Rozdział 008

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Na dzień dobry:

Kochani korzystając z okazji minionych świąt chcę wam złożyć spóźnione życzenia oraz te noworoczne. Aby Nowy Rok spełnił wasze marzenia i oczekiwania.

Życzę miłej lektury.

***

Minęły dwa dni, kiedy Filip późnym wieczorem wracał do domu.

Niestety nie miał szans przekonać brata, że nie nadaje się na prawo. Został niemal siłą zmuszony do zgłoszenia się na zajęcia. To było trudne dla niego i bardzo ciężkie. A dzisiaj wykład wyjątkowo mu się dłużył. Szczególnie, gdy myślał o swojej muzyce a nie o aplikacjach prawnych i kruczkach w systemie. Był zmęczony i poirytowany wszystkim. Najchętniej rzuciłby to wszystko, ale wówczas Adam zagroził, że powie ojcu o jego romansie z Martą. Dobrze wiedział, że jego rodziciel nie zaakceptuje tego i obawiał się konsekwencji. Musiał też chronić dziewczynę. Tylko dlatego zgodził się na to wszystko. Jego brat był bardzo nieprzewidywalny i nieodpowiedzialny. Wracał do domu w nienajlepszym nastroju. Ostatnio nie wiele jadł i nie mógł spać. Jego organizm był na wykończeniu a powinien dbać o siebie. Nie przejmował się tym zbytnio. Teraz przestało to być dla niego ważne. Liczyła się tylko chęć odzyskania Marty i jeśli istniała jakakolwiek szansa on ją znajdzie i wykorzysta. Kacper wspominał, że powinien sobie odpuścić. Nie bardzo to pomogło gdyż on zwyczajnie nie umiał tego zrobić. Za bardzo zależało mu na dziewczynie. W tak krótkim czasie stała się wręcz jego obsesją i przychodziła do niego w snach. To dlatego był tak nieostrożny. Nie zauważył nadjeżdżającego samochodu. Uskoczył w ostatniej chwili a przed oczami stanęło mu chyba całe życie. Myślał, że kierowca chyba go rozjedzie. Czuł jak serce mocniej mu zabiło. Nie chciał umierać, gdy odzyskał własne życie. Samochód z piskiem opon zatrzymał się parę metrów od niego i wyskoczyło trzech mężczyzn w maskach. Gdy ruszyli w jego stronę zaklął pod nosem i zaczął się podnosić. Przeczuwając kłopoty rzucił się przodem do ucieczki. Nie będąc przyzwyczajony do biegu już po kilku rundach czuł jak łapie go zadyszka. Ci, którzy go ścigali nie rezygnowali a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Dopadli go zanim zdołał im uciec i powalili na kolana. Próbował się bronić, ale bezskutecznie. Kilka mocnych ciosów osłabili jego zapał. Aż zaszumiało mu w głowie. Brutalnie przewrócili go na brzuch i skrępowali mu ręce. Żaden z napastników nie odezwał się ani słowem. W usta wepchnęli mu jakąś szmatę i siłą wepchnęli do samochodu. Nie był dla nich żadnym przeciwnikiem. Wściekły i upokorzony czuł się całkowicie bezradny. Zabrano mu plecak i telefon. Próbował coś powiedzieć, ale knebel w ustach skutecznie mu to uniemożliwiał. Nie miał pojęcia ile czasu jechali, ale był pewien, że opuścili miasto. Samochód zatrzymał się po jakimś czasie. Napastnicy wysiedli i wywlekli go z samochodu. Nie chcąc oberwać nie szarpał się z nimi. Pozwolił się potulnie zaprowadzić do dziwnych magazynów. W powietrzu unosił się niezbyt miły zapach przyprawiający go o mdłości. W pobliżu nie było nic znajomego. Żadnych budynków tylko magazyny przypominające trochę garaż. Napastnicy otworzyli żelazną bramę. W pomieszczeniu było ciemno, ale nawet zapalenie światła nie rozświetliło jego mroku. Pchnięto go do środka. Nikt nie przejmował się delikatnością. Traktowano go jak jakiegoś przestępcę. Po środku pomieszczenia stał niewielki stół zupełnie jak w salach operacyjnych a przy nim jakieś narzędzia. Poczuł jak przechodzi przez niego dreszcz strachu. Popchnięto go w stronę stołu. Tym razem zaczął się bronić. Nie mógł tak po prostu poddać się rzezi. Najgorsza była też niewiedza.

- Uspokójcie go. – Rozległ się czyjś męski głos przeszywający ciszę.

Spodziewał się kolejnych ciosów, ale zamiast tego poczuł dziwne odrętwiały. To sprawiło, że stracił chęć do walki. Napastnicy pchnęli go na stół i rozkuli ręce, by ponownie przykuć go. Z nogami zrobili to samo. Przez cały czas kręciło mu się w głowie. Był oszołomiony i odrętwiały. – Wyjmijcie mu ten knebel i spadajcie. – Padł kolejny rozkaz. Gdy napastnicy wyszli Filip mógł nieco odetchnąć z ulgą mimo, że zdrętwiałe ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Tuż nad stołem błysnęło światło oślepiając go.

- Kim jesteś? – wyszeptał w stronę nieznajomego mężczyzny.

On również miał na twarzy maskę. Usiłował sobie przypomnieć czy słyszał gdzieś jego głos. Szarpnął się kiedy podszedł do niego. Na rękach nosił rękawiczki. Gdy sięgnął po długie nożyczki napiął swoje mięśnie.

- Mam odzyskać coś dla mojego przyjaciela. – mruknął rozcinając mu koszulę. Filip napiął wszystkie swoje mięśnie. Poczuł jak przerażenie ściska go w środku. Nie podobała mu się ta cała sytuacja.

- Co takiego? – spytał cicho zdrętwiałym głosem. Poczuł wdzięczność, gdy mokrą szmatką pokropiono mu usta. Odrętwienie ciała powoli zaczęło ustępować.

- Myślę, że wiesz. – zadrżał, gdy mężczyzna dotknął blizny na jego sercu. – A teraz chłopcze zostawię Cię samego. Mój przyjaciel chciał zająć się Tobą osobiście, chociaż nie jest takim zdolnym chirurgiem jak ja. – dodał i wyszedł pozostawiając Filipa w ciemnościach.

Próbował szarpnąć się i uwolnić z więzów, ale bezskutecznie. W pomieszczeniu robiło się coraz chłodniej. Był pewien, że zamarznie zanim z nim skończą. Jego myśli krążyły wokół serca, które nosił. To z jego powodu się tu znalazł. Do kogo należało? Ktoś musiał umrzeć aby on mógł żyć. Do tej pory nie myślał o tym. Ta sytuacja nieco otrzeźwiła jego umysł. Ta osoba musiała mieć rodzinę i przyjaciół. Na pewno podpisali zgodę na operacje, ale chyba nie wszyscy się zgodzili do końca skoro tu się znalazł. Znów pojawiały się kolejne pytania. Zaczynało mu być coraz bardziej zimno, gdy niespodziewanie błysnęło światło. Zamrugał nieco oślepiony. Musiała minąć chwila nim przyzwyczaił się do światła. Tym razem to był inny mężczyzna. Nie miał na sobie maski i Filip bez trudu rozpoznał jego twarz. Nie krył swojego zaskoczenia. Nie spodziewał się tego w żaden sposób.

- To pan. – wykrztusił oszołomiony.

Na twarzy mężczyzny pojawił się cyniczny uśmiech. Nagle powracały do niego wspomnienia z wydarzeń ostatnich tygodni. Przypomniał sobie o wypadku Radka i o całej sytuacji z Adamem. To jak szybko otrzymał nowe serce. Operowano go tamtego dnia, gdy umierał Radek. To jego serce w sobie nosił. Ta myśl podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. To jego nagłe przywiązanie do Marty. Wszystkie uczucia, które się w nim wzbierały. Sympatia do Kamila. To wszystko brało się z uczuć chłopaka, który był ich bratem. Jedynie miłość jaką czuł była jego własna.

- Już rozumiesz prawda? – Starszy Werner uśmiechnął się.

Nie podejrzewał , że wszystko potoczy się tak szybko. Czekał tylko dwa dni aż dostał wiadomość o złapaniu chłopaka. Zdawał sobie sprawę, że to co robił było przestępstwem, ale pomszczenie syna było zbyt silne. Wszystko dokładnie przygotował i przeanalizował. Przy odrobinie szczęścia nikt niczego się nie dowie. Ludzie znikali bez śladów już od wieków. To będzie kolejny przypadek. Niespiesznie sięgnął po leżący na stoliku nożyk chirurgiczny. Nie miał zamiaru od razu zabijać chłopaka. Chciał go pomęczyć, chociaż kilka dni. Na niego chciał przelać cierpienie za śmierć syna.

- Nie ja go zabiłem. – powiedział Filip cicho. Ten mężczyzna był chory z bólu i potrzebował pomocy zanim zrobi coś głupiego. Musiał do niego jakoś dotrzeć. Syknął z bólu, gdy ostrze noża przecięło skórę w okolicach serca. – Nie odpowiadam za błędy mojego brata. Popełnia pan wielki błąd. Czy chce pan stracić wszystko na co pan pracował tyle lat?

- Widzisz chłopcze... - Mężczyzna odłożył na bok nożyk a w jego ręku znalazła się strzykawka. Sprawnym ruchem naciągnął na nią płyn. Filip spiął swoje miejsce, gdy zbliżył igłę do jego przedramienia i wbił ją z całej siły. – To jest coś więcej niż zemsta. Pewnie pytasz, co Ci podałem? To taka mała trucizna. Powoduje ból i sprawia, że tracisz zmysły i widzisz rzeczy których nie ma. Bardzo ciężko ją zdobyć, ale jak jest się cenionym prawnikiem ma się różne dojścia. Pomyślałem, że przyda się Tobie odrobina rozrywki abyś się nie nudził.

- Błagam nie... - szepnął cicho Filip.

Był oszołomiony i zdezorientowany. Narkotyk szybko rozniósł się po jego organizmie. Werner miał racje. Ból był niesamowity. Wyginał ciało w łuk usiłując się od niego uwolnić. Z jego gardła wydobywał się cichy okrzyk rozpaczy a w oczach błyszczały łzy. Gdy spojrzał na Wernera nie widział niewinnego człowieka tylko prawdziwego potwora. Znów krzyknął przerażony tym widokiem. Szarpnął więzami, ale nie miał szans się uwolnić. Kojące słowa wydawały mu się złowieszcze.

- Chyba działa całkiem dobrze. – odezwał się Chirurg, który pojawił się po kilku chwilach od podania serum. Z dziwnym uczuciem obserwował miotającego się z bólu chłopaka. Nigdy wcześniej nie widział takiego działania żadnego narkotyku. Zaczynał mieć wrażenie, że Werner przesadza przez całe szaleństwo. – On może nie wytrzymać tego długo. Zanim wytniesz serce może umrzeć.

- Twoja w tym głowa aby przeżył. – odparł chłodno mężczyzna. W jego głosie nie było słychać litości. Nie docierało do niego, że na stole leży niewinny chłopak, który nic nie zrobił a jedynym błędem było nazwisko, które nosił i serce jego syna. To je właśnie chciał odzyskać. I chociaż nie przywróci tym swego syna miał zamiar pochować je tam gdzie powinno spocząć od początku. To był cel, który sobie obrał. – Zostawmy go na trochę. Wrócimy tu za godzinę. – dodał i odszedł nie spoglądając na chłopaka, który teraz się modlił. Chirurg przez chwilę myślał aby przynieść mu ulgę, ale ostatecznie zrezygnował

Nie chciał stać się nowym celem szalonego Wernera. Już i tak miał wiele grzechów na sumieniu a jeśli ten chłopak dojdzie do listy nic złego się nie stanie. Odszedł gasząc światło a odgłosom jego kroków towarzyszyły przerażające krzyki odbijające się w powietrzu.

***

Tajemniczy telefon od ordynata Kacprowicza zaskoczył ją.

Gdy mężczyzna z nią rozmawiał wydawał się być bardzo zdenerwowany. Marta znała lekarza niemal od dziecka. Od kiedy przejął szpital nimi zajmował się przez cały czas. Ona sama nie miała z nim zbyt wielkiej styczności, ale pozostali członkowie rodziny mieli od zawsze. Dlatego zaskoczyła ją prośba o spotkanie. Umówili się w centrum w przytulnej kawiarence. Była nieco zła gdyż przez korki podjechała mocno spóźniona. Na szczęście mężczyzna przyjął ją bardzo ciepło. Zamówiła sobie kawy, ale on odmówił czegokolwiek. Wyraźnie wyczuwała jego zdenerwowanie.

- Nie wiem do kogo z tym się zwrócić i pomyślałem o tobie. Pozostajesz neutralną osobą w tym wszystkim a kogoś takiego właśnie potrzebuje. No i jesteś jego córką. Powinien Ciebie posłuchać jako ojciec.

- Co się dzieje? – Marta starała się ukryć irytacje w swoim głosie, ale nie było jej łatwo.

Wolała aby lekarz od razu powiedział, co jest grane i przestał tak krążyć. Była wystarczająco zmartwiona samą jego wizytą i czuła, że wydarzyło się coś złego. Nie miała tylko pojęcia, co.

- Wydałem wyrok śmierci na niewinnego człowieka a Twój ojciec jest jego wykonawcą i to tylko dlatego, że chłopak nosi nazwisko Chojnacki i ma w sobie serce Twego brata. – Marta spojrzała na niego zszokowana.

Przez pierwszą chwilę nie mogła odzyskać żadnych myśli. To, co mówił budziło w niej grozę. W głowie zaczynała analizować wszystkie fakty. Na sam dźwięk nazwiska Chojnackich dostawała dziwnych dreszczy i przypominała sobie Filipa.

- Nic z tego nie rozumiem. – przyznała z lekkim zakłopotaniem.

Lekarz spojrzał na nią z lekką irytacją. Dobrze wiedział, że dziewczyna była bardzo mądra i inteligentna. Za pierwszym razem dostała się na najlepszą uczelnie weterynarii w mieście. Nie rozumiał, czemu nie mogła zrozumieć najprostszych faktów. Musiał zachować jakąś dawkę cierpliwości jeśli miał jej wszystko wytłumaczyć. Minęło już kilka dni. Jej ojciec na pewno zaczął działać. Liczyła się każda sekunda jeśli miał ocalić życie tego chłopca.

- Filip Chojnacki nosi w sobie serce twego brata. – odparł najspokojniej jak tylko potrafił. – Twój ojciec wymusił na mnie abym mu to zdradził. Jest niebezpieczny i zdolny do wszystkiego. On najbardziej z was wszystkich przeżył śmierć Radka a świadomość, że serce ukochanego znajduje się w jego wrogu tylko pogłębia jego frustracje.

Marta nie kryła swego zaskoczenia. Filip nosił w sobie serce Radka. Pamiętała, że opowiadał jej o przebytej operacji i o tym jak wiele przeszedł. To był jedyny fakt, którego przed nią nie ukrywał. I nosił serce jej brata. Nigdy nie była blisko z Radkiem, a jednak to co czuła przy Filipie było naprawdę niezwykłe. Nie należała do osób, które wierzą w przypadki. Czuła, że to spotkanie było im przeznaczone od samego początku. Zupełnie jakby sam Radek dawał im jakieś znaki. Jednak nie wierzyła aby jej ojciec był taki okrutny. On nie zrobiłby żadnej krzywdy nikomu. Wiedziała, że był nerwowy, ale nie szukał zemsty. Nie na niewinnym chłopaku. Musiała jednak się upewnić, że nic mu nie jest. Cała sytuacja jeszcze bardziej wzmogła niepokój, gdy mama powiedziała jej o wyjeździe ojca. Nikomu nic nie powiedział tylko zostawił zwykły list w którym napisał, że znika na kilka dni i żeby się nie martwili. Sam Filip nie odbierał połączeń od niej. Podejrzewała, że był zły za tą całą sytuacje w czasie balu. Nie przyjmowała do wiadomości, że mogłoby mu się coś stać. Nie mogąc porozmawiać z Filipem poprosiła o spotkanie z Kacprem. Chciała mu wyjaśnić kilka rzeczy. Nie chciała aby ją źle oceniał. Na szczęście się zgodził, choć niechętnie. Umówili się w kawiarni pod pałacem. Akurat tego dnia miała tylko same wykłady i trochę wolnego czasu. Gdy zajechała padał już gęsty śnieg. Listopad nie ułatwiał drogi kierowcom. Powoli robiły się coraz większe korki. Z trudem udało jej się znaleźć wolne miejsce do zaparkowania. Owinąwszy się ciepłym szalikiem ruszyła na miejsce spotkania. Kacper już na nią czekał popijając gorącą kawę. Był niezwykle chłodny przy powitaniu i rozumiała go. Gdy udało jej się opanować drżenie głosu zaczęła mu opowiadać wszystko. Wiedziała, że wiele zależy od tego spotkania a chciała aby jej relacje z chłopakiem były dobre. Ostatecznie spotykał się z jej bratem. Kamil zaskakiwał ją każdego dnia coraz bardziej. Nie spodziewała się po bracie takiej dojrzałości i otwartości. Jej brat bardzo zmienił się od śmierci Radka. Wydoroślał i pokazał charakter. Widziała również, że boli go brak akceptacji ze strony ojca.

- Filip nie odezwał się od dwóch dni. – odezwał się w końcu nie kryjąc niepokoju po wysłuchaniu relacji Marty. Nie spodziewał się, że Filip nosił serce jej brata. Ta wiadomość całkowicie go zaskoczyła i wytrąciła z równowagi. – Naprawdę myślisz, że twój ojciec mógłby maczać w tym palce?

- Nie wiem. – odezwała się cicho ze zbolałym sercem. Nie chciała aby jej przypuszczenia okazały się prawdą. Nie wybaczyłaby sobie gdyby coś złego stało się Filipowi. Musiała znaleźć sposób aby powstrzymać ojca. – Musisz mi pomóc Kacper. Do tego musimy włamać się do gabinetu ojca.

Kacper nie wahał się. Gdy w grę wchodziło życie najlepszego przyjaciela był gotów na wszystko aby mu pomóc. Pojechali samochodem Marty. Zaparkowała z tyłu domu nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi. Miała szczęście, że prócz kucharki nikogo nie było. Mama z nianią pojechały na zakupy a Patryk był w kancelarii przygotowywał się do jakiejś wyjątkowo trudnej rozprawy. A Kamil był gdzieś na mieście. W ten sposób mogła pozostać anonimowa we własnym domu. Gabinet ojca znajdował się na drugim piętrze między bawialnią a salonem. Sam dom w którym mieszkali był dość duży i łatwo można było się w nim zgubić. Ostrożnie rozejrzała się czy na pewno nikogo nie było. Nie zapaliła nawet światła w korytarzu. Zachowała wszelką ostrożność. Gabinet ojca był zamknięty na klucz, ale na szczęście Kacper znał kilka sztuczek. Wolała nie wiedzieć skąd. Po kilku minutach otworzył zamek z pomocą szpilki do włosów. Czuła się dziwnie włamując się do własnego ojca. W samym jego gabinecie była tylko kilka razy w życiu. Jej ojciec uważał to miejsce za swoje sanktuarium i wszyscy to szanowali. Było urządzone przytulnie, ale w surowym stylu. Jej samej nie podobało się. Szczególnie przerażał ją krwawy obraz przedstawiający jakiś rytuał na niewinnej ofierze. Zajmował pół ściany i budził grozę jak tylko się weszło do środka.

- Jeśli ma jakieś dokumenty powinien zostawić je w szufladach biurka. Nie zamykał ich na klucz, bo sam gabinet był zamknięty. – wyjaśniła, gdy weszli do środka.

W pomieszczeniu panował porządek. Ojciec sam dbał szczególnie o pokój gdyż zapraszał tu często własnych klientów. Trochę papierów leżało na biurku, ale nie było nic, co by ją interesowała. Razem z Kacprem przejrzeli wszystko, co by pokazało jej jakiś ślad. Niestety nie było nic, co by wskazywało, że to ojciec brał udział w zniknięciu Filipa. Marta była coraz bardziej załamana.

- Kto to jest Szrama? – spytał w pewnym momencie Kacper, gdy w jego ręce wpadł zapisany ręcznie dokument z adresem i kilkoma nazwiskami.

Zaskoczona dziewczyna wzięła podaną przez niego kartkę.

- Był przyjacielem Radka. – odparła z lekkim wahaniem. – Właściwie to nawet ciężko go nazwać przyjacielem. Szrama wykonywał różne zlecenia dla niego albo czasami dla ojca. Widziałam go kilka razy. Niezbyt ciekawy typ. – wzdrygnęła się lekko na jego wspomnienie.

Mężczyzna nie podobał się jej od samego początku jak tylko pojawił się w ich domu. Nie wiedząc wtedy, że ona jest siostrą Radka próbował ją uwieść. Jej słowa odmowy niezbyt na niego działały. Gdyby nie pomoc Kamila źle by się to dla niej skończyło. Jeśli ojciec zawierał kontakt z nim po śmierci Radka nie wróżyło to nic dobrego. Potrzebowała pomocy i wiedziała gdzie się po nią zgłosić.

- Choć. Musimy do kogoś pojechać. – powiedziała zabierając ze sobą kartkę. Kacper rzucił jej pytające spojrzenie, ale nie odpowiedziała.

Niezauważalnie wyszli z domu. Odjeżdżała w tym momencie, gdy pojawił się Patryk swoim samochodem. Wcześniej zdążyła wysłać esemesa do dobrego przyjaciela rodziny. Piotr zwany przez wszystkich Patykiem mieszkał na dolnym Mokotowie i od dawna rządził swoim małym gangiem, ale też bardzo często współpracował z policją. Przez swojego ojca, który był byłym szefem mafii wzbudzał szacunek i postrach wśród wielu. Nikt nie odważyłby się oskarżyć go o cokolwiek. Jeden z niewielu wiernych przyjaciół Radka. W czasie pogrzebu i po bardzo wspierał rodzinę. Był gotów na odwet na Chojnackim, ale stanowczo się sprzeciwiła. Nie chciała kolejnego rozlewu krwi. Na szczęście był w domu. Mimo jego przezwiska był wysokim chłopakiem o dość potężnej sylwetce ciała. Sama nie chciałaby z nim zadrzeć. Nie krył zaskoczenia jej widokiem i sprawą, którą mu przedstawiła. Nie ukrywała także tego, że Filip nosił serce Radka.

- Wiem, gdzie to jest. – odezwał się po chwili ciszy z wahaniem. Dziewczyna zaskoczyła go samymi wieściami, które mu przekazała. Przyjaźnił się z Radkiem od dziecka. Nawet jeśli ich drogi rozeszły się nie stracili kontaktu. Cierpiał po jego śmierci i był żądny zemsty. Nie zrobił nic, bo obiecał Marcie. – Czy na pewno chcesz jechać ze mną?

- Tak. – powiedziała zdecydowanie.

Była gotowa aby ratować Filipa. Teraz, gdy martwiła się o jego życie przekonała się jak bardzo był dla niej ważny. I nie było ważne ani nazwisko ani serce, które nosił. Najważniejszy był w tym wszystkim Filip i jeśli dobry los da, gdy go uratują będzie mu to udowadniać każdego dnia z przyjemnością. Jeśli tylko on da jej jakąkolwiek szansę. Tylko to się teraz dla niej liczyło.

Na zakończenie:

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Postanowiłam go też podzielić. Oryginał ma ponad dziesięć stron. Zwykle takie pisze. Jeśli jest ktoś, kto czyta te historie napiszcie proszę, czy wolicie dłuższe, czy krótsze rozdziały. Dostosuje się i pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro