Rozdział 004

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły ją czyjeś delikatne pocałunki.

Z początku nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje. Musiała minąć dłuższa chwila nim uświadomiła sobie, co zaszło i co zrobiła. Zarumieniła się pod natłokiem bezwstydnych wspomnień, które ją napadły a zarazem była szczęśliwa.

- Nie żałujesz niczego? – wyszeptał Filip z troską patrząc jej w oczy.

On na pewno nie żałował. To była najwspanialsza chwila w jego życiu. Miał nadzieje, że Marta nie kłamała i zrozumie, czemu zataił przed nią prawdę o swym pochodzeniu. Chciał aby zrozumiała kim był i co sobą kierował. Na razie daleko było do tego. Teraz liczyła się chwila, którą spędzała w jego ramionach.

- Nie. – powiedziała mrucząc jak kotka, gdy językiem dotknął jej piersi.

Znów zaczął ją pieścić. Był podniecony jak wczoraj i z trudem się powstrzymywał. Zdobywał ją na nowo. Dawał rozkosz i wstrzymywał. Chciał nacieszyć się jak najdłużej tą chwilą nim osiągną spełnienie. Był zaskoczony, gdy drugi raz z rzędu przyszedł orgazm. To było coś niesamowitego. Namiętnie odpowiadała na jego pieszczoty i o wiele śmielej niż ostatnim razem. Nie zachowywała się już jak niewinna nowicjuszka. Uśmiechnął się pod nosem niezwykle zadowolony z siebie, gdy pół godziny później brał chłodny prysznic. Chciał , chociaż na moment zapomnieć o pożądaniu, które w nim rozpaliła.

Marta w czym czasie doprowadzona do porządku siedziała przy stole w kuchni i rozmarzona popijała kawę. Czuła się odprężona i rozleniwiona mimo tego, że bolało ją całe ciało. Filip ostrzegał, że tak może być, ale i tak była szczęśliwa. Miała wrażenie, że zaczęła początek nowego epizodu w życiu. Nie wierzyła, że jest tylko przygodą dla Filipa. On z pewnością oczekiwał czegoś więcej a ona mogła mu to dać. Zupełnie jakby znalazła swoje miejsce w życiu.

- Filip! – Do kuchni niespodziewanie wpadł Kacper. Zarumieniła się na jego widok. Nie widziała go od wczorajszego popołudnia, ale była pewna, że chłopak domyślił się, co robili z Filipem. Zarumieniła się na same wspomnienie tych chwil i skromnie spuściła głowę.

- Bierze prysznic. – odezwała się niemal szeptem nie spoglądając nawet na niego. Kacper bez słowa wszedł i pokazał jej gazetę głównego dziennika. Na pierwszej stronie widniała jej twarz. Podano dokładne dane jej osoby i ze wszystkimi poszczególnymi informacjami oraz datą zaginięcia. Była w szoku i poczuła się zakłopotana. – O Boże. – wyszeptała nie dowierzając własnym oczom. W tym momencie do kuchni wszedł Filip. Na widok Kacpra uśmiechnął się szeroko puszczając mu perskie oczko. Szybko zrzędła mu mina widząc poważne twarze zebranych.

- Co się stało? – spytał z miejsca a Marta podsunęła mu gazetę. Była cała drżąca i nie mogła ukryć ogarniających ją emocji. Nie krył swego zaskoczenia, gdy tylko przeczytał nagłówek. Mógł podejrzewać, że do tego dojdzie i zaczną jej szukać. Marta zniknęła całkiem bez słowa i musiało do tego dojść. Ogarnął go lekki niepokój. Miał nadzieje, że nie będą musieli za nic odpowiadać. Spojrzał niepewnie na Martę nie wiedząc, co ona sobie myśli. Był coraz bardziej przekonany, że dobrze zrobił ukrywając przed nią tożsamość. Ona mogła naprawdę źle to wszystko przyjąć a on nie wiedziałby jak ma się zachować. – Musisz wrócić prawda? – pokiwała głową. Nie chciała wracać gdyż dobrze jej było w towarzystwie Filipa. Z miłą chęcią zostałaby dłużej, ale czuła, że sam telefon niczego nie wyjaśni. Jeśli nie stawi temu czoła teraz to wówczas będzie wiecznie uciekać.

- Im szybciej tym lepiej. – powiedziała cicho smutnie patrząc na Filipa. – Żałuje, że nie mieliśmy więcej czasu. – Filip uśmiechnął się mimowolnie.

- To nie jest pożegnanie. – odparł podchodząc do niej.

Pozwoliła aby chwycił ją za rękę i przytulił. Miała nadzieje, że ma racje. Nie chciała się z nim rozstawać jeszcze. Za bardzo jej zaczęło zależeć. Gdy kilka godzin później chłopak zaparkował samochód przed jej domem. Kacper niechętnie oddawał mu kluczyki, ale zrobił to po długich pertraktacjach. Marta długo nie chciała wysiąść z samochodu. Bała się tego, co może ją czekać w domu. Filip starał się jakoś rozładować napięcie w przerwie między pocałunkami. Widział jaka była spięta i niepewna siebie.

- Wszystko będzie dobrze. – szeptał troskliwie wypisując na kartce swój numer telefonu.

Wcześniej wziął od Marty, która obiecała odezwać się jak będzie już po wszystkim. Dziewczyna niechętnie wysiadła z samochodu. Żałowała, że z nią nie wejdzie, ale uznała, że tak będzie najlepiej. Nie wiedziała jak mogliby zareagować jej bracia. Jeszcze pomyślą, że została uprowadzona przez niego. Gdy wchodziła do domu nie spostrzegła czającego się za drzewem Sebastiana. Przez chwilę postała pod drzwiami obserwując odjeżdżającego Filipa. Miała nadzieje, że nie widzi go po raz ostatni. Z ciężkim sercem nacisnęła klamkę i weszła do środka. W domu panowała grobowa atmosfera. Pierwsze, co spostrzegła to fakt, że zniknął gdzieś cmentarzyk poświęcony Radkowi. Mogła odetchnąć z ulgą, ale nie była do końca przekonana. Niepewnie przekraczała progi własnego domu czując się w nim niezwykle obco. Miała wrażenie, że wraca z długiej podróży i przekracza jakiś nieznany jej świat.

- Marta! – drgnęła słysząc radosny i pełen ulgi okrzyk własnej matki.

Kornelia Werner podbiegła do niej i wyściskała ją mocno. Gdy odsunęła się od niej Marta miała okazje zobaczyć jak zestarzała się jej matka. Wciąż była ładna i zadbaną kobietą, ale spostrzegła jej podkrążone oczy i zmarszczki na twarzy. Poczuła się winna i z zakłopotaniem spuściła głowę.

- Przepraszam mamo. – powiedziała ze smutkiem, gdy w salonie pojawili się Kamil z Patrykiem.

Starszy brat z trudem powstrzymał się przed rzuceniem jakiegoś chłodnego komentarza w jej stronę. – Musiałam wszystko sobie przemyśleć i odpocząć.

- Po prostu świetnie. – syknął Patryk przystępując do przodu. Marta odruchowo cofnęła się przed bratem kilka kroków. – My się tu martwimy czy coś się nie stało a Ty robisz sobie wolne!

- Patryk! – Kamil skarcił brata patrząc na niego niechętnie.

Dopiero, co Patryk mówił, że wynagrodzi wszystkie kłótnie siostrze a znów zachowywał się podobnie. Westchnął poirytowany po czym podszedł do siostry i przytulił ją do siebie.

- Martwiłem się o Ciebie malutka. – zaśmiała się rozluźniona słysząc to zdrobnienie.

Mimo chłodnego powitania ze strony Patryka cieszyła się, że była w domu wśród swoich najbliższych. Podczas uroczystej kolacji, gdy oficjalnie odwołano jej poszukiwania wspomniała im tylko o porwaniu przez Adama i wywiezieniu na Mazury.

- Co za cholerny sukinsyn! – warknął jej ojciec z trudem hamując własną złość. Widać było wyraźnie po nim, że był wściekły. Marta szybko pożałowała, że wspomniała o tym. Temat Adama Chojnackiego w domu był tematem tabu. Jej ojciec robił wszystko aby wsadzić go za kratki. Niestety do tej pory bez powodzenia. – Powinienem dopisać jeszcze uprowadzenie do jego listy przewinień. Cała rodzina jest taka sama. – Z gniewem wstał od stołu i ruszył w stronę gabinetu a ich matka podążyła za nim. Marta poczuła się zakłopotana. Zatęskniła za willą na Mazurach i miłym towarzystwie ofiarowanym przez Filipa. Modliła się w duchu aby było dane im to powtórzyć.

***

Filip niezbyt chętnie przekroczył próg domu rodziców znajdujący się na obrzeżach Wołomina.

Chojnaccy mieszkali w dużej willi niedaleko dworca w pobliżu lasu. Dom całkowicie otoczony ochroną i kamerami. Już przy wejściu powitał go strażnik, który kazał mu się wylegitymować. Na całe szczęście przed wejściem czekał na niego ojciec. Czterdziestokilkuletni Marian Chojnacki był surowym mężczyzną o podobnym wyglądzie twarzy. Filip nigdy za nim nie przepadał. Miał wrażenie, że mieli całkiem odmienne piorytety. Teraz kiedy był już zdrowy musiał opuścić mieszkanie z babcią i powrócić do rodzinnego domu. Wcale nie chciał tego. Czuł się tu źle i obco a chłodne stosunki z bratem niczego mu nie ułatwiały.

- Witaj w domu synu. – powitał go męskim uściskiem.

Filip nieśmiało uśmiechnął się do niego. Nie czuł się dobrze. Nie podobał mu się nawet wybrany i urządzony stylowo pokój. U babci czuł się o wiele spokojniej. Odetchnął z ulgą, gdy Marta wysłała mu esemesa. To był znak, że pamiętała o nim i liczyła na coś więcej. Umówili się na jutro. Dzięki opatrzności kochanej babci, która zadbała o niego miał mieszkanko na warszawskiej Pradze. Była to skromna kawalerka, ale idealnie pasowała do spotkań z Martą. Przynajmniej dopóki nie ochłonie ta cała atmosfera wokół Adama. Wciąż był wściekły na brata. Najgorsze było to, że nie poczuwał się wcale do odpowiedzialności. Zabił niewinnego człowieka i był z tego dumny. Chwilami Filip nie rozumiał zachowania swojego brata. Żałował, że jest z nimi spokrewniony. Jego ojciec też sprawiał wrażenie dumnego z takiego zachowania. Kolacje z trudem zniósł ze spokojem. Adam z ojcem rozmawiali o nim i jego przyszłości jakby go w ogóle tu nie było. Czuł jak cały gotował się ze złości, ale nie odzywał się. Matka w ogóle nie zabierała głosu.

- Teraz kiedy Adam nie może Ty zajmiesz się kancelarią. – zaczął, gdy Filip nieco zirytowany spojrzał na ojca. podejrzewał, że tak właśnie będzie. Chyba będzie musiał pożegnać się z karierą muzyka. Jego ojciec w życiu nie zrozumie, że chciał być kimś całkiem innym. Był mężczyzną starego typu. Najważniejsze było jego zdanie a reszta schodziła na dalszy plan. – Widziałem Twoje wyniki maturalne i masz powody do dumy. Możesz śmiało wybierać wśród najlepszych uczelni a ja już załatwiłem Ci miejsce. Na uniwersytecie Łazarskiego pracuje mój dobry znajomy. Wystarczyło szepnąć mu słówko i zaczniesz naukę w nowym semestrze. – Filip westchnął ciężko. Ojciec uważał, że pieniądze mogły wszystko załatwić. I niestety przeważnie zawsze miał racje.

- A pomyślałeś czy tego chce? – Filip ze złością rzucił widelcem na talerz. Odechciało mu się jedzenia, chociaż spagethii na talerzu wyglądało całkiem apetycznie a on był głodny. – Zapytałeś mnie w ogóle o zdanie? O plany czy marzenia?

- Kiedyś mi za to podziękujesz synu. – Jego ojciec przemawiał tonem, który nie znosił sprzeciwu. Jego matka jak zwykle nic się nie odzywała.

Pomyślał, że będzie mu brakowało tamtych czasów, które spędzał tylko z babcią. Wówczas wszystko było jakoś łatwiejsze. Teraz czuł się jakby miał nóż na gardle. A wszystko przez własną rodzinę. – Firma to Twoja przyszłość i dziedzictwo z którego musisz być dumny. Trzeba pokazać tym Wernerom, gdzie ich miejsce.

- Tak jak zrobił to Adam? – Filip wybuchł nie zwracając uwagi na gniewne spojrzenie brata. Pomyślał, że później będzie żałował tych słów, ale nie dbał o to. – Zabijając Radosława Wernera i uprowadzając jego siostrę?

- Uprowadziłeś Martę Werner? – Chojnacki gniewnie spojrzał na starszego syna. Adam w myślach obiecał sobie później rozliczyć się z bratem, ale z drugiej strony był ciekaw skąd o tym wie. Wernerowie wciąż poszukiwali zaginionej dziewczyny. – Czyś Ty oszalał? Pół miasta jej szuka.

- To była sprawa osobista. – mruknął zły po czym odruchowo dotknął szramy na policzku. Miał nadzieje, że nie zostanie mu blizna. – Nie wiem gdzie jest dziewczyna. Uciekła nim zdążyłem cokolwiek zrobić.

- Wpadła pod samochód mojego przyjaciela. – burknął Filip czując, że nie ma sensu przed nimi ukrywać zdarzenia. Pominie tylko kilka istotnych dla niego faktów. – Odwiozłem ją prosto do domu. Nie widziałem powodu by zachować się inaczej.

- Do diabła! To była Wernerowa! – Adam wybuchł wstając gwałtownie. Filip przyjął wściekłe spojrzenie brata. Nie bał się go ani trochę. Nauczył się tonować swój własny gniew. Przez wadę serca musiał panować nad sobą aby nie doprowadzić swego stanu do ostateczności. Teraz również musiał dbać o siebie w szczególny sposób. – Jesteś winien lojalność swojej własnej rodzinie a nie im.

- Jestem winien lojalność własnym zasadom. To one mnie kierują i tylko im będę wierny. Nie pozwolę nikomu ustawiać sobie życie. – Filip odszedł od stołu nie zwracając uwagi na gniewne okrzyki ojca.

Był wściekły. Odetchnął nieco, gdy Marta przysłała mu wiadomość o spotkaniu. Potrzebował ukojenia a ona mogła mu je dać. Przez ten tydzień w jej towarzystwie naprawdę dobrze się bawił. Nie chciał aby to się skończyło. Nawet kiedy powie jej prawdę o sobie. Miał nadzieje, że dziewczyna zrozumie. Dzisiaj miał zamiar zabrać ją do mieszkania na Pradze. Dorobił sobie zapasowy klucz aby jej go wręczyć. Na razie to musiało być miejsce ich spotkań. Nie tłumaczył się wychodząc z domu. Adam próbował sprowokować go do kłótni, ale się nie dał. Nie był w nastroju na dalsze potyczki z bratem. Obawiał się, że mogłoby dojść między nimi do bójki a tego nie chciał. Na szczęście Kacprowi nie musiał niczego tłumaczyć, chociaż przyjaciel nie ukrywał, że nie podoba mu się ta cała sytuacja i wcale tego nie ukrywał. Nie mając własnego samochodu Filip musiał korzystać z przysług przyjaciela. Miał zamiar porozmawiać o nowym aucie z matką. Obawiał się, że ojciec mógłby postawić jakieś warunki, których nie miał zamiaru spełnić.

- Dzięki za wszystko Kacper. – powiedział do przyjaciela wysiadając przy centrum, gdzie umówił się z dziewczyną.

Przyjaciel tylko machnął ręką i odjechał mamrocząc coś pod nosem. Martę dostrzegł od razu. Czekała na niego zajadając się jakaś kanapkę. Była ciepła wrześniowa pogoda a więc ubrana była w luźną bluzę, spódniczkę i kozaczki. Musiał przyznać, że miała gust jeśli chodziło o stroje. Nie przypominała w niczym Barbary jego byłej kochanki. Uśmiechnęła się na jego widok.

- Mam nadzieje, że nie czekałaś długo. – szepnął na powitanie całując ją namiętnie. Odwzajemniła ten pocałunek z nietypową dla niej ochotą.

Była szczęśliwa będąc znów w towarzystwie Filipa. W domu panowała ponura atmosfera, ale przynajmniej nikt nie zmuszał jej do robienia czegoś na co nie ma ochoty. Nie pomogła jej również rozmowa z Sebastianem. Chłopak wyraźnie dał jej do zrozumienia, że będzie o nią walczył. Nie miała zamiaru tego znosić i dała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma szans. Ich związek został ostatecznie zakończony.

- Nie skąd. – uśmiechnęła się szczerze. Nie skłamała.

Pojawiła się raptem pięć minut temu w obawie czy się nie spóźniła. Nie miała pojęcia w co się ubrać aby spodobać się chłopakowi. Na szczęście oddana jej przyjaciółka Magda pomogła jej dobrać strój. Skromny a zarazem efektowny. Po wyrazie twarzy Filipa spostrzegła, że aprobował ten wygląd. Na miejsce dojechali jej samochodem. Filip powiedział, że tamten należał do Kacpra a on stara się o własny. Mieszkanie, które należało do jego babci znajdowało się w starej kamienicy na Targowej. Podobało się jej. Było przyjemnie i klimatycznie. O wiele inaczej niż jej własny dom, gdzie wszystko było nowoczesne i pozbawione wyrazu. Samo mieszkanie było skromne, ale przytulne. Filip powiedział, że jego babcia dbała o każdy szczegół tego mieszkanka. – Podoba mi się tu. – powiedziała, gdy już się rozebrała z wierzchnich ubrań. Filip sam przygotował posiłek a ona przygotowała sałatkę. Wspólne popołudnie było dla nich cudownym azylem. A gdy wręczał jej klucze do mieszkania nie kryła zaskoczenia.

- Wiem, że zwykle faceci wręczają swoim dziewczynom pierścionki, ale ja daje je Tobie w dowód zaufania. – powiedział widząc jej pełną niedowierzania minę.

- Uważasz mnie za swoją dziewczynę? – spytała niezbyt pewnie a on pokiwał głową. Nie spodziewała się tego. Miała wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko a jednak było właściwie. Jej miejsce znajdowało się u boku Filipa.

- Inaczej nie byłoby tego wszystkiego. – szepnął całując ją.

Tym razem kochali się długo i namiętnie. Filip jak zawsze dbał o to aby znowu zaznała z nim przyjemności. Sama Marta nie sądziła, że seks może być taki dobry. Nie wyobrażała sobie aby mogła kochać się z innym chłopakiem niż z nim. Kilka godzin później nie miała go wcale dość. Leżała szczęśliwa i zaspokojona w jego ramionach. Nie chciała aby to się w ogóle zmieniło kiedykolwiek. – Nie chce wracać do domu. – wyznała mu obserwując jego twarz. W tym momencie wydawał się jej nawet przystojniejszy od pewnego siebie Sebastiana. Przy nim mogła być naprawdę sobą. – Tylko czy się zgadzasz? Zaufasz mi na tyle aby zgodzić się być ze mną?

- Nie poszłabym z Tobą do łóżka gdybym Ci zaufała. – przyznała a Filip ją przytulił do siebie.

Czuł się szczęśliwy i ona również. Chociaż ledwie się znali to połączyło ich coś naprawdę magicznego. Nie chciał tego stracić w żaden sposób. Zależało mu na niej. Gdy się rozstawali nie wiedzieli, że są obserwowani. Ktoś z ukrycia robił im zdjęcia. Niczego nieświadomi rozstawali się obiecując sobie spotkanie na następny dzień.

***

Jakub Rodak znany był ze swojego profesjonalizmu.

Ten trzydziestopięcioletni mężczyzna pracował jako detektyw w świetnie zapowiadającej się firmie i był naprawdę dobry w tym, co robił. Głównie dlatego od dawna współpracował z firmą Chojnackiego a Adam był jego dobrym przyjacielem. Znali się niemal od zawsze a współpraca dawała im sporo satysfakcji. Jakub często pomagał Chojnackim w wygrywaniu spraw w sądzie. Dzięki jego wnikliwej intuicji wiedział, gdzie odnaleźć sprawców oraz gdzie szukać właściwych odpowiedzi. Teraz Adam również poprosił go o przysługę. Widać było wyraźnie, że kłótnia z młodszym bratem poważnie wyprowadziła Chojnackiego z równowagi. Sam Adam nie należał również do idiotów i nie miał zamiaru łatwo dać się zwieźć. Szybko wyczuł, że młodszy brat coś ukrywa. Szczególnie, gdy wspomniał o Marcie Werner. I teraz on Jakub znalazł na to dowody. Nie krył swego zaskoczenia, że młody Chojnacki interesował się Wernerową. Co prawda dziewczyna była ładna i budziła zainteresowanie wśród chłopaków, ale była również ich wrogiem. Jakub nie miał pojęcia skąd właściwie wzięła się ta wzajemna nienawiść obu rodzin. Słyszał, że niegdyś ich dziadkowie prowadzili wspólnie kancelarię. Dzisiaj najstarszy Chojnacki odsiaduje wyrok dożywocia w więzieniu za brutalne morderstwo Kornelii Werner i kradzież pieniędzy z kancelarii. To była głośna sprawa sprzed lat, ale nie zajmowała go zbytnio. Teraz czuł, że robi się coraz bardziej zainteresowany. Szczególnie, że wokół Chojnackich i Wernerów znowu zrobiło się głośno z powodu śmierci starszego Wernera. Adam nie zdawał sobie sprawy jakich poważnych wrogów sobie narobił, ale najwyraźniej się tym nie przejmował. Uważał, że pieniądze ojca wszystko załatwią. I przeważnie nie mylił się w tej sprawie. Z plikiem odbitych i wydrukowanych zdjęć Kuba pojawił się w gabinecie Adama. Ten jak zwykle przyjął go efektownie częstując najdroższym alkoholem i dobrym jedzeniem. Adam doskonale wiedział jak go przekupić.

- Przyniosłeś coś ciekawego? – spytał, gdy już Kuba zdążył zjeść sowity posiłek. Teraz siedział naprzeciwko Chojnackiego i raczył się dobrym trunkiem. Nie stracił swojej czujności. Zamierzał zarobić na tym interesie całkiem solidne pieniądze.

- Zależy ile to będzie dla Ciebie warte. – odparł wyciągając kopertę ze zdjęciami. – A myślę, że zainteresuje Ciebie z kim spotyka się młodszy braciszek. – Adam spojrzał z lekkim niepokojem na Rodaka.

Chłopak był cwaniakiem, ale nie próbowałby zrobić z niego głupka. Wiedział, że zbyt wiele mogłoby to go kosztować. Zaciekawiła go informacja na temat towarzysza brata. Gdy Filip zaczął przyjaźnić się z Kacprem wiedział o nim już niemal prawie wszystko.

- Podaj tylko cenę a wypiszę czek. – odparł bez zastanowienia.

Był przygotowany, że Rodak okaże się drogi, ale był warty swojej ceny. Prawie nigdy nie zawiódł, chociaż jak każdemu jemu również zdarzały się wpadki. Nikt nie był doskonały. Jakub po namyśle podał cenę, która mu odpowiadała. Adam wahał się, ale tylko przez chwilę. W momencie, gdy wypisywał czek Kuba wybrał jedno ze zdjęć wydrukowanych w powiększeniu i rzucił Adamowi na stół.

- Wiesz kim jest ta ruda? – spytał domyślając się, że Adam bez trudu rozpozna dziewczynę. Na zdjęciu widnieli Marta i Filip ciasno objęci. Nie było widać twarzy dziewczyny tylko jej włosy odbijające się w świetle latarni.

Adam rozpoznał ją bez trudu. Z chwilą, gdy Kuba po kolei pokazywał mu zdjęcia jego gniew rósł w siłę. Nie spodziewał się takiej bezczelności ze strony brata. To było wręcz nie do pomyślenia. On i ta mała smarkula od Wernerów. Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Przecież Filip dobrze wiedział, że ta smarkula w każdej chwili mogła wsadzić go za kratki. I nic nie robił. Tylko spotykał się z nią w najlepsze.

- Do diabła. – zaklął wściekle rzucając zdjęcia na biurko. Z trudem hamował własny przypływ gniewu. Jego brat miał szczęście, że nie było go teraz tutaj. Zabiłby go gołymi rękami i nie żałował tego. Dawno nie był tak wściekły. – Niech go szlag trafi! Wyobrażasz to sobie? Temu smarkaczowi wydaje się, że wszystko może. Żeby go tak piekło pochłonęło. Jak on może zadawać się z tą dziwką? Czy nie ma pojęcia kim ona jest?

- Co masz zamiar zrobić? – Nauczony rozwagi Kuba musiał ułagodzić zachowanie Adama.

Dobrze wiedział, że Chojnacki w nerwach bywał nieobliczalny. Podejrzewał, że głównie dlatego zabił Wernera. Został sprowokowany. – Nie możesz mu tego zabronić. Filip jest pełnoletni. – To była prawda, co mówił Kuba. Nie miał prawa zabraniać bratu spotykać, się z wrogiem, ale mógł to wykorzystać. Wkrótce miała się odbyć pierwsza rozprawa, gdzie Marta będzie zeznawać przeciwko niemu. Nie obawiał się tych zeznań, ale wolałby być przygotowany na każdą ewentualność. W oczach chłopaka pojawiły się niebezpiecznie błyski. Kuba dobrze znał te spojrzenia. Domyślił się, że coś planował. I to nie wróżyło nic dobrego. – Adam wyhamuj. Masz dość kłopotów z Wernerową prawda? Chcesz jeszcze wdać się w konflikt z bratem? – próbował przemówić mu jakoś do rozsądku. – Twój brat dopiero wrócił na łono rodziny, ale dostosuje się jeśli wszystko na spokojnie mu wytłumaczysz.

- Co to, to nie. – Adam nie miał zamiaru słuchać rad Kuby. – Nie pozwolę temu szczeniakowi myśleć, że rządzi w tej rodzinie. Dopiero, co wrócił na jej łono i obowiązują go pewne zasady do których powinien się dostosować jak każdy. Mam zamiar dopilnować aby pożałował swojej niesubordynacji. Im wcześniej dowie się kto tu rządzi tym dla niego będzie lepiej. – Kuba skrzywił się słysząc te słowa, ale domyślił się, że dalsze przekonywanie nie ma sensu.

Adam już podjął decyzje i nie zamierzał się z niej wycofać. To dla niego oznaczało nagły przypływ gotówki, gdy przyjdzie pora ratowania jego tyłka po raz kolejny. Uśmiechnął się na samą myśl. Na Chojnackich można było całkiem nieźle zarobić. A on był łasy na pieniądze. Po za tym był ciekaw, co wyniknie z tej wojny. Sytuacja robiła się coraz bardziej krwawa.

- Co zatem zamierzasz zrobić? – spytał w końcu zrezygnowany poddając się.

- Wspominałeś kiedyś, że próbowałeś zdobyć Wernerową, ale Cię odrzuciła? – spytał Adam a Jakub pokiwał głową. To była prawda. Mimo, że była wtedy związana z Łajeckim usiłował ją zdobyć. Niestety bezskutecznie. Umówiła się z nim, ale wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie ma na co liczyć. Nigdy żadna dziewczyna nie upokorzyła go w ten sposób. Do tej pory nie ochłonął po tym odrzuceniu.

- Nie musisz mi o tym wspominać. – syknął przez zaciśnięte zęby na co Adam wybuchnął śmiechem. Najwyraźniej znalazł odpowiedni klucz, który otworzy zamek bliższej współpracy z Rodakiem. Tego właśnie potrzebował.

- A co byś powiedział aby dziewczyna zapłaciła za Twoje upokorzenie? Gdyby przy okazji Filip również dostał nauczkę? – zagadnął tajemniczo. W głowie chłopaka już układał się odpowiedni plan działania. Nie mógł się doczekać, gdy doprowadzi swój plan do końca.

- Chcesz zrobić wszystko za jednym razem? – podchwycił jego tok myślenia Jakub. – Żeby wilk był syty i owca cała?

- To możliwe. – Adam wzruszył lekko ramionami uśmiechając się tajemniczo. – Chyba zapamiętałeś adres mieszkania, gdzie spotkał się Filip?

- Tak. – pokiwał głową i wyciągnął kartkę z napisanym wcześniej adresem. – Nie mam tylko numeru mieszkania, ale to chyba nie będzie problem prawda? – Oczywiście dla Adama nie było. Dwie godziny później już wiedział, że jego przyrodni brat umawiał się z Martą w mieszkaniu należącym do ich babci. Bez wiedzy rodziców przekazała ona mieszkanie Filipowi. Na szczęście jego matka miała klucze, które wręczyła mu z oporami. Matka na co dzień cicha i skromna kobieta niezbyt dobrze radziła sobie z dwoma silnymi samcami w domu i była niezwykle uległa. On sam matkę niezbyt szanował. Cenił w sobie kobiety, które mają własne zdanie. Jak na przykład piękna Barbara Rygel. Niechętnie podrzucił ją swojemu bratu, by mieć większą kontrolę nad jego życiem. W każdej chwili istniała szansa na wyzdrowienie chłopaka. Teraz to było realne. Trzymając w ręku klucze do praskiego domu Filipa był naprawdę zadowolony. Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewał i byłby idiotą gdyby z niej nie skorzystał. A on do idiotów nie należał. Teraz pozostało mu tylko wykonać plan idealny w którym nic nie mogło zawieść.

 ***

Ten rozdział podzieliłam na dwie części, gdyż wyszedł trochę zbyt długi ;) zapraszam serdecznie do czytania i miłej lektury życzę ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro