Blizna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tej nocy w rezydencji Malfoyów nikomu nie było dane spać spokojnie. Draco po doprowadzeniu się do względnego porządku, udał się do sypialni obok, szybko zapadając w głęboki sen. Nadmiar skrajnych emocji wywołał u niego nie małe zmęczenie, powieki miał niczym z ołowiu, tak więc z wielką przyjemnością zapadł się w miękką pościel. Około 3 w nocy ciszę zakłóciły pierwsze krzyki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Wdarły się w podświadomość Malfoya niczym zimne szpikulce, szybko sprowadzając go na ziemię. Poderwał się do siadu w pełnej gotowości i nasłuchiwał.

Kolejne odgłosy rozpaczy, na przemian z postękiwaniami dotarły do jego uszu. Czyli jednak mu się nie wydawało. Harry darł się wniebogłosy, Merlin tylko wie z jakiego powodu. Na pewno nie był świadom, że budzi tym samym wszystkie portrety, skrzata, kończąc na samym Draco, bo nikt o zdrowych zmysłach celowo by się tak nie wydzierał. Tak więc właściciel dworu bez wahania poderwał się na nogi, żeby skontrolować sytuację. Już łapał za klamkę, kiedy nastała cisza, a potem coś co sprawiło, że zimny pot spłynął mu po karku, a całe ciało zesztywniało.

Harry szeptał coś gorączkowo, jakby w męczarniach.

- Tylko nie on.. Wszyscy, ktokolwiek. Weź każdego, nawet mnie!

- Nie odbierzesz mi go, rozumiesz? Nie po tych wszystkich latach spokoju, zasłużyłem sobie na nie!

Szepty z powrotem przerodziły się w gorączkowy, wręcz agonalny krzyk.

To był impuls, dzięki któremu Draco wparował do środka, dopadając wręcz do ciała Pottera. Harry jawił się na wytwornym dywanie jako ciemna, rozedrgana materia.

- Lumos- Mruknął Draco, a gdy w pomieszczeniu pojaśniało, z wrażenia ugięły się pod nim kolana.

Gałki oczne Pottera błyskały przekrwionymi białkami, do tego z ust toczyła mu się biała piana. Całość wyglądała na coś podobnego ataku padaczki, przez całe jego ciało przebiegały dreszcze, a kręgosłup niebezpieczne wyginał się w łuk.

Malfoy widział coś takiego w życiu tylko raz, gdy czytał jeszcze w Hogwarcie książkę z działu ksiąg zakazanych, dotyczącą skutków ubocznych klątw. Słyszał wtedy plotki, wiedział, że Harry przez wzgląd na połączenie z Voldemortem miewa właśnie podobne problemy, ale nigdy nie udało mu się na to znaleźć choćby wskazówki prowadzącej do rozwiązania.

Teraz też był bezradny. Klęczał obok Pottera i trzęsącymi dłońmi podtrzymywał mu głowę, aby nie wyrządził sobie jeszcze większej krzywdy. Czekał, aż atak ustąpi i czuwał, nic innego nie mógł zrobić.

- Harry, pewnie mnie nie słyszysz, ale będzie dobrze- Powiedział nieśmiało, niezbyt do tego przekonany.

- Jestem przy tobie, chociaż pewnie dla ciebie to pewnie bardziej wada niż zaleta- Uśmiechnął się ponuro, będąc pewnym, że do Pottera i tak nic raczej nie dociera, bo dalej majaczył i miał drgawki.

Jednak na dźwięk głosu Dracona, po chwili wyraźnie zaczął się uspokajać. Rozedrgane mięśnie zwalniały stopniowo, oddech się normował, a tak bardzo dobrze znany Malfoyowi odcień oczu Pottera mignął w blasku wątłego światła. Pod wpływem głaszczących go po karku zimnych dłoni i spokojnego tonu głosu, Harry odzyskiwał świadomość. Cały atak trwał około 20 minut, jednak dla obydwu z odmiennych powodów była to wieczność. Brunet zamrugał parę razy, po czym spróbował się gwałtownie poderwać.

- Gdzie ja jestem? Co tu robię? - Ostry ton Harrego przyprawiał o zimne poty, z jego twarzy można było wyczytać ogromne zdziwienie,pomieszane ze strachem.

- Spokojnie, nie ruszaj się. Znajdujesz się w rezydencji Malfoy Manor, przed chwilą lunatykowałeś, przez co mocno się uderzyłeś, potrzebujesz odpoczynku.- Wyrecytował spokojnie, aczkolwiek stanowczo Draco.

Nie do końca był przekonany do mówienia w takim momencie całej prawdy. Teraz jego priorytetem było uspokojenie sytuacji, resztą będzie się martwił z rana.

- W porządku - Stwierdził nagle Potter.

Jego postawa w krótkiej chwili zmieniła się o 180 stopni, jakby przez cały ten czas dalej miał przywidzenia.

- Tylko zostań tu ze mną- Wyszeptał ostatnim tchem i stracił przytomność w ramionach Malfoya.

* * *

Poranne słońce bezdusznie wdarło się pod powieki Harrego. Jedyne co pamiętał, to że poprosił o nocleg ostatnią osobę, która powinna mu przyjść do głowy, reszta spowita została czarną mgłą, jakby za pomocą zaklęcia obliviate, rzuconego przez niewprawionego czarodzieja. Czuł duży wewnętrzny niepokój, pomieszany z osobliwą sztywnością całego ciała, ale nie pamiętał nic, totalna pustka. Poruszył się nieznacznie i właśnie wtedy zrozumiał, że to nie kwestia samego przeczucia, a stało się coś bardzo złego.

Przeszył go niesamowicie ostry ból wzdłuż kręgosłupa, ogarnęło go uczucie, jakby ktoś całą noc bezlitośnie obrzucał go kamieniami. Otworzył usta, żeby zawołać po pomoc, lecz wydobył się z nich tylko ochrypły jęk. W pełni świadomości zarejestrował już wszystko. Blizna na czole pulsowała mu tępym bólem, cierpienie odbierało mu dech w piersiach, ale nie mógł krzyczeć, był bez sił. Na to krztuszenie się, z fotela obok łóżka poderwał się przysypiający Draco. Dopiero gdy dopadł w pośpiechu materaca, Potter zrozumiał, że był z nim tu zapewne od paru godzin. Skoro nawet Malfoya interesował jego los musiało być dramatycznie, Harry doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

- Jak się czujesz? - Zapytał gorączkowo Draco.

Platynowe włosy miał potargane na wszystkie możliwe strony, co było ekstremalnie rzadkim widokiem, a fioletowe sińce pod oczami dodawały gotyckiego klimatu jego aparycji. Rękawy białej, wymiętej koszuli miał podciągnięte aż za łokcie, a za jego plecami stał prowizorycznie przygotowany zestaw do warzenia eliksirów. Z mosiężnego kociołka, ustawionego na pojedynczym palniku buchała para, przysłaniająca powierzchnię bulgoczącego płynu.

- Tylko nie wstawaj i staraj się mówić zdawkowo. Masz bardzo wysoką temperaturę, do tego żaden eliksir, bądź zimne okłady nie pomagają. Właśnie warze mój własny przepis, ale to już ostatnia nadzieja. - Przestrzegł chorego.

- Wody - Wychrypiał Potter w odpowiedzi, wyciągając chwiejnie dłoń.

Na te słowa Draco pstryknął palcami, po czym u jego boku pojawiła się skrzatka, wraz z po brzegi pełnym dzbankiem i szklanką, jakby czytając swojemu Panu w myślach.

- Dziękuje Matyldo- Odrzekł i drżącymi dłońmi samodzielnie napoił Harrego, pilnując aby ten się nie zachłysnął.

- Lepiej?- Zapytał troskliwie.

- Tak myślę.- Odparł niemrawo Potter.

W rzeczywistości jedyne co uległo poprawie, to najzwyczajniej większa swoboda w mówieniu, ale postanowił nie użalać się, a tym bardziej zdradzać z zagadkowym bólem blizny. Walczył sam ze sobą, żeby nie przycisnąć dłoni do tego miejsca na czole, jak i w ogóle leżeć spokojnie.

- Miałeś tak jakby, atak? Tak to można nazwać. Tak myślę- Zaczął opowiadać Draco, domyślając się jakie pytanie zostałoby mu zaraz zadane.

- To zaczęło się około 3 w nocy, krzyczałeś przeróżne rzeczy, ciężkie do zrozumienia. Potem zaczęły się drgawki i kiedy po wszystkim zasłabłeś, pomyślałem, że to może zwykła mugolska epilepsja. Jednak jak już cię położyłem, to dostałeś bardzo wysokiej gorączki, szczerze mówiąc kiepsko to wyglądało. Zwłaszcza, że żaden z moich sposobów nie pomógł, no i nie dało się ciebie wybudzić. W końcu zasnąłeś, ale zacząłem warzyć moją miksturę, która lada moment powinna być gotowa, a czekając przysnąłem w fotelu- Usprawiedliwiał się dalej.

Zastanawiał się ile faktycznie powiedzieć Harremu z tego co zaszło, w końcu postawił na prawie całkowitą szczerość. To zbyt poważne, żeby nie miał bladego pojęcia co się z nim dzieje, zwłaszcza jeśli nic nie pamiętał. Tylko te przerażające szepty i głaskanie po karku postanowił zostawić dla siebie, w końcu to nie jest jakoś zasadniczo ważne. W istocie, to że Harry będzie wiedział na temat tej dziwnie intymnej sytuacji tylko tyle, ile Draco uzna za słuszne, było dla niego ogromnym plusem.

- Naprawdę nie musiałeś mi tak pomagać, to aż niewiarygodne jak wiele zamieszania zdążyłem narobić. Przepraszam cię i jednocześnie jestem niesamowicie wdzięczny- Odparł skruszony Harry.

Postanowił na ten moment przesadnie nie analizować sytuacji, ani też nadinterpretować troski jaką został obdarzony. Poziom zażenowania sobą samym i tym jak wielu kłopotów przysporzył Merlina winnemu Draco i tak był bardzo wysoki.

-Nie było tak źle, zasadniczo przespałem praktycznie całą noc, więc nie masz się czym przejmować - Malfoy machnął lekceważąco ręką w odpowiedzi.

-Na razie skupmy się na tym czy mój eliksir postawi cię na nogi, bo dziś poniedziałek, czyli jeśli się nie mylę dzień pracujący -Stwierdził, po czym pochwycił kociołek z wyłączonego już palnika i pipetą umieścił zielonkawy płyn w fiolce.

-Można to nazwać mocniejszą wersją eliksiru pieprzowego. Składniki są podwojone, oprócz tego uzupełniłem przepis paroma ingrediencjami. Moja hipoteza jest taka, że atak został wywołany urazem głowy z wczoraj, a organizm z wycieńczenia sobie wszystko odreagowywuje. - Mówił, podając jednocześnie Potterowi leczniczą miksturę.

Gdy tylko ostatnia kropla remedium opuściła naczynie, gorączka ustała. Harry poczuł się jakby ktoś zdejmował z niego bardzo ciężki i gruby koc, zabierający mu energię. Nim jednak zdążył wstać, rozpływając się w podziękowaniach, zgubne uczucie zagościło w nim z powrotem. Nie rozumiał co to wszystko oznacza ani co mu dolega, ale jednego był pewien. Żadne syropy nic nie wskórają, skoro nawet ten uważony przez wybitnego w eliksirach Dracona, miał chwilowy efekt.

- Nic z tego nie pojmuje- Zmarszczył czoło mistrz eliksirów.

- Ja tym bardziej, ale nic nie szkodzi. Poradzę sobie, może trzeba to przespać jak zwykłą grypę- Stwierdził głupkowato chory.

- Masz racje, nie pozostaje nam nic innego niż czekać. - Odpowiedział rzeczowym tonem Malfoy.

-Czekać? To nie wybierasz się dziś do ministerstwa? - Zdziwił się Harry.

- Ja, ee mam urlop, tak jakby, więc jakoś wykorzystam ten czas. Będę w bibliotece, gdybyś się lepiej poczuł, Matylda cię zaprowadzi, musisz ją tylko zawołać. Wysłać sowę do twojego departamentu, z informacją o nieobecności ? - Zaoferował Draco.

- Nie będę ci już zawracał tym głowy, zaraz wyślę patronusa. Jakbyś mimo wszystko miał jakiekolwiek plany na dziś, to mną się nie przejmuj, poradzę sobie- Zapewnił brunet, pokasłując.

- Jasne, akurat i tak chciałem poczytać -Draco przestudiował jego stan po raz ostatni i wyszedł z sypialni.

Tak naprawdę urlop miał zaplanowany dopiero na sierpień i wiedział, że w ministerstwie będzie musiał gęsto tłumaczyć się z tej nieobecności. Nie wyobrażał sobie zostawić Pottera samego w takim stanie, nikt poważny by tak nie postąpił. Jednak musiał skłamać, bo jakie miał inne wyjście? Powiedzieć od tak sobie : wiesz co Harry zostanę, bo wyglądasz jak śmierć i odzywają się moje opiekuńcze instynkty? Ten dumny gryfon z krwi i kości nigdy by się na to nie zgodził, dodatkowo mógłby nabrać podejrzeń.

Co prawda umówili się na nowy początek, pewnego rodzaju przyjaźń, ale Draconowi nie było w niej wygodnie. Czuł się nie na miejscu, niedopasowany. Zawsze zimny i zjadliwy, teraz miał odsłonić swoje prawdziwe ja, akurat przed nim, przy czym starał się wypaść wiarygodnie. W zasadzie nic z tego nie było prawdziwe, bo Potter był rozbity i przyjąłby dach nad głową od każdego, a on odgrywał tylko kumpla, tak naprawdę nie odnajdując się w tej roli, przez wzgląd na swoje uczucia.

To bolało, a taki ból serca uśmierzyć mogły tylko godziny w bibliotece, jak to zwykł robić. Ślizgon uwielbiał alchemie i inne ścisłe przedmioty, a czytanie książek o tej tematyce zawsze koiło jego nerwy. W zasadzie nie do końca odnajdywał się na swojej posadzie w ministerstwie. Od zawsze marzył o zawodzie związanym z medycyną, chciał pomagać innym, ale wiedział, że jego reputacja i uprzedzenia innych czarodziei nigdy na to nie pozwolą. Na ten moment po prostu wziął z półki interesujący go tytuł, zapadając się w czarnym, skórzanym fotelu.

Harry został sam ze swoimi myślami, wgapiając się w tępo w czerwony baldachim, podwieszony na drewnianych kolumnach łóżka. Wydawało mu się, że jest około 8 rano, patronus dojdzie z opóźnieniem, przez co wszyscy będą na niego czekać na marne, na bardzo ważnym zebraniu. On sam jest nie do życia, wszystko się sypie, a no i Draco Malfoy zdecydowanie mu nałgał.

Harry przecież nie był taki głupi, posiadał choć odrobinę zdrowego rozsądku, nawet jeśli miał około 40 stopni gorączki i zbierało mu się na wymioty. Najpierw Draco bez problemu go ugaszcza, robi za niego większość rzeczy, potem czuwa nad nim całą noc, przyrządzając mu w pocie czoła leki, na koniec stwierdza, że akurat ma urlop i będzie cały dzień siedział w książkach. Ładne bajki, ale nabrałby się na nie co najwyżej 5 latek. Cała sytuacja zaczęła mu się składać w ciąg powiązanych zdarzeń. Wieczór przed akurat też był w barze, przychodząc mu na ratunek, a dziś Harry leży przykuty do łóżka, po tajemniczym ataku, z rozdzierającym bólem znaku na czole. W normalnych okolicznościach, gdyby to był ktoś inny poczułby się zaopiekowany i zapatrywałby w tym silnych fundamentów przyjaźni, jednak tutaj jawił mu się podstęp.

Wiedział jak wiele lat minęło, dlatego nie brał irytującego pieczenia znaku do siebie, jednak czy to może być przypdek? Na co dzień nie był szczególnie spostrzegawczą osobą, to zawsze Hermiona służyła mu za kogoś, kto odczytywał intencje innych, dlatego teraz żałował, że go przy niej nie ma. To go skłoniło do wysłania Matyldy, żeby poinformowała jego przyjaciół gdzie się znajduje.

Jest im winny tą wiedzę, jak i w ogóle stały kontakt. Przez tak wiele lat byli dla siebie nawzajem oparciem, że teraz samotnie w tym pokoju czuł się jak bez ręki. Skrzatka przybyła na jego zawołanie, wysłuchała go z uwagą, po czym zniknęła za jednym mrugnięciem. Liczył, że kiedy poczuje się lepiej spotka się z Hermioną, a ona pomoże mu zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Na razie jednak postanowił trzymać Malfoya na dystans. Kiedy wstrząsnął nim kolejny dreszcz, zmusił się do zamknięcia oczu, dzięki czemu udało mu się zasnąć.

                                                                                    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro