XXVII. Pułapka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szarzało już na wschodzie, kiedy Aniela, wykończona, postanowiła wracać do twierdzy. Obeszła niemal całe miasto, zaglądała do ślepych zaułków i rynsztoków, nawet do podmiejskich kanałów i przeróżnych magazynów, pustostanów, budynków użytkowych, silosów czy kontenerów - wszędzie, gdzie ktoś mógłby ukryć ciało. Podglądała nawet liczne piwnice i prywatne posesje. Na sam koniec zwiedziła wszystkie miejskie zamtuzy, by się upewnić, że Nasira nie została porwana i umieszczona w żadnym z nich.

Nigdzie jednak nie znalazła ani śladu przyjaciółki. Była zdeterminowana, by wciąż wierzyć, że Nasira żyje, ale teraz nawet ona nie umiała już podać żadnego logicznego argumentu, który by za tym przemawiał. Wracała na Sępią Skałę zmęczona i zdruzgotana, ale przede wszystkim wściekła - na siebie i na cały świat.

Przystanęła pod murem zamkowym i spojrzała na panoramę miasta. Czy naprawdę tu miały się zakończyć skomplikowane i smutne losy jej przyjaciółki? Aniela nie umiała sobie tego wyobrazić. Nasira była ostatnim elementem ojczyzny, który wciąż jej towarzyszył w tym odległym kraju. Zahir wprawdzie znał jej język, ale sam nie był Polakiem i nigdy nawet Polski nie widział. Nasira za to, podobnie jak Aniela, pamiętała bezkresne połacie stepów i szachownice pól, spośród których wyłaniały się drewniane dworki, skupiska chatynek i wysokie dzwonnice kościołów, a horyzont znaczyły liczne smugi dymu z kominów. Pamiętała spracowanych rolników i dobrotliwych księży, bawiące się w błocie dzieciaki i bandy przystojnych, na wpół dzikich Kozaków. Znała tekst "Bogurodzicy" i modlitwy "Ojcze Nasz".

Dziewczyna nie mogła sobie darować, że po tym wszystkim nie było jej dane nawet poznać końca losów Nasiry. Jeśli kiedyś uda jej się wydostać z tego przeklętego kraju i wrócić do domu, co powie tym, którzy tam za nią tęsknili? Co powie państwu Janickim, gdy spytają, co się stało z ich Aldonką? Co powie Grześkowi Olszewskiemu, kiedy ten zapyta, gdzie jego narzeczona? Zastanawiała się, jak by ten mężczyzna zareagował na wieść, że kobieta, którą mu wydarto z ramion tuż przed ślubem, pokochała na wygnaniu kogoś innego - drugą kobietę, równie nieszczęśliwą i cierpiącą, jak ona sama.

Dumając nad tym, Aniela nie zauważyła, jak wokół pojaśniało. Świt był coraz bliżej. Niedługo później z zamyślenia wyrwało ją wołanie muezzina na pierwszy salat tego dnia.

Dziewczyna odetchnęła głęboko i, powłócząc nogami, podeszła do bramy. Nikt jej nawet nie zatrzymał - strażnicy modlili się na rozłożonych przed sobą dywanikach. Z trudem przełknęła ślinę, gdy przepełniła ją wszechogarniająca samotność. Była tu jedyną chrześcijanką. Oprócz niej nie było w całym mieście ani jednej osoby, która nie biła teraz pokłonów Allahowi twarzą w stronę Mekki.

Wtem, zatrzymała się i uciekła pomiędzy palmy ogrodu zamkowego. Nie była jedyna. Jakiś mężczyzna, a sądząc po stroju, eunuch z służby haremowej, szedł właśnie ukradkiem wzdłuż ściany skrzydła koszarowego, kierując się w stronę małych zakratowanych drzwiczek. W rękach miał tacę kuchenną, a na niej coś przykrytego materiałem.

Wiedziona na poły ciekawością, a na poły straceńczą nadzieją, że rozwikłanie tej zagadki jakoś pomoże jej znaleźć Nasirę, Aniela podążyła za nim. Wślizgnęła się po cichu do środka i, chowając się za każdym załomem muru, śledziła eunucha dwie kondygnacje po schodach w dół. Tu służący otworzył drzwi prowadzące do długiego korytarza. Dziewczyna przyległa do futryny i wyjrzała zza niej ostrożnie.

Po bokach korytarza ciągnęły się dwa rzędy cel, w większości pustych. Mężczyzna zatrzymał się przy jednej z ostatnich, otworzył ją i dał tacę przebywającemu wewnątrz więźniowi. Z tej odległości Aniela mogła zobaczyć tylko ręce uwięzionej osoby, nic poza tym.

Cofnęła się szybko i ukryła w głębokim cieniu pod schodami. Zaczynała wątpić w to, czy słusznie czyni, szpiegując ludzi Al-Qasimiego. Nawet jeśli namiestnik miał jakiś sekretny loch, ewidentnie dbał o przebywających w nim więźniów, więc nie było się o co martwić. Poza tym ten osadzony na pewno nie znalazł się w tej odosobnionej celi bez powodu.

Mimo coraz silniejszych wyrzutów sumienia kłębiących jej się pod czaszką, Aniela nadal nie zdobyła się na to, by wrócić po schodach na górę. Tymczasem eunuch wyszedł z korytarza, ziewnął rozdzierająco i zamknął drzwi na klucz, jeden z pęku, który natychmiast włożył do kieszonki po tylnej stronie biodra.

Ukryta pod schodami niewolnica przyjrzała się jego twarzy. Bladość cery, wory pod oczami i opuchnięte powieki zdradzały, że był zmęczony nie mniej niż ona. Do tego miał ospałe, niezgrabne ruchy i wyglądał na nieskupionego. A pęk kluczy tak kusząco wystawał z jego kieszeni, odległy o ledwie parę kroków...

Mimo zmobilizowania całej swojej siły woli, aby się nie wpakować w kolejne kłopoty, Aniela uległa pokusie. Ciekawość okazała się zbyt silna. Gdy eunuch znalazł sie odpowiednio blisko, jej ręka wystrzeliła spomiędzy stopni i gładko wyjęła pęk kluczy z jego spodni. Służący odszedł powolnym, zmęczonym krokiem na górę, nie zauważając nawet, że właśnie został okradziony.

Dziewczyna odczekała, aż jego kroki ucichną, a wówczas błyskawicznie dopadła drzwi do korytarza i otworzyła je drżącymi rękami. Wbiegła do środka jak burza; rzeczywiście, wszystkie cele po obu stronach okazały się puste, ale w jednej z ostatnich siedziała na podłodze skulona kobieca postać. Przed nią leżała taca, którą przyniósł eunuch. Spod zdjętej płachty materiału ukazała się miska pełna pieczywa, jarzyn i suszonej wołowiny.

- Nasira! - zawołała Aniela. Postać obróciła się w jej stronę, a w jej zielonych oczach zapłonęła radość.

- Aniela, nareszcie! - odpowiedziała. - Co ci tyle zajęło?

- Zapomniałaś uprzedzić, gdzie się wybierasz. W jaki sposób tym razem wpakowałaś się w to bagno? Al-Qasimi nie może ci wybaczyć rozbitego okna?

Nasira spoważniała.

- To nie Al-Qasimi mnie tu zamknął, tylko księżniczka Halima - wyjaśniła.

- Jak to?!

- Ona działa za jego plecami. Nienawidzi Fajr i oskarża starego emira o doprowadzenie do śmierci jej ojca. Dlatego popiera Salaha. Uwięziła mnie, bo zauważyłam, jak wysyła do niego gołębia pocztowego. Salah wie, gdzie jesteśmy.

Aniela chwyciła się za głowę.

- To straszne! - syknęła. - Musimy stąd natychmiast uciekać! Trzeba powiadomić Zahira i Karima!

- Nie! - odpowiedziała nagle Nasira. Przyjaciółka spojrzała na nią ze zdumieniem. - Zahir nic nie zdoła zrobić z tą informacją, a Karimowi nie można ufać!

- Co takiego? Myślałam, że go uwielbiasz.

- Są rzeczy, o których nie wiesz, i których nigdy byś nie zrozumiała, Anielo - odparła ponuro. - Na razie wiedz tylko, że Karimowi nie należy ufać. Idź z tą informacją do namiestnika i nikogo innego. Ten człowiek ma serce po właściwej stronie.

- Razem do niego pójdziemy - uśmiechnęła się Aniela, wyciągając pęk kluczy.

- Nie - odpowiedziała znów Nasira. Dziewczyna przechyliła głowę, próbując zrozumieć, o co jej chodzi. - Ja siedząca w tej celi to dowód na to, że nie zmyśliłaś tego wszystkiego. Zostaw mnie tu i zmykaj, zanim będzie za późno!

- Nasiro, ja nie znam arabskiego!

- Znasz, po prostu nie jesteś w tym dobra. Ale wierzę, że dasz sobie radę. Przyprowadź mi tu Al-Qasimiego.

- Tak zrobię - obiecała Aniela. - Ale na wszelki wypadek... - Wrzuciła pęk kluczy do środka celi. Nasira westchnęła cicho i schowała je do rękawa.

- Powodzenia, Anielo - powiedziała.

- Trzymaj się.

Z ciężkim sercem, dziewczyna wyszła z korytarza i przymknęła drzwi za sobą, dokładnie, by wyglądały na zamknięte na klucz. Tak jak myślała, eunuch był zbyt zaspany, by zauważyć, że nie ma czym zamknąć górnych drzwi, i po prostu zostawił je otwarte. Przymknęła je po nim i pobiegła w stronę głównego skrzydła zamku, ignorując to, że obraz świata rozmazywał jej się przed oczami, a delikatne pulsowanie pod czaszką, jakie czuła od godziny, powoli zaczyna obejmować całą głowę. Skoro Salah od tak dawna wiedział, gdzie przebywają, jego ludzie mogli się tu pojawić lada chwila. Nie miała czasu do stracenia.

Namiestnika nie było w jego prywatnych komnatach, więc zamiast tego podeszła do jego gabinetu. Z trudem udało jej się porozumieć ze strażnikami i dowiedziała się, że i tam go nie zastanie. Przepytywała ludzi, jak leci, ale nikt nie wiedział, gdzie jest namiestnik. W końcu jakiś wartownik ochlapujący sobie twarz przy studni powiedział jej, że Al-Qasimi wyjechał tuż przed świtem z niewielką obstawą, ale nikomu nie powiedział, dokąd się udaje.

- Straszne! - jęknęła. - Goniec?

- Co: goniec? - wartownik zmarszczył brwi.

- Goniec do Al-Qasimi! Ważne w zamku! Ważne w Almutahar!

- A co się dzieje?

- Będzie atak!

Wartownik wytrzeszczył oczy i zacisnął wilgotne dłonie na jej ramionach, po czym potrząsnął nią mocno.

- Jaki atak? Mów wszystko, co wiesz!

Aniela przełknęła gulę w gardle i spróbowała znaleźć w pamięci arabskie słowa, za pomocą których mogłaby przekazać wartownikowi wieści, ale nie zdążyła się odezwać.

W całym mieście naraz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozdzwoniły się dzwony. Bito na alarm.

***

Almutahar nie stawiło oporu.

Z początku, gdy zauważono szykujące się do oblężenia oddziały piechoty, garnizon miejski i wszelkie oddziały zbrojne zaczęły się przygotowywać do odparcia ataku, ale kiedy Ahmed na czele kilkunastu jeźdźców z Najwyższej Straży podjechał pod bramę i zażądał rozmowy z zastępującym namiestnika adjutantem Hasinim, a następnie wytłumaczył mu, że przybyli z polecenia nowego emira, by schwytać zdrajców, którym Al-Qasimi udzielił schronienia, wszyscy obrońcy złożyli broń i powitali radośnie wjeżdżających do miasta wysłanników z Fajr.

Karim, Zahir i Aniela nie zdołali nawet obmyślić pierwotnych zalążków planu wydostania się z Sępiej Skały, nim zostali pochwyceni, związani i przyprowadzeni przed oblicze Ahmeda, który rozsiadł się wygodnie na pufie u szczytu stołu w sali narad, w miejscu zazwyczaj zajmowanym przez namiestnika Al-Qasimiego. Po jego bokach zasiadali kapitan Nahdi i tropiciel Rahim Al-Hilli.

- No proszę - powiedział dowódca Najwyższej Straży, patrząc z góry na więźniów. - Dwaj zdradzieccy książęta i morderczyni we własnych osobach.

- Grasz po złej stronie, Hariri - odwarknął Karim, popychany ku przodowi przez jednego ze Strażników. W końcu udało im się go rzucić na kolana, zaraz obok już klęczących Zahira i Anieli. Młodszy książę został tu przyprowadzony pod ramiona przez dwóch ludzi, zbyt słaby, by iść o własnych siłach, i teraz pochylał się nisko jak przy modlitwie, niemal dotykając czołem podłogi. Ahmedowi niezwykle podobała się ta jego poza.

- Gram po stronie prawowitego władcy - odpowiedział.

- Prawowity władca klęczy przed tobą, wrobiony w zbrodnię i zraniony przez ludzi, którzy mieli go chronić. Przejrzyj na oczy! Ten wierszokleta w życiu by się nie targnął na życie własnego ojca!

- Więc dlaczego uciekł? I dlaczego ty mu w tym dopomogłeś?

- Bo Salah nie pozwoliłby na sprawiedliwy sąd. Musiałem go stamtąd wydostać, zanim zostanie potajemnie zamordowany, żeby dać mu jakąkolwiek szansę udowodnienia własnej niewinności.

- Jak niby chcieliście to zrobić? Uciekając, udowodniliście swoją winę nawet w oczach ludu, który może by stanął po waszej stronie. Poza tym i tak nikt wam nie uwierzy, nie po świadectwie księżniczki Maliki. Ona nie miała w tej sprawie nic do zyskania, poza wymierzeniem sprawiedliwości zabójcy jej ojca.

- Księżniczka Malika jest manipulowana przez Hassana, Tatara u boku Salaha. On ją uwiódł i wciągnął w tę intrygę!

- Jakie masz na to dowody, książę?

- Karim, to na nic - wtrącił Zahir słabym głosem. - I tak go nie przekonasz. Nie w naszym obecnym położeniu.

- Masz rację - westchnął starszy książę. - Może uda nam się coś ugrać w Fajr.

- Na nic nie liczcie - odezwał się Ahmed z uśmiechem. - Zostaniecie od razu powieszeni jako zdrajcy. Odprowadzić ich!

Więźniów postawiono do pionu i wyprowadzono z sali. Tymczasem Nahdi pochylił się w stronę Ahmeda i zapytał:

- Gdzie właściwie jest Al-Qasimi?

- Popytałem wśród jego ludzi - odpowiedział Al-Hilli, drapiąc się po podbródku. - Podobno wyjechał tuż przed świtem, ale nikt nie wie, dokąd.

- I tak prędzej czy później tu wróci. Kapitanie - Ahmed zwrócił się do Nahdiego - proszę tu na niego zaczekać ze swoimi oddziałami.

- A pan co zrobi, dowódco?

- Jutro z samego rana zabiorę książęta i niewolnicę do Fajr. Nie mogę ryzykować, że znowu mi uciekną. A w tym mieście z pewnością łatwiej się schować niż w obozie na środku pustyni.

- Czy to nie będzie niebezpieczne dla zdrowia księcia Zahira?

- Nie sądzę, żeby to w ogóle miało znaczenie. - Ahmed wzruszył ramionami. - I tak zmierza na swoją własną egzekucję.

- Czyli to już pewne. - Tropiciel wciąż pocierał podbródek.

- Mamy Osmanów za rogiem. To nie czas na miłosierdzie dla zdrajców.

- Sprawiedliwy osąd należy się każdemu i w każdej sytuacji - odparł cicho Al-Hilli. - Sam zawsze to powtarzałeś. Zmieniłeś zdanie? Czy tylko próbujesz to sobie wmówić?

Ahmed wstał ze swojego siedziska i zacisnął zęby.

- Zawsze powtarzałem, że każdy powinien postępować według prawa i odpowiadać przed prawem - wycedził. - Mnie prawo nakazuje wierność emirowi i wypełnianie jego rozkazów. Więc je wypełnię! Spotkanie skończone, jesteście wolni.

Wyszedł, pozostawiając ich samym sobie. Al-Hilli nadal pocierał podbródek, a kapitan Nahdi spojrzał na niego spode łba.

- Brzmisz jak zdrajca - powiedział ponuro.

- Mam nadzieję, że nie jesteśmy nimi wszyscy.

***

Ahmed szedł korytarzem z furią, która gasła w miarę, jak oddalał się od sali. Znał tropiciela od lat, nawet mógłby go nazwać przyjacielem - Rahim niejednokrotnie oddawał przysługi Najwyższej Straży - i nigdy się nie spodziewał, że w godzinie próby ten może kwestionować obowiązek wierności. Dowódca sam nie miał pewności co do winy Zahira, ale miał pewność co do swojej powinności. Zdołał się też przekonać, że Salah był nienajgorszym politykiem, a Fajr potrzebowało kogoś takiego w tych niepewnych czasach.

Zupełnie spokojnym już krokiem dotarł do komnat namiestnika Al-Qasimiego, które postanowił zająć. Miał szczerą nadzieję, że po oddaniu zdrajców nowemu emirowi dostanie je na własność, razem z urzędem namiestnika Almutahar. Szkoda mu było opuszczać szeregi Najwyższej Straży, ale domyślał się, że jego rodzina byłaby wniebowzięta, mogąc mieszkać w takim zamczysku. Mały Masif w końcu uwielbiał niedostępne fortece.

Służący uwinęli się już z generalnym sprzątaniem i usunęli wszelkie ślady po pobycie Zahira w tych kwaterach. Ahmed ucieszył się, wchodząc do pustego salonu, i usiadł na eleganckiej otomanie, zakładając nogę na nogę. Po chwili jego wzrok przykuło wyjście na balkon, umieszczony po zachodniej stronie komnaty, a więc kuszący widokiem na miasto.

Już miał wstać i tam wyjść, ale zatrzymało go skrzypnięcie drzwi do sypialni. Na progu pojawiła się drobna postać w tureckim kobiecym stroju.

Ahmed zerwał się natychmiast i dobył bułata, ale wówczas zauważył, że to tylko dziewczynka. Miała duże oczy i poważną minę, a coś w jej ruchach kazało się domyślić, że to nie jest zwykłe dziecko. Dowódca z ociąganiem schował broń, a ona podeszła do niego.

- Jestem księżniczka Halima - przedstawiła się.

- To zaszczyt, pani. - Ahmed skłonił głowę. - Mogę zapytać, skąd się tu pani wzięła? I czemu w takim stroju?

- Mam niecodzienne upodobania modowe - odparła. - A jestem tu, bo chciałam z panem porozmawiać.

- Czuję się wyróżniony. O czym jednak młoda dama mogłaby rozmawiać z takim prostym wojownikiem jak ja?

- Jak rozumiem, zajął pan moje miasto.

- Nie zająłem go. Przybyłem tu legalnie, na polecenie emira Fajr. Moim celem jest aresztowanie zdrajców.

- Czy namiestnik Al-Qasimi jest jednym z nich?

- Zgadza się - odrzekł Ahmed, niepewny, do czego zmierza księżniczka.

- Zamierza pan zająć jego miejsce?

- Być może.

- Więc zajął pan moje miasto. - Uśmiechnęła się triumfalnie. - Proszę się nie martwić, nie mam nic przeciwko. Wiem, że jeszcze nie dorosłam do władzy, a nawet kiedy dorosnę, nie będę mogła jej sprawować ja, tylko mój mąż, kiedy już sobie jakiegoś znajdę. Ale to nie ma znaczenia. Skoro ma pan tu rządzić, musi pan wiedzieć, że jest tu jeszcze jeden zdrajca.

- Kto taki?

- Pewna niewolnica, która przyjechała razem z książętami. O mało nie popsuła szyków ludziom, którzy dali znać nowemu emirowi, gdzie szukać jego braci, dlatego wtrąciłam ją do lochu.

- Słucham? - Ahmed wytrzeszczył oczy. Z tego, co wiedział, Halima nie miała prawa skazywać nikogo na więzienie.

- Właściwie, trzymam ją w starych, nieużywanych lochach. Eunuchowie z mojej służby pomogli ją złapać i teraz się nią tam opiekują. Sam pan rozumie, nie mogłam jej wydać Al-Qasimiemu, który sam był zdrajcą.

Dowódca pokiwał powoli głową.

- Fajr doceni twoją posługę, księżniczko - obiecał. - Zaprowadź mnie do niej.

Halima bez słowa opuściła pokój, a Ahmed poszedł za nią. Wyprowadziła go na plac zamkowy i podeszła do niewielkich drzwi w najstarszym skrzydle, obecnie przeznaczonym na magazyny. Kiedy włożyła kluczyk do zamka, ten utknął i nie chciał się przekręcić.

Dziewczynka siłowała się z nim przez chwilę, a kiedy nie udało jej się ruszyć go ani na centymetr, z wściekłości kopnęła drzwi. Ku jej zdumieniu, nie stawiły oporu i stanęły otworem.

- Nie były zamknięte? - zdziwiła się. - Każę wybatożyć Jafara. Jest taki zapominalski!

Ruszyli po schodach w dół. Kiedy drzwi do korytarza z celami również okazały się otwarte, niepokój na obliczu księżniczki zmienił się w przerażenie. Wbiegła do środka i pędem przemierzyła całą długość korytarza, tylko po to, by na jego końcu zastać pustą celę i otwarte na oścież wejście do niej.

- Uciekła! - wrzasnęła, po czym kolejnym kopniakiem zatrzasnęła drzwi do celi. Te z metalowym brzękiem odbiły sie od futryny i otwarły jeszcze szerzej. - Nie wierzę, jak moi ludzie mogli do tego dopuścić! Wszystkich ich każę zgładzić!

- Księżniczko - przerwał jej Ahmed uprzejmie - mamy dużo większy problem niż twoich ludzi.

Musiała przyznać mu rację. Nasira wydostała się z celi, a teraz mogła być gdziekolwiek. Cały plan mógł upaść przez jedną upartą niewolnicę, która jakimś cudem wymknęła się spod straży. Halima nie zamierzała do tego dopuścić.

***

Wrzucono ich do stojącej na środku placu zamkowego stróżówki. Był to osamotniony, czworokątny budyneczek, sąsiadujący ze studnią, odsłonięty ze wszystkich czterech stron i niepołączony z żadnym skrzydłem zamku. W środku i na zewnątrz postawiono straże.

Aniela, wciąż wyczerpana po nieprzespanej nocy, i wracający nadal do zdrowia Zahir nie mieli siły utrzymać się na nogach i, wepchnięci przez żołnierzy do izby, przewrócili się na podłogę z łomotem. Karim jako jedyny ustał, jedynie zatoczywszy się na kilka kroków.

- Co teraz zrobimy? - zapytał, podczas gdy jego towarzysze zbierali się z podłogi.

- A czy cokolwiek możemy? - odparł ponuro Zahir.

- Musimy... liczyć na Nasirę - odpowiedziała Aniela po arabsku.

- Przepraszam, że to mówię, ale Nasira na pewno nie żyje. - Zahir pokręcił głową.

- Nie. Znalazłam ją rano. Nie zdążyłam to powiedzieć.

- Co takiego?! - zapytali chórem Karim i Zahir. Aniela streściła im wydarzenia z ranka.

- Więc jeszcze jest nadzieja! - zawołał Zahir.

- Nadzieja... - Karim usiadł i spuścił głowę. - I co z tego, że uciekniemy? Ty jesteś ranny, ty zmęczona, a i tak nie mamy dokąd pójść. Jesteśmy w środku miasta pełnego wrogów. Nigdzie nie mamy żadnych sprzymierzeńców.

- Jest pan Amiry - przypomniała dziewczyna.

- Zapomnij. Gdyby kiedykolwiek miał się tu zjawić, byłby tu już parę dni temu. Podobno miał mieszkać niedaleko.

- Pewnie coś ich opóźniło - stwierdził Zahir. - Jest z nimi Aisha, tak? Nie możesz się poddawać i tracić wiary w swoją żonę!

Karim zapatrzył się w ścianę przed sobą i powiedział cicho:

- Aisha zawiodła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro