Rozdział 001

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



To miała być zwyczajna impreza z okazji rozpoczęcia wakacji.

Osiemnastoletnia Marta cieszyła się na nią w szczególny sposób. Właśnie otrzymała wyniki maturalne, które zdała w celujący sposób i mogła przebierać w najlepszych uniwerkach, jakie ofiarowywało miasto Warszawa. Głównie dlatego jej trzej bracia postanowili uczcić te wielką chwilę. Do tej pory nigdzie nie zabierali jej ze sobą uważając, że jest jeszcze za młoda. Na szczęście niecałe dwa miesiące temu skończyła osiemnasty rok życia i odebrała swój dowód osobisty. Stała się więc osobą pełnoletnią i cieszącą się równymi prawami obywatelskimi jak większość młodych nastolatków. Jej trzej starsi i wyjątkowo nadopiekuńczy bracia nie mogli znaleźć żadnego sprzeciwu, gdy zażądała zgody na pójście na imprezę. Oczywiście musiała iść z całą trójką i jej obecnym chłopakiem. Nie kryła niezadowolenia na samą myśl o tym. Nie była przecież małą dziewczynką. Dowód miała, gdy tylko spojrzała w lustro, a także po pożądliwych spojrzeniach kolegów w klasie, a nawet przyjaciół braci. Wiedziała jednak, że wszyscy czuli do niej respekt i szacunek. Mimo tego, że była rudowłosą dziewczyną o zielonych oczach to była również córką Macieja Wernera najbardziej szanowanego prawnika w mieście. Przez to nie miała zbyt wielu przyjaciół i nie cieszyła się zbyt dużą popularnością w prywatnym liceum. Jej najlepszą przyjaciółką była jej rówieśnica Magda Miłosz, z którą bardzo szybko znalazły wspólny język. Mieszkały w bogatej dzielnicy na warszawskich Kabatach ,a połączył je los potrąconego kociaka. To tamtego dnia obie zdecydowały zostać weterynarzami i chociaż Magda postanowiła dzisiaj zdawać na akademię sztuk pięknych ona nie zmieniła zdania.

- Jesteś gotowa siostrzyczko? – usłyszała dobiegające z korytarza wołanie starszego brata trzydziestoletniego Radka.

Po raz ostatni zerknęła na siebie w lustrze. Wyglądała całkiem ładnie ubrana w białe spodnie i koronkową bluzeczkę. Narzuciła na to czarny dopasowany do paska i butów sweterek. Nie lubiła się stroić, ale dzisiaj chciała wyglądać naprawdę ładnie. Głównie dlatego, że jej średni brat Patryk otwierał dzisiaj swoją własną dyskotekę. Gdy zeszła na dół wszyscy już czekali. Nawet jej przyjaciółka Magda, która zdawała się onieśmielona w towarzystwie przystojnego, czarnowłosego Patryka. Sama Magda była drobniutką dziewczyną o ciemnych włosach i pulchnej figurze. Nie wyróżniała się w tłumie, ale miała w sobie coś, co przyciągało wzrok chłopaków. I miała jedną wadę. Była beznadziejnie zakochana w Patryku, o czym chyba widział każdy prócz głównego obiektu westchnień dziewczyny.

- Nie mogłaś ubrać się bardziej skromnie. – warknąłRadek, obrzucając krytycznym spojrzeniem jej strój. Radek zawsze taki był.

Dla niego najlepiej by było jakby miała na sobie strój zakonnicy, a i tak wyglądałaby zbyt wyzywająco. Jak na brata bywał czasami zaborczy.

- Nie przesadzaj. – W jej obronie stanął jej chłopak Sebastian.

Byli razem już dwa lata i każdy zdawał się aprobować ten związek. Sebastian miał dwadzieścia lat , studiował prawo na pierwszym roku. Myślał o przejęciu w przyszłości kancelarii swojego ojca i miał zadatki na dobrego prawnika. Był również przystojny. Wysoki, dobrze wysportowany brunet. Wyglądem przypominał Marcie swoich własnych braci, ale z charakteru był całkiem inny. Pospiesznie wyswobodziła się z jego objęć. Ostatnim razem dość ostro pokłócili się o jej pierwszy raz. Sebastian chciałby zacząć współżycie ,uznając, że dwa lata to wystarczająco dużo czasu jak na czekanie. Ona nie była jeszcze na to gotowa. Każda rozmowa na ten temat kończyła się kłótnią i zaczynała się zastanawiać czy ten związek w ogóle ma jakikolwiek sens. Dzisiaj po imprezie zamierzała z nim o tym porozmawiać. Na razie postanowiła poudawać, że wszystko jest w porządku. Pozwoliła się objąć i pocałować, ale bez żadnych uczuć, jakie towarzyszyły jej kiedyś. – Dla mnie wygląda całkiem seksownie.

- Mówisz o mojej siostrze. – zirytował się Radek, który najmniej ze wszystkich lubił Sebastiana.

Zawsze widział w tym chłopaku coś podejrzanego i nie ufał mu, podobnie jak jego ojcu, który współpracował czasami z ich ojcem. Na szczęście został ułagodzony przez swoją wieloletnią dziewczynę Paulę, z którą miał wkrótce się zaręczyć. Z Pauliną od pięciu lat tworzyli idealny związek i nic nie wskazywało na to, aby miał on się zakończyć. Na miejsce postanowili dojechać miejskim metrem. Mieli blisko ,a każdy chciał, chociaż trochę wypić sobie na imprezie tak dla rozluźnienia atmosfery. Całą gromadką znaleźli się na zewnątrz śmiejąci przekomarzając. Kamil, jako miłośnik fotografii biegał co chwila i robił im zdjęcia. Obserwując ich Marta nie mogła opanować dziwnego wrażenia, że po raz ostatni są w tej wspólnej i szczęśliwej grupce. Miała bardzo złe przeczucie, że wkrótce wszystko się zmieni i to nie będą dobre zmiany.

- Wszystko w porządku? – spytał troskliwie Sebastian widząc, że nagle nastrój jego dziewczyny uległ zmianie.. Nie lubił jej tak naskakiwać, ale wiedział, że musi uważać. Bardzo zależało mu na tym związku i nie chciał go stracić. Już od dawna wyczuł, że coś psuje mu się z Martą, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Nie miał zamiaru pozwolić tak łatwo odejść. Ona należała do niego.

- Tak. – Marta pokiwała głową ignorując rodzące się w niej dziwne przeczucie. Wiedziała, że miała to po swojej nieżyjącej babci. Dziwne przeczucia, które bardzo często się spełniały. To, które czuła teraz było mocne i intensywne. Ignorowanie go przychodziło z wielkim trudem. Odruchowo wtuliła się w Sebastiana, a on otoczył ją mocniejszym ramieniem. Z całej siły pragnęła, aby ta impreza była dla niej niezapomniana. Nie miała pojęcia, że okaże się tak bardzo.

***

Impreza na podzamczu rozszalała się na dobre.

Było po godzinie dwudziestej, gdy grupa imprezowiczów dotarła na miejsce. Z trudem udało im się wcisnąć tłum i przy tym nie zgubić. Marta była zachwycona. Do tej pory takie imprezy miała okazje oglądać w domu przed telewizorem. Raz czy dwa razy była na koncercie swojej ulubionej grupy w Sali kongresowej, ale to nie było to samo. Teraz miała okazje zobaczyć prawdziwą plenerową imprezę. Poczuć ten zwariowany tłum, posłuchać fajnej muzyki. Grupa polskich zespołów szalała na scenie w rytm muzyki rockowej. Ona również szybko znalazła ten sam rytm. Sebastian i bracia często mówili , że jest świetną tancerką. Niejednokrotnie udowadniała to zdobywając liczne nagrody, a także królując na zamkniętych imprezach. Taniec był dla niej drugim żywiołem. Nie dała się jednak przekonać, by to z nim wiązać swoją przyszłość. Jej przeznaczeniem, była weterynaria.

- Jest fantastycznie. – zawołała z entuzjazmem do najmłodszego z braci Wernerów a starszego o dwa lata od niej Kamila, gdy przyniósł drinka.

Kamil wyróżniał się na tle swoich braci. Był typem metalowca, ale wyglądał w miarę normalnie. Długie włosy nosił najczęściej związane, by nie przyprawiać matki o zawał serca i ukrywał swój kolczyk w uchu. Do tego najczęściej ubierał się na czarno, a to akurat bardzo mu pasowało. Z całego rodzeństwa najbardziej lubiła właśnie Kamila. To on też jako pierwszy poczęstował ją alkoholem. Miała wtedy szesnaście lat i pierwszy raz się upiła. Awantura, którą zrobił wtedy Radek pamięta do dzisiaj, podobnie jak strasznego kaca, który ją po tym nawiedził. Od tamtej pory była ostrożna z alkoholem, ale z wdzięcznością przyjęła ofiarowanego drinka. – Może znajdziesz sobie jakąś fajną dziewczynę tutaj, która lubi zwariowanych metalowców? – spytała ze śmiechem uważnie , spoglądając na brata. Mimo swojej urody Kamil nie miał szczęścia do dziewczyn. Radek na swoim koncie posiadał kilka związków. Miała wrażenie, że jej brat, był całkiem inny niż myślała. Zupełnie jakby stroił od kobiet. Niestety mimo tak dobrych relacji nie umiała poruszyć trudnego tematu między nimi.

- Nie truj siostra i ty. – Kamil szybko uciekł wzrokiem, chcąc ukryć swoje uczucia. Dobrze wiedział, że mógłby porozmawiać z Martą otwarcie, ale tak naprawdę bał się jej reakcji. Wiedział, że bracia go odrzucą, gdyby poznali prawdę a siostra? Gdyby i ona to zrobiła nie zniósłby tego. – Po prostu nie urodziła się taka, którą bym się zainteresował. – roześmiała się ,słowa brata. Zawsze umiał ją rozbawić. Na moment zniknął, gdy spostrzegł, któregoś ze swoich kolegów i została sama. Zaniepokoiła się, gdy w tłumie nie mogła znaleźć nikogo z bliskich osób. Wysławszy esemesa przyjaciółce, postanowiła odetchnąć, chociaż na moment. Zrobiło się gorąco i niezbyt przyjemnie a upalna pogoda nie była zbyt sprzyjająca. Jakimś cudem udało jej się wydostać z bawiącego się tłumu. Minąwszy wodospad multimedialny, który rozpoczynał swe pokazy, skierowała swoje kroki w stronę parku. Szła powoli oddając się swoim rozmyślaniom. Musiała poukładać sobie w głowie, co powie dzisiaj Sebastianowi. Chciała zakończyć ten związek ostatecznie i raz na zawsze. I musiała zrobić wszystko, by Sebastian to zrozumiał. Ostatnim razem, gdy próbowała przemówić mu do rozsądku, chyba niewiele do niego dotarło. Sebastian był uparty i nie chciał się przekonać. Nie zauważyła, kiedy za daleko się oddaliła od bawiących osób. Silny niepokój znów ścisnął ją w żołądku. Postanowiła nie brnąć bardziej i wrócić na imprezę. Miała nadzieje, że wśród bawiących się osób spotka kogoś z rodziny. Nie rozpłynęli się przecież. Z oddali dobiegł ją czyjś pijacki śmiech. Bracia ostrzegali ją zawsze, by w takich okolicznościach przyspieszała kroku i nie oglądała się za siebie. Tym razem zrobiła podobnie. Umiała też trochę walczyć, ale wiedziała, że nie poradziłaby sobie z rosłym mężczyzną.

- Hej Rudy zobacz, jaka laseczka się tu wpadła. – Jeden z pijanych mężczyzn zagrodził jej drogę. Nie spodziewała się tego. Była sama w parku, a tuż za nim szło trzech jego wstawionych kompanów. Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Przeklęła się w duchu za własną głupotę. Na pewno bracia jej nawymyślają za to, że zniknęła i wpakowała się w taką kabałę. Chciała ich wyminąć, ale nie pozwolili na to. Otoczyli ją, że nie była w stanie ich obejść. Poczuła ,jak strach ścisnął ją za gardło. Mężczyzna zwany Rudym chwycił ją w mocnym uścisku. Wzdrygnęła się ,czując zapach alkoholu i z trudem powstrzymała odruch wymiotny.

- Czekajcie, ja ją znam. – zamarła rozpoznając trzeci głos. W słabym świetle latarni rozpoznała Adama Chojnackiego.

Ten młody i zadziorny chłopak był wrogiem jej rodziny od zawsze. Dawniej rodziny Chojnackich i Wernerów łączyła wielka przyjaźń, ale wszystko się zmieniło. Zbrodnia i kradzież zniszczyły dawne więzy a najstarszy z Chojnackich senior rodu siedzi w więzieniu za zamordowanie jej babki. Stara nienawiść przeszła na młode pokolenie podsycana przez Adama i jego otoczenie. Kilka razy w życiu miała okazje go widzieć, ale zawsze była otoczona którymś z braci. Teraz była całkiem sama i skazana tylko i wyłącznie na siebie. – Proszę, proszę mała Marta Werner. – zakpił rozpoznając jej twarz. Na przystojnej twarzy mężczyzny pojawił się wyraz zimnej satysfakcji, a jego oczy błyszczały nieskrywanym pożądaniem. Marta Werner od dawna mu się podobała i tylko szukał okazji, by ją złapać. Teraz okazja się nadarzyła i dziewczyna w końcu znalazła się w jego rękach. Był zaskoczony, że bracia w końcu wypuścili ją ze swoich objęć na jego korzyść. Żałował, że nie był sam i teraz będzie musiał się nią podzielić z kompanami.

- Nie mam nic wspólnego z waszą wojną. – powiedziała cicho, a głos drżał jej ze strachu.

Nie lubiła okazywać słabości, ale teraz nie miała wyjścia. Musiała znaleźć sposób, aby jakoś na nich wpłynąć, żeby nie zrobili jej krzywdy. Nigdy jeszcze nie znalazła się w takiej sytuacji jak ta. Nie wyobrażała jej sobie nawet.

- Jesteś Wernerem. – odpowiedział dobitnie Adam.

Zadrżała, gdy dotknął jej jasnych włosów. Jego bliskość i postawa przerażały ją. Wszystkie historie, które słyszała, o tym mężczyźnie do tej pory były prawdą. – To wystarczy, aby chcieć się zemścić a Twój brat odebrał moją własność. – Wiedziała, o kim mówił. O Pauli obecnej dziewczynie Radka. Śliczna czarnowłosa Paula spotykała się jakiś czas z Chojnackim, aż uknuł spisek przeciwko Radkowi. Paula miała zostać kochanką Radka i donosić mu o wszystkim. Niespodziewanie dziewczyna zakochała się w nim i to ze wzajemnością. Z początku Radek był wściekły, gdy odkrył prawdę, ale Adam nie zdołał ich rozdzielić. To tylko przelało czarę goryczy do wojny między dwoma wpływowymi rodzinami. I teraz ona znalazła się w samym jej centrum. Zdawała sobie sprawę, że Chojnacki zrobi wszystko, aby skrzywdzić jej brata.

- Proszę, nie rób nic. – Niemal załkała, gdy przyciągnął ją do siebie.

Lubiła pocałunki Sebastiana, chociaż nie wzbudzały w niej zbyt wielkiej namiętności, to te wymuszone na niej przyprawiły ją o mdłości. Wargi chłopaka brutalnie wpijały się w jej usta, za wszelką cenę próbując wepchnąć do środka język. Broniła się przed nim, jak mogła, ale był silniejszy. Boleśnie wykręcał jej szyje,nie przerywając pocałunku. Jej drobne piąstki nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Była bezsilna. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy, gdy ręka chłopaka brutalnie ścisnęła jej pierś. Z jej gardła wydobyło się ciche łkanie, które wywołało rechot wśród towarzyszy Chojnackiego.

- Powiedziała, chyba żebyś ją puścił. – Ostry i donośny głos należący do jej starszego brata przerwał bolesną torturę.

Radosław Werner pojawił się znienacka w poszukiwaniu siostry. Był wściekły na Kamila, że jak zwykle zachował się nieodpowiedzialnie i puścił ją samopas. Gdy tylko zobaczył, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazła nie tracił czasu. Dobrze znał zapędy Chojnackiego i nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało. Adam zarechotał na jego widok i pchnął Martę w stronę Rudego, jednego ze swoich przyjaciół.

- Złodziej kobiet Radosław Werner we własnej osobie. – Adam z trudem trzymał się na nogach, ale zbytnio tym faktem się nie przejmował. Jego celem było dokopanie Wernerowi i teraz znalazł idealną okazje. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. – Twoja siostra jest całkiem ładniutkim kąskiem. Chyba się pocieszę po stracie Pauli. Jeśli myślisz, że to będzie dobra wymiana prawda?

- Ty łajdaku. – Radek nie panował nad sobą.

Marta zdołała wydobyć z siebie krzyk, gdy z wściekłością zaatakował Adama. Radek od dawna trenował boks i był w tym naprawdę dobry. Nigdy nie traktował tego jako sport a jedynie pasje, którą rozwijał. Potyczki z Chojnackim często dawały mu okazje do sprawdzenia swoich umiejętności. Tak samo, jak teraz. Niestety sam Chojnacki do mięczaków nie należał. Odparowywał ciosy i atakował z równą sprawnością, co on. Nie zauważyła, kiedy w ręku Adama znalazł się nóż. Chciała krzyknąć ostrzegawczo, ale Rudy ręką zatkał jej usta. Z przerażeniem w oczach patrzyła jak nóż, sięga brzucha Radka. Zaskoczony chłopak momentalnie osunął się na ziemię. Marta z nadludzką siłą wyrwała się Radkowi i rzuciła w stronę Adama.

- Zabiłeś go! – Z rozpaczą wykrzyczała mu w twarz.

Adam nie zareagował na jej ciosy, dopóki paznokciem nie rozorała mu skóry na policzku. W oczach chłopaka pojawił się błysk wściekłości, gdy dotarło do niego, co zrobiła. Uderzył ją bez namysłu, aż zatoczyła się i upadła obok rannego brata. Adam uniósł rękę do ponownego uderzenia, ale słysząc zbliżających się ludzi, porzucił ten zamiar. Rzuciwszy jej mściwe spojrzenie, ruszył w stronę ucieczki a za nim pozostali. Marta bezradnie doczołgała się w stronę brata. Z rany na jego brzuchu ciekła krew.

- Wytrzymaj. – szeptała cicho ze łzami w oczach.

Była przerażona i nie do końca zdawała sobie sprawę, co działo się wokół niej. Ktoś odciągnął ją od Radka, ktoś inny objął i przytulił. Donośny sygnał oznaczał przyjazd karetki. Reszta rozpłynęła się jakby we mgle. Miała dziwne wrażenie, że świat zatrzymał się w miejscu i wszystko przestało istnieć.

***

To miał być kolejny nudny wieczór spędzony w domu.

Dwudziestojednoletni Filip Chojnacki niewiele radości przeżył w swoim życiu. Już jako mały dzieciak chorował na bardzo poważną wadę serca i każdy przeżyty przez niego dzień był wielkim darem. Filip jak nikt szanował życie, a swoje własne w szczególny sposób. Wiedział, że każdy dzień może być jego ostatnim. Już miał kilka mocnych ataków, które niewiele brakowało, a skończyłoby się dla niego tragicznie. Nie mógł też uprawiać żadnego sportu. Przez cały czas był pod kontrolą sympatycznej pani doktor, która czuwała nad nim i jego zdrowiem. Teraz oczekiwał w kolejce po nowe serce. Mimo dużego majątku ojciec nie mógł zapewnić mu szybszej kolejki do zdrowia i musiał czekać jak wielu na jego miejscu. Nie był na to zły. Przyzwyczaił się do myśli o śmierci i wiedział, że prędzej czy później ona nastąpi. Nie chciał jednak tracić życia w ten sposób. Czuł, że jeszcze wiele było przed nim i miał też wiele planów na przyszłość. Nie mógł zostać sportowcem, ale muzykiem na pewno. Sam pisał teksty piosenek, a jego przyjaciel zajmował się muzyką. To był ich sposób na nudę. Z powodu złego stanu zdrowia nie mieszkał w domu a w Otwocku. Jego jedyną bliską osobą była zajmująca się nim babcia. Nigdy nie rozumiał tego odtrącenia od rodziny i było mu z tym ciężko. Starszego brata Adama znał przelotnie, podobnie jak ojca czy matkę. Zupełnie jakby przez chorobę nie pasował do ich trybu życia. Teraz zdążył się do tego przyzwyczaić. Podobało mu się mieszkanie z babcią w Otwocku i nie chciał tego zmieniać. Nawet jeśli kiedykolwiek wyzdrowieje. Było już dość późno, kiedy kończył nagrywać swój ostatni utwór. Napisał piosenkę o miłości, chociaż tak naprawdę nigdy nie był zakochany. Unikał stałych związków z powodu swojej choroby, ale nie stronił od kobiet. Zdawał sobie sprawę ze swojej urody i korzystał z niej. Studiując filozofię, często spotykał się ze studentkami. Jego ostatnią zdobyczą była piękna brunetka Barbara Rygel. Dziewczyna od początku mu się podobała, a seks z nią był na naprawdę wysokim poziomie. Ona jedna z niewielu też wiedziała o chorobie. Nie lubił jak, ktoś się nad nim litował i zwykle ukrywał ten sekret.

- Cholera jasna. – zagrzmiał do siebie, gdy zobaczył, że skończyła mu się butelka z colą.

Napoje gazowane były uzależnieniem i wypijał je wręcz litrami. Babcia spała w pokoju na piętrze zmęczona po ciężkim dniu pracy. Adriana Chojnicka pracowała jako opiekunka do dzieci i prowadziła takie małe przedszkole w swym obszernym domu. On nie miał nic przeciwko obecności dzieciaków w domu. Często wraz ze swym najlepszym przyjacielem Kacprem pomagali jej w tym. A dzisiaj mimo wolnej soboty zrobiła maluchom specjalną imprezę z okazji rozpoczęcia wakacji i zabawy było przy tym co niemiara. Śmiał się na samą myśl o tych wszystkich figlach, jakie przeszli. Gdy kierował się w stronę kuchni , poczuł ostre ukłucie w sercu. W takich chwilach, gdy dzień był zbyt wyczerpujący, zawsze je odczuwał. Wówczas musiał szybko wziąć tabletki na wzmocnienie, które często nosił ze sobą. Tym razem nie miał ich w kieszeni. Podejrzewał, że jak zwykle zostawił je w Sali muzycznej. Wściekły na siebie zaklął pod nosem. Robiło mu się coraz bardziej duszno i słabo. Serce dawało o sobie znać. Zawsze mu powtarzano , by był ostrożny i nie nadwyrężał . Nie posłuchał i mogło go to kosztować życie. W kieszeni spodni zawdzięczał telefon. Z nadzieją, że to może być Kacper sięgnął ,po niego. W słuchawce usłyszał głos lekarki Anny Wachowicz, która się nim zajmowała.

- Panie Filipie. – Jej słowa z trudem do niego docierały. Miał wrażenie, że zaraz przestanie oddychać. Obraz rozmywał mu się przed oczami. Bezradnie opadł na podłogę, podpierając się ściany. – Panie Filipie jest pan tam? Mówi Anna. Mam dobrą wiadomość. Mamy dla pana nowe serce. Zabieg będzie przeprowadzony natychmiast. Wysyłamy do pana właśnie karetkę na sygnale. Panie Filipie... ... - Nie słyszał dalszych słów lekarki.

Ostry ból ścisnął go gwałtownie , zabierając oddech. Telefon wypadł mu z ręki, tocząc się wprost pod nogi jego kumpla, który właśnie pojawił się w drzwiach. Kacper był niemal mieszkańcem domu jego babci i miał własne klucze. Wpadał i wypadał o każdej porze, która mu odpowiadała. Tym razem też pojawił się znienacka, chociaż byli umówieni na drugi dzień. Tchnęło go coś, że akurat dzisiaj powinien być przy przyjacielu. Obserwował go przez cały dzień i widział, jak było mu ciężko. Nie ukrywał tego, że się o niego martwił. Ostatnio jego stan zdrowia był naprawdę kiepski , a badania nie potwierdzały niczego dobrego. Gdy zobaczył przyjaciela na podłodze , ogarnął go niepokój. Filip był półprzytomny ,a ostatnie połączenie było od jego lekarki. Już miał wzywać karetkę pogotowia, gdy usłyszał jej sygnał. Nie krył swojego zaskoczenia. Znając pogotowie, zdawał sobie sprawę, że nie nadjechałoby tak szybko. Najwyraźniej lekarka musiała je wezwać do niego, wyczuwszy, że coś jest nie tak. Dwóch młodych ratowników zajęło się nim natychmiast. Podano mu tlen i wstrzyknięto jakiś zastrzyk. Zbudzona pani Chojnacka natychmiast pojechała z lekarzami. Kacper z tyłu za nimi samochodem. Na miejsce zajechali w błyskawicznym tępię. Kacper wciąż nie mógł uwierzyć, że znalazło się serce dla jego przyjaciela. Po tylu latach oczekiwania. Doktor Anna Wachowicz również była obecna. Sympatyczna lekarka zbliżająca się do czterdziestki szybko wyjaśniła, jak przebiegać będzie operacja.
- Czekamy tylko na zgodę do pobrania narządów ofiary. – mówiła, gdy znaleźli się w jej gabinecie. – Chłopak już wcześniej wyraził zgodę na zostanie dawcą, ale rodzina również musi ją podjąć.

- A jeśli tego nie zrobią? – spytał zaniepokojonym głosem Kacper.

- Nie martw się chłopcze, na pewno to zrobią. – Kobieta uśmiechnęła się do nich ciepło.

Doskonale rozumiała ich niepokój i sama go podzielała. Filip był jej ulubionym pacjentem. Młody i niezwykle zdolny. Miał przed sobą przyszłość. Uważała, że byłaby to niezwykła niesprawiedliwość losu, gdyby Bóg zabrał go do siebie. Niestety tamten umierający na stole operacyjnym chłopak też taki był. Jego kochająca rodzina pogrążona była w rozpaczy. Niestety rana, która została mu zadana, była śmiertelna. Można było jednak uratować życie komuś innemu. Drzwi do gabinetu otworzyły się i wszedł doktor Lachowski, który miał operować Filipa ,a wcześniej zajmował się rannym chłopakiem. Zbliżający się do sześćdziesiątki lekarz był prawdziwym cudotwórcą. Niejedna osoba zawdzięczała mu swoje życie.

- Mamy podpisaną zgodę. – powiedział łagodnie, pokazując jej odpowiedni dokument. – Właśnie przygotowujemy się do zabiegu.

- Czy... czy jest możliwe poznać rodzinę dawcy? – zapytał nagle Kacper, który szybko zdał sobie sprawę, że ktoś inny musiał umrzeć, aby jego przyjaciel mógł żyć.

- Dawca ma pozostać anonimowy. – odezwał się cicho lekarz, który zdawał sobie sprawę, że w obecnej sytuacji tak będzie najlepiej. Znał ryzyko, którego się podjął i nie chciał kłopotów w przyszłości. Kacper pokiwał głową ze zrozumieniem. – Lepiej, jeśli pozostaniecie w gabinecie albo pojedziecie do domu.

- Operacja potrwa kilka godzin. Poinformuje was o jej przebiegu. – Tuż za doktorem wyszła również lekarka. Teraz pozostało tylko czekać. Oboje wiedzieli, że to najdłuższe chwile w ich życiu. I żadne z nich nigdy bardziej się nie modliło niż teraz.

***

-Budzi się.

Do omdlałej głowy Marty docierał z oddali cichy szept. Metaliczny zapach krwi docierał do jej nosa. Z trudem otworzyła oczy. Z pierwszej chwili nie mogła sobie przypomnieć, co zaszło. Dopiero po czasie doszły do niej wspomnienia. Samotna wycieczka po parku, napad Adama i zranienie Radka. Poderwała się gwałtownie, ale to był błąd. Zaszumiało jej w głowie i zrobiło się jej niedobrze. Ktoś ostrożnie ułożył ją z powrotem na posłaniu. Rozpoznawała twarze przyjaciół i rodziny.

- Gdzie... gdzie jest Radek? – spytała słabym głosem.

Na twarzach braci pojawił się smutek, który sprawił, że jej serce drgnęło z niepokoju. Widziała, jak poważna jest rana. Trzymała go za rękę, zanim ktoś jej nie odciągnął. Do oczu napłynęły łzy. Ona była temu winna. Gdyby Radek nie stanął dla niej w obronie,nie doszłoby do tego. Z gardła wydobył się cichy szloch.

- Nie miał żadnych szans. – odezwał się chłodnym, pozbawionym emocji głosem Patryk. Nie odważyła się na niego spojrzeć.

Wyczuwał, że ją obwinia i słusznie. Zasłużyła sobie na to. To, co się stało było tylko i wyłącznie jej winą. – Rana była bardzo poważna. Cud sprawił, że nie umarł na miejscu.

- Patryk! – Magda jej najlepsza przyjaciółka surowo skarciła chłopaka. Rozumiała, że mógł być zły na nią, ale nie powinien się tak zachowywać. Nie tylko on cierpiał z powodu śmierci Radka. Troskliwym ramieniem otoczyła Martę, chcąc jakąś ją wesprzeć. – Przykro mi Martuś. – wyszeptała cicho. – Nikt się tego nie spodziewał. – Marta wydała z siebie dziki okrzyk bezradności. Nie mogła uspokoić swoich łez.

Łkała tak długo aż przyszła pielęgniarka i podała jej środek uspokajający. Jedynie Sebastian pozostał przy niej. Na moment zajrzeli rodzice, ale ojciec był w tak kiepskim stanie, że matka musiała zabrać go do domu. Życie rodziny Wernerów zostało wywrócone do góry nogami. Adam Chojnacki miał zostać postawiony przed sądem, ale same zeznania Marty nie wiele mogły pomóc, a prócz niej świadków tego zdarzenia nie było. Marta z trudem dochodziła do siebie. Wciąż śniły się jej koszmary tamtej nocy. Na nowo widziała w nim śmierć swojego brata i to bolało ją najbardziej. W domu panowała grobowa atmosfera i nic już nie było jak dawniej. Zdjęcia jej starszego brata były niemal wszędzie a na sam pogrzeb pojawiły się tłumy. Radek Werner był bardzo lubianą osobą i miał mnóstwo przyjaciół. Marta nie opuszczała Pauli, która strasznie przeżywała śmierć chłopaka. Widać było wyraźnie, że bardzo się kochali. Radka pochowano na warszawskiej Wólce Węglowej w rodzinnym grobowcu Wernerów, gdzie spoczywała już jej babcia i dziadek. Marta ledwo, co trzymała się na nogach. Nie sądziła, że to wszystko będzie dla niej takie trudne. W tle słychać było ulubioną muzykę Radka w stylu Michela Jacskona, Quenn i pozostałych. Nie kryła swojego wzruszenia. Wszystko było naprawdę piękne. Najbardziej poruszyła ją wzruszająca przemowa Pauli. Głos dziewczyny drżał , a łzy spływały po pięknej twarzy. Opowiadała o niespełnionych planach i przyszłości, która nigdy się nie spełni. Przez słowa dziewczyny Marta czuła się znowu winna. Nie mogąc znieść dłużej ceremonii uciekła do kościoła, aby ochłonąć. Nie panowała nad sobą. Łzy ciekły jej ciurkiem po twarzy. Nie sądziła, że można tak bardzo przeżywać rozpacz. Z Radkiem nigdy do końca się nie zgadzali, ale nie chciała jego śmierci. Był jednym z najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Jej ukochanym bratem a teraz go straciła. Nie wiedziała, czy da radę się z tym pogodzić. To było ponad jej siły.

- Wszystko w porządku? – Delikatny głos księdza wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się i rozpoznała starszego księdza i przyjaciela rodziny. Ksiądz Michorowski opiekował się nimi od dawna i był przy nich w trudnych, a zarazem szczęśliwych chwilach. Teraz też był przy nich, a śmierć Radka przyjął bardzo ciężko.

- Nie. – powiedziała cicho, odwracając się w jego stronę. Nie starała się ukrywać swoich łez. Wiedziała, że przy nim mogła płakać całkiem swobodnie. On zawsze rozumiał ją i znajdywał dobre słowo. Przy nim mogła okazywać swoje słabości i nastroje. – Mój brat nie żyje. Nigdy już nie będzie w porządku.

- Ból w końcu minie. – Rozumiał ból dziewczyny. Znał Radosława Wernera całkiem dobrze. To był miły chłopak. Jako młody dzieciak często pomagał jako ministrant w kościele. Mówiono nawet o jego karierze jako księdza, ale pewna młoda dziewczyna zmieniła jego plany. Ostatniej niedzieli był u niego, by ustalić datę ślubu. To miała być niespodzianka dla przyszłej panny młodej. Niestety miała zostać niespełniona. Jedyny powód do radości to fakt, że śmierć Radka nie poszła na marne. Jego serce biło w innym młodym człowieku, który zasługiwał na życie bardziej niż ktokolwiek inny. Ta wiadomość napełniła starego księdza radością, a zarazem nadzieją. Wojna między rodzinami trwała już zbyt długo i obawiał się właśnie takiego finału. Niestety coś mówiło mu, że to dopiero początek.- Zobaczysz,z czasem zapomnisz o tym. Nauczysz się żyć bez brata.

- Ból może minie, ale poczucie winy nie. – Ze smutkiem pokręciła głową, a do oczu znów napłynęły łzy.

- Nie powinnaś obwiniać się o śmierć brata. – Ksiądz westchnął ze smutkiem. Zawsze, gdy dochodziło do podobnych, dramatycznych sytuacji ludzie obwiniali siebie nawzajem.

Nigdy tego nie rozumiał. Nie sądził, że młoda Wernerówna może czuć się podobnie. Słyszał okoliczności, w jakich doszło do śmierci chłopaka. Najgorsze, że sprawca pozostawał bezkarny. Nic nie można było udowodnić młodemu Chojnackiemu, a słowa wystraszonej na wpółprzytomnej dziewczyny niewiele mogły zdziałać. Żałował, że sam nie mógł nic zrobić, ale przekonanie Adama, żeby oddał się w ręce policji, było bezsensowne. – To nie Ty wyciągnęłaś nóż. Nie Ty zaatakowałaś swojego brata. – To, co mówił wydawało się Marcie sensowne, ale nie mogła się pozbyć poczucia winy. Gdyby nie oddaliła się od grupy, brat nie szukałby jej ani nie walczył z Adamem. Nie musiałby ginąć. Chwilami wolałaby już przecierpieć to, co planował dla niej Adam z kumplami niż znosić to, co czuła teraz. Ten ból był znacznie silniejszy. Żałowała, że nie można cofnąć czasu. Poddałaby się Adamowi bez walki. Znów się rozpłakała. Ksiądz objął ją i przytulił do siebie niczym ojciec. Była mu wdzięczna za te troskę. Nie poradziłaby sobie sama bez jego opieki i pomocy.

- Tu jesteś. – Kamil pojawił się po chwili w poszukiwaniu siostry.

Podczas gdy każdy składał kwiaty na grobie zajęty własnym bólem, on jeden pilnował Marty. Wyczuwał jej smutek i to jak się obwinia. On sam czuł się podobnie. Nie powinien był wówczas puszczać jej samej. Był pewien, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Jeśli ktokolwiek miał prawo czuć się winny to tylko i wyłącznie on sam. Radek zawsze mówił mu, że jest nieodpowiedzialny. Wszystko wskazywało na to, iż miał racje. Tym razem pokazał pełną klasę własnej nieodpowiedzialności i zapłacił najwyższą cenę. – Szukałem Cię wszędzie.

- Nie musiałeś. – Marta pokręciła głową i opuszkami palców ocierała łzy.

Wyglądała naprawdę kiepsko, ale starała się jakoś dzielnie trzymać. Domyślał się, że nie było jej łatwo i podziwiał ją bardzo. Obiecał sobie zwracać na nią większą uwagę. Ona zawsze była oczkiem w ich głowie. Gdy tylko przyszła na świat obiecali sobie we trójkę otoczyć ją szczególną opieką. Jako jedyna dziewczyna w rodzinie miała mieć wszystko i niczego nie mogło jej zabraknąć. Może i byli zbyt nadopiekuńczy, ale nie umieli inaczej. Marta wydawała im się taka krucha i delikatna. Żaden z nich nie chciał jej skrzywdzić, chociaż sam Radek wydawał sięczasem zbyt surowy. Teraz Patryk przejmował obowiązki starszego brata i Kamil nie ukrywał swego niepokoju. Widać było wyraźnie, że chłopak ma żal do siostry o śmierć brata. Martwił się o ich wspólną przyszłość. – Na pewno nikt nie zauważył mojej nieobecności.

- Ja zauważyłem. – Kamil otoczył silnym ramieniem siostrę, która wtuliła się w niego.

Przy najmłodszym bracie zawsze czuła się bezpiecznie. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby stało mu się coś złego. Uśmiechnęła się przez łzy. Ksiądz mógł mieć racje. Ból z czasem minie. Miała nadzieje, że przyjdzie z tym również i zapomnienie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro