XXVIII. Złośliwe Szmiry
Salah wszedł z Naval po schodach, prowadząc ją za rękę do najbogatszej części haremu. Przystanął pod drzwiami i uchylił je przed nią szarmancko.
- Proszę, ukochana - powiedział. - To od teraz twoje komnaty.
Dziewczyna weszła niepewnie i rozejrzała się z zachwytem. Czerwone, różowe i fioletowe draperie zasłaniały ściany, zdobione parawany dzieliły podłużne pomieszczenie na kilka mniejszych, dywany pokrywały podłogę feerią barw i wzorów, stojące na półkach bibeloty cieszyły oko różnorodnością, do tego każda część była wyposażona w wygodne meble. Za ostatnim parawanem Naval znalazła szerokie łoże z baldachimem, idealnie zaścielone czerwoną jak krew pościelą. Obok niego stała mała drewniana komódka z szufladkami zamykanymi na klucz. Tenże klucz leżał na jej szczycie, przypięty do kółka.
- Nie wierzę, że trzymaliście takie piękne lokum puste - stwierdziła.
- Nie jesteś pierwszą lokatorką - wyjaśnił Salah. - Te komnaty to mieszkanie ulubionej żony emira, mają bezpośrednie połączenie z łaźnią i balkon ze schodami do pałacowego ogrodu. Do niedawna mieszkała tu Leila.
- Nie zostało po niej śladu - zauważyła Naval.
- Służące najwyraźniej zadbały o to, żebyś nie odczuła obecności poprzedniej właścicielki.
- Chciałabym im podziękować...
- Za chwilę będziesz mogła. Teraz pozwól, chciałbym coś ci dać.
Naval odwróciła się od łóżka i spojrzała z iskierkami w oczach na Salaha. Ten wyjął rękę zza pleców i otworzył dłoń, pokazując ukrytą w niej srebrną kolię ze szmaragdami i ametystami. Dziewczyna uniosła ręce do twarzy.
- To piękne - powiedziała.
- Tak jak ty - odrzekł młody władca z uśmiechem, po czym przełożył jej naszyjnik przez głowę i zapiął na karku. - Niech ten prezent będzie dowodem mojej miłości.
- Więc pozwól i mi udowodnić moją miłość.
Podeszła do niego i położyła ręce na wiązaniach galabii, ale Salah niechętnie odepchnął jej miękkie dłonie.
- Coś nie tak? - spytała.
- Mam obowiązki, które mnie wzywają - odpowiedział przepraszająco. - Wrócę do ciebie tak szybko, jak będę mógł.
Ucałował ją w czoło i wyszedł. Na korytarzu natychmiast obskoczyły go Rahma, Saba i Nadia.
- To wy tu sprzątałyście? - zapytał.
- Tak, panie.
- Więc idźcie do mojej żony, chciała wam podziękować za dobrze wykonaną robotę.
Wyminął je i chciał iść dalej, ale Rahma zawołała za nim:
- Um, Effendi, jest jedna rzecz, którą chciałyśmy omówić.
Salah zatrzymał się i westchnął.
- Tak? Tylko szybko, bo się spieszę.
- Uważamy, że Naval powinna mieć inne służące - powiedziała najstarsza z trójki.
- My jej przypominamy o czasach, kiedy była niewolnicą niepewną swojej przyszłości - kontynuowała Saba.
- Sam pan wie, jaka ona jest delikatna. Nie chciałybyśmy wywoływać złych wspomnień - dodała Nadia.
Emir zwiesił ramiona i westchnął ponownie.
- Dobrze, wybierzcie dla niej inne służki - warknął, a następnie ruszył dalej.
- Panie! - zawołała Nadia.
- TAK?!
- Czy nie wolisz, panie, sam dopilnować wyboru odpowiedniej służki dla swojej żony?
Salah powstrzymał się z trudem od uderzenia pięścią w ścianę.
- Dobrze, zajmę się tym jutro - warknął. - Póki co wy służycie Naval.
Po tych słowach odszedł i już nie dał się zatrzymać. Kobiety poczekały, aż jego kroki ucichną, a wówczas wybuchły chichotem. Saba i Nadia objęły następnie z dwóch stron Rahmę, która była najniższa, i pochyliły się ku niej.
- Ależ on się śmiesznie gniewa - zauważyła Nadia.
- A jak łatwo się zgadza na wszystko! - dodała Saba.
- Dobra robota, dziewczyny - skwitowała Rahma. - Teraz czas przejść do kolejnej części planu.
***
Hayfa stęknęła z wysiłku, podnosząc wielki kosz z wypranymi sukniami i bielizną. Przechylona w tył dla zachowania równowagi, wymaszerowała z pralni i przeszła korytarzem do izby, w której mieszkała razem z trzema pozostałymi wdowami.
Wewnątrz Fatima rozwieszała zasłony, a Jasmina zmieniała pościel na jednym z łóżek. Leila jako jedyna siedziała na otomanie bezczynnie, z koszem winogron na kolanach, i jadła je niemrawo, po jednym owocu. Jej wykrzywiona twarz i powolne ruchy zdradzały, że kiść jest niedojrzała.
- Może pomożesz? - zapytała Hayfa.
- Jestem w ciąży - odpowiedziała Leila wymijająco.
- Jeszcze przez parę miesięcy możesz wykonywać proste prace. Nawet powinnaś mieć więcej sił niż zwykle.
- Dlaczego miałabym wykonywać prace? - Kobieta odłożyła winogrona i wstała, oburzona. - To poniżej mojej godności! Nie po to zostawałam żoną emira, żeby wykonywać pracę służącej!
- Już nie jesteś żoną emira, głupia - warknęła Fatima. - Skoro tak ci tu źle, wracaj do domu.
Leila spojrzała na nią wilkiem i poczerwieniała na twarzy.
- Skąd ty właściwie jesteś? - zapytała Hayfa.
- Dziewczyny, uspokójcie się - mruknęła Jasmina.
- Nie, nie uspokoję się - odparła Hayfa. - Skąd jesteś, że masz takie wyobrażenie o samej sobie? Jakoś sobie nie przypominam, żeby wasz ślub wieńczył jakiś traktat, ani nie było hucznych swatów. Ibrahim po prostu cię znalazł gdzieś i poślubił, nie mówiąc nam, ktoś ty.
- To, kim jestem i skąd pochodzę, to moja sprawa, a nie wasza - odburknęła najmłodsza. - Ważne, że zostałam żoną emira.
- Jak pokazał Salah, nawet niewolnica może nią zostać - prychnęła Hayfa. - A ty się coś za bardzo obnosisz z tym, czyją byłaś żoną.
- Bo zmusza się mnie do robienia rzeczy poniżej mojej godności!
- Chyba raczej dlatego, że nie masz nic innego, czym mogłabyś się pochwalić! Przyznaj się, nie masz pewnie nawet szlacheckiego pochodzenia, mylę się?!
- Dziewczyny, uspokójcie się - powtórzyła Jasmina głośniej. - Fatima!...
- Nie nie, chcę to usłyszeć - odparła wezwana. - Dalej, Leila, przyznaj się. Skąd cię Ibrahim wziął? Wiesz, że jeśli bardzo bedzie nam na tym zależało, i tak zdobędziemy tę informację od służących.
- To sobie zdobywacie - warknęła Leila, siadając z powrotem na otomanie, i znów zaczęła się zajadać winogronami. - Kwaśne paskudztwo. Każę wybatożyć ogrodników i kucharzy.
- Nikt ich nie wybatoży na twoje polecenie - prychnęła Hayfa.
Dalszą kłótnię przerwało pukanie do drzwi. Hayfa, jako stojąca najbliżej, otwarła je i wpuściła stojącą na korytarzu Nadię.
- Nareszcie jakaś przyjazna twarz! - ucieszyła się Leila i podbiegła do niej, nie zauważając, że przy wstawaniu zrzuciła sobie z kolan kosz winogron, a owoce potoczyły się po dywanie. - O co chodzi, Nadio?
- Przychodzę na polecenie mojej nowej pani, Naval - odparła wchodząca. Młoda wdowa zacisnęła zęby, słysząc to imię.
- Czego chce?
- Dostała bardzo drogi prezent od swojego męża i zastanawia się, gdzie może go bezpiecznie schować.
- I dlaczego to ma być mój problem?
- Zajęła twoje komnaty, pani. Chce się dowiedzieć, czy są w nich jakieś nieoczywiste skrytki, gdzie mogłaby bezpiecznie złożyć coś takiego.
Leila zastanowiła się, przykładając palec do kącika ust i patrząc pod kątem w sufit.
- Można tak powiedzieć - odpowiedziała. - Pod dywanem i za draperiami, to oczywiste, ale jest jeszcze jedno miejsce. Trzeci parawan od wejścia ma wypukłe zdobienia. W połowie jego wysokości, blisko prawej krawędzi, jest jedno w takim kształcie, że robi się za nim niewielki schowek. Jeśli prezent nie jest większy niż dłoń, bez problemu się tam zmieści. Z zewnątrz w ogóle tego nie widać, trzeba się przyjrzeć temu od góry i z kilku centymetrów, żeby zauważyć.
Nadia ukłoniła się z podziękowaniem i poszła w stronę wyjścia.
- Cóż to, wielka pani nie chce sobie ubrudzić rączek, a jest na każde wezwanie służącej? - zaśmiała się Hayfa.
- Zamknij się! - odpysknęła Leila.
- To pewnie ta służalcza krew się w tobie odzywa. Ciekawe, czy przed ślubem byłaś tylko chłopką, czy po prostu niewolnicą.
Najmłodsza z kobiet podeszła szybkim krokiem do Hayfy i zdzieliła ją pięścią w twarz. Ta upadła z jękiem, a dwie pozostałe wdowy poderwały się i pobiegły ku nim. Nadia obejrzała się przez ramię, ale widząc szykującą się awanturę, przyspieszyła kroku i wymknęła się na korytarz.
Tu czekały już na nią Rahma i Saba.
- I jak? - spytała ta pierwsza.
- Mam to, co chciałam - odpowiedziała szeptem Nadia. - I nawet więcej.
- Czyli co? - zachęcała ją Saba.
- Dowiedziałam się, że Leila ukrywa swoje pochodzenie. Ślub z Ibrahimem ją nobilitował, ale wcześniej nie należała do szlachty.
Rahma zaklaskała w dłonie.
- Teraz nasz plan już nie ma szansy nie wypalić! - szepnęła triumfalnie.
***
Dobijała już północ, kiedy Salah ponownie zjawił się w komnatach Naval. Wszedł bez pukania i zastał niewolnicę majstrującą przy jednym z parawanów. Na jego widok odskoczyła od niego i wyprężyła się jak struna.
- Co robiłaś? - zapytał.
- Poprawiałam ustawienie parawanu - odpowiedziała Nadia.
- Gdzie moja żona?
- Siedzi na balkonie i podziwia gwiazdy, Effendi. Mam ją zawołać?
- Sam to zrobię. Ty możesz iść.
Nadia ukłoniła się i wyszła, a Salah podszedł niespiesznie do drzwi balkonowych. Kiedy je otworzył, owionął go nocny chłód i zapach kwiatów z ogrodu. Uśmiechnął się lekko i przekroczył próg.
Naval stała przy barierce i wychylała się za nią, wyglądając na ogród. Przed nią ogromna pełnia księżyca posrebrzała szczyty koron drzew. Eleganckie schodki z balustradami owiniętymi przez ozdobny bluszcz wiodły prosto do małego, sześciokątnego stawu, w którym pływały pomarańczowe i zielone rybki, widoczne doskonale dzięki światłu sześciu dużych lampionów ustawionych w rogach zbiornika. Wokół niego w większy sześciokąt układały się ławki, na których można było usiąść w pogodny dzień i cieszyć się słońcem i bliskością wody. Za tym sielskim miejscem ścieżyna zagłębiała się pomiędzy drzewa, za którymi czekał raj klombów róż. Była to część ogrodów przeznaczona dla kobiet z rodziny emira, po prawej, za siatką, rozciągała się część przeznaczona dla mężczyzn, a dalej na przód - części dla wszystkich mieszkańców pałacu. W księżycowej poświacie wszystkie cienie zalegające głęboko pomiędzy roślinami przybierały niesamowitego fioletowego koloru, nadając widokowi magiczny charakter.
Wpatrzona w to dziewczyna obróciła się na odgłos kroków, a jej twarz rozjaśnił uśmiech, kiedy zobaczyła Salaha. Miała na sobie nieco prostszą od ślubnej, ale wciąż wystawną suknię z granatowego jedwabiu, a włosy pozostawiła śmiało odkryte, wiedząc, że jedyny mężczyzna, jaki ją tu zobaczy, to jej mąż. Wyglądała zjawiskowo.
- Przynależysz do tego ogrodu, moja różo - powiedział Salah. - Tak jak kwiat paproci, rozkwitasz w blasku księżyca.
- Miłe słowa, mój panie - padła odpowiedź. - Jak minął ci dzień?
- Był męczący, ale owocny. Przedłużyłem nasze sojusze z Nakhlą i upewniłem się, że w razie powrotu Karima i Zahira wesprą nas zbrojnie. Ale nie frasuj polityką swojej ślicznej główki, lepiej mi powiedz, co ty robiłaś pod moją nieobecność. Mam nadzieję, że się nie nudziłaś.
- Wręcz przeciwnie! Moja służąca przyniosła mi naprawdę gorącą plotkę.
- Jaką?
- Podobno nie jestem pierwszą nisko urodzoną, która zamieszkała w tych komnatach. Leila również nie pochodzi z wyższych sfer!
- Jak to? - Salah zmarszczył brwi. - Nic mi o tym nie wiadomo.
- Pewnie to tylko plotka, ale podobno pozostałe wdowy po Ibrahimie odkryły, że została poślubiona dla kaprysu, a przed tym małżeństwem była nikim.
- I mimo tego tak się szarogęsi? Chociaż jej małżeństwa już nie ma i dalej jest nikim?
- Szarogęsi się pewnie po to, żeby nikt jej nawet nie podejrzewał o niski stan. Wtedy straciłaby wszystko, co ma.
Emir uśmiechnął się szeroko.
- Faktycznie gorąca ploteczka - przytaknął. - Chodźmy do środka, zanim nas tu ktoś usłyszy i uzna, że lubimy się wtrącać w cudze życia.
Zeszli z balkonu. Salah zamknął za nimi drzwi i wskazał Naval łoże. Dziewczyna podeszła do niego posłusznie i usiadła.
- Gdzie masz tę kolię ode mnie? Chcę cię w niej jeszcze raz zobaczyć - zażądał władca. Naval chwyciła kluczyk, który teraz nosiła przy pasie, i otworzyła nim najwyższą szufladkę w komodzie. Jej oczom jednak ukazało się puste dno.
- Nie ma jej! - krzyknęła z przerażeniem. - Zniknęła!
- Wiedziałem, że ta służka wyglądała jakoś podejrzanie - warknął Salah w odpowiedzi. - Na pewno ją ukradła.
- Nadia? Nigdy w życiu! Nadiusza by mnie nie okradła.
- Skoro tak twierdzisz... Ale w takim razie gdzie jest kolia?
- To moja wina... - W oczach Naval błysnęły łzy. - Musiałam ją gdzieś odłożyć i teraz nie pamiętam, gdzie. Jestem taka nieuważna!
- Nie martw się tym, kruszyno. - Salah usiadł obok i objął ją ramieniem. - Zamierzam ci przydzielić nowe służące. Twoje obecne zasugerowały, żebym sam wybrał najlepsze. Jutro z samego rana zbiorę kilkanaście i każę im szukać twojej kolii, ta, która znajdzie ją pierwsza, zostanie twoją niewolnicą. Zgadzasz się?
- Jak ty zdecydujesz, panie.
Pocałował ją w policzek.
- No, to już nie myśl o tym - polecił. - Jesteśmy tylko my, kruszyno. Tylko my.
***
Rahma, Saba i Nadia zostały wezwane z samego rana do komnat Naval. Stawiły się natychmiast całą trójką. Ich oczom ukazało się trzynaście ustawionych pod ścianą dziewczyn w białych hidżabach, jakie teraz i one musiały nosić. Wszystkie miały opuszczone głowy i wpatrywały się w czubki swoich butów. Przed rzędem służących przechadzał się powolnym krokiem markotny Salah.
- Mam złe wieści, drogie panie - powiedział na powitanie. - Jedna z was okradła moją żonę.
- Co takiego? - wykrzyknęła Saba.
- Nigdy! - poparła ją Rahma.
- Naval to nasza przyjaciółka, a teraz ukochana pani! - przytaknęła Nadia.
- Więc jak wytłumaczycie to, że żadna z trzynastu wybranych przeze mnie najbardziej doświadczonych służących nie zdołała znaleźć kolii, którą jej sprezentowałem? - zapytał chłodno emir.
- Naval jest zapominalska.
- Znamy ją doskonale! Potrafi zgubić głowę.
- Pewnie włożyła gdzieś tę kolię i zapomniała.
Salah zacisnął zęby i pokręcił głową.
- Nawet to, że odpowiadacie za całą trójkę, jest podejrzane - warknął. - Będę was ćwiczył tak długo, aż się przyznacie i powiecie, gdzie ukryłyście kolię. Zabrać je!
Zgromadzone pod ścianą służące rzuciły się na trzy niewolnice i zaczęła się szarpanina.
- Effendi, proszę zaczekać! - krzyknęła Nadia. - Jest ktoś, kto mógłby to znaleźć!
- Kto taki? - spytał Salah.
- Leila! Mieszkała tu, więc zna te komnaty! Zapewne może w nich znaleźć wszystko.
Władca dał znak ręką, by puścić niesforne niewolnice.
- Przyprowadźcie ją w takim razie - zezwolił, choć lód nadal pobrzmiewał w jego głosie. - Skoro zna tak dobrze te komnaty, może jeszcze się na coś w nich przyda.
Nadia odbiegła korytarzem. Po kilku minutach wróciła, prowadząc zirytowaną Leilę.
- Co tu się wyprawia? - zapytała młoda wdowa. Nikt tego nie skomentował, ale wszyscy zauważyli, że po awanturze z Hayfą miała rozciętą wargę i lekko podbite oko.
- Znajdź kolię mojej żony - polecił Salah.
- Naprawdę to takie trudne? - jęknęła Leila, po czym weszła do komnaty i bez wahania skierowała się do właściwego parawanu. Śmiałym ruchem sięgnęła do skrytki i wyciągnęła stamtąd lśniący naszyjnik. - Proszę! Jak się coś tu chowa, trzeba o tym pamiętać.
Salah patrzył na nią przez chwilę w zamyśleniu, jakby coś rozważał. Po chwili jego twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Naval! - zawołał donośnie. Dziewczyna wyszła z części sypialnej i rozejrzała się ze zdumieniem.
- Moja kolia! - pisnęła, po czym wyrwała ją z rąk Leili i założyła sobie na szyję. - Gdzie ją znalazłaś?
Kobieta poklepała schowek na parawanie.
- To nie było takie trudne - powiedziała.
- Podjąłem decyzję, Naval - odezwał się Salah i objął wdowę ramieniem. - Oto twoja nowa osobista służąca.
- Co takiego?! - wrzasnęły obie.
- To najlepszy wybór. Znasz te komnaty najlepiej ze wszystkich, bo w nich mieszkałaś, więc wiesz, jak należy się nimi zająć. Do tego, jak widać, masz dar do odszukiwania rzeczy.
- Ja... Ja jestem emirową!!!
- Byłaś emirową, moja droga. Dowiedziałem się niedawno, że jesteś z niskiego stanu. Po śmierci mojego ojca nie został ci żaden tytuł. Od teraz musisz zapracować na swoje utrzymanie. Miłej współpracy!
Salah wyszedł, a za nim służące. Idącą na końcu Rahma obróciła się jeszcze przez ramię, by pokazać znienawidzonej kobiecie język.
Leila zaczęła płakać.
Od autorki: mam nadzieję, że nikogo nie oburzy lekki ton tego rozdziału, biorąc pod uwagę to, jak zaczęła się "relacja" Naval i Salaha. Nie, nie będę z nich próbowała zrobić zakochanej pary po "trudnym początku" - Salah na zawsze pozostanie w tej relacji gwałcicielem, a Naval ofiarą, a to, że skończyli jako oficjalne małżeństwo, jest patologią. Przedstawiam ich tu jako parę dla celów w pewnym sensie komediowym, ale w rzeczywistości uczucia Naval do niego są rodzajem zaprzeczenia, albo nawet syndromu sztokholmskiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro