. Może świadczyć. Poza tym nie zostawię jej. Po prostu nie.

- Gdzie jest?

- Cela obok.

Amira podbiegła do drzwi do celi Anieli i zaczęła w pośpiechu sprawdzać wszystkie klucze w pęku.

- Jak właściwie pozbyłaś się straży?

- Przyniosłam im szerbet z uczty, zaprawiony proszkiem nasennym. Powiedziałam, że nowy emir kazał w ten sposób podziękować im za współpracę. Ale musimy się spieszyć, bo za chwileczkę zaczną się budzić!

Aniela dopadła krat. Zahir i Amira mówili zbyt cicho i szybko, by ich zrozumiała, ale z ich zachowania wywnioskowała, że ma zostać uwolniona.

- Dlaczego to dla mnie robisz? - spytał książę, podczas gdy tancerka wciąż siłowała się z zamkiem.

- Wiesz, dlaczego - padła odpowiedź. W następnej sekundzie drzwi stanęły otworem. - Wychodź! - zawołała do niewolnicy.

- Dziękuję - odpowiedziała Aniela po arabsku, po czym wyszła z celi.

Amira powiodła uwolnionych towarzyszy w stronę schodów na górę. Po wyjściu z lochów musieli przebiec przez główny hall strażnicy - wbrew pozorom było to miejsce, w którym chyba najrzadziej można było napotkać Najwyższą Straż. Główne wejście do strażnicy zawsze było pilnowane, ale tylne, prowadzące na jeden z dziedzińców wewnętrznych, już nie. Zdecydowanie musieli unikać głównej bramy, przy której najprawdopodobniej podwojono straże, ale z tego dziedzińca można było przejść do ogrodów, uśpionych i opuszczonych tak późną nocą, wokół których zamiast potężnych i strzeżonych murów ochronę stanowił niski płot. Amira wyjaśniła ten plan po drodze, gdy mijali bezwładne ciała strażników.

- Widzę, że nadal bezbłędnie pamiętasz układ Słowiczego Pałacu - zauważył z uznaniem Zahir, gdy skończyła mówić.

- Jest jak wypalony w mojej pamięci - odpowiedziała Amira. - Będziemy musieli szybko biec!

Wydostali się z lochów za pomocą kolejnego klucza z pęku, który tancerka ukradła jednemu z uśpionych strażników, i przecięli hall. Cichaczem wymknęli się przez tylne drzwiczki na dziedziniec, pośrodku którego szemrała fontanna. Pióropusze palm stały nad nimi nieruchomo, niby odlane z żelaza w ciemnościach tej bezwietrznej nocy, gdy biegli co sił w nogach ku czarnej ścianie żywopłotów niczym wystraszone duchy.

Byli w połowie drogi, kiedy na drugim końcu patio rozległy się krzyki. Aniela, jako że biegła na końcu, spojrzała przez ramię - w ciemnościach pojawiło się kilka pomarańczowych punkcików, które zmierzały ku nim w zawrotnym tempie. Były to pochodnie strażników.

- Padnij! - wrzasnęła, pochylając się nisko, gdy jeden z tych punkcików się zatrzymał mimo znacznej odległości, jaka ich dzieliła. Wiedziała, że będzie celem, jej biała szata świeciła niczym tarcza w odmętach nocy.

Strzała wypuszczona z łuku refleksyjnego minęła ją o włos. Dziewczyna już miała odetchnąć z ulgą, ale wówczas usłyszała pełen bólu okrzyk. Wyprostowała się i zobaczyła drzewce sterczące z dolnej części pleców Zahira, który powoli osunął się na kolana.

Amira przyglądała się temu w osłupieniu, unosząc dłonie do twarzy. Książę zwrócił na nią pozbawione wyrazu spojrzenie, po czym padł, zemdlony, na twarz. Tancerka wrzasnęła.

- Cicho! - syknęła Aniela. Kolejne dwie strzały przecięły powietrze, ale tym razem zagrzechotały nieszkodliwie o bruk. Łucznik wciąż stał w miejscu, po drugiej stronie dziedzińca, ale pozostałe pomarańczowe punkciki nadal się zbliżały. Niewolnica przyjrzała się ranie swojego pana i bez głębszych oględzin stwierdziła, że na pewno nie jest ona śmiertelna. Chwyciła więc jeden z jego barków i z wysiłkiem uniosła go nad bruk. Wskazując na drugi bark, poleciła Amirze: - Bierz!

Ale Amira pokręciła głową, wydając z siebie kolejny przeciągły wrzask. Nie była przyzwyczajona do widoku krwi i sądziła, że książę umiera. Widząc, jak jej towarzyszka szarpie go za ramię i wstrząsa nim, wpadła w jednostajny, donośny lament i klęknęła przy Zahirze, błagając go płaczliwie, by do niej wrócił.

Aniela zacisnęła zęby. Żałowała, że nie ma przy niej Jerzego, który wprawdzie nią gardził, ale za to w takich sytuacjach nigdy nie tracił zimnej krwi, podobnie jak ona. Pomarańczowe punkciki pochodni znajdowały się już tak blisko, że nie tylko można było usłyszeć ich kroki, ale nawet zobaczyć szczegóły zbroi i bułatów trzymanych w rękach. Nie mieli już szans przepaść w ciemnościach ogrodu - plan spalił się na panewce.

Aniela puściła Zahira i podniosła ręce w geście poddania się. Kilka sekund później funkcjonariusze Najwyższej Straży otoczyli ich ze wszystkich stron. Do gardła każdego z uciekinierów zostały przystawione co najmniej trzy lodowate ostrza.

***

Karim minął zabieganych, rozgorączkowanych strażników, po czym zatrzymał się na pięcie, gdy zastał otwarte i puste cele. Zaklął szpetnie i powrócił na główny dziedziniec, rozglądając się, jak mógł, za uciekinierami. Wtem, jego uwagę przykuło zamieszanie na mniejszym dziedzińcu, sąsiadującym z ogrodami, połączonym z głównym patio szerokim pasażem. Niewiele myśląc, pobiegł w tamtą stronę. Kiedy dotarł na miejsce, Zahir, Aniela i jeszcze jedna dziewczyna byli już otoczeni i pokonani. Książę leżał nieprzytomny z ogromną strzałą sterczącą mu z pleców.

- Stać! - krzyknął, widząc, że dowódca oddziału szykuje się, by zdekapitować Anielę. - Co wy robicie? To ważni więźniowie!

- Próbowali uciec, Effendi! A ta dziwka im pomogła! - Dowódca wskazał ostrzem zapłakaną Amirę.

- Nie obchodzi mnie, co próbowali zrobić! Salah chce ich natychmiast przed swoim obliczem, bo wyszły na jaw nowe szczegóły zbrodni, a wy prawie ich zabiliście!

- Ale, panie...

- Milczeć! - ryknął Karim. - Zabieram ich! Trafią prosto do emira Salaha! A wy tu zostaniecie, zrozumiano? Nie potrzebujemy takich partaczy w Najwyższej Straży!

Dowódca zasalutował z przerażeniem, a jego ludzie cofnęli bułaty. Karim bezceremonialnie podniósł Zahira i przerzucił go sobie przez ramię, a gestem dał znać dziewczynom, by poszły za nim. Aniela chwyciła biadolącą tancerkę za rękę i pociągnęła ją za sobą.

Karim zaprowadził ich do mieszkalnej części pałacu, a następnie do swoich komnat. Na progu czekała na nich Nasira.

- Wielkie nieba, co się stało?! - zapytała z przejęciem.

- Komplikacje w planie - odparł książę przez zaciśnięte zęby. - Potrzebuję ręczników, gorącej wody, ognia i noża. W ciągu pięciu minut.

- Tak jest!

Wybiegając, Nasira minęła się w drzwiach z Amirą. Obejrzała się za nią, ale o nic nie zapytała, ponieważ nie chciała stracić czasu.

Tymczasem Karim rzucił swojego rannego brata na łóżko, brzuchem do dołu, i rozdarł galabiję na jego plecach. Strzała nie wbiła się głęboko, za to siedziała nieco pod kątem. Z rany nie wyciekło wiele krwi, ale Aniela wiedziała, że to się zmieni po wyjęciu strzały, która chwilowo tamowała krwotok. Przygotowała się, by asystować Karimowi przy oczyszczaniu rany, i poczuła znajomy deszczyk emocji.

- Co robisz? - spytał starszy książę, widząc, jak dziewczyna podwija rękawy.

- Ja umiem - odpowiedziała. - Umiem leczyć. Krwawienia nie.

Karim najwyraźniej zrozumiał jej bełkot, ponieważ uśmiechnął się z wdzięcznością. Chwilę później do komnaty wpadła Nasira z misą gorącej wody, w której już parzyły się bandaże, latarnią zawieszoną na przedramieniu i ostrym nożem kuchennym przy pasie.

- Gotowa? - zapytał Karim, patrząc na Anielę, gdy wszystkie przybory zostały już rozłożone.

- Tak - odpowiedziała dziewczyna.

Razem usunęli strzałę z ciała Zahira odkażonym w ogniu nożem i zabandażowali ranę, dzięki czemu nie stracił wiele krwi. Przez cały czas trwania zabiegu ani razu się nie obudził. Amira i Nasira stały nad nimi z napięciem w oczach - gdy wszystko było skończone, odetchnęły z wyraźną ulgą.

- Co teraz robić? - zapytała nieśmiało Aniela.

- Za chwilę - odpowiedział jej Karim, po czym zwrócił się do tancerki: - Coś ty za jedna? Czemu pomagasz Zahirowi?

- Nienawidzę Hassana - padła odpowiedź. - Wykradł mnie z pieczary mojego pana, który był dla mnie dobry. Chcę się na nim zemścić, a wiem, że stoi po stronie Salaha.

- Jesteś jedną z tancerek - zrozumiał książę. - O jakiej pieczarze mówisz?

- Mój pan woli naturalne formacje od budynków. Kiedy go opuszczałam, mieszkał w pieczarze w skalistej górze na środku pustyni.

Karimowi nagle zabłysły oczy.

- Myślisz, że twoj pan byłby skłonny nam pomóc? - spytał.

- Mój pan pomoże każdemu, kto sprzeciwia się Hassanowi. Stracił przez niego ulubioną tancerkę.

- Mogłabyś nas tam zaprowadzić?

- Mogłabym, ale to daleka droga. Tak bardzo ranny książę może nie wytrzymać.

Ku jej zdumieniu, Karim uśmiechnął się.

- Zostaw to mojej żonie - powiedział, po czym otworzył skrzynię stojącą obok łóżka i wyciągnął z niej trzy czarne burki z siateczkami na oczy.

- Ubierajcie je - polecił. - Aniela i Amira. Zahira też musimy w to przebrać. Nasiro, ty musisz sama poszukać stroju.

- Ja do was dołączę później, panie - odpowiedziała Nasira.

- Dlaczego?

- Muszę jeszcze porozmawiać z Ksenią. Powiedzieć jej wszystko, co zostało ustalone.

- Jak potem uciekniesz?

- Dam sobie radę, panie. Kiedy Zahir zniknie z pałacu, wszystkie straże ruszą w pościg. Nikt mnie nie zauważy.

Karim pokiwał głową, ale w jego spojrzeniu widać było troskę i niepewność.

- Uważaj na siebie - polecił.

- Wy również - odparła Nasira, po czym wybiegła na korytarz.

***

Zastała ją wychodzącą z wychodka dla służby.

- Ksenia! - zawołała, podbiegając do młodszej dziewczyny. - Muszę z tobą porozmawiać!

- Naval - poprawiła ją Naval.

- Co takiego?

- Nazywam się Naval. Tuż przed ucztą przyjęłam wiarę muzułmańską.

Nasira roześmiała się i ujęła jej obie ręce.

- Dobra z ciebie intrygantka - pochwaliła. - Teraz na pewno okręcisz sobie Salaha wokół palca. Będzie dumny, że namówił cię do zmiany wiary.

- To nie on mnie namówił.

- No, domyślam się. A teraz, Kseniuchna...

- Nasiro - przerwała Naval - nie rozumiesz. Ja naprawdę zmieniłam wiarę. Nie chcę mieć już nic wspólnego z chrześcijaństwem.

Uśmiech Nasiry zgasł, a jej uścisk wokół nadgarstek przyjaciółki zelżał.

- Chyba nie mówisz poważnie? - wykrztusiła.

- Mówię. Mam do tego prawo, takie samo, jak miałaś ty, kiedy to zrobiłaś. Oczekuję, że to zaakceptujesz.

Nasira puściła jej ręce i odsunęła się, pokonana. Nie spodziewała się, że taka wiadomość zaboli ją tak bardzo.

- Ale mów, chciałaś o czymś rozmawiać - zachęciła ją Naval, gdy milczenie zaczęło się przedłużać.

- Słuchaj. Jak wiesz, sprawy się trochę skomplikowały...

- Zauważyłam.

- Potrzebujemy cię. Ja razem z Karimem i Aishą wywieziemy Zahira gdzieś poza zasięg Salaha i poszukamy sojuszników, którzy wesprą go jako prawowitego następcę. Ty tu zostaniesz i będziesz naszym informatorem. Jesteś tak blisko Salaha, jak tylko się da. Nadajesz się idealnie.

- Nie.

- Jak to?

- Powiedziałam, że nie - powtórzyła twardo Naval. - Zaufałam ci, Nasiro. Obiecałaś, że zostanę uwolniona spod jego władzy, jeśli spełnię wasze oczekiwania. I spełniłam je. A teraz zostanę z niczym.

- Nie mamy innego wyjścia...

- Gówno mnie to obchodzi! - krzyknęła dziewczyna. - Zupełnie nic a nic! Wy sobie uciekacie diabli wiedzą gdzie, a ja zostaję z tym potworem! Nie na to się pisałam! Co mnie obchodzi tutejsza polityka? Nic! Chciałam tylko, żeby Salah zniknął z mojego życia!

Nasira cofnęła się, a w jej oczach błysnęły łzy.

- Skoro tego chcesz... Naval - szepnęła. Jej rozmówczyni spojrzała na nią, jakby chciała ją jednocześnie przytulić i zabić.

- W którą stronę uciekacie? - zapytała wreszcie.

- Po co chcesz to wiedzieć?

Naval podeszła do niej, stanęła na palcach i ujęła jej głowę w dłonie, przyciągając ją do swojej. Przez chwilę Nasira miała złudną nadzieję, że dziewczyna ją pocałuje, ale ona jedynie wyszeptała do jej ucha:

- Powiem im, że widziałam, jak uciekacie w przeciwnym kierunku. To będzie jedyna pomoc, jaką ode mnie dostaniecie. Wyrzuć mnie z głowy i ze swojego serca, Nasiro... A jeśli musisz mnie wspominać, wspominaj mnie pod imieniem Naval. Ksenia już dawno umarła.

***

Skrzyżowane włócznie zagrodziły im drogę, gdy zbliżyli się do głównej bramy rezydencji.

- Dokąd to, Effendi? - zapytał wartownik. - Salah zakazał opuszczać zamek.

Karim postąpił krok naprzód, prezentując bezwładną postać w burce, którą trzymał na rękach.

- Moja niewolnica ciężko zachorowała - wyjaśnił. - Te dwie za mną to jej przyjaciółki. Biorę ją do medyka.

- Nie lepiej wezwać medyka?

- O tej porze, do niewolnicy? Nie ma szans, że przyjdzie.

Wartownik nie wyglądał na przekonanego. Marszcząc brwi i mlaszcząc ze zdenerwowania ustami, podszedł do Karima i dotknął głowy postaci w burce.

- To tylko niewolnica - stwierdził. - Czemu pan się sam fatyguje?

Karim spuścił wzrok i odpowiedział drżącym jakby z emocji głosem:

- Bo to moja ostatnia pamiątka po ojcu. Dostałem ją od niego na tegoroczne urodziny. Proszę, pozwólcie mi ją uratować.

Wartownik zrobił ruch, jakby chciał odsłonić twarz postaci. Na szczęście ostatecznie podniósł tylko siateczkę zasłaniającą oczy - oczy, których Aniela nie zapomniała Zahirowi pomalować, choć niezbyt wprawnie, henną, zanim opuścili komnaty Karima. Wartownik pokiwał głową i z kolejnym mlaśnięciem przepuścił ich przez bramę.

- Dziękuję - rzucił Karim, udając, że łzy stają mu w gardle i utrudniają mówienie. - To dla mnie bardzo ważne.

Kilka ulic od bramy czekała na nich Aisha z czterema wielbłądami, które nabyła w biednej dzielnicy. Karim szybko streścił jej to, czego się dowiedział i co się stało. Aisha natychmiast urządziła na garbie jednego z wielbłądów w miarę wygodne legowisko, a którym następnie umieścili Zahira. Książę powoli zaczynał odzyskiwać przytomność i mamrotał pod nosem niezrozumiałe wyrazy, ale nie stawiał oporu.

Ruszyli wzdłuż muru okalającego pałac. Gdy mijali płot, za którym znajdował się ogród, z jego szczytu zeskoczyła ciemna postać. W pierwszej chwili Karim i Aisha sięgnęli po broń, ale postać uniosła ręce i odsłoniła twarz - to była Nasira.

- Jesteś wreszcie! - syknęła Aisha. - I co?

- Ksenia nam nie pomoże. Wymagaliśmy od niej zbyt wiele.

- Ręczyłaś za nią...

- A pani ręczyła, że ją uwolnimy od Salaha. Ksenia ma dosyć. Uznała, że już nie chce współpracować. I nie dziwię jej się.

- A ty? - spytał surowo Karim.

- Ja chcę się przysłużyć słusznej sprawie - odpowiedziała Nasira, choć jej głos brzmiał nieco sztucznie. - Proszę, powiedzcie, że nie jedziemy na wschód.

- Amira?

- Jedziemy na północ - odpowiedziała tancerka. - A czemu pytasz?

- Bo Ksenia właśnie donosi, że pojechaliśmy na wschód. To jej ostatnia przysługa dla nas. A teraz ruszajmy!

Nasira tymczasowo dosiadła się do Aishy na szczycie wielbłąda. Zwierzęta ruszyły prędko i wkrótce wywiozły ich z miasta, podczas gdy pogoń wyruszyła w zupełnie innym kierunku. Pustynia wkrótce rozwarła przed nimi swoją piaszczystą paszczę i wchłonęła ich wraz z cieniami i wszelkimi szansami, by ktoś mógł ich znaleźć. Tymczasem gwiazdy ponad wschodnim horyzontem powoli zaczęły blednąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro