XLVI. Serca Złączone

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- ...od tego czasu ten wąwóz jest przeklęty, każdy, kto tu wejdzie ze złamanym sercem, już nie wyjdzie z niego żywym - skończyła opowiadać Amira, prowadząc Zahira dnem Wadi Samotnego Ifryta. Słońce zaszło już za horyzont i nocny mrok zaczął obejmować coraz znaczniejsze partie nieba.

- Więc czemu tu jesteśmy? - zapytał książę, czując ciarki biegnące w dół jego kręgosłupa.

- A co, masz złamane serce, że się boisz? - droczyła się tancerka.

- Nie, ale zaraz cały się złamię z ciekawości, co my tu właściwie robimy.

- O tym ci powiem, kiedy księżyc bedzie na niebie.

Usiedli razem na skalistym dnie i przytulili się do siebie ramionami. Zahir już od jakiegoś czasu ćwiczył coraz dalsze piesze wędrówki, ale rankiem tego dnia Amira stwierdziła, że czas przyzwyczaić go na powrót do siodła. Zabrała go więc na wycieczkę, nie mówiąc, dokąd go prowadzi - dopiero kiedy dotarli do wadi, opowiedziała mu historię samotnego Ifryta i jego ukochanej. Zahir wciąż nie rozumiał, co jest takiego specjalnego w tym miejscu i dlaczego Amira zdecydowała się go zabrać właśnie tutaj, ale zmusił się, by być cierpliwym.

Niedługo później księżyc wstał, a przed nim rozlała się panorama najróżniejszych kolorów, od błękitu poprzez granat i fiolet po lilę i róż, wszystko to ułożone we wzór przypominający języki nieziemskiego ognia.

- To dzieło Ifryta - zrozumiał. - Ciekawe, co tak naprawdę musiało tu...

Nie dokończył, ponieważ Amira znienacka pocałowała go w usta. Oddał pocałunek, pogłębiając go i przeciągając ponad miarę, a kiedy wreszcie się odsunęli od siebie, pogładził dziewczynę z czułością po obu policzkach.

- To teraz mi powiedz, po co tu jesteśmy - zażądał żartobliwie.

- Wlasnie po to. - Amira zatoczyła ręką półkole, wskazując na rozświetlony wąwóz. - Ten, kto wejdzie tu odrzucony i cierpiący, umiera, ale szczęśliwa para, która się tu pocałuje, już nigdy się nie rozejdzie.

- To... piękne - wykrztusił Zahir. Był wzruszony faktem, że kochała go tak bardzo, że postanowiła zadbać o to, by prastare demony nie pozwoliły nigdy im się rozdzielić. Pragnął tu i teraz poprosić ją o rękę, uczynić z niej swoją oficjalną narzeczoną, wziąć ją w ramiona, ale... coś go powstrzymywało, choć sam nie wiedział, co.

Zamiast tego więc po prostu ujął ją za rękę i zapytał:

- Przejdziemy się? Chcę zobaczyć, dokąd to sięga.

- To będziemy dzień i noc maszerować - zaśmiała się Amira. - To bardzo długi wadi.

- Chcę zobaczyć chociaż kawałek. Nie masz pojęcia, jakie to cudowne uczucie, móc znowu chodzić, gdzie tylko mi się podoba!

Tancerka uśmiechnęła się i ruszyli do przodu, splatając palce swoich połączonych dłoni. Westchnienia zachwytu raz po raz opuszczały usta księcia, co tylko podsycało jej szczęśliwy uśmiech. Choć do niedawna wątpiła w swoją przyszłość z Zahirem, teraz miała pewność, że ma go już w garści. Mimo upływu lat nadal chciał mieć w niej swoją emirową.

Z zamyślenia wyrwały ją pełne zdziwienia słowa Zahira:

- Amiro... Co tam jest?

Spojrzała w kierunku, który wskazywał książę, i dostrzegła nieregularną ciemną plamę w załomie wąwozu, zakłócającą spektakl barw. Co dziwne, plama wydawała się poruszać.

- Chyba człowiek - wyszeptała, instynktownie chowając się za plecami swojego towarzysza.

Zahir, choć dusza wyszła z niego i siadła mu na ramieniu, zrozumiał, że jako mężczyzna, to on musi sprawdzić dziwo, które zastawiło im drogę.

- Zaczekaj tu - wyszeptał przez zaciśnięte gardło i ostrożnie ruszył naprzód.

Już po kilku krokach odważył się iść nieco szybciej; postać poruszała się z wyraźnym trudem, prawdopodobnie potrzebowała pomocy. Gdy był nieco bliżej, zauważył, że cień składał się z sylwetek dwóch osób - jedna z nich była całkowicie nieruchoma, a druga trzymała ją w ramionach i lekko kołysała. Parę następnych kroków pozwoliło mu dostrzec, że są to dwie kobiety w czarnych burkach, które prawdopodobnie trafiły tu w wyniku burzy piaskowej, która szalała nad pieczarą i jej okolicami poprzedniej nocy.

- Potrzebujecie pomocy? - zapytał głośno, podchodząc śpiesznie.

Nie otrzymał odpowiedzi, jedynie ta żywsza z postaci nieskończenie powoli podniosła na niego wzrok.

Zahir zatrzymał się i zachwiał, uderzony nagłym wrażeniem, że zna tę osobę. Kolejne kroki stały się ciężkie, jakby bał się tego, co zastanie, gdy się zbliży, a jego ciało pragnęło odwlec możliwe tę chwilę. W końcu jednak znalazł się zbyt blisko, by móc się dalej oszukiwać.

- Aniela... - wyszeptał. - Co ty tu robisz? Co się stało?

Dziewczyna nadal milczała, więc przypadł do niej i zdarł jej z głowy nikab. Ujrzał bladą jak śmierć cerę i straszliwie popękane, wysuszone na wiór usta.

Natychmiast zwilżył jej wargi, a potem dał jej się napić, pilnując, by piła powoli. Po paru łykach rozkaszlała się straszliwie, przez co omal nie rozlała reszty wody. Zahir odsunął bukłak na bezpieczną odległość, a gdy kaszel się uspokoił, pozwolił jej wypić jeszcze trochę.

Odjąwszy bukłak od ust Anieli, podniósł kwef Aldony, by ją również napoić - wzdrygnął się i cofnął rękę, gdy ujrzał zapadnięte oczy, cofniętą szczękę i biało-żółtą powłokę skóry, poprzerzynaną licznymi sczerniałymi żyłkami.

- Nie żyje - wychrypiała Aniela.

- Co się stało?!

- Ukąsił ją wąż. Można ją było uratować, gdybyśmy mieli leki...

- A Chamis? Przecież Chamis miał leki! Gdzie są on i Karim?

Z każdym wykrzyczanym słowem książę czuł coraz większą rozpacz i strach zaciskające się na jego sercu. Zwabiona jego głośnym zachowaniem Amira podeszła do niewolnic, a kiedy zobaczyła martwe ciało Aldony i zabiedzoną Anielę, przycisnęła ręce do ust, powstrzymując się od krzyku.

- Wpadli w niewolę jakiegoś dziwnego oddziałku dziesięciu jeźdźców w czerni - odpowiedziała znużonym głosem Polka. - Wmówili im, że była ich tylko dwójka, ale jeźdźcy na wszelki wypadek zabrali nam z obozowiska konie. W razie jakby się okazało, że ty się gdzieś w okolicy ukrywasz, żeby cię wykończyło słońce.

Zahir ukrył głowę w dłoniach, a Amira zapłakała cicho.

- Nie wiem, kto to był, ale prowadzą ich do Fajr - kontynuowała Aniela. - Pojawili się znikąd, jak duchy. Przerażający ludzie. Albo potwory.

- Krwawe Skorpiony - rozpoznał Zahir, po czym odsunął ręce od twarzy. - Nie uda się ich uwolnić.

- Skąd to wiesz?

- To skrzydło sekretnej organizacji specjalnej, o której oprócz członków i osób upoważnionych ma prawo wiedzieć wyłącznie emir i jego synowie. Pochodzą z Wahah. Skoro stoją po stronie Salaha, to prawdopodobnie oni dali mu znać, że jesteśmy w Almutahar.

- To by się zgadzało - wtrąciła Amira. - Pan Omer był nazywany Czwartą Hieną, a jest szyitą z Wahah. To pewnie tytuł należący do tej organizacji.

- Cała organizacja nazywa się Krwawe Hieny - przytaknął Zahir. - Dzieli się na Hieny, Sępy i Skorpiony. Hieny to agenci, Sępy to najemne oddziały zbrojne, a Skorpiony to grupa najbardziej skutecznych zabójców. Są tak utajnieni, że ich tożsamości zna tylko i wyłącznie Pierwsza Hiena, zwierzchnik całości organizacji.

- Więc co zrobimy teraz? - spytała słabo Aniela.

- Musimy dostać się do Nakhli, choćby nie wiem co. Teraz mojego brata może uratować już tylko interwencja zagraniczna.

Aniela otwarła usta, ale ugryzła się w język. Nie chciała przy Amirze zdradzać sekretów, które przed śmiercią przekazała jej Aldona, ponieważ nie ufała tancerce. Choć ta jak dotąd robiła dla nich wszystko, niewolnica Zahira wciąż była podejrzliwa i miała wrażenie, że Amira zrani księcia - w ten czy inny sposób.

Zahir podniósł Anielę i na rękach wyniósł ją z wąwozu, do miejsca, gdzie on i Amira zostawili konie. Gdy chciał wrócić się po ciało Aldony, dziewczyna nagle spanikowała.

- Co się dzieje? - zdziwił się.

- Tu wszędzie są te węże - wyjaśniła Aniela, wzdrygając się. - Boję się ich strasznie.

Amira w odpowiedzi wyciągnęła z kieszeni buteleczkę z antidotum.

- Wiem o tym i jestem przygotowana - odpowiedziała. - Nie masz się czego bać.

- Nie chcę z nimi zostać sama...

- Amira z tobą zostanie - zdecydował Zahir. - Ja idę po Nasirę. Musimy ją przywieźć i pochować.

- Po Aldonę - poprawiła go Aniela.

- Słucham?

- Nasira przed śmiercią wróciła do starego imienia i wiary. Pochowamy ją jako Aldonę i postawimy Krzyż na nagrobku.

Tancerka odsunęła się od Anieli jak oparzona i spojrzała na nią z oburzeniem, ale Zahir jedynie skinął głową i odpowiedział:

- Jak sobie życzysz.

Chwilę później zniknął w czeluściach Wadi Samotnego Ifryta.

Po kilkunastu sekundach ciszy Amira nie wytrzymała i palnęła:

- Co ty sobie wyobrażasz, panoszyć się z bluźnierczą krają w dobrym muzułmańskim kraju?!

- A co, zabronisz mi? - prychnęła Aniela.

- Ja nie, ale Zahir powinien! Co ty mu zrobiłaś, że akceptuje twoje barbarzyńskie wyznanie?

- Nic. - Wzruszyła ramionami. - Od początku nie miał z tym problemu.

- Kłamiesz!

- Nie kłamię, nie upadłam tak nisko. W przeciwieństwie do ciebie Zahir ma serce i pojęcie o świecie. Wie, że wy muzułmanie nie jesteście pępkiem świata. A już na pewno nie jesteście idealni. - Parsknęła niewesołym śmiechem. - Dlatego od początku sprzeciwiał się waszym barbarzyńskim zwyczajom i traktował mnie z szacunkiem. Nauczył mnie waszego języka i gry na lirze korbowej, choć w tym najlepsza nie jestem. A kiedy się pokłóciliśmy, kupił mi taki prezent na pojednanie.

Aniela sięgnęła głęboko pod materiał burki i wyciągnęła swój grecki krucyfiks. Doskonale pamiętała, co się stało ostatnim razem, kiedy się z nim obnosiła, ale po prostu nie mogła się powstrzymać przed utarciem nosa tej zarozumiałej ślicznotce, która była tak pewna, że jest absolutnie najlepszą na świecie partią dla Zahira.

Oczy Amiry zapłonęły gniewem, kiedy zobaczyła symbol chrześcijaństwa.

- Oddaj to - warknęła, wyciągając rękę.

- Niby dlaczego?

- Powiedziałam, Saqaliba, żebyś mi to oddała! Nie pozwolę bluźnierczym znakom szpecić mojego kraju!

- To własność Zahira - odparła Aniela ze słodkim uśmiechem.

- To twoje!

- Nie, to jego. Ja jestem jego własnością, więc wszystko, co moje, należy do niego. Kupił to zresztą za własne pieniądze.

Tancerka zacisnęła pięści i westchnęła głośno z bezsilnej wściekłości. Następnie odwróciła się tyłem do Anieli i odeszła na ponad dziesięć kroków, gdzie usiadła na piasku, nadal zwrócona plecami do niedawnej rozmówczyni. Polka tymczasem schowała Krzyż z powrotem pod burkę.

Niedługo później wrócił Zahir, niosąc ciało Aldony na ramieniu.

- Czy coś się stało? - zapytał, widząc swoje towarzyszki siedzące tak daleko od siebie.

- Nic! - zawołały obie naraz. Konsternacja wykrzywiła twarz księcia, ale nie zadał żadnego pytania.

Wkrótce później wsiedli na konie, by wrócić do pieczary Rafiego. Zahir wziął przed siebie na siodło Anielę, a Amirze, choć bardzo się przed tym wzbraniała, przyszło w udziale trzymanie przed sobą przerzuconych zwłok Aldony. Koń księcia wysforował się naprzód, popedzany żywo, i tancerka została w tyle. Chcąc odwrócić myśli od nieboszczki, która leżała pod jej rękami, utkwiła spojrzenie w jadącej przed nią dwójce. Wówczas coś ścisnęło ją w sercu, a żołądek zapragnął wywrócić się na lewą stronę.

Nie mogła umknąć wrażeniu, że na tle rozgwieżdżonego nieba Zahir i Aniela razem prezentowali się wprost idealnie.

***

Gdy tylko znalazła się z powrotem w pieczarze, zatonęła w uścisku Rafiego.

- Wszystko mi opowiesz - wymruczał prosto w jej zmierzwione włosy - jak odpoczniesz. Ważne, że żyjesz.

- Nie jesteś zaskoczony? - zdziwiła się Aniela, odsuwając się od niego.

- Miałem złe przeczucie - odpowiedział pan na pieczarze. - Tak, jakby wczoraj rano zdarzyło się coś strasznego.

- Zgadza się...

Widząc, że zamierzała powiedzieć coś więcej, zacząć opowiadać o tym, co się wydarzyło, położył jej palec na popękanych ustach, a drugim wskazał na stół zastawiony obfitym posiłkiem i trzema rodzajami picia - wodą, herbatą i sokiem pomarańczowym. Aniela, chcąc nie chcąc, zabrała się za jedzenie. Już po kilku kęsach khobezu poczuła koszmarny głód, trawiący jej trzewia, i rzuciła się na resztę posiłku z apetytem.

- Tylko się nie udław - poprosił żartobliwie Rafi. Dziewczyna pokiwała milcząco głową z ustami pełnymi pieczonej jagnięciny.

Gdy zaspokoiła głód i pragnienie, zaprowadził ją do łaźni. Zaproponował jej, puszczając oko, swoją asystę przy kąpieli, ale Aniela odmówiła, tłumacząc, że jest zbyt zmęczona i roztrzęsiona, by myśleć o amorach. Mężczyzna zrozumiał to i bez protestów usunął się z pomieszczenia.

Gdy po kąpieli przyszła z powrotem do głównego salonu, przebrana w czystą suknię w błękitnym kolorze, zastała czekających już wokół stołu Rafiego, Zahira, Amirę i Aishę. W kącie pomieszczenia kuliła się, popłakując, Fatma.

- Jak się czujesz? - zapytał z troską gospodarz.

- Fatalnie - odpowiedziała Aniela zgodnie z prawdą. - Ale może dlatego, że nadal nie przywykłam do myśli, że żyję.

- Przestań pieprzyć i powiedz mi, gdzie jest Karim! - krzyknęła nagle Aisha. Choć starała się utrzymać kamienną twarz, zdradzały ją niespokojne oczy i łamiący się głos.

- Daj jej chociaż usiąść - poprosił z troską Rafi.

Aniela nie zareagowała na krzyk Aishy, ale też nie usiadła. Zmierzyła żonę Karima złym spojrzeniem. Jeszcze do niedawna uważała ją za sprzymierzeńca, teraz wiedziała, że ma do czynienia z wilkiem w owczej skórze. Z drugiej strony, był to wilk zdradzony przez lidera swojego stada. Być może przez to jeszcze bardziej niebezpieczny, a być może - możliwy do obłaskawienia.

- Jechaliśmy na północ... - zaczęła opowiadać, po czym zrelacjonowała dokładnie wszystko, co pamiętała, aż do momentu śmierci Aldony. Nie wiedziała, dlaczego Karim gnał na północ bez odpoczynku z takim uporem, ani kto był pochowany w miejscu, w którym go zastała, otoczonego przez Krwawe Skorpiony. Kiedy skończyła opowieść, Aisha odpowiedziała na dręczące ją pytania:

- Tam jest grób jego matki. Pewnie nie chciał się rozpraszać, stając blisko niego, ale kiedy już został zmuszony do postoju, nie mógł się powstrzymać.

- Ktokolwiek urządził tę zasadzkę, musiał o tym wiedzieć - stwierdził Zahir. - Przypuszczamy, że do dowódca tego oddziałku. Skoro zmienia swój głos i zasłania twarz, to oczywiste, że Karim ją zna.

- A ona zna jego, i to bardzo dobrze - odezwała się z goryczą Aisha. W jej głosie dało się słyszeć nutę zazdrości; najwyraźniej przypuszczała, że to jakaś kochanka jej męża.

- A co się działo potem? - zapytał Rafi, żeby przerwać niezręczną ciszę.

- Nic wielkiego. - Aniela wzruszyła ramionami. - Nie miałam dość siły, żeby wyjść na szczyt wąwozu, więc po prostu przesiedziałam cały dzień nad ciałem Aldony, po trosze zasypiając, majacząc i modląc się o śmierć. A potem przyszła noc i Zahir nas znalazł.

- Ciebie, nie was - przypomniała Aisha. - Twojej brudnej koleżanki już z nami nie ma. Nie zapominaj o tym.

- Myślałam, że ją pani lubiła? - zdziwiła się niewolnica.

- Nie jestem taka ślepa, jak wszyscy myślą. Dobrze wiem, co Karim zrobił po naszej kłótni. Słyszałam...

Aniela uciekła wzrokiem, widząc łzy wzbierające w oczach Aishy. Nawet żmijowata żona największego manipulatora dostrzegła cierpienie trawiące jej przyjaciółkę, kiedy ona była zbyt zapatrzona w Rafiego, by je zauważyć.

- Tym bardziej powinna jej pani współczuć - wyszeptała nieśmiało.

- A ty cieszyć się, że odeszła - wtrącił Zahir. - Dziewczyna przeżyła piekło, niech ma wreszcie trochę spokoju.

- Masz rację. - Aniela przysiadła się niechętnie, zajmując miejsce, na którym do niedawna siedziała Amira. Tancerka chwilę wcześniej wstała, by przytulić płaczącą cicho Fatmę; teraz głaskała ją po głowie i pocieszała niedosłyszalnym szeptem. - Pochowacie ją?

Spojrzała na Rafiego, który błądził nieostrym wzrokiem po ścianie na wprost swojego siedziska.

- Tak, tak - odpowiedział nieobecnym głosem.

- Rafi? - odezwała się Aisha, machając mu dłonią przed oczami. Gospodarz wzdrygnął się, zamrugał oczami i odchrząknął.

- Tak, pochowamy ją - przytaknął. - Przepraszam, zamyśliłem się. Mówiłaś, że przywódczyni tych... Skorpionów - spojrzał na Zahira, by się upewnić, że nie przekręcił nazwy, na co ten skinął głową - złapała Karima i przetrząsnęła mu torbę, tak?

- Tak - odpowiedziała Aniela.

- W takim razie musicie natychmiast wyruszać do Nakhli. Nie jesteście tu bezpieczni.

- Czemu? - zdziwił się Zahir?

- Dalem Karimowi mapę, i to dosyć dokładną, żebyście się nie zgubili. Była na niej zaznaczona lokalizacja mojej pieczary. Jeśli przetrząsnęli mu rzeczy, już wiedzą o tym miejscu.

- O, nie... - Zahir zakrył twarz rękami.

- Wyruszycie jutro rano - kontynuował Rafi. - Musicie jechać prosto do Nakhli i nie zbaczać nigdzie po drodze. Macie tę przewagę, że już nikt nie będzie was szukał nigdzie poza pieczarą. Salah będzie przekonany, że książę Zahir leczy tu ostatnie rany, czekając, aż Karim wróci z posiłkami z Nakhli.

- A ty?! - krzyknęła Aisha.

- Już wysłałem gońca do Yad Alwadi. Mam pieprzoną nadzieję, że stary Al-Aziz mnie nie zawiedzie i dotrzyma obietnicy, że przyjdzie na pomoc. Obwarujemy się tutaj i wydamy bitwę siłom, jakie przeciw nam wyśle Salah.

- Bracie, to samobójstwo!

- Salah nie ma pojęcia o Beduinach.

- Już ich widziano...

- I wszyscy są przekonani, że kiedy tylko się przydali, przekoczowali gdzieś daleko, bo taka jest natura tego ludu - wszedł jej w słowo Rafi. - Nie kłóć się ze mną, Aisha. I tak musisz mnie tu zostawić, żeby zdobyć pomoc dla swojego męża. A nie czarujmy się, oboje wiemy, na kogo by padło, jakbyś miała wybór pomiędzy nami dwoma.

Aisha głośno przełknęła ślinę, ale nie odpowiedziała.

- Dziękujemy ci za wszystko - odezwał się Zahir. - Kiedy tylko zostanę emirem, obiecuję, że cię ułaskawię i nagrodzę za zasługi.

- Nie potrzebuję tego. - Rafi machnął ręką. - Tu mi dobrze.

- Nie wrócisz do nas? - spytała nieśmiało Aisha.

- Nie. Tu mi dobrze. Ale będę was odwiedzać - obiecał jej brat. - A teraz do spania, mój drodzy. Musicie wyruszyć zaraz o świcie, a jest już późno. Złapcie chociaż parę godzin odpoczynku.

***

- Nie musisz tu zostawać - powiedział Zahir z sercem krającym się na tysiące plastrów. - To samobójstwo.

- Gdzie tam, mój pan już wiele razy się układał z Anizah - odpowiedziała Amira z uśmiechem. - Nie zawiodą nas.

- Nie ma pewności, czy odeprą atak.

- Salah nie pchnie tu nawet połowy takich sił, jakie pchnął do Almutahar. Sądzi, że zastanie nas zupełnie bezbronnych.

Ich rozmowie towarzyszył blask budzącego się dnia, jaki wpadał przez specjalne otwory w skale do sypialni Zahira, oraz odgłosy krzątaniny dochodzące zza drzwi wyjściowych. To Aisha i Aniela szykowały się do dalekiej podróży, a służący Rafiego znosili im prowiant i bagaże.

- Dlaczego nie chcesz z nami jechać? - Książę załamał ręce.

- Bo nie jestem już potrzebna. Moja rola skończyła się na przyprowadzeniu cię do pieczary i wylizaniu cię z ran. Teraz musisz iść dalej o własnych siłach.

- Ale chcę cię mieć przy sobie, Amiro! Zapomniałaś już, że cię kocham?

Tancerka pokręciła głową.

- Ja kocham ciebie - odpowiedziała - ale ty mnie nie. Tylko ci się wydaje, ponieważ masz ze mną przeszłość i nie możesz się pogodzić z jej utratą.

- Amiro!...

- Jestem dla ciebie ucieleśnieniem sztuki, nie osobą. Być może kiedyś kochałeś mnie, tę prawdziwą, ale to umarło gdzieś w ciągu tych trzech lat, kiedy nie było mnie obok. Teraz kochasz już tylko to, co sobą reprezentuję.

Zahir cofnął się i zachwiał, jakby go uderzyła.

- Jak możesz tak mówić? - jęknął. - Jesteś moim sercem, moim wschodem i zachodem słońca, moją muzą!

- Ty nie wyznajesz uczuć, tylko piszesz wiersz - westchnęła Amira w odpowiedzi.

- Bo jesteś moim natchnieniem!

- Natchnieniem, a nie kobietą - podkreśliła smutno.

- A nasz pocałunek w wadi? Miał nas złączyć na zawsze!

- To tylko głupia legenda. Nie powinieneś słuchać starych zabobonów, tylko głosu swojego serca, które od dawna bije dla kogoś innego.

- Dla kogo według ciebie?

- Dla Anieli - odpowiedziała bez ogródek. - To, jak na nią patrzysz, jak się o nią martwisz, jak szanujesz jej zdanie, to jest miłość. A nie bujanie w obłokach.

Zahir zacisnął oczy i potarł je pięściami. Nie chciał, żeby to była prawda. Nie chciał stracić swojej muzy i swojej jedynej szansy na dokończenie Sagi o Amirze, poematu, który miał zostać jego największym dziełem. Ale choć próbował ze wszystkich sił, nie potrafił zaprzeczyć jej słowom.

- Życzę ci szczęścia - kontynuowała tancerka. - Będziesz go dużo potrzebował, ta chrześcijanka to twarda sztuka.

- Tylko jeśli chce się ją złamać - odparł Zahir machinalnie. - A przecież nie o to chodzi.

- Nie o to - zgodziła się Amira. - O to nigdy nie chodzi w miłości.

***

- Nie musisz z nimi jechać - powiedział cicho Rafi, patrząc, jak Aniela pakuje ostatnie przedmioty do swojej torby podróżnej.

- Muszę - odpowiedziała. - Jestem naocznym świadkiem zbrodni Salaha.

- Ale i tak twoje zdanie się dla nich nie liczy, bo jesteś niewolnicą. Liczy się to, co powiedzą Zahir i Aisha. Możesz już sobie odpuścić, Saqaliba.

Kolejny przedmiot do spakowania, jaki Aniela wzięła do ręki, okazał się małą, drewnianą kasetką, w jakiej trzymała krzyżyk od Zahira. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie dnia, kiedy go otrzymała. I na wspomnienie spojrzenia, jakim wówczas książę przesunął po jej ciele, opinanym przez ciasną zieloną sukienkę.

- Nie mogę - westchnęła.

Rafi podbiegł do niej i chwycił jej ręce.

- Dlaczego? - spytał z ogniem w oczach. - Boisz się armii Salaha? Ochłapy tu rzuci! Anizah bez problemu nas obronią. Jeśli tu zostaniesz, będziesz szczęśliwa. Obsypię cię wszystkimi podarunkami, o jakich może marzyć kobieta, sam klęknę przed tobą i będę cię całował po stopach za jeden twój uśmiech. Cały świat dla ciebie podbiję i uczynię cię jego królową! Czemu to odrzucasz?

- Bo przestałam się oszukiwać, a teraz muszę przestać oszukiwać i ciebie. W moim sercu nigdy nie będzie dla ciebie miejsca.

- Myślałem, że mnie kochasz...

- Rafi... - Aniela pogłaskała go po szorstkim policzku. - Podobasz mi się szalenie, ale w tym nigdy nie będzie nic więcej. Moje serce jest zajęte, a ja byłam okrutna, próbując znaleźć w tobie ucieczkę przed prawdą.

- Nie wierzę - pokręcił głową, a w jego oczach wezbrały łzy. - Anielo, nie wierzę!

- Niestety będziesz musiał uwierzyć. - Dziewczyna powróciła do pakowania się. - Przepraszam cię. Nie oczekuję, że kiedykolwiek mi wybaczysz.

Rafi milczał przez długą chwilę, aż wreszcie odsunął się lekko, pokonany.

- Pokochałem cię - wyszeptał. - I zawsze będę cię kochać. Gdybyś się rozmyśliła, czekam tu na ciebie. Ale rób to, co uczyni cię szczęśliwą.

- Wybaczasz mi?! - Wytrzeszczyła oczy.

- Nie mam ci czego wybaczać - odpowiedział pan na pieczarze. - Uczucia sprawiają, że działamy nieracjonalnie. Ja też przepraszam za to, jak gwałtownie się teraz zachowałem.

- Rafi! - Teraz to w oczach Anieli pojawiły się łzy. - Jesteś wspaniałym mężczyzną. Nie marnuj na mnie swojego serca. Znajdź inną, która odda twoje uczucia tak, jak na to zasługujesz.

- Nie chcę innej. Ale nie będę ci się narzucał. Jeśli ten, którego tak bardzo kochasz, skrzywdzi cię w jakikolwiek sposób, powiedz mi tylko, a pochowam go w piekle. Pamiętaj, że zawsze będziesz mieć we mnie przyjaciela.

- Dziękuję za wszystko, Rafi. Chcę, żebyś wiedział, że nie żałuję mimo wszystko czasu, który spędziliśmy razem.

- Ja też nie - odpowiedział i uśmiechnął się lekko.

Wyglądał tak pięknie, tak dostojnie i tak romantycznie, że Aniela omal nie cofnęła swojej decyzji - otrząsnęła się jednak i zarzuciła torbę na ramię.

- Do zobaczenia - powiedziała.

- Żegnaj, i niech ci się szczęści.

Uścisnęli się na pożegnanie, po czym Aniela wyszła przed pieczarę, gdzie czekała już Aisha. Chwilę później dołączył do nich Zahir i wyjaśnił, że Amira dalej z nimi nie pojedzie. Aniela zdziwiła się, ale książę spojrzeniem nakazał jej, by nie zadawała pytań.

Kiedy dokończyli przygotowania, wskoczyli na siodła. Rafi i Amira wyszli za nimi, chcąc się z nimi jeszcze jeden, ostatni raz zobaczyć. Aisha, jadąca na czele, parła przed siebie z zaciśniętymi ustami, wpatrzona w północy horyzont, ale Zahir i Aniela jeszcze długo obracali się w siodłach, nie odrywając spojrzeń od malejących sylwetek gospodarza i jego tancerki. Oboje żegnali odjeżdżających szerokimi uśmiechami i energicznym machaniem, ale w ich oczach czaił się bezdenny smutek.

A tymczasem przed trójką jeźdźców otwarła się bezkresna pustynia i ukryta gdzieś wśród jej piasków niewidoczna granica, za którą rozpoczynało się terytorium Nakhli.

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro