XXIII. Emir Salah ibn Ibrahim, cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- ...I niech Allah pobłogosławi naszego nowego emira! Allahu Akbar! - zawołał imam Rahman.

- Allahu Akbar! - powtórzyły dziesiątki gardeł. Wśród ludzi zgromadzonych pod murami Słowiczego Pałacu widać było przedstawicieli wszystkich stanów społecznych, mężczyzn i kobiety, mieszkańców Fajr oraz przybyszy z innych miejscowości z emiratu. Wszyscy pokazali się odziani w swoje najlepsze stroje i nieśli w rękach liście palmowe lub proporce z wyszytymi cytatami z Koranu.

- Allahu Akbar! - krzyknął znów Rahman.

- Allahu Akbar! - odparło echo w postaci zachwyconego narodu.

- Allahu Akbar!

- Allahu Akbar!

Błękitne zasłony za plecami imama rozsunęły się i na balkon wyszedł Salah w ceremonialnym biało-złotym biszcie. Po jego prawicy kroczyła dumna Sabina, a po lewej stronie - Hassan. Podczas gdy emir i jego żona podeszli do balustrady i pomachali szalejącym tłumom, zachowując prostą i pełną godności postawę, on schował się w cieniu zadaszenia i oparł nonszalancko o kolumienkę na skraju balkonu. Przyglądał się spod przymrużonych powiek to im, to imamowi, który cofał się powoli z powrotem do komnaty, bijąc w pas pokłony.

Tłum ryknął na widok nowego władcy i jego małżonki, która na tę okazję ubrała jedynie al-amirę, by nie zasłaniać swojej twarzy. Proporce i liście palmowe poszły w górę, co poniektórzy padali przed Salahem na twarz. Dowódca Ahmed obserwował tę zgraję uważnie z dachu jednego z budynków w pobliżu pałacu, ukryty za kominem. Ze swojej pozycji widział nie tylko wszystko, co się działo niedaleko pałacu, ale też swoich ludzi przyczajonych tu i ówdzie w uliczkach i na innych dachach, gotowych do akcji. Na tę okazję zrezygnowali z charakterystycznych mundurów Najwyższej Straży i ubrali codzienne ciuchy. Wyróżniali się jedynie tym, że każdy z nich niósł czarny proporzec z takim samym cytatem: "Ten, kto ratuje człowieka, czyni tak, jakby ratował całą ludzkość".

- Witajcie, moi poddani! - zawołał Salah. - Bądźcie błogosławieni w tym wielkim dla mnie dniu! Allah powierzył was mojej opiece, dlatego z wdzięczności za te wszystkie łaski, jakimi obdarzał mnie dotychczas, postaram się wypełniać ten obowiązek najlepiej, jak będę potrafił. Jeśli będziecie spragnieni, odnajdę dla was oazy, jeśli będziecie głodni, sobie od ust chleb odejmę i wam go oddam, a jeśli ktoś wam zagrozi orężnie, sam rzucę się do boju i będę o was walczył do ostatniej kropli krwi!

Ryk tłumu i oklaski na chwilę zagłuszyły jego przemowę. Salah uśmiechnął się szeroko i poczekał, aż umilkną, po czym kontynuował:

- I te działania rozpocznę już od dziś! Po mojej lewicy widzicie kupca Hassana, mojego przyjaciela z narodu Tatarów. Jego lud mieszka daleko, ale wyznaje naszą jedyną wiarę i żyje według Koranu. Od teraz Fajr zadzierzgnie ścisłą więź handlową z Tatarami, dzięki czemu w waszych domach wkrótce pojawią się przedmioty, przyprawy i niewolnicy z krajów całej Europy i Azji, choć wasze portfele nie skurczą się ani odrobinę!

Kolejna fala aplauzu przerwała wypowiedź Salaha. Ahmed zerknął ponad kominem w jego stronę, unosząc jedną brew.

- Aby uczcić nawiązanie tej wspaniałej współpracy, dziś każdy mieszkaniec Fajr, który posiada mniej niż dwóch służących, będzie mógł podejść do kuchni polowej na głównym suku i za darmo otrzymać ciepłą strawę dla siebie i wszystkich członków swojej rodziny!

Aplauz stał się ogłuszający. Biedota skandowała imię emira, mężczyźni klękali i biły pokłony, kobiety zanosiły się lamentami ze szczęścia. Ahmed prychnął pod nosem i podkręcił wąsa; tak jak przewidywał, Salah okazał się stworzony na polityka. Umiał zaskarbić sobie serca tłumu, choć tak naprawdę nie obiecał im niczego przydatnego na dłuższą metę. Grał ostrożnie, choć śmiało, czego dowódca Najwyższej Straży mógł mu jedynie pogratulować.

Kiedy tłum nieco przycichł, młody emir przemówił ponownie:

- Wielu z was może mieć wątpliwości co do słuszności mojego wstąpienia na tron. W końcu nie tak dawno mój ojciec, niech go Allah błogosławi, ogłosił, że zgodnie z jego wolą władzę ma odziedziczyć książę Zahir. Książę Zahir jednak okazał się niegodny zaufania, jakie otrzymał. Kiedy pojawiła się szansa, że kto inny zostanie mianowany następcą emira Ibrahima ibn Omera, bo jego żona okazała się ciężarna, dopuścił się ojcobójstwa. Nie mogłem pozwolić na to, żeby na tronie mojego ojca zasiadł jego morderca!

- I słusznie! - krzyknął ktoś w dole, a tłum poparł go entuzjastycznymi okrzykami. Ahmed szybko przyjrzał się zamieszaniu, które przez to powstało, ale na szczęście nikt wśród krzykaczy nie zachowywał się agresywnie. Powrócił więc spojrzeniem do przemawiającego.

- Być może myślicie, że mój drugi brat, Karim, byłby lepszym ode mnie emirem - ciągnął Salah. - Niestety nigdy się tego nie dowiemy, ponieważ książę Karim wybrał drogę zdrady! Kiedy zdeterminowany, by oddać sprawiedliwość naszemu ojcu, rozkazałem zamknąć mordercę w lochach, Karim stał się zazdrosny i obraził się na mnie. Uważał, że w ten sposób usiłuję sobie zawłaszczyć tron. Gdyby tylko nie był taki niecierpliwy i poczekał do następnego dnia, byłbym gotów porozmawiać z nim na spokojnie, a nawet zgodzić się oddać mu ten ciężar, którego nigdy nie pragnąłem. Ale on nie wierzył mi, dlatego uwolnił księcia Zahira i wraz z nim uciekł z kraju, by knuć przeciw mnie i dobru tego państwa!

Tłum wydał z siebie głuche buczenie i kilka okrzyków "Na pohybel!". Ahmed zgrzytnął zębami, ale nie powstrzymał uśmiechu uznania. Salah był mistrzem zasady "dziel i rządź".

- Książę Zahir i książę Karim dopuścili się zdrady. W normalnych okolicznościach starałbym się potraktować ich łagodnie, jako moją rodzinę... - Głos Salaha na chwilę zamarł, a na jego twarzy zamigotało nieokreślone uczucie. Ahmed natychmiast pobiegł oczami za jego spojrzeniem; na końcu alejki pojawił się niezwykle bogaty powóz prowadzony przez dwa konie czystej krwi arabskiej. Towarzyszyła mu gwardia w nieznanych dowódcy mundurach, złożonych z czarnych napierśników, jeździeckich spodni i czarnych fezów. Każdy z sześciu ubranych w ten sposób jeźdźców, którzy wyprzedzali powóz, trzymał przed sobą na kolanach poziomo ułożoną ozdobną włócznię. - ...ale teraz nie mogę tego zrobić. Nie mogę sobie nawet pozwolić na długotrwałe śledztwo i proces. Zdrajcy muszą zostać natychmiast zgładzeni, by nam więcej nie zagrażali w tym trudnym okresie, kiedy Imperium Osmańskie wciąż trzyma obcas na większości naszych ziem i ostrzy sobie zęby na te, które wyzwoliły się spod jego władzy. Nie dopuszczę do walk o władzę i rozbicia wewnętrznego, kiedy Turcy mogliby to wykorzystać i odebrać nam naszą wolność! Choćbym miał przez to ubrudzić sobie dłonie krwią moich własnych braci, nie pozwolę!

Tłum zaryczał, wielbiąc Salaha, lecz Ahmed nie zwracał już na to uwagi. Wszystkie jego myśli pochłonął powóz, który wytrącił młodego emira z równowagi. Szukał w pamięci osoby, której straż nosiła takie uniformy, ale nie znalazł. Ostatecznie doszedł do wniosku, że musi mieć przed sobą gości z innego kraju.

Tymczasem Salah zakończył przemówienie krótką modlitwą i pożegnał się z tłumem. Zszedł z balkonu, za nim Sabina, a na końcu Hassan. Imam Rahman ponownie wyjrzał zza zasłony, by pokierować ludzi do kuchni polowej, ale ci już się rozbiegali i tłumie, nie bacząc na przewracających się i tratowanych biedaków, zmierzali na tyły rezydencji. Główna arteria prowadząca do bramy Słowiczego Pałacu powoli opustoszała, a wówczas sześciu jeźdźców w czarnych fezach wyjechało z alejki niespiesznym kłusem. Powóz mozolnie potoczył się za nimi.

Odprowadzani spojrzeniem Ahmeda, podjechali pod bramę pałacu. Tu zatrzymali ich strażnicy, ale po krótkiej rozmowie z jednym z obcych gwardzistów wyprężyli się na baczność i otwarli przejście, potwierdzając przypuszczenia Ahmeda, że w środku siedzi ktoś bardzo ważny. Być może nawet ważniejszy niż sam Salah.

Powóz wtoczył się łagodnie na główny dziedziniec pałacu, a wrota za nim zatrzasnęły się głucho. Dowódca Najwyższej Straży z trudem zwalczył ciekawość i ruszył w stronę drabiny, po której zszedł z dachu, by powrócić do swoich codziennych obowiązków.

***

- Bracie! Tak bardzo żałuję, że spóźniłam się na twoją koronację... Szczęście, że przynajmniej zdążyłam usłyszeć twoją przemowę! - zawołała kobieta w czarnej burce, podbiegając do Salaha. Ten rozpoznał ją dopiero z odległości kilku kroków, a jego twarz rozjaśniła się szczęściem.

- Miriam! - zawołał, po czym porwał młodszą siostrę w objęcia. - Tak dawno się nie widzieliśmy!

- Od czterech lat - uściśliła Miriam zduszonym głosem. - Mógłbyś mnie postawić?

Salah postawił ją na podłodze, ale nie odsuwał jej od siebie.

- Tęskniłem za tobą - przyznał. - Co tu robisz?

- Przyjechałam razem z moim mężem. On czeka w sieni, aż go powitasz, ale ja nie miałam cierpliwości i wybiegłam ci naprzeciw!

Rzeczywiście, zdybała go w korytarzu, którym szedł w stronę Salonu Kominkowego, gdzie miała się odbyć uczta. Pokiwał głową z wdzięcznością i ruszył w stronę sieni, trzymając ją pod ramię.

Miriam miała obecnie dwadzieścia dwa lata. Odkąd opuściła dom, minęło siedem lat - wciąż jednak nie straciła swojej uroczej, dziecięcej wręcz energii, z jaką niegdyś wykradała się z pałacu i wspinała na drzewa, a teraz łamała etykietę i witała brata przed swoim mężem. Jej ślub z dwukrotnie starszym emirem Mahmudem ustabilizował niepewną wówczas sytuację na południowej granicy Fajr, gwarantując pokój z nadmorskim państewkiem Sahil.

Salah jak dziś dzień pamiętał, przez jaki koszmar musiał przejść jego ojciec, by zmusić krnąbrną dziewczynę do ślubu. Ze wszystkich trzech jego córek Miriam była najmniej posłuszna; od zawsze chciała się bawić z chłopakami, buntowała się przeciwko burkom i przejawiała nieporządane wśród kobiet o takim statusie zamiłowanie do aktywności fizycznej. Co gorsza, regularnie bluźniła przeciw Allahowi, nie garnąc się, jak powinna, do małżeństwa. Malika i Rasha były, po przejściach z Miriam, prawdziwym odpoczynkiem dla piastunek, eunuchów i samego ojca. Choć z tą pierwszą bywało różnie, ponieważ jej kochliwa natura nieraz o mało nie wpakowała jej w skandal, Rasha nadrabiała za siostrę, wykazując się posłuszeństwem i uległością za wszystkie trzy.

Z niezrozumiałego dla siebie powodu Salah odczuwał zawsze niepokój w pobliżu swojej najmłodszej siostry. Choć była wychowana, grzeczna i ułożona, zawsze miał wrażenie, że drzemie w niej coś, z czym lepiej nie zadzierać.

W sieni rzeczywiście stał emir Mahmud wraz ze swoją obstawą w postaci sześciu gwardzistów. Z ramion spływał mu na ziemię szkarłatny biszt, a jego głowę zdobił błękitny turban z trzema strusimi piórami. Jedwabny saub krył jego krępe, beczułkowate ciało, utrzymujące się na dwóch cienkich, krzywych nogach, których obute w drewniane chodaki stopy wystawały spod zwałów materiału. Twarz miał jeszcze młodą, choć już lekko pomarszczoną; niezwykle cienki, spiczasty nos rozdzielał dwie spłaszczone połacie policzków, ponad którymi widniały pozbawione blasku czarne oczy ze zrośniętymi brwiami, a pod nim, tuż nad zaciśniętymi w wąską kreskę ustami, plenił się bujnie czarny wąs. Mimo bogatego ubioru i obstawy, nie wyglądał zbyt władczo.

- Wracaj, Miriam - zarządził sucho. Kobieta posłusznie podbiegła i zajęła miejsce po jego prawicy. - Nie każ mi żałować, że nie wziąłem w tę podróż innej żony.

Salah bezwiednie zacisnął dłonie w pięści. Nie zamierzał pozwolić, by ktoś obrażał jego siostrę. Nawet jeśli był to jej własny mąż.

- Przepraszam za to uchybienie, którego dopuściła się Miriam - odezwał się Mahmud, teraz już do niego. - Przybyłem tu wraz ze skromną świtą, żeby pogratulować ci tego zaszczytu, Effendi.

Salah zarumienił się i ukłonił lekko.

- O wiele większym zaszczytem jest wasza wizyta - odpowiedział. - Niezmiernie miło mi powitać was w moich progach. Czy pozwolicie się zaprosić na ucztę? Właśnie miałem ją rozpocząć.

- Z wielką chęcią - odparł Mahmud.

- Ty, panie, i twoja małżonka możecie zasiąść razem ze mną na miejscu emira. Mój ojciec siadał tam w otoczeniu czterech żon, a ja póki co mam tylko jedną, więc miejsca nam wystarczy.

Salah wskazał drogę do Salonu Kominkowego i razem we trójkę ruszyli w jego stronę. Za nimi, jak duchy, podążyli gwardziści w czarnych fezach.

- Jakiś czas temu doszły nas słuchy, że pojąłeś za żonę także córkę emira Nakhli, Nur - odezwał się Mahmud po kilku krokach. - Czy to nie była prawda?

- Rozwiodłem się z nią niedawno - odrzekł Salah.

- Jak to? - zdziwiła się Miriam. - Dlaczego?

- Nie wtrącaj się w rozmowy emirów, kobieto - zganił ją mąż. - To jego prywatna sprawa, nie musi nam się z tego tłumaczyć. Powiedz mi jednak, Effendi, czy to oznacza zerwanie sojuszu Fajr z Nakhlą?

- W żadnym wypadku - zaprzeczył młody władca.

- Dobrze to słyszeć. W przeciwnym razie Sahil, jako sojusznik obu tych krajów, znalazłoby się w przykrym położeniu.

Salah wyczuł ostrzegawczą nutę w głosie Mahmuda, ale nie przejął się nią. Dotarli już do drzwi Salonu Kominkowego, toteż odwrócił się do swoich gości z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Effendi, zostawmy politykę na później - poprosił. - Na pewno jesteście zmęczeni po podróży. Zapraszam na ucztę!

- Czy moja straż może wejść tam ze mną? - zapytał Mahmud. Salah zacisnął zęby. Dobrze wiedział, że to test, którego wynik miał zadecydować, czy Sahil będzie kontynuowało przyjaźń z Fajr, czy też sprzymierzy się z Nakhlą przeciwko niemu lub, co gorsza, poprze księcia Zahira.

- Nie byłoby to mile widziane przez resztę gości - odpowiedział wreszcie. - Ale jeśli poczujesz się, panie, bezpiecznie z nimi w pobliżu, mogą zmienić moich ludzi na warcie dookoła sali.

Mahmud uśmiechnął się połową ust i niezauważalnie skinął głową.

- To mnie zadowoli - powiedział. - A teraz prowadź nas na ucztę.

***

Salah miał nadzieję na chwilę rozmowy z dawno niewidzianą siostrą, ale ta od razu po przybyciu Sabiny zaczęła z nią zawziętą dyskusję o to, jakie stroje najlepiej wyglądają na mężczyznach i jakie pachnidła najlepiej pasują do jakiego wieku i stanu kawalera. Nowy władca usiłował im się przysłuchiwać, ale pokrótce zgubił się zupełnie w nieznanych nazwiskach i nazwach. W duchu podziękował Allahowi za to, że strój i pachnidło każdego ranka dobiera mu służba, po czym skupił się na rozmowie z Mahmudem.

Opowiedział emirowi Sahil dokładnie, co zaszło podczas feralnej uczty - czy raczej swoją wersję tego - starając się postawić w siebie w jak najlepszym świetle. Mahmud słuchał go uważnie, ale z jego miny nie dało się wyczytać, czy uwierzył w tę historię, czy nie.

- Cóż to za parszywa sytuacja - skomentował wreszcie, pociągając łyk szerbetu. Wokół ludzie raczyli się jedzeniem i prowadzili rozliczne, niemożliwe do rozróżnienia rozmowy, gęsto wyszywane śmiechem. Na ucztę zaproszono większość urzędników i najbogatszych mieszkańców Fajr, a także kilku przybyszów z innych miejscowości. Mahmud był jedynym niespodziewanym gościem. - Nie pomyślałbym, że ta wrażliwa, artystyczna dusza jest zdolna posunąć się do takiej okropności.

Salah zgrzytnął zębami, słysząc sarkazm w jego głosie.

- Przypuszczam, że to nie był jego pomysł - powiedział.

- Więc czyj?

- Mam dwóch kandydatów. Jednym z nich jest Karim, on zawsze umiał knuć i intrygować. Być może podpuścił Zahira do zbrodni, żeby usunąć i ojca, i jego następcę, i miał nadzieję, że to jemu dostanie się władza.

- Wtedy nie uciekałby razem z Zahirem - zauważył Mahmud.

- Dlatego powiedziałem, że mam dwóch kandydatów.

Emir Sahil pochylił się ku niemu z zaciekawieniem.

- Proszę dyskretnie spojrzeć na drugi koniec stołu, trzecie siedzenie od wyjścia po naszej prawej - polecił szeptem Salah. Mahmud posłał mu konspiracyjny uśmiech i zerknął we wskazaną stronę.

- Tatar? - zdziwił się. - Myślałem, że to twój przyjaciel.

- Chwilowo trzymam go blisko siebie, żeby mi zaufał i stał się nieostrożny - odparł młody władca półgębkiem. - Wkrótce znajdę niezbite dowody na jego winę i zaprowadzę go przed oblicze sprawiedliwości.

- Czemu nie zrobisz tego od razu? Z karaniem swoich braci nie zwlekasz.

- Bo egzekucja tatarskiego handlarza na naszych ziemiach mogłaby utrudnić nasze kontakty z tym ludem, a oni są najlepszym źródłem słowiańskich niewolnic. Co, jeśli się okaże, że jest zupełnie niewinny? Nie mogę przepuścić okazji na dobry interes, na którym zyska i pałac, i moi ludzie.

- Zimnym jesteś człowiekiem, skoro bardziej ci żal pieniędzy i poparcia poddanych niż życia własnych krewnych.

Salah uśmiechnął się krzywo.

- Ja po prostu umiem dokonać trudnego wyboru - odrzekł. - To powinni robić władcy, nieprawdaż?

- Jesteś sprytny - pochwalił Mahmud.

- Ty również. Nie przyjechałbyś tu bez powodu, tylko dla fanaberii mojej siostry.

- To była moja fanaberia - odparł emir Sahil i ponownie upił szerbet. - Smakowite rzeczy podajesz na tej uczcie!

- Skoro tak uważasz, dam premię kuchcikom.

- A wracając do poprzedniego tematu, moją fanaberią było skorzystanie z twojej gościnności, złożenie hołdu emirowi Ibrahimowi i ustalenie, jak od tej pory będą wyglądać stosunki między naszymi państwami, w o wiele wygodniejszych warunkach niż jakiś ciągnący się godzinami szczyt dyplomatyczny.

Salah ukradkiem odetchnął z ulgą. Cieszył się, że Mahmud tak szybko zdradził swoje prawdziwe zamiary.

- Nie widzę powodu, dla którego cokolwiek miałoby się zmieniać - stwierdził. - Naturalnie przejąłem władzę po moim ojcu, a ty, panie, nadal jesteś żonaty z krewną emira Fajr.

- To prawda, ale przed podjęciem tej decyzji powinienem chyba wysłuchać, co ma do powiedzenia książę Zahir - odpowiedział Mahmud niewinnie. - Nawet jeśli to ojcobójca, może się okazać lepszym od ciebie władcą i bardziej intratnym sojusznikiem. A w polityce, jak wiesz, nie liczą się prywatne działania człowieka, tylko jego posunięcia na skalę narodową.

Salah przez dłuższą chwilę nic nie odpowiedział. Przyzwał gestem jednego z eunuchów kręcących się po sali i pytających gości, czy nic im nie potrzeba, kazał mu się nachylić i wyszeptał mu na ucho pare słów. Eunuch skinął głową i oddalił się pospiesznie w stronę jednego z bocznych wyjść z Salonu Kominkowego.

- Wspominałem o tym, że chcę nawiązać współpracę handlową z Tatarami - powiedział wreszcie. - Nawet jeśli dowiodę winy Hassana, mam nadzieję na utrzymanie dobrego kontaktu z tym ludem. Zamierzam, w geście przyjaźni, wysłać go im, by porachowali się z nim po swojemu, zamiast samemu dokonywać egzekucji. Zaś tobie w geście przyjaźni, Effendi, zamierzam dać pełen nieoclony dostęp do tatarskich towarów napływających na nasze ziemie. Mam nadzieję, że to cię przekona, że jestem twoim dobrym sojusznikiem.

- Piękny gest przyjaźni - przytaknął Mahmud. - Ale czego oczekujesz w zamian?

- Wystarczy mi prosta obietnica, której prawdopodobnie nawet nie będzie trzeba wypełniać. - Salah uniósł czarkę szerbetu. - Obietnica, że jeśli nie zdołam złapać na czas zbiegłych książąt i dojdzie do wojny domowej, Sahil wesprze zbrojnie prawowitego władcę Fajr.

Mahmud spojrzał na uniesioną czarkę, lecz zwlekał z odpowiedzią. Wreszcie, z ociąganiem, uniósł swoją i pozwolił, by ich brzegi stuknęły.

- Obietnicę możesz uważać za złożoną - odpowiedział. - Za przyjaźń!

- Za przyjaźń!

Wypili, a Salah rzucił okiem na boczne wyjście. Zobaczył w nim już eunucha, który wrócił, prowadząc pod ramię kobiecą postać w pełnej burce. Choć nie było widać ani skrawka jej ciała, zauważalnie niski wzrost nie pozwalał jej pomylić z nikim innym.

- A teraz pozwól, Effendi, że załatwię pewną sprawę. - Młody emir wstał i zaklaskał, uciszając rozmowy. - Moi drodzy! Wiem, że już dziś wiele razy przemawiałem, ale wciąż czuję, że żadne słowa nie mogą oddać tego, jak bardzo się cieszę, widząc was tutaj, w mojej gościnie, radujących się razem ze mną. Z tego powodu postanowiłem napisać nowe prawo, prawo zrodzone z miłości do ludu, jakim przyszło mi władać, i z miłości do Allaha, który mnie tym zaszczytem obdarzył. Od tej pory każdy pałacowy niewolnik, który przyjmie wiarę Mahometa i odznaczy się ogromną wiernością i pracowitością, zasłuży na wolność!

Jego słowa nagrodziło milczenie ze strony gości, ale i wiwaty ze strony służby. Miriam i Mahmud spojrzeli na niego ze zdziwieniem, Sabina zaś poderwała się ze swojego siedziska i cofnęła o kilka kroków.

- Aby pokazać wam, że to możliwe, już dziś pierwszy niewolnik dostanie swoją wolność! - zawołał Salah. - Naval, podejdź tu.

Dziewczyna przeszła przez całą długość sali, wdzięczna materiałowi burki, który zasłaniał jej rumieńce.

- Wykazałaś się wiernością, troskliwością, pracowitością i litością - oznajmił władca, gdy stanęła przed nim. - Wspierałaś mnie w moich trudnych chwilach i pomagałaś mi je przetrwać, choć to nie należało do twoich obowiązków. Z tego powodu uwalniam cię, Naval Saqaliba*, i mam nadzieję, że i z własnej woli mnie nie opuścisz i pozostaniesz w mojej służbie.

Naval poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Pragnęła stąd odejść jak najdalej. Wiedziała jednak, że jej uwolnienie to farsa, że tak naprawdę nie miała prawa opuścić pałacu. Nawet gdyby jej się udało wywalczyć sobie prawdziwą wolność, w tym miejscu oznaczałaby ona śmierć - nie danoby jej żadnych zapasów ani pieniędzy i taką, pozbawioną szans na przetrwanie, wyrzucono za mury. Prawdopodobnie zabranoby jej nawet ubranie.

- Nie opuszczę cię, Effendi - powiedziała głośno i klęknęła przed nim. - Moje miejsce jest u twojego boku.

Jakaś jej część w głębi ducha wciąż chciała wierzyć, że Nasira po nią wróci. Inna część przyzwyczaiła się już do Salaha i zaczęła traktować jego obrzydliwe żądze niczym komplement dla jej urody.

- Powstań, Naval - polecił Salah. Następnie zwrócił się do zgromadzonych: - Uczynię teraz coś, co wielu z was uzna za niegodne i potępi w swoich umysłach. Jako emir żądam jednak, żebyście poszanowali moją decyzję i zrozumieli, że jest ona wyrazem mojej miłości do prostego ludu, dowodem na to, że pragnę liczyć się z jego zdaniem i potrzebami, żeby stać się ojcem dla całego narodu, nie tylko wybranych jednostek. Naval - ponownie spojrzał na dziewczynę - czy uczynisz mi ten zaszczyt i zasiądziesz obok mnie jako moja żona?

Zdumione westchnienie przetoczyło się przez Salon Kominkowy. Czarka szerbetu wypadła z rąk Sabiny, a Mahmud i Miriam zerwali się na równe nogi.

- Bracie, czynisz nam potwarz, sadzając to słowiańskie ścierwo na równi z nami - syknęła Miriam, ale jej mąż uciszył ją dyskretnym gestem.

- Zgadzam się, Effendi - dała odpowiedź Naval po dłuższej chwili namysłu. W jej głosie nie było słychać entuzjazmu.

- Cieszę się! - Salah objął ją formalnie ramionami, po czym z powrotem obrócił ku zgromadzonym, którzy wpatrywali się w niego z szokiem i pogardą w oczach, i otoczył ją ramieniem. - Ślub jutro z samego rana. Wszyscy, którzy pragną go zobaczyć, niezależnie od stanu, są zaproszeni. A teraz wróćmy do ucztowania!

Zasiadł i zaczął raczyć się sałatką tabbouleh. Służba powoli wróciła do wypełniania swoich obowiązków, nie ściągając spojrzeń z nowego władcy. Po nich goście przełamali się wreszcie, by wrócić do jedzenia, i już po chwili ciche poszeptywania pomiędzy nimi zamieniły się w gwarne rozmowy, wśród których decyzja emira, by poślubić służącą, stała się głównym tematem.

Wreszcie emir Mahmud i jego żona usiedli z powrotem, kiedy już nikt nie zwracał uwagi na to, że stoją. Sabina jednakże wciąż nie opadała na siedzenie.

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - syknął władca Sahil, podczas gdy żona Salaha obróciła się na pięcie i gniewnym krokiem wyszła z sali, poprzysiągając w myślach, że nowy władca zapłaci za to, jak bardzo ją upokorzył. A wtedy nie będzie nikogo, kto mógłby go uratować.

*Saqaliba znaczy zarówno "Słowianin", jak i "niewolnik".

Info od autorki: mimo kilku tygodni intensywnych poszukiwań, nie udało mi się znaleźć opisu ceremonii koronacyjnej emira w Arabii Saudyjskiej, dlatego ominęłam tę część. Jego przemowa, modlitwa imama i zachowanie tłumu są w pełni moją inwencją, przepraszam, jeśli okażą się niezgodne z właściwymi zwyczajami. Wiem, że zwyczaj przynoszenia liści palmowych był rozpowszechniony na bliskim wschodzie (patrz: Biblia), ale nie mam pewności, czy występował też w Arabii. Nie wiem też, czy istnieje tam, a przynajmniej czy istniał wówczas, podobny do naszego zwyczaj stukania się naczyniami na toast. Mam nadzieję, że jeśli trafi mi się tu kiedyś jakiś bliskowschodni nerd, okaże mi zrozumienie xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro