Rozdział 011

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hej kochani!
Żyjemy w zwariowanych czasach. W dobie kwarantanny, gdy nie wychodzicie z domów zapraszam was na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że przyjemnie będzie sie wam go czytało.  Rozdziały są dużo dłuższe ale dzielę je przez dwa, gdyż wiem iż nie każdy lubi gdy są długie. Tymczasem zapraszam do lektury i życzę zdrowia. Trzymajcie się i dbajcie o siebie nazajem.

Filip nie krył swego zmartwienia o Martę.

Gdy tylko poinformowała go o stanie swojego ojca był gotów pojechać do niej, ale wiedział, że nie może. Ukrywanie związku w obecnej sytuacji mogło wyjść im tylko na dobre, ale nie umiał dłużej tego ciągnąć. Musiał działać jak najszybciej aby mogli być razem. Sprawę Adama postanowił odłożyć na później. Brat miał teraz swoje problemy i nie bywał praktycznie w domu. To dawało mu trochę większej swobody. Kiedy po raz pierwszy przekraczał próg więzienia znajdującego się na Białołęce nie czuł się pewnie. Nigdy wcześniej nie odwiedzał swojego dziadka, który spędzał już tam dwadzieścia pięć lat. Jego nie było jeszcze na świecie, gdy młody trzydziestopięcioletni mężczyzna został oskarżony o zabójstwo Kornelii Werner i kradzież pieniędzy. Za brutalne morderstwo został skazany na dożywocie. W domu nie było żadnego zdjęcia dziadka. Chojnaccy całkowicie wyrzekli się starszego pana traktując go jakby nie istniał wcale. Z początku Filip miał zamiar podać się za jakiegoś dziennikarza, ale szybko uznał, że starszy pan na pewno ogląda dzienniki i będzie wiedział z kim ma do czynienia. Był mocno speszony, gdy przekraczał próg więzienia. Niezbyt miły naczelnik pokazał mu miejsce w izbie odwiedzin i nakazał czekać.

- Pierwszy raz widzę kogoś z waszej rodziny. – przyznał, gdy Filip pokazał mu swój dowód, aby się zarejestrować. – Nikt nie odwiedza go od bardzo dawna. Na pewno się ucieszy z wizyty wnuka.

Filip chłodno skinął głową czując wyrzuty sumienia. Powinien wcześniej o tym pomyśleć a nie tylko teraz. Jego dziadek może popełnił błąd, ale nie był przecież wyrzutkiem a własna rodzina potraktowała go jak pariasa. A od Adama nikt się nie odwrócił a przecież też zabił. I to kolejnego Wernera. Podczas czekania niepewnie rozglądał się po sali przyjęć. Było trochę osób nie wykluczając strażników, którzy stali w odpowiedniej odległości. Jego dziadka przyprowadzono po jakiś piętnastu minutach. Był to starszy zmęczony życiem człowiek. Filip nie wiedział kogo się spodziewać, ale na pewno nie takiego widoku. Starszy pan poruszał się ostrożnie opierając na silnym ramieniu strażnika. Nie spodziewał się żadnej wizyty. Kiedy naczelnik powiedział mu, że przyszedł do niego wnuk nie krył zaskoczenia. Był przekonany, że rodzina dawno się go wyrzekła. Z trudem ukrywał swoje wzruszenie na widok najmłodszego Chojnackiego. Najmłodszy syn jego syna był strasznie do niego podobny za młodu. Widywał go w telewizji, ale to nie to samo, co widok na żywo.

- Nie spodziewałem się któregokolwiek z was. – odparł ostrożnie siadając na ławce naprzeciw chłopaka. Strażnik stanął kilka metrów dalej przysłuchując się rozmowie. – Więc może powiesz mi z czym przyszedłeś chłopcze? – Głos mężczyzny nie zachęcał do rozmowy, ale Filip nie przejął się tym za bardzo. Potrzebował tej rozmowy i musiał doprowadzić ją do końca.

- Chce wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się dwadzieścia pięć lat temu. – Pytanie chłopaka zaskoczyło mężczyznę. Do tej pory nikt nigdy nie zadał tego prostego z pozoru pytania. Wszyscy go ocenili i osądzili wtrącając do więzienia i odbierając własne życie. Nikt nie przejmował się tym, co chciał powiedzieć. Poddał się zanim zapadł wyrok. Nie widział szansy na normalne życie bez kobiety, która została zamordowana.

- Myślałem, że wszystko zostało powiedziane.

Mężczyzna wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru niczego ułatwiać chłopakowi, dopóki nie dowie się po co naprawdę tu przyszedł. Mimo, że był w zamknięciu słyszał, co działo się na świecie. Wiedział, że jego starszy brat zamordował najstarszego Wernera i uszedł bezkarnie. On też mógł wtedy to zrobić. A jednak poddał się bez walki wierząc w ramię sprawiedliwości. I żałował tego każdego dnia spędzonego w więzieniu.

- Nie do końca. – Filip musiał zachować cierpliwość. Domyślał się skąd brała się ta oschłość i przyznał, że zasłużył na to. Nie był wnukiem roku, ale postanowił to nadrobić. Jego dziadek był jedynym kluczem do prawdy. – Widziałem wszystko, co było do obejrzenia z tamtej głośnej sprawy, ale to tylko spekulacje. Sam nie wiem ile prawdziwych dowodów było wziętych pod uwagę i co skazało Cię na dożywocie. Dzisiaj byś został na pewno uniewinnienie.

- Mówisz to na przykładzie swojego brata? – zauważył chłodno mężczyzna a Filip smętnie pokiwał głową. Jego brat mimo niepodważalnych dowodów został oczyszczony z zarzutu. Jedynie jego przyznanie się do winy mogło cokolwiek zmienić a nie wierzył w to, że to nastąpi kiedykolwiek. Zbyt dobrze zdążył poznać swego brata i to z nienajlepszej strony. – Powiedz dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy? Jednak radzę abyś był ze mną szczery. Rozpoznam kiedy kłamiesz.

- Chodzi o kobietę. – odezwał się czując, że własnemu dziadkowi może zaufać i wiedział, że się nie myli. Ten mężczyzna przed nim dobrze poznał życie i będzie wiedział jak mu pomóc a w tym wypadku uczciwość była najlepszym doradcą. – Nazywa się Marta Werner. – Mężczyzna z zaskoczeniem spojrzał na wnuka, ale i ciekawością. Słyszał, że Kornelia miała wnuczkę niezwykle do siebie podobną. Był ciekaw czy naprawdę tak jest. – Jesteśmy ze sobą, ale w ukryciu. Wierzymy, że jeśli uda nam się rozwiązać sprawę tego, co się stało dwadzieścia pięć lat temu to wówczas nic nie będzie stało na przeszkodzie.

- Po za Adamem. – wtrącił logicznie a Filip przytaknął.

Rozmowa z dziadkiem zaczynała się rozkręcać. Filip streścił w skrócie swój związek z Martą i opowiedział o niej. Pokazał mu nawet zdjęcie dziewczyny, które mu podarowała. Jego dziadek nie krył wzruszenia. Plotki były prawdziwe. Była niezwykle podobna do swojej babci.

- Nie zabiłem Kornelii Werner. – odezwał się w końcu głęboko poruszonym głosem.

Czuł się jakby był na jakieś spowiedzi, chociaż to nie była rozmowa z księdzem. Już wcześniej próbował mówić prawdę, ale nikt mu nie uwierzył. Miał nadzieje, że tym razem będzie inaczej. – Znałem ją, gdy nosiła nazwisko Laśkiewicz. Była najpiękniejszą dziewczyną na wydziale psychologii jaka miałem okazje poznać i miała jedną wadę. Była dziewczyną mojego przyjaciela Kryspiana Łajeckiego. – Filip zmarszczył brwi. Skądś znał to nazwisko, ale nie umiał sobie przypomnieć. Podczas, gdy starszy pan opowiadał on notował wszystko dokładnie. Później w domu wszystko na spokojnie sobie przeczyta i przeanalizuje. – Kornelia była niezwykle urodziwa, ale nie sprawiała wrażenie szczęśliwej. Mówiła, że to rodziny ją zaręczyły a ona nie chciała tego ślubu. Pragnęła być wolna i szczęśliwa, ale nie sądziła, że będzie jej to dane. Gdy niespodziewanie jej związek z Kryspinem się rozpadł koło niej pojawił się nowy amant. Nie zdążyłem pokazać jej moich uczuć. Szybko zaszła w ciążę i wyszła za mąż. W tym czasie my we trójkę razem z jej mężem założyliśmy kancelarię. Bardzo szybko zdobyliśmy popularność i klientów a każdy z nas specjalizował się w czymś innym. Byliśmy młodzi i pewni siebie. Nie przeczuwaliśmy żadnych niebezpieczeństw i wówczas wydarzyła się pierwsza tragedia. Z depozytu, które chroniliśmy zginęły pieniądze bardzo wpływowego klienta. To był dopiero początek dramatu, który rozegrał się na naszych oczach i zniszczył wszystko. Pamiętam, że dzień przed tragedią Kornelia błagała mnie o spotkanie. Mówiła zrozpaczonym głosem, że wie kto ukradł pieniądze, ale nie ma na to żadnych dowodów. Nigdy się nie dowiedziałem kto to zrobił. Nigdy też nie dowiedziałem się kto zabił kobietę. Gdy pojechałem do niej nie było nikogo prócz niej. Jej matka wyszła z wnuczką na spacer. Nie pamiętam, co właściwie się stało. Wiem tylko, że Kornelia była mocno wystraszona i błagała mnie abym wyszedł. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Poczułem ostre uderzenie w tył głowy. Słyszałem krzyk Kornelii i jej błaganie o litość. Kiedy się ocknąłem leżałem z rękoma skutymi na plecach. Wszędzie było pełno krwi. Gdy zobaczyłem ciało ukochanej kobiety zebrało mi się na mdłości. Widok był przerażający. Kornelia była półnaga. Widać było, że zwyrodnialec zgwałcił ją zanim postanowił zamordować. Dostała trzy ciosy nożem. Nie miała szans na przeżycie. Po prostu się wykrwawiła a ja nie zdołałem jej pomóc. Dlatego właśnie się poddałem i przestałem walczyć. Wszystko było zbyt trudne dla mnie. Musisz mi uwierzyć. – spojrzał na Filipa tak błagalnie, że chłopak nie mógł oderwać swojego wzroku. – Prędzej bym siebie zabił niż Kornelię. Nie miałem powodu aby ukraść te pieniądze ani zabijać dziewczyny, którą kocham.

I Filip uwierzył. Wyczuł, że mężczyzna musiał być z nim szczery. Nie rozumiał jak można skazać człowieka na dożywocie nie sprawdziwszy wszystkich dowodów. Gdy dwie godziny później w domu analizował jeszcze raz usłyszaną historię i porównywał ją z wcześniej usłyszanymi informacjami. Zeznanie jego dziadka było bardzo dokładne, ale różniło się od tego, co powiedział w sądzie na drugiej rozprawie. Tam całkowicie zmienił swoje zeznania przyznając się do winy. Teraz Filip rozumiał dlaczego. Jego własna rodzina i przyjaciele odwrócili się od niego. Pół roku po tych wydarzeniach zmarł na zawał jego przyjaciel. Mama Marty została sierotą. Teraz musiał zasięgnąć języka u źródła. Dzięki swojemu nazwisku szybko dowiedział się, kto pracował nad sprawą Kornelii Werner a mężczyzna nadal pracował na komisariacie. Godzinę później już parkował samochód na warszawskim Mokotowie, gdzie znajdował się komisariat policji. Z trudem udało mu się znaleźć wolne miejsce na parkingu. Nienawidził jeździć po mieście i unikał tego, gdy tylko mógł. Na miejscu powitał go sympatycznie wyglądający ciemnowłosy mężczyzna. Przedstawił się jako Rafał Bodecki, który pracował w wydziale zabójstw.

- Kazimierz Bodecki z którym chciałeś się zobaczyć jest moim ojcem. – wyjaśnił mu Rafał, gdy po przejściu na Ty weszli do gabinetu chłopaka. Różniło się od miejsc do, których przywykł Filip, ale podobało mu się. Jedyna rzecz świadcząca o jakimkolwiek luksusie była nowoczesnym laptopem. Reszta była całkowicie skromna. – Niestety został postrzelony i obecnie przebywa w szpitalu. Postaram się jednak pomóc w miarę możliwości.

- Bo widzisz to dość stara sprawa. Sprzed dwudziestu pięciu lat. – wyjaśnił mu niepewnie Filip i opowiedział wszystko.

Nie był przekonany czy to cokolwiek pomoże i czy nie będzie musiał czekać zanim jego ojciec wyjdzie ze szpitala, ale na szczęście Bodecki był zdolnym człowiekiem i bardzo zorientowanym w sprawach ojca.

- Odezwę się do Ciebie w ciągu trzech dni jeśli się czegoś dowiem. – dodał na pożegnanie. Na spotkanie z Martą Filip jechał z nadzieją.

Czuł, że jeśli uda mu się rozwiązać te zagadkę nie tylko będą mogli być razem, ale również oczyszczą zarzutów dobre imię niewinnego człowieka i uwolnią go z więzienia. Postawił sobie trudne zadanie, ale był pewny swego. Po raz pierwszy miał cel i zamierzał go osiągnąć. Nic innego się nie liczyło.

***

Stan Wernera powoli poprawiał się.
Gdy następnego dnia późnym popołudniem Marta wychodziła od ojca zobaczyła, że było z nim zdecydowanie lepiej. Bez marudzenia zjadł cały obiad i nawrzeszczał na młodą pielęgniarkę, która nie chciała dać mu kawy. Wrzeszczenie było oznaką zdrowia jej ojca. Nie mówił o tym, co próbował zrobić ani dlaczego chciał się zabić. Ona również nie pytała, ale miała żal do ojca. Tak nie wiele brakowało a straciłaby Filipa na zawsze. Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego chłopca, którego kochała nad życie. Wczoraj wieczorem Filip całkowicie ją zaskoczył. Przygotował jej romantyczną kolacje i wręczył pierścionek zaręczynowy.

- Nie mamy nic do stracenia kochanie. – Mówił do niej, gdy wkładał go na jej palec.

Była naprawdę wzruszona. Nigdy wcześniej nie czuła takiego szczęścia. Był też i strach. Pojawiał się za każdym razem, gdy myślała, że jej się uda. Filip zrelacjonował jej całe zdarzenie z odwiedzin w więzieniu u dziadka. Po długim wahaniu zgodziła się aby go odwiedzić. Nie była pewna czy dobrze robi, chociaż Filip wierzył w niewinność dziadka. Miała cichą nadzieję, że nie mylił się. Zbyt wiele było niedomówień w tej historii a ona liczyła na szczęśliwe zakończenie.

- Och jesteś już Martuś. – Niania powitała ją u progu trzymając w dłoniach paczkę. – Przyszło do Ciebie dzisiaj wieczorem a i masz gościa.

Dziewczyna nie kryła zaskoczenia, gdyż nic nie zamawiała ostatnio. Paczka była nie duża, ale dość ciężka owinięta zwykłym szarym papierem. Nie znalazła nigdzie adresu zwrotnego. W salonie czekała na nią kolejna z niespodzianek w postaci Sebastiana. Nie widziała go od dłuższego czasu. Jak tylko związała się z Filipem postanowiła zakończyć znajomość z chłopakiem. Był wściekły, ale myślała, że ją zrozumiał.

- Niestety nie ma w domu żadnego z chłopaków. – powiedziała sądząc, że to właśnie do nich przyszedł Sebastian.

Nie zauważyła dziwnego błysku w oku chłopaka.

- Chcesz powiedzieć, że jesteś całkiem sama w domu? – spytał nieswoim głosem. Nie wyczuwając niebezpieczeństwa dziewczyna przytaknęła mu. To wystarczyło.

Sebastian nie należał do osób, które lubią odmowy. Wtedy to był on, gdy ją zostawił po raz pierwszy, ale sytuacja była inna. Zależało mu na tym związku. Gdy Marta niespodziewanie go rzuciła nie krył swojej wściekłości. Wiadomość z kim spotyka się dziewczyna doprowadziła go niemal do furii. Nie spodziewał się tego, ale miał niezbity dowód. Krzyknęła niespodziewanie, gdy uderzył ją w twarz. Spojrzała na niego z furią w oczach.

- Jak śmiesz... - rzuciła, gdy dopadł ją w trzech susach.

Ze strachem poczuła jego dłoń na swojej szyi. Zaczynała żałować tego, że powiedziała mu o tym, że jest sama. Zaklęła zła na siebie.

- To Ty jak śmiesz puszczać się z Chojnackim. – wygarnął jej ze złością. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.

Nie spodziewała się, że Sebastian odkryje prawdę. Gdy ją puścił cisnął w nią jakieś zdjęcia. To była ona i Filip. Kilka razy spotkali się na mieście, ale myśleli, że zachowali wszelką ostrożność. Nie miała pojęcia, kiedy te zdjęcia zostały zrobione. Uklękła łapiąc oddech i próbując się pozbierać.

- Skąd to masz? – spytała cicho. W głowie jej szumiało i próbowała zebrać myśli. Stała się jedna z rzeczy których się obawiała.

- Od dobrego przyjaciela. – przyznał z rozbawieniem obserwując jej strach. Kiedy otrzymał te zdjęcia już wiedział jak je wykorzysta. Wernerowa zrobi wszystko aby te zdjęcia nie trafiły w ręce któregokolwiek z braci. W ten sposób miał ją całkowicie w garści. – Jest fotografem i bywa w ciekawych miejscach.

- Śledziłeś mnie. – zamachnęła się chcąc go uderzyć, ale złapał ją za rękę ściskając boleśnie. Skrzywiła się z bólu, gdy przyparł ją do ściany.

Nigdy nie bała się Sebastiana, ale teraz zaczynała.

- Nie ja cię śledziłem. – syknął przez zaciśnięte zęby.

W tym momencie młoda Wernerowa wydawała mu się łakomym kąskiem, ale wolał mieć ją z własnej woli. Chciał aby całkowicie mu się poddała. – Ktoś robił to na zlecenie a ja otrzymałem ciekawy plik zdjęć. Od Ciebie zależy jak je wykorzystam.

- Co zamierzasz zrobić? – spytała cicho zrezygnowanym głosem. Głośno wciągnęła powietrze, gdy ręką dotknął jej piersi. Ta pieszczota przyprawiła ją o mdłości. Wyobraziła sobie Filipa na jego miejscu, ale to nie było łatwe.

- Masz zostawić tego smarkacza i ogłosić nasze zaręczyny. – rozkazał wyniośle puściwszy dziewczynę. Nie zwrócił uwagi na jej łzy. Ta bezradność jedynie go bawiła. Zawsze wykorzystywał słabość kobiet. Wiedział jak grać aby postawić na swoim a Marta była dla niego łatwym przeciwnikiem. – Masz na to siedem dni. Jeśli tego nie zrobisz te zdjęcia wylądują na biurku u Patryka. – uśmiechnął się złośliwie widząc jej rozpacz.

Wyszedł zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Rozpłakała się zapominając o paczce, którą rzuciła w kąt po przyjściu do domu. Od razu zadzwoniła do Filipa i opowiedziała mu o wszystkim urywanym od płaczu głosem. Chłopak był wstrząśnięty.

Pojawiła się u niego zaraz po telefonie. Była szczęśliwa, gdy trzymał ją w ramionach i tulił do siebie. Pokazała mu kilka zdjęć, które przyniósł jej i powiedział, że ma kopie.

- Widziałem te zdjęcia. – Filip nie krył swojego zaskoczenia, gdy mu je pokazała.

Podobne zdjęcia nie tak dawno pokazał mu sam Adam, gdy powiedział, że wie o jego związku z Martą. Tymi zdjęciami zmusił go do studiowania prawa. Zaklął pod nosem. Kimkolwiek jest Sebastian nie gra za czysto angażując się w dwa fronty. Ich sytuacja nie wyglądała najlepiej. – Nie damy mu się rozumiesz. – odparł czule ze smutkiem widząc jej rozpacz. Domyślał się jak ona to przeżywała. Nie chcieli przecież nic złego. Pragnęli jedynie być razem. I mieli nadzieję, że im się uda. – To on ci je pokazał? – Marta bezradnie skinęła głową. Była naprawdę zrozpaczona i nie spodziewała się tego wszystkiego. Musieli jakoś wydostać się z tej sytuacji zanim prawda dojdzie do jej braci. Obawiała się najbardziej Patryka. Ich stosunki wyglądały trochę lepiej i nie chciała aby coś je zepsuło. Patryk strasznie zmienił się pod wpływem Magdy. – Nie poddamy się słyszysz. – Ujął jej brodę w dłonie i zmusił aby spojrzała mu w oczy. W jej wzroku widział rezygnacje, ale i nadzieję. – Nie pozwolimy nikomu zniszczyć naszej miłości. Pobierzmy się. Im szybciej tym lepiej.

- Mam wyjść za Ciebie za mąż? – Nie kryła zaskoczenia, ale i wzruszenia. Naprawdę chciała spędzić z Filipem całe życie i wiedziała, że to ten jedyny. Oddała mu nie tylko swoje serce, ale i ciało. Nigdy nie będzie należała do żadnego mężczyzny. – Jesteś pewien, że tego chcesz?

- Jak nigdy na świecie. – Wargami musnął jej usta w ciepłym i delikatnym pocałunku. Poczuła jak dreszcz rozkoszy przenika przez jej ciało. Ręka Filipa zaczęła leniwie gładzić jej plecy. – Gdy zostaniemy małżeństwem łatwiej uporamy się z zagrożeniem w postaci Sebastiana. Twoi bracia na pewno bardzo mu ufają. – przytaknęła jego słowom poddając się jednocześnie zmysłowym pieszczotom chłopaka. – Te zdjęcia dostałem od Adama. Były identyczne a więc w jakiś sposób musi współpracować z moim bratem. – Marta zmarszczyła brwi i spojrzała czujnie na Filipa. Nie wierzyła żeby Sebastian mimo swojego okrucieństwa współpracował z Chojnackim a jednak coraz częściej ukazywał swoje drugie oblicze. Szantażem próbował zmusić ją do posłuszeństwa i wiedział, że w tej sprawie nie poskarży się braciom.

- Masz racje. – drżąc cała przytuliła się do niego. W jego ramionach czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że on jej nie skrzywdzi ani na to nie pozwoli. – Filipie Chojnacki z przyjemnością zostanę Twoją żoną. – oświadczyła i nachyliła się aby go pocałować.

Świat przestał się dla nich liczyć wraz z dotknięciem warg.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro