XVI. Początek Nagonki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowe obowiązki tak pochłonęły Salaha, że dopiero po dwóch dniach od uczty przypomniał sobie, że trzeba jak najszybciej pogrzebać ojca. Z samego rana zajął się organizacją rytuału i już zaraz po śniadaniu rozpoczęto obmywanie ciała. Nowy władca osobiście zawinął zwłoki Ibrahima w trzy całuny z białej wełny, a później przewodził korowodowi prowadzącemu je na cmentarz. Po drodze dołączali się licznie mieszkańcy miasta, powiadomieni o tragedii, jaka spotkała ich starego emira. Widziało się wśród nich tylko mężczyzn - jedynymi kobietami, jakim pozwolono brać udział w pogrzebie, były Malika i Rasha, które szły zaraz za Salahem w obowiązkowym milczeniu. Prócz nich dwóch nowemu władcy towarzyszył Hassan.

Na cmentarzu grabarze już czekali na ciało obok świeżo wykopanego dołu, którego dłuższy koniec wskazywał Mekkę. Wszyscy mieli spocone twarze i umorusane ziemią dłonie i rękawy na znak, że sami wykopali grób dla zmarłego.

Ciało w ciszy opuszczono do dołu. Wówczas najbliżsi żałobnicy ustawili się w kilka rzędów, a gapie zgromadzili w ponurym milczeniu przy płocie okalającym cmentarz. Z tłumu wystąpił imam Rahman i stanął przy zmarłym, twarzą do Mekki. Wówczas zaczął prowadzić Salat al-Janazah, tradycyjną modlitwę pogrzebową.

Najpierw uniósł obie ręce przed siebie, a pozostali powtórzyli jego ruch.

- Allahu Akbar! - zaintonował, krzyżując ręce na piersi.

- Allahu Akbar! - powtórzyli żałobnicy. Ich ręce również znalazły się w wymaganej pozie.

- Bismillah al Rahman al Rahim - kontynuował imam, a pozostali szeptali te słowa pod nosem. - Chwała Allahowi, Panu światów, Miłosiernemu i Miłującemu, Władcy Dnia Sądu. Tylko ciebie czcimy i tylko ciebie prosimy o pomoc. Prowadź nas drogą prostą, drogą tych, których obdarzyłeś błogosławieństwami, a nie tych, którzy zasłużyli na twój gniew, ani tych, którzy zbłądzili. Allahu Akbar!

- Allahu Akbar! - zawołali żałobnicy i każdy uniósł lewą rękę.

- Allahu Akbar!

- Allahu Akbar! - tym razem uniesione zostały prawe ręce. Wydawało się, że wszyscy mieli przed sobą niewidzialne tacki.

- Miłosierny Allahu, przebacz zmarłemu wszelkie jego czyny niegodne i przyjmij go do swojej chwały, bowiem żył w zgodzie z tobą i twymi zasadami. Miłował cię tak, jak i my cię miłujemy. Ty zsyłasz życie i śmierć, ty nas tworzysz i ty nas niszczysz. Oddajemy się zupełnie twojej miłości, w zamian nie pragnąc niczego, jak tylko przebaczenia za nasze grzechy. Allahu, miej litość nad nim i nad nami, kiedy przyjdzie nasza godzina. Allahu Akbar!

- Allahu Akbar!

Przez chwilę wszyscy milczeli, kontemplując swoją więź z Allahem, po czym zgodnie obrócili twarze w prawo i, za przewodnictwem Rahmana, wyszeptali:

- As-salaamu aleikum wa-rahmatu-llah.

Następnie powtórzyli te słowa, ale z głowami zwróconymi w lewo. Na koniec wszyscy otarli dłońmi twarze.

Imam cofnął się, a grabarze zaczęli zasypywać dół. Gdy skończyli, Salah podszedł do kopca i asystował przy wbijaniu kamiennego cokołu w ziemię. Po tym Hassan podał mu konewkę z wodą, a młody władca podlał nią świeżo skopaną glebę, jakby pragnął, by na zwłokach jego ojca wyrosły kwiaty*.

Ludzie powoli zaczęli się rozchodzić, w tym Salah i Hassan, aż nad grobem Ibrahima zostały tylko Malika i Rasha. Obydwie czuwały nad nim długo, lejąc ciche łzy i powtarzając w myślach modlitwy. Po półgodzinie Rasha postanowiła wrócić do Słowiczego Pałacu, ale Malika stała tam jeszcze aż do późnych godzin wieczornych. W jej myślach, z początku ślących ku ojcu długie i pieczołowicie sklecone słowa wytłumaczenia, ostał się na koniec tylko jeden powtarzany w kółko wyraz: "przepraszam".

*Podlewanie grobów to turecki zwyczaj. Salah nie wie, że Fajr zapożyczyło tę tradycję od okupantów, póki jeszcze znajdowało się pod ich władaniem.

***

Tej nocy mało kto z uciekinierów spał dłużej niż dwie godziny. Do bladego świtu Zahir wymagał ciągłej opieki, zmieniania okładów i pojenia wodą. Kiedy rankiem szykowali się do wyruszenia w dalszą drogę, Aisha zapytała Amiry:

- Jak daleko do pieczary twojego pana?

Tancerka oblizała palec i podniosła go, by sprawdzić, w którą stronę wieje wiatr, a następnie rozejrzała się uważnie dookoła.

- Z rannym tydzień - określiła.

- Jeśli gorączka mu nie spadnie, mamy wody na trzy dni - odparła ponuro żona Karima.

- Mówiłaś, że masz ogromne zapasy... - zauważył jej mąż.

- Tak, na cztery osoby, z których żadna nie jest ranna i nie gorączkuje. Nikt z nas nie wiedział, że zabierzemy jeszcze jedną i że Zahir dostanie strzałą. Ba, nawet nie sądziliśmy, że będziemy uciekać aż tak daleko. Zamierzaliśmy się zaszyć na którejś z oaz dawnego Wahah, nieprawdaż?

- Tak... - Karim potarł policzek w zamyśleniu. - Aisha, jesteś genialna.

- Co takiego?

- Wiem, co zrobimy. Amira, jak szybko dotrzesz sama do pieczary?

Amira zastanowiła się, po czym odpowiedziała:

- Trzy do czterech dni.

- Więc ruszaj z kopyta - polecił Karim. - My z Zahirem pojedziemy do oazy Almutahar**, to dwa dni drogi stąd. On nas trochę opóźni, ale jak się sprężymy, damy radę dotrzeć we trzy dni. Nie umrzemy z pragnienia.

- Nie podoba mi się ta nazwa - zastrzegła Nasira.

- Ta oaza to ostatnie miejsce przed najgorszym piekłem, jakie oferuje pustynia - wyjaśniła Aisha. - To dobry plan, Karimie, ale Amira nie powinna jechać sama.

- Boisz się o jej bezpieczeństwo? - domyślał się Karim.

- Nie tylko. Ta wyprawa wymaga wysłannika z rodziny Zahira. Pojadę z nią. Uklęknę przed jej panem i poproszę, żeby wysłał swoich ludzi po rannego księcia, którego zrzucono z należnego mu tronu. Myślę, że posłucha.

- Na pewno posłucha, ma wielkie serce - przytaknęła Amira.

- Możemy wziąć wody na jedną osobę, będziemy oszczędzać - ciągnęła Aisha. - Wy zaopiekujcie się nim w Almutahar.

- Tak bardzo nie chcesz jechać do Almutahar? - westchnął Karim.

- Zawsze mnie przejrzysz... Masz rację, nie chcę się tam pokazywać. Weź to, przyda ci się.

Aisha sięgnęła do torby i wręczyła mu owinięty w gazę przedmiot. Przy przemieszczaniu się zawiniątko wydawało grzechoczący dźwięk.

- W takim razie powodzenia - powiedział, po czym podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie. Nosiła al-amirę, dzięki czemu całe jej oblicze było odkryte. - Uważaj na siebie.

Pocałował ją w czoło.

- Ty też - odpowiedziała. - I nie daj się uwieść urodzie Nasiry.

Wówczas pocałował ją w usta.

- Jesteś moją jedyną miłością - szepnął. - Tylko ciebie chcę i tylko ciebie będę potrzebował aż do końca naszych żyć.

- Ja też cię kocham, Karimie - padła odpowiedź. - Zawsze będziesz mógł na mnie liczyć.

Rozdzielili zapasy pomiędzy dwie grupy i rozjechali się w różne strony - Karim, Zahir, Aniela i Nasira ruszyli na północny wschód, ku oazie Almutahar, podczas gdy Aisha i Amira parły dalej na północ, w stronę tajemniczej pieczary. Na chwilę przed wyruszeniem tancerka ścisnęła dłoń leżącego na kocach Zahira, uniosła kwef i złożyła na niej delikatny pocałunek, lecz w obecności pozostałych nie miała odwagi na nic więcej. Kiedy odjechali, kilkukrotnie obracała się w siodle, by powieść za księciem jeszcze jedno, smutne spojrzenie.

- Bardzo go kochasz - odezwała się Aisha, by przerwać milczenie, kiedy oddaliły się już znacznie od drugiej grupy.

- Tak, pani - odparła Amira po długiej chwili milczenia.

- Skąd to uczucie? Pochodzi jeszcze z czasów, kiedy pracowałaś u nas?

- Pani mnie pamięta? - ucieszyła się tancerka.

- Jak miałabym cię zapomnieć? Byłaś moją ulubioną pokojówką. Wciąż nie rozumiem, czemu Ibrahim cię sprzedał.

- Ja też nie - odpowiedziała cicho, odwracając wzrok.

- Amiro... Wiem, że dzielą nas konwenanse, ale możesz być ze mną szczera. To ma jakiś związek z Zahirem, prawda?

Amira długo nic nie mówiła, unikając spojrzenia towarzyszki.

- Chciał ze mną uciec z pałacu - przyznała wreszcie. - Jego ojciec się o tym dowiedział i szybko się mnie pozbył, tak, żeby Zahir nawet nie wiedział, gdzie mnie szukać.

- Czyli odwzajemniał twoją miłość! Robi się interesująco - uśmiechnęła się Aisha.

- Odwzajemniał i to moja wina. To ja nie odrzuciłam jego zalotów, jak powinnam była zrobić, tylko powiedziałam, że też go kocham i nie pozwolę, żeby tradycja stanęła pomiędzy nami. To przeze mnie naraził się wtedy ojcu, chcąc ze mną uciec. To przeze mnie ojciec go znienawidził...

- Nie, to nie twoja wina - zaprzeczyła Aisha. - To wyłącznie wina Ibrahima. Miłość jest naturalna i piękna.

- Niecodzienne zdanie jak na żonę księcia - zauważyła śmiało Amira, po czym zreflektowała się: - Pani, przepraszam, nie chciałam cię obrazić...

- Już, nic się nie stało - zaśmiała się Aisha. - Masz zresztą rację, mało kto mojego stanu uważa, że powinno się żenić z miłości, a nie z potrzeby. Cóż, tak czy inaczej sądzę, że teraz, kiedy nie ma tego starego potwora, ty i Zahir dostaniecie drugą szansę.

Amira spojrzała na nią z wdzięcznością.

- Dziękuję, że pani tak uważa - szepnęła. - Ja sama już dawno straciłam tę nadzieję.

**Almutahar - (arab.) Czyściec.

***

Ahmed Hariri dowodził pałacowym oddziałem Najwyższej Straży od niecałych siedmiu lat. Awansował w młodym wieku i wszyscy wróżyli mu szybką i spektakularną karierę. Posada była tak dobra, że stać go było na spełnianie wszelkich zachcianek swoich trzech żon i ośmiorga dzieci. Kiedy dzień po powrocie z wyczerpującego, trwającego ponad półtorej doby bez przerwy pościgu za zbiegłymi książętami został ponownie wezwany przed oblicze emira, szedł do jego gabinetu z duszą na ramieniu - bardziej jednak niż o swoją głowę bał się o to, że jeśli zginie lub zostanie zdegradowany, nie będzie miał jak utrzymywać dalej swojej rodziny. Przed oczami stanęły mu niewinne uśmiechy trzyletniego Rahima i pięcioletniego Alego; zaciskając dłoń na rękojeści bułata, poprzysiągł sobie, że nie pozwoli, by jego dzieci głodowały przez fanaberie nowego władcy.

Prawdę powiedziawszy, Ahmed nie za bardzo wierzył w zdradę Zahira, nawet po usłyszeniu świadectwa jego siostry, ponieważ miał wrażenie, że ten cudzoziemiec przyjęty do świty Salaha coś w tej sprawie namieszał. Wikłanie się w politykę jednak nie było rolą dowódcy Najwyższej Straży, toteż mężczyzna już dawno postanowił nie zaprzątać tym sobie głowy i po prostu wykonywać rozkazy.

Gdy wszedł do gabinetu, ujrzał w nim już trzech innych mężczyzn, których spojrzenia bez przerwy śledziły krążącego po pomieszczeniu Salaha. Ahmed rozpoznał dwóch z nich: nadwornego tropiciela, który służył książętom pomocą w polowaniach, i kapitana garnizonu wojskowego miasta Fajr. Trzeciego z gości, drobnego, ubranego w kupieckie szaty człowieczka z siwą bródką i ruchliwymi, podobnymi do czarnych paciorków oczami, widział po raz pierwszy w życiu.

- Jesteś! - Salah klasnął w dłonie. - Wspaniale, możemy zaczynać.

Wyglądał na podekscytowanego, co Ahmed przyjął z ulgą - w takim humorze raczej nie niszczy się życia poddanym.

- Co takiego, Effendi? - zapytał grzecznie.

- Omawianie planu - odparł emir. - Nie pozwolę, żeby moi bracia uciekli i gdzieś na bezludziu przygotowali rebelię. Nie w czasach, kiedy tuż za rogiem mamy Imperium Osmańskie, wciąż trzymające w garści najświętsze miejsce naszej wiary. Nie zależy mi na władzy, możecie mi wierzyć, i w innej sytuacji chętnie bym ustąpił na rzecz Karima lub Zahira, ale teraz po prostu nie mogę dopuścić do destabilizacji Fajr ani wpuścić na tron potencjalnych zdrajców. Zahir już dopuścił się ojcobójstwa, a Karim okazał się tak zazdrosny o to, że chciałem jak najszybciej ukarać sprawcę, że postanowił go poprzeć! Panowie, musimy ich powstrzymać.

Jego słowa zostały skwitowane czterema pomrukami zgody. Ahmed pomyślał, że Salah całkiem zręcznie buduje obraz siebie jako nieszczęśliwego władcy, który przyjął tron tylko z obowiązku. Mimo swojej niechęci do nowego emira nie mógł jednak odmówić mu racji w sprawie zewnętrznego zagrożenia, jakim byli Turcy. Wyglądało na to, że Salah, nawet jeśli przejął władzę bezprawnie, sprawdzi się jako emir. Ahmed postanowił przemyśleć swoje uprzedzenia i dać mu szansę.

- Skoro nie udało się znaleźć śladów ich drogi ucieczki, trzeba będzie znaleźć ich kryjówkę - kontynuował emir. - Do tego będę potrzebował zaangażowania was wszystkich, panowie. Jesteście najlepsi w swoim fachu.

- Czy można? - odezwał się Ahmed. Salah skinął głową.

- Proszę bardzo - zezwolił.

- Zahir został podczas ucieczki dość poważnie ranny. Na pewno będą szukać kryjówki gdzieś niedaleko Fajr. Gdybyśmy wiedzieli, z jakimi zapasami wyruszyli w drogę, moglibyśmy jeszcze bardziej zawęzić ten obszar.

- Dziś rano moi ludzie znaleźli kupca, u którego kupiono pięć wielbłądów i zapasy - odezwał się człowieczek w szatach handlarza. - Kobieta, która dokonała zakupów, odpowiada rysopisowi pani Aishy.

- Wspaniale! - zawołał Salah. - Musimy przejrzeć księgę rachunkową tego kupca. Zobaczymy, ile konkretnie kupili.

- To nie będzie możliwe, Effendi - odpowiedział "handlarz". - Ten kupiec specjalizuje się w transakcjach, po których nie ma zostać żaden ślad. Nie prowadzi księgi rachunkowej. Obecnie moi ludzie próbują z niego wyciągnąć, ile się da.

- Jak go znaleźliście?

- Znam wszystkich tego typu handlarzy w Fajr. Nie jest łatwo ich złamać, ale kiedy poddaje się torturom ich rodziny, zazwyczaj zaczynają mówić. Łatwo znalazłem właściwego. Teraz jeszcze kwestia wyciągnięcia z niego szczegółów.

- Ile im to zajmie? - dopytywał się Salah.

- Do wieczora powinniśmy wiedzieć wszystko.

- Więc kiedy kupiec pęknie, wracaj tu natychmiast. Wezwę raz jeszcze was wszystkich i razem przyjrzymy się mapie. Malik, roześlij gołębie do wszystkich swoich ludzi w okolicy, jeśli uciekinierzy się u nich pojawią, mają ich zatrzymać na jak najdłużej.

Malik przymknął swoje ruchliwe czarne oczy i skłonił głowę.

- Tak jest, Effendi - powiedział. Salah posłał mu delikatny uśmiech.

- Spotkanie zakończone - zarządził. - Wracajcie do swoich obowiązków.

Wszyscy po kolei ukłonili się nisko, po czym jeden po drugim opuścili gabinet. Ahmed wychodził jako ostatni, a przed nim szedł Malik. Dowódca Najwyższej Straży wpatrywał się w jego plecy świdrującym spojrzeniem, w którym widać było nutkę obawy. Kim był ten człowiek? Szpiegiem, katem, dowódcą jakichś sił specjalnych? Po dziesięciu latach pracy w pałacu Ahmed był przekonany, że wie o nim wszystko, więc ten mały mężczyzna, który pojawił się znikąd, wzbudzał w nim niepokój, jeszcze większy niż dziwny obcokrajowiec.

Przechodząc przez próg, Ahmed obejrzał się przez ramię - w porę, by zobaczyć, jak Salah znika w zasłoniętym koralikami przejściu na zaplecze gabinetu. Przez chwilę miał ochotę się cofnąć i zobaczyć, co emir będzie tam robił, ale zrezygnował z tego głupiego pomysłu i po prostu wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

***

Salah zanurzył się w zasłonie z koralików, gdy tylko zakończył spotkanie dowódców. Liczył na to, że tym razem go nie zawiodą, zwłaszcza że zaprzągł do pracy swoją broń ostateczną, Malika Khouriego. Stary szyita był jednostką niestabilną, niegodną zaufania, lecz za to diablo skuteczną - on i jego ludzie stanowili najpotężniejszą z sił specjalnych emira niewielkiego państewka Wahah, które osiem lat wcześniej zostało podbite przez Fajr. Po długich latach wzajemnych podszczypywań rozpoczęto wtedy rozmowy pokojowe, które miał przypieczętować ślub dziesięcioletniego wówczas Zahira z pięcioletnią księżniczką Halimą, ale jej ojciec, emir Aladdin dopuścił się zdrady: człowiek Khouriego, przez lata zamaskowany jako pałacowy imam, zadał cios w samo serce Ibrahima. Bełt wystrzelony z jego kuszy miał trafić w plecy Karima, ale w ostatniej chwili zasłoniła go jego matka, pierwsza i ukochana żona starego emira. Zginęła na miejscu, zdradziecki imam został powieszony, a armia Fajr ruszyła z pełną siłą na Wahah. Terytorium Aladdina zostało szybko podbite - składało się z kilku miast położonych w oazach, w tym stolicy o nazwie Almutahar, i sporej połaci pustynnej - a sam władca upokorzony i postawiony przed wizją rychłej i bolesnej śmierci. Wybłagał ułaskawienie w zamian za dozgonną wierność Ibrahimowi i darował mu Khouriego wraz z jego ludźmi, którzy samych siebie nazywali Krwawymi Hienami, i wymusił na nich przysięgę wierności emirowi Fajr.

Aladdin nie żył od trzech lat, a w pozostającym pod władzą Fajr Almutahar rezydowała jego jedyna potomkini, księżniczka Halima. Ponieważ miała dopiero trzynaście lat i nie była zamężna, w jej imieniu nadzór nad miastem sprawował namiestnik z Fajr, Abdul Al-Qasimi, prawnie też to jemu chwilowo podlegały Krwawe Hieny, a za jego pośrednictwem - emirowi Fajr. Ibrahim przypuszczał jednak, że w rzeczywistości Khouri jest wierny jedynie księżniczce. Z tego powodu nie ufał Krwawym Hienom i zlecał im jedynie mało znaczące zadania, zazwyczaj na obrzeżach państwa, ponieważ obawiał się ich zdrady.

Salah rozumiał obawy ojca i sam zamierzał rozprawić się z niegodnymi zaufania Hienami zaraz po rozpoczęciu kadencji, lecz teraz postanowił wykorzystać ich jeszcze jeden ostatni raz. Tylko dlatego odkładał w czasie planowany pogrom szyitów, przy okazji którego mógłby zabić Khouriego i innych najważniejszych oficerów spośród jego ludzi.

Schodząc na zaplecze, Salah spodziewał się zobaczyć Hassana, który zazwyczaj przysłuchiwał się stamtąd rozmowom odbywającym się w gabinecie, i zasięgnąć jego rady. Zdziwił się jednakże, kiedy zamiast jego wielkiej postaci, upchniętej jakby na siłę w tej maleńkiej, pozbawionej choćby okna przestrzeni, zobaczył swoją żonę rozpartą wygodnie na niewielkiej otomanie, zajmującej połowę pomieszczenia.

Sabina miała na sobie koronkową bieliznę i niemal całkowicie przeźroczystą narzutę. Na widok męża założyła nogę na nogę, prezentując swoje kształtne, gładkie łydki.

- Co ty tu robisz? - zapytał Salah.

- Czekałam na ciebie. Poprzedniej nocy nie miałeś na nic sił i od razu zasnąłeś, a ja się baaaardzo za tobą stęskniłam...

Młody władca westchnął i ukrył pod nosem lekki uśmieszek.

- Nie mam czasu, Sabino.

- Ależ prooooszeeeeę - jęknęła, zdejmując z siebie narzutę. - Pozwolisz mi się zestarzeć?

- Musisz się postarać bardziej.

Sabina stoczyła się leniwie z otomany i podpełzła do niego na czworakach, wyginając się w kuszący sposób. Kiedy znalazła się przy nim, wspięła się rękami po jego nogach aż do pasa, gdzie zaczęła rozwiązywać jego galabiję.

- Nadal nie mam czasu - stwierdził, aczkolwiek jego głos miał nieco wyższy ton niż poprzednio. Sabina rozchyliła poły jego szaty i przesunęła językiem w górę jego uda, aż do biodra. Następnie wstała, chwyciła jego obie ręce i położyła je sobie na biuście.

- A teraz masz? - spytała szeptem prosto do jego ucha.

- Hmmm, zobaczymy...

Salah uniósł ją w pasie i rzucił na otomanę, następnie sam pozbył się resztek ubrań i skoczył na nią. Umiejętnie nastawiała się pod pocałunki, a jej ciało nagradzało jego starania rozkosznymi dreszczami. Pomogła mu zerwać z siebie bieliznę, nie dbając o delikatność - wkrótce na skórze obojgu zaczęły pojawiać się zaczerwienienia od zębów i paznokci.

Salah nigdy nie przepuszczał okazji, by pofolgować swojej żądzy. Tak było i teraz, nie hamował się ani przez chwilę, choć bezustannie miał wrażenie, że coś jest nie tak. Skóra kobiety wydawała mu się nieco zbyt przywiędła i ciemna, włosy zbyt oklapłe, a pochwa zbyt luźna. Utrzymując się nad nią na przedramionach, opleciony jej nogami, widział ją przed sobą, wygiętą w tył, z przymkniętymi powiekami i ustami otwartymi jakby do krzyku, i nie mógł nie zauważyć kurzych łapek w kącikach jej oczu i kilku nadpsutych zębów. Kiedy przeniósł wzrok na jej piersi, obfite, z dużymi brodawkami, przyłapał się na tym, że nie może przestać porównywać jej ciała z drobną Naval.

Omal nie stracił całej ochoty, gdy przypomniał sobie bladą skórę, małe piersi o różowych brodawkach i blond włosy niewolnicy. Z trudem zmusił się do dokończenia stosunku, po którym od razu zaczął się ubierać i kazał żonie wrócić do jej komnat. Tym razem nie dał się namówić na żadną kolejną rundę ani chwilę przytulania, twierdząc, że naprawdę nie ma czasu i musi wrócić do przeglądania raportów. Sabina wymknęła się na korytarz niepocieszona, a on, zgodnie z zapowiedzią, powrócił do siedzenia nad papierami.

Gdy tylko przestał słyszeć jej kroki, oparł czoło o splecione dłonie, podpierając się łokciami o blat biurka. Nie mógł się skupić, ponieważ piękna Naval bezustannie stawała mu przed oczami. Po niechcianym zbliżeniu z żoną pragnął jej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej - przynosiła mu wszystko, czego pożądał, do tego gasiła urodą wszystkie kobiety, jakie kiedykolwiek miał.

Po chwili z przerażeniem uświadomił sobie, że się zakochał. I to na zabój.

Info od autora: przepraszam za zamieszanie w czasie akcji. To, co dzieje się u Salaha, dzieje się na dzień przed tym, co dzieje się u naszych głównych bohaterów. Pogrzeb Ibrahima odbył się rankiem, potem była rozmowa z dowódcami, potem akcja z Sabiną, obecnie u Salaha jest wieczór - i jest to ten wieczór, w którym Aniela i Nasira odkryły, że Zahir ma gorączkę. Niestety rozbieżność czasowa wynika z tego, że nie chciałam dać samej akcji w Słowiczym Pałacu, a akcja na pustyni rozpoczęła się dopiero po dwóch dniach odkąd uciekinierzy opuścili miasto Fajr.

Kolejna rzecz: w razie wątpliwości, Fajr to nazwa zarówno państwa, jak i jego stolicy. Podobnie jest z emiratem Nakhla, z którego pochodzi Nur, była druga żona Salaha. Pozostałe państwa, zarówno podbite Wahah, jak i Sahil, które jeszcze się nie pojawiło, mają osobną nazwę stolicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro